Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

U Squalla na urodzinach

Część 2

Autor:Pleiades
Korekta:Teukros
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Fantasy, Parodia
Dodany:2008-08-16 16:47:22
Aktualizowany:2008-08-16 22:02:22


Poprzedni rozdział

Zamieszczono za zgodą autorki.

Pobrano z portalu Inner World.

U Squalla na urodzinach - cz.1, U Squalla na urodzinach - cz.2.


- Świetnie, widzę że mapki z Zumi są niezłe - rzekł z przekonaniem Seifer - no to mamy już wyznaczone wszystkie drogi dojazdowe. Okej, Fuujin, dawaj tutaj ten plan budynku.

- SIĘ ROBI - Fuujin zaszeleściła wielkim arkuszem papieru i położyła go na blat biurka na kartki z mapkami, które wcześniej przeglądali.

- Okej, teraz uważajcie. Tutaj jest hol główny - zaczął Seifer - Interesuje nas jedynie strażnik siedzący z boku i monitorujący kamery z podziemi. Jasne?

- Tak.

- Musimy pomyśleć, jak go załatwić. Od razu mówię, że morderstwo w grę nie wchodzi, jesteśmy teraz porządnymi obywatelami Balamb, racja?

Przytaknęli

- Wracając do planu, od strony podwórka, jak widzicie, jest wejście dla konwojentów. Pilnowane i obserwowane non stop przez tego gostka w holu. Kwestia jest taka. Gościa jakoś zajmiemy, wtedy rozwalamy zamek i wkraczamy do środka. Mamy około 30 sekund, żeby przebiec korytarz pozostając niezauważonymi. Potem pójdzie już jak z płatka. Opatulamy kamerę przy sejfie szmatą, rozwalamy drzwiczki i zabieramy kasę do wora. Jasne?

- Pewnie, a co, jeśli nas jednak ktoś przyuważy?

- Od momentu wszczęcia alarmu, do chwili pojawienia się policji z Balamb nie powinno minąć mniej niż 2 minuty. Wystarczający czas na ucieczkę z kasą.

- Ale mogą nas rozpoznać...

- Nie rozpoznają. W razie czego zakupiłem kominiarki. Założymy je i sru.

- CZYLI CO TERAZ? - zapytała Fuujin

- Teraz się zastanawiamy, jak odwrócić uwagę tego strażnika ze środka...

---

- Nie wiedziałam, że twój ojciec... Przepraszam, przybrany ojciec, pracuje w banku - stwierdziła Quistis

- No tak, jakoś o tym nie wspominałem dotychczas - odparł z zakłopotaniem Zell.

- To nam nieco ułatwiło sprawę - przyznał Irvine. - Dzięki za załatwienie tych mapek!

- Nie ma sprawy! - odparł Zell - zwędziłem ojcu z teczki, którą nosi do roboty.

- Skupmy się może na misji? - zauważyła Selphie.

- Dobrze. Więc tak - w holu głównym siedzi strażnik. Obserwuje obraz z kamer. Musimy wymyślić, co zrobić, aby odciągnąć jego uwagę na jakieś 30 sekund. Później biegniemy z holu na zaplecze drzwiami dla pracowników, a następnie zdejmujemy kratkę od szybu wentylacyjnego i gramolimy się do środka... O, tutaj - Irvine wskazał miejsce na mapie. - Dalej już prosto i potem w dół. Jesteśmy szczupli, w szybie damy sobie radę? Kanał wentylacyjny prowadzi wprost do pomieszczenia ze sejfem. Wychodzimy, opatulamy kamerę jakimiś szmatami, rozwalamy sejf najlepszym zaklęciem na jakie nas stać i zabieramy pieniądze. Następnie wychodzimy tylnymi drzwiami dla konwojentów wprost na wolność. I tyle.

- Żeby tylko nas nikt nie zobaczył na monitorach... 30 sekund to mała granica błędu. - stwierdziła Selphie.

- Spoko, zaraz na zapleczu włożymy kominiarki i nikt się nie zorientuje, że to my.

- Świetnie, tylko jak przechytrzyć tego strażnika w głównym holu? - zapytał Zell.

---

- Dokumenty wziąłeś? Dowód rejestracyjny, ID i numer konta masz? - zapytała Edea, uruchamiając silnik ich samochodu BMW

- Tak, chyba wsio. - odpowiedział Cid

- No to jedziemy. Ciekawe, czy dadzą nam pożyczkę...

- Powinni. W sumie nikomu nic nie podżyrowaliśmy, nie widniejemy w krajowym rejestrze dłużników, raty za remont domu mamy pospłacane, więc pożyczki nam udzielą.

- Super, ruszamy zatem - Edea ruszyła z piskiem opon sprzed domu.

---

Do budynku Banku Zachodniego Balamb weszła rudowłosa ciężarna kobieta, z opaską na lewym oku.

Rozejrzała się po holu. Przy kasie stało zaledwie kilku klientów, strażnik niestrudzenie wpatrywał się w monitory i śledził każdy ruch kamer.

Kobieta poprawiła na głowie rudą perukę, dotknęła poduszki przymocowanej pod ubraniem do brzucha, odchrząknęła i zgięła się w pół...

- Och, Hyne! - jęknęła rozdzierająco

Ludzie zebrani w banku natychmiast odwrócili głowy w jej stronę.

- Acchhhh!! - zawyła dziewczyna

Strażnik, siedzący dotychczas nieruchomo przed monitorami, poderwał się nagle z miejsca i zapytał

- Proszę pani, czy wszystko w porządku?

- Tak mi się wydaje - odparła Fuujin - Aaachhh, nie... Jak boliiii!

- Co się dzieje? - strażnik był mocno zakłopotany, podszedł do zgiętej wpół dziewczyny i chwycił ją za ramię.

- Chyba... chyba zaczynam rodzić - jęknęła Fuujin - aaaa, kolejny skurcz, umieeeeram!

- Chwileczkę, panienko - odparł strażnik - już dzwonię po pogotowie, trzymaj się! - wyjął krótkofalówkę i wciąż wspierając dziewczynę za rękę, połączył się z centralą.

- Dobra nasza! - krzyknął Seifer, schowany z Raijinem za żywopłotem i obserwujący przez lornetkę przeszklone drzwi banku - Strażnik jest przy Fuujin, lecimy, teraz!

---

- He, heee... - zatryumfował Seifer, kiedy dopadali z workiem pieniędzy drzwi na tyłach banku - Poszło jak z płatka!

- Pewnie - odpowiedział Raijin - ale nastepnym razem pamiętaj, że nie ma takiej magii jak "Alohomora" i rzucaj w sejf od razu Demi, albo Berserk.

- Czepiasz się.. Dobra, dajemy sygnał Fuujin i spadamy!

Strażnik wciąż stał zakłopotany i bezradny nad wijącą się na podłodze dziewczyną.

- Spokojnie.. Karetka już jest w drodze - mówił do niej cicho.

Za oknem była słoneczna pogoda, a w pobliskich krzakach śpiewał sobie wesoły kos.

- Aaa, znowu skurcz! - jęknęła Fuujin - Niech przyjeżdżają, bo zaraz urodzę!!

Głos kosa zyskał na intensywności.

- Nie bój się, młoda damo. Jesteś pod dobrą opieką.

Wkurzony kos śpiewał ze zniecierpliwieniem

"O cholera" pomyślała Fuujin "Sygnał!"

Błyskawicznie, niczym gibka kocica, zerwała się z podłogi na równe nogi i kilkoma wielkimi susami dopadła drzwi banku, po czym po kolejnej sekundzie zniknęła za rogiem budynku.

Strażnik zdążył tylko opuścić szczękę do samej podłogi i wybałuszyć szeroko oczy, podążając wzrokiem za przed-chwilą-rodzącą-w-ciężkich-bólach, a teraz czmychającą w pośpiechu, kobietą.

---

Do holu głównego banku weszło dwóch przystojnych mężczyzn. Jeden w długich włosach i kowbojskim wdzianku, drugi w jasnych krótkich włosach i z tatuażem na lewej skroni.

Strażnik nawet nie zwrócił na nich uwagi. Siedział naburmuszony przed swoimi monitorami, zły jak diabli. Właśnie myślał, jak ze swojej skromnej pensji zapłaci za nieuzasadnione wezwanie pogotowia ratunkowego. I jeszcze, jak na złość, kamera przy samym sejfie przestała pracować, znów będzie musiał wzywać techników.

Chwilę później do banku weszły też dwie młode kobiety.

Jedna dość wysoka, miała długie blond włosy, ubrana była w bardzo krótką bordową kieckę i czarne pończoszki.

Druga dziewczyna, zdecydowanie niższa, miała dziwnie ułożone brązowe włosy, sięgające ramion. Ubrana była w krótką bluzeczkę typu t-shirt z bardzo głęboko wyciętym dekoltem oraz w spodnie-biodrówki z krótkimi nogawkami, odsłaniające zgrabny, płaski brzuch i jędrne łydki.

Na nie już strażnik uwagę zwrócił.

Dziewczyny stanęły w niedalekiej odległości od strażnika. Ta wysoka blondynka pochyliła się, tak, że było jej widać prawie majtki spod krótkiej kiecki. Zaczęła sobie leniwie poprawiać opadającą prawą pończochę na nodze.

Strażnik, jak zahipnotyzowany patrzył na jej seksowne uda...

Druga dziewczyna poprawiła obcisły t-shirt na biuście i odgarnęła zamaszystym ruchem grzywkę z czoła, po czym wzięła lusterko i zaczęła sobie smarować błyszczykiem różowe usteczka.

Strażnik nie mógł z nich spuścić wzroku.

Mężczyźni, którzy weszli wcześniej do banku, ukradkiem oddalili się od kolejki czekających przy okienku i wymknęli się przez drzwi dla personelu na zaplecze.

- Dobra nasza... - szepnęła Quistis do Selphie - Kończymy powoli przedstawienie.

Selphie wzięła głęboki oddech i niespiesznie podeszła do strażnika. Pochyliła się nad nim, opierając się o biurko i seksownie wyginając jedną nogę do tyłu.

- Przepraszam bardzo - rzekła słodkim głosem. Strażnik wpatrzony w jej dekolt ostatkiem sił dał się zmusić, aby spojrzeć jej w oczy - Czy to jest oddział AIG Banku Estharskiego?

- N... nie - odparł zaskoczony strażnik - To jest Bank Zachodni Balamb.

- Och, ojej, chyba pomyliłyśmy banki - rzekła ze smutkiem Selphie. - W takim razie przepraszamy bardzo. Chodź, Quissy, wychodzimy!

Obie dziewczyny udały się do wyjścia. Strażnik nerwowo przełknął ślinę.

---

- Dobra nasza! - Irvine się uśmiechnął szeroko, zacierając ręce - Najgorsze za nami!

- Uch, uch - sapnął Zell - Nie wiedziałem, że w tych wentylacjach może być tyle szczurów! Hyne, jak ja ich nienawidzę!

- Spoko, teraz już z górki. Dziewczyny świetnie się spisały tam na górze!

- Dobra, mogę już zdjąć tę kominiarkę? Zaraz się zapocę na śmierć...

- Nie, jeszcze nie, zostały nam jedne kamery do unieszkodliwienia. Przy sejfie.

- Uch, dobra, jakoś wytrzymam.

Pobiegli do pomieszczenia sejfowego.

- Bierz szmatę i zakrywaj kamerę - rozkazał Irvine, po czym się zreflektował - Ooo, a co to??

Ich oczom ukazała się świetnie opatulona czarnymi szmatami przemysłowa kamera.

- Źarty sobie z nas robią, czy co? - mruknął Zell.

- Spoko, jest okej, otwieramy sejf i pakujemy kasę!

- Uhm, Irvy... Zobacz - Zell wskazał na sejf. - Chyba coś tu nie gra...

Oboje zobaczyli pusty i otwarty sejf.

- O jasna dupa! Wolne żarty! Nie ma kasy?? - wrzasnął Irvy

- No i klapa... - skomentował Zell, podchodząc bliżej do otwartego sejfu. Wtem nieco oczy mu pojaśniały - Heej, jest tu jeszcze trochę kasy!

- O, a ile? - zapytał Irvine z nadzieją.

- Zaraz, zaraz... Stówa, dwie... - zaczął na głos liczyć Zell - z jakieś 3 tysiące.

- To super. Powinno starczyć, tak jak sprawdzałem ceny w internecie. Bierzemy i zwijamy się stąd czym prędzej!


---

- Dzień dobry - przywitał się facet z okienka bankowego Banku Zachodniego Balamb - w czym mogę państwu pomóc?

- Dzień dobry. Chcielibyśmy wziąć krótkoterminowy kredyt z oprocentowaniem 8%, na niewielką sumkę - Edea obdarzyła pracownika banku tak anielsko rozbrajająco pięknym uśmiechem, że gdyby zechciała, to by jej nawet nie odmówiono bezzwrotnej pożyczki miliona Gil. Cid tylko mruknął porozumiewawczo coś pod nosem.

- Oczywiście, szanowni państwo, zaraz przygotuję wszystkie dokumenty - odparł pracownik.

---

Nastał wreszcie ten długo oczekiwany dzień 23 sierpnia 4263 r.

Wszystko prawie było już przygotowane na imprezę.

Odkąd Squall dostał, jako nadzorca ogrodu, obszerny apartament w Ogrodzie Balamb, mógł sobie pozwolić na urządzanie przyjęć we własnym mieszkaniu.

Mieszkańcy Ogrodu pomogli za to w przygotowaniach. Poprali obrusy, rozstawili stół, przynieśli nawet parę placków i innych smakołyków. Znajomy cukiernik z Kafeterii przygotował na tę okazję bardzo pięknie wyglądający tort migdałowy, opatrzony na wierzchu napisem z polewy czekoladowej: "To już 20 lat!".

Squall wraz z pierwszymi gośćmi (Irvine, Selphie i Zell) uwijał się jak w ukropie, rozstawiając sztućce i naczynia dla wszystkich zaproszonych na przyjęcie. Rinoa w tym czasie ustawiała świeczki na torcie, nucąc pod nosem motywy z "Eyes on me".

- Dobra, wszystko gotowe - oznajmił Irvine, przyglądając się ich wspólnej pracy - teraz tylko czekamy na gości.

- Uff.. - Zell opadł na fotel. Sięgnął po pilota od TV.

Rozległo się pukanie do drzwi. Rinoa otworzyła. Do mieszkania weszła Quistis. W dłoniach dzierżyła kolorową torebkę na prezenty, a w niej starannie zapakowane pudełko

- Cześć! - rzuciła wszystkim od progu - Squall, wszystkiego najlepszego!- złożyła życzenia, uściskała Squalla i pocałowała w policzek. Wg Rinoi nieco zbyt długo i nieco zbyt intensywnie... - A to skromny prezencik ode mnie, Sefie, Irviego i Zella. Mam nadzieję, że się spodoba - wręczyła torebkę solenizantowi.

- Dziękuję - mruknął Squall, biorąc prezent i odstawiając go na bok - Rozpakuję, jak wszyscy już będą.

- Pewnie. - zgodziła się Quistis. Rozejrzała się po pokoju - Seifera i Posse jeszcze nie ma?

- Nie... - mruknął Zell wzruszając ramionami - Ciekawe czy przyjadą...

- Przyjadą, przyjadą! - zapewniła Rinoa - Już dobrze znam Seifera, nie splami sobie honoru nieobecnością.

"Tak, znasz go ZBYT dobrze i ZBYT długo..." pomyślał Squall, ale nic nie powiedział.

- A'propos - rzekła Quisty - Cid i Matron się spóźnią, dzwonili do mnie. Podobno samochód im nawalił w połowie drogi do Ogrodu i mieli przymusowy postój.

- Źartujesz?- zapytał Irvy - Nowa bryka za ponad milon Gil i się ZEPSUŁA?

- To jakaś mała awaria - odpowiedziała Quistis - Już jadą, ale się spóźnią.

- Whatever... - skomentował Squall

- Dobra... To może, skoro czekamy na resztę gości, to w coś pogramy? - zaproponowała Selphie.

- Ale w co? - spyta Irvine

- Nie wiem, Triple Triad?

- Sefie, nie słyszę cię - podniósł głos Irvine - Zell, ścisz ten cholerny telewizor - wypalił, wskazując na plazmę zawieszoną na ścianie.

- Heej! - Zell był oburzony - Grajcie sobie w co chcecie, nie moja sprawa! Impreza się jeszcze nie zaczęła, nie? Dajcie mi pooglądać ten mecz, to półfinały mistrzostw świata!

- Ooo - Quistis zapatrzyła się w ekran - I sędziuje Colina, mój ulubieniec! Dobra, Zell, posuń się, obejrzymy razem!

- Własnym oczom nie wierzę... - westchnął ciężko Irvine. Rinoa zachichotała, Squall nic nie powiedział.

Kilka minut później potężne rąbanie do drzwi wyrwało wszystkich z ich dotychczasowych czynności.

- O-ho! Nadchodzi tajfun! A raczej Sai-fuun! - stwierdził Irvine, patrząc w stronę drzwi. Zell wywrócił oczami.

Squall otworzył i jego oczom ukazały się trzy znajome sylwetki.

- Czołem, ziomale! - rzucił Seifer do wszystkich na powitanie - Czołem solenizancie - rzucił do Squalla - Dwadzieścia lat przeleciało jak z bicza strzelił, co? - stwierdził, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu - Witaj w gronie dorosłych ludzi!

- Taa, ty jak zwykle wiesz, jak poprawić człowiekowi humor - skomentował Irvine pod nosem.

Seifer się nie przejmował. Przekroczył próg, za nim jego wierni przyjaciele. Zamknął drzwi.

- No więc, khmm, to taki mały upominek dla ciebie, Squall. Nie dziękuj, to drobnostka - dodał, wręczając Squallowi prostokątną paczkę.

- Hmm, dzięki - mruknął Squall - usiądźcie proszę. Cieszę się, że przyszliście - dodał z zakłopotaniem.

- DROBNOSTKA - rzuciła Fuujin.

- Serio? - szepnął do niej Raijin - Po tym co przeszliśmy?

- CICHO! - syknęła w jego stronę.

- Hej, wiecie - wykrzyknęła do nich Selphie - Gramy właśnie z Irvym w Triple Triad, przyłączycie się do nas? - zapytała nowoprzybyłych.

- Hmm, a jakie masz karty? - zapytał Seifer

Selphie zaprezentowała mu plik swoich kart.

- Ooo, masz Edena i Alexandra - stwierdził Seifer, złowieszczo się uśmiechając i już widząc oczyma wyobraźni, jak zabiera te karty Selphie - Dobra, zagrajmy!

---

Minęło z jakieś pół godziny. Mecz w TV właśnie się kończył. Na sali słychać było kłótnię.

- Booyaka! - podskoczyła Selphie - Cerberus jest MÓJ! Tralala!

- To niesprawiedliwe, Sefie - wrzasnął Seifer - Oszukiwałaś!

- Ja? No co ty! Wszystko było uczciwe!

- Bzdury pleciesz! - syknął Seifer - widziałem wyraźnie twoją talię, przed pojedynkiem z Random odłożyłaś wszystkie te słabe karty na bok i zostawiłaś sobie w talii tylko te mocne.

- Hehe, a kto powiedział, że tak nie można? - Selphie nie kryła radości - trzeba było o tym pomyśleć, nim zdecydowałeś się na zasadę Random. A tak to twój Cerberus jest teraz móóój! - zapiszczała melodyjnie.

- Sephie, przeginasz - Seifer był wściekły, dłonie zaciśnięte w pięści.

U drzwi rozległo się ciche pukanie. Squall otworzył

- Witajcie, przepraszamy za spóźnienie - rzekł Cid - ale ten głupi samochód...

- Nie szkodzi - odparł Squall - wejdźcie - zaprosił ich do środka.

Weszli i ich oczom ukazał się taki widok, że aż ich zamurowało w progu.

Obraz totalnego chaosu.

Quistis z Zellem tańcowali na sofie.

- Yes, yes, druzyna z Timber we finałach! - wył Zell, Quistis mu wtórowała, obtańcowując tryumf ulubionej druzyny wokół wszystkich mebli.

Irvy w kącie palił ćmika, jego twarz zakryta kapeluszem.

Rinoa siedziała na uboczu z rudą kotką, Fukkatsu, ułożoną na jej kolanach, i głaskała przymilne zwierzątko, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa.

W kącie Fuujin i Raijin nalewali sobie z karafki do kieliszków likier miętowy. Na kryształowym naczyniu ktoś nalepił napis: "Squallowi wstęp wzbroniony!"

Na środku pokoju, przy stole, stali Selphie i Seifer i usilnie wyrywali sobie z rąk jakąś kartę.

- Zostaaaw! - krzyczała Selphie - On jest MÓÓÓÓJ!!!

- Po moim trupie! - zawył Seifer - Nie dostaniesz go!!

- Porąbany jesteś, Seiferrrr! - rzuciła Selphie

- Tak? A ty jesteś głupią dziecinną laską! Oddaj mi Cerberusa!

- Nigdy!

- Oddaj! Bo cię chyba podsmażę Firagą! - wypalił Seifer

- To ja cię kopnę w...


- Spooookóóój! - wrzasnął Squall. Chyba po raz pierwszy w życiu krzyknął takim tonem, że wszyscy znieruchomieli i spojrzeli na niego.

Nastała długa chwila ciszy.

- Nom... - mruknął Squall, patrząc na Selphie i Seifera - Rozwiążecie to potem, albo będziecie losować. W każdym razie, jak już wszyscy są, to może przystąpimy do części oficjalnej?

Nikt akurat nie protestował, bo nikt nie chciał psuć urodzin Squalla swoim zachowaniem.

- Okej - powiedziała Quistis - To zapalamy świeczki na torcie i jazda!

- O taaak! - Selphie podskoczyła z radości.

- Hmm, a to taki mały upominek od nas - szepnęła do Squalla Edea, dając mu spory pakunek - Wszystkiego najlepszego - ucałowała go w policzek.

- Dzięki, Matron - odparł Squall.

- Dobra, dobra! Uwaga, wszyscy! Tort wjeżdża!

Tylko kilka osób zaczęło śpiewać przy okazji "Happy Birthday to you", Squall stał zakłopotany.

- No dalej, Squall, zdmuchuj świeczki i pomyśl życzenie - zachęcił go Irvine.

"To idiotyczne" - pomyślał Squall, ale wziął głęboki wdech i zdmuchnął świeczki.

Seifer wywrócił oczami.

- Super, super! - zaklaskała Selphie - To teraz prezenty!

- No doobra - rzekł ze zrezygnowaniem Squall.

- Najpierw nasz, najpierw nasz! - Selphie podsunęła mu kolorową torebkę z pakunkiem.

- Okej - Squall zaczął rozpakowywać prezent, po chwili przyjrzał mu się dokładnie - Ojej, nowy futerał na Leonhearta! Dziękuje wam serdecznie!

Selphie była ucieszona, Zell, Irvy i Quistis nie kryli zadowolenia.

Reszta towarzystwa jednak tak jakoś zbladła.

- No to teraz - powiedział Squall - odpakuję prezent od Cida i Matron.

Wszyscy czekali w milczeniu, aż rozpakuje.

- Ooo, drugi futerał na Gunblade'a! - uradował się Squall - Będzie na zapas!

Nawet ciemnoskóry Raijin już też w tym momencie zbladł, a Seifer i Fuujin byli biali jak ściana.

- No to teraz czas na was - odparł Squall patrząc na Seifera, odpakowując ostatni prostokątny upominek.

- Super... - rzekł po chwili - futerał na Lionhearta po raz trzeci... Dzięki.

Przez dziesięć sekund trwała niezmącona cisza. Po czym wszyscy, jak na zawołanie, parsknęli śmiechem.

Wszyscy, oprócz Raijina i Fuujin, którzy wchłaniali właśnie kolejny kieliszek likieru oraz oprócz Seifera, który czuł się tak zdegustowany i obrzydzony całą sytuacją, że na pewno nie było mu do śmiechu.

- K....wa mać! - zaklął pod nosem.

---

- Uhm, kochany... - szepnęła Rinoa do Squalla na stronie, poza wzrokiem biesiadujących przy stole uczestników imprezy. - Ja też mam dla ciebie prezent - wyciągnęła z szuflady mały prostokątny upominek.

Squall rozpakował i przyjrzał się prezentowi.

- Dziękuję, Rinoo. To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałem - rzekł, składając na jej ustach pocałunek i obejmując ją mocno.

Z rąk nie wypuścił juz biało-brązowego opakowania czekoladek Merci, które następnie wraz z Rinoą w odosobnieniu spałaszowali...


-The End-

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.