Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Days of Destroyer

II. W cieniu upiorów - czyli kilka potworów.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2009-03-14 16:51:26
Aktualizowany:2009-05-30 00:26:24


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Filię obudził śpiew porannych ptaków. Przeciągnęła się w łóżku, a że było jej tak miło i dobrze nie miała najmniejszej ochoty wstawać. Jednak wspomnienia ze wczorajszego dnia powoli zaczęły powracać, niszcząc poczucie błogości i spokoju i brutalnie zachęciły ją do zwleczenia się z jej dużego, wygodnego i wyjątkowo miękkiego łóżka i zmusiły do wykonania czynności służących czystości i zapewne także zdrowiu ducha. Pomna wydarzeń dnia wczorajszego, Filia wzięła parę głębokich oddechów i obiecując sobie, że zachowa spokój godzien samych bogów, pomaszerowała na dół. Wkroczyła do swojej drewnianej, ciepłej od porannego słońca kuchni i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiś składników na śniadanie. Zastanawiała się jak ma nakarmić przyjaciół, o których apetycie krążyły już po świecie legendy. Po chwili wahania przygotowała górę naleśników i z ciężkim sercem spojrzała na złociutkie placki, które zaraz miały zostać pochłonięte.

- Lina, Goury, Zel! Chodźcie, śniadanie jest gotowe!-

- No tak i jeszcze…Xellos ty też chodź- Zawołała. Wiedziała, że jest niezłą hipokrytką zapraszając swojego wroga do jednego stołu, ale nie zamierzała też zachowywać się jak 5- letnia dziewczynka, co dąsa się na cały świat za to, że nie jest taki jakby chciała.

- Źarcie!!!- do pokoju wbiegła Lina z uśmiechem szaleńca.

- Jeść!!!- rykną Goury. Wraz z czarownicą rzucili się na jedzenie. Zaczęła się rytualna kłótnia. Lina chwyciła Gourego za włosy i najwyraźniej próbowała mu je wyrwać. Rycerz nie pozostawał dłużny i próbował wetknąć buta do buzi, rozwścieczonego rudzielca. Filia uśmiechnęła się do siebie. Bądź, co bądź tęskniła za tym wszystkim.

- Nie ma, co pasują do siebie- westchną Zelgadis zwijając w rulonik jednego naleśnika i pakując go sobie do buzi.

- Nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiedziała uśmiechając się do chimery. - Gdzie ten Xellos. Xellos złaź na dół, śniadanie jest gotowe!- Co za idiota- dodała szeptem.

- Nie ma go- powiedział Zelgadis wbijając wzrok w przestrzeń i wygrzebując z pamięci wspomnienia tamtego wieczora:

- Czekajcie na mnie do jutra rano.- Powiedział Xellos zapinając pelerynę i biorąc w dłoń drzewiec laski.

- Co masz zamiar zrobić?- Zapytał kapłana obserwują jak wychodzi przed próg domu i zamiera w bezruchu, jakby czegoś nasłuchiwał.

- Jeżeli coś mnie zatrzyma idźcie prosto do Sailune, nie zbaczajcie z drogi. Ja idę spotkać się z Zellas, jest stara i mądra, może ona poradzi co mamy robić. - Powiedział odwracając się w jego stronę. Zamyślił się, poczym uśmiechnął w ten charakterystyczny przebiegły sposób i wyparował.

- Zelgadis?- Głos Filii wyrwał chimerę z zadumy.

- Obudził mnie dziś rano, mówił, że idzie spotkać się z Zellas. Jutro wróci.- Powiedział ściszonym głosem.

- Dobrze, w takim razie pozostaje nam czekać.-Powiedziała Filia powoli kiwając głową. Nawet nie była zdziwiona, że Xellos jest u Zellas. W końcu był jej najwierniejszym pieskiem, pupilkiem, który bez jej zgody nawet nie poszedł by do toalety.

Filia poczuła się w obowiązku zagospodarowania wolnego czasu przyjaciół, tak by nie mieli ani jednej chwili by zdemolować jej dom. Zabrała ich więc, na krótki spacer po mieście, które co prawda nie było zbyt ciekawe ale za to bardzo malownicze a następnie zaciągnęła przyjaciół nad jezioro znajdujące się tuż za miastem . Lina za wszelką cenę próbowała podtopić Gourego jednak przestała, gdy dowiedziała się, że ten nie umie pływać. Zadowolona, zadyszana i morka trójka przyjaciół wyszła na brzeg i usiedli na trawie przyglądając się zatopionemu w myślach Zelowi.

- Powiesz mi, co się stało? - Zagadnęła Filia

-Cały dzień jesteś jakiś nie obecny-

- Nic mi nie jest- odpowiedział, ale Filia za wiele lat już żyła na tej ziemi by nie rozszyfrować tej nieobecnej miny i wzroku obserwującego całkiem inne miejsca i ludzi.

- Chodzi o Xellosa, tak?- Zagadnęła po raz kolejny. Reakcja chimery była natychmiastowa, zacisnął szczęki i spojrzał się prosto w jej oczy.

- Chodzi o Xellosa.- Powiedziała uśmiechając się delikatnie i nic nie robiąc sobie ze wściekłej miny towarzysza.

- On coś znowu knuje Filia, ale tym razem coś większego.- Powiedział wzdychając ciężko. Smoczyca wzruszyła ramionami.

- I to ci spędza sen z powiek?- Zapytała.

- Spędza mi sen pytanie czy temu pomyleńcowi udało się znaleźć coś większego od Darkstara.- Mruknął rozglądając się po okolicy tak jakby dziwił go jej spokój. Filia zachichotała.

- Przygoda Zel. Przygoda.- Powiedziała rozpływając się na myśl o poczuciu wolności, lekkości wyborów i to poczucie wolności gdy żyjesz dla siebie a nie dla innych.

Tego wieczora Filia skrzętnie zabrała się za pakowanie najważniejszych rzeczy,

przydatnych w podróży. Nie było tego zbyt wiele, ot lniana sukienka, mydło jakieś drobiazgi przydatne w podróży. Szli tylko do Sailune, więc był to zaledwie krótki spacerek.

Rano Filia zerwała się z łóżka będąc święcie przekonaną, że tajemniczy kapłan zechce zrobić jakieś popisowe wejście, jednak Xellosa nigdzie nie było. Obudziła przyjaciół. Czekali do umówionej godziny i kiedy kapłan się nie pojawił, Zelgadis zarządził wymarsz. Wesoło dyskutując i ciesząc się ciepłymi promieniami wkroczyli na główny trakt ciągnący się przez lasy Tureleńskie otaczający Sandville i prowadzący do Sailune.

O tej chwili Filia marzyła długo, o parę lat za długo. Tchnienie rześkiego wiatru, śpiew wiatru w koronach drzew, plamy słońca grzejące kwaśną trawę, te rzeczy zauważa się dopiero kiedy jest się w podróży, kiedy jest się prawdziwie wolnym. Filię nie bardzo obchodziło to, że ten ich spacerek nie ma nic wspólnego z przygodą, jedyne co się teraz liczyło to sama podróż…nie wiedziała skąd się u niej to brało, po prostu, pewnego dnia wiatr przylatywał, porywał ją i niósł tam gdzie wolał sam. Oczywiście ta ekspedycja nie byłaby niczym ważnym gdyby nie nagłe pojawienie się Xellosa i chwilowy brak wieści.

Filia odetchnęła głęboko i popatrzyła z uśmiechem na przyjaciół. Lina wyraźnie zirytowana próbowała coś wytłumaczyć Gouremu, po chwili nie wytrzymała i zaczęła wykrzykiwać w niebogłosy obelgi pod adresem szermierza . Teraz pałeczkę przejął Zel. Mu także nie za dobrze szło tłumaczenie trudnego zagadnienia jakim była powtarzana od paru miesięcy ta sama historia. Po paru godzinach marszu postanowili, że czas na odpoczynek, zarówno psychiczny jak i fizyczny. Zeszli do małego zagajnika i tam rozłożyli prowizoryczny obóz. Nie było sensu rozpalać ognia gdyż wszyscy byli zmęczeni, i od razu położyli się spać.

Filia gwałtownie się obudziła dygocąc z zimna. Usiadła na twardej ziemi i zorientowała się, że wraz z przyjaciółmi spali znacznie dłużej niż zamierzali. Gęste jak mleko mgły napływały do zagajniczka, w którym się znajdowali, powietrze stało się ciężkie, lepkie i lodowate. Smoczyca zarzuciła na ramiona płaszcz szturchnęła leżącą na ziemi Linę.

- Hej, musimy stąd iść. Słyszycie.- Szepnęła obserwując jak z jej ust wydobywają się obłoczki pary. W tym momencie jej żołądek ścisnął strach, wrażliwe uszy Filii wychwyciły tętent nadbiegających koni ale tym co ją tak naprawdę przestraszyło był zapach, który przyniósł wiatr. Zapach krwi, głodu, zwłok i choroby.

- Chowajcie się! Szybko!- Krzyknęła na tyle głośno na ile pozwalała sytuacja. Przyjaciele rzucili się w stronę starego zwalonego drzewa i ukryli się w gąszczu splątanych ze sobą krzaków i młodych drzewek.

Wśród ciemności dało się słyszeć coś jakby płacz, wysoki przenikliwy dźwięk drżący w powietrzu a po chwili na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżeli wgalopowały cztery potężne konie, na oko dwukrotnie większe od tych zwykłych. Bestie dyszały ciężko kręcąc się w miejscu i opędzając ogonami od skłębionych oparów mgły. Filia w duchu podziękowała bogom za tę mleczną parę, która osłaniała ich wystraszone sylwetki przed postaciami siedzącymi na grzbietach potężnych stworzeń. Pierwszą postacią był na pewno mężczyzna, świadczyła o tym jego postura, Filia była przekonana, że przy nim Goury wglądał by co najwyżej jak 5- letni chłopiec. Drugi jeździec był bardzo wysoki a dwaj ostatni przygarbieni i mizerni, o wiele za mali jak na swoje wierzchowce. Wysoki jeździec powęszył chwilę w powietrzu poczym wydał z siebie dźwięk przypominający zawodzenie wiatru.

- Szef będzie wściekły.- Uszu przyjaciół dobiegł cichy szept, który zdawał się rozbrzmiewać w ich głowach powtarzając sam siebie i świdrując ich mózgi niczym opiłki żelaza boleśnie wbijające się w świadomość.

- Jak mamy upolować bohaterów skoro nie wiemy kim są?- Rozległ się kolejny głos, przypominający łamane suche gałęzie.

- Może jeszcze ich nie ma?- Zapytał ten pierwszy.

- I tak ma być. Nie możemy pozwolić na odnalezienie bohatera.- Odpowiedział mu jakiś baryton. Zapadła głucha cisza, przyjaciele wstrzymali oddechy w obawie, że zostaną wytropieni. Jednak jeźdźcy nie szczególnie byli zainteresowani okolicą, więc bez szczególnych oględzin zagajnika popędzili wierzchowce i rozpłynęli się we mgle.

- C co to było?- Wyjąkała Filia wyczołgując się zza starego pnia, za którym się schowali.

- Nie mam pojęcia, Fteusy Infetusy?- Zapytała Lina posyłając Zelowi zakłopotane spojrzenie. Chimera wzruszyła ramionami.

- Coś bardziej jak mściciele...- Mruknął ściszając głos, jakby w obawie, że wypowiedzenie tego słowa przywoła jeźdźców.

- Kim oni są?- Zapytała niepewnie Filia. Zel i Lina popatrzyli na nią z mieszanką zaskoczenia i niedowierzania.

- Nie wiesz?- Zapytała czarownica.

- Nie.- Powiedziała zgodnie z prawdą.

- Mściciele, to nadprzyrodzone istoty na usługach potężnych czarowników, słuchają tylko Domina, czyli pana, osoby postawionej w hierarchii wyżej niż oni. Z reguły mściciele to mniejsi bogowie czy coś...są niezwykle potężni.- Wytłumaczyła Lina. Filia pokiwała głową.

- Trzeba być potężnym czarnoksiężnikiem żeby je przyzwać, prawda?- Zapytała.

- No, człowiek to tego nie zrobi.- Mruknął Zel.

- A na pewno nie przyzwie sługi Ragnarku. - Dodał.

- Kogo?- Zdziwił się Goury. Tym razem nikt mu nie przywalił, więc Filia uznała, że muszą rozmawiać o czymś poważnym.

- Pierwszy koń czarny jest tak jak murzyn, tak jak aksamit, jak góra duży. Drugi koń biały jest tak jak mleko, jak śnieg ten koń, biega tak lekko. A trzeci koń to koń ze stali, chrapy chrapliwe, oko się pali. A czwarty koń to koń czerwony i wszystkie spętane są. - Wyrecytowała z pamięci ruda.

- Różnie ich nazywano, mściciele, sługi Ragnaroku, jeźdźcy Apokalipsy. Ale nie sądzę by to co widzieliśmy było samą Śmiercią, Głodem, Zarazą i Wojną, gdyby tak było dawno byśmy nie żyli.- Oświadczyła Lina po chwili dłuższej zadumy. Ponownie zapadła cisza, którą tym razem przerwał głos Zela.

- Mówię ci Fetusy Infetusy.- Mruknął.

- A co to?- Filia po raz pierwszy odważyła się zadać pytanie tej dwójce zmanierowanych i ześwirowanych fanatyków magii.

- Najkrócej rzecz ujmując, podruby. Odbicie, widmo prawdziwej postaci…Rezo nad tym pracował.- Wyjaśniła chimera pośpiesznie wyciągając z krzaków ich niewielki bagaż i zarzucając go Gouremu na plecy.

- Pracował…tylko pracował?- Zapytała się Fila, dziwiąc się, że taki ktoś jak czerwony kapłan nie dokończył tak poważnych badań.

- Cóż, był za słaby by móc zapanować nad tak wielkimi siłami. To stara magia Filio, podobna do waszej, boskiej. Nazywano to eterem, podobno można nad tym panować ale prawda jest taka, że eter przestał istnieć z chwilą stworzenia wszechświata.

- Ta. Z chwilą kiedy rozszczepił się na białą i czarną magię i tak niech lepiej zostanie.- Burknęła Lina.

- Przyznaj Lino dalej cię boli, że nie możesz nad nim panować.- Rzucił ironicznie Zel.

- To mit. A w ogóle nie wydaje się wam dziwne, że mamy lekcje poglądową w środku lasu, w środku nocy…z tego co wiem osoby śledzone mają większe zmartwienia.

- Skąd wiesz, że chodziło m o nas?- Zapytał się Goury, który do tego momentu przysłuchiwał się rozmowie w milczeniu.

- A kto tu jest największą bohaterką?- Prychnęła ruda i strzepnęła płaszcz.

- Przypomnijcie żebym skopała Xellosowi tyłek jak się pojawi.- Burknęła i ruszyła przed siebie nie oglądając się na innych.

Nikt nie miał ochoty dalej spać, więc nikomu nie przeszkadzało to, że przemierzają gęsty las Tureleński w środku nocy przemykając między drzewami(bo przecież nie mogli iść oberwanym gościńcem).

Filia była zbyt zmęczona i zmarznięta by na poważnie brać tę całą sprawę. Świat był zbyt radosny i beztroski by cokolwiek mogło być niebezpieczne, tak na prawdę niebezpieczne. A pomysł podrobionych przeciwników nawet jej pasował, dzięki temu prawie nie zauważyła faktu, że się ukrywają. Zaczęło jej to doskwierać dopiero kiedy zbliżyli się do pobliskiej wsi. Przed nimi rozciągało się otwarte pole przez, które trzeba było jakoś przemknąć. W końcu przyjaciele zdecydowali się na szybki lot tuż nad ziemią, który pozwolił im na jak możliwe najszybsze przebycie niebezpiecznej przestrzeni pozbawionej drzew i kamieni, które mogłoby ich chronić przed wścibskimi spojrzeniami. Świtało gdy zapukali do małej chatki znajdującej się na samym skraju wioski.

- Oooo zmęczenie podróżni, wchodźcie, wchodźcie, zapraszam.- Przywitał ich ciepły głos należący do niskiej, rumianej staruszki. Weszli do środka.

- Nie mam wiele, ale ugoszczę was należycie- powiedziała kobieta takim tonem jakby witała starych dobrych znajomych.

-Zelgadisie, wreszcie ci się odwdzięczę- zagadnęła z uśmiechem do chimery, o dziwo ten odwzajemnił uśmiech.

- Dziękuję Ulmo, czy mogłabyś nas przechować do wieczora?- Zapytał. Wszyscy wytrzeszczyli oczy na chimerę. Filia spodziewała się wszystkiego ale nie tego, że Zel będzie miał gdziekolwiek wtyki, tym bardziej u miłej, pogodnej staruszki. Powstrzymała się jednak od pytań, tak by nie stawiać przyjaciela w niezręcznej sytuacji.

-Hmm? Podróżujecie pod osłoną nocy? Niedobrze, oj niedobrze. Niech bogowie mają was w opiece.- Zmartwiła się kobieta poprawiając fartuch otulający jej okrągłą postać.

- Ulma jest, czarodziejką jedyną w swoim rodzaju- powiedział Zelgadis tak jakby reklamował jakiś ciekawy przedmiot. Oczywiście reakcja Liny była natychmiastowa, wydęła policzki i zrobiła nadąsaną minę.

- Taaa? A to niby dlaczego? Pokonała jakiegoś Lorda ciemności?- Prychnęła.

- Och nie przesadzaj złociutka - odpowiedziała staruszka obdarzając naburmuszoną czarownice pogodnym uśmiechem.

- Po prostu wyczuwam i wytwarzam aury. Wiem, kim jesteście, Lina Inverse, Goury Gabriev oraz Filia ul Copt złoty smok, nieprawdaż. Całą trójkę zamurowała łatwość z jaką kobieta odczytała o nich wszystkie najważniejsze informacje.

- Taaak wasze życie, uczucia, zamiary, są dla mnie niczym otwarta księga.- Powiedziała z zadowoleniem i wystawiła na stół dzbanek z mlekiem.

-A - mruknęła zaczerwieniona Lina.

- Och tak! Śniadanie gotowe, drogie dzieci. Posilcie się ja w tym czasie przygotuję wam łóżka.

Po śniadaniu Lina chciała porozmawiać z Ulmą lecz była zbyt zmęczona, ledwo doszła do łóżka a już spała.

-Nie bójcie się dzieci, upiory tu nie przyjdą. Nie do mnie. Spijcie, póki jeszcze możecie- powiedziała staruszka i wyszła zostawiając zmęczonych przybyszy.

-Śpijcie bo ciężkie was czeka zadanie.- mruknęła do siebie.

Był środek dnia, Ulma spokojnie robiła na drutach gdy do pokoju weszła Filia.

-Tak złotko? - Powiedziała nie odwracając się nawet w jej stronę.

-Pani Ulmo, mówiła pani, że jesteśmy dla pani otwartymi księgami- zaczęła, gniotąc brzeg swojej piżamy.

-Tak, rzeczywiście wiele rzeczy widzę- odparła

- Te postaci...- zaczęła powoli Filia.

- Nie są z tego świata, nie należą do zakresu mojej świadomości.- Westchnęła kobiecina odkładając robótkę. Teraz wyglądała na starą i zmęczoną, jakby była zupełnie inną osobą. Filia westchnęła cicho.

- Myśli pani, że zniknięcie Xellosa, bo Xellos to taki...-

- Potwór wiem. Zastanawiasz się czy nie wystawił was do wiatru. Nie mogę powiedzieć ci co się teraz z nim dzieje ale czuję silną potrzebę powrotu.- Westchnęła Ulma i ponownie sięgnęła po druty.

- Myśli pani, że próbuje skądś uciec?- Zapytała zaskoczona Filia. Nie mogła sobie wyobrazić osoby takiej jak Xellos, w tarapatach przecież, armie smoków nie dawały mu rady.

- Nie wiem kochanieńka, trudno mi powiedzieć ponieważ całą swoją uwagę skupiam na ochronie was.- Wytłumaczyła. Filia nie mogła zasnąć pomimo silnego zmęczenia, przeszkadzał jej w tym mętlik jaki miła w głowie. Zastanawiała się czy Xellos wpakował się w kłopoty, czy wpakował ich a może razem siedzieli w jakimś bagnie? Trapiła ją sprawa jeźdźców, same stwory nie wydawały być się potężniejsze od ich przeciętnych przeciwników ale myśl, że może istnieć ktoś komu udało się to przywołać i jeszcze nad nimi zapanować, przyprawiała ją o dreszcze. Podświadomie pragnęła jak najszybciej dojść do Sailune i schronić się za białymi murami stolicy. Nie miała podstaw by się czegoś bać a jednak narastający w niej niepokój nie pozwalał jej na uspokojenie roztrzęsionych myśli. W końcu Filia doszła do jedynego, słusznego w tej chwili wniosku: „Pożyjemy, zobaczymy”.

Na dworze było już ciemno gdy Filia usłyszała pukanie. Z początku myślała, że to gałąź obijająca się o szyby jej okna lecz po chwili przypomniała sobie, że są w drodze do miasta białej magii.

-Czas się obudzić dzieci!

- Musicie iść- Ulma pukała w drzwi. Filia popatrzyła na przyjaciół, którzy zwlekali się z łóżek. Wszyscy szybko się spakowali i zeszli na dół.

- W zamku będziecie za najwyżej 5 godzin, ale musicie iść głównym wiaduktem. Uważajcie, na tych obcych. Przez jakiś czas uda mi się zmienić waszą aurę. Lecz śpieszcie się, nie wytrzymam zbyt długo.- Powiedziała Ulma wyprowadzając ich przed dom i uniesionym ku górze kagankiem, wskazując im drogę.

- Nie wiem jak ci dziękować- powiedział Zelgadis łapiąc staruszkę za ręce.

- Już to zrobiłeś- odpowiedziała z uśmiechem/

- A teraz idźcie już dzieci, idźcie.

Przyjaciele ruszyli przed siebie, przemierzając maleńką wioseczkę pod osłoną nocy. Jedyne co słyszeli to rechot żab zamieszkujących pobliskie bagno, oaz ujadanie wiejskich psów, jednak czasami i one milkły i wtedy jedyne co docierało do ich uszu to, to jak im cisza w uszach grała. Chrzęst żwiru pod stopami powiedział im, że znaleźli się na głównym wiadukcie prowadzącym do Sailun. Okolica, którą przemierzali była wyjątkowo spokojna, ciepły wiatr poruszał łanami srebrnego zboża i mieszał zapach trawy z zapachem kwiatów wiśni i jabłoni. Gdyby mógł, ten wiosenny wietrzyk pewnie oprócz zapachów przyniósłby jeszcze ze sobą jakieś dźwięki, głosy ale jedynym towarzyszem podróży Liny, Gourego, Filii i Zela, był tłusty księżyc, który zawisł nad lasem.

- A tak właściwie co zrobiłeś dla Ulmy- spytała Lina po pewnym czasie gdy już zbliżali się do miasta. Zelgadis wzruszył ramionami

- Przyniosłem drewno z lasu- uśmiechnął się i poszedł dalej zostawiając zdziwioną Linę.

Księżyc już miał się ku zachodowi a horyzont po stronie wschodu zaczynał jaśnieć, gdy ich oczom ukazały się białe mury Sailune. Przyśpieszyli kroku i już po chwili byli u bram miasta, które witało ich okrzykami budzących się ptaków i komend wydawanych przez dowódców nocnej zmiany. Nagle w ciszy poranka rozległ się dźwięk trąbki i na masz wciągnięto flagę miasta i herb.

- Bramy miasta ciągle zamknięte - powiedziała Filia wskazując przed siebie.

- Nie obchodzi mnie to…w tym momencie. Znacznie bardziej interesuje mnie przekroczenie tych oto bram.- Oświadczyła Lina i ruszyła w stronę ogromnych drzwi gdy w ostatniej chwili Zelgadis powstrzymał ją silnym szarpnięciem.

- I co, zapukasz i będziesz czekała do wschodu aż ci otworzą?- Prychnął.

- Tutaj każdy mnie zna!- Obruszyła się.

- Ta jasne.- Mruknęła chimera, chwyciła Gourgeo za koszule i przy pomocy lewitacji zgrabnie przeleciała nad murami. Filia i Lina poszły w ślady przyjaciela. Lina coś tam burczała pod nosem, że wkradają się do miasta jak złoczyńcy ale umilkła gdy cała czwórka dostrzegła jasną postać stojąca na jednym z najwyższych pałacowych balkonów i oglądającą wschód słońca.

- O Bogowie!- Tylko zdołała z siebie wykrztusić księżniczka gdy przed nią wylądowała cała paczka.

- Cześć Amelio! Cieszysz się, że nas widzisz, prawda?!- Krzyknęła Lina podbiegając do księżniczki i chwytając ją w ramiona. Księżniczka cały czas zszokowana nagłym pojawieniem się przyjaciół dukała jakieś słowa gapiąc się w przestrzeń nieprzytomnym wzrokiem.

- Lina, bo ją udusisz!- Fuknął Zelgadis i rzeczywiście, kiedy czarownica puściła Amelię dziewczyna spazmatycznie zaczęła łapać powietrze. Gdy już Amelia odzyskała oddech, krzyknęła:

- Panna Lina? Pan Zelgadis? Pan Goury? Panna Filia? Co wy!? Co wy tutaj robicie!?-

- To Xellos ci nie powiedział?- Zdziwił się Zelgadis. -

- Pana Xellosa od wieków nie widziałam!- Oświadczyła.

Was zresztą też!- I nagle jej głos zrobił się wesoły a oczy rozjaśnił znajomy im blask. Chwilę potem Amelia rzuciła się na nich z radosnym okrzykiem i zaczęła ich ściskać.

- Na Bogów jak ja za wami tęskniłam! CO za niespodziewana wizyta! Tak się cieszę! Chwilowo mamy rozgardiasz na zamku bo nie uwierzycie co się stało! A ! To dlatego tu jesteście!!! Weźmiecie udział w kongresie? Ale chyba najpierw w pogrzebie, bo zabili naszego generała i nikt nie wie dlaczego.- Dziewczyna paplała prowadząc ich przez pawilon ku długim zamkowym korytarzom. Z tych emocji wszystko jej się pomieszało i nikt nie rozumiał o czym ona mówi ale też nikomu to nie przeszkadzało bo wszyscy teraz cieszyli się spotkaniem z przyjaciółką. Amelia poprowadziła ich do zachodniego skrzydła pałacu, gdzie pokoje dostali Lina i Goury, piętro wyżej miał pokój Zel i teraz Amelia i Filia kierowały się na kolejne piętro.

- A kiedy będzie ten pan Xellos, bo rozumiem, że i on się pojawi.- Powiedziała Amelia gdy znalazły się na ostatnim piętrze.

- Mnie pytasz? Nie muszę go niańczyć. Powinien być z nami od trzech dni.- obruszyła się Filia.

- Ach, mam nadzieję, że szybko się pojawi. Tu jest jego pokój. A tu pani- wskazała drzwi naprzeciwko.

-Dlaczego obok?!-

-Bo nie ma innych.

-Amelio mieszkasz w Z A M K U.

-Ale zjeżdża się tutaj pół świata.

-A…- Filii zabrakło argumentów. Pozostawała nadzieja, że Xellos się nie pojawi i nie będzie musiała na niego patrzeć. Weszła do swojego pokoju. Była to piękna komnata z widokiem na dziedziniec i całe Sailune. Miała dwa ogromne okna, przez które do środka wpadało mdłe światło wschodzącego słońca. W jednej ścianie wykuta była ogromna wnęka z łóżkiem w środku, w którym spokojnie mogły spać trzy osoby. Usiadła na posłaniu i od razu zapadła się w puchową kołdrę i niezwykle miękki materac. Rozejrzała się po pokoju. Był tak luksusowy, że nawet miał oddzielny pokój do kąpieli. Ogromną zabytkowa szafą, dużą kanapą, i pięknym pledem na jednej ze ścian. Wszystko było utrzymane w tonacji białej i różowej a zasłony do łóżka były malowane w drobne róże.

- To pewnie robota Amelii- pomyślała.

- Trochę za słodko.- Jęknęła i ziewnęła przeciągle. Zbyt zmęczona by podziwiać pokój umyła się i poszła spać nie myśląc za wiele o tym wszystkim, co miało się wydarzyć. A miało wydarzyć się sporo, przynajmniej tak mówiły znaki na ziemi i niebie.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Socki : 2009-05-04 18:09:51
    Ups

    No ja też nie sądzę ale to opowiadanie jest stare jak dinozaury- więc może być tylko gorzej XD

  • Mi mi : 2009-03-24 02:48:16
    w klimacie

    Naprawdę w klimacie i zgrabnie napisane, chociaż jak dla mnie za dużo Filii. Nie sądzę, żeby Xellos był aż tak nią zainteresowany...

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu