Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Z mugolem za pan brat!

Śmiej się tylko głośno, płacz zawsze w ukryciu...

Autor:Pisces Miles
Korekta:IKa
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Dramat, Komedia, Romans
Dodany:2006-10-26 11:00:34
Aktualizowany:2008-02-14 14:05:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.

Oryginał: Muggle Year

Zamieszczone za zgodą autorki.


Come on hold my hand * (tytuł na samym dole)

I wanna contact the living

Not sure I understand

This role I've been given

Draco Malfoy się zmienił.

Niewiele, prawdę mówiąc. W każdym razie na tyle, że pojęła to cała szkoła.

Na przykład zaczął się uśmiechać.

Dotychczas wszyscy myśleli, że w jego słowniku nie istnieje taki gest ani takie słowo. Mylili się.

To nie było wielgachne na pół twarzy pokazanie stanu uzębienia, tylko mały, maleńki uśmiech, bardzo seksowny, nawiasem.

Był to uśmiech radosny.

Co najdziwniejsze, działo się to tylko, kiedy przebywał razem z Virginią.

Dziwne, że jeszcze tego sam nie zauważył.

Virginia przyglądała mu się właśnie od dobrych kilku minut. Pisał coś, pochylając głowę i nie przestając się uśmiechać.

- Co się z tobą dzieje? - zapytała w końcu, zakładając rękę na rękę.

- Czemu? - odpowiedział, ciągle się uśmiechając.

Uniosła oczy w górę i pochyliła się do przodu.

- Bez przerwy się uśmiechasz. I to nawet miło. Cytując Yvette, zarąbiście słodko.

- Naprawdę? - zaciekawił się, spoglądając na nią rozbawiony. Pochylił się do tyłu.

- O, tak lepiej - powiedziała, bo na jego twarzy znowu zawidniał ten kpiący uśmieszek. - Ten bardziej do ciebie pasuje.

Wydymał usta, naprawdę się obraził!

- Grzeszę, bo się uśmiecham? To mi już nie wolno się dobrze czuć?

Twarz się jej wydłużyła.

- Jezu drogi, wydymałeś wargi! Draco, może ty jesteś chory? - położyła rękę na jego czole.

- Virginia... - jęknął, ale nie odepchnął jej dłoni.

- Cóż, chory, niestety, nie jesteś - uśmiechnęła się szyderczo, podobnie, jak to wcześniej robił on. - Może masz jakieś zaburzenia emocjonalne?

Wzruszył ramionami.

- Po prostu mam dobry humor. Powinnaś mi podziękować, że tu w ogóle z tobą siedzę. Rzadko kiedy bywam w bibliotece.

- Masz dobry humor? - prawie pisnęła, zaskoczona.- Weź mnie nie nabieraj.

Oparł łokieć o stół i podparł dłonią głowę, patrząc na nią znudzonym wzrokiem.

- Nie widziałaś mnie jeszcze po prostu w dobrym humorze.

Virginia pochyliła się jeszcze bardziej, patrząc mu prosto w oczy.

- Jeśli flirtowanie z dziewczynami i zaczepianie mojego brata wprowadza cię też w taki nastrój, to chyba widziałam.

- Cicho siedź - mruknął, wracając do pracy, ale mimo wali znów się lekko uśmiechnął.

Jeśli przed chwilą by nie odwrócił wzorku od jej oczu, pocałowałby ją.

A to było w tej chwili niedopuszczalne.

Nie umiał przestać się przy niej uśmiechać, choć czasami naprawdę go drażniła.

W końcu dotarło do niego, że jest szczęśliwy. A to szczęście zależało tylko od niej i tego, czy przebywała razem z nim.

Czuł, jakby nareszcie znalazł własny kąt na świecie.

Co było koszmarnym kłamstwem. Jemu nie wolno było nawet tak pomyśleć. Był skazany na co innego, na życie w bólu i samotności.

Wszystko przez Mroczny Znak.

Ale…

- Virginio... - zaczął, wskazując jej piórem pewien akapit w książce. Musiał coś do niej powiedzieć, bo by go rozsadziło. - Myślę, że...

I sit and talk to God

And he just laughs at my plans

My head speaks a language

I don't understand


***


- On się znowu głupkowato uśmiecha - syknął Ron.

- Ron, czy ty się już nie uspokoisz? - zwróciła mu uwagę Hermiona.

- O mój Boże, oni już wyglądają jak nowożeńcy albo zaręczeni! Nie! - wysapał Fred, ukrywając oczy za książką.

- Ej, Ron, a to, co on jej dał to było takie "cmok" w policzek czy coś "wręcz odwrotnego"? - zaciekawił się nagle Fred.

- Wstrętny, obślizgły pocałunek - odwarknął jego brat, znowu spoglądając na naszą dwójkę. - I Malfoy ją cały czas obejmował, wyobraź sobie! Gdyby mnie inni nie powstrzymali, dziś chodziłby już bez zębów!

- Prawdę mówiąc, to nie wiem, co Ginny w nim widzi. Wiecie, że mówi do niego po imieniu?! - zawołał Harry, potrząsając głową.- Osobiście uważam, że w ogóle do siebie nie pasują.

- Harry, Ron, przestańcie wreszcie! - syknęła Hermiona.- To, co ona robi, to JEJ sprawa!

- Hermiono! - Ron spojrzał na nią zszokowany. - Jak możesz tak mówić! Nie widzisz, że ona siedzi z Malfoyem? Z tym... Śmierciożercą?!

- Widzę! - zapewniła. - Ale przecież nie możemy chodzić za nią krok w krok i mówić, co może robić, a czego nie! Ron, dorośnij w końcu, ona ma własne życie i, wybacz, że to powiem, nie powinieneś się w nie wtrącać.

- Co z tobą? - uniósł głos. - Nie martwi cię to, z kim ona przebywa? Na Boga, ona siedzi z Draconem Malfoy!

Hermiona przygryzła wargę i odwróciła się, nic nie mówiąc.

- Ron, Hermiona próbowała być tylko stanowcza - zaczął Harry.

- Co wam się dzieje? - cała piątka spojrzała w górę. Przed stolikiem stali obgadywani: Draco i Virginia. - Zaraz macie Transmutację, więc co robicie w bibliotece, co? - zmarszczyła czoło, spoglądając na wielgachną księgę zakrywającą twarze bliźniaków.

Coś tu nie grało... Fred i George nigdy nie palili się od nauki, tym bardziej do czytania jakichś starych tekstów...

