Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Ariel's Diary 4 - Paradise

Wielka Filozofia Wymiarów... ^^

Autor:Ariel-chan
Dodany:2005-11-13 22:49:52
Aktualizowany:2005-11-13 22:49:52


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

"ARIEL'S DIARY"

Część Czwarta: Paradise

Rozdział Ósmy: Wielka Filozofia Wymiarów... ^^

Nie minęło nawet pół minuty, gdy portal otworzył się spowrotem i pojawiła się Ariel z głupkowatą miną, a zaraz za nią reszta.

- Wybaczta... - powiedziała Czarna. - Ale Ryu-chan po drodze stwierdził, że chce nam wszystko opowiedzieć... i musieliśmy się zawrócić... ^^0

Xellos zaklnął w myślach, jednak wiedział, że nie ma się co spierać, bo... to by dopiero było podejrzane!

- Ara, a co się stało, Ryuichi-san? - zapytał Souji, który ucieszył się, że jednak nie musi zostawać sam na sam z Battousai'em.

- No więc....... - zaczął Ryu, pociągając nosem. - Mogę zamienić się w narratora, Ariel-chan?

- Jasne ^^

A więc... Znalazłszy kuchnię po zapachu i napełniwszy brzuszek wybornymi smakołykami Ayumu, zwanej Ayu-nee (dziewczyny-szpieg, a jakże!), wracałem w podskokach do dojo, gdy nagle... zobaczyłem dziwnego gościa wychodzącego z pokoju, bodajże, vice-szefa, Hijikaty-san, na no da.

Suzumu Yamazaki, (jak go rozpoznałem) brat Ayu-nee, czarnowłosy i czarnooki shinobi-szpieg, przystanął przy wejściu i najwyraźniej na czymś rozmyślał, na no da. Oczywiście, nie było diabła, abym się NIE zainteresował, na no da! ^-^

- Yamazaki-san, co się stało, na no da? @___@ - zapytałem.

Susumu popatrzył na mnie, ale... ani BE, ani ME... ani nawet "na no da"! ^^0

- Sakuma Ryuichi jestem, jeśli pan nie pamięta, no da! ^^ - przedstawiłem się grzecznie.

- A, przyjaciel Ariel-san, pamiętam...

- Czy coś się stało, na no da? - ponowiłem pytanie.

- Nic, tylko...

- Tylko, no da? O.O

- Zastanawiam się, co będzie z moją siostrą...

- Z... Ayu-nee? A co miałoby z nią być, na no da? O.O

- Nie żyje, ot co...

- ???

W pierwszej chwili nie zajarzyłem.

- Jak to "nie żyje"? O.O Przecież przed chwilą poczęstowała mnie takim pysznym obiadem, na no da!

- Mówisz o jej duchu? Tak, jej duch wciąż z nami jest, ale ona... naprawdę nie żyje...

- Achaaaa! - sczaiłem. - Więc Ayu-nee jest koleżanką po życiu Nuriego???

- Słucham??? >?<0

- No bo Nuriko-kun też nie żyje i jest Aniołem Stróżem Ariel-chan, no da! ^^

- Ach, faktycznie... Ale... w przeciwieństwie do Nuriko-san... moja siostra nie będzie mogła tu z nami zostać...

- Czemu nie? O.O

- Nic jej tu nie trzyma... A najgorsze jest to... Że ja zacząłem doceniać siostrę dopiero, kiedy ją straciłem...

- Przecież... nie ma problemu, no da! - uśmiechnąłem się. - Idź i porozmawiaj z nią, jej duszek jest w kuchni, na no da! o^---^o

- To nie takie proste, Sakuma-san, nie takie proste... - westchnął Susumu. - Lepiej wracaj do Okity-san, słyszałem, że niezłą jazdę tam urządziliście... z Ariel-san, Xellosem-san... i jeszcze z Himurą-san.

- Widzę, że wieści szybko się rozchodzą, na no da! ^^

- Tetsu-kun mi powiedział.

- Acha! ^^ To do widzenia, na no da!

- Do widzenia, na... znaczy, do widzenia! - Susumu chciał powtórzyć za mną "na no da", ale w porę oprzytomniał.

- No i wiecie... To takie smuuuuuutne!!! <SMAAAAARK> - Ryu-chan zakończył swoją opowieść dmuchem w chusteczkę.

- Faktycznie... - pokiwał Souji. - Yamazaki-san bardzo przeżył śmierć siostry, choć nigdy nie byli ze sobą specjalnie blisko. Yamazaki Ayumu była naszym szpiegiem w kwaterze wroga i zginęła z ich ręki... - ostatnią informacje podał ze względu na Kenshina.

- Oj, Souji, nie musisz być taki okrutny! - stwierdził Nuriko. - Specjalnie przypominasz Kenshinowi, że JEST, a raczej... BYŁ waszym wrogiem...

- Ależ, Nuriko-san, ja wcale nie... - zaczął Souji.

- Nic z tych rzeczy, Nuriko-kun... - powiedział niespodziewanie Kenshin. - Okita-dono po prostu próbuje być miły... To była całkowicie oznajmiająca informacja, bez żadnego negatywnego podtekstu... Prawda? ^^

- A... Tak! - potwierdził Okita-sensei. Wierzcie lub nie, ale Souji jest naprawdę milusim chłopcem i wcale nie miał zamiaru urągiwać Kenshinowi. ^^

- Nie masz się czym przejmować, Ryu-chan! - uśmiechnęła się Ariel. - Duch Ayumu zawsze może ich odwiedzać, może nie tak często, jakby była Aniołem Stróżem, ale jednak... Zresztą, Susumu nie jest już sam i nie będzie mu tak źle, wiem, co mówię! ^^

- Nie jest... sam? Susumu-san? oO.Oo

- Czemu... mówicie o moim przyjacielu? - nagle, ni stąd ni zowąd rozległ się głos... szczeniaka, tzn. Tetsu-kuna. ^^

- Właśnie o tym mówię! - Ariel mrugnęła do Ryu-kuna. - A nic! - odpowiedziała Tetsunosukiemu. - Ryu-kun zmartwił się, że wam Ayumu zginęła.

- To nie tak, no da!!! Znaczy... - Ryu poprawił się. - ...Tak, ale niezupełnie, no da! Najbardziej mi szkoda Yamazakiego-san!!! Jest taki zamknięty w sobie i nawet po śmierci nie potrafi pogadać z własną siostrą, no da! <>0

Tetsu podrapał się po głowie. ><0

- Susumu już taki jest, ale nie macie się, co o niego martwić! - rzekł. - Ja już go nauczę, jak ma się zachowywać! Zresztą, on już rozmawiał z siostrą i znacznie lepiej się z nią dogaduje po śmierci niż przed!

- Ureshii, no da!!! (Cieszę się, no da!) o^-^o

- Susumu jest moim przyjacielem, w dodatku obiecałem Ayu-nee, że się nim zaopiekuję, więc... staram się, jak mogę! ^^

Suzu, milczący jak zawsze, popatrzył na niego znaczącym wzrokiem. Czyżby obudziła się w nim nutka zazdrości??? ^^

- Jasne, szczeniaku, ty się mną opiekujesz! - zakpił Susumu, który właśnie pojawił się przed wejściem. - Jesteś za kurduplowaty, żeby się mną opiekować!

- Po pierwsze: nie jestem kurdupel, po drugie... TOBĄ trzeba się opiekować!!! ><

- Su... Susumu!!! - ryknęła Ariel, stwierdziwszy, że trzeba to przerwać, zanim ci dwaj zaczną się żreć. - Miło widzieć, przystojniaku, jak zwykle, przystojny, jak zwykle wyglądasz jak baba!!!! ^^

- A ty, jak zwykle, szczera do bólu, Ariel-san... - odparł Susumu. - Szczęście, że się zdążyłem przyzwyczaić!

- Szczęście to to... że masz tu Tetsunosukiego!!! - stwierdziła Ariel, kiwając na kurdupla. - Seryjnie, ludzie, dzięki Tetsu, z takiego poważnego, bez emocjonalnego faceta... Susumu zamienił nam się w naprawdę SPOKO gościa!!! ^^ - palnęła go w plecy.

- Aa... Dzięki, Ariel-san, ale to chyba nie do końca tak... ^^0

- A jak? ^^

- ...

- No właśnie, więc tak... ^^

- Susumu zawsze był spoko! - powiedział Tetsu. - Tylko... nie zawsze był miły, cha cha cha! - zaśmiał się. ^^

- To już się bardziej zgadza... ^^

- A no, Ariel-chan... - Ryu-chan wziął ją na stronę* (*czyli na osobność ^^). - O czym rozmawiałaś z Soujim-kun?

- A co, nie słyszałeś? - zdziwiła się Czarna. - Przecież chyba po to, przeniosłeś się z kolan Kenshina na Soujiego!

- No tak, dokładnie, aleś ty mądra!!! - O^-^O potwierdził zadowolony. - Ale i tak nie słyszałem!

- Ja tylko... spytałam, czy Suzu wie... - tutaj jeszcze bardziej ściszyła głos. - ...Że to Souji zabił jego sensei'a. Souji zaprzeczył i powiedział, że Suzu w dalszym ciągu myśli, że zrobił to Tetsu. W końcu widział go nad rozpiździonymi zwłokami i cóż innego mógłby pomyśleć???

- (Pomijając już to "rozpiździone"... ^^0) No chyba, że... Tetsu sam mu powiedział...

- Coś sugerujesz?

- Nie, ale... ^^0 Suzu się tu patrzy...

- Ha? - odwróciła się. - Jasny gwint, chyba nic nie słyszał?

- Co miałem słyszeć? - Suzu podszedł do nich. - O mnie rozmawiacie?

- Ależ nie, skąd! Wcale cię nie obgadujemy!!! ^^0

- Nie? Tylko Ryuichi-san cały czas się na mnie gapi... =.=0

- Ryu-chan? No co ty, wydaje ci się!!! (Ryu-chan, ty idioto! ><)

- Właśnie, wcale się nie patrzyłem, Suzu-kun, na no da!!!

- A tak seryjnie... - ulubione powiedzonko Ariel ^^ - Tetsu coś ci mówił, Suzu? A propos...

- Tego, kto zabił mojego sensei'a? - dokończył za nią chłopak. - Znaczy... byłego sensei'a? Nie...- pokręcił głową. - Tetsu-kun powiedział tylko... że on nigdy w życiu nikogo nie zabił...

- Ach, co za ulga... - ucieszyła się Czarna, a po chwili... - Moment, przecież to znaczy, że... Ty wiesz, Suzu...?

- Nie... - pokręcił znowu głową. - Ale domyślam się... - zerknął ukradkiem na Soujiego, który w tym czasie zapoznawał Kenshina z Susumu.

- Oh, great, jakby to powiedział Kei-san... ><0

- Zgadzam się, Ariel-chan, na no da! ^^0

- I ty... mimo tego...? <>

- Wiesz... Staram się o tym nie myśleć... Zresztą, tak jak mówiłem... Okita-sensei jest zbyt dobrym i wspaniałym człowiekiem, aby go nienawidzić... Poza tym... chyba ci to obiecałem, czyż nie?

- A, też prawda... Yokatta! - ucieszyła się o^-^o.

- Hora, o czym tam tak po kryjomu rozprawiacie, co? - zawołał Souji. - Lepiej, Ariel-chan, chodź tu... - cała trójka podeszła. - ...I powiedz, o co chodzi z tym Aniołem Stróżem, bo Nuriko-san coś tu wymyśla!

- Wcale nie wymyślam!!! - upierał się Nuriko. - Skoro ja jestem Aniołem Stróżem Ariel, to Ayu-nee równie dobrze może być Aniołem Stróżem swojego brata!!!! ><

- Eee... Nuriko-kun... To chyba nie jest takie łatwe... - zauważyła Ariel z kropelką na czole. - Wiesz, gdyby to było takie łatwe... to już dawno mielibyśmy jeszcze jednego Stróża wśród nas...

- Taa, kogo??? ^^ - Nuriko nie zajarzył.

- Wiesz, lepiej się przytkaj... - Ariel ukradkiem zerknęła na Ryuichiego*, czego ten, na szczęście, nie zauważył. (*Patrz część trzecia "Ariel's Diary") - Wiecie... - teraz zwróciła się do reszty. - Lepiej nie zwracajcie na tego głupiego ducha uwagi... ><0 Chociaż... - zastanowiła się. - Xelli, bądź tak miły i zobacz w tej swojej mądrej księdze coś a'propos Aniołów Stróżów...

- Ja? - zdziwił się Mazoku. - Czemu ja???

- Bo, jak mniemam, nosisz ze sobą chyba całą bibliotekę... ><

- Bibliotekę? No co ty! ^^

- ><0

- A... w której książce? ^^

Pół towarzystwa - <GLEBA>, drugie pół - odpowiednie miny.

- A co masz, Xelli? - zapytała Ariel, należąca do tej drugiej połowy.

- No więc... Mam słownik do języka polskiego, słownik do języka angielskiego, słownik do języka hiszpańskiego... francuskiego, niemieckiego... - wyliczał po kolei, a całe towarzystwo z każdym słownikiem coraz bardziej zbliżało się do ziemi. - A, i do języka, oczywiście, japońskiego i chińskiego! No co??? - wybałuszył na nich gały. - Z taką poliglotką jak Ariel trzeba się znać na wszystkim!!! ^^

- Ee, Xelli... Ale ja nie znam tylu języków... ><0

- Mniejsza z tym, ja też nie! ^^ A, no i oczywiście mam jeszcze słownik ortograficzny języka polskiego...

- Kuźwa, wyrzuć go!!! ><

- A to czemu? Mam jeszcze polski słownik synonimów...

- Xelli, bo jak ci przy-pier-papier w ten po-niemiecki ryj.... >< - Ariel zaczęła się już denerwować.

- Nie możesz... bo nie masz żadnego papieru, a poza tym... ja nie mam niemieckiego ryja, tylko, co najwyżej japoński... a raczej Mazokowski... ^^

- Xellosu... ><

- Na na, spokojnie, Ariel-chan... - uspokajał ją Kenshin. - Po prostu, powiedz, Xellos-san, czy masz jakąś książkę, która nam może pomóc w sprawie Aniołów Stróżów!

- A no... Mam "Wielką Księgę Praw Wymiarów" oraz "Księgę Filozofii Wymiarów"... ^^

- No, tak już lepiej... - stwierdziła Ariel. - Szukaj może... w tej pierwszej... pod hasłem... "Anioł Stróż", albo cosik takiego...

- Ariel-chan, ale czy nie wystarczy, żebym poprosił Babę Jagę? - wyskoczył z pytaniem Nuriko, tymczasem Xellos wertował książkę.

- Babę Jagę? - zdziwiła się. - Znaczy... Taiitsu-kun...? A co ona ma do rzeczy???

- No jak to co, jest bogiem... Znaczy... była... Znaczy... bo ja wiem... - Nuriko nie umiał się zdecydować. - Ale chyba ma!

- A ja się pytam... co ma piernik do wiatraka? A raczej... co ma Taiitsu... do "Peace Makera", he?

- A no... ^^0

- No właśnie, nic nie ma! Zresztą, z Babą Jagą lepiej nie zaczynać, tylko zawału z nią można dostać! ><0

- Oo, mam znalazłem! - krzyknął Xelli. - Czekajcie... Chmm.... Tak, tak. Niezłe, niezłe...

- Xellos, nie każ nam czekać, tylko czytaj!!!! ><

- Tak, już! - kiwnął Xelli. - Z tego wynika, że Aniołem Stróżem może zostać prawie każdy!

- No co ty, każdy? - zdziwiła się Ariel. - Chyba nie powiesz, że nawet... taki Mazoku jak Fibrizo?

Xellos wzdrygnął się na dźwięk tego imienia.

- Nie, moment... Fibrizo-sama jest Hellmasterem, więc on w ogóle nie chodzi w rachubę, ale to wcale nie znaczy, że inne Mazoku również...

- Coś mi tu śmierdzi, Xelli... ><

- Nie mówię o sobie, Ariel... - Xellos od razu odgadł jej myśli. - Po prostu... nieważne, czy demon, czy człowiek, czy jakakolwiek inna istota... Tutaj chodzi o uczucia... Wystarczy, że demon kocha tak samo jak człowiek i po ptokach... W tym cała filozofia.

- To znaczy? - Ariel ciągnęła go za język.

- Cała filozofia tkwi w tym, że Anioła Stróża i jego podopiecznego musi łączyć jakaś silna więź... Miłość, przyjaźń... i to naprawdę wielkie... O, jeszcze coś...

- Co takiego, Xelli??? O.O

- Nuriko-kun?

- Taa, Xell? O-O

- W tej samej chwili, gdy zginąłeś w obronie Ariel... stałeś się jej Aniołem Stróżem...

- W tej samej chwili? - zapytała dziewczyna.

- To było z góry przesądzone...

Ariel spojrzała na Nuriego, a potem... mój Boże, Ryu-chan! Xellos, zamknij się już lepiej, nie mów nic więcej! Ale... nie była w stanie tego powiedzieć, a tym razem Xelli nie odgadywał jej myśli...

- Jednak... - kontynuował Mazoku. - Nawet śmierć w czyjejś obronie nie gwarantuje od razu pozycji Anioła Stróża... Przede wszystkim, obie osoby muszą bardzo tego pragnieć... W czasie ich życia i po śmierci jednej z nich, musi ich łączyć coś naprawdę wielkiego i wspaniałego, ale też niekoniecznie, gdyż... jeśli coś takiego łączy ich dopiero po śmierci... również jest to możliwe... Dlatego... - Xelllos zamknął książkę. - Przypadek Nuriego i Ariel należy do wyjątków... Tutaj pisze, że Aniołem Stróżem zostaje się jakiś czas "po" śmierci, a Nuriko został nim dokładnie w tej samej chwili...

- Xellos, nie mieszaj... Skąd o tym wiesz? ><

- Tak pisze pod rozdziałem "wyjątki od reguły, potwierdzające regułę..." ^^

- Chyba nie powiesz, że pisze tam o nas, co?

- Nie, ale umiem logicznie myśleć, w waszym wypadku jest to oczywiste...

Cisza... jak makiem zasiał przez dobre pół minuty...

- Ariel, nie patrz tak nam mnie, znam was... oboje, zbyt dobrze. Zresztą... Taiitsu-kun chyba kiedyś coś wspominała o jakimś wyjątku...

Znowuż cisza...

- Kuźwa, rzeczywiście!!! - krzyknął Nuriko. - Tylko wtedy nie wiedziałem, o co chodzi!!!!

Ariel zerkała po kryjomu na Ryuichiego, który miał minę, jakby nic z tego nie rozumiał, ale oczy świeciły mu jak księżyc w pełni.

- Więc jesteśmy wyjątkiem...? - zapytała, jakby samą siebie.

- Jednym słowem... - odezwał się nagle Susumu. - W naszym przypadku, moim i Ayu-nee jest to niemożliwe...

- Wiesz, nie chcemy ci robić nadziei, Susumu-san... - powiedział Xellos.

- NIE PODDAWAJ SIĘ!!!! - ryknął Ryuichi, ku ich wielkiemu zdziwieniu. - Nic nie jest stracone!!! Nic nie jest z góry przesądzone!!! Ja... - urwał w tym momencie, smutniejąc.

- Co, Ryu-chan? <->

- Ja... Jeszcze mam nadzieję, na no da... - uśmiechnął się. - Xellos-kun sam powiedział: "jakiś czas po śmierci", więc... ja... Ja cały czas się modlę, na no da!

- Do kogo? ^^ - zainteresował się Xelli. - Proponuję Shabiego!

- Przytkaj się, fioletowy bałwanie! - fuknęła na niego Czarna, po czym słodkim głosikiem zwróciła się do chłopaka. - Ryu-chan, ja wiem, że ty... marzysz o tym, aby znów spotkać... Arisa, ale... wierz mi, to nie jest taka łatwa sprawa!

- Przecież ja wiem, ale... marzyć mi chyba nie zabronisz, na no da? ^-^

- No nie, Ryu-chan...

- Ja wierzę, że Aris-kun prędzej czy później zostanie moim Aniołem Stróżem, na no da!

Souji + Kenshin + Susumu + Tetsu + Suzu = zdziwko... ^^0 Ee, znaczy, ta piątka zbytnio nie wiedziała o co chodzi, więc...

- Przyjaciel! - Ariel machnęła ręką. - Zginął parę miesięcy temu... Ryu-chan nie potrafi tego odżałować!

- Nie, to nie tak, na no da! Ja już się z tym pogodziłem! ALE!!! To nie znaczy, że nie chcę spotkać się z duchem Arisa!

- Jak to? - zdziwił się Susumu. - Nie możecie się z nim spotkać?

- Xellos, bądź tak miły i znajdź odpowiedni fragment w tej swojej mądrej książce!

- Ha? O'o

- Lepiej czytasz mi w myślach niż ja sama, więc...

- Wcale nie czytam! (W końcu mi zabraniasz!) - zaprzeczył Mazoku. - Ale... odgadnąć umiem! ^^ Już znajduję! - przewertował książkę. - Mam! Chmm, tak... Jeszcze jest fragment o scenariuszowych śmierciach, ale to nie to... Bo Aris jest postacią "poza scenariuszową!" - wyjaśnił piątce niewtajemniczonych. - Ale... chyba zacznę od... "Doskonale zapewne wiecie, iż każdy wymiar i wszystko, co się w nim dzieje, tzw. "akcja", odbywa się zgodnie z przewidzianym, wymyślonym z góry scenariuszem, o którym pojęcie mają tylko ludzie z tzw. REALA, czyli... realnego świata. Natomiast wszystko, co się dzieje poza scenariuszem jest, jakby to ująć, poza kontrolą. Nie mamy więc wpływu na to, co wydarzy się poza scenariuszem i właśnie dlatego istnieje tzw. "Prawo Nietykalności Innowymiarowej i Poza-scenariuszowej" (<=po naszemu, "prawo nie wtrącania się w inne wymiary"). Potraficie sobie wyobrazić, co by to było, gdyby w trakcie jakiejś serii, czy nawet po jej zakończeniu, śmiertelny wróg zjawił się u głównych bohaterów i wytłukłby ich bez jednego wyjątku, nie dając im dożyć końca serii, a już tym bardziej drugiej serii i dalszych? "P.N.I.P." (<="Prawo Nietykalności Innowymiarowej i Poza-scenariuszowej") wymyślono właśnie po to, aby uniknąć tego typu sytuacji i niepotrzebnego rozlewu krwi..." - tutaj Kenshin kiwnął głową i rzekł "Popieram". - W nawiasie napisali "Patrz: rozdział drugi"... BLA BLA BLA... - Xellos ominął kawałek. - Zabójstwa są dopuszczalne w trakcie trwania oryginalnego przebiegu wydarzeń, natomiast niedopuszczalne w poza-scenariuszowym życiu..."

- Miałeś o Aniołach Stróżach, inteligencjo... =.=

- Moment, ludzie, Arielcia... - powiedział, jakby Ariel nie była ludziem! >< - Wiesz, ile tego jest? I tak wam skracam! Zaraz, gdzie... A! "Gorzej, gdy osoba zginie poza-scenariuszem przez przypadek, w wypadku takim czy innym, wtedy należy zwrócić się do bóstw opiekuńczych w danym świecie, (Patrz: rozdział szósty) a jeżeli takowych nie ma, do bóstw znajdujących się w innym wymiarze i poprosić ich o wskrzeszenie zmarłego..."

- A tak bardziej po polskiemu, Xelli? - powiedziała Ariel. - Ja rozumiem, ale nie wiem czy reszta...

- No, na przykład "Dragon Ballowcy"! Wiecie, mają tam i Niebo i Piekło i Bogów i Szatanów, i wszystko to na całkowitym legalu, w trakcie trwania scenariusza, a na przykład w takiej "Grawitacji" - kiwnął na Ryuichiego - ...Która jest całkowicie nie magicznym wymiarem, nie mają czegoś takiego! W takiej sytuacji, gdyby na przykład Ryu-chan nam zginął, należałoby zwrócić się do któregoś z tych bogów z prośbą o pomoc, ale... uprzedzę twoje pytanie, Ryu-chan! - Mazoku nie dał mu dojść do głosu. - Nie łatwą rzeczą jest, po pierwsze, znaleźć kogoś, kto by to potrafił i jednocześnie chciał to zrobić, po drugie... nie wiadomo, gdzie by się wtedy podziała dusza takiej osoby i najprawdopodobniej nie dałoby się jej znaleźć... Dlatego nie patrz na mnie z takim wyrzutem, Ryu-chan, ani ja, ani Ariel, nie jesteśmy Alfami i Omegami, żeby znać te prawa na pamięć i wiedzieć, co w danej chwili zrobić, zwłaszcza, gdy czas nie pozwala nawet na moment zastanowienia, a poza... - zatrzymał się, robiąc oddech. - Ja nie widzę takiej możliwości, abyś ty, jeden z najulubieńszych bohaterów "Grawitacji" mógł poświęcić życie dla Arisa, osoby poza scenariuszowej!

- Co to ma za znaczenie? - spytała Ariel z tym swoim smutnym wzrokiem. - To, czy Aris był poza scenariuszową osobą czy nie? A poza tym, Xelli, nie musisz i mnie od razu usprawiedliwiać... Naprawdę, czasami potrafisz być bezduszny...

- Jestem w końcu Mazokiem, zresztą, ja tylko przedstawiam szarą rzeczywistość, czy ona ci się podoba, czy nie!

- Dobrze, ale nie sądzisz, że to zbyt okrutne? Przesadziłeś w tym momencie!

- Ta? W którym momencie? - prychnął Xelli.

Iskry poleciały z ich oczu.

Pozostali, z rozdziawionymi gębami, gapili się, to na nią, to na niego, a Tetsu nawet pomyślał, że Ariel jest chyba jedyną osobą, która ma odwagę zadzierać z demonem pierwszej klasy.

Jedynie Ryu-chan stał ze spuszczoną głową, gotów się rozryczeć, ale zamiast tego, powiedział smutnym głosem:

- To nie tak, no da, Xellos-kun...

Spojrzeli na niego.

- Ja wcale nie obwiniam Ariel o śmierć Arisa! Przecież tylko o to ci chodzi, no da... prawda?

- Ech... - westchnął Xelli. - No, powiedzmy, że to chciałem powiedzieć... Ale też chciałem powiedzieć, że w tym wypadku, lepiej było ratować CIEBIE, drogi, Ryuichi, chyba zdajesz sobie z tego sprawę?

- Ależ tak, no da! ALE!!!

- Ale, dlaczego powiedziałeś tak, jakby osoby poza scenariuszowe w ogóle się nie liczyły?

- Wcale tak nie powiedziałem, Ariel-chan! Zresztą... czytam dalej..."Zupełnie inaczej ma się sprawa ze śmiercią, odbywającą się poza scenariuszem, czyli oryginalnym przebiegiem zdarzeń, z tak zwanymi postaciami "poza scenariuszowymi". Nie ma ich, tych postaci, w oryginalnym scenariuszu, ale tak samo są pod ochroną "P.N.I.P.-u", jak każda normalna, scenariuszowa osoba, jednakże... kiedy taka osoba umiera, z przyczyn naturalnych lub w wypadku... nie ma to żadnego znaczenia dla rozwoju wydarzeń i jednocześnie... nikt nie powinien się nią interesować"

- Kuźwa, co to za prawo??? - zbaraniała Ariel.

- "Wiem, że to może zabrzmieć okrutnie... (Ja tylko cytuję książkę, więc proszę nie bić!) ...ale prawnie, osoby poza scenariuszowe NIE ISTNIEJĄ, a jednocześnie... nikt nie odpowiada ani za ich śmierć, ani za ich duszę. Ja mówię tylko w razie wypadku, czy innych okoliczności łagodzących, gdyż zabójstwo zarówno postaci scenariuszowej jak i nie scenariuszowej, jest całkowicie zabronione i podlega surowej karze..." O, to może być ciekawe, kary w wymiarach...

- Nie, Xelli, daruj se, teraz lepiej przetłumacz to, co przeczytałeś! Bo patrząc po twarzach zebranych... - zerknęła na ich zdumione miny.

- Tak, no więc... Jednym słowem, tłumacząc to przede wszystkim Ryuichiemu-kun oraz Susumu-kun, który zadał na początku pytanie... Jeżeli Aris jest postacią poza scenariuszową, NIE-MA-PRA-WA - wysylabizował. - ...pojawić się tutaj, jako duch, po prostu, nie może, bo nie ma takiej możliwości... Jedynym wyjątkiem jest postać Anioła Stróża, którym może zostać KAŻDY... Więc... Ja wcale nie jestem aż taki okrutny, Arielciu... Jeśli Ryu-chan bardzo będzie tego pragnął, któregoś dnia Aris-kun zjawi się jako jego Anioł Stróż... Bo chyba nie ma wątpliwości, że Aris również tego pragnie... Prawda? - mrugnął do Ryuichiego, na co Ryu-chan odpowiedział szczerym uśmiechem.

- Rozumiem! - kiwnął uśmiechnięty Ryuichi.

- Ach, Xelli, wiesz, czasem błyśniesz inteligencją... Prawdziwy z ciebie znawca wymiarów...

- Wiesz, ja tylko umiem czytać... I wiesz... - Mazoku zaczął ją przedrzeźniać. - Ty czasami też potrafisz być miła! ^^

- Czyli wynikło nam z tego!!! - krzyknął nagle Tetsu. - Że Ariel ma przeznaczonego Anioła Stróża, Ryuichi-san może mieć takowego, natomiast Susumu... w ogóle nie ma na to ŻADNYCH szans! - i roześmiał się.

- SZUUU, ale zawiało chłodem... - stwierdziła Ariel - Aż wszystkich zatkało... - przez moment trwała cisza totalna. - Ale... co racja, to racja, Tetsu... Choć ja bym tego tak perfidnie nie powiedziała... ^^0

- No co? - zapytał Tetsu. - Co nie mam racji?

- Masz rację, Tetsu-kun, masz rację... - przytaknął Susumu. - Nie mam szans na Anioła Stróża, zresztą, nie muszę go mieć... Po prostu porozmawiam z siostrą, dopóki mam okazję...

- Oi, czekaj na mnie! - Tetsu ruszył za nim z kopyta. - Właśnie, Suzu, zawołaj mnie, gdy Ariel-san będzie odchodzić!

Suzu kiwnął, ale przez głowę przeszła mu zupełnie odwrotna myśl. Xellos zaraz skapnął się, że chłopak jest zazdrosny o przyjaciela, choć ani nie skupiał na nim uwagi, ani nawet nie czytał mu w myślach.

- Czy mi się wydaje, Himura-san... - szepnął Souji do Kenshina, w czasie, gdy Ariel i Nuriko dyskutowali a'propos swojego "przeznaczenia", Xelli na moment odpłynął, a Ryuichi z uwagą słuchał wywodów wyżej wymienionej dwójki. - ...Czy Xellos-san nie jest wyjątkowo rozeznany w prawach wymiarów?

- Chcesz powiedzieć, że ma łeb jak sklep? - Kenshin odparł pytaniem, najwyraźniej gadka Ariel (i nie tylko!) zaczęła wchodzić mu w krew. - No, Xellos-san zawsze był specem od wymiarów, to dlatego, że nosi ze sobą całą bibliotekę!

- Zauważyłem... - pokiwał Souji. - Po prostu zadziwia mnie tak dobrze wychowany demon, który na dodatek ma... jakżeś to ujął, "łeb jak sklep"!

- Xellos-san w ogóle jest bardzo mądrym, dobrym i uczciwym demonem, nie wątpię w to... ^^

- Oi, Himura-san, czyżbyśmy nie za bardzo wierzyli w tego Mazoku?

- Nie, dlaczego? Ufam mu tak samo, jak Ariel, Nuriemu, czy... Tobie, Okita-dono... ^^

- Acha, to znaczy, że... - Souji-kun chciał powiedzieć "wcale", co znaczyło, że w tym ostatnim mu nie uwierzył, ale w tym momencie, Xellos wtrącił się do rozmowy, z której słyszał tylko końcówkę.

- Bardzo dziękuję za bezgraniczne zaufanie, Kenshin-san! - powiedział Mazoku, kłaniając się.

Souji zdziwił się. Policzki zarumieniły mu się, ale z jakże innego powodu niż zazwyczaj.

- Czy to znaczy... Himura-san... - zaczął niepewnie. - ...Że naprawdę mi ufasz?

Mazokowi podobało się zwątpienie, pojawiające się w sercu Soujiego.

- Oczywiście, Okita-dono ^^ - odparł jak najbardziej poważnie Kenshin.

- Tak od razu? oO.Oo

- Wszyscy przyjaciel Ariel-chan są i moimi przyjaciółmi, więc należy im się moje zaufanie... ^^

Souji był pod coraz większym wrażeniem. Oboje, i Ken-san i Souji, ulepieni z, praktycznie, tej samej gliny, tak samo zabawni, ufni i dobrzy, jednak nie potrafili tak samo wyrażać emocji. Tak się przynajmniej zdawało Okicie. Xellos wykapował, że w którymś momencie Okita poczuł się trochę upokorzony, gorszy i nawet zazdrosny, ale mieszały już mu się uczucia Soujiego z Suzu i sam nie był niczego pewien. Do tego w głowie mąciła mu szczerość i bezgraniczne zaufanie Kena-kun, który, mimo, że w przeszłości krwawy zabójca, teraz, momentami, bywał aż za bardzo "słodki".

Z rozmyślań, Xella wyrwał dopiero głos dziewczyny:

- Ee, słyszysz mnie? - pomachała mu przed oczama. - Nie sądzisz, że powinniśmy już iść?

- A... czemuż to? - spytał Mazoku dla niepoznaki, w rzeczywistości niezwykle kontent, że w końcu usłyszał te słowa.

- Spójrz na nich! - kiwnęła na rozmawiających Kena i Soujiego. - Dogadują się jak starzy kumple!

- To... chyba dobrze? - wyjąkał Xellos, nie wiedząc, co powiedzieć, gdyż znowuż przypomniało mu się "jego zmartwienie".

- ''Dobrze"? - powtórzyła Ariel. - To znakomicie!!! Nieprawdaż?!

- Jasne!/Jasne, na no da! - potwierdzili Nuriko i Ryuichi. ^-^

- Uważam, że jako swatka się sprawdziłam i należałoby zostawić ich samych! ^^

- (Ee... Swatka...? - ^^0 <=Nuriko-kun)

- (To nie shonen-ai, Ariel-chan... ^-^0 <=Ryu)

Suzu zareagował na słowa, dotyczące powrotu i popatrzył na Ariel tym swoim czerwonym wzrokiem (<=Fioletowo włosy blondyn ma, jak byk, czerwone oczy! ^^). Dziewczyna, oczywiście, zaraz to zauważyła.

- Nie martw się, Suzu-chan, jeszcze do was wpadniemy! - uśmiechnęła się do niego. - Już się ze wszystkimi żegnaliśmy, więc... Pozdrów tylko szczeniaka i resztę!

Suzu już chciał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język.

- Xelli, otwórz po cichu portal... - nakazała mu Ariel, po czym, wszyscy wyszli z dojo i tam skoczyli po kolei do portalu. Ken i Souji, zajęci sobą (<=tylko bez głupich uwag!) w ogóle tego nie spostrzegli. Xelli, który miał zamykać pochód, zawrócił się jeszcze i szepnął do fioletowo włosego chłopaka:

- Przyjemność sprawia mi twoja słodka zazdrość, ale... nie musisz buczyć się na szczeniaka... ^^

Suzu rozszerzył oczy ze zdziwienia.

- Tetsu jednakowo kocha wszystkich swoich przyjaciół... ^^

Suzu zrobił się czerwony jak burak.

- Co... co proszę? - wyjąkał.

W tym momencie Kenshin zauważył, że jego przyjaciół gdzieś wcięło. Wyleciał na dwór i zdążył zobaczyć tylko zamykającego pochód Xella, mówiącego "Adieu", a potem... poczuł gorzki smak ziemi, gdy rzuciwszy się na znikający portal, zarył zębami o murawę.

- Nic... się panu nie stało? - zapytał Suzu.

- Ororororororo...... @_@ - zdało się słyszeć z ust Kena.

- Cha cha cha! - Souji zaśmiał się jak dziewczyna. - Co ty wyprawiasz, Himura-san?

- Oro... @_@ Znowu mi uciekli, Okita-dono... - odrzekł Ken, z trudem wstając z ziemi i zauważając, ni stąd ni zowąd... że świnia, a raczej prosiak, ciągnie go za ubranie.

- Wrócą, proszę się nie martwić, Himura-san... - odpowiedział, szczebiotliwie jak dziewczynka. ^^ - Saizou, proszę zostawić Himurę-san w spokoju... - Souji schylił się i wziął prosiaka na ręce.

- Dziekuję.... - powiedział Ken.

Okita wcale nie przypominał groźnego szermierza, jakim Kenshin był jeszcze 10 lat temu. Dlatego Himura-san dziwił się, widząc tego radosnego chłopaka, będącego jednym z najpotężniejszych zabójców tychże czasów i żyjącego, nomen omen, w okrutnym świecie, w którym wojna jeszcze się nie skończyła. Souji potrafi śmiać się radośnie jak dziecko i z tymi długimi, granatowymi włosami i wiecznie uśmiechającymi się oczami, wyglądał jak jakaś... no, powiedzmy wprost, panieneczka, ale w jak najbardziej nie pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Można powiedzieć, że Souji był ślicznym, młodym i wielce utalentowanym, jak na swój wiek, mistrzem-miecza, potrafiącym cieszyć się życiem i zarażać swoją radością innych. Nie żeby Ken tak nie potrafił... w czasach pokoju, oczywiście, gdyż w czasie wojny w jego wymiarze, Himura był praktycznie zupełnie innym człowiekiem i nawet nie próbujcie sobie tego wyobrażać... Przejście z TEGO Kenshina na TAMTEGO jest po prostu zbyt... bolesne... (Zachęcam na luknięcie na "Odę do Siepacza", mały bonusik a'propos Kenshina i jego przeszłego życia ^^)


Aach... i na tych wywodach (i reklamie ^^) zakończymy ten rozdzialik ^^

Koniec rozdziału ósmego

Części czwartej

Ciąg Dalszy Nastąpi


ODA DO SIEPACZA ^-^

"OPOWIEŚĆ O ZŁOTYM CZŁOWIEKU" (Bonus #1 do "Ariel's Diary nr 4" ^^)

W taką noc, ciemną, głuchą i ponurą, wszystko się może zdarzyć, a już tym bardziej to, co powtarza się prawie co noc. Co noc, bowiem, na ulicach, w ciemnych zakamarkach, zaułkach, słychać krzyki. Krzyk kolejnej ofiary, której dech zapiera w piersiach na widok nieznanej

postaci. Na widok tych oczu złotych, przenikliwych, przerażających, morderczych. I nikt nie widzi w tych oczach nic więcej. Nikt... oprócz mnie. Ja widzę... Widzę smutek, żal. Żal do całego świata. I pytanie: Co ze mną zrobiliście? I ja nie słyszę krzyku kolejnej ofiary, bo krzyk jej niemy niczym głos ryby w wodzie. Ja słyszę ten inny. Krzyk zrozpaczonego serca, zniszczonego, wołającego pomocy, cierpiącego, pragnącego czegoś innego. Bo serce mordercy bardziej cierpi od jego ofiary. On umiera za każdym razem, gdy kogoś zabija, za każdym razem, gdy przeszywa czyjeś serce, jego własne przeszywa ból po stokroć większy. Za każdym kolejnym ciosem, kolejny ból, kolejne serce stracone, kolejne życie odebrane, kolejne nieszczęście, kolejny żal i smutek. Taka dola Siepacza. Nic na to nie poradzisz, Siepaczu, każą, to robisz, nikt nie pyta cię o zdanie, nikt nie myśli, co ty czujesz, gdy odbierasz życie po raz kolejny. Nikt nie wie, co czujesz, nikt się tobą nie troszczy. Nikt...

Ja się o ciebie troszczę, ja wiem, co czujesz. Bo cię poznałam, Siepaczu. Poznałam tak dobrze, że zrozumiałam twe myśli, twe żale i smutki. Przejrzałam twe oczy na wylot i wiem, że nawet, gdy po raz kolejny siepiesz mieczem, kolejny strumień krwi leci, kolejne serce tracisz, ty tracisz swoje życie i z czasem umrzesz z żalu. Nie umiesz już tego wytrzymać, twe serce jest zbyt dobre, zbyt złote. Za bardzo kochasz życie, za bardzo kochasz ludzi. Nawet, gdy mkniesz, jak wiatr za kolejną ofiarą, wykonujesz obrót i cięcie mieczem, wraz z czyjąś duszą i ciałem, tniesz swe własne. Kiedyś cię to zabije, zrujnuje, zmasakruje. Ale ty nie możesz przestać. Wiesz, że robisz to po to, by ratować inne życie. Odbierając jedno, ratujesz inne i jednocześnie... tracisz swoje. Taka już jest wojna. Jednak nie ta zewnętrzna wojna najważniejsza. Ważniejsza ta wewnętrzna, która goreje w złotym sercu, złociutkiego szermierza, Siepacza Battousai'a, zawodowego mordercy i mistrza miecza.

W tym miejscu, w tej chwili, pragnę opowiedzieć wam, jak doszło do owego spotkania niewinnej duszyczki ze złotym sercem. Jak doszło do tego, że przeżyłam spotkanie z Siepaczem i na wylot przejrzałam jego duszę.

Stał tam. W deszczu, wśród kałuż wymieszanych z krwią. U jego stóp kolejne martwe ciało. Po mieczu spływała krew. Po policzku, po rękach, po ubraniu... wszędzie krew. A ja, stojąc tam i nie mogąc się ruszyć, błagałam w myślach, by tylko mnie nie zauważył, lecz... to nie było możliwe. Wtedy... słyszałam o nim... bezwzględny, bezlitosny morderca, który ofierze nawet nie da wydobyć z siebie głosu. Myślałam, że to już koniec. I on tak myślał... ale... Błękitne, szkliste oczy świadka błagały go o litość. Wiedział, że tego nie zniesie. Widziała go, lecz... co z tego? Niewidzialny, nieuchwytny Battousai został zobaczonym. Tak jak wtedy. Tak jak wtedy, gdy spotkał ją, która potem, zginęła z rąk jego. Nie, dwa razy nie popełni błędu tego samego. Dlatego Siepacz bierze mnie za rękę i do zaułka prowadzi, by zgładzić, jak myślę, ale on... O imię się mnie pyta. I każe zapomnieć. Zapomnieć wszystko. Łącznie z ruchem jego miecza, jego szybkością, jego... głosem, twarzą, oczami. Łącznie z ofiarą. Ale ja... zapomnieć nie potrafię, mówię mu, co czuję, moje serce tak łatwo takiego widoku nie zapomni, będzie mnie prześladować po nocach do końca życia... A o na to... Mnie również. Tylko... co to znaczyć ma? Moment, jego oczy... Nie są oczami mordercy... To oczy dziecka... zlęknionego, przerażonego... Zaraz, jego twarz... Może i zryta dwoma bliznami, ale... młoda... Tak, Siepacz jest młodszy ode mnie, to jeszcze dzieciak. Więc... Dlaczego, pytam? Sam na to nie zna odpowiedzi. Po raz kolejny patrzę w jego oczy. Słucham jego głosu metalicznego, pewnego, poważnego, ale wystraszonego... tym, że znowu zabić musiał. Wtedy zrozumiałam. Strach całkiem mnie opuścił, a pojawił się żal. Żal mi było tego samotnego, żywego ciałem, ale umarłego duchem człowieka, młodego człowieka. Serce prawie mi z rozpaczy umarło. A jemu po raz kolejny umarło. Tak właśnie powiedział. Stracił serce już wiele razy, wraz z duszą, którą diabłu zaprzedał. I której nie odzyska, chyba już nigdy. Nie, Siepaczu, mylisz się, powiedziałam... Gdy wojna się skończy, a nastanie pokój, ty już nie będziesz zabijał. Będziesz chronił ludzi. Tą samą ręką, którą zabijasz, kiedyś będziesz chronił ludzi. Aż odpokutujesz. Co? Mówisz, że nigdy nie odpokutujesz? Bo nigdy nikt ci nie wybaczy? Nikt, nigdy? Nigdy nie mów nigdy, panie Siepaczu. Jeśli... chociaż jedna osoba ci wybaczy... spróbujesz? Będziesz chronił ludzi? Obiecujesz? Skoro obiecujesz. Wiesz, ja ci wybaczam... Co? Uśmiechnęłam się leciutko. Wiesz, powiedziałam, odwróciłam się i odeszłam kawałek, a po chwili... szepnęłam cichutko:

- Idę pożegnać się z ojcem...

Złote oczy Battousai'a rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie mógł wiedzieć, że zabija mojego ojca. I nie mógł też wiedzieć... jak bardzo byłam mu za to wdzięczna... jak bardzo nienawidziłam ojca. Im bardziej nienawidziłam ojca, tym bardziej kochałam tego mordercę. Tym bardziej moje serce biło dla niego, im więcej serc on zabijał.

Od tamtej pory wiedziałam, gdzie i kiedy zabija. Raz po raz go spotykałam, a on ufał mi bardziej niż sobie. I choć nigdy nie poznałam jego prawdziwego imienia, choć on nigdy nie usłyszał mojego, rozumieliśmy się bez słów. Jak dwie połówki jednego serca. Moje, przepełnione ustająca powoli nienawiścią do ojca i nieustającą, powoli rodzącą się miłością, jego, przepełnione smutkiem i rodzącą się miłością. I choć to nie trwało długo, choć nawet nie starałam się wyplenić morderczego ognia, który go palił od wewnątrz... oboje byliśmy szczęśliwi. Razem oglądaliśmy nocne niebo i liczyliśmy gwiazdy. On mawiał, że spadające gwiazdy to dusze ludzi, których zabił. I zawsze się zgadzało. Za każdym razem, gdy tracił życie, spadała gwiazda, jakby dusza chciała powrócić na ziemię. Zżerało mnie od środka na myśl, jak bardzo on cierpi. Dlatego chciałam przekonać go, że spadająca gwiazda to dusza pragnąca podarować wybaczenie swojemu oprawcy. Powtarzałam to do znudzenia... i chyba w końcu mi uwierzył. Pamiętam pierwszy raz, kiedy obdarował mnie uśmiechem, czystym, łagodnym, dobrym. Jak u żadnego człowieka. Czas spędzony razem nazywam snem jednej nocy. Bo zawsze odchodził niespodziewanie, jak sen kończący się każdego ranka, gdy budzisz się we własnym łóżku, szczęśliwy, bądź nie, że był to tylko sen.

Ale... któregoś razu, nie było go. Śladów po sobie nie sprzątnął, co znaczyło, że był tylko wykonać robotę. Nie zaczekał na mnie. Zrozumiałam. Nie mógł dłużej mnie narażać. Rozumieliśmy się bez słów, więc chyba i to mogłam bez trudu wywnioskować, czyż nie? Cierpiałam długo... zbyt długo. Dlatego, gdy doszła mnie wiadomość, że Siepacz podobno zginął z rąk rządowych oddziałów, myślałam, że sama do niego dołączę. Ale, nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam odebrać życia, które on kiedyś oszczędził... Starałam się żyć pełnią życia, szczęśliwiej niż kiedykolwiek. I choć tęskniłam za nim bardzo, wiedziałam, że muszę żyć i wierzyć, że jeszcze go kiedyś go spotkam. Nawet, gdy już całkowicie traciłam nadzieję, przypominało mi się jego spojrzenie i uśmiech, którym obdarował mnie po raz ostatni.

A po sześciu latach, gdy wojna dobiegła końca... spotkałam przypadkiem wędrownego samuraja, z blizną w kształcie krzyża na policzku, który zamiast prawdziwego, używa miecza z odwróconym ostrzem. Mogłam nie poznać tych oczu, tej twarzy, tego głosu... ale poznałam. Od razu. Choć zmienił się nie do poznania. Nie był to już ten sam Siepacz. Był to inny człowiek. Wesoły, z wiecznie uśmiechniętą twarzą, z wiecznie uśmiechniętymi, błękitnymi oczami... Wiedziałam, że złote oczy ma tylko wtedy... gdy jest Battousai'em. A to znaczyło, że Siepacza już nie było. Zniknął na zawsze. Zamienił się w wędrownego samuraja, pomagającego swym mieczem wszystkim potrzebującym ludziom... ale nie zabijającego. Zamienił się w "Złotego Człowieka". Tak złotego, jak złote jest jego serce. A... i wreszcie poznałam jego imię... Kenshin... Himura Kenshin. ^-^

KONIEC

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.