Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Zdrada

Zdrada

Autor:zjawa
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2006-12-02 18:00:40
Aktualizowany:2008-08-09 19:30:40



If you can bring nothing to this place

but your carcass, keep out.

William Carlos Williams



I.

Duch Porannej Mgły miał przed sobą wspaniałą perspektywę wolnego przedpołudnia. Właśnie odprowadził w Zaświaty kolejne pokolenie Ludzi Porannych Mgieł, których ciała rozpłynęły się w promieniach wschodzącego słońca. Nie posiadając chwilowo ciał, w które musiałby się wcielać (co za żmudna robota!) dysponował sporą ilością wolnego czasu. Postanowił więc odpocząć w niewidzialnej postaci w cieniu Lasu Wolskiego. Tak, wybrał Lasek Wolski w Krakowie, dopóki jeszcze Ludzie Porannych Mgieł mogli rodzić się każdej nocy i umierać po wschodzie słońca, a on wcielać się w ich zwiewne, przezroczyste ciała.

Trawy, na których połyskiwały jeszcze kropelki rosy, uginały się nieznacznie, gdy niewidzialna forma muskała je, miękkim ruchem mknąc przez las.

"Panieńskie Skały", pomyślał Duch Porannej Mgły. "Hmm... Dawno tu nie byłem." I usadowił się, a raczej zawisł przy drzewie na jednej ze skał, by móc je podziwiać. Była wczesna wiosna, promienie słońca przeplatały się z cieniami, rzucanymi przez zieleniejące gałęzie drzew, na których rozśpiewywały się ptaki.

"Słonecznie, miło i słodko", pomyślał Duch Porannej Mgły i miał ochotę rozpłynąć się w tej rozkosznej atmosferze jak Ludzie Mgieł rozpływają się w promieniach słońca.

Duch jednak był niezwykle wrażliwą istotą. Od wieków żył w połączeniu z Naturą, widzialną i niewidzialną i nawet błogi letarg nie był w stanie ograniczyć jego niezwykłych możliwości percepcyjnych.

"Jakieś nowe zawirowania", pomyślał. Czuł inny rodzaj drgania powietrza: cząsteczki tlenu, azotu i wodoru wibrowały bardziej intensywnie.

"To nie wróży nic dobrego", nić myśli leniwie ciągnęła się w jego głowie. Taka myśl mogła spowodować jeżenie się włosów na głowie u każdego śmiertelnika, ale cóż mogło przerazić Ducha, który przeżył miliardy wcieleń?

Dlatego przeciągnął się tylko leniwie na skale i spostrzegłszy sikorkę, postanowił zatrudnić ją w roli wolnego słuchacza.

- To chyba człowiek. - Sikorka zwróciła na niego małe, bystre oczka. Zaraz potem jednak mógł podziwiać jedynie piórka na jej ogonku. - Ale - mówił dalej - coś mi tu nie gra. Ten rodzaj drgań właściwy jest istotom ludzkim. Tego jestem pewien. - Sikorka znów łypnęła ciemnym oczkiem. - Jest jednak coś jeszcze ... nie znam tej częstotliwości...

Sikorka odleciała, spłoszona. Nastała cisza, nienaturalna cisza, jakby cały las zamarł w oczekiwaniu na coś. Lub na kogoś. A było to oczekiwanie pełne lęku. Nawet skały, zwane Panieńskimi, skurczyły się w sobie, a atomy, z których się składały, zdawały się tłoczyć lękliwie, jeden do drugiego, gniotąc i dusząc pierścienie elektronów.

"Ki diabeł?", pomyślał Duch, nie mówiąc na głos nic, z braku wolnych słuchaczy.

Trwało to jeszcze wszystko przez chwile lub dwie, później las zaczął oddychać normalnie, a dziwne wibracje, których Duch nie rozpoznawał, znikły. Pozostała tylko czysta, człowiecza energia.

II.

I wtedy ją zobaczył. Była smukłą, lecz dobrze zbudowaną dziewczyną w bliżej nieokreślonym wieku. "Wiek", pomyślał Duch. "Też mi coś. Nic nie znaczący element ludzkiego życia. Nie mam pojęcia, dlaczego spędza im sen z powiek."

- Mam nadzieję - zamruczał sam do siebie - że ta cudownie cielesna istota nie zawraca sobie głowy takimi drobiazgami. Co za głowa, taka kształtna, a inne okrągłości - tu Duch musiał przerwać, bo był przesadnie wrażliwy na punkcie właśnie takich kształtów, jakie posiadała dziewczyna. Mógłby nawet dla niej się wcielić, chociaż to taka ciężka praca.

Zaraz jednak jego duchowa pożądliwość została zastąpiona przez empatię. Dziewczyna płakała. Uklękła przy jednym z głazów i położywszy na nim ramiona, wtuliła w nie głowę i płakała. Jej pełne piersi, widoczne w śmiałym dekolcie czerwonej bluzki, unosiły się i opadały nieregularnym oddechem.

- A niech to! - Duch Porannej Mgły z ciężkim westchnieniem podniósł się z wygodnego miejsca. - Muszę jej jakoś pomóc. - I postanowił przywdziać jedno ze swoich ciał astralnych. Nie kosztowało go tyle pracy, ile wcielenie się w ciało fizyczne, a z pewnością umożliwi mu kontakt z dziewczyną. Będzie mogła go przynajmniej zobaczyć.

Tak też się stało. Na dźwięk jego głosu, dziewczyna podniosła zapłakaną twarz wprost na postać przyobleczoną w astral. Jej jasnobrązowe oczy były wilgotne i łagodne, jak u sarenki. Duch chrząknął, zakłopotany.

- Czy mogę ci pomóc? - spytał, tak obojętnie, jak tylko potrafił. Ale i tak jego głos był chrapliwy z pożądania, którym wibrowała cała jego istota. Duch Porannej Mgły od zawsze spragniony był cielesności, a ta dziewczyna była jej uosobieniem. Przypominała mu wrześniowy sad, pełen kolorów i smaków.

- Nikt mi już nie pomoże! - wrześniowy sad opuścił głowę. Duch pomyślał, iż powinien być zdziwiony, że nie okazała śladu zaskoczenia jego ciałem. Potem jednak przyszła mu do głowy myśl, że rodzaj ludzki poczynił kolejne postępy cywilizacyjne i odkrył istnienie astralu.

- Ale możesz mi się zwierzyć - przezroczysta dłoń w niezauważalny sposób dotknęła miękkości jej włosów. - To pomaga, przynajmniej twoje serce nie pęknie od natłoku żałosnych myśli.

Kolejny szloch wstrząsnął jej ciałem. Miękka linia piersi znów podniosła się i opadła. Duch westchnął głęboko.

- Dobrze, powiem ci, co się stało. - Podniosła na niego sarnie oczy, które były jeszcze bardziej wilgotne od płaczu, ale pozbawione brzydkich napuchnięć i czerwonych obwódek. Były piękne. Tylko piękne.

III.

- Mieszkam w Krakowie, ale stąd nie pochodzę - mówiła, a Duch Porannej Mgły chłonął każdy jej oddech całą powierzchnią ciała. - Studiuję prawo i pracuję tu - uśmiechnęła się, ale ten uśmiech natychmiast zgasł, zatopiony przez łzy. - Mam chłopaka. podniosła głowę i spojrzała Duchowi prosto w oczy. - Marek pracuje w supermarkecie. Jest ochroniarzem - dodała, jakby to miało jakieś podniosłe znaczenie. - Nie, nie studiuje i nie wyjeżdża stąd jak wszyscy. Twierdzi, że jest zadowolony z tego, co ma tutaj: nudną, ale bezpieczną pracę, Kraków, nasze małe wynajęte mieszkanko i mnie. Cały czas powtarza, że to mu wystarcza, ale ja mu nie wierzę.

- Dlaczego? - spytał Duch Porannej Mgły, ale natychmiast pożałował tego pytania. Dziewczyna zachłysnęła się płaczem, jeszcze bardziej intensywnym, niż wcześniejszy szloch. Stał bezradny i patrzył, jak uspokaja się równie gwałtownie, jak zaczęła płakać.

- Dzisiaj postanowiłam, że zrezygnuję z zajęć. Przypomniałam sobie, że mam prawo do jeszcze jednej nieobecności i postanowiłam z tego skorzystać. Zawróciłam w połowie drogi na uczelnię. Marek ma wolne i chciałam wrócić po niego, żebyśmy poszli razem na spacer. Weszłam do mieszkania. Z sypialni dochodziły jęki i wzdychania, poszłam tam więc jak automat, choć domyślałam się co zaraz ujrzę. I zobaczyłam - tu głos znów się jej załamał, a ból wykrzywił jej twarz jak krzywe zwierciadło. - Zobaczyłam nagie pośladki Marka pomiędzy kobiecymi nogami.

- Kim jest ta kobieta? - zapytał Duch Porannej Mgły rzeczowym tonem.

- Nie wiem - wyszlochała. - Wybiegłam stamtąd natychmiast i przybiegłam tutaj. O tej porze Las Wolski jest pusty, a ja musiałam być sama, rozumiesz?

Duch Porannej Mgły kiwnął głową na znak, że owszem, że rozumie. On przecież przeżył w samotności miliony lat, od kiedy Twórcza Pustka postanowiła stworzyć mgłę. Dobrze mu było w tej samotności. Ale teraz…... Teraz przyszło mu do głowy, że może mógłby to zmienić.

- Najlepiej będzie, jeśli go teraz zostawisz. Niech pobędzie w samotności przynajmniej przez jakiś czas. Wtedy doceni to, co stracił.

Podniosła na niego swoje wilgotne oczy i przez chwilę patrzyła mu prosto w twarz. Duch poruszył się niespokojnie: czyżby przejrzała jego śmiałe plany? Miał wrażenie, że jej wzrok przebija go na wskroś.

- Nie - odparła. - Nie mogę.

- Ale dlaczego? Co cię z nim aż tak bardzo łączy? Wiem, że z pewnością go kochasz. Ale on ciebie nie. Trzymanie się go kurczowo w takiej sytuacji byłoby nierozsądne i niewskazane… - A może próbował zażartować, ponieważ lubił się śmiać i poważne sytuacje zanadto go męczyły. Może łączy cię z nim jakiś ślub, o którym mi nie powiedziałaś?

- Nie jesteśmy po ślubie - odparła, lekko wydymając usta. Łączy nas dużo więcej: mariaż krwi.

- To znaczy?

- To oznacza, że jeśli go opuszczę, moja krew będzie się wyrywać do jego krwi. W dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Duch westchnął ciężko. Doskonale zdawał sobie sprawę, co to oznacza, ale zapytał raz jeszcze dla pewności:

- To znaczy, że umrzesz?

- Tak. - Odpowiedziała. - Moja krew nie może funkcjonować bez jego krwi. - Podwójna zmarszczka przecięła na chwilę jej czoło między łukami brwi. Trwało to jedną sekundę, potem jej czoło powróciło do nieskazitelnej gładkości. - Chyba, że... - zaczęła, ale natychmiast urwała.

- Chyba, że co? - przezroczyste ciało Ducha Porannej Mgły zakołysało się na wietrze.

Nie odpowiedziała od razu. Wbiła wzrok w ziemię, jakby tam szukając odpowiedzi. Widocznie jej tam nie znalazła, bo spojrzała na niego z niepewnością w oczach:

- Chyba, że jego krew umrze.

Duch odetchnął głęboko i teraz on się z kolei zamyślił.

- Rozumiem. - Odparł po chwili. Musiała zauważyć rozczarowanie w jego głosie, bo kiedy ponownie podniósł na nią wzrok, zobaczył ból w jej oczach. Natychmiast uśmiech pocieszenia rozjaśnił delikatnym blaskiem jego twarz, utkaną z porannej mgły.

- Chcesz, żebym zniszczył jego krew, ale on sam musi żyć?

- Tak - odparła po prostu.

- Wiesz, że to uczyni go nieśmiertelnym?

- Wiem. Ale uwolnię się wreszcie od przekleństwa jego krwi. - Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku. - I będę mogła związać się z kimś innym.

IV.

W pełni wcielony Duch Porannej Mgły opuszczał Lasek Wolski. Przybrał ciało muskularnego, silnego młodzieńca, bo tego wymagała jego misja. Należało przenieść Marka do Lasku, złożyć go wśród Skał i wywołać mgłę o poranku. W niecierpliwym wyczekiwaniu mijał kolejne budynki na ulicy Królowej Jadwigi, gdzie mieszkała dziewczyna. Czuł na sobie zainteresowane spojrzenia mijanych kobiet i nie tylko kobiet. Przeciągnął się tak, że usłyszał cichy chrupot własnych kości, uwięzionych w wydatnych mięśniach. Duch zawsze miał skłonności do przesady i teraz musiał ponosić tego konsekwencje. Jego obecne ciało było imponujące, ale niewygodne.

Spojrzał w górę i uczucie dyskomfortu minęło bezpowrotnie. W oknie ukazała mu się znajoma twarz o jasnobrązowych, wilgotnych oczach. Wszedł na górę. Otworzyła mu drzwi mieszkania i wpuściła do środku. W milczeniu zaprowadziła go do sypialni, gdzie leżał Marek. Ujrzał niewysokiego mężczyznę, krępej budowy ciała i bardzo owłosionej klatce piersiowej. Mógł mieć dwadzieścia dwa, trzy lata. Nie wyglądał na więcej. Leżał rozciągnięty na ciasnym tapczanie, na kołdrze w małe, uśmiechnięte misie. Z półotwartych ust wydobywało się chrapanie. Wielkie lustro nad łóżkiem w staroświeckiej oprawie odzwierciedlało nijakie ciało śpiącego Marka i piękną, muskularną cielesną powłokę Ducha Porannej Mgły, która wyglądała jak świeżo wyjęta spod dłuta Praksytelesa albo z okładki Men's Health. Różnica pomiędzy nimi dwoma była aż nadto oczywista. Duch mimowolnie napiął wspaniałe mięśnie ramion.

- Pomóż mi - usłyszał za sobą błagalny, ale stanowczy głos. - Musimy go zanieść do samochodu, a potem przewieziemy do Lasku Wolskiego.

- Ale po co... - zaczął. - Ja sam mogę go przenieść…

- Głuptasie - uśmiechnęła się. - Wzbudzałbyś podejrzenie.

Z ciężkim westchnieniem nachylił się, aby podnieść ciało.

V.

Lasek Wolski czekał na świt. Panieńskie Skały aż drżały z wyczekiwania. Duch Porannej Mgły miał takie wrażenie, jakby cała otaczająca go przyroda wiedziała, co się zaraz wydarzy.

- Kiedy niebo zacznie szarzeć - zwrócił się do dziewczyny. - Będzie to oznaczało, że będę musiał opuścić na chwilę ciało, które stworzyłem, aby tradycyjnie wcielić się w Ludzi Porannej Mgły. Jest to odwieczny rytuał natury i nie mogę go zaniechać. Ale nie martw się, kochana z nagłą śmiałością pochylił się do jej kształtnego ucha to nie będzie trwało długo. Ludzie Porannej Mgły, połączeni jednym Duchem, czyli mną, właśnie żyją tylko kilka chwil.

- Zupełnie jak motyle - powiedziała dziewczyna.

- Tak, zupełnie jak motyle - potwierdził. W tym czasie mgła spowije całkowicie tego twojego - tu zatrzymał się na chwilę, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia na tak nienawistne zjawisko Marka. Wycedził wreszcie i splunął na ziemię. - Tobie zaś powierzam moje obecne ciało. Zaopiekuj się nim, bym mógł do niego wrócić i... zaopiekować się tobą. - Niebo zaczęło przybierać różne odcienie szarości. Jego usta rozwarły się, jak w niemym krzyku, a oczy straciły swój blask. Bezradne ciało osunęło się na ziemię.

VI.

Mgła zaczęła gęstnieć wokół ciała Marka. Jej kolor powoli nasycał się jego krwią: biel i czerwień stapiały się w błyszczący róż. Ciało chłopaka nie miało już w sobie ani kropli krwi: cała krew została oddana Ludziom Mgły. Wtedy dziewczyna podeszła do Marka: wyciągnęła ramię i dotknęła dłonią jego czoła. Marek wstał i poszedł za nią jak lunatyk. Potem zaprowadziła go do ciała Ducha Porannej Mgły. Tą samą dłonią, którą dotknęła Markowi czoła, otwarła mu też usta. Patrzyła na nie przez chwilę, tak, jakby była w stanie zobaczyć wydobywającą się z nich duszę mężczyzny. Marek westchnął i padł martwy na ziemię. Jego dusza opuściła na zawsze jego ciało i zamieszkała teraz w porzuconym ciele Ducha Porannej Mgły. Ciało to, siłą duszy Marka, powoli podniosło się z trawy. Dziewczyna chwyciła je pod umięśnione ramię.

- Chodź, kochanie - powiedziała cicho, ale stanowczo.

Ale zanim Marek w nowym ciele zdążył jej odpowiedzieć, poczuł na sobie muśnięcie astralu, a głos przed nimi przemówił:

- Nie tak szybko! Najpierw odbiorę to, co należy do mnie!

VII.

- Odejdź stąd, nie jesteś mi już potrzebny! - Dziewczyna zmarszczyła czoło i zamachnęła się dłonią, aby odepchnąć ciało astralne Ducha Porannej Mgły.

- Ale ty jesteś mi potrzebna, Mojmira! - powiedział Duch.

Dziewczyna zaśmiała się chrapliwie.

- Musiałeś mnie z kimś pomylić!

- Dobrze wiesz, że nie. - Astralne czoło przecięła poprzeczna zmarszczka. - Tylko jedna wiedźma w całym Układzie Słonecznym potrafi dokonać obrzędu wymiany ciał i dusz.

- Jedna w całym Układzie Słonecznym - powtórzyła, naśladując jego głos. - Ha. odparła hardo. Teraz to dopiero doceniasz?

- Mojmiro, to było ponad tysiąc lat temu... - zaczął Duch Porannej Mgły.

- Wiem, pamiętam. - Odpowiedziała twardym głosem i przyspieszyła kroku.

- Mojmira! - głos Ducha brzmiał rozpaczliwie, jak u małego dziecka. - Mojmireczko, dlaczego?

Przystanęła na moment i z niedowierzaniem pokręciła głową.

- Naprawdę nie wiesz, dlaczego?

Puściła na chwilę nowe ramię Marka i usiadła na trawie.

- To przypomnij sobie młodą, słowiańską wiedźmę, którą zobaczyłeś kiedyś dokładnie w tym miejscu. Tylko, że wtedy rozciągała się tutaj niezmierzona puszcza, pełna saren, niedźwiedzi i bogów. Dokładnie tu, gdzie teraz siedzę, zobaczyłeś mnie wtedy i obiecałeś miłość przez całą wieczność. Ale byłam głupia, że ci wtedy uwierzyłam! A wieki później zobaczyłam, jak twoje ciało astralne oplata się wokół tej... tej...

- Tamta wiedźma została spalona kilka dni potem! - nieśmiało wtrącił Duch Porannej Mgły.

- Milcz, głupcze! - oczy Mojmiry zapłonęły prawdziwym ogniem. Duch Porannej Mgły nigdy nie lubił tego żywiołu, cofnął się więc instynktownie. Ta mała nigdy nie była prawdziwą wiedźmą! Prawdziwa wiedźma nigdy nie pozwoliłaby się skrzywdzić! Nikomu, a już na pewno nie bandzie ograniczonych oprawców!

Duch Porannej Mgły odwrócił przezroczystą twarz w kierunku odchodzących Ludzi Mgieł. Kolejne pokolenie rozpływało się w promieniach wschodzącego słońca.

- Zdradziłeś mnie - powiedziała Mojmira, patrząc na kępkę świeżej, wiosennej trawy. - A wiesz, że ja nie wybaczam.

- A Marek? - spytał Duch.

Słowiańska wiedźma uśmiechnęła się.

- Jest miłością mojego życia. Obecną miłością mojego życia - poprawiła się. - Jest pierwszym mężczyzną, który pozwolił mi zapomnieć. Ale, oczywiście, nic nie może być doskonałe - skrzywiła się. - Marek też nie był doskonały. Aż do tej pory.

VIII.

Słońce wznosiło się coraz wyżej, a miejsce poranka zajęło urocze, słoneczne przedpołudnie. Mojmira poprawiła ciężkie sploty brązowych włosów. Jej policzki jednakże nie przypominały już rumianego jabłka. Nienaturalna ceglasta czerwień podnosiła się z nich stopniowo jak mgła w promieniach wschodzącego słońca. Jej oczy nabrały za to koloru świetlistego brązu, który lśnił jak futerko łasicy.

- Dlaczego Marek nie był doskonały? - niecierpliwił się Duch Porannej Mgły.

Spokojne spojrzenie jej aksamitnych oczu tylko go rozdrażniło.

- No, dalej. Wyjaśnij mi, dlaczego, Mojmiro? I do czego byłem ci potrzebny, co miałem w nim naprawić?

- Jego ciało - odparła cicho.

Duch Porannej Mgły odchylił głowę do tyłu i wybuchnął perlistym śmiechem.

- Jego ciało! A mówią, że kobiety kochają bezinteresownie, że wystarczy, jak mężczyzna jest trochę tylko ładniejszy od diabła! Mojmira! Mojmireczka! Mogłaś przecież sama skorygować niedostatki jego urody, ja nie byłem ci do tego potrzebny.

- Przestań! - przerwała mu ostro. - Marek miał hemofilię.

- A co to jest? Duch Porannej Mgły nie był specjalistą od współczesnej medycyny.

- Choroba krwi, spowodowana niedoborem czynnika krzepnięcia.

- To znaczy?

- To znaczy - zniecierpliwiła się Mojmira - że łatwo możesz się wykrwawić na śmierć, ponieważ krew ci nie krzepnie, rozumiesz?

- Dlaczego on nic nie mówi? - pytanie Ducha nie miało teraz żadnego sensu.

- Kto?

- Marek.

- Bo oswaja się ze swoim nowym ciałem - odparła. - Ciałem, które mu tak chętnie podarowałeś. Powinieneś wiedzieć, jak zachowują się ludzie po obrzędzie wymiany ciał i dusz.

- Po co było ci potrzebne moje ciało, skoro mgła przyjęła jego krew? Przecież nie mając krwi, tylko płyny astralne, w dodatku moje, mógł być nieśmiertelny? Dobrze wiesz, że ciało, które ma teraz, jest śmiertelne.

- Cóż - wysunęła nieco do przodu dolną wargę i puszczając ramię Marka, zbliżyła usta do ucha Ducha Porannej Mgły. - Tak lepiej - wyszeptała. - Marek nie musi tego słyszeć. To twoja wina. Zraniłeś mnie wtedy głęboko i teraz nie ufam już żadnemu mężczyźnie. - Jej usta musnęły lekko powłokę astralnego ucha. - Jego ograniczony żywot jest gwarancją jego wolności. Nie zdąży się mną znudzić. Nie powtórzę drugi raz tego samego błędu i nie zwiążę się z nieśmiertelnym. Oni są wiecznie znudzeni i sami stają się przez to nudni. - Przygryzła lekko koniuszek ucha. - Poza tym, to był uczciwy interes. Ciało za krew.

- Nie rozumiem.

- On ma twoje ciało fizyczne, a ty masz jego krew.

- To znaczy? - lewa brew w przezroczystej twarzy powędrowała w górę.

- To znaczy - Mojmira zbliżyła usta do jego ust, - że w żyłach Ludzi Porannej Mgły płynie teraz krew, która nigdy nie krzepnie. To znaczy - podniosła głos, - że odtąd każdy poranek spływał będzie krwią, której nikt nie powstrzyma. Tak, jak kiedyś płynęły moje łzy, zanim poznałam Marka. W ten sposób już nigdy o mnie nie zapomnisz.

Odepchnęła go lekko i wróciła do Marka, który powoli zaczął odzyskiwać przytomność umysłu. Przytuliła się mocno do niego i oboje odeszli jedną z wydeptanych ścieżek Lasu Wolskiego.

Duch Porannej Mgły westchnął ciężko: miał przed sobą perspektywę wolnego przedpołudnia.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.