Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Przy Drodze

1. Śpiący w zbożu.

Autor:clbs
Korekta:Teukros
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Fikcja, Komedia, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Wulgaryzmy
Dodany:2008-04-02 15:42:30
Aktualizowany:2008-04-02 15:42:30


Następny rozdział

I

Śpiący w zbożu.

Słońce grzało wyjątkowo mocno i nie przesadziłbym mówiąc, że wręcz smażyło. Kłosy zbóż, których pola rozciągały się aż po horyzont odbijały jego złociste promienie. Gdzieś w środku tego wszystkiego, w towarzystwie dwóch wierzb stał młyn, niestety rzeka, która go zasilała już dawno temu wyschła. Wiał przyjemny wiaterek i chyba tylko dzięki temu żar słońca nie stopił mi jeszcze mózgu. Pomiędzy kłosami ktoś odpoczywał - był to chłopak, siedemnastolatek. Miał średniej długości, delikatnie falujące na wietrze brązowe włosy, które lekko opadały na czoło. Kolor oczu był mi nieznany, ponieważ były zamknięte. Nosił długi, biały t-shirt, sięgający do połowy ud i łokci, szerokie i sięgające trochę za kolana krótkie spodenki z niebieskiego jeansu, oraz typowe buty na deskę - czarne z szarymi sznurówkami. Miał na imię Darek i na tym polu i w tym młynie spędził mijający dzisiaj pełen rok i to bynajmniej nie z własnej woli.

Rok wcześniej…

Darek, choć był inteligentny to nigdy nie pałał się do nauki. Ocenami nie zachwycał, wahały się w przedziale 1-4, jeżeli jakiś temat mu się podobał zdarzały się nawet piątki. Co innego było z egzaminami, na których obowiązywała większa część materiału - tu zawsze wybijał się wysoko ponad przeciętną. Jego zamiłowaniem był Hip-Hop, nie tylko Rap, ale cała ta kultura. I żył by tak nadal z dnia na dzień, gdyby nie pewne dwa wydarzenia.

Pewnego razu, szedł, jak co dzień do szkoły. Nigdy nie fatygował się na przejście dla pieszych, gdyż znajdowało za daleko. Ulica była tylko 6 pasmowa, więc normalnym jest postępować tak jak on to robił. Niestety, trzeba liczyć się tu z konsekwencjami i nie mówię o wypadku samochodowym, lecz o straży miejskiej i jej zamiłowaniu do rozdawania mandatów nie tylko na lewo i prawo, ale we wszystkich kierunkach. Tym razem obrali sobie za cel bogu ducha winnego Darka. Pięknie się uśmiechnęli, przywitali i wyjechali ze słynnym:

- Aaa, widzę bozia siły w nóżkach poskąpiła i przez jezdnię w niedozwolonym miejscu przechodzimy, prawda? Tam mamy przejście dla pieszych, prawda? A może w tym miejscu powinniśmy jeszcze jedną zebrę wymalować, prawda? No, ale to kosztuje, prawda? Trzeba zacząć zbiórkę od zaraz, prawda kolego Potocki?

- Prawda! - jak jeszcze ten pierwszy strażnik, faktycznie wyglądał na „stróża prawa” z racji swej budowy, to pan Potocki nadawał się najwyżej na wycieraczkę pod drzwi komendy.

- No, to zacznijmy od ciebie - zwrócił się do Darka - mandacik 100 złotych.

Na szczęście nasz bohater nie był idiotą i cwela z siebie zrobić nie da. Podniósł głowę i popatrzył w oczy Potockiemu. Lekko się zaśmiał, wiatr zawiał i odsunął mu grzywkę - teraz już pamiętam, miał brązowe oczy.

- Ok., spoko ale mi się zdaje, że 100 metrów to tu będzie. - Powiedział lekceważącym tonem.

- 100 metrów? A co mnie to do chuja obchodzi, może i tysiąc być, płacisz, czy mamy cię na komendę wywlec?

- Powinno obchodzić, jeżeli w promieniu 100 metrów nie ma przejścia, mogę sobie przechodzić gdzie chcę.

- Gówniarzu, to nie ty tu prawa pilnujesz, tylko my! - i tak zakończyła się poranna pogawędka. Co prawda, mandatu nie było, ale spędził cały dzień na komendzie, tłumacząc, że nie był na wagarach. Po tym incydencie stracił wiarę w system, której ilością wcześniej też nie grzeszył i został anarchistą, jednak znudziło mu się to po tygodniu.

Konsekwencją tego wydarzenia, było to, że stracił on już ochotę na przechodzenie w niedozwolonych miejscach, zresztą w dozwolonych też. Zapragnął kupić sobie samochód, a z racji, że miał tylko 16 lat, kupił sobie malucha. Tłumaczył to sobie tym, że „łatwy w prowadzeniu”, ale tak naprawdę tylko na to było go stać.

Nowy nabytek sprawował się bardzo dobrze. Można było kolegów za miasto podwozić i tym podobne. Niestety, oczywistą rzeczą było, że konsekwencje pojawią się prędzej czy później i nawet jego to nie ominie. Tak też się właśnie stało.

Wracał do miasta zwykłą dwu pasmówką przez jakieś wsie. Bóg chyba chciał swoją owcę na dobrą drogę sprowadzić i zesłał tam patrol, który o dziwo zauważył, że kierowca czerwonego malucha nie ma ukończonej osiemnastki. Postanowili to sprawdzić. Podjechali od lewej, pies pomachał ręką by Darek zjechał na pobocze. Tak też nasz bohater zrobił. Dał się tak łatwo złapać? Nigdy w życiu. Gdy zatrzymał samochód, szybko otworzył drzwi i długa w pole. Miało to swoje minusy, gdyż samochodu już nie odzyska, ale on chciał jeszcze kiedyś prawko zrobić. Biegłby tak pewnie przez pole ziemniaków do momentu, w którym ich zgubi, lecz nagle zakręciło mu się w głowie, potknął się i upadł. Coś uciskało mu klatkę piersiową, oddychał coraz ciężej, wkrótce potem poczuł, że robi się coraz zimniej. Zemdlał.

Był gdzieś w kosmosie - w koło latały statki obcych, jakby zainteresowane przybyszem. Chciał im się przypatrzeć, jednak szyby były przyciemnione. Ukazało mu się drzewo, piękne, wielkie drzewo o czerwonych liściach. Dziwny miał sen…

Poczuł ciepłe promienie słońca na twarzy. Lekko otworzył oczy - ze zdumieniem spostrzegł, iż leży wśród zbóż, a jeszcze przed chwilą biegł przecież przez pole ziemniaków. Otworzył szerzej oczy. Wstał szybko i zaczął się rozglądać - w koło tylko złote trawy. Nie ma śladu drogi, patrolu, malucha. Żadnych linii wysokiego napięcia czy domostw na horyzoncie. Coś ścisnęło go w żołądku, a serce mocniej zabiło. „Co się kurwa dzieje?”, pomyślał i pobiegł przed siebie w poszukiwaniu jezdni.

- Jest tu, kto??? - Krzyczał najgłośniej jak potrafił, jednak nikt nie odpowiadał. - No ja pierdole, jest tu kto?? - Powiedział, po czym upadł ze zmęczenia. Ciężko dyszał, a słońce przyjemnie świeciło mu po twarzy. Nie miał pojęcia, co się dzieje, gdzie jest i jak się tu znalazł. Podniósł się znowu i pobiegł dalej.

Wieczorem, gdy chmury zaczęły się już czerwienić, zauważył młyn. Na chwilę odzyskał siły, miał nadzieję, że znajdzie tam kogoś i dowie się gdzie jest. Zapukał - nikt nie odpowiadał. Zapukał jeszcze raz, potem znów i stał tak przez chwilę pukając. Gdy ogarnęła go irytacja, wyciągnął rękę i pchnął drzwi - były otwarte.

- Em, przepraszam, jest tu ktoś? - Znów nikt nie odpowiadał. - Drzwi były otwarte, więc... -

W tedy zauważył, że młyn składał się tylko z jednego pokoju, w którym nikogo nie było.

Domownicy nie wracali przez najbliższe kilka godzin, w końcu na zewnątrz zrobiło się ciemno i chłodno. Darek oparł się o ścianę i usnął. W nocy wyły wilki. W strachu przed nimi, najbliższy rok spędził w młynie i jego okolicach.

C. D. N

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Pruszkov : 2008-04-05 13:26:49
    ,.,.,.

    To dość nieuchwytne wrażenie. Jednak zdarzyło mi się znaleźć. To ten moment, gdzie ni z tego ni z owego kupuje samochód. Podkreślam, wyłącznie moje zdanie. Mimo wszystko nie razi to tak bardzo, w ogóle nie przeszkadza w czytaniu, nie musisz tego poprawiać. Wtedy miałem chyba zły dzień, bo dziś wstawiłbym Ci 8,5/10, może nawet 9/10.

  • clbs : 2008-04-02 19:32:36
    ....

    Uff, ulga. Cieszę się, że ci się spodobało, ale powiedz mi, o co Ci dokładnie chodzi z tymi uproszczeniami? Przynajmniej tak mniej więcej, to postaram się poprawić w następnych częściach.

  • Pruszkov : 2008-04-02 15:52:03
    ,.,.

    Hah, interesujące. Trochę uproszczeń, ale mimo to świetne. 7/10 za uproszczenia.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu