Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

DB - Virus

Odcinek 7

Autor:Black Falcon
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2005-11-22 20:55:25
Aktualizowany:2005-11-22 20:55:25


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Fioletowe włosy opadły na czoło syna Bulmy. Nie rozumiał, czyżby przyjaciele mu nie wierzyli?

- Goten, ty mnie przecież znasz i wiesz, że mówię prawdę. Chyba mnie nie podejrzewacie? - nagle pojął. - Kochałem swoją mamę i nigdy bym jej nie zabił. Nie oszukiwałem jej tak, jak ten bydlak, którego ukatrupiłem! Wierzysz mi? - zwrócił się do Son Gotena.

- A te rysunki? - pokazał Gohan.

Trunks obrócił się do drugiego syna Goku.

- Jednak je widzieliście... - powiedział jakby w zadumie. - Cóż, tłumaczyłem Gotenowi fizykę, ale na moment oddałem się wspomnieniom dawnych czasów i rysowałem to, co mi się skojarzyło - walkę z Freezerem, Cellem i tak dalej. Pewnie was przestraszyłem? Nie chciało mi się ich rysować, narysowałem tylko siebie i ojca. Co w tym złego?

Wszyscy tutaj zgromadzeni czuli, że to słabe tłumaczenie. Ale w tej chwili interesowało ich co innego.

- Ciągle mówisz o kimś, kto oszukał twoją matkę. Kto to był? Kogo tutaj zabiłeś? - spytał Goku.

- Jak to kogo? Vegetę!

Zapadło milczenie.

- Chcesz powiedzieć - pierwszy odzyskał głos Goku - że właśnie zabiłeś swojego ojca?

- Nie był moim ojcem, był zdrajcą! - na moment w oczach Trunksa odbiła się wściekłość na Son Goku, ale szybko się opanował. - Na dodatek zorientowałem się, że nas okłamał, bo przez całą walkę widział każdy mój ruch! On wcale nie był ślepy!

- Gohan, czy wyczuwasz energię Vegety? - z grobową miną spytał syna Goku.

- Nie, tato.

- Ja też nie. On chyba naprawdę zrobił to, o czym mówi!

Tymczasem w kosmosie Silex rozmawiał z Lithosem:

- Nareszcie nam się udało! Zginął sprawca naszego nieszczęścia i to pokonany przez własnego syna! Wymyśliłeś cudowny plan, przyjacielu!

Lithos pochylił się w stronę Silexa:

- Zaczekaj. To jeszcze nie koniec. Siła tego Saiyanina jest naprawdę potężna. Nie na darmo ćwiczył tyle lat.

- Chcesz mi wmówić, że on jeszcze żyje?! - przeraził się tamten.

- Jeszcze to dobre określenie - uśmiechnął się Lithos.

Miał Lithos rację. Oczom zdumionym wojownikom na ziemi ukazał się niesamowity widok - rusztowania zaczęły drżeć, aż w końcu rozpadły się na boki z wielkim hukiem. Miejsce, gdzie uderzył Vegeta, było zakopane głęboko w ziemi, ale w końcu księciu udało się stamtąd wykopać i stanął na własnych nogach. Wyglądał strasznie - zmierzwione włosy, pomieszane z piaskiem i z ziemią, resztki ubrania smętnie zwisające z ciała, jedno oko - już z normalną tęczówką - prawie całkiem zamknięte, prawa noga najprawdopodobniej złamana, bo ledwo na niej stał. Całe ciało posiniaczone i pokrwawione, twarz wykrzywiona w potężnym bólu, zalana krwią z szeregu ran. Spojrzał na zgromadzonych wokoło w milczeniu. Nareszcie swój wzrok zawiesił na Trunksie, przerażonym tym, że jego ojciec jeszcze żyje. Vegeta spróbował podejść do niego, ale widać było, że noga sprawia mu straszliwy ból, nie mówiąc już o reszcie ran. Uczynił parę kroków, ale nie dał rady. Zachwiał się i przez ułamek sekundy przed upadkiem wyciągnął rękę do Trunksa, jakby prosząc, by ten go podtrzymał. Jednakże syn tylko spojrzał ze wzgardą. Książę ciężko opadł na ziemię, zraszając ją świeżą krwią. Upadł twarzą do spodu. Trunks podszedł bliżej i z nienawiścią kopnął Vegetę. Ten potoczył się kilka metrów, aż zamarł na plecach. Oczy miał zamknięte. Wydawałoby się, że umarł, ale teraz wszyscy czuli, że tli się w nim jeszcze dogasająca iskierka życia.

Goku stał jak sparaliżowany zaistniałą sytuacją, ale w końcu się ocknął i wyrzekł:

- Cokolwiek się stało, nie wierzę, żeby Vegeta tak po prostu zabił twoją matkę. To mój przyjaciel! - powiedział z mocą. - Czy chcesz nam przeszkodzić w zabraniu go do domu? - zwrócił się groźnie do Trunksa.

Ten wiedział, że z Goku może nie wygrać, dlatego odpowiedział:

- Możecie go zabrać, on i tak już długo nie pociągnie - po czym odleciał w sobie tylko znanym kierunku.

Son Goku wziął ostrożnie księcia na ręce i w towarzystwie synów poleciał do domu swojego i Chi-chi. Kiedy tam dotarł, wyjaśnił wszystko żonie. Chi-chi nie była zbyt szczęśliwa, że musi gościć księcia Saiyanów w domu i to po tym, co się zdarzyło, ale ona sama czuła, że w tej sprawie tkwi jakaś tajemnica. Ułożyli Vegetę na łóżku i żona Goku opatrywała mu rany, kiedy jej mąż streszczał ostatnie wydarzenia.

Ranek już nadszedł, kiedy obudził się Yamcha. Przeciągnął się leniwie na łóżku i ręką poszukał żony. Reveny nie było jednak obok niego. Otworzył leniwie oczy i zobaczył pusty bok łóżka. Postanowił całkiem się obudzić i jej poszukać. Wstał i ziewając przeszedł do drugiego pokoju. Zobaczył ją stojącą przy oknie, tyłem do niego.

- Revena? - zawołał cicho. - Dlaczego sobie poszłaś?

Obróciła się w jego stronę. Była już całkowicie ubrana, co oznaczało, że wstała dużo wcześniej od Yamchy. Spojrzała na niego błyszczącymi oczami i powiedziała:

- Nie mogłam zasnąć. W kuchni masz śniadanie. Ja... ja muszę wyjść - zawahała się lekko.

Yamcha podszedł do żony, objął ją i przytulił.

- Zabierzesz mnie ze sobą, kochanie?

- Nie mogę - wysunęła się z jego objęć. - To... to damskie sprawy - usiłowała się uśmiechnąć. - Idę na zakupy, znudziłbyś się tym.

- Nigdy nie nudzę się w twoim towarzystwie - płomiennie zaoponował Yamcha, ale ustąpił błaganiom żony. Ze smutkiem jadł śniadanie i patrzył, jak wychodzi.

- Wróć szybko! - zawołał za nią, kiedy zamykała drzwi. Bardzo ją kochał. Do szaleństwa.

Trunks sam dobrze nie wiedział, gdzie się dokładnie znajduje. Wisiał nad jakimś pustkowiem i co pewien czas posyłał strumienie energii w okolicę, tworząc nową rzeźbę terenu. Był wściekły. Nie potrafił zabić ojca, najprawdopodobniej Goku z rodziną wykurują księcia Saiyanów i znów będzie się panoszył po tym świecie, bez spłacenia długu, jaki zaciągnął swoim morderstwem. Bum! Kolejny krater powstał na tym świecie.

- Jestem za słaby! Moje techniki nie wystarczyły! Przegrałem! Nie potrafiłem cię pomścić, mamo, wybacz mi! - Trunks gwałtownie wytarł łzy, napływające mu do oczu. - Przysięgam, że będę ćwiczył, aż pewnego dnia pokonam tego, który cię zabił! Przysięgam! - krzyknął z mocą.

Gdzieś w kosmosie Lithos uśmiechnął się mrocznie. Oto wszystko układało się po jego myśli. Książę Vegeta niedługo odpłaci za tragedię planety Khloros! Lithos zatruł już większość osób potrzebnych mu do realizacji zemsty. Specjalnie wynaleziona i wytworzona przez niego - genialnego wojownika i naukowca jednocześnie - odmiana chloru, została wprowadzona do organizmów wybranych istot i od pewnego czasu pozwala skutecznie przejmować kontrolę nad nimi. Lithos właśnie w umyśle dokonywał przeglądu największych sukcesów - sam książę Vegeta zatruty mieszanką poprzez światło, jakie dostało mu się do oczu pamiętnej nocy. Oczywiście w pokoju Saiyanina nigdy nie było jego dawno nieżyjącej matki, wszystko to było khlorosiańską mistyfikacją. Tak samo, jak moc, którą to niby Vegeta miał dostać od niej w prezencie. Chlorowa mieszanka dawała złudne poczucie mocy i potęgi, tak naprawdę powoli ją osłabiając. Jeśli zawiódłby plan zniszczenia księcia przez nici spisku, to zawsze było awaryjne wyjście - w końcu mieszanka wyssie z niego wszystkie siły i zabije... Antidotum? Może i jakieś istniało, ale sam Lithos nie przywiązywał do jego stworzenia żadnej uwagi. Khlorosianie są odporni na niszczące jej działanie - w końcu sami są w większości stworzeni z chloru, więc żadne antidotum nie jest im potrzebne. Kogo tam jeszcze otruli? Kasjerka w sklepie gdzie kupował Goku, zatruta odpowiednio spreparowaną pastą do zębów. Ta sama kasjerka, która potem podała Chi-chi właściwy kupon... Trunks, który został delikatnie ukąszony przez Arachne khlor - pająka występującego tylko na Khloros... Zazwyczaj nie są groźne dla ludzi i dużych organizmów żywych - chyba, że tak jak temu wymieni im się jad. Oraz ta dziewczyna - Revena... To dopiero zwycięstwo. Wykluczy z walki Yamchę, który też mógłby sprawiać pewne kłopoty. Lithos przypominał sobie, jak osiągnął nad nią władzę - szamponem do włosów... Również otrzymanym w promocji przy dobrze znanej kasie w Centrum Zakupowym The Real. Wirus rozprzestrzenił się już wszędzie, pozostała tylko rodzina Goku, ale dotyk bonu na darmowe roczne zakupy powinien wystarczyć...

Serce Dendego szarpał niepokój, smutek i żal. Widział, że coś złego dzieje się z jego przyjaciółmi, ale nie mógł im pomóc. Westchnął teraz ciężko:

- Jeśli się nie zorientujecie w zagrożeniu, to wszyscy zginiecie... Wszyscy, co do jednego... Żal mi was, nawet Vegety... Nikt nie zasługuje na to, przez co przechodzicie i będziecie przechodzić, nikt...

Goku siedział w kuchni w piżamie i jadł śniadanie razem z żoną. Oboje próbowali rozgryźć sekret rodziny Briefsów.

- Muszę zapytać Vegety, jak tylko się obudzi - powiedział Goku przełykając dwudziestą kromkę z szynką.

- To morderca i nie wiem, po co go ratowałeś. Trunks miał rację, powinien go zabić! - Chi-chi nie mogła Vegecie wybaczyć, że był domniemanym morderstwa na przyjaciółce. - Na dodatek nasi synowie musieli na zmianę siedzieć i pilnować tego drania!

- Prosiłem ich o to, bo sam już nie wiem, co się zdarzy, kiedy on się obudzi. Widziałem oczy Trunksa i w nich naprawdę ziała nienawiść. Z drugiej strony ciężko mi uwierzyć w to wszystko... Daj mi jeszcze dziesięć kromek - zmienił temat.

- Niedługo znowu będziemy musieli pojechać na zakupy i od razu wydamy cały bon - jęknęła Chi-chi.

- A właśnie - zorientował się Goku. - Czy mógłbym później go zobaczyć i się nim nacieszyć?

- Włożyłam go po podpisaniu do portfela, później ci go pokażę, teraz muszę zrobić pranie - odparła żona.

W ten sposób tylko ona na razie dotykała feralnego talonu. Na razie...

Goten, zmęczony czuwaniem przez pół nocy, zdrzemnął się jakieś pół godziny temu. To na niego wypadło pilnowanie księcia w drugiej turze, zastępując Son Gohana. Nie dotrwał jednak do świtu i teraz spał sobie smacznie. Nie widział, że ciężko ranny Vegeta właśnie odzyskuje przytomność i spogląda na niego...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.