Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Tchnienie przeznaczenia

Wybór

Autor:Rinsey
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Przygodowe, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2012-10-19 18:06:29
Aktualizowany:2012-10-19 18:06:29


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Kopiowanie całości lub fragmentów przez osoby trzecie bez zgody autorki jest zakazane.


Rozdział 7

Wybór

W ciemnym pokoju jedynym źródłem światła były jedynie dwie dopalające się świece. Identycznie krótkie knoty świadczyły o tym, że niedługo w pomieszczeniu zapadnie absolutna ciemność. Niewielka, kwadratowa sala bez okien mogła przywodzić na myśl loch. Zimne, kamienne ściany, a także sufit i podłoga oraz brak jakiegokolwiek umeblowania nie sprawiały pozytywnego wrażenia. Na samym środku klęczało kilka małych dziewczynek ubranych tylko w łachmany. Większość z nich z przerażeniem w oczach patrzyła na wysoką sylwetkę kobiety w długiej czarnej sukni.

- Złożyłyście przysięgę. -powiedziała kobieta władczym, pozbawionym emocji tonem. -Od teraz wasze życie należy do tej świątyni. Wybrałyście trudną drogę, ale za oddaną służbę Złota Władczyni sowicie was wynagrodzi. Pamiętajcie jednak, że za zdradę naszej sprawy czeka was śmierć.

Po wypowiedzeniu tych słów zapadła głucha, nieprzyjemna cisza. Zadowolona z odniesionego efektu swoich słów ciemnowłosa uśmiechnęła się. Nie był to jednak pełen sympatii gest. Jej twarz zdradzała niewiele emocji, lecz można było być pewnym, że kobieta nie miała zamiaru złagodzić strachu zgromadzonych dzieci. Tylko jedna z obecnych w sali dziewczynek odważyła się spojrzeć dorosłej prosto w oczy.

- Czeka nas śmierć za zdradę naszej sprawy czy pani? -spytała. Jej głos był pewny i mocny, chociaż małe rączki drżały.

Pozostałe dziewczynki z ogromną obawą patrzyły to na koleżankę to na ciemnowłosą. Kobieta wbrew oczekiwaniom uśmiechnęła się tylko szerzej.

- Za jedno i za drugie, gdyż moja wola jest wolą tej świątyni. -odpowiedziała tym samym beznamiętnym, zimnym głosem.

***


Kirae obudziła się zlana potem. Zawsze starała się zapomnieć o spartańskich warunkach, jakie panowały na początku szkolenia w świątyni Pani Nocnych Koszmarów. Dopiero z perspektywy czasu zrozumiała surowe zasady Xerwiter. Przed wyszkolonymi kapłankami stały trudne, pełne wyrzeczeń misje. Nie było tu miejsca na chwile wahania i wątpliwości. Stał przed nimi szczytny cel. Przywrócenie światu jego właściwego porządku. A to niewątpliwie wymagało wielu wyrzeczeń i ofiar. Jej matka doskonale wypełniła swoje unmei. Poniosła śmierć, ale dzięki temu ona, jej córka, mogła iść swoją drogą.

Bywały jednak chwile, kiedy dziewczyna miała pewne wątpliwości, co do postępowania najwyższej kapłanki świątyni Pani Nocnych Koszmarów. Nie mogła zapomnieć wyroku wykonanego na dziewczynce z jej snu, która ośmieliła się zadać Xerwiter pytanie. Nie minął tydzień od zaprzysiężenia, gdy Hesanne poddała w wątpliwość nauki świętego przybytku. Pamiętała, jakby się to wydarzyło wczoraj, jak dziewczynka bez lęku spoglądająca w oczy kapłance o kamiennej twarzy, zginęła w mrocznych płomieniach jako przykład tej, która zdradziła sprawę. Od tego wydarzenia nikt już nie ośmielił się otwarcie sprzeciwić Najstarszej. Również od tego czasu Kirae zaczęły nawiedzać koszmary.

Srebrnowłosa poczuła magiczny impuls płynący od medalionu, świadczącego o przynależności do świątyni Złotej Władczyni. Przesłanie tego zjawiska było proste: najwyższa kapłanka czekała na raport.


***


Amelia siedziała przy stole w nietypowym dla niej nastroju. Zwykle nieco nadpobudliwa księżniczka bez entuzjazmu popijała apetycznie wyglądający deser lodowy pysznym napojem truskawkowym. Naprzeciwko niej siedziała Sylphiel próbująca nawiązać rozmowę z pochłaniającym resztki późnego śniadania właścicielem Miecza Światła.

Dzień wcześniej, gdy przybyli do Ruelmin, okazało się, że Sylphiel miała rację. W urokliwym mieście mieszkała daleka ciocia Gourry’ego, która okazała się być całkiem sympatyczną starszą panią o pamięci lepszej niż młodszy członek jej rodziny. Kobieta, pochowawszy kilka lat wcześniej męża, z radością przyjęła w gościną młodego Gabrieva i jego przyjaciół, czerpiąc ogromną radość z towarzystwa. A ponieważ Gerween Gabriev była jednocześnie właścicielką jednego z dwóch zajazdów w Ruelmin, nie było żadnego problemu z przyjęciem takiej liczby gości.

Marzenie Liny się spełniło. Pani Gabriev była doskonałą kucharką i chociaż ze względu na wiek zatrudniała do pomocy w karczmie kilka młodych dziewczyn, osobiście przyrządziła z małą pomocą Sylphiel prawdziwą ucztę dla podróżnych. Rudowłosa w nietypowym dla siebie wolnym tempie rozkoszowała się muskającymi delikatnie podniebienie delicjami, a nawet zwykle niedelektujący się jedzeniem Zelgadis wziął dwie dokładki, komplementując gospodynię.

Następnego dnia drużynę czekało równie wykwintne śniadanie, które tym razem czarodziejka i chimera zakończyli dosyć szybko, ponieważ wybierali się do biblioteki, aby ustalić miejsce pobytu trzeciej i ostatniej części manuskryptu. W momencie, gdy Kirae wciąż nie pojawiła się przy stole, Amelia kończyła śniadanie tylko w towarzystwie uzdrowicielki i blondyna.

- A nie powinniśmy pomóc pannie Linie i panu Zelgadisowi? -odezwała się księżniczka.

- Chyba nie za bardzo jesteśmy w stanie skoro nie znamy tych starożytnych runów. -odpowiedziała uzdrowicielka.

- A co Amelio, stęskniłaś się za biblioteką? -spytał Gourry klepiąc się po brzuchu z zadowoleniem po skończonym posiłku.

- Panie Gourry! Jest pan okropny! -krzyknęła adeptka białej magii.

- Oj, no nie denerwuj się tak. -roześmiał się blondyn.

- Phi. -Amelia założyła ręce i zrobiła obrażoną minę, po czym jej wzrok padł na Sylphiel i przypomniała sobie, co wzbudziło jej ciekawość poprzedniego dnia. -Panno Sylphiel, a tak właściwie to skąd pani znała panią Gerween? Bo coś wątpię, że to pan Gourry kiedyś pani o niej opowiadał.

Zielonooka uśmiechnęła się zanim odpowiedziała.

- Masz rację. Jakieś dwa lata temu zostałam tutaj wysłana, aby pomóc w edukacji tutejszych kapłanek. Ponieważ w tutejszej świątyni nie było miejsca dla gości, skierowano mnie do pani Gabriev. Jak łatwo się domyśleć, ze względu na nazwisko zapytałam się, czy nie jest przypadkiem spokrewniona z panem Gourry’m i szybko się okazało, że pani Gerween jest siostrą kuzyna dziadka od strony ojca pana Gourry’ego.

- A-ha. -odparła nieco zaplątana w genealogii Gabrievów. -Panie Gourry, ma pan chyba strasznie dużą rodzinę. -Zwróciła się po chwili do blondyna.

- I to jeszcze jak. -przyznał niebieskooki. -A wiesz jaki miałem problem przy zjazdach rodzinnych, jak każdy się na mnie obrażał, bo nie pamiętałem wszystkich imion?

- Z pewnością. -skomentowała Amelia uśmiechając się pod nosem.

- Nie no, każdy, kto miałby tak dużą rodzinę, by się gubił. -pocieszyła szermierza Sylphiel.

- Naprawdę, tak myślisz? -Rozpromienił się właściciel Miecza Światła.

- Tak. -Uzdrowicielka uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Amelio, czy możesz mi pomóc w zmywaniu? -Księżniczka aż podskoczyła, gdy nagle obok niej znalazła się pani Gabriev. Widząc uroczą starszą panią, dziewczyna prędko przytaknęła i poszła za nią do kuchni. Przy zmywaniu praca Amelii miała polegać na wycieraniu mytych przez panią Gerween talerzy. Przy takim układzie praca szła szybko i sprawnie.

- Amelio, pozwól, że się ciebie o coś spytam. -zagadnęła nagle konspiracyjnie starsza pani. - Chyba długo podróżujesz z Gourry’m, prawda?

- Tak. -odparła pogodnie adeptka białej magii.

- A czy przypadkiem mój mały Gourry i Sylphiel przypadkiem nie mają się ku sobie? -spytała pani Gabriev jak typowa ciekawska babcia, pragnąca jednak zachować pozory dyskrecji.

Minęło parę sekund nim Amelia przetrawiła fragment o „małym” Gourry’m i doszedł do niej sens pytania.

- Pan Gourry i pani Sylphiel? -spytała zdziwiona taką kombinacją. -To by było raczej niemożliwe, gdyż wydaje mi się, że pan Gourry kocha pannę Linę. -powiedziała czując się nieco nieswojo, rozmawiając na głos o własnych obserwacjach uczuciowych.

Staruszka popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- Linę? Na pewno? Jakoś nie rzuciło mi się to w oczy. A poza tym przecież Lina tak pośpiesznie wyruszyła do naszej biblioteki z Zeldigasem, że pomyślałam…

- Z panem Zelgadisem. -Amelia automatycznie poprawiła, po czym gorąco zaczęła zaprzeczać. -Nie. Panna Lina poszła z panem Zelgadisem do biblioteki, ponieważ razem pracują nad… ważną rzeczą. Panna Lina i pan Zelgadis absolutnie nic do siebie nie czują!

- Hm… Może tak było zanim poszli do tej biblioteki. Oj, nasza biblioteka działa czasami lepiej niż kolacja przy świecach. -odparła rozmarzona staruszka.

- O czym pani mówi? -spytała zaniepokojona Amelia.

- Mamy tutaj taką miejscową mini-legendę, która mówi, że ci co spędzą noc w naszej bibliotece zakochają się w sobie bez względu na wszystko.

Amelia miała wielką ochotę walnąć głową w stół. Co za beznadziejna, całkowicie nieromantyczna legenda!

- Ale czy to nie jest przypadkiem taka propaganda, aby zachęcić młodych do czytania? -spytała z całych sił powstrzymując swoje prawdziwe myśli.

- Przekonasz się, jak tamta dwójka stamtąd wyjdzie. -Uśmiechnęła się wszechwiedząco pani Gerween.

- Wie pani, chyba muszę na chwilę wyjść, już nie jestem pani potrzebna, prawda? -spytała podenerwowana Amelia.

- Już nie, dziękuję za pomoc, skarbie. -odparła ciepło staruszka, patrząc jak młoda dziewczyna prędko opuszcza pomieszczenie.

- Hm… a może uda mi się wysłać również do tej biblioteki małego Gourry’ego i Sylphiel? -zamyśliła się rozmarzona starsza pani.


***


Amelia biegła ile sił w nogach. Owszem, zdawała sobie sprawę, że usłyszana przed chwilą legenda nie miała absolutnie żadnych racjonalnych podstaw. W ogóle kto wymyślił tak beznadziejny przesąd? I w sumie była w niej mowa o nocy, a był przecież środek dnia. Więc czemu leciała do tej biblioteki na złamanie karku? To było śmieszne. Panna Lina i pan Zelgadis na pewno nie… Walnęła się pięścią w głowę. Nie będzie myśleć o tak absurdalnych rzeczach!

A mimo wszystko pędem pokonała drzwi do głównego budynku czytelniczego w Ruelmin i tylko trochę zwolniła przed zapytaniem nieco przysuszonej bibliotekarki, czy nie widziała niskiej, rudowłosej dziewczyny z zamaskowanym mężczyzną. Jak tylko uzyskała odpowiednie wskazówki dosyć szybko trafiła do odpowiedniego korytarza. W całym pośpiechu nawet nie zwróciła uwagi na naprawdę imponujące rozmiary księgozbiorów i zatrzymała się dopiero przed lekko uchylonymi drzwiami, gdzie usłyszała ściszone głosy dwójki przyjaciół.

- Niżej, Zel.

- Tutaj?

- Nie, jeszcze trochę niżej.

Oczy księżniczki gwałtownie się rozszerzyły.

- Tu?

- O tak, dokładnie tutaj.

- No nie wiem, naprawdę chcesz to zrobić w tym miejscu?

- A gdzie indziej? No chyba, że chcesz spędzić tutaj całą noc…

Tego dla Amelii było już za wiele. Czerwona jak burak z impetem otworzyła drzwi.

- Jak możecie robić takie rzeczy w bibliotece?! -krzyknęła i po chwili ze zdziwieniem lustrowała widok, zupełnie inny od obrazka, który podrzuciła jej wyobraźnia.

Lina siedziała opierając się na krześle z nogami opartymi na niewysokim taborecie przy długim stole zawalonym książkami. Po jego drugiej stronie przy ogromnej mapie siedział Zelgadis wskazujący na niej jakiś punkt cyrklem. Obydwoje patrzyli zdezorientowani na księżniczkę, która próbowała odzyskać zdolność mówienia.

- Właśnie, jak możecie wciąż siedzieć w bibliotece, gdy pani Gabriev przygotowała taki pyszny deser? -powiedziała lekko podniesionym głosem Amelia, próbując wykrzesać z siebie energię niezbędną do odwrócenia uwagi czarodziejki i maga od jej pierwszej odzywki.

- Deser? -powtórzył tępo Zelgadis.

- Deser? -powtórzyła z entuzjazmem Lina. -Ojej, Zel spójrz która godzina. Chyba możemy zrobić sobie małą przerwę.

- Teraz? Sama przed chwilą mówiłaś, że jeżeli przeprowadzimy tu i teraz rytuał magicznego skanu, to będziemy mieli połowę roboty za sobą.

- Pól godzinki nas nie zbawi.

Amelia nie słuchała dalszej przepychanki słownej. Wzięła głęboki oddech i odetchnęła z ulgą.

- To ja już wracam. Muszę odwiedzić pannę… znaczy Kirae. -burknęła pod nosem. Ku jej zdziwieniu te słowa zwróciły uwagę dwójki pozostałych towarzyszy.

- Jak to „odwiedzić” Kirae? -spytała Lina.

- No bo Kirae nie zeszła na śniadanie. Nikt je nie widział od rana.

Lina z Zelgadisem wymienili zaniepokojone spojrzenia.

- No dobra, wracamy do zajazdu pani Gabriev. -oznajmiła szybko chimera.


***


Kirae patrzyła w osłupieniu na projekcję astralną przedstawiającą surową, ciemnowłosą kapłankę. Jak tyko usłyszała wezwanie, opuściła przydzielony jej pokój i w poszukiwaniu bezpiecznego kąta, gdzie mogła być pewna prywatności, zaszła aż do małej polany usytuowanej w okalającym Ruelmin wiekowym lesie. Utworzywszy krąg będący jednocześnie barierą i wzmacniaczem czaru komunikacji, wezwała imię swojej przełożonej. Od początku raportu nie minęło zbyt wiele czasu nim srebrnowłosą wmurowało w ziemię.

- Czy może pani raz jeszcze powtórzyć? -spytała cicho dziewczyna.

- Masz odebrać obie części manuskryptu Linie Inverse. -powtórzyła charakterystycznym dla siebie pozbawionym emocji tonem jej przełożona.

- Ale dlaczego? Przecież tyle sobie pani zadała trudu, aby zebrać tę grupę. Widziałam Linę Inverse w akcji, ona naprawdę może spełnić nasze marzenie, pani marzenie.

- Lina Inverse jest nieobliczalna. Potrzebowałam jej pomocy, aby zdobyć drugą część manuskryptu, ale wątpię, aby chciała wypełnić wolę naszej świątyni. Sama słyszałaś jaki jest stosunek tej grupy do Renesis.

- Ale może faktycznie to nie jest jedyne rozwiązanie? Zawarła pani z Liną umowę i chce się pani teraz z tego wycofać?

- Nie pozwolę, aby za świat było odpowiedzialne jakieś dziecko. A poza tym nie podoba mi się twój ton, Shirushi.

Kirae drgnęła na dźwięk swojego dawnego imienia. Tamtego dnia każda dziewczynka przyjęła nowe imię. Odrzucając dawną tożsamość symbolicznie poddawała swoje życie woli świątyni.

- Śmiesz wątpić w słuszność moich rozkazów, rozkazów twojej świątyni? -kontynuowała Xerwiter.

W jednej chwili srebrnowłosej stanęła przed oczami ginąca w mrocznych płomieniach Hesanne.

- Nie, ależ oczywiście, że nie. Tylko, że… -Wyduś to wreszcie z siebie Nie jesteś już małą dziewczynką! -napomniała samą siebie. - Przepowiednia mamy mówiła, że to właśnie z tymi ludźmi spotkam swoje unmei. Przez cały czas mówiłaś, że ta przepowiednia pomoże nam w spełnieniu celu naszej świątyni.

- Przepowiednie, nawet najobfitsze w szczegóły, można różnie odczytywać.

Kirae odwróciła wzrok od Najstarszej, wbijając go w ziemię.

- Od początku planowałaś odebrać Linie oba manuskrypty, prawda?

- Możliwe.

- A co z jego ostatnią częścią?

- Do jej zdobycia nie potrzebujemy już Liny Inverse. Potrzebujemy jedynie dwóch pierwszych części manuskryptu. A teraz już dość tych pytań. Powtarzam po raz ostatni, masz odebrać Linie Inverse obie części zapomnianych części Wszechbiblii.

Dziewczyna spuściła głowę i milczała przez chwilę. Przypomniała sobie jak czarodziejka bez chwili wahania przyzwała moc Złotej Władczyni, aby ratować dwójkę przyjaciół. Lina Inverse nieodpowiedzialna? Na pierwszy rzut oka z pewnością. Ujrzała oczami wyobraźni mistrzynię magii przy posiłku. Ale Kirae widziała wystarczająco, aby dojść do wniosku, że to nie jest prawdziwy powód otrzymanych rozkazów.

- Nie. -szepnęła. To jedno słowo było niemal niesłyszalne dla ludzkiego ucha.

- Słucham?

- Nie mogę tego zrobić. -powiedziała nieco głośniej.

Nastała nieprzyjemna cisza. Kirae nie wierzyła, że te słowa wyszły z jej ust. Nigdy nie miała odwagi, aby się sprzeciwić. Skąd znalazła tę siłę właśnie teraz? Czyżby po raz pierwszy w życiu odczuła działanie siły unmei?

- Jesteś świadoma, co będzie następstwem twojej decyzji?- spytała grobowym tonem Xerwiter.

- Tak. -odpowiedziała pewnie srebrnowłosa.

- Chyba nie do końca. Owszem karą za nieposłuszeństwo będzie twoja śmierć, ale przysięgałaś wykonać mój rozkaz. -Medalion na piersi Kirae zaczął jej nagle ciążyć. Myślała, że to tylko jej wyobrażenie, jednak zmieniła zdanie, gdy poczuła rozchodzące się z niego nieprzyjemne ciepło. -I będzie to ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobisz.

Serce dziewczyny zaczęło bić mocniej. Jednak przyczyną tego nie był strach. Z medalionu zdawała się wychodzić potężna energia, która sprawiała, że srebrnowłosa zaczęła tracić czucie w dłoniach, a sekundę później w nogach. Powoli zaczęła tracić jasność umysłu i świadomość. Rzuciła przełożonej ostatnie, pełne smutku spojrzenie. Oczy kobiety były jak zawsze, chłodne i pozbawione emocji.

- Szkoda, że nie byłaś mi posłuszna, tak jak twoja matka. -Resztki samokontroli pozwoliły jej na usłyszenie cichego syku najwyższej kapłanki. -Chociaż od dawna wiedziałam, że wdałaś się w swojego ojca.

Jej szare oczy rozszerzyły się w geście zaskoczenia tylko po to, aby po chwili utracić swój blask.

- Jakie są twe rozkazy, pani? -spytała beznamiętnym tonem.

- Odbierz to, co nam niegdyś obiecano.

- Tak jest. -odpowiedziała dziewczyna i natychmiast zniknęła.


***


Było wczesne, popołudnie, które jak się okazało w Ruelmin było czasem drzemki, w rezultacie czego czarodziejka i chimera pokonali odcinek pomiędzy biblioteką a karczmą bez spotkania żywej duszy.

Lina i Zelgadis byli tuż przy domu pani Gabriev, gdy odczuli dziwną aurę. Znajomą, a jednocześnie inną od tych, które dotychczas spotykali. Najpierw ujrzeli ciemną poświatę, a dopiero po chwili wynurzającą się z niej postać srebrnowłosej dziewczyny.

- Tak szybko pokazujesz swoje prawdziwe oblicze, Kirae? -spytała czarodziejka. Spodziewała się, że może do tego dojść, ale nie sądziła, że Xerwiter będzie się aż tak śpieszyć.

- Jak myślisz, jak bardzo jest silna? -spytał Zelgadis kładąc dłoń na mieczu.

- Nie wiem, ale Xerwiter od początku musiała zakładać, że jej moc jest wystarczająca, aby pokonać nas wszystkich za jednym zamachem.

- Czy to jest to wydarzenie, przez które nie mogłaś odpowiedzieć na moje pytania?

Lina ciężko westchnęła zanim odpowiedziała.

- W zasadzie to tak.

- Czyli po tym rozwiejesz każdą moją wątpliwość, tak?

- Tak! Po tym wszystko ci powiem, ale teraz daj sobie na wstrzymanie, dobra? -odpowiedziała poirytowana czarodziejka.

- W porządku. -odparł usatysfakcjonowany szermierz.

Wokół wysłanniczki świątyni Pani Nocnych Koszmarów zaczęła się gromadzić mroczna, potężna moc.

- Oddaj to, co nam niegdyś obiecano, Lino Inverse. -Rozległ się beznamiętny głos szarookiej.

- Nie ma mowy! -krzyknęła pewnie rudowłosa, po czym zwróciła się szeptem do Zelgadisa. -Coś jest nie w porządku. Czujesz tą moc? To niemożliwe, aby sama Kirae miała taką pojemność magiczną.

- W sumie, nie wydaje się być sobą w tej chwili. Ktoś przejął nad nią kontrolę.

- Masz rację. -zgodziła się czarodziejka. -Chyba mamy przed sobą próbkę możliwości magicznych Xerwiter. Ta aura… Ona również potrafi się przyzwać moc Pani Nocnych Koszmarów.

- Chcesz powiedzieć, że ta szajbuska jest naprawdę najwyższą kapłanką LoN?

- W swoim mniemaniu na pewno. A w rzeczywistości niewątpliwie potrafi posługiwać się magią chaosu.

- Co się dzieje? -spytała zdyszana Amelia, która dopiero dobiegła na miejsce. -Kirae? -Oczy księżniczki spoglądały w szoku na miłą dziewczynę, którą poznała tak niedawno, skąpaną w potężnej mrocznej mocy.

- Amelio, sprowadź Sylphiel i Gourry’ego, przyda się każda pomoc. -Czerwonooka szybko zwróciła się do księżniczki. -My z Zelem spróbujemy odciągnąć ją od miasta.

- Ale co się stało z Kirae? -Amelia była w zbyt wielkim szoku, aby zareagować na polecenie przywódczyni.

Srebrnowłosa bez emocji przyjęła odmowę Liny. Przez stosunkowo długi czas jedynie wisiała w powietrzu nie wykonując żadnego gestu. Dopiero, gdy rudowłosa ruszyła się z miejsca, szarooka ożyła, podnosząc jedną rękę w górę, w rezultacie czego droga prowadząca do wyjścia z miasta stanęła w płomieniach. Moment później dziewczyna pstryknęła palcami. W jednej chwili całe Raelmin zostało zamknięte w pajęczynie czarnej mocy

- Jeżeli, nie oddasz tego, co nam niegdyś obiecano, to miasto czeka zagłada. -mówiła wciąż wypranym z jakichkolwiek oznak człowieczeństwa głosem.

- Kirae! Co ty robisz?! -krzyknęła księżniczka. Bez chwili zastanowienia rzuciła się w stronę srebrnowłosej dziewczyny, na co szarooka natychmiast zareagowała płomienną kulą. Tylko szybka reakcja Zelgadisa, który złapał adeptkę białej magii za rękę i odciągnął ją od pola rażenia, uratowała dziewczynę przed nagłym atakiem.

- To już nie jest Kirae. -powiedziała chimera.

- Nie rozumiem. -odparła tępo dziewczyna.

- Xerwiter przejęła nad nią kontrolę. Nie jest już sobą. -wyjaśniła ponuro Lina kładąc na ramieniu ciemnowłosej dłoń.

- Jak brzmi twoja odpowiedź, Lino Inverse? -spytała Kirae.

- Czy naprawdę tak postępują wyznawcy świątyni Pani Nocnych Koszmarów? -odpowiedziała pytaniem mistrzyni czarnej magii donośnym głosem. -Branie całego miasta za zakładników jest według was w porządku, tak?

- Jak brzmi twoja odpowiedź, Lino Inverse? -powtórzyła monotonnie dziewczyna.

- Cholera, jakbym rozmawiała ze słupem.

- Kirae! To nie jesteś ty! -krzyknęła Amelia. - Jesteś wrażliwa na cudzą krzywdę. -kontynuowała mając przed oczami zranioną twarz Kirae, gdy z wielkim bólem opowiadała, o poświęceniu, które musiała ponieść śpiączka, aby wydać na świat przepowiednię. - Nie przyjęliśmy cię ciepło do naszej grupy, ale wciąż się nie poddawałaś. Za wszelką cenę chciałaś nam pomóc. Nie wierzę, że tak nagle zrezygnujesz ze wszystkiego i poddasz się tej mocy!

- Amelio, to nic nie da. -powiedziała cicho Lina. Ścisnęła lekko księżniczkę za ramię.

- Pytam po raz ostatni, jak brzmi… twoja odpowiedź? -Ton wypowiedzi był taki sam, a jednak pojawiła się w jednostajnej kwestii jedna pauza.

Lina spojrzała zaskoczona na postać srebrnowłosej dziewczyny. Ku jej zdumieniu po pozbawionej wyrazu twarzy płynęły łzy. W ułamku sekundy poczuła jak ktoś obok niej kumuluje własną energię.

- Dug Haut. -Padło zaklęcie Zelgadisa, które rozrywając ziemię pod ich stopami doszło aż do Kirae. Przez pełną napięcia chwilę, zgromadzona trójka czekała na to, co się zaraz stanie. Moment później usłyszeli kobiecy krzyk.

Obolała srebrnowłosa dziewczyna, która wyłoniła się z podziemi, trzymała się za głowę. Jej twarz wykrzywiła się z bólu, gdy otaczająca ją mroczna aura zaczęła powoli, powoli maleć. Po minucie, zdającej się trwać całą wieczność, pajęczyna mrocznej mocy unosząca się na miastem zniknęła, a Kirae upadła nieprzytomna na podłogę.

Amelia szybko podbiegła do ciężko oddychającej dziewczyny.

- Co się stało? -spytała Sylphiel, która biegła za Gourry’m.

- To nieważne! Niech pani pomoże Kirae. -krzyknęła księżniczka klęcząca przy szarookiej. Uzdrowicielka spojrzała na drżące ręce dziewczyny ułożone na klatce piersiowej rannej. Najwidoczniej Amelia próbowała rzucić Recovery, ale była zbyt roztrzęsiona, aby zaklęcie zadziałało przyzwoicie. Sylphiel uklękła przy nieprzytomnej i otoczyła jej ciało silnym zaklęciem regeneracji. Gdy doszła do klatki piersiowej poczuła silny impuls. Bez słowa rozdarła bluzkę dziewczyny i jej oczom ukazał się rozgrzany do czerwoności medalion, leżący na niewielkim biuście.

- Amelio musisz mi pomóc. -powiedziała spokojnie uzdrowicielka z Sairaag.

- Jak? -Jej głos wciąż drżał.

- Amelio uspokój się. Pomogłaś jej, ale ona wciąż potrzebuje twojej pomocy. -dodała cicho stojąca za księżniczką Lina.

- Dobrze. -Wzięła głęboki wdech i wydech i spojrzała się na Sylphiel. -Co mam zrobić?

- Rzuć zaklęcie oczyszczające medalion, w czasie gdy ja wciąż będę rzucała Recovery. Panno Lino, gdy powiem już, weźmie pani ten medalion i wyrzuci do góry. Panie Gourry, panie Zelgadisie -zwróciła się rzeczowo do blondyna i do chimery. -Wtedy któryś z was musi zniszczyć medalion, zanim upadnie na ziemię.

Widząc na twarzach grupy cichą afirmację przedstawionego planu, uzdrowicielka skinęła na Amelię. Księżniczka posłusznie z powodzeniem rzuciła odpowiedni urok. Zanim Sylphiel zdążyła wymówić ustalone hasło, Lina energicznie chwyciła medalion i wyrzuciła go wysoko w powietrze. Gourry po kontakcie wzrokowym z Zelgadisem z uśmiechem dobył świeżo odzyskanego miecza i mistrzowskim cięciem przeciął wisiorek na dwie części. Po tym uderzeniu medalion zamienił się w pył. Jak tylko się to stało, Kirae zaczęła spokojnie oddychać i po paru sekundach otworzyła oczy.

- Co się… -zaczęła mówić słabym głosem. Szybko jednak jej twarz wykrzywił grymas zrozumienia. -Jak to się stało, że ja żyję? Słyszałam ciepły głos… Amelio to byłaś, ty?

- Kirae! Żyjesz! -Księżniczka z impetem przytuliła ranną.

- Amelio, ona ledwo oddycha. -zauważyła delikatnie Sylphiel.

- Przecież prawie was pozabijałam, jak możecie się o mnie martwić? -spytała srebrnowłosa.

- Sprzeciwiłaś się Xerwiter, czyż nie? -Usłyszała głos Liny.

- Średnio mi wyszło.

- Wyszło ci znakomicie. Amelia lepiej się poznała na tobie niż ja. Nie popełnię już drugi raz tego błędu. -odparła z uśmiechem Lina.

- Ale prawie was pozabijałam…

- Ale tego nie zrobiłaś. Również jesteś silna, Kirae. -powiedziała Lina patrząc jej prosto w oczy.

Po chwili milczenia srebrnowłosa odpowiedziała.

- Dziękuję wam.


***


Mam nadzieję, że nie ominęło mnie nic ważnego. -myślała Filia przedzierając się przez ciemny busz Kigahel, drogę do odbudowywanej świątyni Ognistego Smoka. Wiedziała, że nie ma wiele czasu. Z jednej strony Lina i reszta mogli w każdej chwili potrzebować jej mocy, a z drugiej Xelloss w każdej chwili mógł trafić na ślad jej podopiecznego. Niechętnie opuszczała grupę rudowłosej czarodziejki, ale musiała chronić Valgaarva, bez względu na wszystko. Zaraz po dostaniu listu od Liny, z prośbą o stawienie się w ruinach starych wież ‘’Licikeds’’, poprosiła przyjaciółkę o opiekę nad małym Vaalem, który po roku miał postać pięcioletniego dziecka. Nadina z przyjemnością podjęła się tego zadania, ale Filia nie dopuściła wtedy do siebie myśli, że istnieje możliwość, że malec jest jednym z bliźniąt przeznaczenia. Wiedziała podświadomie, że bóle na plecach i plucie czarnymi piórami nie były normalnym zjawiskiem, ale starała się oddalać od siebie tą myśl, wmawiając sobie, że wszystko jest w porządku.

Teraz wiedziała jak bardzo się myliła, jak wielki popełniła błąd, pozwalając sobie na krótkotrwałe chwile szczęścia w świecie złudzeń. A teraz za jej głupotę może zapłacić Vaalgarv, dziecko, które obiecała sobie wychować w poczuciu bezpieczeństwa i cieple ogniska domowego…

Jak tylko dotarła na miejsce wiedziała, że coś jest nie tak. Ogarnęło ją straszliwe poczucie, że właśnie się spóźniła. Była już w takiej odległości od świątyni, że mogła dostrzec unoszący się dym z majestatycznej budowli. Po chwilowym skupieniu się wyczuła obecność co najmniej tuzina silnych Mazoku. To było oczywiste, że Smoki będące teraz w świątyni nie miały najmniejszej szansy na wygraną. Gdy Filia zbliżyła się do świątyni przywitała ją wielka eksplozja. Natychmiast ustawiła wokół siebie silną tarczę obronną. Starała się skupić energię i wykryć tych, co przeżyli, mając nadzieję na to, że pośród nich będzie Vaal. Zamknęła oczy wpadając w krótki trans. Szybko zlokalizowała słabą energię życiową Nadiny. Natychmiast przeteleportowała się do swojej przyjaciółki. Kiedy wyszła z łuny białego światła towarzyszącego jej teleportacji ujrzała leżącą sylwetkę białowłosej kobiety. Podbiegła do niej przerażona i od razu rzucała zaklęcie uzdrawiania. Nie trzeba było być geniuszem, aby stwierdzić, że pojawiła się w ostatnim momencie, żeby uratować przyjaciółce życie. Nadina podniosła nieprzytomny wzrok na Filię.

- Filia? Co ty tu robisz? Oni.. pojawili się nagle, przepraszam, nie zdołałam uchronić Vala…. -Filia natychmiast rozstawiła powłokę ochronną wokół Nadiny. A jednak się spóźniła. Upewniwszy się, że starszej Smoczycy nic nie grozi ruszyła w dalszą drogę. Z trwogą patrzyła na martwe ciała swoich braci. Niektórzy stawiali jeszcze opór. Inni, tak jak Nadina, byli blisko śmierci. Złotowłosa Ryozoku rzucała zaklęcia uzdrawiania na kogo mogła. Wiedziała, ze tutejszy rozlew krwi to wynik jej samolubnych działań.

Zgodnie z oczekiwaniami w pewnym momencie swojej wędrówki natknęła się na wysokiego, młodego Mazoku o złotych, przepełnionych nienawiścią oczach. Chłopak podniósł rękę i bez namysłu wycelował w Filię strumień energii. Nie miał jednak prawa wiedzieć, że ze wściekłym niebieskookim Smokiem nie ma najmniejszych szans. Filia zamknęła oczy, skumulowała energię i wykonała mały gest. Potężna wiązka oczyszczającej, zgubnej dla Mazoku mocy przeszła przez Mazoku. Chłopak zaczął się zginać z bólu i po chwili zniknął ze smoczej świątyni. Kobieta ruszyła przed siebie wyczuwając podświadomie, ze idzie w dobrym kierunku. Zeszła niezauważona do podziemi, gdzie jej rozszerzonym z obawy przed stratą przybranego syna oczom ukazał się straszny widok. Mały Valgaarv usiłował walczyć z dwójką nieznanych Mazoku. Już na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że i malec, i jego przyszywana matka znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Nie patrząc jednak na racjonalne argumenty Filia rzuciła się pomiędzy znienawidzone istoty i morskowłosego chłopca.

- Mamo! Nareszcie jesteś! -krzyknął - Mamo! Nareszcie wróciłaś! -Filia nawet nie zdała sobie sprawy, że z jej oczu pociekły dwie strużki łez.

- Tak już jestem. -wyszeptała tuląc do siebie dziecko. -Nie tkniecie go dopóki żyję. -zwróciła się do dwóch Mazoku, którzy słysząc to wybuchli gromkim śmiechem.

- A bo co? Bo dołożysz nam kruszynko? Malec idzie z nami czy tego chcesz czy nie. Derigaldzie zajmij się panią, a ja zaopiekuję się chłopcem. -Po wypowiedzeniu tych słów obaj się teleportowali. Filia popchnęła Vaalgarva za siebie, po czym wypowiedziała zaklęcie.

- Kaen Liratho. -Cale pomieszczenie zatonęło w oślepiającym białym świetle. Smoczyca z satysfakcją nasłuchiwała okrzyków bólu wydawanych przez dwójkę Mazoku. Straciła nad sobą panowanie. Zebrała się w niej zimna furia, która była powodem niezwykłych cierpień dwóch nieświadomych niczego Demonów. Najpierw jęki były ciche, pełne zaskoczenia, potem jednak żaden z nich nie był w stanie powstrzymać chęci ulżenia sobie w nieziemskim cierpieniu, wydając z siebie okrzyk pełen wściekłości i wstydu. Żadne z nich nie wiedział jak doszło do tego, że przedstawicielka wrogiego rodu w postaci delikatnej kobiety stała się powodem ich bólu, czegoś, czego nie czuli od bardzo długiego czasu.

W pewnym momencie Filia poczuła jak przechodzi ją zimny, nieprzyjemny dreszcz. Przerwała w połowie inkantację kolejnego zaklęcia i zgięła się wpół z bólu, który zaczął się rozchodzić po jej całym ciele. Wizja zaczęła ją zawodzić, raz z wyczerpania, a dwa z ogromnego bólu, którego źródłem był trzeci Mazoku. Kątem oka dostrzegła jak Derigald i jego wspólnik pojawili się za nią i chwycili Vaalgarva. Jedynym pocieszeniem był fakt, że obaj nie wydawali się być w dobrym stanie. Jednak Filia nie była w stanie zareagować. Valgaarv zniknął jej z pola widzenia, a ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia. Myślała, że to będzie jej koniec, kiedy niespodziewanie cierpienie ustało. Ogromną siłą woli zdołała się podnieść tylko po to, aby dojrzeć tuż przed sobą fioletowowłosego osobnika. Tym razem to trzeci Mazoku wydawał się kwilić z bólu.

Do Filii doszła cicha rozmowa, która chyba nie była przeznaczona dla jej uszu.

- Ona nie była waszym celem. -wysyczał cicho Xelloss.

- Ale ona prawie wykończyła trzech naszych w pojedynkę. Jest za silna, aby pozostawić ją przy życiu.

- Nie ty o tym decydujesz i wydawało mi się, ze moje instrukcje były jasne. -Białowłosemu Mazoku niewątpliwie nie podobały się te słowa, ale nie śmiał sprzeciwiać się przełożonemu.

- Tak jest, to moja niesubordynacja. Proszę o wybaczenie.

- Masz szczęście, ze mam za dużo spraw na głowie, aby się tobą teraz zająć. A teraz dopilnuj, aby małym dobrze się zajęto.

Poddany Demon ukłonił się i po chwili się deportował.

Sekundę później Filia poczuła, że ktoś ją podnosi. Była tak zmęczona, że poddała się Xellosowi bez żadnego sprzeciwu.

- Widzisz jak kończą takie uparte Smoki, jak ty? -Xelloss w jednej chwili z postaci chłodnego dowódcy sił Mazoku powrócił do swojego zwyczajnego stylu bycia.

- Xelloss? Zaraz.. dostaniesz moją maczugą...

- Oj nie wydaje mi się. -odparł z rozbawieniem.

- Gdzie jest Vaalgarv i dlaczego… - Mazoku nie pozwolił jej skończyć. Pstryknął palcami i Filia niemal natychmiast pogrążyła się w jakże jej potrzebnym i równocześnie wygodnym dla Mazoku śnie.


***


- Pani Bezermur, muszę z przykrością panią zawiadomić, że nie jesteśmy w stanie zlokalizować chłopaka. -Przed przepiękną kobietą o niebieskich oczach i długich czarnych włosach klęczał zamaskowany osobnik. W absolutnych ciemnościach trudno było dojrzeć jego twarz, lecz po panującej w sali tronowej lodowatej atmosferze, można było być pewnym, że mężczyzna był niemal sparaliżowany strachem.

- Czy zdajesz sobie sprawę jak ważny jest ten chłopak? -spytała piękność lodowatym głosem.

- Tak pani.

- Nie wydaje mi się. Możesz wrócić do służby, gdy sobie to naprawdę uświadomisz. -szepnęła kobieta, pochylając się nad swoim sługą. -Zabierzcie go.

- Nie, pani, błagam…

- Pośpieszcie się.

Tego dnia długo było słychać przerażające, męskie krzyki.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.