Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Rozmowy trumienne

Exegi Monumentum

Autor:Arien Halfelven
Serie:Harry Potter
Gatunki:Parodia, Romans
Dodany:2008-02-03 08:25:38
Aktualizowany:2008-03-14 21:38:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zamieszczone za zgodą Autorki. Cykl został opublikowany pierwotnie na Forum Mirriel.


Dedykacje:

Dla Magdalith - w ramach rekompensaty za mizerne życzenia urodzinowe

Dla Thingrodiel - Trumienne za wspaniałe trumny :)

Dla Winc - za Tytuł Na Bestseller (i za ży...wota)

ROZMOWY TRUMIENNE KOLEJNE: EXEGI MONUMENTUM

Exegi monumentum - zbudowałem pomnik (Horacy)

Exegi: poruszyłem/broń głęboko wbiłem/mieczem wywinąłem/zbadałem. ("Słownik łacińsko-polski"; znaczenie ?wykonać? ma numerek 3, wyżej wymienione numerek 1)

Wnioski:

Exegi monumentum - poruszyłem pomnik? Eee... Wbiłem mu? O wymachiwaniu mieczem może zamilczmy...

Kocham łacinę.

Opowiadanie w większości pisane na wykładach. Nihil novi, więc nie spodziewajcie się Wielkiego Wybuchu. Ot, ten sam trumienny Sev i jego słowotoki.

Ad rem.


**************

Gabinet Wicedyrektora, Hogwart

- Ugryzł mnie.

- Severusie...

- Ty nade mną nie wzdychaj, Minerwo. Ty nade mną płacz. Miej tę odrobinę kobiecego współczucia. Mnie Dyrektor wyrzuca zniewieściałość nawet, kiedy wspominam o Koperniku. A tobie wolno obnosić się po zamku z wąsami i ogonem.

- ... Tymczasem zaś Albus jest we Francji, a ja nie mam zamiaru roztkliwiać się nad twoimi pijackimi dąsami.

- O, przepraszam. Wypraszam. I nie zapraszam. Nie jestem pijakiem. Bywam koneserem dobrych trunków. Przyjrzyj się temu przerośniętemu, zarośniętemu indywiduum, które obcałowywuje cię na ucztach, to może zauważysz różnicę.

- Racz nie obrażać Hagrida!

- Racz mnie nie obrażać, Minerwo.

- On nie ma poalkoholowych zwidów!

- Aaa. Więc ja mam?

- Severusie! Okaż odrobinę męskiej litości i przyznaj, że to nie brzmiało zbyt poważnie.

- ON - MNIE - UGRYZŁ!!!

- Tak, oczywiście. Oczywiście. Salazar Slytherin cię ugryzł. Rzucił się na ciebie w jakichś zdrożnych celach, podarł na tobie szaty i od razu z zębami. Cały Slytherin!

- Cała ty, Minerwo. Tylko o jednym.

- Severusie, wybacz, ale mam ciebie dosyć. Posągi - nie - gryzą!

- ... Cóż. Jakżebym śmiał zaprzeczyć, pani wicedyrektor. Lepiej już pójdę, oddawać się w samotności zgubnym nałogom. Wybacz, że nie podam ci ręki, ale jest - jakby to rzec - niedysponowana... Mogę pomachać, wystarczy?

- Na różdżkę Merlina, Severusie!

- Wystarczy? Nie chciałbym tu zgubić kawałka skóry. Jeszcze ci gabinet przesiąknie zapachem alkoholu.

- Aaale, Severusie! Co ci się stało?!

- Mnie? Nic. Nic a nic. Posągi nie gryzą. Stanowczo powinienem rzucić picie. Zwidy, samookaleczenia, lada dzień obudzę się ze stygmatami. Żegnam.

- Ależ, Severusie! Musisz iść do Poppy, niech to opatrzy! Co na Merlina zostawia takie ślady?!

- Kamienne zęby? Wybacz. To był kiepski żart. Jestem tylko starym, pogrążonym po łokieć w nałogu alkoholikiem. Pójdę, przywiążę się do mojej trumny i będę cierpiał drgawki głodu alkoholowego.

- Ale, Severusie! Oooch, do diaska z twoimi humorami! Co ja mam zrobić?! Gdzie w tym zamku jest posąg Salazara Slytherina?!

- Spytaj kogoś, kto nie ma omamów.

- Severusie! Ja... eee... przepraszam...

- Trzeba było przepraszać zanim wyszedłem. Teraz, jak widzisz, jestem za drzwiami i niczego nie usłyszałem.

- Severusieee...

*************

Sala Wejściowa, Hogwart

- Slytherin? Slytherin?

- Argusie! Skup się! Z pewnością wiesz , o kogo chodzi! Czwarty Założyciel. Albo pierwszy, w zależności od tego, jakiego koloru proporce wiszą w Wielkiej Sali. Taki szemrany typ nadmiernie zainteresowany czarną magią, uprzedzony do Mugoli i uwielbiający węże. Nie mylić z Sam-Wiesz-Kim.

- Wiem, pani profesor, wiem...

- I dobrze! To czemu tak na mnie patrzysz, Argusie?!

- To nic złego, lubić zwierzątka. Prawda, moja kochana?

- Mrrrrrrau.

- Właśnie. A uprzedzenia do różnych ludzi to też bym miał na jego miejscu.

- Masz uprzedzenia!

- No, mam. I nie bez powodu!

- Mrrrrrrrau.

- Właśnie, w zamku pełnym bachorów...

- Zamtuz?! Co ci po głowie chodzi?!

- Zam... Co? Eee... Przepraszam, pani profesor, ale nie rozumiem?

- ... Nieważne.

- To nieładnie z pani strony, używać przy mnie jakichś czarodziejskich formułek, skoro pani wie, że nie zrozumiem. Potem się te złośliwe dzieciuchy będą ze mnie śmiać.

- Ale to naprawdę nieistotne...

- Ale powinna mi pani wyjaśnić. Może i jestem charłakiem, ale staram się rozwijać. Co to było, ten, co pani wspomniała?

- Niiiic... Taki... Przybytek... Takie... Miejsce...

- Eee? Znaczy, magiczne? Jak Hogwart?

- Argusie... NIEWAŻNE. Ja muszę znaleźć posąg Salazara Slytherina. Gdzie on jest?!

- Ano, na trzecim piętrze, dokładnie po drugiej stronie niż Sykstus Sasquatch.

- Pierwszy animag, który utkwił w swojej formie zwierzęcej?! Mamy jego posąg?!

- Ja chętnie wyrzucę, tylko kurz zbiera... Stoi przy nieużywanej sali do Zaklęć.

- Dlaczego nieużywanej?

- Bo ten Sasquatch położył się raz spać przy drzwiach i jak dotąd nie wstał, tak od siedmiu lat...

- Co?! Jak to „położył?!

- Posągi na trzecim piętrze robią dziwne rzeczy, to przez to, że są tam lekcje Zaklęć... Albo i przez co innego... nie wiedziała pani?

- Och, Severusie...

- Wszystko w porządku? Do kogo pani mówi?

- Nieważne! Sprowadź mi zaraz wszystkich nauczycieli pod ten posąg. Szybko!

- No popatrz, kochana, pobiegła jak kot z pęcherzem.

- MRRRAU!

- Tak, wiem, że nie lubisz, jak tak łazi w kocim futrze. Ja też nie lubię. To bardzo nieładnie, tak łazić tylko dlatego, że się może, kiedy nie wszyscy mogą. Nie każdy w tym zamku ma różdżkę. Ale nie martw się kochana, kiedyś możemy jej przypadkiem nie rozpoznać i złapać do worka.

- Mrrrrrrruuuuu...

- Też cię kocham. Chodź po profesora Flitwicka. Co to było za dziwne słowo? Za... Zzzz... A, zamtuz. Brzmi ładniej niż „zamek”, nie uważasz?

*************

Trzecie piętro Hogwartu

- A jeśli jest jadowity?!

- Daj spokój, Filiusie, nie jest przecież wężem.

- Niedużo mu brakuje! Już ja mu nie ufam! Nie ufam żadnemu podstępnemu Ślizgonowi, nawet, jeśli jest tylko bryłą kamienia. Zwłaszcza wtedy! O żywych przynajmniej wiadomo, że to pokrętne gadziny. A taki, proszę ja ciebie, niby to niewiniątko, przyczaiło się w kąciku, aureolę z kurzu sobie hoduje, a patrz, jak urządził ciebie i Lizę! Ja do niego nie podejdę!

- Oooooch, Filiusie Flitwick, masz większe uprzedzenia niż Slytherin! Poza tym, wcale aż tak bardzo nas nie pogryzł.

- Boście uciekły z zasięgu! Ja takich maratonów nie będę uprawiał! Mam swoją dumę!

- Aaa. Sugerujesz, że ja jej nie mam?!

- Minerwo, Minerwo. Przy takich zgrabnych nóżkach jak twoje wstyd byłoby ich nie pokazać przy bieganiu.

- Eee...

- Właśnie. ALE JA SIĘ Z TYM POMNIKIEM ŚLIZGOŃSTWA NIE ZAMIERZAM GRYŹĆ!

- Ależ nikt ci się nie każe z nim gryźć! On jest z kamienia!

- Eee... Pani psor?

- Tak, Hagridzie?

- Może ja spróbuję? Co się pan psor ma szarpać z tym wścikłym kamulcem... Ja się jego zębów nie boję, nie takie żem widział...

- Hola, hola, chłopcze, co ty mi tu sugerujesz?! Że ja się boję byle zatwardziałego gada?! Wbiję ci moją różdżkę w gardło, potwarco!

- Cholibka, panie psorze, pan się nie obraża! Nic złego nie miałem na myśli! Ta gdzie!

- Filiusie!

- O nie, nie, nie! Ta zniewaga krwi wymaga! Pokażę wam odwagę Orła Ravenclawu!

- O Merlinie! Hagridzie, biegnij za nim, bo mu Slytherin pogoni orzełka i będzie nieszczęście.

- Jasna sprawa, pani psor.

- ...

- Oj, Minerwo, to nie wygląda za dobrze...

