Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

I believe...

Part one.

Autor:Saluchna
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-10-06 21:54:51
Aktualizowany:2008-03-10 20:21:53


Następny rozdział

Dedykowany Hoshi... Ehem... To już chyba tradycja ^^"

=======================================================

I believe... part one.


Miasto powitało go przepychem i śnieżną bielą świeżo odnowionych budynków. Było zupełnie inne niż to, które zapamiętał. A minęło tylko 5 lat od jego ostatniej wizyty w Zephilii. Tylko? Aż. Bo to znaczy, że 5 lat minęło od ich ostatniej rozmowy... Tu właśnie się rozstali. O ile można to tak nazwać.

Kiedy przekraczał bramę miasta powróciło kilka niezbyt przyjemnych wspomnień. O tak, jego plecy, mimo swojej kamiennej twardości, jeszcze długo pamiętały spotkanie z murem na skutek centralnego uderzenia Fireballem rozwścieczonej Liny. Dość gwałtownie zareagowała, trzeba przyznać. Ale.. Nie miał po prostu innego wyjścia. To duże miasto, ale wszyscy mieszkańcy znali go bardziej, niż dobrze. Czasami miał wrażenie, że wypatrywali go na ulicach, by móc się potem pochwalić, że widzieli "tego potwora". A było to jedno z delikatniejszych określeń - bo słyszał już ich wiele, a po niektórych miał ochotę rzucić w jego autora jakimś zaklęciem i popatrzyć na krwawe efekty. Czy to dziwne, że po miesiącu miał dość? Bo co to za życie, kiedy musiał przemykać ulicami jak jakiś złodziej i broń Boże nie odsłonić w dzień twarzy, by nie spowodować kilku omdleń u bardziej wrażliwych damulek... Po prostu nie miał innego wyjścia, jak odejść. Bo kiedy Lina po kilkunastu latach podróży uznała, że czas wreszcie gdzieś zamieszkać i "ustatkować się" to nic ani nikt nie był w stanie jej ode tego odwieść. Tacy jak ona nigdy się nie zmieniają. Tacy jak ona zawsze muszą postawić na swoim.

Teraz miał nadzieję, że będzie inaczej. Cóż, kilka rzeczy się zmieniło. Czy na lepsze? Czas pokaże. Ale miał nadzieję.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nadzieja jest matką głupców... Nie zapominaj o tym, Zelgadisie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Rozejrzał się wokoło, chciał odtworzyć w pamięci mapę miasta i zlokalizować dom jej rodziców. Może i już tam nie mieszkała, ale na pewno będę mu wskazać gdzie jest jej dom. O ile dalej nie mieszka w karczmie, jak przez ten miesiąc kiedy przebywali w Zephilii razem. I o ile nie wyruszyła w kolejną podróż... Co było chyba prawdopodobne, zwłaszcza, że kiedy mówiła "osiąść gdzieś" uznał, że miała na myśli "osiąść gdzieś, ale z tobą". A może to on tego chciał? Może oboje. Nieważne.

Mimo usilnych prób nie mógł dojrzeć domu państwa Inverse. A był tam przecież, na "rodzinnej kolacji". Na pewno nie zapomniał. Czy to możliwe, że pierwsze wrażenie go nie myliło i miasto na prawdę się aż tak zmieniło? Odnowienie i odmalowanie budynków to jedno, ale wybudowanie ich na nowo...? Widział wiele budowli, których przedtem tu nie było... Czyli chyba jednak... Może tylko jemu wydawało się, że 5 lat to tak mało?

Podszedł bliżej do jednego z nowych budynków. Widniała na nim mała, czerwona tabliczka z białymi napisami, których nie był w stanie odczytać z daleka. I bardzo, bardzo się zdziwił, kiedy je zobaczył. Niesamowite, jak szybko rozchodzi się po świecie ludzka sława. A może to ona sama to "zorganizowała", czyli kogoś do tego zmusiła? Bo na tabliczce był napis, głoszący że ten budynek to siedziba Wielkiego Uniwersytetu Czarnej Magii w Zephilii imienia Arcymistrzyni Liny Inverse. Po przeczytaniu zaczął się zastanawiać ilu Fireballi musiała użyć, by rada miasta zgodziła się tak nazwać tę szkołę. Chwilę potem zauważył inny napis, pod poprzednim, ale napisany o wiele mniejszymi literami. "Siedzibę Uniwersytetu wybudowano za fundusze dostarczone przez L.I." Ha. Jeszcze dziwniejsze. Lina i dobroczynne fundowanie szkoły? Jak - nie przymierzając - pięść do nosa. Ale nie mógł powstrzymać ironicznego uśmiechu. Ta nazwa była zupełnie w jej stylu. Niewiele się zmieniła.

Rzucił ostatnie spojrzenie na budowlę i odszedł, szukając już nie domu Liny, a jakiegoś hotelu, w którym mógłby zatrzymać się na noc. Było już późno, a mimo, że pragnął natychmiast spotkać się z Liną to nie chciał odwiedzać jej w nocy. Jego wzrok padł na szyld jednego z pobliskich budynków, przedstawiający poduszkę i talerz z jakimś niezidentyfikowanym jedzeniem. Nie miał ochoty szukać niczego innego, więc postanowił że tam zostanie, niezależnie od klasy lokalu.

Nie było źle - wnętrze okazało się całkiem czyste i schludne, choć bardzo skromnie urządzone. Nie będzie musiał przynajmniej nadwyrężać rachunkiem swojego i tak chudego portfela. Usiadł przy najbliższym stoliku i zamówił kolację. Zdziwił się, kiedy kelner nie zaczął dziwnie na niego patrzeć ani komentować... Zamiast tego przyjął najzwyczajniej w świecie zamówienie, ukłonił się lekko i zniknął na zapleczu. Heh... Za bardzo przyzwyczaił się do tych spojrzeń i wyzwisk. No, ale nie będzie za nimi tęsknić, prawda? Westchnął i zabrał się za właśnie przyniesioną kolację. Doprawdy, błyskawiczna obsługa.

Od wczesnego ranka krążył po mieście i coraz mniej wierzył własnym oczom. Już nie dlatego, że wszystkie budynki okazały się zupełnie nowe i świeżo wybudowane. Głównym powodem jego zdumienia był fakt, że na większości z nich widniało jej imię. Biblioteka imienia Liny Inverse, szpital, targ, świątynia, port, nawet kilka ulic. Co ona takiego zrobiła przez te pięć lat...?

W końcu około południa dał za wygraną i schował dumę do kieszeni. Bez mapy niczego nie znajdzie, a w żadnym sklepie ich nie znalazł. Zaczepił pierwszego przechodnia, jaki się nawinął - okazał się młodym adeptem magii, sądząc z ubrania. I najwyraźniej bardzo się gdzieś spieszył.

- Czy wiesz, gdzie mogę znaleźć Linę Inverse? - Zapytał, ignorując jednoznaczne gesty i miny przechodnia, którymi chciał dać do zrozumienia, że chce jak najszybciej odejść - Jeżeli to nie jakaś tajemnica - dodał po chwili.

- Taaaaaak, wiem - odpowiedział z bardzo dziwnym wyrazem twarzy i tonem, jakiego zwykle używa się w stosunku do wyjątkowo głupich pięciolatków - Na uniwersytecie. Jak codziennie.

- Dzię.. - Chciał podziękować, ale nie było komu - zaraz po udzieleniu odpowiedzi przechodzień zniknął.

A więc Lina wykłada na uniwersytecie... W gruncie rzeczy to nie aż takie dziwne, w końcu była jedną z najpotężniejszych osób jakie chodziły i chodzą na tym świecie. Ale jakoś nie mógł jej sobie wyobrazić elegancko ubranej, stojącej na katedrze i prowadzącej nudnawy wykład... No cóż... Po prostu musiał to zobaczyć. I spotkać się z nią, oczywiście.

Wnętrze budynku okazało się chłodne i ciemne, jak zresztą większość gmachów szkolnych. Kierując się planem i intuicją dotarł pod drzwi z numerem osiem. W środku, na ławkach ułożonych w półokrąg, na wzór starożytnych amfiteatrów, siedziało już sporo ludzi, wyraźnie na coś - lub kogoś - czekających. Z grafiku wykładów wynikało, że to właśnie tu odbędzie się wykład Liny. Usiadł z tyłu, w ostatnim rzędzie. Nie chciał na razie zdradzać jej swojej obecności. Za to chciał popatrzeć na nią.

Po półgodzinnym czekaniu salę wypełniły pomruki zniecierpliwienia, choć nikt nie wydawał się być faktem spóźnienia wykładowcy zdziwiony. Może spóźniała się na każdy wykład? W jej stylu. Nigdy nie robiła sobie zbyt wiele z obowiązujących reguł. Ale zjawić się mogła...

____________________________________________________________

Sal

s__a__l@wp.pl

www.sal.blog.pl

www.kazoku.prv.pl

____________________________________________________________


Hmph... Za nic nie mogę sobie przypomnieć skąd ja wzięłam tytuł tego fika ^^"

============================================================

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.