- Czyżbyście nas szpiegowali?

Draco, stojący za nią, uniósł brew.

- To pewnie "normalne" u Gryfonów. - uśmiechnął się szyderczo. - Zastanawiam się, do czego służy bibli-....

- Wcale nie jesteś lepszy - ucięła. - Ciągle masz tylko z nią problemy. Nie działa wentylacja, okno jest zepsute... - zaczęła mu wyrzucać, parząc na jego rozpiętą koszulę i rozwiązany krawat. - Już nawet nie wspomnę o twoim zachowaniu przy Pani Pince.

- Ty też nie jesteś święta dla nauczycieli - mruknął, przeklinając cicho, bo mu stanęła na nodze.

- Ginny... - powiedział cicho Ron, posyłając jej gniewne spojrzenie.

- Co? - zapytała, zmieszana. - Aha, przerwaliśmy ci? Przepraszam. Mów dalej.

- No, nie widzisz, że coś przerwałaś? - Draco zwrócił się do Virginii kpiącym tonem. - Gdzie mózg posiałaś, co?

Dźgnęła go palcem w żebra, uśmiechając się słodko.

- Idziemy Draco, bo Snape odejmie nam punkty. Spadamy, Ron - i wycofała się chyłkiem z biblioteki, ciągnąc swojego przyjaciela za rękaw.

- WIDZIELIŚCIE TO?!!! - wrzasnął Weasley.

- Panie Weasley! - zwróciła mu uwagę Pani Pince. - Jeszcze jeden krzyk i osobiście gwarantuję, że pan nie przestąpisz więcej progu tej biblioteki!

- Sam widzisz, Ron - powiedział sucho Harry. W odpowiedzi Ron tylko fuknął i powrócił do pisania wypracowania z Zielarstwa.

- Ej, Fred - George puknął swojego brata, patrząc na niego znacząco. Ten kiwnął głowa.

Obydwoje wiedzieli, co się święci.

I just wanna feel real love

Fill the home that I live in

'Cause I got too much life

Running through my veins

Going to waste


***


- Ale... ale ja chcę iść z Draconem! - pisnęła Myra, ciągnąc Lesley za rękę.

- Myra! - instruktorka uniosła oczy w górę. - Na miłość Boską, masz już jedenaście lat, nie zachowuj się jak sześciolatka!

Mała blondyneczka wydymała usta i usiadła na podłodze.

- Ale to jest urocze!

- No pewnie - mruknął Pierre Rouban. - Lesley, wiesz co? Chyba Myra Kirkemburgh się do tej roli nie nadaje!

- A co ty o mnie wiesz, kundlu! - krzyknęła młoda Gladys Winnifred.

- Myra! - zwróciła jej uwagę Lesley. - Uspokój się!

- Nawet mnie nie znasz! Skąd możesz wiedzieć, że nie pasuje do roli! - ciągnęła dalej, ignorując swoja nauczycielkę.

Pierre uniósł oczy w górę i skrzyżował ramiona.

- Po pierwsze, to spójrz na siebie. Masz jedenaście lat, a zachowujesz się, cytuję Lesley, na sześć. Po drugie, grasz dwunastolatkę. Czy wyglądasz na ten wiek? Nie. Po trzecie jesteś nawiedzona swoim kuzynem, tym Draco, i tylko wszystkich zamęczasz, czy go nie widzieli. On jest twoim kuzynem, nie OJCEM! Zachowujesz się, jakby miał poświecić wszystko i żyć tylko tobą!

Myra spojrzała na niego, w jej zielonych oczach pojawiły się łezki.

- Jejku... Myra? - spytała łagodnie Lesley.

- To ja się nie liczę? - szepnęła dziewczynka.

Pierre poczuł ucisk w gardle. Nie wiedział, że tak łatwo zranić tę blondyneczkę.

- Co to za poruszenie? - zapytała Draco, rozsuwając zasłony przebieralni. - Myra?

Myra spuściła głowę, jej rozpuszczone włosy zakryły twarz.

Na podłogę spłynęły łzy.

Francuz cofnął się, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć. Zanim odzyskał głos, Myra wstała i wybiegła ze studia.

- Myra! - krzyknął za nią kuzyn. Drzwi do sali trzasnęły z ogromnym hukiem.

Draco odwrócił się i spojrzał morderczo na chłopca z Beauxbatons.

- Coś jej powiedział?

- Ja...

Podszedł do przody, ciągnąc go w górę za kołnierz.

- Jeśli coś jej się stanie, osobiście dopilnuję, żebyś za to zapłacił. Czy rozumiesz to, Chesterze Dwight młodszy?

Pierre nie odpowiedział, patrząc na niego z brakiem pewności siebie.

Draco nawet nie oczekiwał odpowiedzi. Szybko wyszedł ze studia, zatrzymując się na korytarzu.

Gdzie mogła być?

A propos bycia, Virginia zwolniła się u McGonagall, musiała coś uzgodnić z Madame Pomfrey.

Nie musiała wcale przychodzić. Próba była z udziałem młodszych aktorów. No, ale przecież dobrze by było zobaczyć, jak ktoś gra młodszą postać tej samej roli, później można rozwijać niektóre gesty lub cechy tamtej osoby.

- Cóż to się stało, Malfoy? - spytał ktoś cicho.

I don't wanna die

But I ain't keen on living either

Before I fall in love

I'm preparing to leave her

Draco spojrzał w górę. Przed nim stał Adrian, trzymający w ręku jakąś czarna książkę. - Twoja Myraś poszła w tamtą stronę - podniósł palec i wskazał na schody. Uśmiechnął się do niego lekko. - Powinieneś z nią spędzać więcej czasu. Chyba naprawdę czuje się samotna w Gryffindorze. Wszyscy się jej boją, jest przecież twoją kuzynką.

Blondyn wciąż obserwował Gryfona, który zniknął za rogiem.

Czuł, że przez Adriana będą Kłopoty przez wielkie „K”

Potrząsnął głową i rozejrzał się w poszukiwaniu Myry. Kochał ją bardzo, kochał ją jak młodszą siostrzyczkę, której nigdy nie miał. Jego dzieciństwo nie było zbyt szczęśliwe, a jeśli za ojca ma się Lucjusza Malfoya, mogło okazać się piekłem. Blondyneczka sama traktowała go jak brata. Była dla niego większa rodziną niż jego nikczemny ojciec.