- Aaaa! Cholibkaaaaaaaaa!

- Gdzie mnie kąsasz, żmijo ślizgońska?! Już ja ci... Eeej! Precz z łapami, profanie! Gdzie mnie niesiesz! Już ja mu pokażę! Już ja mu coś zrobię! Eee... Petrificus totalus! Eeee... Bumsmorde! Eeee...

- Uff. Żeśmy zwiali, pani psor, ale trochę nas poszarpał.

- Taak... Jakieś wnioski?

- Zasięg ma nieduży i nie ściga daleko. Zaklęcia ignoruje, na nasze wcześniej też nie zwrócił uwagi. Niczego, co żywe, nie przepuścił, nawet biednej Pani Norris orzełka... ekhemm... kota pogonił.

- Akurat tam ona biedna, Lizo... Cóż. Jedno jest pewne.

- Jedno?

- To, że gryzące posągi nie należą do tej samej kategorii co latające białe pufki... Chyba czeka mnie bardzo ciężka rozmowa. I to jeszcze zanim wezwę Albusa.

- A zamierzasz?

- Mogę mieć zgrabne nogi, Pomono, ale na Slytherinie nie wywrą wrażenia. Nie, żeby Dyrektor miał lepsze... Ponoć Salazar gustował w Puchonkach.

- Proszę?!

- Czyżbyś nie wiedziała o Heldze? Pomono...

*************

Lochy

- Severusie? Jesteś tutaj?

- Być albo nie być - oto jest zagadka omylności ludzkich zmysłów. Zwłaszcza tak otumanionych długotrwałym nadużywaniem alkoholu, jak moje. Nie, Minerwo. Nie ma mnie tu. Wcale nie leżę w trumnie, pogrążając zbolałe jestestwo w czarnych myślach i oparach eliksiru przeciwkorozyjnego. Tak naprawdę, mój zniewolony umysł błąka się w piekle halucynacji, których lepkie macki dotykają każdego odsłoniętego miejsca, zastępując zgliszcza mojej duszy swoim chaosem. Moje ciało lewituje gdzieś w gorących oparach absurdu, pochłonięte przez ognisty ocean Ognistej. Powinienem był cię słuchać, zanim było za późno, Minerwo. Teraz już przepadłem, jako ten kamień u szyi w bezdenną wodę samobójczej ostoi. Sam siebie wydałem na żer omamom, samookaleczeniom i czkawce. Dobrze mi tak.

- Severusie! Przepraszam...

- Dobrze mi tak. Jestem kwintesencją upadku człowieka. Alegorią połamanych skrzydeł. Zasłużyłem na wszystko, co mnie spotyka. Zasłużyłem na to, żeby się na mnie rzucały wszystkie posągi w zamku. Bierzcie. Gryźcie. Duście. Zawleczcie w waszych szponach do piekła. Zasłużyłem na piekło za życia.

- Severusie!!!

- Nie wołaj mnie, Minerwo. Zbyt głęboko zabrnąłem w okowy alkoholizmu. Przecież sama to zauważyłaś. Już się nie nadaję do współżycia z innymi ludzkimi istotami. Tyś jest uosobieniem człowieczeństwa, a ja mieczem złamanym w plugawym starciu, gdzie nawet runy na ostrzu zagasły ze wstydu. Odejdź w pokoju, pozostaw mnie zwidom. Człowieczeństwo od ciebie promienieje, moje oczy nawykłe do półcieni spalają się w blasku i kacu. Człowieczeństwo promieniowało od ciebie, kiedy stałem w twoim gabinecie, śmiejąc wywlekać swoje przywidzenia na światło dzienne...

- Severusie, na Merlina! Przepraszam! Uspokójże się! Ile Ognistej wypiłeś, odkąd się rozstaliśmy?! Przestań gadać! Ja przepraszam! Miałeś rację! Twój świętej pamięci Mistrz Założyciel gryzie jak wściekły pies! Co ja mam z nim zrobić? Severusie!

- Nawet Slytherin się mnie wyparł... Ostre zęby jego wzgardy będę czuć w ciele aż po zgon...

- SEVERUSIE!

- Krzycz na mnie, krzycz. Zasłużyłem na gehennę...

- Uuuuuuuch!

- Nawet Minerwie nie chce się mnie pomęczyć. Wybiegła jak kocica z pęcherzem. Cóż za niekobiecy brak zrozumienia. „Przepraszam”, też coś. Niech się teraz użerają ze Slytherinem. „Ile wypiłeś”, też coś. Sam miałem pić? To już nie te czasy. Eeech... Wiem, wiem. Zmiękłem, zwrażliwiałem i popadłem w alkoholizm. A, i jeszcze mówię do własnej rury. Ale nikt nie zaprzeczy, że wciąż jestem paranoicznym draniem. Prawda? Prawda? No. Więc wciąż zasługuję na gehennę. I czemu Dyrektor musiał akurat Tonks zawozić do Francji...

*************

Trzecie piętro, Hogwart

- GRYFFINDOR TRACI TRZYDZIEŚCI PUNKTÓW!

- Aaale pani profesor, myśmy tylko pomyśleli...

- A nie widać! Obaj do skrzydła szpitalnego, natychmiast.

- Ale...

- Cieszcie się, że tylko tyle. Już was tu nie ma!

- Cóż, przynajmniej wiemy, że ma pretensje również do uczniów.

- Do Pottera i Weasleya sama mam w tej chwili pretensje!

- Spokojnie, Minerwo. Jeszcze się takie Lwiątko nie chowało w twoim Domu, które by miało prawidłowe skojarzenia na widok zamkniętych drzwi - czy w tym wypadku zastawionego przejścia - i wielkiego napisu „NIE WCHODZIĆ”.

- Czyżby, Lizo? Ja bym miała dość oczywiste skojarzenia, co się może dziać za tymi zamkniętymi drzwiami i dlaczego należy to przerwać. Ale ja...

- Ale ty jak zawsze tylko o jednym, Min...

- Ale ja jestem nauczycielką i Opiekunką Domu! Jestem odpowiedzialna za to, co się dzieje w tej szkole! Nie irytuj mnie dodatkowo, Lizo. Tu mi Slytherin dostał wścieklizny, tam Severus się dąsa, paranoi obaj dostali. Idę wysłać sowę do Albusa, niech wraca i coś zrobi.

- Och, wystarczy, że wróci, a humory Severusa będziesz mieć z głowy.

- Czyżby?

- Oczywiście... W końcu przywiezie jego muzę.

- Muzę, też coś!

- A, rzeczywiście, Severus zwykł raczej nazywać ją swoją zmazą... Ale przecież i tak wszyscy wiemy, jak jest naprawdę... No nie zżymaj się tak. Chyba nie jesteś zazdrosna?

- O tę rozwydrzoną pannicę, na którą się nawet patrzeć nie da bez bólu głowy?! Ja?! O nią miałabym być zazdrosna?!

- Idź napisać do Albusa, Min... I ostrożnie z tym gryfońskim temperamentem. My krukonki też mamy pazurki...

*************

Lochy

- Profesorze? Jest pan tu!

- Jestem?

- A nie?!

- Granger... Byt. Niebyt. A pomiędzy nimi tylko cienka warstwa złudzenia, którą tak wielu już przeszło, nawet o tym nie wiedząc... Czy przekroczyłem tą granicę? Czy jestem? Gdzie jestem? Kim jestem? Nie patrz na mnie jak na byt urojony. Do ciebie mówię, Granger. Kto ja jestem?

- Jest pan sobą, jak zawsze. I nie wygląda pan na takiego... niedysponowanego... na jakiego pan brzmi.

- No proszę, Granger, Gryfonka, a neurony pracują... Widocznie to przychodzi z wiekiem...

- Co?!

- To, co przyszło do Minerwy i nie wyszło... Ale ja nic nie sugeruję. Granger. Oczywiście, że nie wyglądam. Mówiłem ci już kiedyś, żebyś nie dawała się zwieść pozorom. Ja się maskuję. Jestem Upiorem Hogwartu, mieszkam w podziemiach, noszę maskę i uwodzę niewinne dziewczęta.

- Więc jednak byt, a nie niebyt... A poza tym, ta wersja trochę się kłóci z tym, co zdołałam wyciągnąć z Tonks...

- ... Nymphadoro Tonks, nie żyjesz. Zabiję cię. W afekcie.

- Ha! Wydało się. Teraz pan nawet nie brzmi tak, jak pan symuluje.

- ... Granger. Co ty robisz w Gryffindorze?!

- Marnuję się, najwyraźniej.

- Najwyraźniej. Czego tu szukasz?

- Zdziwiłam się, że nie ma pana na trzecim piętrze...

- Już odebrałem swoją porcję czułości Salazara.

- Tak, czuły i wrażliwy, ten wasz Założyciel, typowy Ślizgon...

- Granger. Czemu ja ci nie daję szlabanu?!

- Bo ja mam na pana zły wpływ, gryfoński...

- Phi. Więc, czego chcesz?

- Tylko sprawdzić, czy pan żyje... Harry’ego i Rona okropnie pogryzł... Wciąż są w skrzydle szpitalnym.

- Ooo? Potter i Weasley zostali pogryzieni? A ty, w swojej gryfońskiej serdeczności, przyszłaś mi donieść wszystkie smakowite szczegóły tego wydarzenia. Opowiadaj zatem, opowiadaj.

- Nieładnie się cieszyć z cudzego nieszczęścia.

- Być pogryzionym przez Slytherina, to zaszczyt!

- Chyba jednak jestem we właściwym Domu... Nie mam za grosz ambicji w dążeniu do zaszczytów...

- Granger. Moja cierpliwość ma swoje granice. Wąziutkie. Czego chcesz?

- Już niczego... Obiecałam Tonks, że będę mieć na pana oko, kiedy wyjedzie. I kłócić się z panem, gdyby pan wpadał w depresję.

- Ohohoho, doprawdy?!

- Eee... Wiem, że nie za dobrze mi idzie, ale to dopiero nasz pierwszy raz, prawda? Na następną okazję nauczę się lepiej kłócić.

- NIE, GRANGER, NIE NAUCZYSZ SIĘ!

- Powiem Tonks, że pan powiedział, że jestem nieukiem, zobaczy pan.

- A ja zaraz powiem, ile Gryffindor straci punktów za to nieuctwo! Wynoś się!

- Do widzenia. Dobrze, że nic panu nie jest...

- ... Nic mi nie jest, też coś! Kłócić się ze mną, też coś! A otóż nie nauczysz się na następną okazję, Granger. Bo nie będzie następnej okazji! Niech Slytherin zje moją różdżkę, jeśli kiedyś jeszcze puszczę Tonks na jakąś durną delegację. Już ona mnie popamięta...

*************

U szczytu schodów wiodących do lochów

- Panno Granger!

- Dzień dobry, pani profesor McGonagall.

- Co ty tu robisz?!

- Idę właśnie do skrzydła szpitalnego, zobaczyć, jak Ron i Harry się czują...

- Tędy?!

- Eee... Z lochów to chyba najkrótsza droga?

- A co robiłaś w lochach o tej porze?!

- Rozmawiałam z profesorem Snape’em...

- Że co proszę?!

- Nnno, profesor Snape. To nasz Mistrz Eliksirów, wie pani... Taki brunet, surowy, w powiewających czarnych szatach...

- Nie obchodzi mnie, w co się ubiera profesor Snape!

- A czemu miałoby? To znaczy, ja myślę, że on się bardzo odpowiednio ubiera, oczywiście, ale, pani profesor...

- Odpowiednio, też coś! Idź, Granger, zanim Gryffindor straci jeszcze więcej punktów! Do widzenia.

- Do widzenia, pani profesor...

- ...

- Potknie się na tym fałszywym schodku i będzie nieszczęście. Co ją ugryzło? Chyba jakiś Ślizgon... Wstyd, żeby Opiekunka mojego domu tak się zachowywała. Nawet profesor Snape nie odebrał dziś Gryffindorowi żadnych punktów. Ech, najwyższy czas, żeby Tonks wracała z tych wojaży. Już ja jej powiem, kto tu się skrada do lochów, kiedy jej nie ma. Może to i nieładnie skarżyć, ale nikt mnie nie będzie bezkarnie tak traktował!

*************

Lochy

- Severusie! Co tu robiła Granger?!

- Granger? Jaka Granger? To było tylko złudzenie. Mój przesycony alkoholem mózg produkuje już najpotworniejsze koszmary. Ale dzięki tobie wiem, że to tylko omamy. Chciał mi wmówić, że Gryfońska Krynica Ęteligęcji przyszła do moich lochów i była taaaaaaaka dla mnie milutka...

- SŁUCHAM?! Co ona tu robiła?!

- Co tu robiła, mniej mnie obchodzi niż to, że już poszła... Co będę musiał zrobić, żeby i ciebie do tego przekonać?

- Nie wyjdę stąd, póki nie dasz się przeprosić! Naprawdę mi przykro, że nie potraktowałam cię poważnie, ale sam chyba rozumiesz... Wszedłeś do mojego gabinetu ze zgrozą w oczach, szepcząc coś w rodzaju „Węże... Atakują... Węże...”. To nie brzmiało trzeźwo. I musisz przyznać, że ostatnio nazbyt często nadużywasz alkoholu. To bardzo zły objaw, Severusie. Od czasu, kiedy zadajesz się z Tonks, jest coraz gorzej. Nie gniewaj się, że to mówię...

- Gniewać się na ciebie, Minerwo? Jakżebym mógł? Jesteś dla mnie jak matka. Albo całkiem jeszcze dziarska babcia, tak myślę... Nie, matka. Ale dziarska. Jak mógłbym gniewać się na swoją dziarską matkę?

- ...

- ... I tak zostałem sierotą. O Hadesie Halucynogenny, jeśli będę dalej pozwalał tym wszystkim wiedźmom trzaskać drzwiami do gabinetu, moje ingrediencje dostaną nerwicy. Ale i tak żadna Gryfonka nie trzaska tak, jak porządnie podbechtane kruczątko...

*************

Sala Wejściowa, Hogwart

- ALBUSIE!

- Minerwo, moja droga, jak miło cię widzieć. Jak dobrze być z powrotem w domu. Ale ty wyglądasz na... zdenerwowaną?

- Nie jestem zdenerwowana!

- Nie? Tym lepiej, przyznam, że mi ulżyło... Czegóż byłoby trzeba, żeby taką dziarską kobietę jak ty zdenerwować?

- NIE JESTEM DZIARSKA!

- Minerwo? Powiedziałem coś nie tak?

- Aaa! Pani profesor! Nareszcie ktoś z uczciwym, szkockim akcentem! Muszę panią uściskać!

- Natychmiast mnie puść, ty głupia dziewczyno! Uściskać, też coś. Albusie, musisz coś zrobić z posągiem Salazara Slytherina. Rzuca się i gryzie ludzi. Każ go Aurorom porozbijać albo coś.

- Ależ, pani profesor! Może lepiej po dobroci spróbować?

- Ciebie nikt o zdanie nie pytał! Albusie, pogryzł wszystkich nauczycieli i kilku uczniów, trzeba to natychmiast ukrócić.

- Aj, aj, Minerwo! Chcesz powiedzieć, że po Hogwracie biega zgryźliwy kamienny Ślizgon i gryzie po łydkach?!

- Na różdżkę Merlina, oczywiście, że nie! Stoi na trzecim piętrze i atakuje każdego, kto się zbliży!

- Na różdżkę, pani profesor, ale czemu pani do niego podchodziła w takim razie?!

- Panno Tonks, racz się nie odzywać, kiedy rozmawiam z Dyrektorem! Nie masz teraz nic do roboty w Hogwarcie, możesz spokojnie wracać do domu. Albusie, poszłam tam tylko sprawdzić posąg, kiedy Severus przyszedł cały pokąsany...

- Severus?!

- Ja chyba coś mówiłam, panno Tonks?!

- A ja pytałam, co z Severusem!

- Upił się, jak zwykle, odkąd się musi z tobą męczyć.

- ...

- Minerwo. Może my we dwoje pójdziemy zobaczyć, co Slytherinowi dolega, a kochana Tonks niech się idzie przywitać ze wszystkimi znajomymi.

- Ale moment, moment! Jego naprawdę pogryzł ten posąg Salazara z trzeciego piętra?!

- Dzięki Merlinowi, JA jeszcze nie mam omamów! Owszem, pogryzł go! Tak ciężko ci to zrozumieć?!

- No dobrze już, dobrze, pani profesor, już sobie idę, nie chciałam pani zdenerwować... Pani jest dla nas wszystkich jak matka, gdzieżbym...

- Posłuchaj mnie, ty... !

- Minerwo, kochana, pójdźmy szybko sprawdzić to zębate dzieło sztuki rzeźbiarskiej, a po drodze będziemy liczyć muchomorki. Jeden radosny czerwony muchomorek... Drugi radosny czerwony muchomorek... Oddychaj, Minnie. Do widzenia, kochana Tonks.

- Do widzenia... Ech. Na parę dni wyjeżdżam i co zastaję?! Sodoma i Gomoria, zaraz jakiś deszcz smoły albo innych żab spadnie. Więc Slytherin pogryzł mi Seviczka? No, to najpierw pójdziemy przywitać się z rodziną...

*************

Trzecie piętro Hogwartu

- A, poszli sobie. Nareszcie sami, kuzynie.

- Może nareszcie dowiem się, co tu robię, kuzynko?!

- No jak to?! Towarzyszysz swojej dawno nie widzianej, ulubionej krewnej.

- Jednak wolę tych krewnych, którzy nie wyciągają mnie na siłę z pokoju wspólnego, posługując się najpodlejszym szantażem. A moja matka twierdzi, że jesteś naiwna i nieszkodliwa!

- Kochana ciocia Cyca, zawsze wierzyła w ludzi...

- ... ... Ciocia Cyca?!

- Och, wiesz, kuzynie, jak się ma trzy latka i właśnie odkrywa się uroki metamorfowania żuchwy w żuwaczki, trochę trudno wymówić „Narcyza”, nie uważasz?

- ... Nymphadoro. Powstrzymaj się od takich określeń w mojej obecności, a ja się może powstrzymam od stosownej reakcji.

- Draconie Adonisie Malfoy, wstydziłbyś się...

- ...Tonks... Zamilcz.

- Tia, tia. Też myślę, że jesteś słodziusi. Mój słodziusi kuzynek.

- Moja pokrętna, szalbiercza, podła i podstępna kuzyneczka.

- Na Merlina Bez Wazeliny, popatrz, Smoczątko, czemu my się tak rzadko widujemy?! Przecież dogadujemy się jak dwa aniołki.

- Podupadłe.

- Mów za siebie.

- Niech tylko się rozejdzie, że gdzieś z tobą łażę, a dopiero podupadnę na opinii.

- Też coś. Seviczek chodzi ze mną wszędzie i nie podupadł.

- Nie. On upadł.

- Sugerujesz, że jest taki całkiem, khem, khem, upadły?! Ja sobie wypraszam! Nie zadawałabym się z upadłym facetem.

- Taa, jasne. Bo ty jesteś niewinna jak puch borsuczka Hufflepuffu, tego co się z naszym wężem na arrasie spoufala...

- Merlinie Zoofi...lologiczny, wiszą tu takie arrasy, a profesor Sprout do dziś udaje się pozostać nieuświadomioną?!

- A jest nieuświadomiona?!

- Ćśśś, ćśsś. Ja nic nie mówiłam. Wróćmy do meritum.

- A byliśmy w jakimś?

- Nie utrudniaj, bo cię przytulę.

- Nie przytulaj, bo zemrę.

- Takieś miętkie, Smoczątko? Zapamiętamy... Ale, do rzeczy. Widzisz tam, w kąciku, pomnik twego Mistrza i Założyciela?

- A co mi grozi, jeśli przyznam, że widzę?

- Więcej ci grozi, jeśli się wyprzesz.

- Precz z łapami! I z całą resztą! Gdzie mnie całujesz, ty... kobieto?! Widzę!

- Dossskonale. To podbiegnij tam szybciutko i złóż mu wyrazy uszanowania czy tam inne wyrazy, całując skraj jego szaty.

- Odbiło ci?

- Nie na jego punkcie. Zamiast szat możesz w rękaw. Albo mu rękę podać, obojętne.

- W życiu. Chyba zwariowałaś. Nie będę macał posągów jak jakiś zboczony skrzat!

- Draco. Bądź grzecznym Smoczątkiem i idź pomyrchać Slytherina za uchem. Albo powiem twojej matce o Zabinim.

- ...

- I o Flincie. I Daviesie.

- ... Ktoś tu ma za długi język.

- Aaa, o tak intymnych szczegółach nie rozmawiałam.

- Aaa. Ale i tak jej nie powiesz.

- Nie?

- A otóż nie. Mój drogi ojciec, oby żył długo i pomnażał majątek, omal nie przypłacił atakiem serca naszej pierwszej i jedynej męskiej rozmowy o funkcjonowaniu w Hogwarcie - i w moim życiu - platońskich ideałów jedynie słusznej greckiej kultury ciała i ducha. Moja matka, oby nadal nie interesowała się moim kufrem przed wyjazdem z domu, przeniosłaby się na tamten świat już na samą myśl o takim... układzie. Nie zrobisz jej tego. Nie ty. Nie z taką fryzurą i tą obrzydliwą manią tulenia ludzi.

- Psiakrętka, przejrzał mnie.

- Ha.

- Na Platonicznego Platona, muszę zmienić fryzurę.

- Ha. Za późno.

- No, nie wiem.

- Bo?

- Bo jak nie pójdziesz myrchać Sala, to powiem Harry’emu, że się cykałeś. A on był i pomyrchał, ha.

- Potter zbezcześcił pomnik mojego Mistrza Założyciela?!

- A byłam pewna, że powiesz „prawdziwy Malfoy myrchać się nie cyka...”

- Nie cykam się. Ale też i nie jestem Potterem, żeby się dać złapać na takie tanie sztuczki. O co ci chodzi z tym posągiem?!

- Pomyrchaj to ci powiem.

- Powiedz to pomyrcham... Tfu! Nie będę myrchać, mogę go najwyżej poadorować.

- A poadoruj, poadoruj. Chociaż przez chwilkę. Nic ci od tego nie ubędzie.

- A skąd wiesz? Może Slytherin nie ma zrozumienia dla wyznawców subtelnej filozofii Agatona?

- Jak Agaton był subtelny, to Slytherin był... mężolubny.

- Jak ty nic nie rozumiesz, Tonks. Idę, ale zrobię to tylko przez poszanowanie dla naszych wspólnych korzeni.

- O tak, korzenie to podstawa. Zwłaszcza jeden. Korzeniem Hogwart stoi.

- Ę?

- Bo zamek jest jako drzewo Yggdrasil, a korzeniami jego podziemne korytarze... Nieważne, nieważne. Nic nie piłam, słowo. Idź.

- Idę, idę...

- ...

- ...

- ...

- To, tego... Bądź pozdrowiony Salazarze Slytherinie, eee... Wężolubny. Borsukolubny też. Lwiogromco. Posiadający wiele zrozumienia dla cudzych odmiennych zapatrywań na pewne sprawy. Bądź pozdrowiony. Pa.

- ...

- ...

- Brawo.

- Co „brawo?”

- Nic, nic. Dzięki.

- Za co?!

- A, tak. No wiesz, ja mam źle w głowie, lubię przytulać ludzi i dziękować im za różne rzeczy.

- Czemu chciałaś, żebym go macał?!

- Jest taki samotny w tym kącie... A ja niegodna, żeby go adorować. A profesor Sprout nieuświadomiona. A Seviczek mój. No, to padło na ciebie.

- ...

- Tak?

- To do ciebie podobne.

- Aha. No, to pa.

- Pewnie się nie zobaczymy aż za następne trzy lata.

- Pewnie nie. Papapa.

- Szkoda...

- Fakt.

- Nic nie mówiłem!

- Niczego nie słyszałam.

*************

Lochy

- Seviczku! Witaj, moje bóstwo Podziemi!

- Tonks! Moja radości! Moja miłości! Nareszcie jesteś! Tak za tobą tęskniłem! Powinnaś się do mnie wprowadzić. I rzucić tę zwariowaną pracę.

- ... O Merlinie i siedmiu krasnoludków...

- Moja najmilsza. Mój skarbie. Jak się miewasz? Czy już mówiłem, jak strasznie za tobą tęskniłem?

- Kim jesteś, nędzny oszuście, i co zrobiłeś z moim Sevem?!

- ... Wydało się. Jestem Gilderoyem Lockhartem. Uciekłem ze św. Munga i zmusiłem Severusa, żeby zajął moje miejsce. Jeśli szybko tam pobiegniesz, zdołasz go może uratować, zanim lekarze mu wmówią, że jest mną.

- ...

- Masz mało czasu.

- ... Ślizgoni.

- ... I nie pobiegła. Salazar mi dziś nie sprzyja.

- ... Sev. Jak ja za tobą tęskniłam! Dzięki Merlinowi za drobne łaski - gdybyś się wysilił na „dzień dobry”, pewnie bym padła trupem w szoku.

- A bo to on był taki dobry? Wybacz, nie spostrzegłem.

- Gdybym nie podejrzewała, że nie potrzebujesz powodu, żeby leżeć w trumnie i pogrążać się w depresji, to bym się rzuciła cię pocieszać.

- Nie rzuciła się na mnie i nie zamierza. Nie wierzy w ani jedno moje słowo. I dziwi się, że popadam w depresję. Ech, życie. Ech, te rzycie.

- Czyje?! To znaczy, tfu, nic mnie nie obchodzą twoje... twoje życia.

- Żadne z nich? Nic, tylko się pochlastać. Zavadzić. Zatańczyć z Dementorem w bladym świetle księżyca - buzi-buzi wśród śpiewu szyszymor...

- Sev. Jesteś pijany?

- Kompletnie. Nie widać? Nie słuchaj Granger. Pijany w trupa. W zombiaczka. Widzisz, do czego mnie doprowadziłaś? Jestem sztywny.

- Widzę, widzę... I ja cię do tego doprowadziłam...

- ...

- Dobrze, dobrze. Obiecuję, że już nigdzie więcej nie wyjadę bez ciebie.

- Czy ja coś mówiłem...

- Mój Seviczek. Posuń się i opowiedz mi, jak sprowokowałeś biednego Sala, żeby cię pogryzł.

- Ekhemm...

- Noo, przyznaj się, zwyzywałeś go? A może poszło o sprawy ideologiczne? Powiedz swojej Tonks, jak to było.

- Tonksss...

- Nikomu nie powiem, że ten posąg nie gryzie Ślizgonów, ale ty mi musisz zdradzić, czym go zdołałeś tak rozsierdzić.

- Tonksss...

- Swoją drogą, nie wiedziałam, że z profesor McGonagall taka ryzykantka. Gryfoństwo niby zobowiązuje, ale, na Merlina, bez przesady! Nikt tam nie podchodzi bez poważnej potrzeby rytualnej. Znaczy, za moich czasów w Ravenclaw tak było.

- Bo widzisz, Tonks...

- Tak?

- Gryfoni są dziwni. Oni nie są tacy jak my.

- Aaa...

- ...

- ...

- ...

- Miałeś mi powiedzieć...

- Ciiicho tam teraz.

- ...

- ...

- ...

- Obiecaj jeszcze raz.

- Obiecuję...

*************

Trzecie piętro Hogwartu, pod pomnikiem Salazara Slytherina

- Bądź pozdrowiony, Salazarze Slytherinie, mój Mistrzu i Założycielu.

- ...

- Nie patrz tak spode łba. Żaden z nas nie zmieni zdania. W mojej trumnie śpi ptaszątko, a twój wąż figluje z borsukiem na kilimie we Wschodniej Wieży. Ale czy musimy się gryźć jak jakieś durne lwy?

- ...

- Też tak uważam, Mistrzu Węży. O tym drobnym incydencie możemy zapomnieć. Nie powinienem się wyrażać obraźliwie o hipotetycznych niedostatkach twojej bogdanki.

- ...

- Ale to nie upoważniało cię do nieuzasadnionych ataków na Krukonki w ogóle, a moją w szczególności. Nawet, jeśli były niewerbalne.

- ...

- Przyznajesz więc, że twoja reakcja była nazbyt gwałtowna?

- ...

- Ja przyznaję, że w niewybaczalny sposób uchybiłem dobremu wychowaniu, szacunkowi dla płci przeciwnej i bywa nawet że pięknej oraz należnemu Tobie uszanowaniu.

- ...

- ...

- ...

- ... Przepraszam. Zachowałem się jak... Jak Gryfon.

- ...

- Czy teraz mogę podejść?

- ...

- ... Bądź pozdrowiony. I dziękuję. Wybrałeś Puchonkę, podczas gdy ja poko...mplikowałem sobie życie z Krukonką. Ale przecież nie będziemy się o to kłócić.

- ...

- Proszę? Aale.. Jej matka ma krew czystszą niż Ognista w moim barku. Starczy za dwoje.

- ...

- Bywaj.

- ...

- Opiekunie!

- Witaj, Draconie.

- Widzę, że... eee... Adorowałeś naszego Założyciela?

- A co, zły pomysł?

- Skądże, sam to czasem robię...

- I bardzo mądrze. Ze swoim Założycielem lepiej pozostawać w zgodzie. Wiem, co mówię...

- Nie wątpię, Opiekunie.

- Cóż. Tymczasem, jak sądzę, idziesz w stronę Wieży Ravenclawu?

- ...

- Idźmy więc, a za rogiem coś ci powiem.

- ...

- ...

- Czemu dopiero tutaj?

- Nasz Mistrz wolał Hufflepuff...

- Aaa.

- Tym niemniej, ja jestem po twojej stronie.

- Opiekunie.

- Słucham?

- Ja również jestem po pańskiej


KONIEC

Kwiecień 2005

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.