Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Świt

Świt

Autor:Arleen
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2006-07-15 20:50:01
Aktualizowany:2006-07-22 16:02:13



Las był cichy, ciemny i spowity lekką mgiełką - wyglądał niczym baśniowy świat rodem z pradawnych mitów i elfich legend o Królestwie Wiecznych Lasów. Odcienie chłodnej zieleni i równie zimnego błękitu harmonijnie zlewały się z blaskiem cienkiego, bliskiego nowiu sierpowatego księżyca. Niebo było usiane gwiazdami, które stając na palcach, niemal dało się dotknąć. W oddali majaczyło ognisko jakiegoś obozu. Miejsce to było tak niesamowite i tchnące magią, że czuło się ją wdychając powietrze, czy po prostu wyciągając przed siebie dłoń.

Edriel oparła się o drzewo, ścisnęła w dłoni miecz. Oddychała bardzo ciężko, kilka godzin bezustannej ucieczki sprawiło, że czuła się wyczerpana tak fizycznie jak i psychicznie. Pochyliła głowę, usiłując złapać oddech. Paliły ją płuca, diabelnie bolały pozdzierane od upadków kolana, pokaleczone przez ostre gałęzie nogi. Wbiła miecz w ziemię, pragnąc, choć na chwilę, uwolnić rękę od przykrego ciężaru broni. Wytarła spoconą rękę o przemoczoną, skórzaną kamizelkę. Po jej twarzy spływał pot, zalewając oczy, zmuszając ją do ciągłego ocierania brwi rękawem koszuli. "Wytrzymam!" – pomyślała. Opierając się o pień starego dębu wyrwała miecz z ziemi - „Oby do świtu... Uda się!". Za sobą usłyszała nikły szelest. Odwróciła się szybko, dostrajając jednocześnie wzrok do typowego dla elfów postrzegania w ciemnościach ciepłoty istot żywych, a czasem nawet przedmiotów. Ale Edriel nie zobaczyła nic. To coś najwyraźniej kryło się za czymś, o innej ekspresji ciepła lub było poza zasięgiem jej wzroku. Zaklęła pod nosem, lecz w dalszym ciągu stała w bezpiecznym, w jej mniemaniu, miejscu.

- No, wyłaź - mruknęła, starając się wyłowić z ciszy jakiś szelest, zobaczyć w migotliwej plątaninie wzorów ciepła jakiś nieznany lub niestabilny wzorzec. Nic, nie mogła wyłowić absolutnie nic. Na karku poczuła czyjś wzrok. Nic nie usłyszała, nic nie dostrzegła. Tylko poczuła... Wiedziała, że to on. Tuż za nią rozległy się kroki, które po chwili zamieniły się w szybki i cichy bieg. Nie była w stanie stwierdzić, z której strony dokładnie nadchodzą dźwięki. Niemal natychmiast zablokowała cios, na wyczucie. Tuż obok jej ucha rozległ się brzęk stali. Instynkt i tym razem jej nie zawiódł, sparowała bezbłędnie.

Nie spodziewał się tego, jego reakcje były najwyraźniej obliczone z góry, ale nie był przecież głupi. Następny cios odparował pozwalając jej klindze ześlizgnąć się po jego ostrzu. Edriel dała się na ten wybieg nabrać, poleciała twarzą w dół, prosto na ostry jak brzytwa szew klingi swojego przeciwnika. Napastnik uśmiechnął się z pobłażaniem, lecz gdy Edriel nagłym ruchem odepchnęła się dłonią od szerokiego ostrza swego prześladowcy, uśmiech ten znikł natychmiast.

- Myślałeś, że już mnie masz? - syknęła elfka, podrywając się na nogi. Ciemna sylwetka kiwnęła głową. - Za dużo myślisz!!! - krzyknęła, rzucając się na niego z mieczem. Sparował bez trudu, pewnie stojąc na nogach - jej atak był raczej sposobem na wyładowanie złości niż próbą skutecznego ataku. Jednak Edriel nie należało lekceważyć w żadnej sytuacji, zwłaszcza wtedy, gdy była zła i miała w dłoni jakikolwiek przedmiot z ostrymi krawędziami. Odskoczył od niej zwinnym kocim ruchem, uniknął kolejnego ciosu – tym razem w kolano. Przesunął się bliżej dającego schronienie cienia.

- "Walkę kończy tylko śmierć". Sam mi to kiedyś powiedziałeś! - wycedziła przez zęby Edriel. Również bez zastanowienia weszła w krąg cienia. Chciała wygrać. Musiała wygrać. Fragment nieba nad horyzontem zaróżowił się, granat nocy się rozjaśnił. Świtało!

Zaatakowała wysokim ciosem wyprowadzonym z wysokości biodra, odbił mocną paradą. Edriel obserwowała każdy jego ruch, każde posunięcie rejestrowała w pamięci. Starała się zapamiętywać skomplikowane wzory ataku i obrony. Musiała w tym idealnym tańcu dwóch ostrzy znaleźć jakąś lukę, jakieś niedociągnięcie z jego strony... Nie potrafiła. Każda jej próba przedarcia ostrza przez zasłonę jego parad, zastawień i ataków była nieskuteczna. "Jak tak dalej pójdzie to on znajdzie lukę w moich paradach" przemknęło jej przez myśl. Za chwilę powinno świtać, musiała do tego czasu utrzymać go na dystans. Na długość klingi. Był od niej lepszy - dzieliły ich lata doświadczeń, ale Edriel była zdesperowana - musiała wytrzymać do świtu.

Rzuciła się na niego w ostatnim, rozpaczliwym ataku. Tylko na to zostało jej sił. Krzyknęła, usiłując dodać sobie energii. Gdy smukłe, pokryte delikatnym wzorem ostrze Edriel zetknęło się z ciężkim kawałem klingi przeciwnika, posypały się iskry, metal o metal zgrzytnął tak, iż wydawało się, że nawet leśne duchy drzew poruszyły gałęziami by zasłonić swe korony przed straszliwym dźwiękiem. Dźwiękiem śmierci...

W normalnych warunkach, w walce z normalnym przeciwnikiem, taki silny atak byłby przynajmniej skuteczny, ale nie teraz... Napastnik wykonując unik, wyciągnął zza paska sztylet – krótkie ostrze o dużej głowni ze złota i ametystu, w którym migotały pierwsze promienie tak upragnionego, porannego słońca... Sztylet trafił bezbłędnie. Edriel osunęła się na mokrą i zimną trawę.

- No to koniec... - powiedział Torandiel, w dłoni wciąż trzymając sztylet. - To można było przewidzieć, Edriel - wciąż nie pamiętasz, że ktoś może posiadać drugą broń. To było nieuniknione.

Leżąca na ziemi dziewczyna poruszyła się lekko, lecz jęknęła boleśnie, dłonie przyciskając do klatki piersiowej...

- Niech to szlag... Musiałeś uderzyć tak mocno? - wyszeptała z wyrzutem. Torandiel uśmiechnął się przepraszająco.

- Nie chciałaś żadnych taryf ulgowych... Ciesz się, że dostałaś głownią, a nie ostrzem - dodał, chowając sztylet do skórzanego jaszczura przy pasku. Edriel parsknęła lekceważąco.

- Pomóż mi wstać - poprosiła, podając Torandielowi szczupłą dłoń. Elf chwycił wyciągniętą rękę, podniósł Edriel z ziemi. - Radzisz sobie coraz lepiej - pocieszył ją, obejmując jej ramiona. Edriel oparła głowę o jego ramię.

- Czuję się potwornie zmęczona.

Torandiel zaśmiał się cicho.

- Jak wrócimy do obozu, będziesz spała ile chcesz. Ale najpierw opatrzę te zadrapania, nie wyglądają dobrze - stwierdził, oglądnąwszy ją od stóp do głowy. Edriel kiwnęła głową, ale wciąż miała skwaszoną minę.

- Przegrałam zakład... - stwierdziła cicho. - Miałam nie dać się pokonać aż do świtu. Zabrakło kilku minut - westchnęła ciężko.

Torandiel uśmiechnął się. Edriel spojrzała na niego.

- To co będzie tą twoją nagrodą? - spytała. – Powiedziałeś, że sam sobie ją weźmiesz, gdy wygrasz - dodała po dłuższej chwili wahania. Torandiel schylił się, pocałował ją w policzek.

- To moja nagroda - odparł zaglądając głęboko w jej duże, błękitne oczy. Po chwili oboje wybuchnęli donośnym, szczerym śmiechem...


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Lena100 : 2007-09-29 17:06:24
    Świt

    Zgadzam się. Naprawdę fajne zakończenie z końcową, optymistyczną nutką. Opowiadanie ładne pod względem literackim i stylistycznym.

  • Akinoshi : 2006-10-01 10:25:46
    zaskakujące

    Zgadzam się z IKą :)

  • IKa : 2006-07-22 16:04:01
    ciekawe :)

    Porządne krótkie opowiadanie, z zaskakującym zakończeniem.

  • Skomentuj