Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Sailor Kombat

Poimprezowe nastroje

Autor:iosellin
Korekta:IKa
Serie:Sailor Moon, Mortal Combat
Gatunki:Akcja, Fantasy, Komedia
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2007-06-01 11:28:55
Aktualizowany:2008-04-07 20:06:01


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

*********************************************

Autor: iosellin aka Bellatrix aka Mill

Tytuł: 'Sailor Kombat'

Fanfic łączący moje dwie, największe inspiracje twórcze;)

Wszystkie postacie są własnością ich właścicieli [Sailorki -

Naoko Takeuchi &Co, MK Fighters - Ed Boon &Co]

Wszelkie uwagi i komentarze [pochlebstwa, wyzwiska i inne;)]

mile widziane. [bellatrix@go2.pl]

Z góry przepraszam za wszelkie literówki i inne niedociągnięcia.

Autorka.

*********************************************

Part #4 - "Poimprezowe nastroje"


***


- Jak ja to lubię! - Michiru, ciężko wzdychając, kończyła sprzątać, po całonocnej imprezie. Na podłodze leżeli, nieco pochrapując, Jax i Haruka, na nich Setsuna, a na niej Johnny.

- Może ty będziesz w stanie mi wyjaśnić, co tu tak naprawdę się dzieje, skąd się tu wzięłaś i w ogóle... - W progu stanął Liu, który postanowiwszy nie brać udziału w libacji, przespał spokojnie całą noc.

- Skąd się tu wzięłam? - uniosła brwi - Ja tu mieszkam!

- Yyy...?! Mieszkasz?! - zdziwił się - ...mieszkasz razem z Haruką?!

- Tak.

- Rany! Współczuję ci! - westchnął. Michiru zaśmiała się cichutko.

- Co, dała ci się we znaki?

- Mało powiedziane - mruknął.

- Ona po prostu nie cierpi facetów. To dlatego - objaśniła z uśmiechem Michiru.

- Zaraz! - Liu popatrzył na nią uważnie. - Czy ty chcesz powiedzieć, że...

- Dokończ zmywać, Liu! - powiedziała, w dalszym ciągu się uśmiechając. - Muszę się wreszcie wyspać. Nie chcieli mnie puścić przez całą noc i jestem trochę zmęczona.

- ...ale przynajmniej trzeźwa - dodał pod nosem Liu, patrząc na Setsunę, która przez sen próbowała zepchnąć leżącą na jej brzuchu głowę Johnny'ego.

"Co tu się wyprawia?" - Liu westchnął ciężko i wziął się do zmywania.

Po paru minutach Setsunie udało się zepchnąć Johnny'ego, który spadł na sam dół piramidy ciał i w związku z tym obudził się. Rozejrzał się wokoło, wpółprzytomnym wzrokiem, zmrużył oczy, nie mogąc znieść wpadającego przez żaluzje światła i, czując nieznośny ból głowy, ruszył w kierunku kuchni.

- Coś na kaca, proszę...! - jęknął, opierając rękę o framugę i głowę o rękę. W kuchni żaluzje były odsłonięte i słoneczne promienie ślizgały się po całym pomieszczeniu a to zdecydowanie nie wpływało dobrze na jego stan. - Podaj mi kefir, albo sok pomidorowy.

- Nie jestem twoim lokajem! - warknął Liu.

- Nie?! - Johnny autentycznie się zdziwił. - No to kim jesteś, jeśli nie lokajem?!

- Nazywam się Liu-Kang i reprezentuję Ziemię w Turnieju Mortal Kombat! - wysyczał, zakręcając kran.

- To dlaczego zmywasz? - Johnny podszedł bliżej i przyjrzał mu się.

- Bo tak mi się podoba! - Liu zwinął dłoń w pięść, po czym wyprostował rękę, trafiając w sam środek przyglądającej mu się twarzy Johnny'ego.

- Auuu!!! - jęknął i poleciał do tyłu, zachwiał się, ale nie upadł. - To nie fair, atakować człowieka na kacu, ale jeśli chcesz... - Przybrał pozycję bojową.

- Ha ha, chcesz się ze mną bić? - zaśmiał się Liu. - Dobra, nie ma sprawy, mogę cię rozłożyć na...

Nie dokończył, bowiem Johnny wymierzył mu silnego kopniaka po czym poprawił ciosem z łokcia w brzuch. Liu najwyraźniej nie spodziewał się tego, ale szybko wyprowadził kontratak, chwytając pochylonego Johnny'ego za szyję i przerzucając go na podłogę, czemu towarzyszył brzęk talerzy, o które Liu niechcący zawadził. Ale Johnny, mimo kaca, zachował jako taką sprawność i wylądowawszy na podłodze, błyskawicznie wyciągnął nogę podcinając Liu-Kanga, który przewrócił się, ściągając przy okazji kolejnych kilka, świeżo umytych talerzy.

- Deep Aqua Mirror! - usłyszeli nagle i oboje odwrócili się w kierunku dochodzącego głosu. I to był ich błąd, bowiem w drzwiach kuchni stała Michiru, trzymając przed sobą lusterko. Naprzeciw niej znajdowało się okno, wychodzące akurat na wschodnią stronę...

- JEEEZUUUU!!! - jęknął Johnny, momentalnie zasłaniając oczy ręką. - Musisz po oczach...?!

- Chcesz nas oślepić?! - zawtórował mu Liu-Kang. - Przestań puszczać te zajączki...!

- Co wy tu wyprawiacie?! - spytała, wciąż trzymając przed sobą lusterko.

- ...yyy... rozstrzygamy męskie sprawy!

- Jak Haruka się dowie, że zbiliście jej ulubioną zastawę... - Michiru westchnęła cichutko i schowała lusterko. - Współczuję wam.

- Komu współczujesz, Michiru...? - dobiegł ich zaspany głos z korytarza. Na twarzy Liu-Kanga wykwitł wyraz najwyższego przerażenia.

- Ratuj! - szepnął, patrząc błagalnie na nią. - Odkupimy to! Jeszcze dzisiaj!

- Michiru, prosimy cię! - dodał szybko Johnny.

Uśmiechnęła się lekko i odwróciła w stronę rozczochranej postaci, zmierzającej w jej kierunku.

- Haruka, chodź, połóż się w sypialni, musisz odpocząć, jesteś pewnie wykończona. - Podeszła do niej i usłużnie podała jej ramię.

- A żebyś wiedziała - westchnęła, ziewając. - Nie wiedziałam, że Setsuna jest aż tak ciężka. Ale usłyszałam jakieś hałasy i wstałam...

- To nic takiego - zapewniła ją szybciutko.

- Która godzina?

- Piąta. Śpij. - Michiru pomogła jej trafić do łóżka i sama położyła się obok. - Mamy przed sobą ważne zadanie do wykonania.

- Wiem. Dobranoc... - ziewnęła, obejmując jedną ręką Michiru i po chwili zasnęła.

W kuchni natomiast trwała zawzięta dyskusja.

- Wszystko, cholera, przez ciebie! - jęknął Johnny. - Teraz wykombinuj coś, mądralo!

- ...jak Haruka się dowie... - Liu bezskutecznie próbował dopasować odłamki talerzy do siebie.

- Jest aż tak groźna? - Johnny zasępił się.

- Ona nas zabije! A przedtem zastosuje najwymyślniejsze tortury!

- Cholera... a zresztą, to twoja wina! To ty pobiłeś te cholerne talerze!

- Zawrzyjmy układ. - Liu wyciągnął dłoń do ledwie przytomnego Johnny'ego. - Pomożesz mi zdobyć te talerze, a ja przygotuję ci coś na kaca... OK?

- ...yyy... dobra. Umowa stoi. - Johnny uścisnął dłoń Liu-Kanga. - Tylko szybko, bo głowa zaraz mi eksploduje...


***


Mileena otarła ręką czoło i odetchnęła z ulgą. Siedziała przy komputerze całą noc, ale efekt pracy zadowolił ją w najwyższym stopniu.

- Kitana... - zawołała cicho. - Kit! - powtórzyła głośniej. Księżniczka otworzyła oczy, chwilę zastanawiała się, gdzie właściwie jest, po czym popatrzyła na siedzącą przy komputerze Mileenę.

- Co? - spytała, zwlekając się z posłania i nalała sobie wody do szklanki.

- Mam. Dane o kluczowej postaci Turnieju Mortal Kombat. Jeśli unieszkodliwisz jego, Shang pewnie ucieszy się i pozwoli w nagrodę ocalić twojego ukochanego - oznajmiła Mileena.

- Dobra, to biorę się do roboty. - Księżniczka natychmiast się ożywiła. - Pokaż, co i jak. Gdzie mieszka, jak się nazywa...

- Nazywa się Liu-Kang i... Co ci się stało?! - Odwróciła się, słysząc nieartykułowany dźwięk z gardła Kitany.

- L... L... Liu... jest Wojownikiem Ziemi...?!?!?!?! - Trzymana w ręku szklanka wypadła jej z dłoni i z hukiem rozbiła się o podłogę.

- Nie mów, że to on jest twoim wybrankiem. - Mileena zmarszczyła brwi i splotła ręce na piersiach.

- To właśnie on. I nikt inny.

- Oops... No to mamy problem - westchnęła Mileena. - Musiałaś się zakochać w naszym największym wrogu?!


***


- Całe szczęście, że mieli taki sam komplet. Dopiero w tym jednym, jedynym sklepie! - Liu, z błogim uśmiechem zaglądał co chwila do siatki. - Jak udało ci się przekonać tą ekspedientkę, żeby opuściła nam cenę? I to o tyle!!!

- Hehe, ona oglądała wszystkie moje filmy! Dałem jej mój autograf! - Johnny'ego rozpierała duma. - Musisz wiedzieć, że jestem słynną gwiazdą. Pierwszym aktorem Hollywood'u...!

- Jakoś nie słyszałem - mruknął Liu, dobijając tym Johnny'ego.

- Nie znasz się na prawdziwej sztuce! O! - zakomunikował.

- Może i nie znam się na sztuce - przytaknął - ale znam się na dziewczynach! Żebyś ty widział tą, z którą byłem wczoraj na randce... - rozmarzył się.

- Ładniejsza od Michiru? - Johnny popatrzył na niego z niedowierzaniem.

- Michiru? - Liu obrócił głowę ku niemu. - Ta sama Michiru, o której myślę? Ta, która dziś rano oślepiła nas zajączkami a potem uratowała przed tornado noszącym imię?Haruka??! Ta, która...

- Ta sama - przerwał mu.

- Hehe, ona ci się podoba?

- No... spędziłem z nią trochę czasu... przecież razem szukaliśmy Jax'a... i w ogóle... jest taka ładna... i...

- Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji swojego wyboru? - zapytał konspiracyjnym szeptem Liu.

- Masz na myśli owo tornado pod imieniem "Haruka"? - westchnął. - Już wczoraj miała wobec mnie mordercze zapędy... Dobra, nieważne. To poopowiadaj może o twojej dziewczynie, co?

- Dobra! - zgodził się wspaniałomyślnie. - Kitana jest...

- Kitana?! - przerwał mu.

- Ta - ak, a co?! - Liu spojrzał groźnie na niego. - Coś się nie podoba?!

- Nnie... po prostu... słyszałem już to imię... i... to nie są najmilsze wspomnienia - mruknął.

- Znasz MOJĄ Kitanę?!

- Nie wiem, czy TWOJĄ. Ale tak właśnie miała na imię zamaskowana panienka, w ciemnoniebieskim kostiumie, która omal nie załatwiła Jax'a i Michiru i która porwała Sonyę...

- ...w ciemnoniebieskim kostiumie!!! - Liu z wrażenia wypuścił trzymaną w ręku siatkę.

- CHOLERA!!! - wrzasnął Johnny - ...TALERZE!!!


***


- Gotowi? - spytała Setsuna, będąc już w kostiumie Sailor Pluto. - Przypominam, że wybieramy się do przeszłości po Kung Lao.

- Zgadnij, kogo nie ma! - warknęła Haruka.

- Liu - Kanga i Johnny'ego - podpowiedział usłużnie Jax.

- Wydaje mi się, że nie potrzeba wybierać się w przeszłość aż w sześć osób - powiedziała Michiru. - Trzy w zupełności wystarczą. Skoro poprzednich Wojowników udało nam się znaleźć w pojedynkę...

Haruka rozejrzała się po zebranych.

- Kto, twoim zdaniem ma zostać? - spytała.

- Setsuna nie może, bo ona, jako jedyna, potrafi przenieść ekipę w czasie. Liu i Johnny poszli odkupywać ci zastawę... mogą nie wrócić prędko.

- ...jak nie odkupią, to pewnie w ogóle nie wrócą. - wtrącił Jax.

- Czyli ty, ja albo Jax - stwierdziła Michiru.

- O ile pamiętam, to było zadanie Haruki - zauważyła Setsuna. - Czyli ty albo Jax.

Michiru spojrzała na Jax'a.

- No to zostanę - zadecydowała. - Powodzenia!

- MICHIRU!!! - Haruka popatrzyła na nią z dziwnym wyrazem oczu. - Nie zostawię cię samej z tamtymi dwoma!

- Poradzę sobie - zaśmiała się.

- Ale...

- No... nie mów, że nie masz do mnie zaufania! - zmrużyła oczy.

- Do ciebie mam. Ale do tamtych ani odrobiny!

- Znowu robisz się zazdrosna. - Michiru splotła ręce na piersiach.

- Dobra, dosyć tego - zdenerwowała się Setsuna. - Macie minutę na pożegnanie się, otwieram Wrota Czasoprzestrzeni.

- Uważaj na siebie. - Haruka spuściła z tonu i przytuliła ją mocno.

- Ty też - szepnęła Michiru. - Będę tęsknić. Wracaj szybko.

- Jasne - uśmiechnęła się. Po chwili cała trójka zdematerializowała się.


***


- Musimy coś wymyślić! - Kitana chodziła w tę i z powrotem.

- Rób jak uważasz - mruknęła Mileena. - Ale ja nie zamierzam się narażać. Rozkazy są jasne: wyeliminować uczestników Mortal Kombat. A Liu-Kang jest głównym obrońcą Ziemi. Albo go załatwimy, albo same zginiemy. Wiesz jaki jest Shang-Tsung.

- Nie pozwolę zabić Liu...! - szepnęła Kitana.

- W takim razie, zrobię to sama - oświadczyła Mileena.

- Nie! - Kitana zastąpiła jej drogę.

- Witam, drogie panie. - W pokoju zmaterializował się Shang-Tsung. - Mam nadzieję, że wytropiłyście następnego Wojownika, bo w przeciwnym razie...

- Wytropiłyśmy - potwierdziła Mileena, zerkając na Kitanę.

- Dobrze. Potrzebujecie kogoś do pomocy, czy...

- Ja to załatwię - powiedziała Kitana, patrząc na Czarnoksiężnika. - Niech to będzie wyłącznie moje zadanie.

- Oczywiście. Jak sobie życzysz, Księżniczko - uśmiechnął się drwiąco. - Tylko, jeśli ci się nie uda, jeszcze dziś wylądujesz, uwięziona między Wymiarami.

- Rozumiem - odrzekła, patrząc hardo na jego twarz. Mileena odwróciła się na powrót do komputera, udając, że nic ją to nie obchodzi.

- Więc do dzieła! - roześmiał się i zniknął w powietrzu.

- Kit... - Mileena nie wytrzymała i podeszła do niej. - Ja... - Położyła rękę na jej ramieniu, próbując ją pocieszyć.

- Wzięłam na siebie całą odpowiedzialność, nic ci nie grozi - szepnęła. - Żegnaj... - zdjęła jej rękę ze swego ramienia i wybiegła.


***


- Jest w pobliżu, wiem to. - Scorpion rozejrzał się bacznie.

- Obyś się nie mylił... tym razem - dodał Reptile.

- Dopadniemy go...!


***


- Nie mogę uwierzyć, to na pewno nie była ona. - Liu i Johnny wracali z zakupionym drugim kompletem zastawy stołowej. - To nie mogła być ona!

- Musisz się przekonać. Może, celowo chciała cię uwieść, a potem zlikwidować?

- Nawet tak nie myśl! - warknął Liu. - Jesteśmy dziś umówieni, zapytam się jej!

- Pamiętaj, że rysopis się zgadza. To może być pułapka!

Tak rozmawiając, wracali wolnym krokiem. Byli już pod domem, gdy nagle, zza zakrętu wypadł jakiś mężczyzna i wpadł prosto na Liu-Kanga.

- TALERZE!!! - Johnny ofiarnie się rzucił, próbując uchwycić siatkę, wytrąconą Liu-Kangowi.

- Cholera...!!! - Liu schwycił faceta za gardło. - Jeśli chociaż jeden się zbił...!

Nieznajomy popatrzył dziwnie na niego. Liu poczuł, jak od ręki, przez całe jego ciało, przebiegł lodowaty prąd. Nagle, nawet nie wiedząc jak, znalazł się na ziemi, a nieznajomy pobiegł dalej, przed siebie.

- Masz szczęście, że wszystkie są całe! - wykrzyczał za nim Johnny, sprawdziwszy zawartość siatki.

- Kto to był?! - Liu podniósł się. Spojrzał na swoją, silnie zaczerwienioną dłoń. - Mógłbym przysiąc, że mnie czymś poraził.

- Sądzisz, że jeden z tych... no... z Zaświatów? - zapytał ostrożnie Johnny.

- Nie wykluczam - mruknął. - Kręcą się po mieście i polują na dusze. Nie mogę się już doczekać Turnieju, by pokazać im...

- Skoro taki pierwszy lepszy, przerzucił cię, podczas, gdy to ty trzymałeś go za gardło... - Johnny zawiesił głos. - Nie chcę nic mówić, ale... czy my mamy szanse wygrać ten Turniej?


***


- Jesteśmy - oznajmiła Setsuna.

- Lepiej powiedz, gdzie - mruknęła Haruka. Wokół nich znajdowały się ruiny starej budowli, obrośnięte zdziczałą trawą.

- Klasztor Shaolin powinien znajdować się gdzieś niedaleko. - Rozejrzała się.

- Naprawdę jesteśmy pięćset lat wcześniej...?! - jęknął Jax, przecierając oczy. - ...przecież... to niemożliwe...!

- Uważajcie, tam... - Setsuna wskazała swym kluczem miejsce, gdzie coś się poruszyło. Po chwili, zza przewalonej kolumny wyszedł mężczyzna, ubrany w bardzo proste i dość skąpe szaty. I zaczął mówić.

Cała trójka popatrzyła na siebie, potem na niego.

- Zrozumiałaś coś? - Haruka popatrzyła na Setsunę.

- Yyy... nie - mruknęła. - Mógłby pan powtórzyć?! - zwróciła się do niego.

- Legenda... wy... przyszłość...! - powiedział, celując w nią palcem.

- Poszukujemy Kung Lao - rzuciła Haruka. - Jeśli może nam pan pomóc, to będziemy wdzięczni. Jeśli nie, to musimy iść dalej, do Klasztoru Shaolin.

- Kung Lao! - powiedział, kłaniając się do ziemi. - Wielki Kung Lao przyjaciel! On Shaolin walczyć! On nasza ziemia ocalić legenda...!

- Chyba coś jednak wie - stwierdziła Setsuna.

- Tylko co?! - mruknął Jax.

Mężczyzna kiwnął na nich ręką.

- Wskazuje nam drogę - domyśliła się Haruka. - Chodźmy za nim.


***


Michiru uważnie obejrzała komplet talerzy.

- Brawo. Są identyczne - powiedziała z uznaniem. - Haruka nie powinna się wściekać.

- A... gdzie ona jest? - zagadnął ostrożnie Liu.

- Wraz z Jax'em i Setsuną wyruszyli w przeszłość, odszukać Kung Lao - objaśniła.

