Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ariel's Diary 4 - Paradise

Nee kikoemasuka?

Autor:Ariel-chan
Korekta:IKa
Serie:Slayers, Vampire Princess Miyu, Rurouni Kenshin, Pretear
Dodany:2006-12-01 22:14:15
Aktualizowany:2006-12-01 22:14:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

''ARIEL'S DIARY''

Część Czwarta: Paradise

Rozdział dwudziesty pierwszy: Nee kikoemasuka?*


W tym rozdziale są odniesienia, a raczej spojlery do trzeciej części Ariel's Diary, pt. "New Life". Lepiej bez znajomości tej części w całości, za ten rozdział się nie zabierać... ^_~ Grozi kompletnym spojlerem >.<'

*

Xellos otworzył aż oczy, aby się upewnić, ale nic to nie zmieniło... w dalszym ciągu nie widział kompletnie... nic.

- Miyu, jesteś tutaj? - spytał nie wiadomo kogo.

- Jestem... - odezwał się głos za jego plecami.

Znajdowali się w całkowitej ciemnicy, w jakiejś kompletnie pustej przestrzeni. Mazoku zaczął się zastanawiać, na czym, w takiej sytuacji, może polegać ich test. Odwrócił się do Miyu i ku swojemu zdziwieniu ujrzał jej złote oczy, które świecimy przepięknym blaskiem. Wampirzyca uśmiechnęła się, choć tego nie widział i w jej dłoniach pojawił się płomyk ognia. Przynajmniej widzieli czubki własnych nosów i siebie nawzajem, a to już było coś...

- Fajnie... - powiedział Xellos, z lekką ironią. - Co my mamy tutaj zrobić, skoro tu ciemno, jak, za przeproszeniem, w du...?

- Tam... - Miyu przerwała mu w połowie niezbyt ładnego określenia. - Tam ktoś jest... - powiększyła ogień i w tym momencie... upuściła go na ziemię, chociaż nie wiem, jak można ogień upuścić na ziemię ^_~

- Co się stało, Miyu? Kto tam jest?

Płomień tlił się na ziemi i oświetlał tylko nogi nadchodzącego człowieka. Dopiero po chwili, twarz nieznajomego dostała się w obręb światła rzucanego przez ogień, który wcale się nie rozprzestrzeniał ani specjalnie nie płonął.

Xellos zdębiał, tak samo, jak przed chwilą wampirzyca. Ciemnobłękitne włosy i powalające, złociste oczy, a to okraszone dosyć nieprzyjemnym uśmiechem na bardzo ładnej twarzyczce, nasuwały na myśl tylko jedno imię...

- A... Aris... - wyjąkał Xellos. - Przecież to niemożliwe, ty nie...

- Nie żyję? - dokończył chłopak. - Ależ oczywiście, że nie żyję, w końcu to wy do tego doprowadziliście... Panie Xellosie... Pani Miyu... A raczej powinienem powiedzieć... Matko Miyu...

Wszystko spadło na Xella jak grom z jasnego nieba. Wydarzenia tamtych dni ciążyły na nim, jak kamień i choć właściwie powoli już o nich zapominał, nigdy tak do końca nie pozbył się wyrzutów sumienia. Aris był sztucznie stworzonym człowiekiem, stworzonym w laboratorium Alexa O. Howella, stworzonym z D.N.A. wampirzycy Miyu oraz Dark Anioła, czyli Darka Mouse'ego. Ponieważ był pół wampirem, pragnienie krwi nie dawało młodemu Darkowi spokoju, a że w dodatku Miyu tak naprawdę potomków mieć nie mogła, nie było możliwości, aby jej krew pozwoliła mu żyć. W związku z tym, Miyu, jak i Xellos, usiłowali młodego pół wampira zabić. Krew wampirzycy i tak by go zabiła, ale przedtem pomieszałaby mu zmysły i Aris stałby się niebezpieczny. Przynajmniej tak twierdziła Miyu. W ostateczności Aris zginął, ale nie bezpośrednio z ich ręki. Zginął za swojego najlepszego i właściwie jedynego przyjaciela, którym był, nikt inny, tylko Sakuma Ryuichi-san z wymiaru Grawitacji. Wszyscy, którzy przywiązali się do Arisa, bardzo przeżyli jego śmierć, zwłaszcza Ryuichi, a także jego przyjaciel z wymiaru, Shindou Shuichi, oraz Alex, uważający się za ojca Arisa, Dark, również uważający się za jego ojca, ^_~ oraz... Ariel-chan, of course.

Xellos i Miyu, choć nie było tego po nich widać, również cierpieli z powodu śmierci Arisa. Mazoku czuł się winny, jak w cholerę, ponieważ, to z jego "widzimisię", Aris urodził się pół wampirem, chociaż w pierwotnym założeniu, kto inny miał być jego matką. Zobaczywszy go, Xellos, gdyby to było możliwe, pewnie zszedłby na zawał, ale tak to tylko nie mógł uwierzyć własnym oczom i nie potrafił odegnać się od fali wspomnień, która go w tej chwili uderzyła. Nagle przypomniał sobie, że przecież jest osoba, którą ten widok musiał zszokować o wiele, wiele bardziej. Spojrzał na Miyu, która przerażona siedziała na ziemi. Nogi musiały się pod nią ugiąć... Xell pierwszy raz widział ją tak przerażoną i zszokowaną. Klęknął przy niej. Zrozumiał już na czym miał polegać ten test i postanowił nie dać się tak łatwo. To było zagranie czysto psychologiczne. Tylko skąd Aion i Fibrizo by o tym wiedzieli...??? Zaraz, przecież Fibrizo jest... Władcą Piekieł...! Czyżby ten chłopak był...?

- Masaka... To nie możesz być ty... Chyba, że... jesteś... duchem...?

- Nazywam się Alice O. Howell i jestem duszą, którą Hellmaster Fibrizo-sama sprowadził z zaświatów. Nie mylisz się, Xellosie-san...

- Więc to tak... - Xellos otworzył zwężone oczy. - Po śmierci, twoja dusza dostała się do świata Fibriza-sama... Ale... To niemożliwe, żebyś... wylądował w Piekle... Wylądowałeś w Piekle?

- W rzeczy samej, Xellosie... - odparł Aris; jego głos brzmiał twardo, chłodno i nieprzyjemnie... nienaturalnie. - Przez was, Xellosie-san i Miyu-san wylądowałem w Piekle.

- To... niemożliwe... - szepnęła Miyu. - Przecież ty nigdy niczego złego nie zrobiłeś...

- Nie zrobiłem? Moje serce pogrążyło się w smutku, chaosie i złości. Do tego oddałem życie za mojego przyjaciela, Sakumę Ryuichiego. Wystarczający powód, aby trafić do Piekła.

- No właśnie, oddałeś życie za przyjaciela... To był dobry i szlachetny uczynek... - powiedział Xellos. - Nie ma możliwości, żebyś za to trafił do Piekła...

- Niczym to się nie różni od najzwyklejszego samobójstwa... Przez was, panie Xellosie i pani Miyu, trafiłem to Piekła i moja dusza przez nieskończoność będzie się błąkać po bezkresnym pustkowiu i ciemnicy. Właśnie po takim miejscu, jak to. Gdzie nie ma nic, ani nikogo i jest się zdanym tylko i wyłącznie na własną samotność.

- To... niemożliwe... - oczy wampirzycy kryły się w cieniu. Głowę miała spuszczoną.

- Właśnie... Niemożliwe... - przytaknął Xellos. - Zwłaszcza, że ty nie jesteś naszym Arisem.

Miyu spojrzała na niego.

- Uwierz mi, Piekło zmienia ludzi... - powiedział najspokojniej w świecie Aris.

"Spokojnie, spokojnie... - myślał Mazoku. - Nawet jeśli zmienia, to nie może być Aris..."

Tak, to nie mógł być Aris. Nawet gdyby to była jego dusza, to i tak nie mógł być on. Prawdziwy Aris nie miał takiego wyrazu twarzy. Nie mówił z takim chłodem w głosie. Nie zachowywał się tak. Prawdziwy Aris był dobrym, miłym, może trochę nieśmiałym, ale pełnym życia i życzliwego ciepła chłopakiem. Za to pokochał go Ryuichi-kun. Za to uważał go za najlepszego przyjaciela... Za to zaryzykował dla niego życie, a ten w zamian oddał mu swoje własne.

- Nie możesz być naszym Arisem... - powtórzył Xellos. - Nasz Aris nie był tego typu człowiekiem. Nasz Aris nie obwiniałby nas o własną śmierć. Nasz Aris cieszył się, że umarł za przyjaciela.

- Cieszył się...? Nie rozśmieszaj mnie! Kto cieszyłby się z własnej śmierci?! Faktem jest, że z własnej woli oddałem życie za Ryuichiego... i cieszę się, że ten żyje. Ale faktem również jest to, że gdyby WY nie próbowalibyście mnie zabić, nigdy by nie doszło, do tego, do czego doszło.

- Masz rację... Przyznaję, że to była moja wina... - Xellos spuścił głowę; cały czas klęczał na ziemi, przy wampirzycy. - To przeze mnie urodziłeś się pół wampirem... Możesz mnie za to nienawidzić. Ale w żadnym wypadku nie pozwolę ci oskarżać Miyu. Nie pozwolę ci żadnego z nas oskarżać o to, że trafiłeś do Piekła. Bo to już naszą winą nie było. To, czy się trafia do Piekła, czy do Nieba, zależy tylko i wyłącznie od samego siebie. Zresztą... Ty nie jesteś prawdziwym Arisem... Jesteś tylko złudzeniem stworzonym przez Fibriza albo Aiona. Żaden z nich nie fatygowałby się, by sprowadzać twoją duszę skądkolwiek...

- Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz, czy nie. Ja chce tylko byście, oboje, odpowiedzieli za swoje winy... Za moje cierpienie.

- Więc... Przyszedłeś się zemścić? >_<

- W rzeczy samej. Fibrizo-sama uwolnił mnie na ten moment z Piekła. Umożliwisz mi to, po dobroci, czy zaczynamy się robić nieprzyjemni?

- Chyba śnisz... Oczywiście, że robimy się nieprzyjemni... - Xellos zmarszczył brwi. Nie chciał drugi raz przyczyniać się do śmierci Arisa, ale jeśli Fibrizo i Aion właśnie tego chcą... nie ma sprawy... >_<

- W takim razie... - oczy Arisa zalśniły złowieszczym blaskiem. - Zabij... Zabij MNIE...

- Cie... ciebie? - Xellos zdębiał na miejscu... - Co ma twoja zemsta do...

- Zabijesz mnie po raz drugi... Tym razem swoimi własnymi rękoma... Wyrzuty sumienia cię zjedzą, Xellosie-san... A moja dusza przestanie istnieć i nie będzie musiała tułać się wiecznie po tej samotnej ciemnicy...

- No właśnie... - pokiwał głową. - Przecież... to będzie dla ciebie... jak wybawienie.

- Będzie. Ale ty mnie zabijesz i już nigdy więcej nie zaznasz spokoju...

- Za kogo ty mnie masz? - otwarte oczy Xellosa nabrały niebezpiecznego kształtu, koloru i połysku; nie były to już oczy człowieka. - Uważasz, że zawaham się przed zabiciem ciebie, tylko dlatego, że wyglądasz jak nasz Aris? Hahaha... - zaśmiał się. - Człowieku... Ja jestem czystej krwi Mazoku, o ile mogę się tak wyrazić... Moje ręce już dawno skąpane są we krwi. We krwi niewinnych ludzi. Jeśli tego chcesz, zabiję cię... - wstał, opierając się na swojej lasce ze czerwonym okiem. - Nie zawaham się pod żadnym pozorem.