- Myra! - krzyknął, głupio się czując. Powinna odpowiedzieć, nawet, jeśli nie chciała być znaleziona. Znał ją bardzo dobrze.

Z boku coś zaszeleściło. Na jego gardle utkwiła jakaś ręka. Nawet się dobrze nie zastanawiając, kopnął osobę za sobą, popychając ją na ścianę.

- Do diabła, chyba mi złamałeś kręgosłup! - krzyknął ten cały ktoś.

- Ale nic ci nie zrobił? - zapytał podobny w brzmieniu głos.

- A wy co tu robicie? - rzucił groźnie. Za nim stali bliźniacy Weasley. Rudzielce uśmiechnęli się do niego zupełnie nieszczerze. - No co?

- No nic, chcieliśmy tylko z tobą sobie pogawędzić - odpowiedział Fred, wstając.

- Będziemy gawędzili? Myślałem, że Weasleyowie i Malfoyowie nie umieją rozmawiać kulturalnie. - zauważył sucho.- A może ten wasz ważniakowaty brat was tu przysłał?

- Który brat? - spytał George, marszcząc brwi.- Mamy czterech braci, a ja mam pięciu.

- Ja też - dodał Fred.

- Mamy Billa wspaniałego...

- Charlie'go żonkosia...

- Percy'ego prefekta...

- Rona nerwusa...

- Freda psotnika...

- I George'a dowcipnisia...

- Oczywiście dwoje ostatnich jest niewinnych jak aniołki - George pomachał wyimaginowanymi skrzydełkami.

- Zdecydowanie – zgodził się Fred.

Draco uniósł oczy w górę, ale musiał przyznać, że bliźniacy naprawdę byli zabawni. Słyszał o nich mnóstwo od Virginii, ale nie miał jeszcze okazji bliżej ich poznać oprócz boiska do Quidditcha.

- Streszczajcie się, muszę znaleźć Myrę.

- Bez paniki! - Fred machnął ręką, uśmiechając się do niego.

Jego brat machnął różdżką.

- Poszła do swojego domu, niestety, nie możesz za nią podążyć. Ron by cię zabił, a co dopiero Harry.

Z nikąd przyleciał pomarańczowy obrus, a na nim pojawiły się trzy butelki soku z dyni. - Chodź, Malfoy, przekąsimy coś. - zaprosił go.

Ślizgon zmarszczył czoło.

- Może jeszcze na to nie wpadliście, ale tu jest ciemny korytarz, a wy chcecie urządzić piknik?

Fred wzruszył ramionami.

- Jeszcze nie wpadliśmy. Ale jest zimna, to czemu nie urządzić sobie przegryzki tutaj, nie?

Draco, zaciekawiony, usiadł, patrząc na nich podejrzliwie.

- Czego chcecie?

- Masz, pij - Fred wręczy mu jedna z butelek. - Przy okazji, jestem Gred.

- A ja jestem Forge

Blondyn parsknął.

- Miło mi. A tak na poważnie, czego chcieliście. Nie będę jeszcze raz powtarzał.

- Nie, nic nie chcieliśmy. Znaczy, chcieliśmy tylko zobaczyć, co takiego widzi w tobie nasza malutka siostrzyczka. My jesteśmy bardzo tolerancyjni i nie obchodzi nas, czy się z nią umawiasz, czy nie. - wyjaśnił George.

Draco napił się soku.

- Kto powiedział, że się z nią umawiam? My tylko ze sobą pracujemy!

- Czy rozumiesz, Forge, że to obecny tu pan Malfoy pocałował nasze maleństwo po raz pierwszy? - Fred potrząsnął głową. - Nasza Ginny rośnie...

- W takim tempie wkrótce straci niewinność. Co mamy robić? Powiedzieć mamie? Będzie wzburzona, kiedy dowie się, że jej najmłodsza pociecha już nie jest tak niewinna, jak kiedyś. - George zatchnął się, wzdychając.

- Dziękuję - Draco odłożył butelkę. - To był tylko pocałunek. Macie problem, przecież nic złego nie zrobiliśmy. I wiedzcie, że wasza dzieciata siostra dużo mnie obchodzi.

- Ach tak? - oczy Freda pojaśniały.

- Jesteś pewien, Malfoy? - zapytał George.

- Ja... jasne - odparł powoli.

- No więc dobrze. Nigdy bym nie pomyślał, że odbędę tak kulturalną rozmowę z Malfoyem - zaćwierkał Fred, chwytając rękę Dracona i potrząsając nią.

- Napij się jeszcze, musisz być spragniony - dodał George.- Zawsze chce się pić po tak intensywnych ćwiczeniach.

- Tak, tak - mruknął, dopijając sok do końca. Wytarł usta i podrzucił butelkę Fredowi. - Niedobrze jest wam ufać.

I opuścił korytarz.

Scare myself to death

That's why I keep on running

Before I've arrived

I can see myself coming

Po kilku minutach...

- George, ja myślę, że ten eliksir działa!

- No pewnie, że tak, przecież przetestowaliśmy go latem na Billu - zaprotestował jego brat, drapiąc się po głowie.- To był genialny pomysł, żeby tu przyjechać.

- A może nasze Magiczne Dowcipy Weasleyów się przeterminowały. I co wtedy zrobisz? - Fred potarł podbródek. - Będzie do kitu!

- Hej, zapomniałem wam czegoś powiedzieć - odezwał się ktoś. Zza kata wyglądał Draco. - Virginia dała mi eliksir, który niweluje wszystkie wasze ekscesy. Chciałem was tylko uprzedzić.

Szczęki bliźniaków strasznie się wydłużyły.

Draco zaśmiała się głośno.

Musiał przyznać, że Virginia miała bardzo interesującą rodzinkę.

I just wanna feel real love

Fill the home that I live in

'Cause I got too much life

Running through my veins

Going to waste


***


- Przyszedłem za wcześnie? - spytał Draco, unosząc brwi.

Charlie spojrzał w górę i uśmiechnął się.

- Właź, nic nie masz po lunchu?

Potrząsnął głową.

- Nawet jeśli, to nie chce mi się robić.

Weasley zaśmiał się, siadając na wysokim stołku.

- Tylko mi nie mów, ze znowu wszystko spadło na moja siostrę. Potem się skarży, że ją katujesz.

Draco zachłysnął się powietrzem.

- Katuję? Przepraszam bardzo, ja też robię bardzo dużo! Czasami należy mi się odpoczynek.

