Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Runiczne Opowieści

Tiwaz

Autor:Tamaya
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-08-17 21:43:47
Aktualizowany:2005-08-17 21:43:47


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pod przewodnictwem Tiwaz


Trzeba nie zbaczać z wytyczonego celu,

Jeśli się chce odnieść sukces.

Iść za swą gwiazdą przewodnią do samego końca

I wierzyć w wygraną.


Noc była cicha i spokojna. Wyglądająca niczym morski potwór "Iguanna" pruła fale. Linsdil stał na dziobie statku w zamyśleniu gładząc szyję ozdabiającego go smoka, którego zwinięty ogon wieńczył rufę. Lekki wiatr rozwiewał jego jasne opadające na ramiona włosy. Twarz młodego mężczyzny o szlachetnych rysach i oczach koloru morza nieco zadumanych. Jego czoło ozdabiał diadem ze szmaragdowego klejnotu, w którym osadzona była złocista runa Tiwaz. Mężczyzna nosił wysokie buty z klamerkami i czarną jak cały jego strój kurtkę na tle, której bielił się kołnierz i wystające mankiety koszuli. Na szyi błyszczał mu złoty medalion z głową orła, a przy boku połyskiwało delikatne cienkie ostrze broni z ozdobną rękojeścią. Linsdil podniósł wzrok i spojrzał na świecące na niebie gwiazdy. Odszukał najjaśniejszą z nich Andromedę. Gwiazdę jego ukochanej, którą zostawił w Szmaragdowej Dolinie.

- Już niedługo. - westchnął cicho znowu spoglądając w morze. W tym momencie zbliżył się do niego kapitan "Iguanny" i położył mu rękę na ramieniu. Obaj mężczyźni byli wieloletnimi przyjaciółmi.

- Pewnie nie możesz spać, Linsdilu. - zauważył kapitan. - Wciąż myślisz o Andromedzie?

- Tak, Kriko. - odpowiedział zagadnięty nadal patrząc w morze - Z każdą chwilą cel naszej podróży jest coraz bliżej.

- Myślę, że przy dobrych wiatrach powinniśmy dotrzeć na miejsce o świcie. - stwierdził kapitan Kriko. - Może odpoczniesz jednak te kilka godzin.

Mężczyzna pokręcił przecząco głową.

- Nie sądzę, żebym był w stanie teraz zasnąć. - oznajmił - Muszę się przygotować na spotkanie z Amfitrytą.

***

Trzy lata wcześniej Linsdil zakochał się z wzajemnością w pięknej czarnowłosej Andromedzie mieszkającej w Szmaragdowej Dolinie i postanowił ją poślubić. Jako zaręczynowy podarunek przywiózł swojej ukochanej z zamorskich krajów piękny pierścień przedstawiający morskiego węża ze złota i szmaragdów. Nie wiedział, że na owym klejnocie ciąży klątwa rzucona przez owładniętą zazdrością morską istotę Amfitrytę, która pragnęła przybrać ludzką postać i zamieszkać pośród ludzi, lecz jedyny sposób jakim mogła to osiągnąć było zdobycie serca mężczyzny, czego nie udawało jej się do tej pory dokonać. Kiedy niczego nieświadoma Andromeda założyła ofiarowany jej przez ukochanego pierścień zapadła jakby w sen, który trwał nieustannie od tamtej pory i nikt nie był w stanie nic zaradzić. Linsdil chodził bardzo smutny rozpytując pomiędzy wszystkimi znającymi się na sztuce leczenia. Wreszcie trafił do maga, który po zapoznaniu się z całą historią i ujrzeniu tego pierścienia orzekł, że chcąc zdjąć klątwę mężczyzną musi odnaleźć Amfitrytę i nakłonić ją do tego. Zdradził też Linsdilowi jak ma odszukać jej siedzibę. Nie namyślając się wiele mężczyzna zaraz też udał się do swojego przyjaciela kapitana Kriko i poprosił go o użyczenie statku na co ten przystał chętnie, gdyż ciągnęła go przygoda. Tak rozpoczęła się długa podróż.

***

Wraz z nadejściem świtu oczom żeglujących ukazała się w oddali samotna posępna skała z jaskinią wystająca ponad toń oceanu. Myśląc o swojej ukochanej Linsdil nie czuł jednak strachu. Kiedy "Iguanna" podpłynęła w jej pobliże kazał spuścić łódź i zaczekać na niego.

- Muszę to załatwić sam. - powiedział, kiedy Kriko chciał mu towarzyszyć. Pożegnali się i Linsdil udał się w kierunku jaskini zagłębiając się w mroczną czeluść. Wkrótce dotarł do miejsca, gdzie nie było już wody. Skierował się schodami prowadzącymi w dół i po chwili znalazł się w przytulnej komnacie, gdzie ujrzała zielonowłosą kobietę. Powiodła po nim wzrokiem uśmiechając się z zainteresowaniem, jednak po mimo niemal ludzkiego wyglądu Linsdil czuł w niej coś nienaturalnego, a wręcz przerażającego. Z jej oczu biła bezwzględność osoby, która nie dopuszcza do siebie myśli o porażce, a głos był hipnotyczny i sykliwy, kiedy przemówiła:

- Witaj, żeglarzu. Widzę, że daleko odpłynąłeś od szlaków, które zwykli przemierzać twoi ziomkowie. Doprawdy cieszy mnie niezmiernie twoja wizyta. Czuje się taka samotna.

- Szukam Amfitryty. - odpowiedział Linsdil - Powiedziano mi, że tutaj znajduje się jej siedziba.

- Ach, wiec przybyłeś specjalnie do mnie. - odezwała się zielonowłosa - Tym bardziej mnie to cieszy.

Uśmiechnęła się zalotnie.

- Przybyłem prosić cię, żebyś zdjęła klątwę z mojej narzeczonej Andromedy, którą na nią rzuciłaś z pomocą tego pierścienia. - oznajmił Linsdil pokazując jej klejnot.

- Andromeda. - w głosie Amfitryty zabrzmiały jadowite tony - Czymże ona zasługuje na twoje uczucie? Czemu ci na niej zależy, Linsdilu? Nie sądzę, żeby była dla ciebie odpowiednią osobą. Zapomnij o niej.

- Nie zamierzam tego robić! - wykrzyknął Linsdil - Żądam, abyś zdjęła klątwę!

- Czy na pewno tego chcesz? - zapytała zbliżając się do niego i spoglądając zalotnie - Ja mogę ci zaoferować o wiele więcej. Spróbuj, a przekonasz się.

- Nie, Amfitryto! - odpowiedział Linsdil - Już zdecydowałem i nie zmienię zdania. Uwolnij Andromedę.

- Skoro nalegasz? - w jej głosie zabrzmiała jakby nuta zawodu. - Niechaj więc się stanie tak jak pragniesz. Gdy wrócisz do domu twoja ukochana będzie czekać na ciebie zdrowa. Jednak za nim odejdziesz zechciej chociaż wychylić ze mną pożegnalny puchar wina.

Podała mu z uśmiechem kielich.

- "Wkrótce zapomnisz o Andromedzie i będziesz mój" - Linsdilowi wydało się, że słyszy jej szept chociaż nie poruszyła wargami.

- Nie! - wykrzyknął upuszczając puchar - Nie wierzę ci!

Rysy twarzy Amfitryty zaczęły się zniekształcać.

- A więc skoro ja cię nie mogę mieć to nie dostanie cię żadna inna! - wykrzyknęła - Ten pierścień miał cię do mnie sprowadzić!

Przybrała postać wielkiego morskiego węża o rubinowych ślepiach i zaatakowała go. Linsdil zrobił unik i natarł na nią dobywając broni. Przez chwilę myślał, że mu się udało, gdy po jego cięciu bestia znikła w wodnej toni. Ruszył w kierunku łodzi, lecz wtedy Amfitryta znowu zaatakowała wciągając go w odmęty. Walka trwała długą chwilę z wynurzeniami za nim Linsdilowi udało się ostatecznie zadać morskiemu potworowi śmiertelny cios. Oddychając ciężko myślał o czekającej Andromedzie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.