Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

sin (grzech)

rozdział 12

Autor:feroluce
Korekta:Arleen
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Erotyka
Dodany:2008-11-13 18:27:31
Aktualizowany:2008-11-13 18:27:31


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

39. „Jaka okrąglutka…”

Łatwo mu się śmiać! To już koniec siódmego miesiąca i było mi coraz trudniej się poruszać. Szybko przybierałam na wadze i równie szybko traciłam energię. Dziecko wchłaniało ją jak gąbka, wyciągając ze mnie tyle, ile tylko zdołało.

I było bardzo ruchliwe, przez co nie mogłam się nawet porządnie wyspać.

Sin sprawiał wrażenie szczęśliwego, że ze mną przebywa, jednak promieniował czymś jeszcze, jakby wyrzutami sumienia. Nie musiałam pytać o ich przyczynę.

Czasami zastanawiałam się, czemu nie spróbuje o mnie zapomnieć. W końcu, ewidentnie miotał się między tym, czego chciał, a tym, czego chciano od niego. Potrafiłam, przynajmniej w części, zrozumieć jego postępowanie. Gdyby pani Ish nie wzbudzała w nim odrazy, a klan nie naciskał tak natarczywie, Sin być może ugiąłby się przed wolą rodziny. Jednak nikt go nie pytał o zdanie - pchano go w związek i na stołek głowy rodu na siłę, całkowicie z nim nie licząc. Nic dziwnego, że, tak potraktowany, zbuntował się. Nie mając możliwości toczenia otwartej walki, stosował metodę biernego oporu, nikomu niczego nie ułatwiając. W szczególności zaś członkom swego klanu klanu.

Nie ma to jak zgodna rodzina.

Patrząc z tej perspektywy, wpisywałam się doskonale w stosowaną przez niego strategię.

Miałam nadzieję, że nie jestem dla niego tylko strategią…

Mimo wszystko przecież był tu ze mną, uśmiechał, sprawiając wrażenie, że rozluźnił się po raz pierwszy od tygodni...

Pan Hadrian przeprowadził ostatnio kilka dywersji, by wywołać nieco zamieszania w targach, a tym samym odciągnąć uwagę od Sina. Potwierdził przy tym krążące o nim opinie, że jest dążącym do celu po trupach potworem. Miałam nadzieję, że śmierć tych dwóch Atelicze miała jakiś dodatkowy cel, nie służyła tylko wprowadzeniu zamieszania. Niemniej pan Hadrian zapewnił w ten sposób klanowi O’brie’n sporo kłopotów. Póki co, była to wciąż tylko gra na zwłokę. Ze swoją główną „niespodzianką” czekał, aż urodzę. Zamierzał „przeszkadzać” rodowi tak długo, jak się da, wymuszając przedłużanie targów. Na chwilę obecną klan O’brie’n został przez ostatnie wydarzenia zmuszony do renegocjacji umów z rodzinami ocalałych kandydatów, co zapewne trochę potrwa. Tym dłużej, że to właśnie on był podejrzewany o sprowokowanie „wypadków”.

Nie zapowiadało się też, by pani Ish zmieniła nagle zdanie. Była koszmarnie rozpieszczona i to, że ktoś próbuje ją do czegoś zmusić, absolutnie jej nie odpowiadało. Powiększający się nacisk prowokował ją tylko, by zapierała się jeszcze bardziej w uporze. Będzie wszystko przedłużać choćby po to, by grać rodzinie na nerwach.

Nagle dobiegł do nas zdyszany Santiago, wytrącając mnie z zamyślenia.

Chłopiec miał sześć lat i już nie sposób byłoby go pomylić z Suni. Trójkątna twarz o podłużnych oczach i prostych, unoszących się ku górze brwiach nie przypominała żadnej z istniejących ras. Chłodna, sprawiająca wrażenie jakby polakierowanej, zielona skóra, nakrapiana była błękitnymi cętkami, które tworzyły skomplikowany wzór. Włosy dzieci, bardziej niebieskie, niż zielone, przeplatały jasne, niemal białe pasma. Niewiarygodnie błękitne tęczówki ogromnych skośnych oczu przecięte były pionowymi źrenicami. O ile Atelicze porównuje się często do kotów, tak Dzieci Cyklu kojarzyły się nieodparcie ze smokami - pięknymi, lecz obcymi.

Sin zaniepokoił się. Odebrał coś od Santiago. Dzieci nowej rasy odziedziczyły po swych przodkach Atelicze pełen garnitur zdolności metapsychicznych, a samczyk był w tej chwili zbyt zziajany, by mówić, i uciekł się do telempatii.

- Co?!

Sin odwrócił się na pięcie i popędził do domu. Nie podejrzewałabym go, że potrafi się tak szybko poruszać?

- Santiago, co się dzieje?!

- Posiadłość pana Sina… została… zaatakowana!... Jedna z Suni, Morrigaine… jest w ciężko ranna!

Zakręciło mi się w głowie. Morrigaine?!

Morrigaine, która zajęła się mną, gdy wyczerpana niemal do granicy wytrzymałości trafiłam do domu Sina. Która nauczyła wszystkiego, co powinnam wiedzieć jak Mebel, była mi najbliższą towarzyszką i przyjacielem. Która matkowała mi już od pierwszego dnia.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Gdzieś z bardzo daleka dotarł do mnie krzyk Santiago wzywającego pomocy na głos i telempatycznie…

Nie zemdlałam. Tylko zasłabłam, a Celeste zdążyła dobiec na czas. Na szczęście, to bardzo utalentowana uzdrowicielka. Spokojnie, o własnych siłach dotarłam do domu, w asyście wciąż trochę zaniepokojonej samiczki. Wylądowałam na kanapie w salonie południowym z wyraźnym zakazem ruszania się stamtąd przez najbliższe pół godziny. To właśnie tu wszyscy się zgromadzili.

Sin przesunął dłonią po włosach i spojrzał na sufit, tym jakże charakterystycznym dla siebie gestem. Najwyraźniej zdołał już skontaktować się z domem.

- Ewolucjo… Mówiłem im, by odeszły z domu, bo pozostanie jest niebezpieczne! Najpierw Siska, teraz Morrigaine…

Pan Mai przerwał mu wpół słowa.

- Po pierwsze, co tam się wydarzyło? Są duże zniszczenia posiadłości? Jakieś ofiary?

- Podobno nie ma żadnych zniszczeń, w każdym bądź razie niewielkie. Poza Morrigaine nikt więcej nie ucierpiał. Powtórzę wam relację Aurory - na tyle, na ile jest wiarygodna, bo Suni nadal nie doszła do siebie z szoku. Była w pobliżu i wszystko widziała. Według jej słów: to była Ish. Nie zareagowały nerwowo, bo ona swego czasu dość często mnie odwiedzała. Wyszła do niej Morrigaine, by wskazać gościowi miejsce, gdzie może poczekać na gospodarza i uraczyć tradycyjnym poczęstunkiem; nic niezwykłego. Ish wie, że ta Suni jest u mnie głównym Meblem. Podobno stwierdziła, że się cieszy ją widok tej samiczki, ponieważ oszczędziła jej szukania i nagle, bez żadnej widocznej przyczyny, zaatakowała Morrigaine.

- Wyssała ją?

- I tu najciekawsze. Podobno właśnie nie. Pozbawiła Morrigaine przytomności, objęła jej twarz dłońmi i znieruchomiała na dłuższą chwilę. Brzmi znajomo?

Pan Mai tylko skinął głową.

- Klasyczny atak telempatyczny. Przegrzebała jej mózg. Wyraźnie szukała jakiś informacji i skądś wiedziała, je znajdzie że u tej konkretnej Suni.

- Potem cisnęła ciałem Morrigaine o ścianę, krzycząc, że to niemożliwe i wypadła z domu, rzucając po drodze wszystkim, co popadło. Aurora twierdzi, że sprawiała wrażenie amoku z wściekłości.

- Morrigaine żyje?

Sin skinął głową.

- Jej stan jest ciężki, ale podobno stabilny.

Sesilije przygryzła wargę.

- Wygląda na to, że rzeczywiście wymigałeś się niewielkimi zniszczeniami. Masz dużo szczęścia, mogła ci w ataku furii puścić wszystko z dymem, eksterminując całe życie w posiadłości. Co ją mogło tak rozzłościć?

Sin spojrzał na mnie ponuro.

- Miałbym parę pomysłów.

- Zło już się stało, spróbujmy więc wybrnąć z zaistniałej sytuacji najlepiej, jak się da. Po pierwsze, Sin, zabierz Celeste i sprowadź tu Morrigaine i resztę obsady. My tymczasem przygotujemy się do obrony. Tylko sam Los wie, co tej wariatce może teraz strzelić do głowy. To, że u Sina nie narobiła zniszczeń, wcale nie znaczy, że ich jeszcze nie narobi. Lorra, obawiam się, że niezależnie od tego, jak źle się czujesz, lecisz na orbitę pierwszym transportem, jaki uda mi się zorganizować.

Milczałam przez cała rozmowę. Ta suka Ish dobrze wiedziała, kogo zaatakować. Sin od początku miał rację. Powinnyśmy były pozwolić na sprzedanie nas. Rzeczywiście okazałyśmy się najsłabszym punktem jego obrony. W premedytacją wykorzystałyśmy fakt, że Sin nienawidzi samotności i praktycznie zmusiłyśmy go, by nas przy sobie zostawił. A teraz ponosiłyśmy tego konsekwencje. Naiwna wiara, że tradycja Atelicze, którzy nie zauważają istnienia Suni - chyba że chcą na nich żerować - nas ochroni. Tragiczna pomyłka. Znalazł się jeden Atelicze, który ją złamał, a teraz tylko jeden Los wie, jak spożytkuje tak zdobyta wiedzę.

- Spróbuję kupić wam trochę czasu, Ses.

Nie podobał mi się ton jego głosu. Ani wyraz oczu. Zbyt dobrze go znałam.

Zielony malachit. Sin już nie był zaskoczony. Teraz był wściekły. Zimna mordercza furia.

Och, na Świętą Ewolucję, błagam cię, Sin, nie zrób czegoś głupiego!

40. Istota ludzka doprowadzona do pewnego punktu wytrzymałości psychicznej staje się gotowa do popełnienia każdego czynu, byle ochronić to, co dla niej najcenniejsze. Sin chłodno zastanawiał się, kiedy to u niego nastąpiło i jak daleko się posunie. Nie czuł wyrzutów sumienia, chociaż wciąż pod powiekami widział błagalny wyraz oczu Lorrelaine. Ona wiedziała. Niech ich Ewolucja strzeże - bo było za późno.

Ish wygładziła swą złocistą suknię, karcąc się w duchu za ten nerwowy gest.

Sin oficjalnie poprosił Lesa O’brie’n o możliwość prywatnej rozmowy nią, na co ten przystał z ledwo ukrywaną radością. Ish wiedziała, że teraz choćby się dach nad nimi zawalił, nikt im nie przeszkodzi. Została sama.

I bała się. Po raz pierwszy w życiu czuła niepokój. Wiedziała, że Sin nie spotkał się sam na sam, by poflirtować. Znała go. Widziała już wcześniej ten chłodny wyraz oczu. Samiec był wściekły. Tym razem udało jej się trafić w jego czuły punkt. W niezłomną lojalność wobec przyjaciół.

- Cóż cię do mnie sprowadza, panie?

- Pani, to dość dziwne pytanie, uwzględniając to, co zrobiłaś.

Zacisnęła zęby.

- Nie uważam, bym zrobiła coś, za co musiałabym cię przepraszać, panie.

- Pani, proszę, nie nadużywaj mojej cierpliwości i dobrej woli. Mówiłem ci już kiedyś, że nie znoszę, kiedy ktoś narusza to, co moje.

- Czyżbyś cenił tę Suni bardziej ode mnie?

- Pani, nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie.

Czyli: tak. Ish przesłoniła oczy czerwona mgiełka wściekłości.

Sin nawet nie drgnął, kiedy tuż za nim na ścianie rozbił się wazon, przelatując centymetry od jego głowy.

Fala jej gniewu i żalu uderzyła w niego niczym telempatyczne tsunami.

„Dlaczego?! Dlaczego mi to robisz?!”

„Dlaczego ja ci to robię, pani?! To ty nastajesz na moje życie od kiedy mnie ujrzałaś! To ty z uporem maniaka próbujesz mnie skrzywdzić! I muszę przyznać, pani, tym razem ci się udało.”

Złapała go za fałdy sukni.

„Jesteś taki zimny! Taki niedostępny! Co ona ma, czego nie mam ja?! Przecież to takie nic, takie zero! Zwykła Suni! A jednak wolisz ją!”

Rozluźniła chwyt, przytuliła policzek do jego piersi w daremnej próbie uzyskania pocieszenia.

„Przecież wiesz, że gdybyś tylko chciał, dałabym ci wszystko…”

Sin łagodnie ją odsunął.

„Nie, pani Ish. Już za późno. To już koniec.”

„Nie! Nie pozwolę ci odejść! Nie pozwolę! Jesteś mój! I zmuszę cię, żebyś mnie pokochał!”

Objęła dłońmi jego twarz i pocałowała, przelewając w niego swoje emocje.

Nie powinna była tego robić.

„Tego chcesz?! Więc to otrzymasz!”

Sin złapał Ish za ramiona i gwałtownie odpowiedział na pocałunek. Echo jej zaskoczenia odbiło mu się w umyśle.

Pocałunek złagodniał. Z premedytacją wykorzystywał fakt, że ją pociągał. Zmiękła mu w ramionach. Powietrze wypełnił zapach feromonów. Pozwolił, by odczuła, że na nią zareagował.

Część jego świadomości, która nie poddała się zewowi rozgrzanej samicy, chłodno analizowała postępowanie Sina. Wiedział, że to, co robi, jest złe. Jest jednym z najgorszych przestępstw, jakie można popełnić na innej istocie ludzkiej. Ale to już nie miało znaczenia. Mrok w nim żądał zemsty. Żądał, by zapłaciła za jego ból. Za swoją arogancję i egoizm. Za Lorrelaine, porzuconą i zaszczutą niczym zwierzę. Za Morrigaine.

Ish nie zdołała się oprzeć nagłej fali pożądania. W końcu chciała tego samca od tak dawna… Instynktownie sięgnęła ku niemu, chcąc połączyć jego przyjemność ze swoją, jednak natrafiła na barierę. Jakaś część umysłu Sina była niedostępna. Zaskoczona, nie zdążyła jednak sięgnąć tam ponownie. Zalała ją fala jego odczuć, gdy samiec zrobił to, co zamierzała, pierwszy.

Atelicze są telempatami. Nie potrafią odczuwać rozkoszy bez odbierania obecności drugiego umysłu. Nie potrafią nie podzielić się swoją przyjemnością. Umysły splatają się ciaśniej niż ciała, gdy emocje przepływają swobodnie od jednej osoby do drugiej, potęgując się wzajemnie.

Oszołomiona Ish w pewnej chwili zorientowała się, że leży naga na dywanie w salonie, owijając ciasno udami biodra samca o oczach ciemnych i zielonych niczym morze…

Nieważne. Nic nie było ważne wobec pożądania zmywającego z umysłu każdą zbędną myśl… Otworzyła się jak kwiat: ciało, umysł, duszę… Na oślep sięgnęła ku niemu, chcąc, by był jeszcze bliżej, by stał się częścią jej duszy tak, jak stał częścią ciała…

Na ten moment czekał Sin. Na chwilę, kiedy Ish stanie się gotowa do wiązania więzi.

Na chwilę, w której stanie się całkowicie bezbronna.

Odrzucił ją.

Szok, którego echo odbiło się w jego umyśle. Instynktowna, z góry skazana na niepowodzenie próba obrony. Za późno - Sin wdarł się w jej umysł. Wdarł tak głęboko, że dotarł aż po jego status.

Ish nie była w stanie go powstrzymać. Tak samo jak nie mogła zatrzymać reakcji własnego ciała, napędzającego się samo, niczym szalone perpetuum mobile …

Ocknęła się kilka godzin później. Cała i zdrowa. Mimo wszystkiego, co jej zrobił, nie zdołał się zmusić do morderstwa.

Upokorzenie paliło ją żywym ogniem.

Jej własne ciało wydawało jej się dziwne. Inne. Cięższe. Obce.

Zdradziło ją. Gdy on niszczył jej obronę, wdzierał do umysłu, aż po jego status, unicestwiał uczucie do siebie - ono poddawało się obezwładniającej rozkoszy. Jej echa nadal spały w nim, w jakiejś nieznanej wcześniej słodkiej ociężałości…

Ish zacisnęła zęby.

Po wszystkim po prostu sobie poszedł, wysyłając ją przedtem w nieświadomość z równą łatwością, jakby nacisnął wyłącznik.

Atelicze nie płaczą. Nawet niemowlęta.

Tylko krzyczą.

W Ish zaczął narastać niemy krzyk. Krzyk bólu. Krzyk rozpaczy. Krzyk upokorzenia. Gdy jednak w końcu się z niej wyrwał, był to już tylko krzyk wściekłości. A jego siła wyrwała okna, wybiła ściany, zmieniła meble w drobny pył…

Opadła na kolana. Zacisnęła dłonie w pięści, aż popłynęła krew i pobielały kostki.

Trzeba było ją zabić. Bo ona mu tego nie wybaczy.

Nie powinien był sięgać po to, co dla niej najcenniejsze. Bo teraz ona odbierze jemu to, co jest mu najdroższe.

Twierdzi, że go krzywdzi? Dopiero teraz dowie się, co to znaczy.

A na pierwszy ogień pójdzie ta suka, mała Suni o kręconych włosach, pachnąca jabłkami. Jej przyrodnia siostrzyczka.

Oczy Ish zrobiły się zimne niczym dwie bryłki lodu.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.