Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Czarny Pan

Zagadkowa Przemiana

Autor:Roy de Lamort
Korekta:Teukros
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2008-01-22 08:31:40
Aktualizowany:2008-02-21 21:53:21


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Podobno każdy od czasu do czasu wstaje lewą nogą... Ale nie ma nic gorszego, niż narazić się przyszłemu czarnoksiężnikowi, który ma zły dzień.


Pozostawiony sam sobie Tom Riddle zaczął zapoznawać się z treścią listu. Już sama koperta przyciągnęła jego uwagę - był na niej wypisany wyraźnymi, czarnymi literami zaskakująco dokładny adres.

Thomas Marvolo Riddle

Publiczny sierociniec nr 4

Drugie piętro, trzecie drzwi na lewo

Willow Street 5

Londyn

Już sama dokładność informacji na temat jego lokalizacji wywołała w Tomie dziwną mieszankę podziwu i niepokoju, jednak mimo to natychmiast rozerwał kopertę.

Hogwart

Szkoła Magii i Czarodziejstwa

Dyrektor: Armando Dippet

(Order Merlina Drugiej Klasy, dwukrotny zdobywca Nagrody Za Zasługi Dla Szkoły, Międzynarodowa Komisja Do Spraw Lokalizacji Czarodziejskich Dzieci Urodzonych z Mugoli)

Szanowny Panie Riddle

Uprzejmie informujemy, iż został Pan przyjęty do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Poniżej załączam listę podręczników i niezbędnego wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pańskiej sowy do 31 lipca. Pragnę również nadmienić o zakazie ujawniania Pańskich mocy, a także czarodziejskiego wyposażenia w obecności mugoli innych niż Pańscy najbliżsi krewni lub opiekunowie, jednak nawet w odniesieniu do nich zalecam powściągliwość.

Łączę Pozdrowienia

Galatea Merrythought

Zastępca Dyrektora.

Lokalizacja czarodziejskich dzieci... Riddle nagle poczuł się nieswojo, jakby w ścianie pokoju pojawiły się tysiące śledzących go oczu. Po chwili, gdy otrząsnął się z tego lekkiego szoku, sięgnął po resztę zawartości przesyłki.

Do listu przypięta była inna kartka, zawierająca listę podręcznikow (ich liczba sprawiła, że Tom mimowolnie sięgnął do pozostawionej mu sakiewki, która nagle wydała się mu być bardzo mała) oraz niezbędnych przedmiotów i przyrządów; był tam kociołek, jakieś preparaty, których same nazwy przyprawiały o ból głowy, waga, tajemnicze przyrządy do astronomii, a także coś, co zaparło Tomowi dech w piersi; czarodziejska różdżka. Teraz już wiedział, czym najpewniej posługiwał się jego niedawny gość. Do przesyłki dołączony był również bilet na pociąg, odjeżdżający z (tu Tom przeczytał dwa razy) peronu 9 i 3/4. Normalnie coś takiego wzbudziłoby w nim co najmniej rozbawienie pomieszane z nieufnością, ale teraz był zdolny do uwierzenia niemal we wszystko. Była też mała mapka części Londynu, wskazująca dokładną lokalizację pubu, o którym wspominał Riddle'owi Dumbledore.

Tom kilkakrotnie przewertował otrzymaną wiadomość, która mimo faktu, że właśnie odwiedził go prawdziwy czarodziej, wydała mu się nie do końca zrozumiała. O co chodziło z tą sową? I gdzie jest ten peron 9 i 3/4? Pomyślał, że powinien był jednak przycisnąć Dumbledore'a i zdobyć więcej informacji.

Po chwili jednak się uspokoił. Póki co, wystarczyło mu, że wiedział, jak dostać się na ulicę Przekątną, czy jak jej tam. Nie potrzebuje w końcu żadnej pomocy. Reszty dowie się na własną rękę.

Jak zwykle.

***


Mimo rysujących się na horyzoncie świetlanych perspektyw, następny dzień nie zaczął się dokładnie tak, jak Riddle sam by chciał, jednak nie miał wyboru; musiał stawić czoła konsekwencjom swoich niegdysiejszych wyczynów. Z samego rana, jeszcze przed śniadaniem, udał się na upokarzający obchód sierocińca razem z pudełkiem, zawierającym trofea, z którymi musiał się, chcąc nie chcąc, rozstać. Jedyne, co mógł teraz zrobić, to zminimalizować hańbę, która miała stać się jego udziałem, spotykając się tylko z jedną osobą naraz, unikając tym sposobem publicznego osądu. Z właścicielem organków nie miał najmniejszego problemu - chłopiec należał do tych, którzy bali się Riddle'a, więc rzucone na jego łóżko organki i niedbałe "przepraszam" wystarczyły - podobnie było z chłopcem, któremu skradł jo-jo - ten zapomniał już, że kiedykolwiek je posiadał, i wręcz (co Tom odnotował z dziwną mieszaniną zażenowania i nieufności) dziękował Riddle'owi za zwrot owego przedmiotu, tak, jakby nie dotarło do niego przyznanie się Riddle'a do przywłaszczenia sobie jego zabawki.

Najgorsza katorga czekała Toma jednak na drugim piętrze, za drzwiami z plakietką głoszącą "Adriana Cole - kierowniczka".

Tutaj musiał zrobić użytek ze swych najlepszych umiejętności aktorskich, żeby odegrać przekonującą scenkę ukorzenia się przed panią Cole. Gdyby nie zachwycające perspektywy posiadania zestawu czarodziejskich artefaktów, na pewno nie wygłosiłby długiej, piętnastominutowej samokrytyki, w której wyczerpał chyba roczny zapas obłudy, przyznając się do kradzieży ze łzami w oczach, błagając o wybaczenie za kłopot, jaki jej sprawił, obiecując poprawę i proponując odpokutowanie w jakiś sposób za swą kradzież. Pani Cole, tego był pewny, gdyby nie to przekonujące przedstawienie, porządnie złoiłaby mu skórę, i pewnie wylądowałby na najbliższe kilka dni zamknięty w swoim pokoju, jednak miał szczęście w nieszczęściu - kierowniczka sierocińca była tego dnia w dość łaskawym nastroju, wcale niewykluczone, że wywołanym bliską perspektywą pozbycia się Riddle'a na najbliższy rok. Skończyło się więc na krótkiej połajance i blisko półgodzinnym, moralizatorskim monologu. Tom tylko kiwał głową we właściwych momentach, wcale nie słuchając, ale i nie odważając się nawet użyć swej mocy. W jakiś niejasny sposób czuł, że profesor Dumbledore jeszcze co najmniej raz spotka się z nim twarzą w twarz, a nie chciał sobie robić z niego wroga.

A przynajmniej, nie od razu.

Podczas gdy pani Cole kontynuowała swą tyradę, myśli Toma krążyły już wokół zaplanowanej na dziś wyprawy na ulicę Pokątną. Postanowił zjeść tylko śniadanie, i natychmiast wyruszyć w drogę, po trochu dlatego, że nie mógł już doczekać się wkroczenia w zupełnie nowy świat, stwarzający tyle możliwości, a po trochu dla zabicia okropnego posmaku upokorzenia, jakie pozostawił w nim teatr, odstawiony przed panią Cole. Już na wstępie podjął pewną decyzję; zdecydował póki co nie używać swej budzącej lęk mocy, ani tym bardziej nie przyznawać się do niej. Efekt, jaki tajemnicze istoty z jaskini wywierały na ludziach, z całą pewnością nie był niczym przyjemnym, a mieszkańcy czarodziejskiego świata (tu Tom przyłapał się w myślach, że już nieświadomie używa tej nazwy, mimo faktu, że nawet jeszcze do niego nie wkroczył) mogliby nie być zachwyceni faktem, że ich nowy nabytek dysponuje podobnymi możliwościami.

Pani Cole skończyła nareszcie swoje przemówienie, zakończone zmuszeniem Toma do złożenia obietnicy, że nigdy już nie postąpi w tak, jak to ujęła, "odrażający, niegodny jej wychowanków" sposób. Riddle nie oponował i czym prędzej przyrzekł, że nigdy się to nie powtórzy... a przynajmniej, póki jest w sierocińcu, dodał w myślach. Co jak co, ale tej obietnicy zamierzał dotrzymać, przede wszystkim ze względu na profesora Dumbledore'a. W tym przypadku gra była warta świeczki. Zanotował sobie jednak, żeby prędzej czy później zatrzeć wszelkie ślady tego spotkania.

Powoli Tom Riddle wycofał się z gabinetu pani Cole, wyraźnie już nieco udobruchanej, gnąc się w ukłonach i zapewniając raz po raz, że nigdy już w żaden sposób nie narazi dobrego imienia jej sierocińca na szwank. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, natychmiast pognał do swojego pokoju po kilka kartek papieru, które były jego przepustką do nowego, nieznanego świata. A zresztą, pal licho śniadanie, pomyślał. Na ulicę Pokątną wyruszy już teraz.

***

Tom szybko opuścił sierociniec, odprowadzany ciekawskimi spojrzeniami wstających z łóżek dzieci. Zapewne wieści o jego nagłej odmianie zaczęły już się rozchodzić, a Riddle niespecjalnie miał ochotę stawiać czoła armii dzieciaków, wiedzących już o jego występkach. Co prawda był przyzwyczajony do nieufnych, karcących lub przestraszonych spojrzeń - to nie stanowiło żadnego problemu, nie chciał jednak, żeby padły niewygodne pytania - po trochu ze względu na treść listu, który trzymał właśnie w kieszeni, a po trochu ze względu na fakt, że w obecnej sytuacji nawet jemu trudno byłoby wymyślić jakieś przekonujące kłamstwo. W końcu trzymał te wszystkie przedmioty latami, a nagle zdecydował się je oddać, ot, tak? Nawet powiedzenie części prawdy mijało się z celem; już widział, jak by się to skończyło - "Tom, idziesz do szkoły? A do jakiej? A gdzie? A kiedy? A dlaczego tam?". Każde takie pytanie było w istocie pułapką, potencjalnie wiodąc do sedna tajemnicy Toma. A tajemnica, jak wiadomo, najlepiej się ma, gdy zostawi się ją w spokoju.


***

Pub, przez który Tom miał dostać się na ulicę Pokątną, według mapki nie znajdował się daleko. Riddle musiał tylko minąć kilka ulic, których większość i tak już znał... tym razem czekała na niego pewna niespodzianka. W pewnym zaułku natknął się ponownie na tego samego wyrostka, który kiedyś go zaczepiał, i który przypłacił to upokorzeniem przed kumplami. Tym razem był sam, jednak było bardzo wyraźnie widać, że wizerunek Riddle'a pamięta nadzwyczaj dobrze. Był dalej ubrany w wyświechtane szmaty, które panią Cole przyprawiły by o palpitacje, jednak tym razem w jego oczach widniała determinacja, której zabrakło mu poprzednim razem.

- Pamiętasz mnie, gówniarzu? - zapytał Toma złowrogim szeptem. W jego oczach płonęła żądza krwi. Rozejrzał się dookoła, jakby czuł na sobie czyjś wzrok. - nie wiem, co za cholera z ciebie - lekko się wzdrygnął, jakby na wspomnienie poprzedniego spotkania z Riddle'm. - ale tym razem mnie dobrze popamiętasz... - tu wyciągnął z przepastnej kieszeni długi nóż, po czym przeciągnął palcem po ostrzu. - co, teraz już nie jesteś taki chojrak, co? - dodał, najwyraźniej uznawszy minę Toma za przerażenie.

Nieco się jednak przeliczył, w istocie wybrał sobie najgorszy możliwy dzień na zaczepienie Riddle'a. Tom, upokorzony po porannej przechadzce po sierocińcu, miał ochotę na kimś sobie to odbić... i oto natknął się na idealną ofiarę. A raczej, idealnego napastnika, poprawił się w myślach, i usta wykrzywił mu cyniczny uśmiech. Tym razem mu nie popuści. Niech zobaczy, co znaczy naprawdę narazić się Riddle'owi... zwłaszcza, że za to nikt go nie rozliczy. W końcu... jeszcze nie wkroczył do świata czarodziejów.

A w razie czego... cóż, to nie on zaczął.

Tom zamknął oczy i skupił się na mrocznej, nabrzeżnej jaskini, i niemal natychmiast wyczuł ten charakterystyczną, duszącą ciemność. Sam nie był na nią specjalnie podatny, ale opryszek natychmiast poczuł, że coś się zmieniło. Riddle sam nie sądził, że efekt będzie tak nagły, ale raczej nie był tym rozczarowany - wprost przeciwnie. Teraz nareszcie wypróbuje swych nowych sprzymierzeńców z jaskini.

Kiedy tylko pomyślał o tych istotach, stało się to jak na zawołanie.

Powiewający mimo braku wiatru czarny płaszcz, kaptur, oraz kryjąca się pod nimi potworna istota spadły jak grom z jasnego nieba, celując w przerażonego już wyrostka. Przez chwilę istota krążyła wokół niego, karmiąc się jego przerażeniem, ale i jakby czekając na dalsze polecenia. Sam Tom nie do końca wiedział, do czego właściwie zdolna jest ta istota, ale był to idealny moment na mały test.

- Jest twój. - powiedział krótko Riddle.

Jakby tylko na to czekała, tajemniczy upiór zdjął kaptur, po czym zbliżył swe pozbawione warg usta to twarzy bandziora, który wciąż nic nie widział, a był zbyt sparaliżowany strachem, by uciec.

- Nie zaczynaj z lepszymi od siebie... - powiedział Tom zjadliwym szeptem, po czym ruszył dalej w stronę Dziurawego Kotła. Chwilę potem jedyne, co usłyszał, to urwany krzyk i odgłos upadającego ciała. To mu wystarczyło. Wiedział, co mniej więcej spotkało jego niedoszłego napastnika, ale nie wiedział, co dokładnie. Tym sposobem... jeśli ktoś kiedykolwiek zapyta go, czy wie, co się tu stało, i czy on to zrobił... spokojnie będzie mógł odpowiedzieć, że nie.

Swoje natomiast i tak będzie wiedział.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.