Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

White Darkness

Prolog

Autor:My_chan
Korekta:Mai_chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc
Dodany:2006-11-04 13:16:48
Aktualizowany:2006-11-04 13:16:48



WHITE DARKNSS

PROLOG


Cichy, niemal niesłyszalny, głos kobiety przywołał jego myśli do ciała. Oddalony daleko za granice świata jaki znał, w którym mieszkał, wychowując się według panujących zasad. Nie potrafił wyobrazić sobie innego. Tak drastycznie zmienionego przez liczne wojny, plagi, morderstwa. Wielu odpowiadało mu o North, kraju północy. Opisywali najdrobniejsze szczegóły. Kłótnie króla ze szlachtą, bezkarne zabijanie służby, która nie miała przywilejów, czy nawet praw, do jakiejkolwiek swobody. Traktowani nieludzko podwładni umierali z głodu, zimna, przemęczenia. W opowieściach przyjaciół wyczuwał wyraźne oburzenie, irytację z prowadzenia rozmów pokojowych. To był dla niego zupełnie inny, tak daleki świat, do którego nie miał najmniejszej ochoty się udawać.

- Witaj młody wędrowcze! - powiedziała starsza kobieta, opierając się o misternie wykonaną laskę z drewna, zdobioną w symbole państwowe. Widocznie kochała swój kraj. Nie wyglądała na groźną osobę, raczej na bezbronna kobiecinę, która za późno wracała do domu. Uśmiechnęła się do niego, niepewnie oczekując odpowiedzi. Stała przed nim lekko zgarbiona, z trudem starała się wyprostować, gdy popędził jej z pomocą. Siwe włosy sięgały zaledwie do granicy łopatek, zakrywając poranioną szyję, co zauważył dopiero, kiedy podszedł bliżej. Język namawiał go, aby zapytać, co się stało, jednak dobre wychowanie nakazywało milczenie. Nie powiedział na ten temat ani słowa udając, że nie widział sinych śladów palców pozostawionych na ciele staruszki.

- Czy mógłbym pani w czymś pomóc? Może zaprowadziłbym panią do domu? Pewnie pełno tu rozbójników - kobieta widocznie zorientowała się o co chodzi, bo w jej piwnych oczach, pojawił się błysk. Popatrzył w nie niepewnie. Pokryta licznymi zmarszczkami, ale nadal urodziwa twarz kobiety, rozjaśniła się w pogodnym rozbawieniu.

- Dziękuję ci, młodzieńcze, ale poradzę sobie sama. Nie pierwszy raz idę tą drogą o tak późnej porze. Nie spotkałam jednak jeszcze żadnego zbója, który próbowałby zrobić mi krzywdę. Dziękuję za twoją propozycję, to bardzo miłe z twojej strony - powiedziała kobiecinka, która obdarzając go serdecznym uśmiechem, z trudem stawiając kroki, ruszyła w swoim kierunku. Otworzył usta, próbując wytłumaczyć jej, że nie mógłby spokojnie spać, jeżeli by jej nie odprowadził, ale starsza pani uprzedziła jego troskliwe tłumaczenie.

- Nie martw się chłopcze. Nic mi się nie stanie. Ludzie w tych stronach, wbrew pozorom są dość bogobojni, a ja uznawana jestem za wcielenie diabła - powiedziała, nie odwracając się nawet do niego. Usłyszał jednak radosny i pogardliwy chichot, po czym nagły kaszel, który zduszony przez kobietę poddał się jej woli.

Obserwowała jeszcze chwilę kobiecinkę, po czym odwrócił się, kierując się na pierwotną drogę, kiedy zniknęła za wzgórzem, martwiąc się mimo wszystko o jej los. Był z natury uczynnym człowiekiem. Nie potrafił przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia. Typowy przykład altruistycznego wychowania, jakim słynęli wszyscy w jego stronach.

Pora była rzeczywiście późna, co wzmagało jego niepokój. Próbował sobie wmówić, że nie ma się czym martwić, ale nie pomagało to w niczym. Zaglądał przez ramię, co chwila przypominając sobie słowa kobieciny, które echem odbijały się w jego głowie, powodując ból. Migrena nie napadała go często, lecz kiedy już postanowiła zaatakować, nie dopuszczała do siebie żadnych środków przeciwbólowych. Gnębiła go niemiłosiernie. Często tracił przytomność, majaczył, ogarniał go niewytłumaczalny strach przed światem. Nie były to objawy zwykłego bólu głowy, dobrze o tym wiedział. Poszukiwał rady u specjalistów, znanych na cały kraj medyków, ale nie byli na tyle doświadczeni, aby móc mu w jakikolwiek możliwy sposób pomóc. Pozostał więc sam ze swoim bólem, który napadał go w najmniej odpowiednim momencie. Wszelkie opory nie miały żadnego sensu, tracił jedynie siły zmagając się z nim. Nie malał. Nadal z równą siłą gnębił go.