- Czyli... nie ma jej tu? - zagadnął Johnny, uśmiechając się.

- Nie ma. - Michiru odrzuciła dumnie włosy do tyłu. - Co nie znaczy, że będziecie mogli robić co chcecie. - Z tymi słowami zostawiła ich samych w kuchni.

- Masz teraz okazję. - Liu porozumiewawczo trącił Johnny'ego łokciem. - I korzystaj z niej, póki możesz!

- Jasne...! - Twarz Johnny'ego rozpromienił szeroki uśmiech.

- Ja idę na spotkanie z moją wybranką... nie będę wam przeszkadzać - dodał Liu.

- Tylko uważaj... jeśli to ona?

- Będę ostrożny - obiecał. - I dowiem się, czy to prawda. Na razie!

Po chwili wyszedł i skierował się w umówione miejsce. Johnny tymczasem ruszył w głąb domu, w poszukiwaniu Michiru. Znalazł ją w sypialni, podlewającą kwiatki.

- Yyy... cześć - zaczął.

- Chyba się widzieliśmy przed chwilą? - Michiru uśmiechnęła się do siebie, nie przerywając aktualnego zajęcia.

- Liu poszedł na randkę, myślałem, że może i my byśmy gdzieś wyszli... co ty na to? - Oparł się niedbale łokciem o framugę drzwi.

- O proszę, Liu poszedł na randkę? - zaśmiała się. - Z kim, jeśli można wiedzieć?

- Ma na imię podobno Kitana... - mruknął.

- Kitana?! - Michiru odwróciła się gwałtownie do niego. - I ty, wiedząc o tym, pozwoliłeś mu pójść?!

- Przecież... to imię... może nosić więcej niż jedna osoba... - wymamrotał.

- Spotkałeś kiedykolwiek kogokolwiek o tym imieniu?!

- No... nie - skapitulował.

- Idziemy! - Michiru zostawiła kwiatki. - On może być w poważnym niebezpieczeństwie!


***


"Spóźnia się" - pomyślał, zerkając nerwowo na zegarek. - "Mam nadzieję, że przyjdzie."

- Witaj. - Usłyszał nagle za sobą i aż podskoczył.

- Cześć, nie widziałem jak szłaś. - Odwrócił się do niej i pocałował na powitanie w policzek.

- Liu... muszę ci coś powiedzieć. - Odsunęła go od siebie i popatrzyła prosto w oczy.

- Co takiego? - zapytał. "Czy Johnny mógł mieć rację?" - przemknęło mu przez głowę.

- Chodźmy. - Pociągnęła go za sobą. Ruszyli w milczeniu w kierunku morza.

- Nie wiem, jak zacząć... - szepnęła Kitana, gdy już byli blisko plaży. - Możesz nie zrozumieć. Ale grozi ci niebezpieczeństwo.

"Oho..." - Zmrużył oczy. - "Czyżby...?!"

- Powinieneś na jakiś czas się ukryć. Wyjechać. Zmienić tożsamość. Nie pytaj, dlaczego.

- Dlaczego? - zapytał.

- Nie mogę ci powiedzieć. - Położyła dłonie na jego ramionach. - Nie chcę, byś mnie znienawidził. Wierz mi, tak będzie lepiej. Zaufaj mi.


***


- I co? - spytał szeptem Johnny, przemykając się wraz z Michiru. Im bliżej plaży, tym było mniej ludzi, ale dwójka, którą śledzili i tak była zbyt pochłonięta własnymi sprawami.

- Ona. - Michiru zmrużyła oczy. - Musimy wkroczyć do akcji.


***


- ...nie, Kitano. - Zdjął jej ręce ze swych ramion. - Chcę poznać prawdę.

- Nie mogę. - Pokręciła przecząco głową. - To nic ci nie da.

- Chcę znać prawdę - powtórzył, nie spuszczając z niej wzroku. - Kim jesteś i jaki masz cel?

- Liu... - Cofnęła się o krok.

- Więc? - Zbliżył się do niej. - Zagramy w otwarte karty? Nazywam się Liu-Kang i jestem Wojownikiem Mortal Kombat po stronie Ziemi... a ty?

