Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Niedokończona sprawa

Rozdział 2

Autor:Ramos
Korekta:IKa
Tłumacz:Aevenien
Serie:Harry Potter
Gatunki:Obyczajowy, Romans
Dodany:2007-12-14 15:10:13
Aktualizowany:2008-03-13 21:19:10


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Tytuł oryginału - Unfinished Business

Link - Unfinished Business

Autor - Ramos

Zgoda - Jest

Beta - Minamoto (IKa)


Kiedy Hermionie w końcu udało się zmaterializować i poszybować do biblioteki, Harry i Ron już tam czekali. Chłopcy rozparli się na swoich krzesłach i tępo wpatrywali się w okładki podręczników, sprawiając wrażenie, jakby myśleli o wszystkim innym, tylko nie o nauce.

- Cześć - powiedziała cicho i chłopcy podnieśli głowy.

- Gdzie byłaś? - dopytywał się Ron. - Czekaliśmy tutaj całe wieki.

- Przepraszam, miałam mały problem. - Przez chwilę pociągała nosem zdecydowanie nie chcąc wybuchnąć płaczem. Wolała nawet nie myśleć, że ktoś mógłby ją porównać do Jęczącej Marty.

- Słyszeliśmy co się stało - powiedział Harry. - Wszyscy w pokoju wspólnym zachowywali się bardzo dziwnie. Nie mam pojęcia czemu tak się przejmują. Byłem pewien, że ucieszą się z twojego powrotu.

Hermiona wtuliła głowę w ramiona.

- Może i byłam Prefekt Naczelną, ale nie sądzę, żeby byli oni moimi przyjaciółmi.

- Nie ma znaczenia czy i jak bardzo cię lubili - powiedział Ron stanowczo. - Oni myślą tylko o sobie. To, że stałaś się duchem, uświadomiło co poniektórym, że także mogą umrzeć.

- Hermiono, nie przejmuj się tym. Cieszymy się, że jesteś z nami - powiedział Harry. - I nie obchodzi mnie, co myślą inni, zawsze będziesz naszą przyjaciółką.

Hermiona westchnęła i uśmiechnęła się nieśmiało.

- Dziękuję Harry, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.

- Tak się składa, że wiem - odparł, poprawiając okulary na nosie. - Więc, czego mamy szukać? Powinniśmy się dzisiaj uczyć, ale myślę, że poświęcimy ten czas na polowanie duchy.

Ron jęknął, ale bez dalszych protestów przysunął do siebie stos książek i zaczął je wertować, kłócąc się z Harrym nad znaczeniem duchów i różnicami w ich historii. Niestety, żadna z tych pozycji nie zawierała informacji dotyczących Hermiony. Większość skupiała się na przebiegu różnych nawiedzeń albo na zaklęciach, które mogły powstrzymać lub wygnać ducha. Kilka ostatnich sprawiło, że Hermiona poczuła się niepewnie, ale na szczęście były one na tyle skomplikowane, że do ich rzucenia potrzebne były umiejętności, przewyższające możliwości większości czarodziejów i czarownic.

Mgliście pamiętała, że Jęcząca Marta po swojej śmierci nękała Olivię Hornby, zmorę swojego życia. Skończyło się to dopiero, gdy minister rzucił na nią zaklęcie egzorcyzmujące jakiegoś specjalnego typu, które uwięziło nastolatkę, w miejscu gdzie umarła - w łazience.

Dla Harry’ego i Rona rozmowa z Hermioną niczym się nie różniła od setek innych, które odbywali wieczorami w bibliotece. Dziewczynę ogromnie cieszyło przebywanie w ich towarzystwie, a szczególnie to, że traktowali ją tak, jak gdyby nic się nie stało. Jak nigdy przedtem, cieszyła się z ich narzekania, kiedy zagoniła ich do książek, chociaż Ron narzekał na niesprawiedliwość faktu, że Hermiona nie będzie musiała już nigdy się uczyć. W zamian Harry wytknął mu, że dla ich przyjaciółki to taka sama sytuacja, jak gdyby oni już nigdy nie mogli grać w quidditcha. Wywołało to nerwowe wzdrygnięcie się Rona i skutecznie uciszyło wszelkie jego narzekania.

***

Kiedy kilka następnych dni minęło jej nadspodziewanie szybko. Hermiona zrozumiała, że Szara Dama miała rację, mówiąc jej, że teraz inaczej będzie postrzegać upływ czasu. Nie potrzebowała już snu w typowym tego słowa znaczeniu, ale często zauważała, że jej myśli zaczynają błądzić, a w chwilach, kiedy słońce wschodziło i wspinało się po nieboskłonie, ona sama staje się dziwnie nieobecna. Mało co zwracało jej uwagę do momentu, kiedy nie zaczynało się zmierzchać, a gasnące promienie prześwitujące przez witrażowe okna budziły ją, jak każdy wschód słońca za życia.

Nieraz budziła się z zamyślenia i odkrywała, że znajduje się w klasie Eliksirów, wisząc nieruchomo nad stołem, przy którym ona i Neville Longbottom warzyli ten nieszczęsny eliksir.

Inne duchy funkcjonowały w mniej więcej tych samych godzinach co Hermiona i dziewczyna szybko poznała zasady, obowiązki i nieliczne plusy bycia hogwardzkim duchem. Jej zdaniem było to bardzo zbliżone do bycia znowu na pierwszym roku, mimo, że nie uczęszczała na zajęcia. W zamian za to, miała nieskończoną ilość wykładów Szarej Damy i Krwawego Barona, zawierających informację o tym, co dobrze wychowany duch mógł robić, a czego nie. Widocznie mieli oni bardzo sztywne zasady co do tego, jak powinny zachowywać się duchy Hogwartu i pomimo jej niezliczonych prób sprowadzenia rozmowy na inne tory i dowiedzenia się czegoś ciekawego, rezydenci zamku trzymali się utartego schematu.

Pierwsza brzmiała, nie przenikać przez ludzkie ciało, ponieważ było to nieprzyjemne dla obu stron. Nawiedzanie dormitoriów wszystkich czterech Domów było wykluczone, co tłumiło w zarodku rosnącą pokusę Hermiony, by zmienić życie Draco Malfoya w piekło. Każdy duch miał też obowiązek zawiadamiać Krwawego Barona o wyjątkowo złym zachowaniu Irytka. Jako, że Poltergeist zawsze zachowywał się skandalicznie, w praktyce rzadko który z duchów się tym przejmował.

Duchy nie mogły także przeszkadzać uczniom i nauczycielom podczas zajęć. Szczerze mówiąc Hermiona lubiła uczestniczyć w normalnym rozkładzie dnia i nadal brała udział w swoich ulubionych zajęciach, unosząc się wysoko przy krokwiach sal, kiedy jej rówieśnicy kontynuowali lekcje bez niej.

Postępując ściśle według zasad, Hermiona powinna zachowywać się cicho i pozostawać niewidzialną przez cały szkolny dzień, ale stawanie się niewidzialną i powrót do normalnej postaci, sprawiał jej na początku trochę trudności. Sir Nicholas był pod tym względem szczególnie pomocny i pomimo, że jego uwaga była trochę zbyt mocno skupiona na niej, była wdzięczna za jego rady i instrukcje. Zrzuciła zachowanie Nicka na karb tego, że był oficjalnym duchem Gryffindoru, a ona, jako Gryfonka, była w gruncie rzeczy jego rodziną.

Kilka tygodni po jej śmierci, duchy Hogwartu zorganizowały rodzaj przyjęcia debiutanckiego dla Hermiony, zapraszając wszystkie okoliczne zjawy, żeby mogły ją poznać. Jeźdźcy bez Głów przesłali jej śliczną wiązankę ze zwiędłych róż, jednak bardziej po to, żeby zirytować Nicka i przepraszali za swoja nieobecność, tłumacząc się udziałem w Międzynarodowych Rozgrywkach Głowopolo, odbywających się tego wieczoru. Wszystkie duchy z kraju, a kilka nawet z dalszych stron, przybyły, żeby zobaczyć nowego członka w swoich szeregach, udzielić niepotrzebnych porad i generalnie zanudzić się nawzajem na śmierć, jakby mogło to cokolwiek zmienić.

Jęcząca Marta, która też pojawiła się wśród gości, kiedy zorientowała się, że nie jest już najmłodszym duchem w zamku, nie zaszczyciła ich swoją obecnością nawet przez pół godziny. Hermiona próbowała ją przekonać, że tak naprawdę Marta umarła mając szesnaście lat, a ona sama ma już osiemnaście, ale starszy duch był zbyt rozgoryczony, żeby słuchać jakichkolwiek wyjaśnień. Odleciała do lochów tonąc w łzach. Jej rozpaczliwe zawodzenie obudziło kilku Ślizgonów, a Flich przez dwa dni narzekał na rozlaną wodę wokół jej łazienki.


***


Drzwi klasy Eliksirów otworzyły się z mniejszym impetem niż zwykle. Był już późny wieczór, więc Severus był prawie pewny, że w sali nie będzie żadnych uczniów, którzy na jego widok wzdrygną się z zaskoczenia. Jakież więc było jego zdziwienie, gdy zauważył, że klasa nie była jednak tak pusta jak się spodziewał.

- Co tu robisz, Granger? - spytał, kiedy rozpoznał intruza. - Nie powinnaś czasem straszyć gdzieś indziej?

Hermiona ocknęła się ze swojej wczesno wieczornej zadumy.

- Tutaj umarłam panie profesorze. Jest pan raczej skazany na moją obecność.

- Idź sobie postraszyć sowy - powiedział. - Albo wystrasz Panią Norris, nic mnie to nie obchodzi. Mam dużo pracy.

Hermiona unosiła się w powietrzu, rozważając, czy mu nie odpyskować. Z natury nie była osobą przepraszającą za to, że żyje i nie chciało jej się wdawać w kłótnię z nie lubianym profesorem zaraz po przebudzeniu. Zamiast tego przyglądała się jak Mistrz Eliksirów przygotowuje szereg kociołków, każdy z podobną zawartością. Zrzucił z ramion ciężkie wierzchnie szaty i swój surdut, zostając w koszuli i czarnej kamizelce. Biel lnianego materiału koszuli była dla niej takim samym szokiem, jak różdżka wydobyta z długiej kieszeni umieszczonej wszytej w szew spodni. Była ona raczej jasnoszara, a nie czarna, tak jak wyobrażała sobie z resztą Gryfonów. Często snuli też przypuszczenia, że nie miał on zbyt wielkiej wprawy w posługiwaniu się nią. Podejrzenie to zostało rozwiane w chwili, gdy Snape szybko i z łatwością otoczył zaklęciem ochronnym swoje ręce i twarz.

W tym samym momencie, kiedy rozpoznała zaklęcie ochronne, zauważyła też słój pełen małych kwiatów kapturnika. Etykietka przyklejona do naczynia, pokryta była nieczytelnym pismem Mistrza Eliksirów i głosiła, że zawartość jest skażona i nie należy jej używać w pod żadnym pozorem.

- Pracuje pan nad eliksirem, który mnie zabił - domyśliła się. - Dlaczego?

Snape nie zaszczycił jej spojrzeniem, ale odpowiedział na pytanie.

- Ponieważ ta mikstura nie powinna była cię zabić, głupia dziewczyno. Miałaś tylko głęboko zasnąć.

- Zabiła mnie, ponieważ miała dodatkowy składnik. Grzyb.

- Genialna dedukcja - powiedział nieobecnym głosem, rozdzielając suszone kwiaty do kilku probówek. - Tajemnicą jest, dlaczego pasożyt zmienił tę raczej nieszkodliwą miksturę w śmiertelną.

Hermiona spłynęła w dół, by stanąć koło stołu i przyjrzeć się małym kwiatom kapturnika, które zakończyły jej życie. Blado niebieskie, ciasno zwinięte płatki. Nie widziała żadnej różnicy między rośliną znajdującą się na stole, a tą na obrazku w leżącym obok zielniku.

- Jest pewien grzyb który zaraża trawy. To buławinka z rodziny workowców - powiedziała, bardziej myśląc na głos niż mówiąc Snape’owi coś, czego prawdopodobnie uczył się, kiedy ona dopiero zaczynała czytać i pisać. - Alkaloidy w tych grzybach powodują zwężanie naczyń krwionośnych, wywołują efekt podobny do odmrożeń i gangreny, a w ekstremalnych przypadkach drgawki, halucynacje i nieodwołalne uszkodzenia mózgu.

- No i? - Snape wciąż był zajęty przygotowywaniem składników. Wyglądało na to, że ma zamiar przygotować klika wersji eliksiru.

- Jeżeli te rośliny były zarażone podobnym grzybem, jego alkaloidy połączone z nasennym działaniem eliksiru mogły sparaliżować autonomiczny układ nerwowy. Ciało po prostu przestało oddychać.

- Jego działanie mogło spowodować albo zatrzymanie oddychania, albo zwężenie naczyń krwionośnych w płucach, tak że nie mogły one dłużej wymieniać dwutlenku węgla na tlen - powiedział Snape. - Taką przyjąłem hipotezę i będę usiłował odtworzyć tę miksturę, którą stworzyłaś razem z Longbottomem. Na szczęście, pan Flich zdołał znaleźć trochę szczurów do jej przetestowania.

Wskazał głową klatkę stojącą w rogu sali, z której wnętrza dochodziły odgłosy chrobotania.

Hermiona mruknęła zastanawiając się nad czymś i sięgnęła po pergamin ze składnikami i sposobem przygotowania eliksiru. Jak zwykle jej ręce przeniknęły przez dokument bez najmniejszego oporu.

- Do licha.

Snape spojrzał na nią przeciągle, krzywiąc się nieznacznie.

- Jeżeli skończyłaś już marnować mój cenny czas, mam dużo pracy, a twoja obecność mi nie pomaga, Granger. Idź. Już. Sobie.

- Dobrze proszę pana - odpowiedziała z cichym westchnieniem. - Dziękuję.

- Za co niby? - spytał niecierpliwie, ale w jego głosie nie słychać było ciekawości.

- Za rozmawianie ze mną jak bym istniała.

Snape uniósł brew.

- Jesteś prawdziwym duchem uczennicy - zaznaczył, choć jego ton sugerował, że jest raczej prawdziwym wrzodem w miejscu gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę.

- Żywi ludzie, to znaczy uczniowie, czują się zwykle zbyt niezręcznie, żeby ze mną rozmawiać. A inni nauczyciele, szczególnie profesor McGonagall, nazywają mnie „duchem Hermiony Granger”, jakbym była tylko podróbką prawdziwego człowieka. - Hermiona westchnęła ciężko. - Dlatego się zastanawiam, czy jestem tylko kopią? Czy prawdziwa Hermiona Granger jest w niebie, Walhalli czy gdzieś tam, a ja jestem tylko jej pozostałością?

- „Myślę więc jestem” - zacytował Snape. - Istniejesz. Potrafisz myśleć. To wszystko, co potrzebne jest do bycia „prawdziwym”, Granger. Odmawiam jednak dalszej dyskusji o istnieniu czy charakterze jakiejkolwiek duszy, z twoją włącznie.

- Przepraszam. Nie chciałam narzekać - powiedziała szybko Hermiona, wpatrując się w swoje dłonie. - To tylko dlatego, że… zanim umarłam, w końcu myślałam, że pasuję do czarodziejskiego świata. Teraz nawet moja ulubiona nauczycielka nie chce ze mną porozmawiać.

- Minewra McGonagall uważa cię za swoją porażkę - powiedział szorstko. - Niestety ona nigdy nie radziła sobie dobrze z niepowodzeniami.

- A pan?

- Ja natomiast miałem wiele okazji, żeby nauczyć się radzić z porażkami.

- Nie, miałam na myśli czy ja jestem jedną z pana porażek? Pan nie zrobił przecież nic złego. To nie pana wina, że umarłam.

- Umarłaś na moich zajęciach, panno Granger. To automatycznie sprawia, że jestem winny.

Hermiona poczuła się zdecydowanie urażona - takim tonem Snape mógłby równie dobrze rozmawiać o pogodzie, albo o zasadach quidditcha.

- Rzeczywiście, dobrze pan to znosi.

- Niby co powinienem zrobić? Drzeć szaty czy może rzucić się z Wieży Astronomicznej? Wydawać okrzyki rozpaczy? A może popaść w obłęd? Nie pochlebiaj sobie. Jesteś po prostu moją kolejną ofiarą, Granger. Z pewnością nie pierwszą i bardzo prawdopodobnie nie ostatnią.

Wpatrywała się na niego z otwartymi ustami, a obojętne nastawienie Snape’a przerodziło się w pogardę

- Panno Granger, faktem jest, że twoja śmierć nie była największą tragedią tego dziesięciolecia. Nawet nie roku. I choćby nie wiadomo jak bardzo ta świętoszkowata, zakuta w gorset konwenansów stara kocica rozrzewniała się nad stratą twojego potencjału, wyraźnie widać, że w tym wypadku śmierć nie była jednak końcem życia.

Jedyną oznaką utraty opanowania przez Mistrza Eliksirów były jego ręce, które zamiast, jak do tej pory, rozrywać na kawałki suszone kwiaty, zaczęły je mimowolnie rozcierać w drobny mak, osiadający na czarnym blacie biurka.

- Czy masz pojęcie, ile zmarnowanego potencjału widziałem przez te lata? Jak dużo istnień, które skończyły się zanim nadszedł ich czas? Cedric Diggory, Longbottomowie, lista nie ma końca. A życie toczy się dalej. Nieubłaganie. Nieustannie. Nieuchronnie. Dlaczego twój przypadek miałby mieć jakikolwiek wpływ na porządku całego świata?

Wciągnął ze świstem powietrze i odetchnął głęboko

- Dobranoc, panno Granger - powiedział ostro, wracając do swojej pracy.

Hermiona potraktowała jego słowa jako odprawę i zniknęła.


***


- Nie żebym się czegoś po nim spodziewała - chyba już po raz czwarty fukała zirytowana Hermiona.

Harry i Ron pokiwali głowami w cichej akceptacji, nie odważając się nic powiedzieć.

Kiedy pojawiła się, najwyraźniej bardzo niezadowolona, chłopcy zaanektowali dormitorium siedmiorocznych i wygonili z niego kolegów. Nawet po śmierci, jej temperament nie stracił na ostrości. Teraz przechadzała się tam i z powrotem pomiędzy łóżkami, ale przez brak materialnego ciała czynność ta nie wywoływała już takiego efektu, jak za życia

- No więc? - warknęła odwracając się do nich, nieświadoma faktu, że jej włosy były teraz o wiele bardziej potargane niż zwykle, co sprawiało, że wyglądała w tym momencie nieco przerażająco.

- Co więc? - odpowiedział Ron. - Snape czepiał się ciebie, odkąd pierwszy raz podniosłaś rękę na zajęciach.

- Mnie i każdego innego Gryfona. I całe lata broniłam go, powtarzając wam, że powinniście okazywać mu więcej szacunku, że on nie jest wcale taki zły. Więc on jest zły. Jest nieczułym draniem! - zakończyła zdecydowanie.

- Nie do końca - powiedział Harry bezbarwnie.

Hermiona spojrzała na niego.

- Kompletnie zwariowałeś? Co się stało z dwójką chłopaków, którzy zawsze mówili, że Snape jest taki okropny? Jestem zaskoczona, że nie oskarżyliście go o otrucie mnie.

- Cóż … - Ron zawahał się. - Krążyła nieprzyjemna plotka, że Snape otruł cię, bo pochodziłaś z mugolskiej rodziny i byłaś męczącą „panną-wiem-to-wszystko”.

- Jakbyśmy nigdy wcześniej nie słyszeli czegoś takiego - powiedziała zniecierpliwiona Hermiona. - Nie uwierzyliście w to, prawda?

- Nie, nie bardzo - wymamrotał Ron. Hermiona nie zauważyła ukradkowej wymiany spojrzeń pomiędzy nim a Harrym.

- On próbował cię uratować - przyznał niechętnie Ron. - Kazał nam biec po Madame Pomfrey, a sam zaczął uciskał twoją klatkę piersiową, żeby twoje serce zaczęło pracować. Przez chwilę myśleliśmy, że on cię całuję, ale on próbował zmusić twoje płuca do pracy. Zapomniałem jak to się nazywa.

