Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Złota moneta

Złota moneta

Autor:lotopauanka
Korekta:Irin
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Przygodowe, Baśń
Uwagi:Songfik
Dodany:2006-12-13 09:40:42
Aktualizowany:2007-02-07 21:49:51



Dżafar przeciągnął się rozkosznie. Wygładził wąsy i zszedł leniwie ze swojej miękkiej poduszki. Znowu musiał opuścić swą przytulną, usypaną skarbami rezydencję, by prześlizgując się w mroku między ludźmi szukać nowych fascynujących opowieści. Każda podróż wzbogacała jego kolekcję o nowe historie, nowe dusze.

Stanął na piasku, nie cierpiał, gdy nogi mu grzęzły. Na szczęście już niedaleko widniały światła miasta.

Wszedł do gwarnej gospody.

Abar siedział samotnie przy stoliku. Nie miał znajomych. Nikt nie chciał zadawać się z takim pospolitym, mało interesującym i biednym człowiekiem. Sączył swoje najtańsze piwo patrząc tępo w ścianę naprzeciwko. W końcu podszedł do szynkwasu i poprosił

o najwyborniejsze wino.

- Już ci mówiłem, że nic z tego! Gospodarz był nieugięty. Piąty raz tego wieczoru odmawiał drogiego napitku czarnowłosemu chłopakowi. Nawet jego błagalne spojrzenie nie przekonało sprzedawcy, że Abar odda, gdy będzie miał pieniądze. Niemożliwością było, by miał kiedykolwiek wystarczająco. Nawet nie miał gdzie mieszkać! Sypiał gdzie popadnie i chodził w tylko jednym ubraniu.

- Obiecuję, że oddam. Mam już dość tych popłuczyn - jęczał młody mężczyzna. Wreszcie dał za wygraną i odszedł z powrotem do swego stolika. Przechodząc obok grupki, mężczyzna podsłuchał ich rozmowę.

- i daje każdemu jeden ze swoich bezcennych skarbów.

Oczy Abarowi zalśniły. Stanął rozmówcom za plecami, by lepiej słyszeć.

- Tylko gdzie znajdziesz takiego kota?! - Wyśmiał niski głos. - Bajki.…

- Wcale nie! - Żachnął się opowiadający.

- Ja znajdę tego kota - zaoferował niespodziewane Abar. Ktoś prychnął, a poza tym w sali nastała cisza. Wszyscy goście dosłyszeli jego deklarację i teraz jedni wpatrywali się

w chłopaka ze zdziwieniem, inni, rozbawieni, woleli oglądać dno własnego kufla. I choć nie było powiedziane, jakiego kota konkretnie, każdy wiedział, o czym mowa. Następne kilka osób, jakby po namyśle, w tym gospodarz, prychnęło z pogardą.

- Mówią, że każdy, kto się z nim spotka nagle ginie - ostrzegł bajarz.

- To skąd wiadomo, że istnieje, skoro nikt nie przeżył, by o nim opowiedzieć? - Zapytał ironicznie wspomniany już sceptyk całego tego bajdurzenia.

Nagle w izbie zawrzało. Abar stał zdezorientowany, gdy nagle ponad gwarem poniósł się głos. Był szepczący i aż dziw, że przebił się przez tłum. Wszyscy zamilkli słuchając siwego mężczyzny w kącie pomieszczenia. Mierzył Abara świdrującym spojrzeniem szarych oczu. Chłopak znieruchomiał, odwzajemnił spojrzenie wyczekującym i zaciekawionym.

- Kot istnieje - zapewnił mężczyzna. - Znaleźć go można ogromne piaski przemierzając nocą. Rankiem jaskinia jego tuż przed szukającym będzie. A w niej góry skarbów.

Abar wpatrywał się w niego zauroczony. Wyobraził sobie góry złota i klejnotów, tuż na wyciągnięcie ręki.

- Ale śmierć - wyszeptał niepewnie.

- Wszystko ma swoją cenę, czyż nie? A każdy umrzeć kiedyś musi. - Siwy mężczyzna uśmiechnął się, zęby miał szpiczaste i wąskie. Przestał mówić, bezszelestnie opuścił gospodę.

