Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

1+1+1=2

1+1+1=2

Autor:Saluchna
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Romans
Dodany:2005-09-26 19:47:45
Aktualizowany:2008-09-22 23:35:45



Inspirowane opowiadaniem AS-a "Okruch Lodu". For Hoshi - maniaczko jedna, za to męczenie mnie o zakończenie powinnam... Ech, nieważne ^^ Ciesz się ^^

===============================================================


1+1+1=2


Jest taka pora doby, kiedy świat na chwilę zwalnia, głosy przyrody cichną i uspakajają się. Pora, kiedy ma się ochotę przerwać pracę i usiąść w wygodnym fotelu na tarasie i patrzeć na zachodzące słońce. Uwielbiała ten moment - jej małą, prywatną tradycją stała się filiżanka herbaty i kawałek ciasta właśnie o tej godzinie. Od pewnego czasu nie była to już prywatna chwila - ale nie miała nic przeciwko towarzyszowi. Tym razem jednak była sama - musiał wykonać misję dla swojej pani. Może i było to dziwne, ale była zazdrosna o Zellas - tylko ona mogła go mieć kiedy tylko chciała. A jej pozostawało cieszyć się krótkimi okresami czasu, kiedy był "wolny" i mógł ją odwiedzić. Niezliczoną ilość razy śniła o śmierci Beastmaster, na przemian z innym snem, który przedstawiał Xellosa oświadczającego, że już nigdy nie wróci do swojej pani. Pozostawało to jednak tylko w sferze marzeń sennych - i nic na wskazywało na to, że kiedykolwiek się zmieni. Przyzwyczaiła się po jakimś czasie, i jeżeli kiedyś chwile takie jak ta, kiedy jest zupełnie sama, powodowały, że nie mogła powstrzymać łez, to teraz... Teraz tylko była smutna. Ale wiedziała, że jeszcze tylko kilka dni i znów wróci.

Odstawiła filiżankę na spodeczek i spojrzała w niebo. Miało teraz piękny, złoto - purpurowy kolor. Piękny kolor... Westchnęła, odwracając głowę od tego widoku. Nie chciała się rozpłakać - a właśnie to by zrobiła, gdyby dalej pozwoliła sobie patrzeć na zachód słońca. No nie... Tak się rozklejać? Ech... Nic nie mogła na to poradzić. Zbyt wiele innych, szczęśliwych zachodów minęło, by teraz nie tęsknić za nimi. Wstała, zabrała ze stolika brudną filiżankę i już chciała wyjść, kiedy coś złapało ją od tyłu w talii i bardzo chciało pociągnąć z powrotem na balkon. Po chwili została pozbawiona filiżanki, a zaraz potem dwie dłonie zasłoniły jej oczy. Pozwoliła swojemu ciału swobodnie opaść do tyłu, opierając się o tajemniczego gościa.

- Zgadnij... - Ukochany głos szepnął jej do ucha.

- No nie wiem... Czy my się znamy? - Powiedziała poważnie.

W odpowiedzi ścisnął ją mocniej i uniósł kilka centymetrów nad ziemię, potem wziął normalnie na ręce.

- Niestety nie - uśmiechnął się - Jak brzmi twoje imię, piękna?

Cokolwiek chciała powiedzieć chyba niezbyt go obchodziło - zanim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk pocałował ją i zniknęli razem.

<---><---><--->

Obudził ją pierwszy promień wschodzącego słońca, który jak zawsze świecił prosto w okna jej sypialni. Cóż - to tylko i wyłącznie jej wina, sama była na tyle niemądra by wybrać na sypialnię pokój z oknami wychodzącymi na wschód... Ale nie ma nad czym rozpaczać, przynajmniej nie traci czasu na spanie do południa. Poruszyła się leniwie w łóżku i wywołało to u niej lekkie uczucie żalu - była sama. A miała nadzieję... Choć może... Może po prostu już wstał? Usiadła na łóżku i spróbowała zrobić porządek z włosami, które jak zwykle rano przedstawiały sobą obraz nędzy i rozpaczy. Ułożyła je mniej więcej - choć raczej mniej - i zaczęła szukać sukienki. Znalazła ją powieszoną na klamce, a raczej nabitą... Metal przebił materiał i miała teraz gustowną dziurę w rękawie. No nic - potrafiła całkiem nieźle szyć, nie będzie nic widać. Westchnęła i wygrzebała z szafy inną, całkiem podobną. Tak szczerze, to wszystkie jej sukienki były do siebie podobne - wszystkie różowe i długie tuż za kolana.

Ziewając wyszła z pokoju, jak zwykle zostawiając w nim straszny bałagan. Nie rozumiała tych, którzy potrafili sprzątać zaraz po wstaniu z łóżka. Po drodze do kuchni przejrzała się w dużym lustrze - i trochę przestraszyła się swojego odbicia. Z potarganymi włosami wyglądała jak... Nieważne. Codziennie obiecywała sobie, że będzie się czesać zanim wyjdzie z pokoju i codziennie mówiła sobie, że zacznie od jutra. Niektórych przyzwyczajeń nie da się zmienić, pomyślała i odeszła od lustra - im dłużej tam stała tym większą miała ochotę na zbicie go, żeby już nigdy nie musieć rano patrzyć na swoje żałosne odbicie. Pff... Podły nastrój nie był czymś przyjemnym. W krótkim napływie wściekłości kopnęła leżący na jej drodze but, i wybiła nim szybkę w drzwiach do kuchni. Spokojnie, tylko spokojnie... Ostrożnie przeszła nad odłamkami szkła i weszła do kuchni.

<---><---><--->

Znał te lasy jak własną kieszeń. Nie miał więc najmniejszych problemów ze znalezieniem drogi między drzewami. Pamiętał dokładnie każdą ścieżkę, którą chadzał te kilkadziesiąt lat wstecz... Miał nadzieję, że znów będzie chadzać - bo to znaczyłoby, że...

Gałązka boleśnie chlasnęła go w twarz, zostawiając na niej brzydki czerwony ślad. Ułamał ją ze wściekłością i rozgniótł w palcach. Mimo, że był tak blisko jej domu nie mógł się uspokoić. A może to właśnie dlatego był zdenerwowany? Pewnie tak. W końcu nie widzieli się... Długo, za długo. Nie miał pojęcia jak na niego zareaguje - wiedział, że kobiety źle znoszą nagłe zniknięcia swoich... Właśnie, czy mógł się nazywać jej narzeczonym? Bardzo by tego chciał. To tak pięknie brzmi... I strasznie nierealnie, niestety. Jedyne, czego mógł się spodziewać po tak długiej nieobecności to tylko atak jej złości i wyrzucenie za próg zanim zdąży cokolwiek powiedzieć. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować.

Usiadł na chwilę na kamieniu by odpocząć. Tak przynajmniej myślał na początku - wiedział, że nie jest zmęczony. Ale za to doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu... Boi się spotkania z nią. A raczej... Z nim. O tak, tego był pewien - że nie jest sama. Że ma na 'pocieszenie' tego... Xellosa. Wystarczyło o nim pomyśleć by wywoływał obrzydzenie. Nie musiał się nawet pojawiać. A kiedy wyobrażał sobie, co ten Mazoku robi z JEGO Filią... Kopnął kamień leżący obok jego stopy tak mocno, że wybił nim dziurę w jednym z pobliskich drzew.

Podniósł się szybko kiedy usłyszał coś... Coś bardzo znajomego. Za czym tęsknił od wielu lat... I pobiegł do tego najszybciej, jak umiał. I zobaczył ją po chwili - stała na małej polance, jej ulubionej polance, i śpiewała cicho. Już prawie zapomniał jak brzmi jej głos... Nie chciał przerywać. Ale nie mógł wytrzymać. Bardzo, bardzo cicho podszedł do niej od tyłu. Kiedy stał tuż za nią nadal nie zdawała sobie sprawy z jego obecności - i miał zamiar natychmiast ją o niej poinformować. Objął ją od tyłu i ścisnął mocno. Melodia urwała się nagle, jak ucięta nożem. Momentalnie zamarła w bezruchu... Przerażona...? Nie mógł już wyczuwać jej uczuć, nie był już Mazoku... Ale podejrzewał, że nie za bardzo by się z nich ucieszył...

- Co to robisz? - Powiedziała, ale w jej głosie nie było śladu tego, czego się spodziewał - Tak szybko?

- Szybko?

Zawahał się na chwilę, co wykorzystała żeby się odwrócić twarzą w jego stronę. Jej oczy stały się bardzo szerokie i otworzyła ze zdziwienia usta. Chwilę później jej ciało zwiotczało i osunęła się bezwładnie na ziemię.

<---><---><--->

Spróbowała otworzyć oczy, ale nie widziała nic poza wirującymi wielokolorowymi plamami, które przyprawiały ją o jeszcze większe zawroty głowy. Zamknęła je więc, i spróbowała skupić się na tym, co się stało. Ale zupełnie nic nie mogła sobie przypomnieć - ostatnie, co zarejestrował jej umysł to zielona leśna polanka. I nic poza tym - to jak, kiedy i dlaczego znalazła się w łóżku pozostawało na razie tajemnicą. Wiedziała tylko, że wyszła do lasu się przejść, tak dla odprężenia i uspokojenia. Doszła na swoją ulubioną polankę i... Dziura w pamięci. Biała plama.

Ponownie spróbowała się podnieść, z tak samo marnym skutkiem. Ale za to mogła bez obaw otworzyć oczy - choć nie widziała nic poza rozmazanym obrazem... Jej pokoju? Chyba tak. Bardzo dobrze - nie została więc pozwana ani - najprawdopodobniej - nic z tych rzeczy. Jęknęła głucho kiedy zaczęły do niej docierać inne bodźce poza wzrokiem - w tym pulsujący ból głowy. Kątem oka zobaczyła rozmazany ruch rozmazanego czegoś w kącie pokoju. Rozmazane coś znalazło się tuż nad jej łóżkiem, i pochyliło nad nią coś, co mogło być głową. Ale nie musiało. Mogło być zupełnie czym innym.

Było jednak głową - widziała już na tyle dobrze, by móc to stwierdzić. Nie dała jeszcze rady zidentyfikować tego kogoś - obraz stał się wyraźniejszy, ale wciąż lekko wirował, a kolory zamieniały się ze sobą co chwila. Mrugnęła kilka razy. Pomogło. Widziała już zupełnie dobrze... I bardzo ją zaskoczyło to, co zobaczyła. Oczy. Nie ametystowe, które zwykle widziała. Nie ametystowe, a złote. Piękne, złote oczy... Których tak bardzo dawno nie widziała.

Właściciel owych złotych oczu usiadł ostrożnie na brzegu jej łóżka. Odsunęła się instynktownie, choć wiedziała, że nie ma się czego bać. Skuliła się na drugiej stronie łóżka. Skwitował to smutnym uśmiechem. Wziął z szafki nocnej małe zdjęcie w skromnej ramce, przedstawiało ją i Xellosa pijących herbatę. Pamiętała, że kiedyś było w niej inne zdjęcie... I z inną zakochaną parą. Długo oglądał tę ramkę.

- Jesteś z nim szczęśliwa? - Ton jego głosu nie pozostawiał wiele wyobraźni. Był zrozpaczony. Ale dlaczego..? Przecież to on... Milczała.

- Mam nadzieję, że tak... Chciałbym, żebyś była szczęśliwa.

- Więc dlaczego odszedłeś? Zniknąłeś bez śladu? Myślałam, że zginąłeś. Mam chyba prawo być z kimś, kto nie znika nagle bez pożegnania!

- Nie krzycz.

Zdała sobie sprawę z tego, że ostatnie słowa wykrzyczała, o to całkiem głośno. I przez to się bardzo zdenerwowała. Do tej pory nie miała okazji by odreagować... Tamto... A chciała, naprawdę chciała. I musiała.

- Będę krzyczeć! - Wyskoczyła z łóżka, ledwo ustając na nogach od nagłych zawrotów głowy - Mam powód. Mógłbyś się łaskawie wytłumaczyć?!

- Mogę. Ale proszę, usiądź. Jesteś jeszcze słaba.

Usiadła, I czekała. Bardzo chciała wiedzieć, co skłoniło go do zrujnowania jej życia. Bardzo.

- Widzisz... Dostałem bardzo ciekawą propozycję. Albo zostawię cię w spokoju i odejdę... Albo zginę.

- ... Co? - Powiedziała słabo - Nie.. Nie wierzę. To niemożliwe.

- A jednak - potwierdził i uśmiechnął się jeszcze smutniej - A byłem wtedy bardzo słaby. I naprawdę zginąłbym... Zabiłby mnie bez problemu.

- Kto...? - Zapytała. W głowie się jej kręciło od tego co powiedział. Sama nie wiedziała dlaczego, ale wierzyła w jego słowa. Zawsze mu wierzyła....

Milczał bardzo długo, odwróciwszy wzrok. Wpatrywał się w jakiś oddalony punkt.

- Proszę, powiedz mi. Val... - Złapała go za ramię o obróciła w swoją stronę.

- Ja.

Odwrócili się oboje na raz. Za nimi, w bardzo beztroskiej pozie i z wyjątkowo bezczelnym uśmiechem przyklejonym do twarzy stał Xellos. I nie było wątpliwości co do tego, że to on wypowiedział to słowo. Spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Co... Co?

- To, co słyszysz, kochanie. To był akt mojej wspaniałomyślności. Mogłem go zabić, a dałem wybór. Powinien być mi wdzięczny - zwrócił się w stronę Valgarva, jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej - Jesteś?

- Oczywiście - odpowiedział, na jego twarzy pojawił się bardzo nieprzyjemny uśmiech - A wiesz, dlaczego? Bo teraz to ja jestem silniejszy. I ja nie dam ci wyboru.

- Co za ostre słowa. A mają pokrycie? - Zrobił krok do przodu - Osobiście w to wątpię.

- Chcesz się przekonać? Proszę bardzo. - Val przeskoczył łóżko i stanął z Mazoku twarzą w twarz - Wyjdźmy tylko na zewnątrz. Nie chcę, by coś jej się stało.

- Proszę, proszę... Zależy ci na dawnej ukochanej? - Głos Xellosa aż kipiał od kpiny.

- Wyjdźmy.

Patrzyła na przemian na jednego, to na drugiego. Nie mogła... Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo. Oni... Będą o nią walczyć...! Przecież to... Niedorzeczne. Głupie. Bezsensowne. Idiotyczne. Wspaniałe....

<---><---><--->

Chciało mu się śmiać. Po prostu śmiać... Pan starożytny wraca po kilkudziesięciu latach walczyć o swoją ukochaną. Co za romantyczny pomysł! Szczerze - to nie spodziewał się tego. Miał cichą nadzieję, że wystarczy takiemu pogrozić i zniknie z życia na zawsze. A tu proszę - może i tylko smok, ale jaki odważny! To będzie zabawne. Naprawdę zabawne - zwłaszcza, że w swojej głupocie Valgarv sądzi, że jest w stanie się z nim mierzyć. Pff...! Xellos Metallium nigdy nie przegrywa. Na pewno nie z głupim, zbyt pewnym siebie smokiem.

- Powiedz mi jedno - powiedział ów smok - Po co to robisz? Nie masz uczuć. Nie możesz jej kochać.

- Oczywiście, że nie mogę - spojrzał na Filię, która obrzuciła go rozpaczliwym spojrzeniem - Ale jest mi z nią dobrze. A jej ze mną. Więc w czym problem?

- W tym, że ja mogę ją kochać.

- To już tylko i wyłącznie twoja sprawa. Jak to się mówi? Przedstawienie musi trwać. Zaczynaj.

- Proszę bardzo.

Valgarv przyjął 'pozycję bojową', tak przynajmniej się wydawało. Zgiął lekko nogi i zaczął inkantację jakiegoś zaklęcia. Pewnie myśli, że będę grzecznie stać i czekać na atak, pomyślał i zaczął robić to samo - by przynajmniej wyglądać na przejmującego się całym tym cyrkiem.

- Stójcie! - Filia wbiegła pomiędzy nich - Nie pozwolę... Nie pozwolę, byście się pozabijali!

- To nasza sprawa - powiedział Valgarv, przerywając na chwilę inkantację - Odejdź.

- Nie wasza, do cholery jasnej! Moja! To moja sprawa, z którym chcę być... I oświadczam, że nie chcę być z ŻADNYM!

I z tymi słowami wbiegła z powrotem do domu.

<---><---><--->

Pobiegł za nią, zostawiając szczerzącego się głupio Mazoku samego. Ledwo wyhamował przed drzwiami, które trzasnęły tuż przed nim. Otworzył je i biegł dalej, przed długi hall. Dopadł ją na schodach na piętro. A raczej nie dopadł, ale zastał - bo nie wydawała się już iść czy biec. Stała tylko, odwrócona do niego plecami.

- Filia...? - Zaczął, by natychmiast mu przerwała.

- Nie zaczynaj. Ani ty, ani on. Wynoście się obaj.

- Filia... Posłuchaj...

- Nie! Nie mam ochoty. Traktujecie mnie jak swoją własność. Nie pozwalam. Koniec.

I zaczęła powoli iść w górę, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.

"Wieczorem, na naszej polance, dobrze? Pozbędę się go do tego czasu"

Bardzo zaskoczył go jej głos w jego umyśle. Ale było to zaskoczenie pozytywne. Zupełnie pozytywne.


_______________________________________________________________________

Dobra, dobra... WIEM, że to było dziwne ^^" Bluzgi [jak zwykle i tak nic nie dostanę, ale... =='] i pochwały [tia, jasne ==' jakie pochwały?] są mile widziane ^^ [i po co to piszesz, głupia, czas tylko tracisz... I tak nikogo to nie obchodzi ==']

Sal

s__a__l@wp.pl

www.sal.blog.pl

www.kazoku.prv.pl

_______________________________________________________________________


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Taki typ : 2011-04-07 22:41:32
    ...

    Trochę liche

  • Mi mi : 2009-03-24 02:34:09
    raczej

    Bardzo dobry literacko, ale kiepski odwzorowanie charaktru Xellosa. On by się taczej tak nie zachował...

  • tenkona : 2006-08-02 16:18:21

    Całkiem miły fanfik. Krótki lecz ciągły i wzruszający.

  • Skomentuj