Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Oda do Siepacza

Oda do Siepacza

Autor:Ariel-chan
Korekta:Inai
Serie:Rurouni Kenshin
Gatunki:Dramat, Fikcja
Uwagi:Self Insertion
Dodany:2005-08-17 23:51:47
Aktualizowany:2007-02-19 12:40:06



ODA DO SIEPACZA ^-^

"OPOWIEŚĆ O ZŁOTYM CZŁOWIEKU" (Bonus #1 do "Ariel's Diary nr 4" ^^)

W taką noc, ciemną, głuchą i ponurą, wszystko się może zdarzyć, a już tym bardziej to, co powtarza się prawie co noc. Co noc bowiem na ulicach, w ciemnych zakamarkach, zaułkach, słychać krzyki. Krzyk kolejnej ofiary, której dech zapiera w piersiach na widok nieznanej postaci. Na widok tych oczu złotych, przenikliwych, przerażających, morderczych. I nikt nie widzi w tych oczach nic więcej. Nikt... oprócz mnie. Ja widzę... Widzę smutek, żal. Żal do całego świata. I pytanie: Co ze mną zrobiliście? I ja nie słyszę krzyku kolejnej ofiary, bo krzyk jej niemy niczym głos ryby w wodzie. Ja słyszę ten inny. Krzyk zrozpaczonego serca, zniszczonego, wołającego pomocy, cierpiącego, pragnącego czegoś innego. Bo serce mordercy bardziej cierpi od jego ofiary. On umiera za każdym razem, gdy kogoś zabija, za każdym razem, gdy przeszywa czyjeś serce, jego własne przeszywa ból po stokroć większy. Za każdym kolejnym ciosem kolejny ból, kolejne serce stracone, kolejne życie odebrane, kolejne nieszczęście, kolejny żal i smutek. Taka dola Siepacza. Nic na to nie poradzisz, Siepaczu, każą, to robisz, nikt nie pyta cię o zdanie, nikt nie myśli, co ty czujesz, gdy odbierasz życie po raz kolejny. Nikt nie wie, co czujesz, nikt się o ciebie nie troszczy. Nikt...

Ja się o ciebie troszczę, ja wiem, co czujesz. Bo cię poznałam, Siepaczu. Poznałam tak dobrze, że zrozumiałam twe myśli, twe żale i smutki. Przejrzałam twe oczy na wylot i wiem, że nawet, gdy po raz kolejny siepiesz mieczem, kolejny strumień krwi leci, kolejne serce tracisz, ty tracisz swoje życie i z czasem umrzesz z żalu. Nie umiesz już tego wytrzymać, twe serce jest zbyt dobre, zbyt złote. Za bardzo kochasz życie, za bardzo kochasz ludzi. Nawet, gdy mkniesz jak wiatr za kolejną ofiarą, wykonujesz obrót i cięcie mieczem, wraz z czyjąś duszą i ciałem tniesz swe własne. Kiedyś cię to zabije, zrujnuje, zmasakruje. Ale ty nie możesz przestać. Wiesz, że robisz to po to, by ratować inne życie. Odbierając jedno, ratujesz inne i jednocześnie... tracisz swoje. Taka już jest wojna. Jednak nie ta zewnętrzna wojna najważniejsza. Ważniejsza ta wewnętrzna, która goreje w złotym sercu złociutkiego szermierza, Siepacza Battousai'a, zawodowego mordercy i mistrza miecza.

W tym miejscu, w tej chwili, pragnę opowiedzieć wam, jak doszło do owego spotkania niewinnej duszyczki ze złotym sercem. Jak doszło do tego, że przeżyłam spotkanie z Siepaczem i na wylot przejrzałam jego duszę.

Stał tam. W deszczu, wśród kałuż wymieszanych z krwią. U jego stóp kolejne martwe ciało. Po mieczu spływała krew. Po policzku, po rękach, po ubraniu... wszędzie krew. A ja, stojąc tam i nie mogąc się ruszyć, błagałam w myślach, by tylko mnie nie zauważył, lecz... to nie było możliwe. Wtedy... słyszałam o nim... bezwzględny, bezlitosny morderca, który ofierze nawet nie da wydobyć z siebie głosu. Myślałam, że to już koniec. I on tak myślał... ale... Błękitne, szkliste oczy świadka błagały go o litość. Wiedział, że tego nie zniesie. Widziała go, lecz... co z tego? Niewidzialny, nieuchwytny Battousai został zobaczonym. Tak jak wtedy. Tak jak wtedy, gdy spotkał ją, która potem, zginęła z rąk jego. Nie, dwa razy nie popełni błędu tego samego. Dlatego Siepacz bierze mnie za rękę i do zaułka prowadzi, by zgładzić, jak myślę, ale on... O imię się mnie pyta. I każe zapomnieć. Zapomnieć wszystko. Łącznie z ruchem jego miecza, jego szybkością, jego... głosem, twarzą, oczami. Łącznie z ofiarą. Ale ja... zapomnieć nie potrafię, mówię mu, co czuję, moje serce tak łatwo takiego widoku nie zapomni, będzie mnie prześladować po nocach do końca życia... A o na to... Mnie również. Tylko... co to znaczyć ma? Moment, jego oczy... Nie są oczami mordercy... To oczy dziecka... zlęknionego, przerażonego... Zaraz, jego twarz... Może i zryta dwoma bliznami, ale... młoda... Tak, Siepacz jest młodszy ode mnie, to jeszcze dzieciak. Więc... Dlaczego, pytam? Sam na to nie zna odpowiedzi. Po raz kolejny patrzę w jego oczy. Słucham jego głosu metalicznego, pewnego, poważnego, ale wystraszonego... tym, że znowu zabić musiał. Wtedy zrozumiałam. Strach całkiem mnie opuścił, a pojawił się żal. Żal mi było tego samotnego, żywego ciałem, ale umarłego duchem człowieka, młodego człowieka. Serce prawie mi z rozpaczy umarło. A jemu po raz kolejny umarło. Tak właśnie powiedział. Stracił serce już wiele razy, wraz z duszą, którą diabłu zaprzedał. I której nie odzyska chyba już nigdy. Nie, Siepaczu, mylisz się, powiedziałam... Gdy wojna się skończy, a nastanie pokój, ty już nie będziesz zabijał. Będziesz chronił ludzi. Tą samą ręką, którą zabijasz, kiedyś będziesz chronił ludzi. Aż odpokutujesz. Co? Mówisz, że nigdy nie odpokutujesz? Bo nigdy nikt ci nie wybaczy? Nikt, nigdy? Nigdy nie mów nigdy, panie Siepaczu. Jeśli... chociaż jedna osoba ci wybaczy... spróbujesz? Będziesz chronił ludzi? Obiecujesz? Skoro obiecujesz. Wiesz, ja ci wybaczam... Co? Uśmiechnęłam się leciutko. Wiesz, powiedziałam, odwróciłam się i odeszłam kawałek, a po chwili... szepnęłam cichutko:

- Idę pożegnać się z ojcem...

Złote oczy Battousai'a rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie mógł wiedzieć, że zabija mojego ojca. I nie mógł też wiedzieć... jak bardzo byłam mu za to wdzięczna... jak bardzo nienawidziłam ojca. Im bardziej nienawidziłam ojca, tym bardziej kochałam tego mordercę. Tym bardziej moje serce biło dla niego, im więcej serc on zabijał.