- Może masz rację - Charlie odwrócił się do biurka, na którym leżała wielgachna, oprawiona w skórę książka.

Lubił Charliego, ale w życiu by się nie przyznał, że lubi jakiegoś Weasleya. No, może wyłączając Virginię. Interesowało go hobby swojego nauczyciela. Nigdy się niczym nie pasjonował, aż być może do teraz, odkąd Charlie wprowadził go w to wszystko. Draco zawsze nienawidził smoków, zwłaszcza, że jego imię oznaczało właśnie smoka.

Lekcja także mu się podobały. Ich jedynym minusem było to, że miał je z Gryfonami.

Draco wewnętrznie zadrżał ze złości na wspomnienie lekcji z Potterem, Weasleyem i tą Wszechwiedzącą Hermioną "Szlamą" Granger. Zajęcia był straszne, ciągle go obgadywali, poza tym sami rozprowadzali plotki o nim i Virginii.

Od tamtego nieszczęsnego pocałunku wiedział, że Ron nie może się doczekać, żeby znowu go na czymś złapać i wtedy go zamordować.

Nie, żeby nic im nie robił. Cóż, to był jedyne łączone zajęcia, przecież rozdzielili im eliksiry. Nie mógł się oprzeć szansie poobrażania trochę "wspaniałego trio".

- Draco, podejdź tu - z myśli wyrwał go głos nauczyciela.

- Słucham? - posłusznie przyszedł do biurka. - Czy to jaja smoka?

Rudzielec kiwnął głową.

- Tak. Dokładnie rogogona. Dostałem pozwolenie z Ministerstwa. Patrz to, dzisiaj się pewnie wykluje.

- Tym się zajmujesz w Rumunii? - zapytał go uczeń.

Weasley potrząsnął głowa.

- Niezupełnie, ale w pewnym sensie tak. Często obserwujemy, kiedy i w jakich warunkach się wykłuwają, czasami niektóre zmuszamy do krycia, żeby niw wyginęły gatunki. Często jest tak, że chodzi się do lasu i szuka pozostawionych samych sobie jaj. W Rumunii jest wielu nielegalnych przemytników i łowców. My działamy zgodnie z prawem.

- Powiedziałbym, że to niebezpieczne - skomentował Draco, marszcząc nos. - Ale podobają mi się, zainteresowały mnie twoje lekcje. Masz może jakąś lekturkę uzupełniającą?

Zaśmiał się.

- Na dobrą sprawę do nawet wychodząc na nieruchliwą ulicę można zostać potrąconym przez samochód... Wszystko jest niebezpieczne. Osobiście to nienawidzę eliksirów, prawie nie zdałem z nich SUMów i NUTek, tylko dlatego, ze ktoś mi wrzucił do kociołka łajnobombę i wybuchło. Według mnie to eliksiry są niebezpieczniejsze od smoków.

Draco wzruszył ramionami.

- Masz rację, szczególnie, jak ktoś wymyśla nowe formuły i sprawdza ich skuteczność.

- Wiesz, możesz przyjść po obiedzie, naszykuję ci cały księgozbiór o smokach. Zawsze je ze sobą wożę, to był prezent od ojca, kiedy skończyłem Hogwart.

Ślizgon uniósł brew, ale nic nie powiedział. Charlie spojrzał mu prosto w oczy.

- No i co kombinujesz z moją siostrą, co? To fakt owiany tajemnicą.

- Nic ważnego, jakieś bzdety na temat Mrocznego Znaku, Sam-Wiesz-Kogo i Śmierciożerców. - odrzekł swobodnie, siadając w ławce.

Charlie uniósł brew i wyglądał, jakby miał już coś powiedzieć, gdy do komnaty wkroczyli Ron i Harry.

- O, nasza Tchórzofretka zrobiła się punktualna - zauważył Harry, uśmiechając się drwiąco. Zamknął drzwi. - Znalazłeś w słowniku, co znaczy "uprzejmość"?

Nie odpowiedział.

Ron, choć nienawidził tego mówić, musiał przyznać, że Draco naprawdę się zmienił. Owszem, nadal patrzył na nich nienawistnie, ale to było przecież o wiele mniej od obrażania i niegrzeczności. W każdym razie to jeszcze nie oznaczało, ze zmądrzał. Absolutnie.

- Malfoy się w końcu nauczył, że nie wolno się odżywać, kiedy mówiąc starsi. - dodał Ron, siadając.

- Przestańcie - ofuknęła ich Hermiona.

Charlie spojrzał na Ślizgona.

Zastanawiam się tylko, co spowodowało nim tę zmianę...

And I need to feel real love

In the life ever after

I cannot get enough


***


- Ginny!

Virginia przetarła oczy. Zza dziury w portrecie wyleciała Yvette, machając do niej.

- Czego? - spytała niezbyt uprzejmie.

- Ciotka Felicity przyjechała! - krzyknęła Francuzka, niemal sfruwając po schodach.

- Ciotka Felicity? - zaciekawił się zakłopotany Seamus.

- Jest przecież specem od kostiumów - wyjaśniał Lavender, unosząc oczy do góry. Yvette podskakiwała z radości.

- No i co? - rudowłosa ziewnęła.

- Ginny. Przestań! Muszę ci pokazać cos totalnie odjazdowego, chodź! - odpowiedziała, ciągnąc ją za rękaw.

- Yvette, daj mi spokój na chwilę - jęknęła Virginia, masując sobie skroń. - Całą noc się męczyłam z robotą z eliksirów, a jutro mam test z Transmutacji. MUSZĘ iść spać!

- Weź no, tylko chwilę, proszę, Ginny! Obiecuję, że jest na co popatrzeć!

- Nie, Yvette - odrzekła uparcie, zawijając ramiona wokół szaty, którą jeździła po podłodze.

- Ginny! Musisz to zobaczyć i kropka! A ciotka Felicity też chce się z tobą przywitać. No już, bez marudzenia! - i bez słowa pociągnęła koleżankę w inną stronę.

- Kiedy ja naprawdę musze się przespać... - poskarżyła się Virginia, kiedy blondynka ciągnęła ją po schodach.

Prawie by spadła ze schodów. Prawie. Gdyby nie Adrian, który jak zwykle pojawił się na czas tam, gdzie trzeba.

- Nic ci się nie stało? - zapytał łagodnie, przywracając ją do pionu.

- Pewnie, że nie! - wyćwierkała za nią Yvette, zanim mogłaby cokolwiek odpowiedzieć.

- Uważajcie trochę! - to Ron właśnie wpadł na nie obie.

- Sam uważaj! - krzyknęła blondynka.

- Wybacz... - wymamrotała sennym tonem jego siostra.

- A gdzie im się tak spieszy? - zastanowił się Harry, zanim weszli do środka.

- Skąd mam wiedzieć?

I just wanna feel real love

Fill the home that I live in

I got too much love

Running through my veins

To go to waste


***


- Dobra, dobra, dobra, dobra, dobra, zgadzam się na wszystko, ale czy możesz się na kilka sekund zatrzymać? - zapytała krzykliwie Virginia, wyrywając ramię.

- Zaraz przecież dojedziemy - odpowiedziała Yvette, w ogóle nie zwracając na nią uwagi.- Zobaczysz, ale ci się będzie podobało, nich mnie!

- To, co by mi się najbardziej teraz podobało, to to, jakbyś mnie zaprowadziła do dormitorium, napuściła do wanny gorącej wody i posłała łóżko, Yvette. - odparła sarkastycznie.- I zgodzę się ewentualnie na buzi na dobranoc.

- Nie bądź baba - zadrwiła blondynka, pukając w drewniane drzwi.

- Przykro mi, tak się stało, że urodziłam się dziewczynką - odparła.- A tak w ogóle to co to miało oznaczać, Yvette Dawes?

- Yvette! Ginny! - ucieszyła się Felicity, która właśnie otworzyła.- Wejdźcie, proszę!

- Uratowana - jej siostrzenica odetchnęła, lecz nie za cicho, by nie usłyszała tego Virginia.

- Co żeś powiedziała?

- Nic, nic! - odrzekła, szeroko się do niej uśmiechając. - Idziemy.

- Mam nadzieję - mruknęła, wchodząc do środka.

- Chodź tu, Ginny, musimy zrobić małą przymiarkę - Felicity zamachała na nią.

- Co? - Virginia zmarszczyła brwi. - Przymiarkę czego?

- Jak to czego? Twojego pierwszego kostiumu - odpowiedziała Yvette.

Gryfonka przyjrzała się strojowi, który trzymała Felicity.

Zaczęła się śmiać. Trochę histerycznie.

- W życiu tego nie założę, nie ma mowy!

- Ginny, przestań! - zwróciła jej uwagę Lesley, wychodząc ze swojej i Charlie'go sypialni. - Ten kostium jest przecudowny! Felicity chce tylko, żebyś go przymierzyła, musi przecież wziąć twoje wymiary.

Dziewczyna uniosła brwi.

- Jak zrobiłaś ten kostium, jeśli nie miałaś modela?

- Na oko, poza tym coś niecoś pamiętałam z Hogsmeade. Tak mnie wzięła wena, że nie mogłam przestać rysować i wszystko skończyłam w trzy dni. - wyjaśniła krewna Yvette.

Virginia wyglądała, jakby miała się udusić z wrażenia.

- Trzy dni? Czy ja zwariowałam, czy ktoś inny?

Yvette uśmiechnęła się szeroko.

- Ciotka miewa natchnienie co kilka dni, prawda, ciociu? To nic wielkiego.

- Jasne, że tak.

Weasleyówna spojrzała na Lesley.

- Czy ty też uważasz, że przede mną stoi wariatka?

Jej przyszła bratowa uśmiechnęła się nieśmiało i jakby przepraszająco.

- Nie, dlaczego? To jest naprawdę normalne, Ginny.

- Sama widzisz - Yvette spojrzała złowieszczo na Virginię. - Dalej, raz dwa. Przymierzamy!

- Nie, nie tut-.... EJ!!! Przestań natychmiast! - krzyknęła do dwóch podnieconych niewiast, które wepchnęły ją do łazienki.

- Co tu się dzieje?- zapytał ktoś drętwo.

- Nic, Felicity i Yvette bawią się w przebieranie twojej siostrzyczki – odrzekła. Podeszła do Charliego i objęła go w pasie, opierając głowę o jego klatkę piersiowa. - Dobrze się spało?- szepnęła.

- Hmm... Nawet nieźle… wiesz, że zawsze jest mi dobrze, kiedy wiem, że jesteś tuż obok mnie i mogę cię w każdej chwili dotknąć, kochanie...

Lesley uśmiechnęła się i lekko ugryzła jego usta.

- Jestem zawsze na twe wezwanie, panie, szczególnie w łóżku...

- Mam nadzieję... - szepnął, całując ją tym pocałunkiem, który zazwyczaj rozpoczynał grę wstępną, zanim wylądowali w łóżku.

Tym razem w łóżku nie skończyli. Przerwało im odchrząknięcie osoby trzeciej.

- Draco? - spytała zasapana nauczycielka.

- Tak, to ja - przyjrzał im się ostrożnie, jakby nie był pewien, czy już może mówić, czy jeszcze nie. - Nie do wiary, nadal pamiętasz imię swojego najlepszego tancerza?

- Jak tu wszedłeś? - zażądał Charlie.

Wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic.

- No cóż, drzwi był otwarte i ktoś rozmawiał, to zapukałem. Zero odpowiedzi. Widocznie byliście tak pochłonięci sobą, że nie słyszeliście świata nawołującego was do powrotu...

- Przymknij się - przerwał mu Weasley, odgarniając swoje płomienne włosy, ale był wdzięczny Draconowi. Gdyby nie on, ładnie by skończyli, zważywszy, że tuż za drzwiami była jego siostra i dwie obce kobiety.

- Ekhem... Mnie szukałeś?- zapytała blondynka, obciągając koszulkę.

- Nie, Charliego. - odpowiedział, patrząc na nich rozbawiony. Musiał przyznać, że byli o wiele fajniejsi od innych nauczycieli. Byli normalni, uprzejmi, a zarazem mieli talent wychowawczy. - Pozwoliłeś mi pożyczyć książki.

- Co? A, tak, poczekaj chwilę, albo nie chodź ze mną, są w tamtym pokoju.

"Tamten pokój" okazał się być sypialnią, co Draco zauważył natychmiast od razu po tym, że prześcieradła leżały wszędzie, tylko nie na łóżku.

- Nie chcę wiedzieć, coście wyprawiali - powiedział do Charliego, potrząsając powoli głową.

- Przepraszam bardzo, jestem normalnym mężczyzną i mam normalne potrzeby, chłopie - wzruszył ramionami.- Też takie będziesz miał jak dorośniesz. Prawdę mówiąc, jak byłem w szkole, to największe powodzenie mieli faceci, którzy co rusz mieli inną dziewczynę. Większość nich była ze Slytherinu.

- Chyba cię zawiodę, ale według mnie jest to obrzydliwe. - wyraził swoją opinię Draco, siadając na łóżku, na którym nie było nawet poduszek (jedna z nich leżała na skórze przed kominkiem. Drugiej w ogóle nie było).

- Zaskakujące - odrzekł Charlie, unosząc brew.

Otworzył biblioteczkę i przejechał palcem wzdłuż grzbietów. W końcu wyciągnął jakąś z zieloną okładką i srebrną owijką.

- Trzymaj - rzucił ją do chłopaka. Trafiła go prosto w brzuch, przez co jęknął cicho, bo prędkość przecież jakąś uzyskała.

- Uważaj... - warknął.

- Sam uważaj - zadrwił z niego. - Jeśli ją zgubisz, zabiję cię, słyszysz?

- Tak, pewnie - odmruknął.

W pokoju obok ktoś wrzasnął tak głośno, że obydwoje się wzdrygnęli. Draco położył książkę na stole i wyskoczył.

Oczy wyszył mu z orbit na widok tego, co zobaczył.

- W życiu tego nie ubiorę, rozbierzcie mnie! - zdeklarowała gorąco Virginia. - Inaczej rezygnuję ze wszystkiego! Ja nie chcę!

- Virginia, nie bądź baba - Yvette uśmiechnęła się szyderczo. - Przecież dobrze wyglądasz.

- Nie, nie, wyglądam jak dziwka! - krzyknęła.

Lesley uniosła oczy w gore.

- Czyżbyś o czymś zapomniała? W tym musicalu właśnie nią JESTEŚ!

To zamknęło jej buzię.

- Ginny, proszę, nie rób mi przykrości - Felicity wzięła ją na litość. - Sama wiesz, że jestem genialna. Masz wspaniałą figurę, wiem, wiem, nic nie mów, przyciasna w piersiach, ale możemy to poprawić. Żeby mieć taki brzuch i takie nogi każda kobieta by oddała rok życia! Jakbym była facetem, to bym się już śliniła.

- Draco, co o tym myślisz? - zapytała Yvette, przebiegle wykrzywiając usta.

Jeśli Virginia chciała przed chwilą cokolwiek powiedzieć, to teraz zamilkła na dobre.

Draco patrzył na nią z takim wyrazem twarzy, jakby właśnie Dementorzy objęli władzę nad światem i mieli rządzić wszystkim.

Nic dziwnego. Ubrana była w kusą sukieneczkę, dekolt zatrzymywał się dopiero na piersiach, a czarna satyna przylegała do jej ciała. Rękawy był zakończone rozcięciami z czerwonej koronki. W pasie zaczynała się tiulowa spódniczka, z rozcięciem od uda i asymetrycznie do połowy łydki. Na nogach miała czarne kabaretki i coś w rodzaju wysoko sznurowanych sandałów. Jej włosy zostały związane w luźny kok, a twarz okalały dwa pasemka włosów.

- No, Draco! - Yvette zamachała mu ręką przed oczami.

Nie zareagował. Virginia odwróciła twarz, na której wykwitł rumieniec.

Ale zanim mogłaby cokolwiek zrobić, usłyszała cichy szept:

- Przepiękna...

Złapał jej wzrok.

I just wanna feel real love

In the life ever after

There's a hole in my soul

You can see it in my face

It's a real big place

- Prze-... Przepiękna?- powtórzyła, nie wierząc własnym uszom.

Wrócił na ziemię i uśmiechnął się szyderczo.

- Ale zastanawiam się, czy to naprawdę ty, Weasley.

Nieśmiałość i zawstydzenie od razu ją opuściły.

- Co to miało znaczyć, Malfoy?

Wzruszył ramionami i spojrzał na jej piersi.

- Czym je wypchałaś? Skarpetkami?

Zaczerwieniła się i odwróciła.

- Przestań!

Uniósł brew.

- To niby to będziesz nosić w ostatniej scenie?

- To dopiero pierwsza runda, muszę to jeszcze dopracować no i popracować nad innymi kostiumami. Nóż widelec wyjdzie mi coś lepszego. - odpowiedziała uśmiechnięta Felicity. - Musze się jakoś rozplanować, bo powinnam wszystko skończyć do późnego kwietnia. Mój warsztacik pracuje na pełnych obrotach, a manekiny nie mają waszych wymiarów, więc w tym wypadku mam problem. Musiałam przyjechać i zdjąć z was miary. A przy okazji chciałam zobaczyć, jak w tym wygląda Ginny.

- To nam strojów nie przywiozłaś? - zapytała zasmucona Yvette.

Ciotka poklepała ją po głowie.

- Bądź cierpliwa, kochanie.

- No cóż, jedyne co powiem, to to, że Weasleyówna nareszcie dojrzała - Draco uśmiechnął się chytrze

- Żebyś wiedział - odparła, parskając. - Żebyś też wiedział, że dorosłam już na pierwszym roku, kiedy twó-... Ej, Draco puszczaj!

Uśmiechnął się do niej łobuzersko i objął w talii, zmuszając ją do tego, żeby chodziła tak jak on. Okręcił ja dokoła i przyciągnął do siebie mocniej.

Była tak piękna, wręcz niewypowiedzianie cudowna...

- Czy naprawdę jesteś Weasleyówną? - szepnął ochryple. Czuła na twarzy jego gorący oddech.

Virginia nie odpowiedziała. Wszystko, co teraz wiedziała, to to, że ją obejmował, że jego usta były tak blisko jej, że szybko biło mu serce...

- Ahem... - to Charlie chrząknął, uśmiechając się przebiegle do Draco.- Nic nie mówisz? Może to "nic" to normalna reakcja na taką sytuację, co, Draco? Teraz wiesz, jak to jest, jak ktoś przerywa?

- Przymknij się, Weasley - warknął. – Chyba nie chciałbyś, żeby twoja niewychowana siostrzyczka dowiedziała się, że... AUA!!!

- Dobrze ci tak - syknęła, unosząc nos w górę. Draco spojrzał na nią gniewnie. Pozostali się zaśmiali .

- Ludzie naprawdę padną przed wami na kolana - powiedziała Lesley.- Jesteście niesamowici!

Nagle drzwi trzasnęły o ścianę, a do środka weszli Ron i Hermiona, a za nimi Harry i Dean.

- Ach, to są nasi wspaniali wychowani Gryfoni - zadrwił Draco.

Ron zastrzelił go wzrokiem.

- Ty... Ty mi lepiej zejdź z oczu!

- Gdzieżbym śmiał ci się pokazywać - blondyn uniósł oczy w górę.

- Przestańcie natychmiast! - zawołała Hermiona. - Myra zniknęła! - zwróciła się do Draco i Ginny.

- Ale....

Zanim mogłaby dokończyć chłopak puścił ją i, wymijając Gryfonów, opuścił komnatę w mgnieniu oka.

Teary

Since that day

Forever

Feel


***


- Ej! Czekaj! Tobie nie wolno tam wchodzić! - krzyknęła jakaś dziewczyna, gdy Draco wpakował się do powozu Beauxbatons. Ignorując wszystkich, którzy chcieli zastąpić mu drogę, otwierał każde drzwi po kolei.

Tak w ogóle to wywołał szok u wszystkich uczniów w powozie.

W końcu znalazł to, czego szukał, a raczej kogo. Drzwi prawie wypadły z zawiasów, kiedy wyszedł jednego pokoju, trzymając za kołnierz jakiegoś blondynka.

- Coś ty jej nagadał, Rouban?!!!

Pierre zakaszlał, chwytając jego rękę.

- Puść mnie Malfoy i się odwal!

- Co jej powiedziałeś?!!! - powtórzył, trzęsąc nim.

- Jakiej jej? Nie mam pojęcia, o kim...

- O Myrze Kirkemburgh!!! - wrzasnął znowu Draco, wpychając Francuza na ścianę. - Powiedziałem ci, że ty zapłacisz, kiedy coś jej się stanie! A teraz Myry nie ma, nie możemy jej znaleźć, i właśnie dlatego tu jestem! Przyszło twoje Nemezis! Żądam wyjaśnień! Gdzie ona jest?!!!

- Skąd ja mam wiedzieć!!! - zaprotestował Pierre. - Skąd mam wiedzieć, jakie kiełbie ma we łbie twoja rozkapryszona kuzynka?! A nawet jeśli bym wiedział, to czemu miałbym powiedzieć to tobie lub komukolwiek innemu, co?

Draco spojrzał na niego wściekle i zacisnął dłonie na jego szyi.

- Powtórz to.

Chłopiec zaczął się dusić.

- Draco, przestań do diabła! - do pokoju wpadła Virginia, przeciskając się przez kółeczko ludzi dokoła nich. Od razu rzuciła się na rozwścieczonego Ślizgona, nie czkając, aż tamten popełni głupie morderstwo. - Jeśli go zabijesz, pogorszysz sytuację!

Draco nadal patrzył na Pierre'a, ale puścił go.

Głęboko odetchnął i chwycił za kaptur szaty, ciągnąc w stronę drzwi.

- Mam to gdzieś! Ty coś wiesz, Rouban! Jeśli jej nie znajdziesz do dziś wieczór, zapewniam cię, ze będziesz prosił o śmierć, pijąc zatruty sok z dyni, na przykład.


***


- Malfoy...- szepnął Pierre, spuszczając głowę.

- Czego? - rzucił, spoglądając na niego groźnie.

- Draco! - syknęła Virginia, drżąc trochę. Nadal miała na sobie kostium, a wchodzili właśnie po schodach do Wieży Astronomicznej. Ciepło jej nie było.

- Chyba wiem, gdzie na może być - odrzekł, pojmując nagle powagę sytuacji. Dochodziła północ, a po dziewczynce ani widu, ani słychu. Szukał jej cały Gryffindor, a nauczyciele przeszukiwali bardziej niebezpieczne miejsca, jak Zakazany Las i Bijąca Wierzba.

Myry nie było nigdzie.

- Wiedziałem - mruknął Draco, odgarniając niecierpliwie włosy z twarzy. - Mów wszystko, co chcę wiedzieć, zanim stracę cierpliwość i cię zamorduję, Rouban.

- Ja... ja widziałem, jak ona gdzieś szła po próbie. Znaczy, nie wiem, czy to była ona, ale trzymała list i czytała go. Nie odezwałem się do niej, bo nie wiedziałem naprawdę, czy to ona. - wyznał.

- Cholera jasna... - przeklął Malfoy, wkładając sobie rękę w we włosy.- Dzięki. Gdzie ją widziałeś?

- Eee... - Pierre właśnie się namyślał, drapiąc po głowie.- Chyba blisko sowiarni...

- Byliśmy tam już kilka razy - zaprotestował Draco.

- Sprawdzimy ją jeszcze raz. Wszyscy jej szukają, nawet nauczyciele, chyba nam nie zaszkodzi, jeśli jeszcze raz zajrzymy do sowiarni, naprawdę - rozważyła Virginia. Wyglądała tak, jakby zaraz miała usnąć na stojąco.

- No... - potwierdził cicho Pierre, schodząc w dół.

- Jak jej nie znajdziemy, otruję go - wysapał ze złością „Chester Dwight”.

Ziewnęła

- Draco, proszę, wrzuć na luz. Ona pewnie nawet nie wie, że jej szukamy. Wyjdzie, zobaczysz, i...

- Trzymaj - przerwał jej, okrywając swoja szatą.

- Ou, Draco, czyżbyś zaczynał być kulturalny? - zapytała z sarkazmem w głosie, ale jeszcze bardziej się w nią zawinęła.

- Nie rób sobie zbyt wielkich nadziei - uśmiechnął się drwiąco.- Po prostu nudno by było, gdyby moja najlepsza zabawka była chora i leżała w skrzydle szpitalnym z powodu głupiego przeziębienia.

- Cicho bądź - wyszydziła, próbując stanąć mu na nodze.

- O, nie, nie, drugi raz się na to nie nabiorę, Virginio - powiedział, odskakując.- Bądź bardziej twórcza i wymyśl coś, co mnie zaskoczy.

- Nie lubię cię - mruknęła.

- Twierdzę co innego.

Spojrzała wściekle w jego uśmiechniętą twarz.

- Dlaczego się tak denerwujesz o Myrę?

Zapytała o to, co naprawdę od dawna chciała wiedzieć.

Uśmieszek zastąpiło coś, czego nigdy nie spodziewała się u niego zobaczyć.

Smutek.

Pierre zachichotał.

- Co ty w niej widzisz, Malfoy?

- Zamknij się i spójrz na siebie.

- Świetnie - odpyskował.

- Draco?

Blondyn westchnął i przejechał palcami po włosach,.

- To jedyna rodzina, jaką kiedykolwiek będę miał.

Pierre odwrócił się do niego, a Virginia spojrzała ogłupiała.

- Moja matka w każdej chwili może umrzeć, a ojciec… Cóż, nigdy nie uważałem go za ojca - powiedział cicho, nie chcąc rozwijać tematu.

- Ginny! - krzyknęła Lavender, podbiegając do nich. - Znaleźliście ją?

Virginia potrzasnęła głową, wzdychając głośno.

- Nie. Przeszukaliśmy cały zamek, ale po Myrze ani śladu. Gryfoni nadal szukają?

- Większość wróciła do domu. Najbardziej zaangażowani są nauczyciele - odrzekła.

Seamus, który właśnie wyszedł zza rogu, pokiwał głową.

- Jest północ. Nie ma szans, żebyśmy ją znaleźli.

- Tak. Wracajcie do domu - zasugerowała.

- A ty? - zapytał Seamus, patrząc na Dracona. Malfoy spoglądał w szybę, nie przejawiając ochoty na rozmowę z nimi. - Też powinnaś już wrócić, nauczyciele zajmą się resztą.

- Słuchaj... - Virginia niepewnie spojrzała na swojego przyjaciela. - Jeszcze tylko sprawdzimy sowiarnię.

- Ale...

- Idziemy - odezwał się Ślizgon, chwytając rudowłosą za nadgarstek.

- Hej, Malfoy! - warknął Finnigan, próbując im zablokować przejście.

- Zejdź mi z drogi – ostrzegł cicho. - Dopóki jeszcze nie wybuchłem.

- Jak śmiesz...

- Wkrótce wrócę - wtrąciła Virginia, rzucając Lavender bezsilne spojrzenie.

- Tak, rozumiemy. Chodź, Seamus - pociągnęła go za rękaw.- Zaczekamy na Ginny we wspólnym.

Poszli.

- Idziemy - powtórzył Draco, ciągnąć przyjaciółkę za rękę w stronę sowiarni.

- Ej, czekajcie! - krzyknął za nimi Pierre, doganiając ich.

Pokonali schody w całkowitej ciszy, aż dotarli do dwuskrzydłowych drzwi. W środku było cicho, a setki żółtych oczy obserwowało ich podejrzliwie.

- Myra? - w powietrzu rozległ się głos Virginii. Nikt nie odpowiedział. Panowała taka sama cisza, jak wcześniej, kiedy tu byli.

Nagle Draco, wrażliwy na najmniejszy szmer, usłyszał szelest.

- Myraś! - krzyknął.

W następnej sekundzie zobaczyli ją.

Mała istotka siedziała na sianie z podciągniętymi kolanami i twarzą ukryta w dłoniach.

- Peleryna Niewidka... - zauważyła Virginia niemym głosem. - Myra, gdzie to znalazłaś?

Cisza.

- Myra? - Draco uklęknął przed dziewczynką, chwytając ją za ramiona.- Myruń, nic ci nie jest?

- Draco? - szepnęła cichutko, powoli patrząc na niego.

Serce Virginii się ścisnęło. Myra miała zapuchnięte oczy, jakby bardzo długo płakała. Włosy sterczały jej we wszystkich kierunkach.

Obraz nędzy i rozpaczy.

- Myruń? Co się stało? - zapytał łagodnie Draco, głaszcząc ją po policzku.

Straszne było dla niego widzieć ją w takim stanie.

- Draco... - w jej oczach ukazały się nowe łzy.

- Co to jest? - zapytał Pierre, podnosząc z ziemi jakiś pergamin.

Myra odwróciła do niego głowę, a łzy znowu spłynęły jej po twarzy. Szlochając, zarzuciła ramiona za plecy swojego kuzyna i zaczęła głośno płakać.

- Myraś... - szepnął, mocno ją do siebie przytulając.- Myruń, kochanie, co się stało?

- Mama... Tatuś... - zaszlochała.- Oni... Oni...

- Oni nie żyją... - dokończył Pierre. Z jego ręki wyleciała kartka.

- Jak to? - zapytała Virginia, podnosząc pergamin. Przeczytała go, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. - Zostali zamordowani... - powiedziała zdrętwiałym głosem. - To od twojej mamy, Draco...

Sięgnął po list drżącą ręką.

Kochana Myro!

To ja, ciocia Narcyza. Jak się czujesz? Jak ci idzie w szkole? Nie zaczepiają cię? Słyszałam, że trafiłaś do Gryffindoru, to chyba dobrze...

Ja... Myraś, słuchaj… Nie wiem jak ci to napisać, ale... Twoi rodzice nie żyją. Zostali zamordowani tutaj, w pobliżu Malfoy Mansion. Nie mam pojęcia, jak, ale chyba wiem, kto to uczynił....

Szkołą nic o tym nie wie, wszystko zostało zatuszowane. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, powiem wszystko profesorowi Dumbledore'owi.

Słoneczko...Wiem, że to trudne dla ciebie, ale prędzej czy później i tak trzeba dorosnąć.

Twoi rodzice zawsze będą cię kochali, nieważne, co zrobisz lub powiesz.

Kocham

Ciocia Narcyza

Papier był mokry, widocznie płakała i pani Malfoy, kiedy pisała list, i Myra, kiedy go czytała. Wszystko było proste i zrozumiałe, ale podnoszące na duchu.

Draco, nadal trzymając w ramionach Myrę, opadł na ścianę. Czuł się, jakby wszystko z niego uleciało, siła, upartość, chęć życia. Szeroko otworzył oczy, jakby i on zaraz miał się rozpłakać.

Nie żyją...

- Nikogo już nie mam, nikogo... - płakała gdzieś w oddali Myra.

Nikogo...

Virginia poczuła w sobie nieprzenikliwe zimno. Nagle otworzyła drzwi, rozglądając się po korytarzu.

Cisza.

Zostali zamordowani...

Come on, hold my hand

I wanna contact the living

Not sure I understand

This road I've been given

Not sure I understand


***


- To jeszcze nie wszystko, najsłodsza, to jeszcze nie koniec...

* "Feel" - Robbie Williams

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.