Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Was it all meant to be?

+3+

Autor:Saluchna
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-10-13 22:34:27
Aktualizowany:2005-10-13 22:34:27


Poprzedni rozdział

Was it all meant to be? +3+


Z trudem otworzyła oczy. Ale nawet kiedy to się stało nie zauważyła żadnej różnicy - ciemność nie stała się ani trochę jaśniejsza. Przez chwilę była pewna, że umarła, ale zmieniła zdanie. Nie czułaby wtedy potwornego bólu w klatce piersiowej. Było to dziwne, ale żyła i na razie nie zbierało jej się na umieranie, a przynajmniej nie czuła niczego, co by miało o tym świadczyć. Może i jej samopoczucie było tragiczne, ale poza ogromną raną, jaką miała na klatce piersiowej była całkiem zdrowa... Na tyle, na ile zdrowy może być ktoś, kto ledwo przeżył uderzenie jakimś zaklęciem, od którego przeleciał sporą odległość, po czym uderzył w ścianę. Dalej już nic nie pamiętała, ale miała wrażenie, że ktoś po niej biegał.

Po upewnieniu się, że żyje zaczęła zastanawiać się, dlaczego nic nie widzi. Jest ciemno, oślepła czy jeszcze co innego? Ciemno raczej nie... Czuła ciepłe promienie słońca na skórze, był dzień. Gdyby oślepła bolałyby ją oczy, prawda? Więc... Może po prostu ktoś jej coś na nich położył? Ten sam ktoś, kto owinął ją bandażem o wiele za ciasno... Sięgnęła ręką do twarzy i przekonała się o słuszności swoich domysłów. To chyba... Włosy? Tak, włosy... Przyklejone do skóry skrzepniętą krwią. Spróbowała je oderwać, ale nic z tego - nie miała na to siły. Po jednej nieudanej próbie jej ręka opadła bezwładnie na łóżko i już nie była w stanie jej ruszyć. Na szczęście nie zasłaniały ust, nie mogłaby oddychać. No pięknie... Chyba pozostało jej tylko leżeć i czekać aż ktoś przyjdzie. Może wtedy łaskawie uwolni ją od tych uwierających bandaży...

***

Obudziła się wczesnym rankiem, wciąż zmęczona mimo całych dziesięciu godzin snu. I do tego ten ból głowy... Nawet świadomość uratowania życia dwóm osobom nie pomagała. A kiedy pomyślała, że powinna teraz wstać i iść sprawdzić co z nimi i ewentualnie znów je leczyć... Już chciała odwrócić się do ściany i spać dalej, ale poczucie obowiązku na to nie pozwalało. Przecież mogłaby ten jeden, jedyny raz w życiu zachować się inaczej, prawda? Nieprawda. Trzeba... Zresztą, im prędzej to załatwi tym prędzej będzie mogła wrócić do łóżka. Ta myśl nie zmniejszyła bólu głowy ani trochę, ale jakby dodała odrobinę sił.

Dobrze, że przynajmniej dom uzdrowiciela był bardzo blisko karczmy. Kiedy przechodziła przez miasto obejrzała się w kierunku, w którym wczoraj był pożar. Pozostał po nim tylko czarny dym jeszcze unoszący się nad spalonymi domami. Ciekawe, czy znaleźli tam jeszcze kogoś żywego. Jeżeli tak, to pewnie będzie czekał na leczenie... Ranyy... Dobrze, że panna Lina też zgodziła się iść. Zna kilka drobnych czarów, może się na coś przydać... Dołączył się do nich też pan Gourry, ale on niestety na nic się nie przyda.

W środku okazało się, że niestety już nie pojawił się nikt żywy. Szkoda... Ale w głębi serca - za co była na siebie bardzo zła - trochę ucieszyła się, że nie będzie musiała się znów męczyć. Oby tylko te dwie panie miały się dobrze! Szybkim krokiem poszła do pokoju, który jej wskazano. Leżały tam obie. Kiedy tylko weszła jedna z nich, ta pierwsza, usiadła gwałtownie na łóżku i zaczęła bardzo wylewnie dziękować. Mimo usilnych starań próby uciszenia jej były bezowocne. Pani Lina, która weszła do pokoju za nią spojrzała na scenkę z rozbawieniem. Ale w gruncie rzeczy... To dla takich chwil warto się starać.

***

Spojrzał na Amelię i panienkę, która od kilku minut wylewała z siebie potok podziękowań. Ciekawe co ona takiego zrobiła... Postawiła jej kolację? Bo za co innego można być aż tak wdzięcznym? Chyba za nic. A właśnie... Przez Amelię i jej pośpiech śniadanie trwało dziś o połowę krócej! Najchętniej wróciłby do karczmy i jeszcze pojadł, ale każda próba wyjścia z pokoju była kwitowana spojrzeniem Liny, od którego na chwilę odechciewało się nawet jeść. Jak nie to nie...

Kiedy Amelia dalej próbowała się uwolnić od wdzięcznej dziewczyny zauważył, że po drugiej stronie jest jeszcze jedna. Znaczy dziewczyna. Chyba śpi, bo leży spokojnie i nie dziękuje Amelii. Przyjrzał się jej bliżej i dostrzegł, że ma całą twarz zasłoniętą. Pewnie jej tak niewygodnie, nic nie widzi! Trzeba by jej pomóc... Spojrzał na Linę, nie patrzyła na niego. No dobra... Złapał za włosy, które zasłaniały dziewczynie twarz, ale okazało się, że są chyba przyklejone. Kto przyklejałby sobie włosy do twarzy...? Pewnie jadła na kolację coś z miodem, został jej na buzi i we śnie przykleił się do włosów! Nic jej się nie stanie, to odklei... Pociągnął mocniej i udało się. Hmm... Twarz jakby znajoma, ale nie miał pojęcia skąd... Może to kelnerka w jakiejś knajpie, którą niedawno odwiedził? Albo może jakaś daleka kuzynka... Nie, raczej kelnerka. Może jak się obudzi to przyniesie jedzenie?

***

Westchnęła i oparła się znudzona o ścianę. Że też Amelia musiała ją tu ciągnąć z samego rana... Samarytanka się znalazła. Czy ona musi pomagać wszystkim napotkanym po drodze ludziom? Rodzinka z odchyłami... Cóż, każdy może mieć swoje dziwactwa, ale żeby aż takie? To bardziej przypomina chorobę. Żeby przynajmniej brała za to leczenie jakieś pieniądze... Hmph. Przypadek nieuleczalny.

Dla odmiany spojrzała na Gourry'ego, który zajął się drugą pacjentką Amelii. Co on...? Przecież on ją jeszcze bardziej uszkodzi! No nie... Podeszła do niego i złapała za ramię. Mimowolnie spojrzała na dziewczynę, która leżała na łóżku. I... Zatkało ją.

- Tobie też wydaje się znajoma, co? Ja myślę, że ona pracuje w tej karczmie, to ją mijaliśmy kilka dni temu.

- Gourry, ty idioto! - Walnęła go w głowę - To jest Filia!

- Fi-kto? Jakaś twoja przyjaciółka?

- Panienka ją zna?

Odwróciła się i zobaczyła, że dziękująca dziewczyna już nie zwraca uwagi na Amelię, ale patrzy się na Filię.

- Znam, a co?

- Bo to właśnie przez tę panią był pożar. Znaczy nie ona go wywołała, ale...

- Ale co? - Nie, nie, nie... Znowu jakaś podejrzana afera. A mówiła sobie, że już w nic nie da się wciągnąć... Widać po prostu się nie da.

- Widzi panienka, ten, kto atakował tę panią zrobił te wybuchy, a potem podpalił miasto.... Tak myślę, bo byłam już nieprzytomna.

- Kto to był?! Sprawiedliwość go ukarze!! - Amelia stanęła w pozie świadczącej o nadchodzącej przemowie - Proszę mówić!

- Nie widziałam dokładnie, ale miał ciemne włosy, o takie - pokazała długość do ramion - i czarną pelerynę. I chyba trzymał coś w dłoni.

- CO??! - Lina rzuciła się w stronę dziewczyny i złapała ją za ramiona - Co jeszcze?

- N... nie wiem, nie widziałam...

Poczuła, że Amelia łapię ją i odciąga od dziewczyny. Wyrwała się i sama wyszła z pokoju. Po chwili dołączyli do niej Amelia i Gourry, z wypisanymi pytaniami na twarzach.

- Zabiję go. Po prostu zabiję pieprzonego Mazoku.


Sal

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.