Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Promise

~~~~/2/~~~~

Autor:Saluchna
Korekta:Teukros
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-10-11 21:53:26
Aktualizowany:2007-09-17 19:53:23


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pisać fika o Bożym Narodzeniu w kwietniu... Chyba tylko ja mam takie pomysły =='


~~/Promise/~~

~~~~/2/~~~~


Wpatrywała się w to przez dobre pięć minut. Po prostu nie mogła uwierzyć - przecież to... To... Ta kulka ze Świątyni Małżeństwa! Nie mogła się mylić - oprócz wyglądu kulka posiadała jeszcze aurę magiczną. Słabą - bo była tylko pozostałością po przesyconym magią powietrzu. Ale wyczuwalną. I kiedy jej dotknęła przeszedł ją znajomy dreszcz, którego tak dawno nie czuła - resztki magii w jej dłoni zareagowały na kulkę. Przejechała po niej opuszkiem palca.

Dobrze wiedziała kto ją przysłał. Nie wiedziała tylko dlaczego - i to ją martwiło najbardziej. Nie miała pojęcia o jaką obietnicę może mu chodzić. Jedyne, co jej przychodziło na myśl, to przyrzeczenie powolnej i bolesnej śmierci, które złożyła kiedy ją wyjątkowo długo i skutecznie denerwował. Ale nawet on nie dopominałby się o coś takiego.. Więc o co...?

To, że nie zadzwoni pod ten numer było oczywiste - nie miała najmniejszego zamiaru tego robić. Nie tylko ze względu na wszystkie złe wspomnienia z nim związane. Przez te długie lata przyzwyczaiła się do samotności... I polubiła ją. A gdyby się z nim skontaktowała na pewno nie dałoby się już od niego uwolnić. Znała go zbyt dobrze, żeby wierzyć, że on nie ma w tym żadnych korzyści. A korzyści dla niego najprawdopodobniej oznaczały jej straty. A na to już na pewno nie miała ochoty.

Około trzynastej miała już dosyć - o dziwo w sklepie był spory ruch, i do tego połowa chciała coś obejrzeć z bliska czy przymierzyć. Na szczęście udało jej się sprzedać kilka pierścionków czy naszyjników - nie był to jej sklep, ale przynosiło to satysfakcję - jak każda dobrze wykonana robota.

Właśnie recytowała swoją zwyczajową kwestię do klientki oglądającej drogą bransoletkę - zachwalała jej piękno i elegancję, przy okazji wspominając, że podobno taką samą ma któraś z top-modelek. I oczywiście zapewniała, że idealnie pasuje do urody paniusi. Było to tak nudne, że nie udało jej się stłumić ziewnięcia. Kobieta spojrzała na nią dziwnie i powiedziała, że się jeszcze zastanowi. Cóż, zdarza się. Pewnie i tak nie miała zamiaru kupić - zwykle kupowali mężczyźni dla swoich żon i narzeczonych. Odłożyła cacko do pudełka i wsunęła z powrotem pod szklaną ladę. Spojrzała tęsknie na zegar - dopiero piętnaście po...

Pomimo najszczerszych chęci nie wytrzymała do czternastej. Wyszła za dwadzieścia, wymyślając na poczekaniu jakąś historyjkę dla klientów. Z ulgą zamknęła drzwi i szybkim krokiem poszła na deptak - nie mogła wysiedzieć w sklepie, ale do domu też nie chciała wracać.

A sklepy przystrojone na święta wyglądają pięknie.

Kiedy wreszcie wróciła do domu robiło się już ciemno - czyli było około szesnastej. W końcu to zima. Tym razem niedbale rzucone płaszcz i torebka cudem utrzymały się na wieszaku, który zachwiał się potężnie - ale wytrzymał w pozycji pionowej. Weszła do kuchni i z ulgą opadła na krzesło. Że też ludzie musieli wymyślać sobie tyle świąt! Nie znała się za bardzo na ludzkich religiach, ani za bardzo jej nie obchodziły, ani niezbyt za nimi przepadała. Albo wywoływały takie zamieszanie jak teraz, albo w imię jakiejś bezsensownej tradycji oblewano ją lodowatą wodą. Nie żeby miała coś przeciwko wodzie - ale wolała ją na przykład jako wrzątek - do herbaty.

Podniosła się na chwilę i zaparzyła sobie filiżankę parującego naparu. Był jeszcze parzący, ale musiała wypić chociaż łyk - od zawsze poprawiało jej to nastrój. Tak było i tym razem. Kiedy tylko poczuła ten cudowny smak w ustach od razu zrobiło się jej lżej. Heh - niektóre przyzwyczajenia nie zmieniają się przez wieki. Tak było jeszcze wtedy, kiedy podróżowała z paczką Liny i... Z Xellosem. Właśnie...

Odsunęła od siebie filiżankę jakby zawierała truciznę. Kilka kropel upadło na blat stołu. Jedna na jej dłoń - zapiekło boleśnie. Dlaczego o nim myśli?? Przecież powiedziała sobie, że nie ma zamiaru przejmować się tą przesyłką... Miała zamiar udawać, że nigdy jej nie dostała.

Do głowy przyszła jej jedna myśl. Przecież on wie gdzie mieszka. Zna jej adres... Czyli i tak będzie musiała go spotkać, prędzej czy później. Więc może... Lepiej jednak zadzwonić...? Jej wzrok powędrował od telefonu, który wisiał na ścianie w przedpokoju. Zresztą... Co jej szkodzi..? Wstała i podeszła do aparatu.

Wystukała numer - komórkowy. Widać pan Mazoku lubi nowości. Sama pewnie nigdy nie kupi sobie takiego wynalazku - przenośny telefon, też coś. Nigdy nie przepadała za nowoczesną techniką. Po chwili usłyszała sygnał, kilka sekund później został zastąpiony trzaskiem odbieranego połączenia.

- Słucham...? - Jego głos był dokładnie taki, jak go zapamiętała. Zapamiętała...? Raczej wbił się jej w pamięć i za nic nie chciał zniknąć.

- Cześć... - Powiedziała, starała się by jej głos nie wyrażał żadnych uczuć. W odpowiedzi zaśmiał się krótko.

- Wiesz, stęskniłem się. A ty?

- Ja... - Nie wiedziała co odpowiedzieć. Tęsknił...? Za nią..? Bardzo dziwne. I podejrzane.

- Dobra, nieważne. To co, o siódmej tam, gdzie zwykle? Wiem, że się zgadzasz - prawie że zobaczyła jego uśmieszek w wyobraźni - pa, kochanie - cichy trzask i długie sygnały. Słuchawka kiwała się tuż nad ziemią - wypuściła ją z ręki. Ze zdziwienia.

Ale przecież mogła się tego spodziewać, to przecież normalne. Taki Mazoku nie miał przecież skrupułów - wykorzystywał pewnie ludzkie dziewczyny dla zabicia czasu. Nie obchodziło jej to zbytnio... Zdziwiło... Zdenerwowało ją co innego - nie poznał jej głosu... Niby nic dziwnego, ostatni raz widzieli się... Nawet nie pamiętała kiedy. Ale i tak było to przykre. Bardzo przykre. I sama nie wiedziała dlaczego.

Sięgnęła po słuchawkę i odwiesiła ją na miejsce. Wróciła do kuchni, do swojej - zimniej już - herbaty. Była wściekła - na siebie. Za to, że denerwuje się przez tego śmieciowatego Mazoku. Po co? Po co się nim przejmuje? Przypomniał się jej cytat z książki, którą czytała jakiś czas temu. "Nawet za najgorszym wrogiem się tęskni kiedy jest się samotnym". Bardzo mądry był autor tej książki - a może autorka? Nie ważne. Mazoku też nie jest ważny.

Ważniejsza była na przykład taka jedna kwestia... Czy jest sens iść jutro do pracy? Pewnie i tak została wywalona. Więc... Lepiej chyba iść i poszukać nowej. Tamta i tak nie była zbyt ciekawa. A tak... Może znajdzie się jakiś mały antykwariacik poszukujący sprzedawczyni...? Albo jakiś inny sklep z antykami...? Rozmarzyła się na myśl o tych wszystkich cudnych starociach. Uwielbiała je - zwłaszcza te naprawdę stare. Ale tak to już bywa, kiedy jest się jednym z nich.

Wrzuciła brudną filiżankę do zlewu i zrobiła sobie spaghetti z torebki na kolację - zupełnie nie miała ochoty na gotowanie. Nie żeby nie lubiła - ale tylko czasami. A czasami nie miała do tego oni ochoty, ani głowy. Kiedy była zamyślona łatwo coś przypalała albo rozgotowywała - a teraz była szczególnie zamyślona. W jeden dzień została - najprawdopodobniej - wyrzucona z pracy, stała się zazdrosna o ostatnią osobę, która na to zasługiwała i wygłupiła się dzwoniąc do tej osoby właśnie. Trochę za dużo jak na jeden dzień i jedną osobę... A to tego te głupie święta. Przez kilka dni wszystkie sklepy będą pozamykane, w telewizji będę same powtórki i jeszcze to dobijające uczucie ogólnej radości. Czasami nienawidziła swojej nieśmiertelności.


____________________________________________________________________

Sal

s__a__l@wp.pl

www.sal.blog.pl

www.kazoku.prv.pl

_____________________________________________________________________

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.