- Dobrze. - Wyprostowała się i popatrzyła ze smutkiem w jego oczy. - Księżniczka Kitana, przybrana córka Imperatora Shao Kahna, jestem Wojowniczką Mortal Kombat po stronie Zaświatów i mam rozkaz cię zabić.

- Ty... naprawdę?! - Popatrzył z niedowierzaniem na nią. - ...córka Imperatora?!

- Chciałeś to usłyszeć, czyż nie? - spytała gorzko. - Powiedziałam ci prawdę.

- Więc dlaczego mnie nie zabiłaś? Nie miałaś okazji? - zadrwił.

- Nie chcę cię zabić - szepnęła, spuszczając wzrok. - Gdybym chciała, już dawno byś nie żył. Pragnę cię ocalić, nie rozumiesz tego? Znam plany Imperatora... wszyscy Wojownicy Ziemi mają zginąć, by nie doszło do Turnieju. W ten sposób Kahn podbił moją prawdziwą ojczyznę, później zabił moich rodziców i adoptował mnie, by móc stać się jedynym władcą. Naprawdę sądzisz, że...

- Kitano, wybacz mi - szepnął, pochylając głowę.

- To ja powinnam prosić ciebie o wybaczenie. Ale nie wiedziałam, kim jesteś, gdy się spotkaliśmy. Nie planowałam tego. Nie miałam pojęcia, że musimy być wrogami - powiedziała, ze łzami w oczach.

- Nie potrafię być twoim wrogiem.

- Ani ja twoim - uśmiechnęła się smutno.

- Przejdź do nas. - Chwycił jej dłoń. - Stań po stronie Ziemi!

- Liu... chciałabym. - Dotknęła lekko jego policzka - Ale... inni Wojownicy Ziemi...

- Z daleka od Liu-Kanga! - krzyknął nagle Johnny, wyskakując z ukrycia.

- Deep Submerge! - rozległ się głos Michiru.

- Stójcie!!! - wrzasnął Liu, stając przed Kitaną. Błękitno - zielona kula energetyczna, wysłana przez Sailor Neptune uderzyła w Liu, odrzucając go na kilka metrów. Kitana wyskoczyła wysoko w górę. Sukienka na jej ciele przemieniła się w kostium, na twarzy pojawiła się maska, a w ręku wachlarz.

- To Wojowniczka Imperatora! - Johnny oskarżycielsko wskazał na nią palcem.

- WIEM!!! - huknął Liu, dochodząc do siebie po ataku Sailor Neptune. - Macie natychmiast przestać!

Oboje popatrzyli na siebie z lekką konsternacją. Kitana miękko opadła na piasek i stanęła obok Liu.

- Chcę się przyłączyć do Wojowników Ziemi - powiedziała.

- Słyszycie?! - Liu popatrzył groźnie na Sailor Neptune i Johnny'ego.

- Nie wiem, czy powinieneś jej wierzyć. - Neptune wpiła przeszywające spojrzenie w twarz Księżniczki.

- Dlaczego niby chcesz się przyłączyć do Wojowników Ziemi? - spytał Johnny, z nieufnością w głosie.

- Moim rozkazem było zabicie Liu-Kanga. Nie wykonałam tego i nie wykonam. Jeśli wrócę do bazy, spotka mnie śmierć. Nie mam innego wyjścia - odrzekła wprost.

- Podejrzane trochę... - Johnny nie wydawał się być w stu procentach przekonany.

- To podstęp. - Neptune zmrużyła oczy.

- Wiem, że mi nie ufacie. To dobrze. - Zdjęła z twarzy maskę. - W tej walce najlepiej ufać tylko sobie. Ale udowodnię wam mój wybór.

Michiru wzruszyła ramionami i przetransformowała się do swej zwykłej postaci.

- Więc to są Kaio Michiru i Johnny Cage - przedstawił ich Liu. - ...poznajcie Kitanę.

Wymienili uściski dłoni i przez chwilę stali, obserwując się nawzajem.

- Wiesz, gdzie jest baza wroga? - W głowie Johnny'ego zaświtał pewien pomysł.

- Wiem - odparła. - Wskażę wam drogę, gdy będzie trzeba. Ale... - zawahała się na moment - ...nie wolno wam zabić Wojowniczki, podobnej do mnie.

- Tamtej drugiej, co przygwoździła Jax'a sztyletami do ściany? - domyśliła się Michiru.

- Tamtej, która omal nie zabiła mnie?! No, nie wiem, zobaczymy... - mruknął Johnny. Kitana uśmiechnęła się lekko.

- Cieszę się, że będziesz walczyć z nami - szepnął Liu, otaczając ją ramieniem. - I że jesteś tu, ze mną.

W odpowiedzi przytuliła się do niego.

- Niebo ma piękny odcień, pojawiają się już pierwsze gwiazdy... - powiedział głośno Johnny, wyciągając jednocześnie rękę, by objąć Michiru.

- Johnny, ja... - zaczęła, ale nie pozwolił jej skończyć.

- Ona nie dowie się. Przysięgam - zapewnił szybko, patrząc na jej twarz. Michiru zarumieniła się lekko i umilkła.

Cała czwórka przez kilka minut spacerowała w milczeniu, kontemplując piękno krajobrazu. Wokół unosiła się szczególna atmosfera.

- Zapomniałabym! - Kitana zsunęła z dłoni rękawiczkę i zdjęła pierścień z wskazującego palca. - Michiru weź to, proszę. W tym zaklęta jest dusza Sailor Mars, tworzycie chyba jedną drużynę. Nie wiem niestety, jak złamać zaklęcie.

- Dziękuję. - Michiru popatrzyła ze smutkiem na pierścień. - Musimy wrócić je wszystkie do życia.

- Znajdziemy sposób. - Johnny przygarnął ją mocniej.

- Idziemy do domu? - spytał Liu. - Znaczy: do twojego domu, Michiru.

- Nie, zostańmy jeszcze trochę! - zaprotestował Johnny.

Michiru przystanęła i zmrużyła oczy.

- Co się stało? - Johnny stanął obok niej.

- Coś jest nie tak - powiedziała. - Morze niespokojnie szumi...

W tym momencie, morze się spieniło i ogromny słup wody wytrysnął do góry.

- CO TO JEST?! - wrzasnął Johnny.

- Zdrajczyni... - W słupie wody zajaśniały dwa, jasnozielone punkciki.

- To Shang-Tsung! - krzyknęła Kitana. Naraz na jej dłoniach pojawiły się kajdany, a postać zaczęła znikać.

- Kitana! - Liu próbował ją chwycić, ale jego ręce przeszły przez nią jak przez powietrze.

- Neptune planet power... - Michiru rozpoczęła transformację

- UWOLNIJ NATYCHMIAST KITANĘ!!! - wrzasnął Liu, składając ręce przed sobą. Z jego palców wystrzelił ognisty pocisk, prosto w owe dwa świecące punkciki. Rozległ się syk, woda opadła, ukazując wszystkim postać długowłosego Czarnoksiężnika, który rozcierał sobie czoło. U jego stóp unosiła się skrępowana Kitana.

- Now, you all will die! - warknął i pstryknął palcami. Ogromna fala uniosła się na jakieś dwadzieścia metrów, oddzielając Czarnoksiężnika od Johnny'ego, Liu-Kanga i Michiru, po czym załamała się i runęła w dół.

- To nas przecież zabije!!! - Johnny zerwał się do ucieczki.

- Submarine Reflection! - zawołała Sailor Neptune, wyciągając przed siebie swoje lusterko. Talizman rozbłysł błękitno - zielonym blaskiem i fala zatrzymała się w miejscu, po czym cofnęła i opadła, obmywając jedynie wszystkim nogi.

- Drań, uciekł z Kitaną!!! - Liu zacisnął pięści. - Nie daruję mu, jeśli jej coś zrobi!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Grisznak : 2007-06-01 14:05:20
    heh

    No proszę, powiało romantyzmem...i wesolutko, jak zwykle.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu