Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Men in Magenta

Rozdział 5.

Autor:Mefisto, M3n747
Korekta:IKa
Serie:Neon Genesis Evangelion
Gatunki:Dramat, Obyczajowy
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2007-04-02 20:26:20
Aktualizowany:2008-02-21 19:46:02


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Wzburzony Shinji szybkim krokiem przemierzał ulice miasta, brnąc przed siebie niczym w transie. Wciąż usiłował pojąć znaczenie jego niedawnej rozmowy z ojcem i wciąż nie był w stanie. Czy też właściwie nie tyle samej rozmowy ile tego nagłego przypływu ojcowskich uczuć u człowieka, który ojcem był mu wyłącznie formalnie, dzięki niewzruszonym prawom natury. Shinji nie otrzymał od niego niczego oprócz życia - a teraz ta nagła chęć zacieśnienia rodzinnych więzów...?

I jeszcze do tego ten ciepły ton, którym opowiadał o jego matce! Chłopak zmiął w ustach przekleństwo. Ten człowiek, który śmiał się zwać jego ojcem, nie miał prawa mówić w ten sposób o osobie, którą przyprawił o cierpień. Którą zabił! Nie wolno mu, po prostu mu nie wolno!

Shinji zwolnił, gdyż złapała go lekka zadyszka. Po paru krokach przystanął, wziął głęboki oddech, zamknął oczy i chwilę tak trwał, nieruchomo, pozwalając by świat przez kilka uderzeń serca płynął dookoła niego, nie niepokojąc go. Miewał w takich momentach wrażenie, którego nie potrafił opisać słowami... Wrażenie, że jest ponad całym tym światem, dzięki temu że stanął obok; że dostrzegł jakiś wielki sekret, gdyż zwrócił na niego uwagę... To coś, czego żaden z tych wszystkich spieszących się dokądś ludzi nie byłby w stanie pojąć. Wiedział że wie i dzięki temu wiedział... gdyż wiedział, że może wiedzieć, a inni nie wiedzieli. Nie potrafił tego wyrazić, a jedynie czuć. Wypuścił powoli powietrze, otworzył niechętnie oczy... Świat nawet nie zauważył, że na kilka chwil stracił jednego chłopca.

Shinji podjął swój marsz do domu a wraz z krokami powróciły i myśli. Zastanowił się. Może jednak jego ojciec (mimowolnie wzdrygnął się na to słowo) miał dobre zamiary? Może rzeczywiście pojął swoje błędy i pragnął naprawić wyrządzone synowi krzywdy?

- Dobrze - powiedział na głos, ku zdziwieniu przechodzącej akurat obok niego staruszki. - “Jeżeli tak bardzo mu zależy, dam mu szansę. Lepiej, żeby ją wykorzystał” - dokończył już w myślach.

Tak, pomyślał. Trzeba spróbować, uznał. Chociaż nie spodziewał się zbyt wiele, to jednak gdzieś tam silniej rozbłysła w nim drobna iskierka nadziei, pielęgnowana od wielu lat wbrew rozsądkowi. Nadzieja, że jeszcze się wszystko należycie ułoży, że ojciec go doceni, że znów będą rodziną...

Nadzieja to dziwne stworzenie.

Shinji westchnął ciężko, stosownie do sytuacji. Cała ta sprawa spadła na niego zdecydowanie zbyt nagle, kiedy nie był na nią przygotowany. Ale czy kiedykolwiek byłby...?

“Dość już!” - skarcił się w duchu. - “Pomyśl o czymś przyjemnym! Na przykład o muzyce...”

Matka kochała muzykę. Ojciec tak mu powiedział...

“Nie! Nie wracaj do tego tematu! Nie wracaj!”

Kochała muzykę. I on też kocha muzykę. Czy to mogło być jakimś sposobem dziedziczne? Kto wie...? Tyle rzeczy pozostaje wciąż niezbadanych, niewiadomych. Jeśli więc tak, to co jeszcze mógł odziedziczyć po matce?

“Świetnie gotowała. I ja też jestem w tym dobry” - Shinjego uderzyło to nagłe skojarzenie. - “Co jeszcze?”

Pełna życia. Pełna energii.

“Nie” - chłopiec potrząsnął lekko głową. - “To nie pasuje, ja taki nie jestem... Ta część musiała mi się widocznie dostać od o... widocznie nie pochodzi od mamy” - poprawił się.

Ciepła. Dobra.

“Czy ja jestem dobry...?” - Shinji spojrzał w niebo, na którym kłębiły się drobne, bieluśkie obłoczki. - “Jestem dobrym pilotem ale czy ja sam jestem dobry? Dobry dla innych?”

Tak.

“Tak. Jestem dobry dla innych. Jestem dobry dla Misato, dla Ayanami, Toujego i Kensuke. Staram się być dobry dla Asuki, nawet dla Pen Pena. Chyba nie jest zatem tak najgorzej, co?”

Uśmiechnął się pod nosem. Chyba jednak nie było tak całkiem źle. Poczuł, że ma więcej wspólnego z matką, niż do tej pory mu się zdawało i ta myśl natchnęła go otuchą.

Shinji przystanął przy przejściu dla pieszych, gdyż do jego uszu dobiegły dość natarczywe, ale i intrygujące dźwięki muzyki. Co prawda chłopak nie gustował w nowoczesnej twórczości (o ile nowoczesnym można było nazwać przebój sprzed niemal dwudziestu lat), uważając że w ogromnej większości przypadków współczesnym dźwiękom brakuje prawdziwego artyzmu, ale nie mógł zaprzeczyć, że czasem jednak trafiało się coś godnego uwagi, nieszablonowego i przekraczającego granice. Może w tym akurat przypadku Shinji nie podzielał ogólnego zachwytu i entuzjazmu zeszłowiecznej publiki, ale coś innego przyciągnęło jego uwagę bardziej niż pulsujące rytmy czegoś pomiędzy rave a electro, z domieszką jungle - po drugiej stronie ulicy widniał szyld niewielkiego sklepu muzycznego, zaś na chodniku przed wystawowym oknem zebrał się mały tłumek ludzi. Shinji chwilkę się zastanowił po czym szybkim krokiem przeciął jezdnię, ledwo zdążając przed zapaleniem się czerwonego światła.

Zaciekawiony Ikari zbliżył się do zbiegowiska, wciskając się ostrożnie między gapiów. Po paru chwilach udało mu się dostrzec dwóch chłopaków, na oko dwudziestokilkuletnich, stojących naprzeciw siebie na skrawku wolnej przestrzeni, ograniczonej z jednej strony ścianą sklepu i wzbierającym tłumem równie jak on zaciekawionych przechodniów z pozostałych. Na chodniku pod ścianą stał przenośny “jamnik” na baterie - to z niego właśnie dobiegały, zbyt głośne jak dla Shinjego, dźwięki. Dwójka chłopaków wyglądała dość osobliwie - jeden miał na sobie o numer-dwa za duże, czarne spodnie z jakiegoś naturalnego materiału i równie za dużą, bardzo mocno sfatygowaną, luźno wiszącą koszulę, zapewne niegdyś białą; drugi natomiast przyodziany był w jeansy, równie zniszczone co koszula pierwszego, jakąś bluzkę z obscenicznym nadrukiem i kurtkę ze sztucznego tworzywa, z dużym Union Jackiem na plecach. Do ogółu wizerunku chłopaków nie pasowały jedynie zbyt starannie ułożone włosy. Najodpowiedniejsze byłyby potargane kudły, a tak tworzył się dziwny dysonans.

Obaj wyglądali, jakby mieli lada chwila rzucić się sobie do gardeł i czekali tylko na jakiś sygnał. W powietrzu czuć było wiszące napięcie, udzielające się wszystkim zebranym. Shinji z jednej strony ciekaw był, w jaki sposób sytuacja się rozwinie, ale też z drugiej wcale nie spieszyło mu się być na czele awangardy, gdyby zebrane w tłumie emocje eksplodowały i w ruch poszły pięści i kto wie, co jeszcze. No ale też Ikari sam się przepchał do przodu, więc mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie. Przemknęła mu tylko myśl, czy w razie czego faceci w czerni daliby radę wyciągnąć go z kotłowaniny.

Nagle perkusja uderzyła mocniej, znacząc rytm brzęczącym czynelem, w który wmiksowano chyba dźwięk tłuczonego szkła. W tej samej chwili chłopak w kurtce z Union Jackiem poderwał zaciśniętą pięść. Shinji zamarł, czując spływający po plecach zimny pot; dookoła gapie jak na komendę wstrzymali oddechy, czujnymi spojrzeniami rejestrując rozgrywającą się przed nimi scenę. Jednak pięść nie uderzyła drugiego z chłopaków, tego w koszuli. Osobnik w kurtce zatrzymał ją parę centymetrów od własnych ust, jakby trzymał mikrofon.

- Breathe the pressure, come play my game, I'll test ya! - zawołał, pewnie myśląc że śpiewa. Miał fatalny akcent.

- Psychosomatic addict insane! - odparł drugi, popierając słowa zakręceniem sugestywnego kółka palcem przy skroni. On również trzymał wyimaginowany mikrofon, ale za to wokalnie prezentował się nieco lepiej.

Shinji w pierwszej chwili nie wiedział, co się dzieje, ale po chwili odetchnął z ulgą i uśmiechnął się. Ci dwaj wcale nie zamierzali robić z siebie nawzajem miazgi, po prostu byli dość ekscentryczni. A może był między nimi jakiś konflikt, który postanowili rozwiązać w bezkrwawy sposób, pojedynkując się artystycznie? Chwalebna idea, uznał chłopak. Aż szkoda, że nie można jej zastosować w przypadku konfliktu z Aniołami.

- Breathe the pressure! Come play my game, I'll test ya! - chłopak z Union Jackiem na plecach zaczął się wczuwać, choć Szekspir nadal przewracał się w grobie. Jeszcze trochę, pomyślał Shinji, to się wygrzebie na powierzchnię. Zachichotał.

- Psycho-somatic addict insane! - skontrował drugi z ulicznych śpiewaków.

- Come play my game!

- Inhale, inhale, you are the victim!

- Come play my game!

- Exhale, exhale, exhale!

Shinji w końcu znudził się scenką i z niejakim trudem opuścił tłum ludzi. Potrząsnął głową, w której lekko mu wirowało od drobnego nadmiaru wrażeń i postanowił rozejrzeć się po sklepie. Wszedł do środka. Bywał tu już kilkakrotnie i nawet kupił coś raz czy dwa, ale nie nazwałby się stałym klientem, ani nawet częstym. Tym bardziej zdziwiło go, że sprzedawca go rozpoznał.

- Witam! Witam w nasz sklep! - zagadnął wesoło, uśmiechając się od ucha do ucha. Był to pogodny przybysz z któregoś z krajów arabskich, niezbyt wysoki, szczupły, o śniadej, niemal oliwkowej cerze. Zawsze miał turban na głowie oraz uśmiech na twarzy i mówił niezbyt poprawnym japońskim z silnym akcentem bliskowschodnim. Nie sposób go było nie polubić.

- Um... Dzień dobry, Halim-san. Co to za szopka, tam na zewnątrz?

- Robimy reklama nasz sklep! Bardzo efektowna, bardzo efektywna! Właśnie, ty chcesz coś kupić, tak? - zapytał sprzedawca, uśmiechając się nieco szerzej. - Muzyka klasyczna, dobra bardzo, tak?

Shinji nie zdołał stłumić lekkiego chichotu. Halim Iszmallah był po prostu zbyt pocieszny, choć sam nie do końca zdawał sobie z tego sprawę albo po prostu nijak mu to nie przeszkadzało. Shinji zastanowił się mimochodem, czy osobowość sprzedawcy nie pozostaje bez wpływu na wyniki sprzedaży.

- Nie, tym razem szukam czegoś bardziej współczesnego - chłopak wymienił zapamiętane nazwiska, wywołując tym samym większe - o ile to możliwe - ożywienie u sprzedawcy.