Od tamtej pory wiedziałam, gdzie i kiedy zabija. Raz po raz go spotykałam, a on ufał mi bardziej niż sobie. I choć nigdy nie poznałam jego prawdziwego imienia, choć on nigdy nie usłyszał mojego, rozumieliśmy się bez słów. Jak dwie połówki jednego serca. Moje, przepełnione ustająca powoli nienawiścią do ojca i nieustającą, powoli rodzącą się miłością, jego, przepełnione smutkiem i rodzącą się miłością. I choć to nie trwało długo, choć nawet nie starałam się wyplenić morderczego ognia, który go palił od wewnątrz... oboje byliśmy szczęśliwi. Razem oglądaliśmy nocne niebo i liczyliśmy gwiazdy. On mawiał, że spadające gwiazdy to dusze ludzi, których zabił. I zawsze się zgadzało. Za każdym razem, gdy tracił życie, spadała gwiazda, jakby dusza chciała powrócić na ziemię. Zżerało mnie od środka na myśl, jak bardzo on cierpi. Dlatego chciałam przekonać go, że spadająca gwiazda to dusza pragnąca podarować wybaczenie swojemu oprawcy. Powtarzałam to do znudzenia... i chyba w końcu mi uwierzył. Pamiętam pierwszy raz, kiedy obdarował mnie uśmiechem, czystym, łagodnym, dobrym. Jak u żadnego człowieka. Czas spędzony razem nazywam snem jednej nocy. Bo zawsze odchodził niespodziewanie, jak sen kończący się każdego ranka, gdy budzisz się we własnym łóżku, szczęśliwy, bądź nie, że był to tylko sen.

Ale... któregoś razu, nie było go. Śladów po sobie nie sprzątnął, co znaczyło, że był tylko wykonać robotę. Nie zaczekał na mnie. Zrozumiałam. Nie mógł dłużej mnie narażać. Rozumieliśmy się bez słów, więc chyba i to mogłam bez trudu wywnioskować, czyż nie? Cierpiałam długo... zbyt długo. Dlatego, gdy doszła mnie wiadomość, że Siepacz podobno zginął z rąk rządowych oddziałów, myślałam, że sama do niego dołączę. Ale, nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam odebrać życia, które on kiedyś oszczędził... Starałam się żyć pełnią życia, szczęśliwiej niż kiedykolwiek. I choć tęskniłam za nim bardzo, wiedziałam, że muszę żyć i wierzyć, że jeszcze go kiedyś go spotkam. Nawet, gdy już całkowicie traciłam nadzieję, przypominało mi się jego spojrzenie i uśmiech, którym obdarował mnie po raz ostatni.

A po sześciu latach, gdy wojna dobiegła końca... spotkałam przypadkiem wędrownego samuraja, z blizną w kształcie krzyża na policzku, który zamiast prawdziwego, używa miecza z odwróconym ostrzem. Mogłam nie poznać tych oczu, tej twarzy, tego głosu... ale poznałam. Od razu. Choć zmienił się nie do poznania. Nie był to już ten sam Siepacz. Był to inny człowiek. Wesoły, z wiecznie uśmiechniętą twarzą, z wiecznie uśmiechniętymi, błękitnymi oczami... Wiedziałam, że złote oczy ma tylko wtedy... gdy jest Battousai'em. A to znaczyło, że Siepacza już nie było. Zniknął na zawsze. Zamienił się w wędrownego samuraja, pomagającego swym mieczem wszystkim potrzebującym ludziom... ale nie zabijającego. Zamienił się w "Złotego Człowieka". Tak złotego, jak złote jest jego serce. A... i wreszcie poznałam jego imię... Kenshin... Himura Kenshin.

KONIEC


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Arleen : 2008-05-05 09:13:29
    Hmmm...

    Mam mieszane uczucia.

    Z jednej strony rzeczywiście, niezłe prowadzenie narracji, całkiem dobre i różnorodne słownictwo. Widzę zaczątki talentu, który może bardzo się rozwinąć, jeśli tylko nad nim popracujesz.

    Z drugiej... Self-insertion nie skomentuję, ale Twoja narracje - choć technicznie niezła - dla mnie była nieco nużąca. Wielkie bloki tekstu, masa dwukropków, zero dialogu...

    I mocna nadinterpretacja Kenshina z OAV-ek.

    Ogólnie zdecydowanie powyżej przecietnej na Tanuki, ale odrobina pracy włożonej w technikę na pewno nie zaszkodzi.

  • Inoneko : 2008-05-02 13:32:27

    O jej, jakie to śliczne! Naprawdę podziwiam talent w opisywaniu, tylko trochę zdziwiłam się, bo myślałam że dziweczyna, która opisuje całe zdarzenie to Tomoe. Ale nic, i tak mi się bardzo podobało. Pisz więcej fanfików!XD

  • Skomentuj