Wśród mężczyzn znowu zawrzało. Ludzie sarkastycznie zachęcali młodego człowieka do podjęcia wyprawy. Poklepywali go po ramionach.

- No, smarku - powiedział zza szynkwasu gospodarz - jak już będziesz bogaty to przyjdź na wino. - Zarechotał, a goście ochoczo do niego dołączyli.

Abar spurpurowiał, zacisnął zęby i pięści.

- A zobaczycie, że go znajdę! I przyniosę skarb! - Trzasnął za sobą drzwiami. Na dworze słyszał jeszcze rozbawione głosy i złośliwe docinki.

Noc była chłodna. Jak zawsze. Dlatego większość mężczyzn codziennie do późna przesiadywała w gospodach. Kobiety miały swoje miejsca spotkań przy herbacie i szydełku.

Abara przeszedł dreszcz. Żałował, że nie ma na sobie nic więcej prócz bawełnianej koszuli z szerokimi rękawami i dekoltem. Bufiaste nogawki zatrzepotały od powiewu chłodnego wiatru. Kuląc się we własnych ramionach rozejrzał się wokół i ruszył na piaszczystą równinę.

Szedł całą noc. Nogi zapadały się w piasku. Normalnie nie zaszedłby tak daleko, był bardzo zmęczony. Sił dodawała mu jedynie myśl o skarbie, udowodnieniu swojej wartości szydercom z miasta. Wtedy przestaną się śmiać! Będzie bogaty i wzbudzi pragnienie przyjaźni ze sobą, ale będzie tak samo bezwzględny - sam będzie pił najlepsze trunki w najdroższych gospodach.

Zaczynało już widnieć, gdy Abar stwierdził, że nie postawi kroku więcej. Powieki ciążyły mu niczym wieka skrzyń, a nogi odmówiły współpracy; trzęsąc się jak galareta wrosły w piasek. Wyczerpany upadł na ziemię. Poczuł tylko jak ziarenka dostają się do ust i oczu.

Obudził się od słonecznego gorąca. Promienie kładły się na policzek i niemiłosiernie przypiekały. Był spragniony jak nigdy dotąd. Rozejrzał się zdesperowany. Zamierzał wracać, skazując się na jeszcze większe pośmiewisko, gdy wtem jego oczom ukazała się grota. Wyrosła nie wiadomo skąd i jak. Tkwiła w pomarańczowej skale, pociągająca, kusząca. Jednak wespnie się na piedestał chwały!

Osłabiony podbiegł do wejścia - bał się, że jeśli będzie za długo zwlekał, jaskinia zniknie znienacka tak, jak się pojawiła. Zebrał resztki sił i dumny z siebie wmaszerował do środka.

Pierwsze kilka metrów znajdowało się w całkowitych ciemnościach. Szedł więc ostrożnie trzymając się skalnej ściany. Dalej mrok rozjaśniało światło bijące z kaganków powieszonych na ścianach.

Pragnienie minęło, zmęczenie odeszło. Nie mogąc doczekać się spotkania z Kotem, Abar przyspieszył. Koło nogi przemknął mu smukły, wielkouchy kot. Przestraszony chłopak zatrzymał się, ale kot tylko miauknął - Abarowi wydawało się, że drwiąco - i poszedł dalej.

Korytarz kończył się ogromną jaskinią. Po obu stronach wejścia siedziały takie same, smukłe koty. Ze sklepienia zwisały ozdobne kaganki, a podłogę pokrywały puszyste dywany i poduszki. Pod ścianami usypano mnóstwo monet, kielichów i biżuterii - wszystko ze złota i drogich kamieni. Abar otworzył usta w zachwycie. Strażnicy nie powstrzymywali go przed wejściem do jaskinnej komnaty.

Po przeciwległej stronie zauważył stos poduszek. Na ich szczycie wylegiwało się duże, kudłate cielsko. Puchaty ogon zwisał bezwładnie. Abar podszedł pomału, trwożnie zachwycony. Kot otworzył jedno ślepię. Srebrne oko zmierzyło przybysza. Zwierzę zeskoczyło zwinnie na najniższą poduszkę, gdy chłopak był tuż przy niej. Prychnął. Abar odsunął się krok, więc kot położył nastroszoną sierść, schował wąskie, ostre zęby i pazury. Usiadł owijając łapy ogonem, Abar przysiadł na kolanach.

