Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Fate

I just wanna have some fun....

Autor:Saluchna
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-10-02 13:38:14
Aktualizowany:2005-10-02 13:38:14


Następny rozdział

Ja chyba mam jakieś zboczenia... Nie, ja na pewno je mam o.O

===============================================================

~~/Fate/~~

~~/1/~~

I just wanna have some fun....


Zachwiał się od potężnego ciosu. A raczej udał, że zachwiał - nawet za bardzo nie poczuł. Bo niby dlaczego miałby poczuć? Dla lepszego efektu upadł na ziemię, i poturlał się kilka metrów. Od razu napłynęła do niego fala satysfakcji od jego "przeciwników". Podniósł się na łokciach i uśmiechnął, ale oni tego nie widzieli. Praca to praca - ale wcale nie musi być nudna. A miał ochotę się zabawić.

Wstał na - pozornie - chwiejnych nogach i spojrzał - pozornie - wystraszonym wzrokiem - pozornie - bezbronnej ofiary. I ledwo powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem - wielki zabójca Mazoku, wspaniały pan DrAon nie wiedział z kim ma do czynienia. I bardzo, bardzo dobrze. Pochylił głowę, jakby przyznawał się do słabości. W czasie, kiedy podchodzili do niego ze swoimi magicznymi mieczami w dłoniach zastanawiał się, dlaczego Beastmaster kazała mu pozbyć się takich zer. Zer - bo to, czym dysponowali mogło najwyżej zadrasnąć najsłabszego ze słabych Mazoku. I to tylko wtedy, gdy był osłabiony. Potężnie osłabiony. Ale - praca to praca. Fakt - irytowali potężnie. A Mazoku nie lubią być irytowani... A nie miał nic przeciwko, kiedy razem z pracą szła rozrywka. Poczuł, że są już tylko kilka metrów od niego - ale czekał. Po chwili jeden z nich - pewnie najgłupszy - postanowił pozbawić go głowy szybkim cięciem z półobrotu. No nie - może i silni nie są, ale jeżeli każą się nazywać "zabójcami Mazoku" to powinni wiedzieć, że tak się nie da... Zresztą - pewnie raz udało im się zabić ogra czy innego orka i są na tyle głupi, że pomylili go z Mazoku. Tylko dlaczego Beastmaster...? Cóż - praca to praca. Ma ją wykonywać, nie zadawać pytania.

Złapał ostrze w połowie drogi - rozrywka rozrywką, ale przestaje być zabawna kiedy się przeciąga. Zdziwione miny "zabójców" utwierdziły go w jego teorii, i dodatkowo zaczął wątpić, czy oni w ogóle widzieli Mazoku. Zresztą - co za różnica? Uśmiechnął się, i wystrzelił mały pocisk w klatkę piersiową tego, który ośmielił się podnieść na niego miecz. Poleciałby kilkanaście metrów do tyłu, gdyby nie to, że miecz, który trzymał nadal tkwił w dłoni Mazoku. Odleciał, ale nie całkiem - dosłownie. Prawa ręka została. A po chwili upadła na ziemię, kiedy Xellos wypuścił z dłoni ostrze miecza. Strach, jaki nagle uderzył od ludzi był po prostu wyborny. A zwłaszcza od tego, który teraz starał się zatamować rzekę krwi płynącą z miejsca, w którym kiedyś miał rękę. A jego krzyki były jak muzyka. A ból... Nie do opisania. Ale to nie koniec, pomyślał. Zabawa dopiero się zaczęła, moi kochani.

Kilkoma szybkimi ruchami posłał w stronę ludzi małe, ale sile pociski. A dokładniej w ich nogi. A jeszcze dokładniej - w kolana. A potem jeszcze po razie w brzuch. Wszyscy natychmiast poupadali, wijąc się z potwornego bólu, jaki odczuwali. On też go odczuwał - ale trochę inaczej, niż oni. Dla niego był jak najwspanialszy posiłek. Ha - dla czegoś takiego warto czasami pozwlekać. Zrobił krok w przód, tak, że stał nad jednym z nich. Którym - nie wiedział. Ale miał obie ręce. Z niewinnym uśmiechem pochylił się nad nim i spojrzał w dół. Człowiek tylko zaskrzeczał niezrozumiale i zwinął się w kulkę, dalej krzycząc z bólu. Uśmiech Xella zmienił się na o wiele mniej przyjemny. Zrobił jeszcze krok i "zupełnie przypadkiem" stanął na zmiażdżonym przez jego zaklęcie kolanie człowieka. Powietrze przeszył krzyk, jakiego kapłan jeszcze w swoim długim życiu nie słyszał. Ale dla niego ten krzyk był piękny. Poczuł, że człowiek próbuje go złapać za nogawkę spodni, chciał zepchnąć jego stopę ze swojego kolana. Nie ma lekko, człowieczku... Zaczął kręcić stopą w miejscu, jeszcze bardziej miażdżąc kości. Ciepła krew popłynęła obficiej. Ofiara już nie krzyknęła - widać osiągnął swoją granicę wytrzymałości i zemdlał. Albo umarł... Bez znaczenia. Chociaż... Z martwymi nie ma zabawy.

Następny "w kolejności" był sam pan DrAon - sławny pan DrAon, podobno zabił tylu Mazoku... Pewnie we śnie. Po prostu musiał się roześmiać, nie miał innego wyjścia. Skrajne przerażenie wymieszane z obłędną paniką... Po prostu piękne. A do tego ten cudowny ból i rozpacz... Aż nie chciał ich zabijać. Jeszcze. W końcu mógł jeszcze się z nimi pobawić.. A raczej nie "z nimi" tylko "nimi". Ale jednak tego nie zrobił - czas, czas to pieniądz. Chociaż... No, kilka minutek się jeszcze znajdzie. Na przykład na... Poćwiczenie celności. Taaak - zabawne, i jakże przydatne! Trafić... Na przykład w oko tego przemiłego człowieka. A żeby było trudniej - na oślep, wyłączając też wizję astralną. Ale dla takiego Mazoku jak Xellos chyba nic trudnego. A może jeszcze by tak zza pleców? Tak, jeszcze lepiej. Walka w warunkach ekstremalnych. Odwrócił się tyłem do człowieka i zaczął na oślep rzucać małe pociski, wibrujące podczas lotu. Ładne rany powstają od takich pocisków - i do tego pięknie krwawiące. Każdy kolejny wywoływał krótki, rozpaczliwy krzyk i falę świeżego, wybornego bólu. Po jakichś dwudziestu spojrzał na swój cel - no nie, starzeje się. Żaden nie trafił w cel... No, możnaby zaliczyć ten tuż pod okiem.. Ale i tak nie za dobrze. Za to mógł podziwiać efekt swoich poczynań - pięknie podziurawionego człowieka... Chociaż człowieka to już za bardzo nie przypominało. Raczej mało zgrabną, szkarłatno - czarną masę. Aż dziwne, że jeszcze żyje. Ledwo - ale żyje. Zdumiewające, co za wytrzymałość. Ale tacy są najlepsi - produkują najwięcej cierpienia ze wszystkich - mają na to więcej czasu. Którego on - niestety - nie miał. Trzeba kończyć - zabawa zabawą, ale są też obowiązki. Dobił ich wszystkich, co pewnie uznali za wyraz miłosierdzia... O ile jeszcze byli w stanie myśleć. Zadziwiające, co ból robi z ludzkimi umysłami. Upewnił się jeszcze, że żaden nie przeżył - co byłoby cudem, ale cuda się jednak zdarzają. A potem zniknął.

Korytarz do komnaty Beastmaster zawsze ciągnął się niemiłosiernie długo. Nie lubiła, gdy pojawiał się zaraz przed nią, więc musiał zawsze łazić w tę i z powrotem tym cholernym korytarzem... Cóż, to ona rządzi. Ma prawo... Co jednak nie znaczyło, że nie denerwowało go to. Wprost przeciwnie - ale oczywiście nigdy jej tego nie powie... Zresztą - pewnie i tak wie. Doszedł w końcu do wielkich, rzeźbionych w różne - w większości makabryczne - sceny, głownie z Kouma-sensou. Nie pukał - oczekiwała go, nie musiał oznajmiać, że już jest. Zresztą - pewnie i tak wie. Ona zawsze wszystko wie. Wszedł do środka, krótko przyklęknął na jedno kolano, wstał i czekał. Nigdy nie zaczynał pierwszy.

- Witaj, Xellos. - Jej ton był jak zwykle suchy i oficjalny - Czy zadanie przebiegło pomyślnie?

- Tak, Juuoh-sama. Nie wiem tylko, dlaczego ja... Bezwartościowe śmiecie. - Urwał na chwilę, po czym powrócił do swojego oficjalnego tonu, to w końcu jego pani - Czekam na kolejne rozkazy.

- Oczywiście, że czekasz. Twoja kolejna misja to podróż z Liną Inverse.

- Tylko to?

- Tak. Możesz już odejść.

Zdziwił się - poprzednim razem oprócz tego miał zbierać informacje o broniach Dark Star'a i przybyszach z jego wymiaru... A teraz - tak po prostu? Wakacje? Nie, w tym musi coś być. Coś głębszego. Ale nie mógł nic zrobić - jeżeli nie chciała powiedzieć, to nie miał nic do gadania. Praca to praca. Przyklęknął raz jeszcze i wyszedł z komnaty, teleportował się tuż za progiem. Nie miał zamiaru od razu szukać Liny i wymyślać bajeczki na wytłumaczenie swojego towarzystwa - to może poczekać, jeżeli misja była pilna Zellas mówiła o tym. A jeżeli o tym nie wspomniała - takiej potrzeby nie było. A więc... Do domu. Tak - domu...

_______________________________________________________________________

Na razie niezrozumiałe - wiem, wiem. Zwłaszcza po prologu, nie? ... ... ... ... ... Wyjaśni się w drugiej... Albo trzeciej części ^^

Sal

_____________________________________________________________________

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Crystal Storm : 2007-08-21 16:45:14
    Very good

    Bardzo ciekawe, fajnie opisujesz walke Kapłana Xellosa. Tyle bólu, niesamowite, że niektórzy mogą upajać się cierpieniem innych. Z pewnością przeczytam dalsze rozdziały.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu