Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

DB - Virus

Odcinek 13

Autor:Black Falcon
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2005-11-22 23:00:05
Aktualizowany:2005-11-22 23:00:05


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Tego dnia - kontynuował historię Vegeta - spora grupa ludzi rozpoczęła marsz ku dzielnicy ludu Okina. Byli gotowi na każdą sytuację, nawet na zrównanie z ziemią ich domów. Tak też się stało - Okina nie mieli szans w walce z liczebniejszym i uzbrojonym przeciwnikiem. To była masakra... Jeden z agresywniejszych mężczyzn wpadł do domu Kunatemuszki i zaatakował jego matkę. Syn próbował jej bronić, ale na próżno - tamten dużo trenował i tak pobił chlopaka, że prawie zabił. Potem rozprawił się z matką, co Sąwszędzie widział, nim stracił przytomność. Nikt nie ocalał z Okina... poza Kunatemuszki. Kiedy ktoś zawezwał armię, oni tylko przyłączyli się do rzezi. W końcu sam się tam wybrałem, byłem przecież synem władcy... Obejrzałem zniszczenia i już miałem odchodzić, a wraz ze mną ochrona, kiedy usłyszałem, że ktoś jest w jednym z domów. Poszedłem tam i zobaczyłem prawie konającego Kunatemuszki, szeptającego tylko czyjeś imię. Wołał dziewczynę, ktora też zginęła... Zabrałem go do pałacu, przekonałem ojca, by pozwolił zająć się rannym... To wszystko.

- A nie było to łatwe, - wtrącił Kunatemuszki - bo niezadowoleni Saiyanie dawali upust swojej nienawiści i mogli doprowadzić do zamieszek, gdyby wiedzieli, co zrobił ich władca. Wróciłem do zdrowia pod czujnym okiem pałacowego lekarza, a potem stałem się nieodłącznym towarzyszem i przyjacielem Vegety... Później nasze drogi rozeszły się, aż wreszcie spotkaliśmy się dzisiaj...

- Powiedziałeś, że jesteś demonem z piekła. Jak się tam dostałeś? - Son Gohan zbliżył się nieco, nadal nieufny po pierwszym kontakcie i spojrzał mu w oczy. - Może to ty rzuciłeś na nas jakiś czar i przez to mordujemy siebie nawzajem?

- Gohan, Gohan, czy ty też dotykałeś tego bonu? - powiedział bardzo smutno Kunatemuszki Sąwszędzie.- Chcę wam pomóc, chociaż wiem, że jesteście straceni. Czy słowa mego przyjaciela wam nie wystarczą?

- Przecież on sam jest zatruty, może kłamie tak, jak i ty! A może chcesz najpierw zabić Vegetę, a potem nas? - krzyczał Gohan.

- Przemawia przez ciebie rozpacz po śmierci brata, ale... - Kunatemuszki nigdy nie dokończył. Gohan niespodziewanie z całą mocą uderzył go pięścią w twarz, a gdy tamten ze zdumieniem wytarł krew, potomek Goku z furią przeszedł w SSJ1. Nawet ojciec nie zdołał go powstrzymać, kiedy Gohan natarł na Kunatemuszki.

- Ty kretynie! - wydarł się na niego Vegeta, ale nie wtrącał się. Oglądał tylko walkę z pewnej odległości. Niech Gohan sam się przekona o sile Kunatemuszki...

Syn Goku chciał zabić Sąwszędzie. Nagle zrozumiał, że skoro wszyscy Saiyanie mają cierpieć, to i on, Gohan, także. A przecież nie mógł pozwolić, by Videl i Pan zostały same. Co prawda teraz wyjechały z Brą - córką Vegety - na tą wygraną przez nie wycieczkę, ale niedługo wrócą i będą chciały go miec żywego! Mr. Satan, który pojechał z nimi, też zapewne nie chciałby teraz szukać zięcia!

Kumulacja miłości do rodziny, złości z powodu Khlorosian i smutku po śmierci Gotena i Kuririna skupiły się w synu Goku i powędrowały od mózgu do wszystkich kończyn, dając mu energię do pojedynku. Jego ciosy padały jak grad, poruszał się jak błyskawica, co rusz zmieniając swoją pozycję i próbując pokonać wroga.