Przez chwilę wpatrywali się w siebie. Kocie oczy błyszczały inteligentnie. Puszyste, szare futro lśniło w świetle kaganków.

Bez zbędnych wstępów kot zaczął mówić. Wydawało się, że słowa nie rozchodzą się dalej niż uszy Abara. Głos miał szepczący, ale wyraźny.

- Był człowiek, zachłanny i użalający się nad sobą - wprowadził kot. - Dlatego skarb postanowił znaleźć, by go wszyscy szanowali. Wyruszył ciemną nocą, zupełnie sam. Strach i chłód czuł, chciał koło siebie kogoś bliskiego mieć. Jednak nikogo nie było - trwoga jego najbliższą przyjaciółką. Szedł sam, zmarznięty, zmęczony. Tylko księżyc w pełni szydził z niego. W końcu swym uporem i wysiłkiem znalazł skarb, tuż przed nim leżał, na wyciągnięcie ręki był. Wystarczyło sięgnąć, a byłby jego. Mógł pójść do miasta i tyle jedzenia i ubrań kupić, ile tylko zapragnie. On jednak czego innego zapragnął. Chciał skarb tylko dla siebie mieć. Zakopał monety tak, żeby nikt już nigdy nie zobaczył ich. Pilnował kosztowności dniami całymi, rozkopując tylko o północy, by oczy nacieszyć. Aż pewnej nocy, gdy podziwiał je tak, zwierz straszliwy zabił go bezlitośnie. Ciało jego na strzępy rozerwał i po całej okolicy rozniósł.

Kot zamilkł. Abar wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Gdy słuchał, wydawało mu się, że opowieść nigdy się nie skończy i będzie jej słuchał do końca życia. Gdy się skończyła czuł, jakby dopiero co usiadł, a historia dobiegła końca zanim nastał jej początek.

Zwierzę zamierzało odejść, lecz chłopak zawołał za nim.

- A dar dla mnie?

Kot zaśmiał się złośliwie i rzucił Abraowi złotą monetę, po czym odszedł. Chłopak nie mógł oderwać wzroku od swojego daru. Niech tylko to zobaczą, myślał. Gospodarz będzie go prosił, by u niego pijał.

Ogarnęła go chęć zabrania czegoś jeszcze. Wyciągnął rękę po najbliższy klejnot. Był pewien, że nikt tego nie widzi. Wtedy z cieni wyłoniły się koty. Mnóstwo smukłych, przerażających kotów. Zbliżyły się do niego powoli.

Baj, baj, baj,

Tysiąc bajek znam

Ja, srebrnooki kot Dżafar

Przeraziły go ich miauczenia. Zaczął się cofać, plecami do wyjścia.

Uciekaj, uciekaj stąd,

Teraz już uciekaj stąd!

Obrócił się szybko, potykając się o własne nogi. Pognał przed siebie w stronę korytarza. W dłoni kurczowo ściskał swoją monetę.

Wybiegł na pustynię. Słońce zdążyło przesunąć się na drugą półkulę. Nie zatrzymywał się, póki jaskinia nie znikła mu z oczu. Zastanawiał się, czy odbiegł aż tak daleko, czy grota znikła podobnie, jak się pojawiła. Zwolnił i odetchnął z ulgą. Rozchylił dłoń, chcąc sprawdzić, czy moneta dalej w niej jest. Była. Nie zmieniła się w kamień ani w byle jakiego miedziaka.

Uśmiechnął się do siebie. Był bardzo zadowolony z siebie i tego, czego dokonał. Nie mógł się doczekać, aż pochwali się w gospodzie. Teraz wreszcie go docenią!

Ruszył spokojnie w stronę miasta. Widział bardzo daleko sylwetki domów rysujące się na horyzoncie.

Nocą zrobił sobie postój. Zamierzał się przespać zanim wróci. Zaplanował wejście do miasta, gdy na ulice wyjdą wszyscy mieszkańcy, żeby mogli go zobaczyć. Siądzie przy fontannie przed pałacem i będzie opowiadać niezwykłą historię swojej podróży. Zanim umościł się w zacisznej zaspie rzucił ostatnie, pełne czułości spojrzenie na swą bezcenną monetę.

Przerwały mu jakieś głosy. Szybko schował złoty krążek do buta. Nie chciał na nim cudzego spojrzenia. Wyjrzał zza swojej zaspy. Dwoje ludzi - kobieta w luźnej sukience i w kwefie z mężczyzną w turbanie - rozpalało ogień. Abara ogarnęła przemożna chęć dołączenia do nich. Noc była zimna i marzył o ciepłych płomieniach. Ale jeśli będą go pytać o jego skarb? Nie, nie pokaże się im, nie będzie się dzielił. Nie pozwoli, by mu odebrano to, co zdobył ogromnym wysiłkiem. Zwinął się w kłębek trzęsąc się z zimna i zasnął. Jutro wróci do miasta.

Obudził go skwar południa. Pierwszym, o czym pomyślał, była moneta. Wygrzebał ją z buta. Była tam - piękna, błyszcząca. Nie mógł przestać na nią patrzeć. Wpatrywał się trzymając ją w wyciągniętej ręce na tle rodzinnego miasta. Przypomniał sobie, co zamierzył. Szybko zmienił zdanie. Nie pokaże nikomu swego skarbu. Ścisnął monetę mocno w dłoni i odszedł zostawiając pękate wieżyczki pałacu za sobą. W końcu znikły za horyzontem.

Kolejnego wieczoru Abar także zatrzymał się na nocleg. Chociaż było mu zimno, nie oderwał się od skarbu, żeby rozpalić ogień. Od całodziennego ściskania monety w dłoni odbił sobie głębokie księżyczki paznokci. Nie czuł bólu ani głodu, wystarczał mu widok złotego krążka. Po kilu dniach nie miał już siły się przemieszczać, więc został w jednym miejscu.

Którejś z kolei nocy, gdy księżyc świecił duży i jasny, a Abar jak zwykle wpatrywał się z pożądliwym zachwytem w monetę, usłyszał zbliżające się szmery i pomruki. Podniósł strwożony wzrok. Ostre pazury i zęby zabłysły złowrogo, po czym zagłębiły się w chudym ciele chłopaka, zmiażdżyły kości. Ciemna krew wsiąknęła w spragniony piasek. Złota moneta potoczyła się na kilka stóp od zmasakrowanego ciała. Pantera uciekła spłoszona niosąc w zębach strzępy ciała i bawełnianej koszuli. Ktoś nadchodził.

Siwowłosy mężczyzna o srebrnych oczach schylił się by podnieść monetę. Podrzucił ją w dłoni i włożył do kieszeni. Skierował się do pobliskiej wioski, gdzie spracowani ludzie często rozmawiali przy codziennych zajęciach o kocie snującym opowieści.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Hrab Dżafar : 2007-04-26 22:08:20
    Nie srebro, lecz bursztyny, nie śmierć, lecz nadzieja

    Podoba mi się to opowiadanie, lecz mam kilka uwag:

    1.Kot Dżafar powinien mieć rozkoszne, rude futro, oczy NIE SREBRNE, ale BURSZTYNOWE,

    jaśniejące ciepłym, złotym blaskiem.

    2.Spojrzenie jego bursztynowych oczu jest spokojne, pełne wiekuistej mądrości.

    3.Kot Dżafar nie posługuje się krwawymi metodami walki, lecz hipnotyzującym, pełnym magii spojrzeniem.

    4.Dżafar powinien dawać nadzieję, a nie siać śmierć bez względu na wszystko. Nie powinien zabijać dla nauczki, ale odmieniać duszę, przebudzać w sercach miłość i pomagac odnaleźć drogę ku prawdziwemu szczęściu.

    Obraz Dżafara, który Wam przedstawiłem, to obraz mojego bursztynookiego kota Dżafara, który jest prawdziwy.

  • Skomentuj