- Jesteś tego pewien? - Aris zmrużył oczy.

- Jestem. Gotuj się na swoją śmierć... Po raz drugi...

Czarny strumień energii pojawił się w jego dłoniach... Jeszcze sekunda i będzie po wszystkim... Przez głowę przechodziły mu obrazy ludzi, którym najbardziej na Arisowi zależało... Przepraszam was... Znowu go zabiję...

- "Potrafię to zrobić, potrafię"... - powtarzał sobie.

Potrafił. Był w końcu Mazoku pierwszej klasy, najprawdziwszym demonem. Jednak...

- Yamete...

Była osoba, która nie potrafiła tego zrobić.

- YAMETE, XELLOSU!!!

Miyu stanęła między nimi i rozstawiła ręce, zasłaniając Arisa. Stała przodem do Mazoku. W jej oczach zobaczył łzy.

- Właśnie o tym mówię... - odezwał się Aris. - Nie potrafisz mnie zabić, ponieważ nie potrafisz zabić jej...

- Mi... Miyu... co ty robisz? - przeraźliwy wyraz twarzy demona "pierwszej klasy" zniknął. - Zejdź z drogi!

- Nie zejdę!!! - krzyknęła, zrozpaczona. - Nie pozwolę ci... zabić mojego syna!!!

- Ależ Miyu... To nie jest Aris, ile razy mam ci powtarzać?!

- Może i tak, ale...

Spojrzała na niego. Serce jej się krajało, gdy patrzyła na tą twarz. Nie mogła drugi raz dopuścić do jego śmierci. Nawet, jeżeli to nie był on, nawet jeżeli to była tylko jego dusza...

- Ja... Przysięgłam, że... już nigdy nie doprowadzę do śmierci bliskiej mi osoby... Przysięgałam przed sobą i przed Laavą... że gdybym miała jeszcze jedną szansę... nigdy... nigdy... nie dopuściłabym do śmierci Alice'a!

Miyu płakała. Ona naprawdę płakała. Mówiła przez łzy, krzyczała wręcz.

- Błagam cię... Błagam cię, Miyu-okaasama...

Podniosła głowę, gdy niespodziewanie usłyszała za sobą "normalny" głos Arisa. Nie odwróciła się do niego, ale po minie Xellosa poznała, że Aris również płacze, a po głosie Arisa, że on wcale nie żartuje.

- Uwolnij mnie od tej ciemności... Od tej samotności... Nie chcę w niej dłużej tkwić... Nie chcę istnieć bez was... Tak bardzo mi was brakuje... Ciebie... Ojca Alexa, ojca Darka... Ryuichiego-kun, Shuichiego-kun... Ariel-chan... Nawet po śmierci nie potrafię żyć bez was. Nie sądziłem, że śmierć może być aż tak niewygodna... Jeśli i moja dusza zniknie, tym razem umrę naprawdę... ONEGAI SHIMASU... MIYU-OKAASAMA... Zrób to dla mnie... <_> Złote oczy, niczym nie różniące się od złotych oczu Miyu, zalewały się łzami.

- Aris... ja... naprawdę... nie potrafię... - odpowiedziała drżącym głosem wampirzyca.

- Zrób to, Miyu... - odezwał się Xellos, proszącym głosem. - Nieważne, czy przejdziemy ten posrany test, czy nie...

- Co mnie obchodzi test... - odparła szybko dziewczyna, przerywając mu. - Prawdę mówiąc, wolałabym go nie przechodzić... Ja po prostu... nie mogę... drugi raz zabić własnego syna...!!!

- BŁAGAM CIĘ, MIYU-OKASAAMA!!! Ja tak naprawdę... Nie chciałem się za nic mścić... O nic was nie obwiniam... Po prostu... Pozwólcie mi odejść na zawsze... Jeśli nie mogę być z wami, wolę nie istnieć wcale!!! Proszę...

Miyu odwróciła się w jego stronę.

Jego złote oczy płakały... i jej złote oczy płakały...

To był Aris, którego znała.

To był Aris, którego znali i kochali...

Teraz to widzieli, oboje.

"A co jeśli... to naprawdę jest dusza Arisa? - zastanawiał się Xellos. - Mamy go tak po prostu zabić?" - jednak zanim zdążył wyrazić swoje niezdecydowanie, czerwony płomień poleciał w kierunku Arisa.

- Dziękuję... - powiedział Alice'a, znikając w płomieniach. Pożegnał ich tym swoim pięknym uśmiechem.

Xellos spojrzał na Miyu. Upadła na ziemię, zasłaniając twarz rękoma. Uklęknął przy niej i przytulił do siebie.

- Już dobrze... - powiedział tylko.

- Jak myślisz...? - spytał Miyu. - Zdaliśmy?

- Gokakku... Kitto... (Zdaliśmy... Na pewno...)

Xellos i Miyu, test numer jeden... ZDANY.

**

- Gdzie ja... do cholery, jestem? - Kyou rozglądał się, a przynajmniej tak mu się zdawało. Tak samo, jak Xellos i Miyu, nie widział kompletne nic. Zaczął krzyczeć imię swego towarzysza, ale nie odpowiadało mu nawet echo.

- Kyou! Souma Kyou!!! Gdzie jesteś, do cholery, dattebayo?!

Z Narutem działo się dokładnie to samo. Już zaczął przeklinać, zarówno na nieobecność kolegi Souma, jak i na ciemność, ale w tym momencie, wpadł na świetny pomysł. Użył Kage Bunshin, by się sklonować, po czym, z pomocą samego siebie, stworzył w swych rękach Rasengana. Blask tej zabójczej techniki rozświetlił mu na chwilę ciemność. Postanowił biec przed siebie, by znaleźć kolegę, zanim, nie-daj-boże, stanie mu się coś złego. Zobaczył go po zaledwie paru minutach bieganiny, jednak szybko zdał sobie sprawę, że choć biegnie, wcale się do niego nie zbliża oraz, że dzieje się coś niedobrego. Souma Kyou siedział, chociaż to wyglądało, jakby był zawieszony w przestrzeni i... gadał sam ze sobą...?

- Kyou!!! Souma Kyou!!!

Naruto krzyczał, ale ten go nie słyszał. Dopiero po powtórzeniu Rasengana, Naruto zorientował się, że Kyou wcale nie mówi do siebie. Stali przed nim... Soumowie... Yuki, Shigure, Ayame oraz Hatsuharu.

- C... Co oni tutaj robią?

Naruto nic z tego nie rozumiał, aż zatrzymał się w miejscu. Jednak, w tym momencie skapnął się, że lepiej biec, ponieważ stojąc w miejscu, oddala się od Kyou, biegnąc wcale się do niego nie zbliża, ale przynajmniej się nie oddala. Biegł więc, ile sił, krzycząc imię kolegi. Zauważył, że Soumowie coś mówią... Wytężył zmysły, by móc dosłyszeć... Teraz dopiero zrozumiał, dlaczego Kyou nie potrafi nawet ruszyć się z miejsca...

- Co... Dlaczego wy...? Co wy tu, u diabła, robicie?! - krzyknął zdębiały Kyou na widok swej rodzinki.

- Przyszliśmy ci poprzeszkadzać w teście, Kyou-kun... - odparł Shigure.

- I udowodnić, że jesteś absolutnie beznadziejny... - dodał Ayame.

- Ależ... Ayame... Co ty opowiadasz?

Bojowa mina Kyoun'a zniknęła. Stał jak wryty. Nie wiedział, czemu, ale był przerażony...

- Nie pokonałeś mnie ani razu, Baka Neko... - powiedział Yuki.

- Do tego, nie potrafisz przyznać się, że jesteś w niej zakochany... - dodał Haru.

- Hatsuharu, Yuki... Co wy opowiadacie? Wy nie jesteście moją rodziną, prawda?

- Ależ oczywiście, że nie jesteśmy... - odrzekł Yuki, a przez chwilę widać było ulgę na twarzy Kyoun'a... - Nigdy nie należałeś do naszej rodziny... Jesteś przeklęty klątwą kota... Jesteś potworem i nie należysz do naszej rodziny...

- O czym ty opowiadasz, Kuso Nezumi? - spytał Kyou, ale nie było w tym ani cienia złości. - On... ten Fibrizo kazał wam to powiedzieć, tak? Wy tak naprawdę nie myślicie...

- Ależ oczywiście, że myślimy, Kyou-kun... - przerwał mu Shigure. - Nie jesteś człowiekiem. Nie należysz do naszej rodziny, ponieważ Kot jest wykluczony z Zodiaku... Nigdy nie należałeś i nie będziesz należeć...

- Kim wy... jesteście? Nigdy nie uwierzę, że jesteście nimi... - stwierdził Kyou, jednak minę miał niewesołą.

- Fakt, nie jesteśmy nimi... - odpowiedział Ayame.

- Ale jesteśmy uosobieniem ich myśli... - dodał Haru. - Fibrizo-san dopilnował, byśmy mówili, tylko to, co naprawdę myślimy...

Pod Kyounem ugięły się nogi... Upadł na niewidoczną podłogę. Zaczął się śmiać.

- Ha... Więc to tak? Więc tak o mnie myślicie?

Śmiał się z rozpaczy... Łzy spływały mu po policzkach. Sam nie wiedział, czemu, ale nie mógł tego znieść. Po raz pierwszy w życiu usłyszał, co tak naprawdę jego przyjaciele o nim sądzą. I nie potrafił tego znieść. Wydawało mu się, że słyszy głos w oddali, ale w tym momencie kompletnie zapomniał o istnieniu Naruta-kun i nie potrafił skojarzyć jego głosu. W umyśle miał tylko drwiącą z niego czwórkę swojej własnej rodziny... Rodziny, która go wyklęła...

- Souma Kyou, jesteś potworem... (<=Shigure)

- Nie należysz do naszej rodziny... (<=Ayame)

- Nie zasługujesz na nią... (<=Haru)

- Nienawidzimy cię, Baka Neko... (<=Yuki)

- Nie, Kyou, nie słuchaj ich!!! Souma Kyou!!! Kuso, nie słyszy mnie! - Naruto biegł i krzyczał, ile sił w płucach, jednak Kyou nie słyszał jego głosu. Nie mógł dopuścić do tego, do czego zmierzali członkowie rodziny Souma... Do tego, by Kyou załamał się psychicznie... Jeśli to była wojna psychologiczna, tylko on mógł Kyoun'a w tej chwili uratować. Sam doskonale znał ten ból. Ból istnienia i nie akceptowania przez innych. Pamiętał, co mówiła o nim Ariel-chan. Kyou również miał w sobie potwora i przez to był nieakceptowany przez resztę rodziny. Nazywali go potworem, tak samo jak jego. Jednak... To nie mogli być Shigure, Yuki, Ayame i Hatsuharu... Naruto widział, jak bardzo im zależało udać się z nimi, więc niemożliwe było, żeby nienawidzili Kyou'na. Gdyby naprawdę go nie kochali i nie troszczyli się o niego, nie nalegaliby tak, by udać się z nimi na tą, bądź co bądź, niebezpieczną misję.

- Dlatego... Dlatego... Muszę go uratować...! - powtarzał sobie Naruto.

Nagle odwrócił się jakby w przestrzeni i Kyou znajdował się przodem do niego, a pozostali Soumowie byli tylko półprzezroczystymi zjawami. Jednak, Kyou, który teraz był na wprost niego, nie był 16-letni chłopakiem, a malutkim, paroletnim chłopcem, płaczącym, że nikt go nie lubi ani nikt nie kocha.

Przezroczyste zjawy w dalszym ciągu powtarzały swoje kwestie.

- Souma Kyou!!! KYOU!!! Ocknij się i usłysz mnie! To nie jest twoja rodzina! Ta czwórka... Yuki, on... Yuki nigdy by tak o tobie nie myślał!!!

Narutowi zdawało się, że Kyou zareagował.

Kyoun'owi zdawało się, że słyszy czyjś głos...

- Kyou!!! Kyou!!! Nie jesteś potworem, jesteś człowiekiem!!! I nie jesteś sam! Błagam cię, usłysz mnie, zaufaj mi, Uzumaki Narutowi!!! Ja również mam w sobie potwora, ale nie mam zamiaru się poddawać, dopóki wszyscy mnie nie uznają! A oni... ciebie... już dawno uznają!!! Kochają cię, Kyou, uwierz mi!!!

Fałszywa rodzinka nasyła na Kyou wizję, w której Yuki ściąga mu bransoletkę, ukazując mu jego ohydną postać. Na twarzach całej czwórki widać tylko obrzydzenie... Kyou płacze i krzyczy z rozpaczy... Nagle dociera do niego głos kolegi...

- Na... ruto? - szepta do siebie. - Uzumaki... Naruto? Kto to...? Ma w sobie potwora?

Usłyszawszy to ostatnie, przypomina sobie o wszystkim i sens jego słów dociera do niego. Przypomina sobie tego pełnego werwy chłopaka, który... potrafi taki być, mimo, że również ma w sobie potwora...

- Oni nie są twoją rodziną!!! Twoja rodzina tak nie myśli!!! Soumowie... Yuki-tachi kochają cię! - Naruto zdzierał gardło, a z oczu ciekły mu łzy. - Nie słuchaj ich i chodź do mnie...!!!

Kyou wstaje.

- Słyszę cię, Naruto, nie musisz tak wrzeszczeć... I masz rację... – Z powrotem jest dorosłym chłopakiem, a jego oczy są pełne blasku. - Taka banda wrednych ciot nie może być moją rodziną... Mimo wszystko, jesteśmy rodziną... i kochamy się... Nawet, jeśli czasem się kłócimy... Nawet, jeśli czasem się lejemy... Nawet, jeśli się wyzywamy i nie możemy ze sobą wytrzymać... To i tak jesteśmy rodziną... i oni... Oni akceptują mnie nawet z moją klątwą!!! Naruto!!!

- Kyou!!!

Wyciągnęli do siebie ręce. Zjawy zniknęły, gdy ręka Naruta przeszła przez nie i chwyciła rękę Kyouna. Dosięgli się.

- Dziękuję, Naruto... Uratowałeś mnie...

- Nic takiego, Kyou... Musiałem to zrobić dla kumpla po "fachu"... Jesteśmy kumplami, prawda?

- Oczywiście... - uśmiechnął się.

- To jeszcze tylko znajdziemy Gaarę i możemy założyć "Stowarzyszenie Miłośników Potworów!" ^_^'

- Ja ci dam "miłośników"... - zaśmiał się Kyou.

Uzumaki Naruto i Souma Kyou, test numer 2... ZDANY.


***


Nuriko i Takako wrócili jako pierwsi, więc zdawać by się mogło, że mieli najłatwiejszy test, jednak... niekoniecznie, po prostu wyjątkowo szybko się z nim uwinęli... Nuriko znalazł Takako-san, gdy ta już przegnała zjawy w postaci Himeno, Hayate, Kei'a i Sasame'go, więc właściwie żadnej roboty dla niego nie było.

- Ale, co tu się stało, Takako-san? - spytał Nuriko. - Wydawało mi się, że widzę twoich przyjaciół z wymiaru...

- Tak, próbowali mi wmówić, że jestem podłą Królową Klęski, którą niegdyś byłam, czy coś takiego... Ale, trochę się przeliczyli, ponieważ wśród nich był Sasame... A w to nigdy w życiu bym nie uwierzyła... ^^

- Fakt, Sasame-san panią kocha... W końcu zdradził dla pani własnych przyjaciół.

- I właśnie dlatego wiedziałam, że to nie mogli być oni... Zwłaszcza, że...

- Zwłaszcza, że co?

- Wzrok Sasame'go mówił co innego niż słowa... Mówił "Nie przejmuj się nimi, dopóki ja cię kocham, możemy żyć tylko razem..."

- Ale przed chwilą powiedziałaś... =_=

- Tak, pozostali byli przeciwko mnie, tylko Sasame był po mojej stronie, ale... Jego wzrok był chłodny i obojętny...

- Ee... - Nuriko z leksza zdębiał. - Czy mi się wydaje, czy on często-gęsto nie ma takiego wzroku??? =_='

- Może z wierzchu udaje chłodnego i obojętnego, jednak jego oczy świecą zawsze tak przyjemnym blaskiem... Właśnie po tym poznałam, że to nie może być on... Ale trzeba przyznać, że Fibrizo-san się spisał, wybrał tylko osoby, które akurat znajdują się w zamku...

- Taa... Tylko co to miało być, test psychologiczny???

- Taa, dokładnie... Zagranie czysto psychologiczne... ^_^

Nuriko znowuż zdębiał, ponieważ... po pierwsze nie sądził, że ma rację... =_=', po drugie, choć Takako-san uśmiechała się promiennie, czuł, że słowa przyjaciół musiały ją zaboleć...

Nuriko-kun & Takako-san, test nr. 3... ZDANY...



W czasie, gdy Neji-tachi (czytaj: Neji + Yuki + Himeno) czekali na powrotną transformację Yukiego, a potem czołgali się po przewodach wentylacyjnych, Ryu-chan-tachi plus Kuruno schodzili na dół, by zaczaić na ceremonię, Shikamaru-tachi (czytaj: Shikamaru + Kei + Hatsuharu) zlecieli wpierw na dół, do pokoju nr 3, a gdy nikogo tam nie zastali, polecieli z powrotem na górę, Kiba-tachi (czytaj: Kibę + Hayate + Shigure), po tym, jak eee, dwugłowy piesek tyłkiem wywalił drzwi, wyszli i zaczęli po innych pokojach szukać zakładników w postaci wilków, natomiast Ken-san-tachi...

- Tutaj są! - powiedział Kiba, wąchając drzwi o numerze 93 i rzucając na nie z impetem.

- W takim razie, panu zostawiamy pańskich przyjaciół, Kiba-dono, natomiast my... Okita-dono...

- Co jest, Himura-san?

Ken wskazał na drzwi nr 101. Czuł, że coś się za nimi kryje. I nie pomylił się.

Gdy, razem z Okitą przyłożyli do drzwi uszy, usłyszeli... całą prawdę o... ceremonii. Podsłuchali fragment rozmowy Ariel-chan z Aionem.

- Oni... nie mówią poważnie... - Souji nie mógł uwierzyć.

- Musimy... - Kenowi oczy aż zabłyszczały. - Musimy powstrzymać tą ceremonię!



Aion wyczuł intruzów pod drzwiami, ponieważ znajdowali się tuż pod jego nosem, na 10-tym piętrze i kekkai nie miał tu nic do gadania. Nie chciał, by ich zauważyła, dlatego nawet jej nie powstrzymywał, gdy mówiła...

- Dobra, ale i tak nie wiem, co chcesz osiągnąć, zamieniając mnie w demona... Tyle wiem, że i tak nie mam innego wyjścia, bo masz zakładników i to całą kupę!

- Proponuję byśmy udali się się na dół, cała szóstka już wróciła, zdała i teraz czekają już tylko na nas.

Aion wskazał na drzwi za nim, które prowadziły na parter. Drzwi wychodzące na 10-te piętro były w pokoju nr 101 niewidoczne. Ken już sięgał do klamki, gdy Okita go powstrzymał... Pokręcił głową, nakazał ciszę i kiwnął, że mają iść na dół. Kenshin zrozumiał tyle, że mają nie dać się złapać i lecieć powstrzymać ceremonię. Niestety, w tym momencie, Aion wydał rozkaz... "Powstrzymać... dwójkę szermierzy przed dostaniem się na parter... Powstrzymać, ale nie zabić...". A że nad Kurunem zbytniej władzy nie miał, postanowił wykorzystać osobę, która wraz z wilkami siedziała w pokoju nr.93...

- Kenshin-san!!!

Biały wilk pierwszy wypadł z pokoju. Zaraz za nim wypadli... a raczej zostali wypchnięci przez stertę piasku pozostali... szary wilk z raną na piersiach, brązowy, mniejszy z branzoletką na łapce oraz trochę pulchniejszy, w kolorze żółto-brązowawym, licząc od początku: Tsume (Pazur), Toboe (Skowyt) oraz Hige (Wąsik).

- Co... Co się stało, de gozaru?! - krzyknął Ken, ale nie za głośno, bo Okita cały czas upominał go o ciszę.

Wilki doskoczyły do szermierzy, ale już w postaciach ludzkich. Okita z leksza zdębiał, gdy w jego oczach wszystkie cztery zmieniły w czwórkę przystojnych, młodych mężczyzn. Tsume wyglądał na około dwadzieścia parę lat, miał szare, krótkie włosy, związane w krótką kitkę, Toboe wyglądał na może 15-letniego chłopca, o uroczej, dziewczęcej twarzyczce, brązowo-rudych włosach i czerwonych oczach, natomiast Hige na chłopaka około osiemnastki, o uśmiechniętych, czerwonych oczach i takiż samych włosach.

- Co jest, Kiba-dono?! Skąd ten piasek?! - spytał Kenshin.

- Mnie nie pytaj... - odparł wilk.

- Nic nie rozumiem... - powiedział Tsume. - Ten chłopak zachowywał się tak cicho i spokojnie, że przez dłuższy czas w ogóle nie zauważyliśmy jego obecności... A nawet gdy zauważyliśmy, że siedzi sobie grzecznie w kącie, wiele nie udało nam się z niego wyciągnąć.

- A teraz, zupełnie nagle... Zmienił się nie do poznania... - dodał Hige. - Wstał i z bardzo przerażającą miną, powiedział "Nareszcie... Z drogi"... Wtedy z tego czegoś na jego plecach wyszedł piasek i zmiótł nas z pokoju... Nie mamy pojęcia, kim on jest...

- Co to ma znaczyć? - zastanawiał się Souji.

Dwójka szermierzy zamarła, gdy z pokoju wyszedł... 12-letni chłopiec o krótkich czerwonych włosach. Oczy koloru morskiego otoczone były czarną obwódką, zupełnie jakby ich właściciel nigdy nie spał.

- Kim jesteś? - Kenshin spytał w imieniu całej grupy.

- Sabaku no... Gaara... - odpowiedział spokojnie chłopak, będący poszukiwanym przez Shikamaru-tachi niebezpiecznym shinobim z Kraju Piasku. Ani Kenshin ani Souji nie spotkali się nigdy wcześniej z Gaarą. Gdyby był z nimi Ryuichi, nie byłoby problemu, ponieważ już dawno poznał prawie wszystkich shinobi z wymiaru "Naruto" i doskonale zna się z Gaarą. Jednak, w takiej sytuacji, żaden z szemierzy ani wilków, nie wiedział z kim ma do czynienia.

- No więc... czego pan od nas chce, Sabaku no Gaara-dono?

- Czy wy jesteście dwójką szermierzy, zmierzającą na parter? - odpowiedział pytaniem Gaara.

Ken i Souji spojrzeli na siebie... Fajnie ich określono... =_='

- Rozumiem, że... - powiedział ten drugi. - Aion-san, znajdujący się za tymi drzwiami, zauważył nas i chce powstrzymać przed powstrzymaniem ceremonii?

- Aion jest za tymi... Znaczy, że ona też...? - Kiba odwrócił się, żeby spojrzeć na drzwi.

- Nie obchodzi mnie, co chcecie zrobić... Dostałem taki rozkaz i jak się sprzeciwicie... Zabiję was...

Ken zmarszczył brwi, a Souji aż przełknął ślinę. Nie żeby obaj nie potrafili być przerażający, jednak słyszeć takie słowa z ust 12-letniego dzieciaka, który w dodatku ma czole znak oznaczający "miłość", jest naprawdę nieprzyjemną sprawą. Jego wzrok mówił, że wcale nie żartuje, a z dzbana na plecach wydobywało się podejrzanie dużo piasku.

- Oj, myślisz, że mnie powstrzymasz?! Mnie, Okitę Soujiego, numera jeden w Shinsengumi...?! - Okita pewnie przechwalałby się pewnie jeszcze przez chwilę, gdyby Ken mu nie przerwał.

- Nie, Okita-dono... Proszę się zająć wilkami i mnie zostawić Gaarę-dono...

- Ale... Himura-san, zacznijmy o tego, że on nie wydaje się być człowiekiem...

- Proszę mi zaufać, Okita-dono... Pokonam tego dzieciaka i jak najszybciej udamy się na dół... Nie mamy czasu do stracenia... Zresztą, najważniejsze jest teraz bezpieczeństwo Kiby-dono-tachi... Więc proszę ich ochraniać...

- Wakarimashita... Zrozumiałem... - odparł Souji, spuszczając głowę. - Mina-san, proszę się trzymać blisko mnie... - zwrócił się do wilków. - I bez żadnego "ale", Kiba-san... - dodał, gdy ten już chciał zaprotestować.

- Ostrzegam was, szermierze... Jak nie zejdziecie z drogi, zabiję was...

- A ja cię ostrzegam, Gaara-dono, że ja Himura Kenshin, nie jestem łatwym przeciwnikiem... - odparł Ken, wyciągając swój miecz i rzucając się na Gaarę.

- Dziecinada...

Piasek zatrzymał Kena tuż przed nosem Gaary. Oplótł go starannie, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

- Himura-san! - krzyknął Souji.

- N... Nic mi... nie jest... - wyjąkał z ledwością Ken, gdyż brakowało mu oddechu... - Tylko ten piasek...

Gaara wyciągnął rękę. Jeden ruch i Ken zginie na miejscu. Pustynny Shinobi już miał zamiar powiedzieć 'Sabaku Sousou', czyli 'Pustynny Pogrzeb', gdy nagle zatrzymał się w bezruchu, momentalnie poznając wykonaną na nim technikę.

- Na szczęście zdążyłem...

Rozpoznał ten głos.

- Ty... - powiedział, nie mogąc odwrócić głowy. - Nara... Shikamaru!

- W rzeczy samej...

Shikamaru unieruchomił Gaarę swoim Kagemane No Jutsu. Zaraz za nim zjawili się Kei i Hatsuharu.

- Chyba nie chciałeś znowu kogoś zabić? - Maru zadał retoryczne pytanie. - Daj sobie spokój... Może nie uwierzysz, ale cała nasza wioska staje na głowie, żeby cię znaleźć... I co się okazuje? Odnajduję cię w najmniej spodziewanym miejscu, w sytuacji bynajmniej nie najmniej spodziewanej...

- Chcesz powiedzieć, że Konoha mnie... szuka?

- Nie tylko Konoha, ale i Suna... Twoje rodzeństwo, Kankurou i Temari umierają już z niepokoju, co się z tobą dzieje... A przy okazji, możesz puścić już tego pana, co to właśnie zamierzałeś zabić? =_=

Gaara wykonał polecenie. Souji podleciał do przyjaciela.

- Nic ci nie jest?

- Nie, w porządku... Dziękuję, de gozaru... - tu Kenshin zwrócił się do Shikamaru.

- Dou itashimashite... Nie ma za co... - odpowiedział Shikamaru. - Panowie... wyglądają mi na wspomnianych przez Ariel-chan szermierzy... A tamta czwórka na panów wilków, będących zakładnikami Aiona... W każdym razie... - nie oczekując odpowiedzi, zwrócił się z powrotem do Gaary. - Co ty tutaj robisz, Gaara? Wszędzie cię szukaliśmy... (A przynajmniej taki mieliśmy zamiar... =_=') Chyba nie pracujesz dla Aiona?

- W rzeczy samej... Aion kazał zatrzymać dwójkę szermierzy przed dostaniem się na parter.

- Na parter? Tam odbywa się ceremonia... Rozumiem, że...

- Właśnie, musimy, powstrzymać tą ceremonię!!! - ryknął Souji, któremu nagle się przypomniało. - Aion zamierza... Zamierza zamienić Ariel-chan w demona!!! >_<

Wszystkich znienacka trafiło.

- Co takiego? - Shikamaru nie mógł uwierzyć własnym uszom.

- Więc to o to chodzi w tej ceremonii? - zapytał kolegi równie przerażony, jak na Białego, oczywiście, Hatsuharu.

Kei nic nie mówił.

Wilki były w zbyt wielkim szoku, ponieważ kompletnie nie miały o niczym pojęcia.

Jednak, ku zdziwieniu Shikamarego, w największym szoku był Gaara.

- Oszukał mnie... - powiedział Piaskowy Shinobi. - Zabiję drania... - oczka zmniejszyły mu się.

- Chwila, Gaara, co to znaczy?! Wiem, że to nie jest twoją domeną, ale może nam powiesz, co tutaj robisz?! Twoje rodzeństwo bardzo się o ciebie martwi... - żądał wyjaśnień Chuunin, w osobie Hegemona ^_~

- Oni? Mieliby się o mnie martwić? Niby dlaczego?

- Och, Gaara, jaki jesteś upierdliwy, przerabialiśmy to tysiące razy! - Shikamaru wali prosto z mostu, choć jeszcze niedawno nie ryzykowałby rozzłoszczenia tego chłopaka. - Zniknąłeś zupełnie znienacka, nie wiadomo gdzie, nie wiadomo dlaczego, oczywiście, że się twoje rodzeństwo o ciebie martwi! Wiesz chyba, że wysunięto twoją kandydaturę na nowego Kazekage? Dlatego uciekłeś?

- Niezupełnie, ale... Nie chcę zostać Kazekage, jeśli wtedy nie będę mógł "jej" widywać...

- "Jej"? - Shikamarego zatkało na miejscu.

- Udałem się do innego wymiaru, bo chciałem "ją" odnaleźć. Zamiast niej, znalazłem Aiona, który obiecał, że jeśli mu pomogę, odnajdzie dla mnie... Ariel-chan... Nie sądziłem... Nawet nie przyszło mi do głowy, że mógłby planować coś takiego...

Shikamaru nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czy to na pewno był ten sam Gaara? Gaara, który zabijał bez wahania, a słowo na jego czole nie miało dla niego najmniejszego znaczenia, teraz mówi takie rzeczy...?! Nie, to nie jest nic dziwnego. Zarówno Naruto, jak i Ariel-chan zmienili jego serce. Przecież wiedział o tym. Po prostu usłyszeć to od samego Gaary, było dla niego zbyt... bolesne?

- "W każdym razie... - pomyślał Shikamaru. - Pomyśleć, że kiedyś tak się go bałem... a teraz? Jest mi posłuszny niczym dziecko..."

- Ariel-chan była w tym pokoju z Aionem. Teraz, najprawdopodobniej, poszli już na tą całą ceremonię i jeśli się zaraz nie pospieszymy, on jeszcze rzeczywiście zamieni ją w demona... Przynajmniej tyle podsłuchaliśmy z Okitą-dono. A, że zakładników w postaci panów wilków już uwolniliśmy, nie ma potrzeby, żeby dochodziło do czegoś takiego...!

- Racja... - przytaknął Shikamaru. - Nie mamy czasu na szukanie reszty... Wszystkie pokoje o numerze z trójką były puste, a to znaczy, że pozostałe grupy już uciekły... Zresztą, są z nimi moi shinobi, więc nie musimy się o nich martwić... A, sorry, Gaara, tak długo cię trzymam... Mogę cię już puścić, prawda?

Gaara się nie odezwał, ale Shikamaru zdjął z niego technikę.

- Twoi shinobi... To znaczy, że Uzumaki Naruto też tu jest? - zapytał Pustynny Shinobi.

- Tak, plus Hyuuga Neji i Inuzuka Kiba. Ten cały Aion kazał nas porozdzielać, abyśmy nie byli ze swoimi... Akurat w tym wypadku, dobrze się stało... W każdym razie, idziesz z nami?

- Oczywiście... Nie wybaczę draniowi, który mnie oszukał...

- Bo ja wiem, czy cię oszukał... - wzruszył ramionami Maru. - W końcu Ariel-chan tu jest... Kwestia tylko tej ceremonii... Jeśli faktycznie chce ją zamienić w demona, nie możemy do tego dopuścić! Panowie szermierze, może zostaniecie tu z panami wilkami?!

- Nawet mowy nie ma!!! - wrzasnął Souji, nim Ken zdążył odpowiedzieć. - To myśmy się tego dowiedzieli, więc to my chcemy to powiedzieć!!! Ja i Himura-san bierzemy pełną odpowiedzialność za panów wilków...!!! >_<

- Oj, nie jesteśmy dziećmi... - zauważył Tsume. - No, może z wyjątkiem kurdupla...

- Nie nazywaj mnie kurduplem... - obraził się Toboe.

- Cieszę się... - Maru uśmiechnął się do Soujiego. - Widzę, że mogę na panach polegać... Mnie już wystarczy, że jestem odpowiedzialny za piątkę Soumów i trójkę moich shinobi... A razem z Gaarą, to nawet już czwórkę... A tak przy okazji, Nara Shikamaru desu, yoroshiku.

- Aaa, hai, sumimasen! Okita Souji desu, yoroshiku!!! - wystrachany swoim brakiem manier, ukłonił się.

- Ja również przepraszam, Himura Kenshin desu... ^^' A panowie wilki to...

- Wiem, już zostaliśmy poinformowani... W końcu Ariel-chan postawiła na głowie kilka wymiarów, żeby was uratować... Kiba-san, Tsume-san, Toboe-san i Hige-san... - skłonił przed nimi głowę. - Ja, głównodowodzący Chuunin w tej misji, wraz z trójką shinobich zostałem wysłany by odnaleźć zaginionego, obecnego tutaj Sabaku no Gaarę oraz by was...

- A, dość już tego przedstawiania się!!! - krzyknął zniecierpliwiony tym wszystkim Kei, co wywołało niezłe zdziwienie na paru twarzach. - Nara-san, jak jeszcze długo zamierzasz tak gadać, to w końcu jej nie uratujemy! Szybko!

- Hai... - odparł Shikamaru, w dalszym ciągu przymulony.

Shikamaru-tachi plus Kiba-tachi plus Ken-tachi zlecieli w te pędy po schodach, po drodze zderzając się z ekipą drugiego Kiby. Oby tylko zdążyli, zanim będzie za późno...


Koniec rozdziału dwudziestego pierwszego

Ciąg Dalszy Nastąpi


P.S.*"Czy mnie słyszysz?", drugi ending z "Naruta", w końcu w tym rozdziale wiele osób mogłoby tak spytać ^_~

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.