Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Brave: Journeyman

Rozdział IV

Autor:Setsuna
Serie:Warhammer Fantasy
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Przemoc
Dodany:2008-05-12 08:00:10
Aktualizowany:2008-05-24 21:59:36


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Do Nuln dotarliśmy po południu następnego dnia. Już jakiś czas wcześniej, widzieliśmy w oddali mury i baszty miasta, ale dopiero kiedy słońce osiągnęło zenit, przekroczyliśmy wspólnie bramy największego miasta Imperium na południu. Od razu skierowaliśmy się ku domostwu mych rodziców. Chciałem ich zobaczyć jak najszybciej i równie szybko uspokoić ich nerwy. Bo choć przed moim niespodziewanym opuszczeniem domu w środku zimy, zostawiłem list z prośbą o spokój, to dobrze wiedziałem, że na wiele on się nie zda. Zatrzymawszy się przed domem, dwukrotnie uderzyłem kołatką we wrota. Otworzył Jurgen, ten sam sługa, który powitał mnie w domu, kiedy wróciłem z wojny. Na mój widok, otworzył szeroko usta ze zdziwienia.

- Pan... Pan wrócił!

Uśmiechnąwszy się, nie dałem nawet biednemu Jurgenowi czasu na wydukanie wszystkiego. Otworzyłem szerzej wrota i wraz z Genevieve wjechaliśmy do środka.

- Jurgen - powiedziałem, - zamknij wrota i zaprowadź nasze konie do stajni.

Zsiedliśmy z nich i ruszyliśmy do drzwi. Te były otwarte. W przedpokoju stała moja matka.

- Dietrich - powiedziała, patrząc na mnie, jakby nie była pewna, czy to ja, czy tylko złudzenie. - Synu, to naprawdę ty ?

- Tak mamo! - krzyknąłem i podszedłem do niej. Ucałowałem w dłoń, a następnie objąłem.

- Mamo - powiedziałem, przedstawiając Gen. - To jest Genevieve Jaures, kobieta, którą zamierzam poślubić.

Matka spojrzała na ku niej. Genevieve podeszła i skłoniła się.

- Cieszę się, że mam zaszczyt poznać matkę człowieka, z którym już tak długo jestem razem.

- Ma być ślub... - Matka była wyraźnie w lekkim szoku. Nic w tym dziwnego, to było zbyt dużo emocji, jak na jeden raz.

Zaprowadziła nas do pokoju gościnnego i zawołała ojca i siostrę. Najpierw długie i serdeczne powitanie, a potem z miejsca pojawiły się żądania wyjaśnień, dlaczego i jak opuściłem miasto w środku zimy, a co najważniejsze, dokąd mnie wyniosło. I jeszcze ślub? To wszystko wymagało od nas obu długich wyjaśnień. I choć przemilczeliśmy pewne sprawy, takie jak nieszczęśliwa śmierć Ruelle (pobyt w klasztorze został wytłumaczony raną w walce), czy piętno Genevieve, to wyszło nam to dość zgrabnie. Kiedy rodzina usłyszała cała historię, długo nikt nie wiedział, co powiedzieć. W końcu odezwał się ojciec:

- Cóż, przeszliście oboje niejedno, a jak widzę macie się ku sobie. I choć nie tak wyobrażałem sobie synu twoją przyszłość, to zgrzeszyłbym wobec was i wszystkich dobrych bogów, gdybym stanął na waszej drodze. Żeńcie się więc i wiedzcie, że macie moje pełne błogosławieństwo.

- Moje również - powiedziała matka. - Nie ma nic piękniejszego, niż szczera miłość, a wam udało się ją odnaleźć.

Już następnego dnia rozpoczęto przygotowania. Matka wraz z Gen i Katrin - moją siostrą udały się na zakupy, by wybrać suknię dla panny młodej. Mój ojciec zaś planował wydatki i liczył, ile co będzie kosztować. Dom przygotowywano jak na święto. Wesele miało się odbyć właśnie tam. Nic dziwnego, dom mojego ojca należał do dość rozległych. Przygotowywano też listę gości, którzy mają być zaproszeni. W zasadzie nie wtrącałem się do tej sprawy, ale zadbałem, by na liście znaleźli się Kreuzwigerowie i czarodziejka Maria Eisenhare. Kiedy kobiety wróciły z zakupów i Genevieve pojawiła się w nowej sukni, byłem oszołomiony. Pamiętałem z jakim wstrętem nosiła szykowne ubiory w zamku swego ojca. Teraz jednak, z wojowniczki i kobiety szlaku, przemieniła się w księżniczkę elfów. Spojrzałem na matkę i spojrzeniem podziękowałem, wiedząc, że taki ubiór musiał kosztować krocie. Mniej przyjemnym aspektem przedślubnych przygotowań, był zakup stroju dla mnie, bo choć mi wydawało się to całkowicie zbyteczne, to cała reszta, łącznie z Gen, była odmiennego zdania. Toteż udałem się wraz z nimi w poszukiwaniu owego stroju i choć było to przeżycie godne bitwy ze skavenami, to jednak w końcu i ono zakończyło się sukcesem. Kiedy wieczorem, wspólnie z Gen spacerowaliśmy po tarasie, każde z nas, ze źle skrywanym niepokojem, wyczekiwało następnego dnia.

- A czy, gdy przymierzałaś suknię, nikt nie widział tego... śladu ? - spytałem.

Genevieve uśmiechnęła się.

- Założyłam tam opatrunek i noszę go, tłumacząc że to dość paskudna rana, która ciężko się goi. Wszyscy to uszanowali. - I zaraz dodała: - Wiesz co, masz wspaniałą rodzinę! A kiedy widzę twoją siostrę... Ona jest w tym samym wieku co...

- Spokojnie - powiedziałem, gładząc jej włosy. - To już było.

- Tak, masz rację, to już było.

Nazajutrz odbył się ślub. W południe, ukwieconym powozem, ruszyliśmy do świątyni Shalyi, bo mimo, że wielu brało ślub w świątyniach Sigmara, to my mieliśmy swoje powody. Przy wyjściu, w szpaler ustawili się gwardziści miejscy, którzy z halabard zrobili korytarz. Do wszystkich dotarła już wieść, że oto żeni się ich bohater, który w zeszłym roku w glorii, powrócił z wojny. Kiedy opuściliśmy świątynię, na dziedzińcu przed nią, stało naprawdę wielu ludzi. Czekał na nas powóz, jednak ku zaskoczeniu wielu, oboje wsiedliśmy na konie i na nich ruszyliśmy ku domowi.

Tu miało miejsce wesele. Przybyło wielu ludzi, z czego niemało było znanych w mieście osobistości. Wszyscy podchodzili i składali nam gratulacje oraz prezenty ślubne. W większości były to rzeczy, jakie zwykle otrzymuje się przy takich okazjach. Jednak kiedy podeszła do nas Maria, wielu zbliżyło się, ciekawych co też młodej parze, może podarować osoba, parająca się magią.

- Przyjaciele - powiedziała. - Wiem, że wielu mój podarunek wyda się dziwny, ale ja wiem, że długo nie zabawicie w Nuln i jeszcze długo nie założycie domu. Chcę wam zatem dać coś, co przyda wam się w niedalekiej przyszłości.

Tu klasnęła i do sali wszedł sługa. W dłoniach niósł dwa miecze. Ich czarne pochwy lśniły blaskiem metalu i mogłem się tylko domyślać, z czego zostały wykonane. Sługa podszedł i wręczył każdemu z nas po jednym. Zważyłem oręż w dłoni.

- Te miecze - kontynuowała Maria, - zostały wykonane specjalnie dla was. Każdy z nich ma na pochwie wygrawerowane imię właściciela i tylko jego dłoniom będzie posłuszny. Kiedy będziecie walczyć ramię w ramię, wasi wrogowie poczują moc tej broni.

Wyjąłem miecz z pochwy. Nienagannie czyste ostrze zajaśniało, odbijając świtała. Obok trzymanej w drugi dłoni pochwy, będącej koloru najgłębszej czerni, miecz prezentował się wspaniale.

Spojrzałem na Genevieve i ujrzałem, jak ona również bacznie oglądała nowy miecz. Nagle na oczach wszystkich, szybkim ruchem wyjęła go z pochwy i zakręciła w powietrzu, wykręcając młynka z przodu i w górze. Na widok tego pokazu, na chwilę zapanowała cisza.

- Jest... - Przez chwilę szukała słowa. - Jest doskonały! Wręcz idealnie pasuje do mojej dłoni.

Pocałowała Marię z wdzięcznością w oba policzki.

- Dziękuję ci, pani ! Dziękuję ci za wszystko, co dla nas uczyniłaś.

Maria uśmiechnęła się i usunęła w tłum weselników. Rozpoczęła się zabawa. Kolejne tańce, kolejne toasty, zabawy, radości, śmiechy.

Minstrel wygrywali wesołe melodie. W pewnym momencie, po kolejnym tańcu, wszystko ucichło. Ktoś głośno zaklaskał w dłonie.

- Łaskawi panowie i piękne panie - powiedział chłopak, grający na lutni - Poświęćcie proszę nieco swej uwagi. Oto zaśpiewa dla was Lisa Gerston, zwana słowikiem z Middenheim.

Wszyscy ucichli, a obok grajka pojawiła się jakby znikąd, młoda dziewczyna o długich, złotych lokach. Ubrana w długą, białą suknię, stanęła przed wszystkimi. Muzyk uderzył w struny harfy, a z jej ust popłynęły słowa pieśni:

W bogatym dworze mieszkał graf

Co złota miał dostatek

Cóż, z tego jednak skoro, ach

Miał tylko jedno z dziatek

Miał córkę, którą Sofią zwał

I kochał córę szczerze

Lecz nigdy by nie przypuszczał

Że zły los ją zabierze

Bo oto wszak pewnego dnia

Dostrzegło bystre oko

Odmienny u kobiety stan

Stał Sofii się przygodą

Zamknął ją w baszcie, wściekły graf

I dworu pytał swego

„Czy wie coś choćby z was

O sprawcy wstydu mego?”

Wtedy zaś kuchcik przyznał się

Że pannę on miłuję

I że to jego jest dziecię

Ono Pana frasuje

Graf pełen gniewu kazał wnet

By Sofię zamknąć w wieży

I trzymać ją tam wiele dni

Kuchcik ma zaś wnet nie żyć

Na męki straszne wzięli go

Całymi cierpiał dniami

Dziewczę zaś w wieży więdło

Jak kwiaty pod kloszami

Minął gniew grafa po dwóch dniach

Córkę wypuścić kazał

Lecz biada! Bo gdy wkroczył tam

Ten widok się ukazał.

Jego Sofia martwa już

Na ziemi zalegała

Kazał ją grzebać pośród róż

Które tak pokochała

Potem pochwycił ostry miecz

Kuchcika zabić chciał

Lecz zanim uciąć zdążył łeb

Te słowa usłyszał

„Wierz mi o panie albo nie

Lecz prawdę snadnie głoszę

Bo strasznie okłamałem cię

I żałość w sercu noszę

To dziecko, które córka twa

W swym łonie nosić chciała

Nie było moje, lecz męża

Który dotrze tu zaraz”

To mówiąc skonał, lecz w ten czas

Trąb dźwięki usłyszano

Bo oto zaś Cesarz sam

Stanął pod grafa bramą

A gdy o wszystkim usłyszał

O pomstę wnet zawołał

Grafa zabił, zaś jego dom

Pozostawił w popiołach.

Rozległy się głośne brawa. Na wielu obliczach widać było wzruszenie, a nawet łzy. Bo choć wielu znało tę balladę w różnorakich wersjach, kryształowy głos uroczej śpiewaczki sprawił, że wszystkim zdało się, że słyszą ją pierwszy raz. Ktoś rzucił pierwszą złotą monetę, zaraz potem posypały się następne. Chłopak, który przygrywał dziewczynie, teraz zbierał je do czapki.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.