- O tak, tak! My mamy ich płyty, mamy! Zaczekaj, ja pokażę! - Halim prawie że wyskoczył zza lady i pognał między stoiska. Przez dłuższą chwilkę sprawnie krążył między półkami pełnymi towaru, wyławiając z tego gąszczu to jeden album, to drugi. Wkrótce też wrócił prawie że biegiem i położył stos kompaktów na ladzie.

- Proszę! - wyszczerzył się, wskazując nosem mieniące się kolorowymi okładkami pudełka. - Ty wybrać coś, co lubić. Dużo, dużo dobrych płyt, wybieraj! - Halim zachęcił Shinjego gestem dłoni.

Chłopak zaczął przeglądać płyty, trochę zdezorientowany i przytłoczony - nie znał żadnego z tych nazwisk, uśmiechające się z okładek twarze nie wyglądały znajomo, tytuły piosenek brzmiały obco. Do tego Halim zgarniał płyty jak leci, nie dbając o ułożenie ich w jakiejkolwiek kolejności. Shinjego zastanowiło, czy ta radosna niedbałość jest cechą narodową krajan Halima, czy tylko jego własną. Pewnie nigdy się nie dowie.

Wrócił do płyt. Chwilę przerzucał je bezmyślnie, nie potrafiąc się na żadną zdecydować. Co jego matka lubiła najbardziej? Tego nie wiedział. Nie pomyślał, żeby zapytać o to kiedy miał okazję. Na szczęście istniała prosta metoda dokonywania wyboru w tego typu sytuacjach.

“Użyj Mocy, Luke!” - pomyślał, po czym zamknął oczy i na chybył-trafił dziabnął palcem w stos pudełek. Spojrzał na okładkę albumu, który wskazał mu los. Powitała go prawa połowa przyjaźnie uśmiechniętej twarzy siwiejącego czarnoskórego mężczyzny w ciemnych okularach: Ray Charles, “My world”. Chłopiec odwzajemnił uśmiech dawno zmarłego człowieka.

- Poproszę tę - rzucił, nie patrząc na sprzedawcę, zapatrzony w pogodne oblicze Raya.

- Dobry wybór, bardzo dobry! - Halim wyraził swoje uznanie dla gustu chłopca, jednak Shinjemu niespodziewanie ton gaijina wydał się służalczy. Był przerażająco pewien, że reakcja Halima byłaby taka sama bez względu na to, co by wybrał. Nawet nie zwrócił uwagi, że Shinji wybierając zdał się na przypadek. Chłopak poczuł nagły przypływ obrzydzenia. Szybko uiścił należność i czym prędzej wyszedł, zdawkowo pożegnawszy się z Arabem. Przekraczając próg obiecał sobie, że już nigdy tutaj nie wróci.


***

Shinji szybko przecinał ulice, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Jakoż i nie trwało długo, nim zamknął za sobą drzwi od mieszkania. Powitało go znudzone spojrzenie Asuki, trwoniącej czas przed telewizorem w oczekiwaniu na jego powrót - choć Shinji doskonale wiedział, że chodzi jej wyłącznie o jego zdolności kulinarne a nie o jego samego. No cóż, był już do tego przyzwyczajony.

- Cześć - rzucił w stronę Rudej zdejmując buty. - Pani Misato jeszcze nie wróciła?

- A widzisz ją tutaj? - odparła opryskliwie Asuka i zmieniła kanał na jeszcze nudniejszy. - Powiedziała, że wróci późno i żeby nie czekać na nią z obiadem. Z kolacją najpewniej też nie.

Shinji, rzecz jasna, wyłapał oczywistą aluzję w słowach Asuki. Westchnął ukradkiem, odłożył zakupioną płytę do swojego pokoju z zamiarem jak najszybszego jej przesłuchania, po czym zabrał się za przygotowanie obiadu, nie zapominając o uprzednim umyciu rąk. Gotowanie szło mu jak zwykle sprawnie (mimochodem pomyślał o zdolnościach kulinarnych swojej matki), więc niecałe pół godziny później oboje już siedzieli przy stole, pałaszując spaghetti z gęstym sosem pomidorowym według własnej receptury; Pen Penowi też się dostała uczciwa porcja makaronu.

“Jakie szczęście, że zawczasu zadbałem o zapas jedzenia” - pomyślał Shinji. Dzisiaj o konieczności ugotowania obiadu przypomniał sobie dopiero przekraczając próg mieszkania, a bynajmniej nie miałby ochoty robić jeszcze zakupów. - “A skoro o tym mowa, to zdaje się że pani Misato powoli kończy się piwo” - stwierdził, sprawnie nawijając przy tym długie nitki makaronu na widelec. - “Trzeba będzie jutro dokupić, bo inaczej Trzecie Uderzenie murowane.”

Jedli w milczeniu, co zresztą było Shinjemu jak najbardziej na rękę. Jakoś nie miał specjalnej ochoty dzielić się z dziewczyną wrażeniami z mijającego dnia.

- No, nawet znośne było - przyznała z pewną rezerwą Asuka, gdy już zjadła, beknęła i poklepała się po brzuchu. Pociągnęła łyk importowanej, czarnej herbaty i przez chwilę rozkoszowała się charakterystycznym smakiem oraz zapachem londyńskiego Earl Graya. - Dobrze, że tym razem nie zapomniałeś o cebuli.

Shinji spojrzał na swoją konsumentkę spode łba.

- O ile sobie przypominam, - zaczął ostrożnie - ostatnim razem nie było cebuli dlatego, że zapomniałaś o niej jak robiłaś zakupy.

- Hmpf! Zakupy to twoja działka, nie moja - Asuka się wyraźnie naburmuszyła. - Tym bardziej, że Misato całą listę napisała w tych waszych głupich kanji! Nie wiem o co chodzi, to nie kupuję. Proste, nie?

Shinji pokręcił z rezygnacją głową, po czym wstał od stołu i zaczął zbierać naczynia. Odłożył je do zlewu z zamiarem późniejszego umycia.

- Potem pozmywam. Nie musisz mi pomagać - dodał uszczypliwie, widząc jak Asuka na powrót sadowi się przed telewizorem, nastawiając go na sequel jakiegoś zagranicznego filmu z zeszłego wieku. Coś z gniazdem kukułki w tytule, na ile Shinji zrozumiał angielskie słowa.

- Zawsze do usług, no chyba że nie - odparowała rudowłosa. - Te, słuchaj, a czego od ciebie chciał komandor? - spytała, nie patrząc na chłopaka.

Shinji zastygł w pół kroku. Zaklął w myślach - a już zdołał o nim zapomnieć!

- Miał parę uwag w kwestii moich ostatnich wyników - skłamał naprędce.

Asuka zaśmiała się tryumfalnie, absolutnie wbrew dramatycznej scenie na ekranie telewizora.

- Hahaha! Wielki Ikari Shinji-sama dostał opierdziel od tatuśka za obijanie się w robocie! Niech skonam!

“Da się załatwić” - pomyślał złowróżbnie, ale na głos powiedział:

- Myśl co chcesz, mnie to... jak ty to mawiasz? O właśnie - ganzu egaru.

Asuka tylko parsknęła, rozbawiona nieudaną próbą lingwistyczną współlokatora. Jeżeli chciał zrobić na niej wrażenie zwrotem w jej własnej mowie, to osiągnął efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego.

- Idę do siebie - westchnął Shinji, czując że się wygłupił. - Nie ma mnie dla nikogo.

- Dobra dobra - Asuka zamachała ręką w prześmiewczym pożegnaniu. - Nie przeszkadzaj sobie, tylko nie zapomnij potem zmienić bielizny.

Shinji otworzył usta by coś odpowiedzieć, ale w tej właśnie chwili dotarł do niego sens jej słów. Zaczerwienił się i zawstydzony poleciał do swojego pokoju, ku ogromnej uciesze Asuki.

- Kurde - syknął przez zęby, kiedy już zamknął za sobą drzwi. Przez chwilę był na siebie zły, że dał z siebie zakpić jak dzieciak, ale jego myśli szybko znalazły sobie nowy obiekt, gdy tylko jego wzrok spoczął na leżącej na stoliku płycie Raya Charlesa.

Szybko przemierzył pokój, usiadł na łóżku i dokładnie przyjrzał się zakupionemu albumowi. Twarz czarnoskórego muzyka wydała mu się jeszcze sympatyczniejsza niż za pierwszym razem, kiedy oglądał płytę w sklepie. Odnosił dziwne wrażenie, jakby Ray doskonale rozumiał wszystkie jego problemy - tak szczera wydała mu się widoczna połowa uśmiechu mężczyzny.

Nie tracąc czasu włożył płytę do odtwarzacza, włożył do uszu słuchawki, nacisnął przycisk odtwarzania i wyciągnął się na łóżku z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w pierwsze szumy i trzaski starego nagrania.

Wnet też popłynęły pierwsze dźwięki melodii a niedługo potem Shinji usłyszał głos Raya śpiewającego słowa piosenki. Ale jaki głos! Wesoły, a zarazem poważny; kojący, a przecież jednocześnie niepokojący; niezwykły i intrygujący, którego tembr i barwa - wiedział to jakimś sposobem - były jedyne na świecie.

The time has come to air my feelings

There's just so much confusion going down

I'm not the kind to be complaining

But sometimes you got to stand out from the crowd

Everyone's got their own opinion

And you know I sure got mine

It's my world

Don't you come a messin' with my world

I don't appreciate the fact some people just can't see

It's hurting you and me

It's my world

My world, your world, our world, one world

Shinji leżał i słuchał jak urzeczony. Nie rozumiał wszystkich słów, ale było mu to obojętne. Nie musiał ich rozumieć - czuł je. Nie znał ich znaczenia, ale gdzieś głęboko w środku pojmował ich sens. Leżał tak, słuchał i był pewien - tego kiedyś słuchała jego matka. Słuchała czytając książkę czy pracując, nuciła opiekując się małym Shinjim albo idąc na zakupy. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale wiedział że tak właśnie było i to sprawiło, że poczuł rozlewające się po jego ciele przyjemne ciepło, jakby duch jego matki niezauważenie zjawił się tuż obok, by posłuchać.

We all got to get it together

There's just no other place to go

If we can't find some peace with each other

Then we'll be dead before you know

I don't have all the answers

I'm just one man who's searching for a change

It's my world

Don't you come a messin' with my world

I don't appreciate the fact some people just can't see

It's hurting you and me

It's my world

My world, your world, our world, one world

Shinji był teraz idealnie szczęśliwy. Nie istniało dla niego nic poza jego wewnętrznym światem dźwięków, cały wszechświat ograniczał się do muzyki sączącej się ze słuchawek do jego uszu i dalej, wzdłuż nerwów do każdej komórki jego pogrążonego w oceanie spokoju ciała.

I hear the cries of the people

From every single corner of this earth

Where's the love, the compassion

Where's the hope what's the future worth

It's my world

Don't you come a messin' with my world

I don't appreciate the fact some people just can't see

It's hurting you and me

It's my world

My world, your world, our world, one world

Piosenka skończyła się, pozostawiając chłopca przepełnionego radością. Tak prostym sposobem, jakim był zakup płyty, poczuł się tak niezwykle blisko matki, jak nigdy dotąd. Jakimś szóstym zmysłem wyczuwał jej obecność, jak gdyby była cielesnym uosobieniem muzyki.

Melodie płynęły po kolei, jedna za drugą, w świadomości Shinjego zlewając się w jeden potok piękna. Leżał tak i słuchał, a gdy płyta skończyła się, puścił ją ponownie, a potem jeszcze raz...

W końcu zasnął, przytłoczony ilością wrażeń, a zasypiając słyszał ostatnie dźwięki “One drop of love”. Wnet też ogarnęła go ciemność, a gdzieś tam, poza nią, siedział duch jego matki i uśmiechał się ciepło.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Crystal Storm : 2007-08-29 11:10:14
    ...

    Ach ten Shinji to jest muzykalny... Od razu przypadla mu do gustu ta plyta. Pewnie to nie byl slepy los, kiedy ja wybieral. pewnie Yui maczala w tym palce (tylko jak?)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu