Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Magią i Gitarą

Magią i Gitarą

Autor:Keii
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Przygodowe
Dodany:2005-10-20 16:46:25
Aktualizowany:2008-11-02 14:19:25



Drzwi gospody otworzyły się z hukiem. Oczom zebranych w środku ludzi, leniwie popijających piwo ze swych kufli, ukazał się długowłosy osobnik. W pierwszym momencie ciężko było stwierdzić, jak wygląda, gdyż okolice drzwi były zacienione. Kiedy postąpił parę kroków naprzód, goście zaczęli wymieniać między sobą nerwowe szepty, a karczmarz spuścił wzrok i począł szybciej wycierać naczynia. Spiczaste uszy tajemniczego osobnika, wystające spod sięgających do pasa czarnych włosów, poprzetykanych regularnymi pasami siwizny, zdradzały jego przynależność do rasy elfów. Ubrany był w brązową skórzaną kurtkę i spodnie. Na jego plecach wisiała dość zniszczona gitara, nosząca liczne ślady walki. Przybysz podszedł chwiejnym krokiem do lady i uderzając w nią pięścią, zażądał w rytm popularnej przyśpiewki:

- Piwa, piwa, piwa dajcie!

Podchwycił to któryś z siedzących przy drewnianym stole ludzi i zakrzyknął:

- A jak umrę pochowajcie!

Na ten sygnał, cała izba ryknęła gromkim fałszem:

- Hej! Hej! Hej kondory! Omijajcie pagórki i stodoły!

Po czym wszyscy wrócili do opróżniania kufli.

Elf, niewzruszony, wziął od grubego oberżysty piwo, podziękował i rzucił na ladę srebrną monetę.

Mężczyzna podniósł ją i gładząc siwe wąsy uważnie zbadał wzrokiem, albowiem parę dni wcześniej usłyszał plotki mówiące o grupie fałszerzy monety działających w okolicy. Chwilę później schował pieniądz do kieszeni, najwyraźniej nie zauważając niczego niepokojącego.

Nowoprzybyły stał przez chwilę rozglądając się po sali. Jako, że nie było w niej pajęczyn oraz śladów krwi i wymiocin w bardziej widocznych miejscach, można ją było uznać za stosunkowo czystą. Ludzie przestali zwracać na niego uwagę, zajęci licznymi dyskusjami na tak filozoficzne tematy, jak „Co jo żech dziś mioł no łobiod” lub „Ło świnio, mućka mi się okrowiła”. Coś zwróciło uwagę przybysza. Wydawało mu się, że jeden z osobników po jego przyjściu odsunął się głębiej do cienia, a kiedy patrzył w jego stronę, tamten wyglądał, jakby chciał sprawdzić ile lat miało drzewo, z którego był zrobiony stół, przy którym siedział.

Zaintrygowany tym elf ruszył w stronę siedzącego w kącie sali zakapturzonego mężczyzny, starając się nie uronić ani kropli złotego trunku z glinianego kufla. Deski podłogi głośno skrzypiały pod jego stopami, a człowiek, w którego stronę szedł elf, starał się coraz bardziej wtopić w otoczenie.

- Czy można? - grzecznie zapytał długowłosy, wskazując ręką na krzesło.

- Oczywiście - burknął tamten, starając się opuścić kaptur swojej szaty tak, by zasłaniał całą jego twarz.

- Nazywam się Kraven - przedstawił się elf, stawiając swoją gitarę tak, by opierała się o pobliską ścianę.

- Wi… Aha… - siedzący obok niego zakapturzony osobnik mruczał pod nosem, jakby specjalnie starając się być niezrozumianym.

- A ty? Jak cię zwą? - zapytał, wyglądając na coraz bardziej rozbawionego zmieszaniem mężczyzny.

- M… Pasterski. M. Pasterski.

- A więc panie… Pasterski… Czym się pan zajmuje? - uśmiech Kravena sięgał już prawie od ucha do ucha, a w jego głosie słychać było, że powstrzymuje się od śmiechu.

- Owcami i - człowiek przerwał gwałtownie, odchrząknął i poprawił się. - Owcyma i krowyma - powiedział pewnie, z wioskowym akcentem.

Słysząc to elf wybuchnął donośnym śmiechem. Widząc jednak, że znowu zwrócił na siebie uwagę większości znajdujących się w karczmie osób szybko zamilkł i udawał, że hałas był tylko efektem zakrztuszenia się piwem.

- Chyba nie myślałeś, że cię nie rozpoznam, co? Nie po to przebyłem taki kawał drogi z Puszczy Ostatniego Poranka, żebyś mi teraz oczy mydlił krowyma i owcyma.

- Cholera… - jego towarzysz zrzucił z głowy kaptur i oczom Kravena ukazała się znajoma brązowa czupryna rozczochrana we wszystkie możliwe strony jednocześnie oraz ogniście czerwone tęczówki, zdające się przeszywać rozmówcę na wylot. - Miło znowu cię widzieć.

- Matsuki, jesteś jedynym magiem, którego znam, upadającym na tyle nisko, żeby udawać pasterza, po to tylko, by nie dać się poznać najlepszemu przyjacielowi.

Zapadła chwilowa cisza, podczas której wzrok obu padł na stół. Obaj gwałtownie sięgnęli po leżącą na stole kartkę, lecz elfi refleks wygrał z ludzkim. Kraven podniósł kartkę do światła i przeczytał na głos „Potężny mag do wynajęcia, pozbądź się swoich przeciwników już dziś!”. Po czym znowu zaniósł się głośnym śmiechem.

- W życiu nie widziałem tak szczerej reklamy.

- Gdybyś był na moim miejscu, nie było by ci tak wesoło…

- Hm, masz jakieś problemy? - elf momentalnie spoważniał, widząc, że jego przyjaciela coś trapi.

- Powiedzmy… Chodzi o niewiastę - Matsuki mówiąc to zaczerwienił się i spuścił wzrok.

- He he, widzę, że wreszcie dorosłeś do etapu, w którym zaczynasz się interesować płcią przeciwną. Mów dalej.

- W wiosce mieszka pewna dwudziestoletnia białogłowa, o imieniu Aurora. Uroda jej jest jak kropla rosy o poranku, delikatna i czysta. Kravenie, jeszcze nigdy nie spotkałem tak pięknej kobiety, a jak sam dobrze wiesz, podczas naszych wypraw widzieliśmy ich wiele...

- To prawda, wiele kobiet, które spotkaliśmy było znacznie powyżej średniej. W jaki sposób, jeśli można wiedzieć, odrzuciła cię? Bo przypuszczam, że w tym tkwi problem.

- Nie mylisz się, odpowiedzią na moje zaloty, były słowa, cytuję: „Jeśli znajdziesz sobie jakąś porządną pracę, pomyślę”. Możliwe, że ma to związek z tym, że aktualnie syn wioskowego kowala również stara się o jej względy. Potężnie zbudowany i głupi jak but… Jego jedyną przewagą nade mną jest ten zwierzęcy magnetyzm, którego tak nienawidzę w prostakach. Co najgorsze, zdaje się on działać na Aurorę. Najchętniej wysadziłbym go w powietrze, razem z tą całą kuźnią.

- Jeszcze tego nie zrobiłeś? Jeśli aż tak bardzo potrafiłeś okiełznać swój charakter dla tej kobiety, to gratuluję. Jedno tylko nie daje mi spokoju… Czemu od momentu, kiedy przekroczyłem próg tej karczmy starałeś się, bym cię nie zauważył?

- Pomyśl chwilę Krav. Potężny mag, mogący zrównać z ziemią całą wioskę, siedzący przy stole z kartką by zatrudnił go jakiś wieśniak do spalenia komuś stodoły. Sam przyznasz, że to żałosne. Nie chciałem, żebyś zobaczył mnie w tym stanie… - po tych słowach Matsuki dostał od elfa cios w policzek i momentalnie zamilkł, bardziej z zaskoczenia niż z bólu.

- Głupcze! Czy naprawdę myślałeś, że po tych wszystkich przygodach, w których razem braliśmy udział, zostawiłbym cię samego z powodu takiej błahostki? Pamiętasz takie słowo jak przy-jaźń, prawda? Nie dość, że cię nie opuszczę, to wręcz pomogę zdobyć jej serce.

- Naprawdę, mogę na ciebie liczyć? Wiem, że masz w tych sprawach dużo większe doświadczenie ode mnie. W końcu miałeś już bez mała dwieście lat, by poznać tajniki ars amandi…

- Daj mi teraz pomyśleć chwilę nad tą sprawą - powiedziawszy to Kraven sięgnął po swoją gitarę i zaczął ją stroić. Będąc bardem, skupienie najszybciej osiągał grając na instrumencie.

Po chwili ze strun popłynęły słodkie dźwięki „Ballady do Heavenis”, a elf zaczął rozmyślać nad zaistniałą sytuacją.

Przybył tu w innym celu, to prawda. Nie mógł jednak zostawić jego przyjaciela samemu sobie, szczególnie, że w tym, co chciał osiągnąć, nieodzowna była jego pomoc.

Na sali rozległ się aksamitny głos barda:

- Pani ma, oczy twe jak gwiazdy na niebie… Racz spojrzeniem jednym uraczyć mnie, a wiernym będę ci po świata kres - śpiewał prawie automatycznie, zastanawiając się, co ma począć.

Jasne było, że ludzie w tych stronach nie znali siły magów. Gdyby było inaczej, owa dama bez zastanowienia przyjęłaby propozycję Matsukiego. Kraven spojrzał na towarzysza i ocenił jego wygląd - według ludzkich kanonów piękna był bardzo przystojny. Szczupła sylwetka, młoda, prawie dziewczęca twarz. Aż nie chciało się wierzyć, że ma prawie dwadzieścia pięć lat. Elf zastanowiwszy się, doszedł do wniosku, że nigdy nie zrozumie pociągu ludzkich kobiet do tępych osiłków. Widać, że ich przodkowie zeszli z drzew - pomyślał smutno.

- Włosów burzą przysłoń mnie, daj słodyczy zaznać nocy tej…

Szczerze cieszył się, że jego przyjaciel wyzbył się nawyku używania magii niszczącej, kiedy tylko coś go zdenerwowało. Gdyby nie to, słowa pustogłowej dziewczyny o szukaniu porządnej pracy mogłyby doprowadzić do zniszczenia całej wioski wraz z pobliskimi polami. Miał wybór. Mógł uświadomić przyjaciela, jak płonne są jego nadzieje, pokazać mu, że Aurora chce jedynie być adorowana przez jak największą liczbę samców, by potem odrzucić ich, tak jak odrzuca się opatrunek, gdy przestaje koić. Mógł też pomóc Matsukiemu, jednocześnie mając nadzieję, że szybko zauważy i dopuści do świadomości prawdziwą naturę swej oblubienicy.

- Kochałem cię wciąż, gdy ty odrzuciłaś mnie. Czemu, ach, czemu, jak lód zimna jesteś i ciepła w tobie brak…

Postanowione - pomoże magowi, a potem wyjawi mu, że przybył pragnąc również prosić o pomoc. Znalazł go tylko dzięki naszyjnikowi Oka Poszukiwacza, który zabrali z jamy zdeformowanego smoczego jeźdźca opętanego przez demony przeszłości.

- Uroń, choć jedną łzę, błagam cię, gdy w krainie po drugiej stronie znajdę się...

Najprościej byłoby rzucić na Aurorę jakąś pieśń mającą efekt podobny do napoju miłosnego. Niestety, ofiara zakochuje się w osobie, która ją grała, a nie o to przecież chodziło. Kolejnym pomysłem, który przyszedł na myśl elfowi było przekonanie towarzysza, by wykorzystał swój talent magiczny do stworzenia jakiegoś pięknego przedmiotu. Róża ze szkła wyglądająca, jak z kryształu mogłaby załatwić sprawę. Problem w tym, że o ile dobrze pamiętał, umiejętności Matsukiego, mimo, że były ogromne, sprowadzały się jedynie do zaklęć ofensywnych. Wątpił, że to się zmieniło. Nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.

- Dla ciebie w paszczę smoka rzucę się, uwierz mi i wątpliwości nie miej, nie.

Piosenka kończyła się kiepskim rymem, ale przyniosła podwójną korzyść. Kraven miał czas na rozmyślania, a ludzie oprócz bicia gromkich braw rzucali w ich stronę drobne monety, jako podziękowanie za wspaniały w ich mniemaniu występ. Część pieniędzy wpadła w szerokie szpary między zmurszałymi deskami podłogi, ale to, co zostało, mogło bez większych problemów wystarczyć na kilka noclegów w owej karczmie.

- Wiem, co możesz zrobić przyjacielu, by zdobyć serce Aurory - elf zamiast oczekiwanej ulgi, napotkał w spojrzeniu przyjaciela dużą dozę zniecierpliwienia. Musiał grać dłużej, niż mu się wydawało. - Najprościej będzie, jeśli podarujesz jej coś pięknego. Najlepiej, żeby było to poza zasięgiem nie tylko tego syna kowala, lecz wszystkich ludzi w tej wiosce w ogóle. Proponowałbym popytać jutrzejszego ranka mieszkańców o jakieś plotki i legendy z pobliskiej okolicy, by dowiedzieć się, czy nie ma tu może jakiegoś skarbu bohaterów lub czegoś podobnego. Całkiem możliwe, że poszukiwacze przygód nie obdarli jeszcze tej ziemi, ze wszystkich jej bogactw. Co ty na to?

- Lepsze to niż nic, chociaż szczerze mówiąc wstręt do lochów i smoków jeszcze mi nie minął.

- Idę więc zapłacić oberżyście za pokoje na dzisiejszą noc, a jutro z rana przeprowadzimy wizję lokalną.

Bard ruszył w stronę przeciwległej ściany, gdzie znajdowała się lada, lecz powstrzymał go głos Matsukiego:

- Kraven! Poczekaj. Od czasu, kiedy przekroczyłeś próg tej oberży nurtuje mnie jedno pytanie. Co się na starych bogów stało z twoimi włosami? Myślałem, że elfy siwieją dopiero, kiedy przekroczą tysiąc lat.

- To nie siwizna ignorancie, tylko najnowsza moda prosto z Leśnego Pałacu - elf, urażony, ruszył szybkim krokiem by zapłacić za nocleg.

Nieufne spojrzenia i potajemne szepty, którymi powitano go, kiedy przybył, zmieniły się w szczere uśmiechy i propozycje, by przysiadł się do pijących wieśniaków.

Kiedy podszedł do karczmarza, ten akurat przeliczał dzienny utarg. Widząc, że ktoś przed nim stoi, szybko schował monety do kieszeni i zapytał:

- W czym mogę pomóc, szanowny panie bardzie?

- Chciałbym wynająć na dzisiejszą noc pokój z dwoma łóżkami.

Mężczyzna schylił się, zdjął z ukrytego pod ladą haka klucz i podał go elfowi.

- Ile płacę?

- Ależ niech pan przenocuje za darmo, razem ze swym towarzyszem. To w podziękowaniu za piosenkę, którą zostaliśmy uraczeni. Zaiste, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek słyszał coś równie pięknego.

Kraven wykonał płytki, grzecznościowy ukłon i skinął na Matsukiego. Ten wziął opartą o krzesło gitarę i podążył za bardem po skrzypiących, drewnianych schodach, na piętro, gdzie znajdowały się pokoje dla gości.

Poranek przywitał naszych bohaterów słoneczną pogodą, więc pełni nadziei wyruszyli na poszukiwanie legend i mitów z okolicy. Wpierw odwiedzili kowala, gdyż Kraven chciał przy okazji zobaczyć konkurenta maga do względów Aurory.

W kuźni panował specyficzny zaduch, a w powietrzu czuć było gorąco aż bijące od wykuwanej broni i podków. Próbki umiejętności Z. Tytańskiego wisiały na hakach obok paleniska, ale na elfie zrobiły małe wrażenie. Wielki piec z przymocowanym do niego miechem, lekko zardzewiałe już kowadło oraz kadź z wodą przywodziły mu na myśl królestwo krasnoludów, które odwiedzili z Matsukim podczas jednej z ich licznych, wspólnych przygód. Kowal jednak na krasnoluda nie wyglądał, gdyż miał dwa metry wzdłuż i wszerz. Przypominał bardowi raczej szafę na ubrania lub dwuosobowe łóżko. Matsuki nie wszedł z nim do środka, uzasadniając to tym, że nie chce nawet oglądać małpiej twarzy swojego rywala.

Kraven po wejściu ukłonił się rzemieślnikowi, jak to miał w zwyczaju czynić, by okazać rozmówcy szacunek. Zwyczaj ten był rzadko praktykowany, dlatego mag często wypowiadał towarzyszowi, by nie zachowywał się tak staroświecko. Jednak sto lat życia wśród elfów sprawiły, że nie mógł pozbyć się starych nawyków. Mimo, że w głębi duszy czuł dla całej rasy ludzkiej dość mały szacunek, za wszystkie wojny, które bez sensu rozpętali, wolał być dla nich miły.

- Czego sobie życzysz, mości elfie? - zapytał kowal, czyszcząc ręce w swój roboczy fartuch. - Nasz oręż jest zbyt ciężki dla waszej rasy, więc przypuszczam, że chcesz sobie podkuć konia. - mężczyzna zaśmiał się grubiańsko.

- Szanowny panie, chciałem jeno zapytać, czy znasz może jakieś podania mówiące coś o skarbach pozostawionych przez bohaterów, znajdujące się w okolicy - po uwadze kowala o sile jego rasy, musiał bardzo się powstrzymywać przed momentalnym opuszczeniem kuźni, a i krasomówstwo w gniewie szło mu ciężej.

Z boku syn Tytańskiego ostrzył nowo wykuty miecz, uważnie się przysłuchując.

Kraven pomyślał, że Matsuki miał wiele racji, mówiąc o jego małpiej twarzy, gdyż istotnie powyżej szyi wyglądał jak przypadkowy, ściągnięty z drzewa szympans.

- Legendy mówisz… Niestety, jedyną, jaką znam, jest historia powstania naszej wioski. Brzmi ona mniej więcej tak, że kiedy orszak królewski jechał przez polanę, szukając dobrego miejsca na założenie nowej osady, przelatujący ptak narobił na księcia. Wszyscy uznali to za dobry omen. I tak właśnie powstał Ptasikał. Radziłbym ci iść do naszego wioskowego mędrca. Jeśli ktoś ma znać jakieś historie z przeszłości, to właśnie on. A teraz muszę wracać do pracy, wybacz - kowal odwrócił się i kontynuował wykuwanie miecza, który włożył do wody, gdy ujrzał potencjalnego klienta.

Bard ponownie skłonił się i bez słowa opuścił budynek.

Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, zobaczył stojącego obok Matsukiego, który uśmiechał się ironicznie.

- Nieokrzesany idiota, prawda?

- Dobrze wiesz, że traktowano nas już gorzej. Ale mógł sobie darować tą uwagę o naszej sile. To, że jesteśmy pokojowo nastawieni do świata, nie znaczy, że nie możemy spalić szopy komuś, kto nas uraził.

Podążając za radą Tytańskiego udali się zakurzonymi ulicami do siedziby wioskowego mędrca i znachora. Mijali po drodze wiele odrapanych domów, a część wyglądała, jakby za chwilę miała się zapaść pod własnym ciężarem.

- Kiedyś byłeś obojętny na ludzkie nieszczęście, potrafiłeś jednie żywić się emocjami innych, a jedynym skrajnym uczuciem, jakie okazywałeś był gniew. Teraz się zakochałeś. Wiele zmieniło się przez te dwa lata.

- Żywiłem się emocjami innych? Ja chciałem tylko odzyskać to, co mi się należy - uczucia zabrane przez magię. Wypłukała ze mnie wszystko, zostawiając gniew i obojętność. Nawet nie wiesz, jak to jest, kiedy nie możesz po prostu cieszyć się małymi rzeczami, zakochać się bez pamięci. Czuję, że jestem bliski stania się zwykłym człowiekiem. Jeszcze trochę, a będę nawet w stanie rozpłakać się na smutnej sztuce. Temu właśnie miały służyć dwa lata medytacji, którym się poddałem.

Kiedy mag skończył swój wywód, okazało się, że dotarli do celu. Chata mędrca wyróżniała się spośród innych wygładzonymi kamieniami, z których zrobione były ściany oraz pięknymi drzwiami z mahoniowego drewna.

Bard zakołatał głośno, po czym obaj czekali na odpowiedź.

Ze środka rozległo się przytłumione:

- Otwarte!

Otwarli drzwi i weszli do środka. Przywitał ich zapach gotowanego mięsiwa. Środek domu robił wrażenie - wszystkie meble były pięknie rzeźbione, a na podłogach leżały wielkie dywany. Ze ścian zwisały liczne miecze, zapewne podarunki od Tytańskiego. Widać, mieszkańcy cenili sobie zdrowie oraz mądrość.

Stał przed nimi podstarzały mężczyzna z długą brodą i poczciwym spojrzeniem. Od czasu do czasu pokaszliwał, zasłaniając usta ręką.

Przyjaciele skłonili się. Matsuki normalnie ledwo skinąłby mu głową, ale potrzeba zdobycia informacji była dla niego ważniejsza niż przejmowanie się własną dumą. Szczególnie, że starzec, wychowany widocznie lepiej od kowala, również odpowiedział ukłonem.

- Witajcie szanowni goście. Po strojach widzę, że mam do czynienia z bardem i magiem z dalekich stron. O ile ty czarodzieju przybyłeś tu już parę tygodni temu, to ciebie elfie widzę tu po raz pierwszy. Rozgośćcie się w pokoju dziennym, gdyż ciekawy jestem, co sprowadza was do Ptasiegokału.

Obaj bohaterowie usiedli po przeciwnych stronach dużego, dębowego stołu. Kiedy Kraven rozglądał się starając się dowiedzieć jak najwięcej o gospodarzu po zawartości jego domu, chłopak rozpoczął rozmowę ze starcem:

- Wioska ta była przystankiem w mojej drodze do Gildii Magów w stolicy.

- A twój przyjaciel?

- Przypadek, po prostu tędy przechodziłem - Kraven poprawił opadające na oczy włosy.

- Rozumiem. Powiedzcie mi teraz, po co wstąpiliście w moje skromne progi.

- Poszukujemy legend i podań z tego regionu, interesują nas szczególnie takie, w których występują skarby strzeżone przez groźne potwory oraz przedmioty należące do starożytnych bohaterów.

Znachor po usłyszeniu oczekiwań młodego maga roześmiał się.

- Zbyt wiele wymagasz od tej okolicy. Co do potworów, wątpię, żeby jakieś zawracały sobie głowę naszą okolicą. Jeśli chodzi o bohaterów, nawet tych nieżywych, to również cierpimy na ich deficyt. Przykro mi, że musiałem was rozczarować.

Przyjaciele sposępnieli, wiedząc, że konieczne będzie zastanowienie się nad innym planem zdobycia serca Aurory.

- Nie będziemy w takim razie zabierać twojego czasu. Dziękujemy za ciepłe przyjęcie, lecz musimy wracać do karczmy, by przedyskutować parę spraw - elf wstał z gracją, po czym ukłonił się i wyszedł.

- Tia… - Matsuki podążył za przyjacielem, tym razem jedynie kiwając głową w pożegnalnym geście.

Kiedy opuścili dom starca, ten poprawił szatę i mruknął do siebie:

- Ech, ci poszukiwacze przygód… Wydaje im się, że gdzie tylko przybędą, w pobliskiej jaskini zastaną magiczny miecz zostawiony przez półboga. Te czasy niestety minęły już dawno temu…

Na zewnątrz, Matsuki zaklął szpetnie i stwierdził, że trzeba będzie wymyślić coś innego.

Ruszyli do karczmy, by zgodnie ze słowami Kravena przedyskutować całą sprawę. W drodze mag pokazał towarzyszowi, dom jego ukochanej, gdyż akurat obok niego przechodzili.

Wnętrze oberży było prawie puste, więc zamiast iść do pokoju, postanowili zostać na dole.

Elf ponownie wyjął swoją gitarę i zaczął grać spokojną melodię swojego autorstwa.

- Najlepiej by było, gdybyś zaimponował jej swoimi umiejętnościami - przedstawił swoją opinię.

- Może i masz rację, ale przecież nie spalę jej domu, by pokazać, jak bardzo mi się podoba.

- W sumie, wysadzenie kuźni to chyba nie taki zły pomysł.

- Jeśli dłużej by się nad tym zastanowić…- na twarzy maga pojawił się uśmiech, który sprawił, że bard dostał gęsiej skórki.

- Tylko żartowałem. Gdyby Aurora się o tym dowiedziała, pewnie by cię znienawidziła.

- Masz jakieś inne propozycje?

- Daj mi pomyśleć…

Powiedziawszy to, bard zanucił melodię, którą wygrywał i zaśpiewał starą rycerską pieśń, jednocześnie zastanawiając się, jak pomóc przyjacielowi. W izbie zapadła zupełna cisza, a nieliczni goście, jak zauroczeni słuchali pieśni, którą często śpiewali im ojcowie:

- Wojna znów zaczęła się; Król, ma żon, wzywa mnie; W bój iść nadszedł czas, w szeregach zbrojnych nie zabraknie nas; Skarby liczne przyniosę ci, nie płacz więc, i daj mi iść…

Kiedy skończył, zagrał jeszcze parę innych utworów. Wtedy do głowy przyszła mu iście demoniczna myśl. Dokładnie wiedział, jak Matsuki może zaimponować Aurorze. Było to, co prawda dość ryzykowne, ale jeśli by się nie powiodło, sprawę należałoby uznać za przegraną.

- Przyjacielu, wiem, jak zdobędziesz serce Aurory.

- Więc…?

- Kiedy wieczorem dzwony wybiją dziewiątą, bądź przy jej domu. Więcej nie mogę ci na razie powiedzieć. Uwierz mi na słowo, że sam będziesz wiedział, co robić - elf uśmiechnął się tajemniczo. - A teraz wybacz, muszę załatwić parę spraw.

Bard wstał i zostawił trochę zaskoczonego maga samego przy stole. Matsuki, który nie zwykł nieproszony zadawać pytań, nie miał zamiaru zatrzymywać elfa, więc nałożył na głowę kaptur i rozpoczął medytację, mającą go przygotować do wieczornych zdarzeń tego wieczora.

Tymczasem, Kraven ruszył na obchód po wiosce. Szukał ludzi wyglądających tak, jakby za złamany grosz mogli zabić wszystkich swoich krewnych, a na dodatek sprawiłoby im to przyjemność. W końcu wszedł do jednej z licznych ciemnych alejek, gdzie najwidoczniej znalazł to, o co mu chodziło, bowiem opuścił ją po paru minutach z uśmiechem na ustach.

Następnie udał się do domu sąsiadującego z miejscem zamieszkania Aurory i wynajął od mieszkającej tam kobiety pokój na piętrze w zamian za parę ckliwych piosenek. Położył się na łóżku i poprosił, by obudziła go, gdy zegar wybije za kwadrans dziewiąta.

Kiedy nadeszła umówiona godzina, bard stojąc za uchylonym oknem czekał na to, co miało zdarzyć się na ulicy.

Matsuki natomiast usytuował się w cieniu, tak, że widział drzwi domu Aurory. Kiedy nadeszła dziewiąta, podeszło do nich pięciu rosłych mężczyzn. Z powodu panującej ciemności nie potrafił dojrzeć szczegółów ich wyglądu. Poza nimi, na zewnątrz nie było nikogo, wszyscy bowiem siedzieli w domach, bądź w karczmie. Najwyższy z przybyłych zapukał mocno, a po chwili drzwi uchyliły się, ukazując stojącą na progu dziewczynę.

Serce Matsukiego zabiło mocniej, kiedy ją zobaczył. Średniej długości, naturalne blond włosy i niebieskie oczy tworzyły idealną kompozycję z jej białą sukienką, a delikatna budowa ciała sprawiała, że za każdym razem, kiedy był blisko, walczył z przemożną potrzebą przytulenia jej. Zaczął się również domyślać, co wymyślił jego przyjaciel i wcale mu się to nie podobało.

Jego przypuszczenia okazały się słuszne, kiedy jeden z przybyszów zatkał Aurorze dłonią usta, by nie mogła krzyczeć, a kiedy ta kopnęła go mocno w goleń, puścił ją i tak spoliczkował, że aż się zatoczyła.

Przyniosło to nieoczekiwany dla wszystkich, łącznie z Kravenem efekt. Nie chodziło o to, że Matsuki wyszedł z cienia i krzyknął do niedoszłych krzywdzicieli Aurory, żeby przygotowali się na śmierć. To akurat przewidział. Nie spodziewał się natomiast tego, że chłopak wpadnie w magiczną furię. Był to stan, którego żadnemu z uczonych nie udało się jeszcze wyjaśnić, głównie, dlatego, że większość świadków była martwa. Jeśli ktoś miał szczęście, kończyło się na utracie paru kończyn. Jedyną osobą, która uszła cało, z jedynie paroma zadrapaniami, znaną bardowi, był on sam. Wiedział, bowiem, jak przerwać to piekło, podczas którego oczy czarodzieja płoną ognistą czerwienią, a zgromadzona w nim magia swobodnie wypływa, pozwalając mu rzucać czary, które ludzie przestali być w stanie świadomie używać dziesięć pokoleń temu. Będąc jedyną nadzieją dla najbliższej okolicy, Kraven rzucił się ku schodom. Trzeba było powstrzymać maga, póki nie było za późno.

Magia przejęła ciało Matsukiego, które śmiało się opętańczo.

- Śmierć! Śmierć! - krzyczało, bez udziału umysłu.

Z rąk wystrzeliły błyskawice, oplatając całe jego ciało. Oczy płonęły mu szkarłatem, przypominając dwa ogniska. Z jego ust wyrwał się gwałtowny ryk bólu. Po plecach chłopaka dwoma strużkami zaczęła spływać krew, a po chwili w ułamku sekundy w powietrze wystrzeliły z nich ogromne, czarne skrzydła. Wrzaski znowu ustąpiły miejsca psychopatycznemu śmiechowi.

- Ignis Infernum! - zakrzyknął, a pobliskie domy zajęły się ogniem.

Wiatr towarzyszący furii wzmagał się z każdą chwilą. Przerażona Aurora i jej niedoszli porywacze, byli tak przerażeni, że nawet nie myśleli o ucieczce.

- Fulgur Exerior! - błyskawice z nieba zaczęły uderzać w przypadkowe miejsca.

Coraz bardziej przypominało to piekło.

- Ventus! Attero! - za obok maga zmaterializowało się dość duże tornado i pozbawiło najbliższego budynku ściany i dachu.

Wszystko to trwało tak krótko, że Kraven dopiero wykopał drzwi frontowe, zamknięte przez starą kobietę.

- I tak ci nie pomogą! - krzyknął gniewnie, a widząc co dzieje się na zewnątrz, zaklął.

Mag oczyma duszy widział szybko zmieniające się skrawki przeszłości. Cała wioska wymordowana przez przechodzącą armię. Mały chłopak, który przeżył płaczący nad trupami.

Żołnierz podchodzący do niego i kopiący w twarz. Żołnierz z dziurą wypaloną w klatce piersiowej.

- Znowu cię wykorzystali... Zabij ich… - mroczna część duszy Matsukiego, obudzona przez magię przemawiała do niego.

- Ale… - próbował stawić opór, lecz było już za późno.

- Zniszcz!

¬¬Kraven biegł przez płomienie, dzierżąc gitarę w dłoniach. Jedna z błyskawic uderzyła tak blisko, że przewrócił się. Od razu wstał i ruszył dalej.

Dystans między nim, a magiem zmniejszał się z każdą sekundą. Bard czuł jednak, że ma coraz mniej czasu i zaraz furia przyjaciela przejdzie w apogeum, zabijając ich wszystkich.

- Totus… - powietrze aż skwierczało od przepełniającej je magii.

- Voluntas… - rozległ się dźwięk, brzmiący jakby ktoś rozdzierał sferę niebieską.

- Conc… - pusty huk gitary uderzającej o czaszkę i wybuchającej z powodu szalejącej magii, Matsuki padający na ziemię bez przytomności i otoczenie wracające do stanu sprzed furii - wszystko to stało się jakby jednocześnie. Pół słowa przed zniknięciem Ptasiegokału i wszystkich wsi w pobliżu w jednym, wielkim, wybuchu.

Efektem pomagicznym, występującym po mocniejszych czarach była mgła. Efektem furii, była widoczność zmniejszona do dwóch metrów.

Kraven szybko doszedł do siebie po szoku, wziął nieprzytomnego przyjaciela na ramię. Po skrzydłach nie było ani śladu. Myślał chwilę, po czym ruszył biegiem w kierunku najbliższego wyjścia z wioski. W Ptasimkale panowała panika, nikt nie wiedział, co się stało.

Po wbiegnięciu na trakt, elf skręcił do pobliskiego lasu. Zatrzymał się dopiero, kiedy stwierdził, że na razie są bezpieczni. Położył towarzysza na ziemi i parę razy spoliczkował, by go ocucić. Po trzecim ciosie, Matsuki otworzył oczy i z trudnością się podniósł.

- Co się stało? Czemu jesteśmy w lesie?

- Wpadłeś w magiczną furię. Gdybym spóźnił się o kilka sekund, witalibyśmy się właśnie po drugiej stronie. Jesteś w stanie chodzić? Powinniśmy jutro rano być najdalej od Ptasiegokału jak to tylko możliwe.

- Chyba nie będzie z tym problemów - chłopak jęknął, ale wstał i otrzepał się z kurzu. - Ostatnio wszystko tak mnie bolało, kiedy spadłem z gryfa lecącego na wysokości dziesięciu sążni.

Bohaterowie zdając się na umiejętności orientacyjne Kravena udali się w stronę przeciwną do wioski, z której przybyli.

Aby nie myśleć o bólu, Matsuki postanowił zacząć rozmowę:

- Dzięki, że mnie uratowałeś. Sam nie wiem, jak to się stało. Znowu…

- Zaskoczyłeś mnie, myślałem, że już poradziłeś sobie z tą niedogodnością. Nie powiedziałem ci, co planuję zrobić, żeby wszystko wyglądało możliwie naturalnie. Muszę zapamiętać, żeby więcej tego nie robić.

- W sumie, do Aurory chyba faktycznie bardziej pasuje ten syn kowala. Nie grzeszy inteligencją.

- Teraz mi to mówisz…

Mijali kolejne drzewa, kiedy w pewnym momencie natrafili na rzekę. Postanowili się zatrzymać i orzeźwić. I tak mało prawdopodobne było, że ktoś tak szybko do nich dotrze.

- Przyznaj się elfie - naprawdę byłeś w Ptasimkale „przypadkiem”?

- A twoim celem była gildia magów? Nie rozśmieszaj mnie, obaj wiemy, że nie wszedłbyś tam, nawet, gdyby ci zapłacono. Znalazłem cię dzięki bliźniaczym naszyjnikom Oka Poszukiwacza i miałem nadzieję, że zechcesz pomóc mi w kolejnej przygodzie. Ostatnio dowiedziałem się o pewnym demonie rezydującym w lochu jeszcze sprzed Upadku Starych Królów. Powinien dalej tam być, bo lokalni mnisi zapieczętowali wejście. Pieczęć trzeba odnawiać co jakiś czas, składając ofiary, więc przypuszczam, że dużo dostaniemy za zabicie go.

- Hm, wiesz, że w takich sytuacjach zawsze możesz na mnie liczyć. To pachnie mi magicznymi przedmiotami. Gdzie znajduje się ten loch?

- Po drugiej stronie Wielkiego Morza…

Przyjaciele po odpoczynku ruszyli w dalszą drogę, kierując się w stronę portowego miasta - Aqualirionu, kłócąc się, który z nich lepiej wie, jak radzić sobie z demonami i nie przejmując się ani trochę tym, co zaszło w Ptasimkale.

- Najpierw jednak, kupię sobie nową gitarę…


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.