Ledwie dotarł do pobliskiej wioski, która okazała się, jak na jego nieszczęście, zamieszkiwana przez okolicznych złodziejaszków, morderców, najemników pozbawionych wszelkich zasad, jakie wpajano mu przez wiele lat beztroskiego dzieciństwa. Walka nie wchodziła w grę. Był zbyt wyczerpany zmaganiem się z uporczywym bólem. Chwiejnie skierował się w stronę karczmy, mając cichą nadzieję, że zignorują go, pozostawiając samemu sobie.

Odprowadzany przez wściekłe, oszalałe spojrzenia czuł strach, ogarniający jego słabe ciało. Oddalająca się z każdym stawianym krokiem nadzieja ustępowała miejsca niepewności, przeradzającej się w panikę. Potrafił walczyć. Od dziecka uczył się trudnych technik walki mieczem. Ojciec kładł szczególny nacisk na umiejętne posługiwanie się bronią białą, tak popularną w jego stronach, niezwykle docenianą przez szlachciców z sąsiednich państw.

Zbliżał się do baru, stojącego na końcu sali, naprzeciw wejścia. Przyglądający się w skupieniu bywalcy śledzili uważnie każdy najmniejszy gest, węsząc prowokację. Widać po nich było chęć walki, morderstwo, płytko czające się w przymrużonych oczach. Nie ukrywane zaciekawienie gościem, nie dodawało mu odwagi. Szadł między ciasno ułożonymi stolikami, zahaczając o celowo wystawione łokcie, czy potykając się o podstawione nogi. Opierając się o sosnowy blat, zapytał cicho gospodarza o pokój. Usłyszał zadowolone dźwięki dochodzące zza jego pleców.

- Mamy jeden wolny, ale będziesz panie musiał ukazać parę złotników - oświadczył tęższy mężczyzna, nalewając piwa do kufla. Pożółkły, prawdopodobnie ze starości, fartuch zakrywał przednią część obdartej koszuli. Zdobionej wyschniętymi plamami krwi. Dostrzegając blizny na niezakrytych ramionach, domyślił się, że barman nie przez przypadek odtworzył swój interes właśnie w tym miejscu.

- Ile dokładnie? - zapytał nieprzytomnie patrząc na mężczyznę krzywiącego się szyderczo. Leniwym gestem sięgnął do tylnej kieszeni, wyciągając skromną sakiewkę.

- Ile masz wędrowcze? - zapytał nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Ze siedemdziesiąt złotników, nie więcej - odparł, siląc się mówić głośno, tak aby karczmarz usłyszał go wyraźnie.

- Pięćdziesiąt i możesz zająć małą izdebkę na końcu korytarza - zaproponował dumnie, wyciągając masywną, pokiereszowaną dłoń ku czerwonowłosemu. Chłopak rozplątał starannie związany sznurek.

Przechylając ostro sakiewkę w dół poczuł jak ujęte w dłoń złotniki uciekają, zatrzymując się na blacie, głośno pukając o niego. Kilka zakręciło się, stając na brzegach. Przydusił je ostro, odliczając powoli pięćdziesiąt sztuk. Karczmarz patrzył na jego ślimacze ruchy, upewniając się, że nie ma zbyt wiele siły, przez co stanowił doskonałą ofiarę dla spragnionego tłumu morderców czyhających na dogodną okazję.

- Idealnie pięćdziesiąt - stwierdził przesuwając złotniki ku zadowolonemu mężczyźnie. Odbierając klucz, udał się w stronę wskazaną przez właściciela. Niepewnie nasłuchując zbliżających się do niego, ciężkich kroków. Wiedział, że czekają tylko na odpowiednią chwilę. Nie próbowali być ostrożni. Nie czaili się podstępnie. Otwarcie okazywali swoje zamiary, idąc za osłabionym przybyszem.

Stanął, po chwili osuwając się na kolana. Przed upadkiem uchroniły go odruchowo wyprostowane ramiona. Bezwładnie opuścił głowę, chciwie łapiąc oddech. Napastnicy nie tracąc okazji, dobiegli do niego szybko. Jeden z nich złapał czerwonowłosego, zaciskając dłonie na klatce piersiowej ofiary. Nie starał się wyrwać. Opuszczona głowa pulsowała, płynąca z niej krew rozlewała ból po całym ciele. Zacisnął zęby, gdy napastnik zwęził uchwyt. Jęknął cicho, co spowodowało ożywienie zgromadzonego przed nim tłumu. Tracił kontakt ze światem. Słyszał tylko niejasny bełkot, po którym zastąpiła całkowita cisza.


by Niebieska Myszka (My-chan)


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Bogna : 2012-02-10 12:57:57

    Bardzo podoba mi się to opowiadanie, jego klimat oraz język. Jest prosty, lekko napisany, ale też nie przeciętny. Dobrze dobrane wyrazy i opis są wyjątkowe, brzmią bardzo poetycko, ale nie obco, łatwo się wczytać. Chciałabym ciąg dalszy...

  • Skomentuj