- „Usta-usta”, o ile się nie mylę. - Hermiona zatrzymała się zdziwiona. Usiadła i spróbowała pogodzić z sobą dwa przeciwstawne obrazy - nauczyciela który próbował ją ratować i tego, który właśnie zakomunikował, że jej śmierć nie miała większego znaczenia.

Nie zdawała sobie sprawy, że Harry i Ron patrzą się na nią. Ponieważ nie potrzebowała już stałego obiektu, na którym mogłaby usiąść, unosiła się w powietrzu, siedząc na niewidzialnej krawędzi i machając nogami tam i z powrotem, usilnie się zastanawiając nad czymś.

- No więc próbował uratować mi życie - niechętnie zgodziła się Hermiona. - To jednak nie wyklucza faktu, że jest wrednym, nieczułym draniem.

Harry i Ron znowu wymienili spojrzenia, a Hermiona jęknęła.

- Proszę, nie mówcie.

- Noc przed tym jak twoi rodzice mieli po ciebie przyjechać, zakradliśmy się, żeby uciąć sobie kosmyk twoich włosów na pamiątkę - zaczął Ron.

Chłopak opowiedział jak ukryli się pod peleryną niewidką i zakradli do małej kaplicy, gdzie spoczywało jej ciało. Łatwo mogła sobie wyobrazić, jak wstrzymywali oddechy przy otwieraniu drzwi.

- Ale kiedy znaleźliśmy się w środku, Snape już tam był.

Hermiona wyprostowała się.

- Po jaką cholerę?

Tym razem Harry odpowiedział.

- Klęczał w nogach twojej trumny. Twarz miał ukrytą w dłoniach, więc musiał albo płakać albo się modlić. - Poprawił okulary. - Naprawdę nie sądzę, żeby Snape był religijnym typem.

- On płakał - powiedział zawstydzony Ron, szurając nogami. - Ja to wiem. Zachowywał się prawie tak jak ja, przez te ostatnie tygodnie.

- Co zrobiliście? - spytała oszołomiona.

- Wróciliśmy z powrotem do wieży - odpowiedział Harry.

- Ginny tam była - wtrącił Ron.

- A potem siedzieliśmy tu w trójkę i rozpaczaliśmy - skończył Harry. - Kiedy umarłaś byliśmy całkiem załamani. Nadal jesteśmy.

Pobrzmiewająca w jego głosie pustka spowodowała, że Hermiona chciała go przytulić, ale mogła tylko stać, pozwalając łzom spływać po przezroczystych policzkach.

- Czemu płaczesz? - zapytał Ron z cieniem swojego dawnego humoru, mimo że nadal mocno podciągał nosem i wycierał go w rękaw szaty. - To my straciliśmy naszą najlepszą przyjaciółkę!

- Ja też was straciłam - wymamrotała Hermiona. - Będę za wami tęsknić kiedy skończycie szkołę.

- My też. Może będziemy mogli wysłać ci sowę albo coś - zaproponował Harry. - Musi być jakiś sposób, żeby przesłać ci list. Normalne pocztowe sowy raczej nie potrafią znaleźć osoby, która umarła. Pomijając fakt, że Hedwiga nie jest zwyczajną sową, to chyba byłby dla niej za duży problem.

- Prawie Bezgłowy Nick dostaje czasem listy - powiedział Ron. - Może spytajmy go jak to robi.

- Czemu nie? - odparła Hermiona, ściskając chustkę w swojej kieszeni. - Powinien być w kuchni o tej porze. Nie wiem czemu, ale lubi obserwować domowe skrzaty.

- Zauważyłem, że na ciebie też lubi patrzeć - powiedział Ron i razem z Harrym parsknęli śmiechem.

- Zamknij się Ron - powiedziała zniecierpliwiona. - Chłopcy - mruknęła, podążając w kierunku kuchni. Harry’emu i Ronowi dołączenie do niej zajęło dłuższą chwilę - nic dziwnego, oni nie potrafili przecież przenikać przez ściany.


C.D.N

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.