Tak bardzo zaślepiło go to wszystko, że nawet nie spostrzegł, że jego ciosy nie robią na Kunatemuszki żadnego wrażenia. Gohan bił z całej siły, a jego przeciwnik po prostu dalej wisiał spokojnie w powietrzu, z tym przeklętym smutkiem w oczach!

Kunatemuszki cierpliwie znosił starania Son Gohana, ledwo czując jego ciosy. Nie chciał pokazać mu swojej prawdziwej siły, obawiał się, że mógłby zabić chłopaka, gdyby chciał mu oddać. Obserwował przemiane Gohana w SSJ2, widział, jak tamten się poci, ale to wszystko na próżno.

- Gohan, tracimy tylko czas! To Vegeta musi mnie zabić, nie ty! Możecie mnie atakować razem, ale tylko jego cios pozwoli na wykorzystanie mojej krwi!

Ale tamten nie słuchał, złożył dłonie we właściwy wzór i zaczął krzyczeć:

- Ka - me - ha - me...

W jego dłoniach formowała się spora kula energii, czekająca tylko na ostatnią sylabę, by wystrzelić.

W międzyczasie gdzieś daleko w górach pewien podróżnik przypatrywał się szczytom tonącym w chmurach. Nareszcie tutaj dotarł! Słyszał od tubylców, że tutaj można osiągnąć spokój i oczyszczenie. Tego właśnie potrzebował, kierował się do tych gór od sporego czasu. Obrócił się w stronę wiszącego nad nim nieco z tyłu małego przyjaciela, by zapytać:

- Piękne, prawda? Będziemy tu mogli ćwiczyc, ile będziemy chcieli...

Wiatr powiewał końcem opaski, jaką mówiący miał na czole. Jeszcze odrobina szybkiego marszu i znajdą się w tych pięknych górach.

Chwilę później mijali jakiegoś turystę idącego szlakiem u podnóża gór. Krzyknął do nich:

- Hej, wy tam, uważajcie, te góry są zdradliwe! Sam doszedłem tylko do ich stóp!

- Ja wybieram się wyżej! - odkrzyknął uśmiechnięty przybysz. - Zimne Góry to prawdziwe wyzwanie!

- Zimne Góry? Ach tak, to ludowa nazwa! My nazywamy je górami Tien-szan!

Turysta oddalił się, a wędrowiec wielce zdumiony spojrzał na przyjaciela. Był tak zdziwiony, że z czoła spłynęła mu kropla potu.

- Słyszałeś, Chaozu? Góry Tien-szan! To niesamowite!

Doprawdy, było to niesamowite, skoro podróżnik nazywał się Ten-shin-han i był jednym z wojowników Z...

W innym miejscu przebywał jeszcze jeden tajemniczy osobnik. Jak na ironię, on dobrze wiedział, gdzie się znajduje. Wisiał jak posąg Buddy, ze skrzyżowanymi po turecku nogami i z założonymi rękami. Odziany w długi, biały płaszcz, z zamknietymi oczami i ponurą miną odstraszyłby zapewne potencjalnego przybysza w taką okolicę, bo przecież któżby się spodziewał nagle ujrzeć wiszącego w powietrzu zielonego humanoida? Chyba tylko jego najlepsi przyjaciele, a tych Piccolo miał kilku. Wiedział o wszystkim, o planie Dende'go - przecież razem go wymyślili - ale nie wtrącał się, bo dla niego nie było miejsca w tym planie. Vegeta miał jedną, jedyną szansę, ale musiał sam to zrozumieć i sam użyć najpotężniejszej broni, jaką posiadał. Nawet Piccolo nie mógł mu tego zdradzić, wtedy nic by z tego nie wyszło. Jednakże znając charakter księcia Saiyanów, wszystko jest już stracone...

Revena stała właśnie przed obliczem Lithosa, który obserwował ją spod pół przymkniętych powiek.

- Wykonałaś zadanie, gratuluję. Stałaś się przez to jedną z nas. Jeśli sobie życzysz, możesz zostać z nami na statku. Selen pokaże ci wszystko.

Wymieniony stał z boku i oczekiwał na decyzję Reveny. Osobiście wolałby, żeby Revena z nimi została, czuł się odpowiedzialny za jej los - to on ją w to wszystko wciągnął. Dlatego ucieszył się, kiedy Revena zgodziła się tu pozostać. Nie wiedział, co naprawdę nią kierowało...

Poszła spokojnie za nim do swojej kabiny. Jednakże coś w niej się zmianiało, trucizna przestawała na kilka chwil mieć na nią decydujący wpływ, a wtedy przypominał jej się Yamcha. Z jednej strony był dla niej praktycznie obcy, a z drugiej pamiętała jego wzrok, gdy na nią patrzył. Zaufał jej w całości, a ona go zabiła. To spojrzenie potrafiło teraz przeciwstawić się jadowi pająka i czuła, jak piekło ją sumienie. Te chwile opamiętania i żalu po morderstwie były - jak na razie - bardzo rzadkie, ale kiedy już następowały, miała pod powiekami czas, kiedy mordowała męża. To właśnie zdecydowało, że pozostała na statku - z pragnienia cichej pomsty...

Son Gohan stworzył potężny promień energii i z wrzaskiem wystrzelił ją w stronę Kunatemuszki Sąwszędzie.

- ...ha! - dokończył.

Demon na ułamek chwili pozwolił sobie na wściekłość malującą się na jego obliczu.

- Dosyć! - wykrzyknął.

Bez wahania odbił ręką atak Son Gohana i z niesamowitą prędkością wyrzucił ręce do przodu, krzycząc:

- Jumping guns!

Z jego palców zaczęły wylatywać pociski energii, kierujące się prosto w zaskoczonego Son Gohana. Przypominało to natychmiastowe serie z broni palnej. Nie przestawał strzelać, aż zobaczył, że Gohan nie umie odbijać tylu strzałów naraz i odczuwa już skutki tych, które przedarły się przez jego obronę. Było widać, że Gohan słabnie, na jego ciele co centymetry krwawiły male ranki po celnych trafieniach wroga. Demon przerwał ostrzał i zwrócił się do Goku i syna:

- Zrozumcie w końcu, że tak niczego nie osiągniemy! Zginiecie na marne...

Na statku Lithosa panował względny spokój, tylko on sam nie mógł zaznać ukojenia. Wiedział, że Vegeta jeszcze żyje, wyczuwał energię demona, podejrzewał też, że przyjaciele z Ziemi nie dadzą się tak łatwo, ale nie to go martwiło. Nie był pewien, co wywołało w Trunksie aż taką przemianę, nie zamierzał tworzyć żadnego Miecza Zła i trochę się tego obawiał. Wiedział, że w chłopaku nie mogło istnieć aż takie zło, by potrafiło - po połączeniu z jadem - stworzyć tą potworną broń.

Właściciel Miecza Zła dotykał swojej broni z czcią godną jakiegoś pradawnego bóstwa. Szeptał cicho:

- Dzięki tobie pokonam wszystkich moich wrogów... Zacznę od mojego ojca, niegodnego, by być nim... W końcu to ja zawsze stałem po stronie matki, a teraz otrzymałem święte prawo pomszczenia jej! Ten miecz pozwoli mi nareszcie zdobyć należny mi szacunek i władzę nad tym światem! A teraz czas poszukać mego ojczulka...

Wzniósł się w powietrze i udał się na poszukiwanie ojca. Nie zwrócił uwagi, ze śnieg przestał padać i powoli topniał w nagłym słońcu. Byl tak zaaferowany sobą, że nie spostrzegł też schowanej w pobliżu, za niewielkim wzniesieniem terenu, postaci:

- Nie rób tego... - szepnęła cichutko.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • BlackFalcon : 2020-07-25 23:05:46
    O, rymy ;)

    A wiesz, że nawet nie zauważyłam, jak to pisałam? :).

    I dzięki za pochwałę mojego tekstu!

  • gość : 2010-06-02 20:55:19
    ciekawe.

    bardzo dobry tekst, co najważniejsze ciekawy, widać że to nie koniec tajemnic. PS zauważyliście?

    W międzyczasie gdzieś daleko w górach pewien podróżnik przypatrywał się szczytom tonącym w chmurach

    zrymowane!!! ^w^

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu