Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Days of Destroyer

XXIII. Trafianie do tarczy z procy, z odległości 100 metrów mija się z celem.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2010-03-11 21:07:23
Aktualizowany:2017-03-08 20:32:23


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Samo czekanie jest nadzieją. Czekam, a więc mam nadzieję. Gorzki smak nadziei.

Anna Kamieńska (1920-1986)

Notatnik 1965-1972


Całe życie bohatera jest jak oglądanie migawki, pomyślał Zelgadis przeciskając się przez splątany gąszcz. Tylko oczywiście, zawsze musi wygląda tak, jakby człowiek przyszedł o dziesięć minut spóźniony i nikt nie chce mu opowiedzieć, o co chodzi, więc musi się sam wszystkiego domyślać. Nie mówiąc już o kłopotach i niedogodnościach płynących ze sposobu życia, jaki bohaterowie prowadzą.

Osobiście, Zelgadis uważał, że autorzy książek i migawek a także sztuk, mają zbyt wybujałe pojęcie o bohaterstwie i przygodach z niego wynikających. Na przykład…dlaczego nigdy nikt nie pisał o tym, że od czasu do czasu nawet bohater musi iść do toalety…albo w krzaki. Nie mówiąc już o splątanych chaszczach zagradzających ci drogę, i bezgranicznej głupocie, która każe ci ufać zakapturzonym osobnikom. Tak…życie bohatera w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej. W rzeczywistości zamiast olśniewającej chwały i mężnych czynów, ma się spanikowanego konia, dwie baby, las, który rośnie ci na złość i przynajmniej dwóch słabych wrogów, z jednym potężnym na czele, którzy siedzą ci na karku. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że przynajmniej wiedzieli, że idą w dobrym kierunku. Zawsze, jeżeli ktoś chce was zabić, to znaczy, że robicie coś dobrze.

- Zel, Zel widzę polanę!- Usłyszał za plecami głos Filii. Rzeczywiście od zielonej polany oddzielała ich tylko barykada malin. Zelgadis złożył ręce w zamiarze spopielenia krzaczorów.

- Ale, ale co ty robisz?- Pisnęła za jego plecami Amelia.-

- Ogniostrzałę…

- Zwariowałeś. Las się pogniewa!!!

- Będzie to jakoś musiał przeżyć. Ogniostrzała!- Krzyknął i posłał strzałę w kierunku malin, które zaraz stanęły w płomieniach.

- No świetnie!- Krzyknęła spanikowana Filia. - Teraz to już na pewno przejdziemy.

Zelgadis naprawdę miał ochotę powiedzieć „zamknij się”, ale zamiast tego postarał się skupić na ogniu i krzyknął „Aqua Create” sprawiając tym samym, że na smętne resztki roślin spadła ściana wody.

- Idziemy!- Rozkazał i pociągnął Undis w stronę stepów. Gdy tylko wyszli, stanęli oślepieni jasnym

słońcem, którego nie dane im było oglądać podczas podróży przez gęsty las. Zelgadis po raz kolejny stwierdził, że o tym nigdy nie ma słowa w bohaterskich opowieściach. W bohaterskich opowieściach wypadli by na te stepy w pełnym galopie, przeskoczyli przez rzekę i pognali w siną dal. A oni…oni stali jak te ofiary losu mrużąc oczy w dziennym słońcu i nie wiedząc gdzie są. Nagle usłyszeli śmiech, właściwie chichot dobiegający z lasu.

- Wiecie, co zauważyłem? Nikt nie panikuje, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem. Nawet, jeżeli plan jest szalony…Nawet, jeżeli ktoś zginie z planem, to nikt nie spanikuje. Jednak, jeżeli powiem, że ktoś, kto was prowadził przez dzikie ostępy i miał ochraniać okaże się waszym katem. Panikujecie.- Powiedział głos dobiegający zza ściany drzew.- Chociaż, po namyśle, ja jeszcze niczego takiego nie powiedziałem. No, ale kto wie, co mi przyjdzie do głowy?

- Koniec tego!- Krzyknął Zelgadis dobywając miecza i jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że to bardzo głupi pomysł.- Pokaż się!

- Głupio to brzmi z ust potencjalnej ofiary. - Odpowiedział mu głos.

- Ja ci zaraz dam ofiarę!

- Zelgadis nie drażnij go.- Szepnęła Amelia.

- Ona ma rację. Nie ważne jak zła jest sytuacja, ja zawsze mogę sprawić, że stanie się odrobinę gorsza.- Zachichotał głos, który zdawał się krążyć między drzewami.

- Jak się tylko pojawi urwę mu łeb…- Syknął Zelgadis do dziewczyn i zaraz też mógł się spodziewać irytującej odpowiedzi.

- Marna to zachęta- Zaśmiał się ich dziwny prześladowca. I wtedy Filię coś tknęła. Tylko, że to było zbyt naciągane jak na jakąkolwiek opowieść, bajkę czy sztukę. Bardziej niż niewiarygodne, było tandetne. Takie życie zdarzają się w tanich książkach ze straganu na rogu, no, ale nie w życiu!

- Stęskniłem się....naprawdę.- W powietrzu pojawiła się czarna szata Acanthopsisa. Która spadła na Zelgadisa. Rozwścieczona chimera zdarła ją z siebie i cisnęła na ziemię.

- No i znudziło mi się milczenie…A po za tym...Stęskniłem się.- Powiedział ponownie głos. Filia miała dziwne przeczucie, że zaraz jej życie okaże się być tanim romansem ze straganu na rogu…i w sumie chciała tego. Bo druga wersja przewidywała paskudną śmierć z ręki mordercy a na to nie miała ochoty.

- Ale wiecie, co…domyślni to wy nie jesteście.- Za nimi pojawił się wysoki mężczyzna. Ale już nie Acanthopsis czy ktokolwiek inny. Stał beztrosko podparty na drewnianej lasce, a silny wiatr szargał jego pelerynę. Odwrócili się.

- A....A...Ale jak?- Amelia próbowała coś wyjąkać, ale skończyło się na tym, że parę razy zamykała i otwierała buzię

- Mówiłem, to tajemnica…a nie tego jeszcze nie powiedziałem.

Zelgadisa, Amelię i Filię zamurowało. Chyba musieli wyglądać bardzo dziwnie, bo tajemniczy kapłan chwilę im się przyglądał i nagle ryknął śmiechem.

- Żebyście zobaczyli swoje miny! Na pana ciemności! Ja nie mogę, ale was nabrałem! Nie mogę uwierzyć, że kupiliście tą bajkę o Acanthopsise! - Wyjąkał, kiedy tylko udało mu się złapać oddech.

- Nie powinieneś być po drugiej stronie?- Zapytał Zelgadis chowając miecz i dochodząc do wniosku, że bohaterowie nie są wrabiani przez swoich nieżyjących towarzyszy podróży…przynajmniej tak zawsze myślał. - Może jeszcze możesz tam wrócić.

- Też się cieszę, że cię widzę.- Odparł beztrosko Xellos, prostując się i poprawiając szatę na ramionach. Nie zmienił się. Nic a nic, nawet ubrania miał identyczne.

- PAN XELLOS!!! Nagle rozległ się krzyk Amelii i kapłan poczuł silne szarpnięcie w okolicach brzucha.

- Jak dobrze, że pan do nas wrócił! Ja od razu wiedziałam! Mówiłam panience Filii, że to niemożliwe!!!!!!!- Krzyczała Amelia dalej go ściskając z niesamowitą, jak na dziewczynę, siłą.- Xellos ostrożnie wyplątał się z objęć księżniczki w obawie o własne żebra.

- Jak dobrze, że pan jest. Ja, ja po prostu wiedziałam!- Ciągnęła dziewczyna.

- Mi też miło cię widzieć Amelio.- Odpowiedział w nadziei, że taka odpowiedź zagwarantuje mu

spokój. Zagwarantowała. Amelia odkleiła się od niego i odeszła parę kroków pozwalając Xellosowi wreszcie spojrzeć w stronę ostatniej uczestniczki wyprawy. Filia stała i po prostu na niego patrzyła. Z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych uczuć absolutnie nic. Wiatr, co chwila przysłaniał ją, jej złotymi włosami. Kapłan, sam dokładnie nie wiedząc, dlaczego to robi, ominął księżniczkę i powoli podszedł do dziewczyny i stanął naprzeciwko niej. Przez chwilę wpatrywali się w siebie a późnej Filia zrobiła coś, czego Xellos się nie spodziewał. Uniosła ręką i delikatnie dotknęła policzka demona, jakby chciała sprawdzić czy naprawdę on

- Cześć.- Przywitał się nie mając pomysłu na inną wypowiedź i jednocześnie czując, że to milczenie należy przerwać. Filia dalej trzymała rękę przyłożoną do jego policzka.

- Xellos.- Wyszeptała i uśmiechnęła się. I wtedy stało się coś, czego Xellos się spodziewał. Dziewczyna zamachnęła się i nim zdążył zareagować wymierzyła mu precyzyjnego, wyjątkowo bolesnego liścia.

- AŁA! Za co?!- Krzyknął przykładając dłoń do policzka.

- Ty, ty Namagomi!- Warknęła wściekła Filia.- Jak mogłeś tak zrobić?!-

- Zaraz, przypominam ci moja droga Filio, że to nie z mojej winy prawie, że umarłem!- Odgryzł się.

- Chodzi mi o te przebieranki! Ty wstrętny Namagomi! Tak się z nas naigrywać!- Krzyknęła i ponownie się zamachnęła jednak tym razem Xellos zdążył chwycić ją za nadgarstki i nieznacznie do siebie przyciągnąć.

- Potraktuj to jako spłatę długu, smoku.- Powiedział tak by Zelgadis i Amelia tego nie usłyszeli.- Oboje doskonale wiemy, czyja to wina. - Dodał. Filia jak na zawołanie spokorniała i spojrzała na niego tylko, wzrokiem pełnym czegoś, czego nie potrafił w tej chwili zrozumieć.

- Xellos, możesz mnie już puścić?- Z zadumy wyrwał go głos Filii. Dopiero teraz się zorientował, że wciąż trzymał ją za nadgarstek.

- Jasne.- Mruknął i udał, że wcale nie widzi pytających spojrzeń Zelgadisa i Amelii.

- Musimy ruszać, do Akkary, miasta stołecznego krainy Elebreth. Droga jest długa i ciężka a my mamy mało czasu.- Powiedział podchodząc do koni, które także ze zdumieniem obserwowały powitanie przyjaciół.

- To podarunek od króla lasów.- Dodał kapłan wskazując na zwierzęta.

- Coś nie tak Amelio?- Zapytał dziewczynę wlepiającą w niego spojrzenie.

- Nie, nie po prostu nie codziennie twoi znajomi wracają z zaświatów. - Odpowiedziała wciąż bezczelnie się mu przyglądając. Zignorował ją i ruszyli w drogę.

Galopowali teraz po zielonym stepie a silny wiatr i pęd rozwiewały im włosy. Ogromna przestrzeń stepów oszałamiała swoim pięknem. Zjechali ze wzgórz i gdy tylko znaleźli się na płaskim terenie, popędzili konie do cwału. W ten sposób przemierzyli dużą część stepów, aż w końcu, o zachodzie słońca, zatrzymali się przed niskim, porośniętym powojem murkiem. Zwinny koń mógłby go przeskoczyć, widać były to ruiny większej fortyfikacji. Chociaż niewielki, wał ciągnął się aż po horyzont, przecinając zielone stepy.

- Wał Hurdiana.- Powiedział Xellos zsiadając z konia i wskazując na zniszczoną fortyfikację.

- I lekcje historii czas zacząć.- Westchnęła Amelia.

- Jak wrócisz, to może postawią ci plusa z geografii.- Odgryzł się kapłan

- Panie Xellosie! Ja już nie uczęszczam do szkoły!-

- Widać....- Mruknął. Amelia zapowietrzyła się, ale już nic nie odpowiedziała. Zelgadis zasłonił ręką twarz starając się ukryć śmiech.

- Wytłumaczcie mi jak to się dzieje, że tam gdzie jest Xellos, tam są problemy.- Zapytał po chwili.

- Proste. On sam jest jednym wielkim problemem.- Fuknęła Filia zezując na kapłana. Z jakiegoś powodu wciąż była nie w humorze.

- Już zmierzcha, jedziemy dalej czy zostajemy?- Zwróciła się do kapłana.

- A teraz to mnie pytasz. Przecież jestem jednym, wielkim problemem.- Odfuknął kapłan odwracając ostentacyjnie głowę.

- Ale to ty nas prowadzisz!-

- Niestety... - mruknął Xellos

- A właśnie...Na czym my to...AHA! Już pamiętam! To jak Xellos idziemy, zostajemy?.

- Teraz to nie mamy wyjścia. Bez sensu podróżować nocą...Zresztą, nie chce mi się. - Rozejrzał się po okolicy. Słońce właśnie zachodziło i oświetlało różowymi promieniami płaskie stepy.

- Niektóre zachody słońca są tak różowe, ze trudno o większe bezguście.- Mruknął pod nosem widząc jak Filia z nabożną czcią obserwuje ten widok.

- Coś mówiłeś?- Zapytała go odrywając rozmarzone oczy od widoku różowego słońca.

- Nie nie, tylko tyle, że odpoczniemy w tej zrujnowanej wieży.- Powiedział wskazując lagą na sterczące z ziemi, jak kości smoka, resztki budynku.

Nikt za bardzo nie protestował, bo właśnie zrywał się zimny porywisty wiatr, a perspektywa nocy spędzonej na końskim grzbiecie nie była zbytnio kusząca.

Tym razem, wyruszyli już bez większych problemów. Na horyzoncie nie pojawił się żaden dziwak, a oni już po chwili znaleźli się w murach strażnicy. Było już ciemno kiedy rozpalili ognisko i zabrali się za przygotowywanie posiłku. Wewnątrz było wystarczająco dużo miejsca dla dziesięciu osób, tak więc wprowadzili i konie. Po rozłożeniu prowizorycznego obozu i ugotowaniu BARDZO prowizorycznego posiłku, zaczęli rozmawiać. Z początku o głupotach, ale nim się obejrzeli rozmawiali już o podziemiu. Xellos o dziwo nie stronił od opowieści o swojej walce z Cieniem i zdaniem Filii bardzo wszystko podkolorował.

- Na początku to nie mogliśmy uwierzyć w to co się stało.. wie pan to takie dziwne. Potwór, który oddaje życie za przyjaciół.

- Rzeczywiście dziwne. - Mruknęła Filia tak by kapłan jej nie usłyszał. Niestety, usłyszał.

- Co mówiłaś?- Zapytał Xellos.

- Że napędziłeś nam strachu.- skłamała dziewczyna wkładając do buzi łyżkę szarej kaszy.

- Bałaś się o mnie?- zapytał z wrednym uśmiechem wiedząc doskonale, że smoczyca nie będzie mogła powiedzieć jak naprawdę wyglądała cała ta przygoda w podziemiu. Filia zachłysnęła się pulpą i zaczęła kaszleć. Amelia klepała ją po plecach.

- N nie, no co ty?- Wyksztusiła.- Ciężko się bać o trupa- dodała.

- Ale było ci żal…- Ciągnął kapłan.

- Chyba Amelii.- fuknęła odwracając wzrok.

- Co?! To nie ja ryczałam!- Oburzyła się księżniczka.

- Też ryczałaś.- Broniła się Filia.

- Amelia zawsze ryczy.- wtrącił Zelgadis.

- Właśnie.-potwierdziła księżniczka.-Że co...?!- Chimera rozłożyła bezradnie ręce.

- Sama się przyznałaś....-

- Zelgadis….po prostu zamknij się!!!- Fuknęła księżniczka i teraz zamiast z Filią, kłóciła się z Zelgadisem. W tym czasie Xellos pojawił się za plecami Filii i wsadził jej palec między łopatki, tak że o mało nie wyrzuciła w powietrze swojego posiłku.

- Przyznaj się…płakałaś- Powiedział ignorując gromy, które ciskała z oczu.

- Daj spokój.- Mruknęła odwracając się do niego plecami.

- Ależ oczywiście, że ci dam. Ale fajnie, chyba jestem pierwszym mazoku za którym ktoś płakał.- Powiedział i udał, że całuje ją w policzek. Filia odwróciła się gwałtownie, ale Xellosa już tam nie było. Siedział jak przed chwilą po drugiej stronie ogniska i uśmiechał się głupkowato.

- Wracając do tematu. Panie Xellosie. Dlaczego pan się wcześniej nie pojawił?- Powiedziała Amelia zostawiając w spokoju obitego Zelgadisa.

- Ona coraz bardziej przypomina Linę!- Jęknęła chimera.

- Wiesz, miałem problemy z wydostaniem się.- Kapłan rozłożył ręce.

- Ale jak to?- Zapytała pozostała trójka.

- No musiałem jakby, sam siebie wrzucić w nicość bo tam była ta bariera, nie? No i to tak jakbyście wy sami siebie zjedli.

- A jak wyszedłeś?- Zapytała Filia.

- Eee no wiesz, to tajemnica.

- Tajemnica to inna nazwa na coś co niewypowiedziane ściągnie na twoją głowę moją maczugę. Gadaj.- Smoczyca nagle pojawiła się przy demonie i chwyciła za koszulę.

- Oj Filia spokojnie. Dlaczego mam wrażenie, że wiesz o co mi chodzi?

- Xellos!- Warknęła.

- No spokojnie, spokojnie. - Zaśmiał się wyplątując koszulę z dłoni dziewczyny.

- Ja nie żartuję!

- No wiesz....w końcu nasze astrale są połączone...-Zaczął i posłał jej niewinny uśmiech.

- Przelazłeś przez MÓJ astral!?- Krzyknęła oburzona.

- Przelazłeś to za mocne słowo…po prostu, zajrzałem tam- Powiedział kapłan bezradnie rozkładając ręce.

- Xellos, ty draniu!- Krzyknęła.

- No na pewno. Na byciu draniem to ty się znasz.- Zauważył kiwając palcem przed nosem blondyny, która tylko syknęła ze złości ale już nic nie powiedziała.

- Ale w końcu nie zauważyłaś, to tak jakbym wcale się nie pojawiał...-Dodał Xellos.

- Nieprawda!

- Ej Filia co cię tak złości?- mruknął Zelgadis.

- To tak jakby on użył mojej szczotki do zębów. Astral to bardzo intymna i prywatna sprawa!

- No to tylko się cieszyć. Wasza relacja osiągnęła kolejny poziom.- Powiedział Zelgadis i uchylił się przed lecącym w jego stronę kamieniem.

- No, ale dzięki temu, pan Xellos żyje.- Zauważyła Amelia starając się załagodzić sytuację. Filia fuknęła i puściła koszulę kapłana.

- Pierwszy i ostatni raz Namagomi! Słyszałeś! Uznam, że to było „dobro wyższe”

- Xellos jest dla ciebie dobrem wyższym?- Zapytał zaskoczony Zel i na wszelki wypadek się uchylił.

- Nie bądź głupi! Po prostu bez niego byśmy sobie nie poradzili.

- Naprawdę?- Zapytał kapłan.

- Nie, na niby.- Odgryzła się smoczyca.

- Tym bardziej powinnaś mi wybaczyć. Zresztą, co ja mówię. Ty nie masz mi, czego wybaczać, za to ja…- Nie dokończył, bo Filia zatkała mu usta dłonią. Jakoś nie chciałaby, Zel i Amelia wiedzieli, kto tak naprawdę stoi za bohaterstwem Xellosa.

- Zmęczony jesteś, co?- Zapytała.- Połóż się spać Na…Xellosie. Wszyscy chodźmy już spać.

- Chyba masz rację. Korzystajmy póki możemy.- Powiedział Zelgadis i także się ułożył i naciągnął

Na siebie koc. Wszyscy ułożyli się dookoła ogniska, stopami w stronę ognia i usnęli. A przynajmniej tak to wyglądało.

Filia oczywiście zasnąć nie mogła. Trudno się jej zresztą dziwić, jednego dnia przeżyła domniemany zamach na własne życie, powrót Xellosa, ponowny napad wyrzutów sumienia, wstyd szczególnie w obecności w.W kapłana a do tego wiedziała, że będzie musiała go przeprosić. Te myśli nie dawały jej spokoju. Podniosła się po cichutki i rozejrzała…wszyscy spali. Niewiele myśląc wymknęła się i podreptała w stronę koni, które uwiązali za do połowy zrujnowaną ścianą wieży. Nawet się nie zdziwiła, gdy ujrzała znajomą sylwetkę opartą o kamienną ścianę. W mroku błysnęły fioletowe tęczówki, lecz Filia już nie bała się Xellosa tak jak kiedyś…paradoksalnie w momencie, gdy zrobiła mu takie świństwo, przestała się go bać. Zrobiła krok na przód i weszła w plamę księżycowego światła.

- No no, nocna potajemna schadzka. Gdyby tylko nasi starsi się o tym dowiedzieli.- Zażartował Xellos.

- Przestań.- Syknęła poczym przypomniała sobie, że to jest dobry moment by go przeprosić. Schowała, więc swoją dumę i zapytała grzecznie.- Czekałeś na mnie?

- Nie na lepsze jutro. Jasne, że na ciebie.

- To dobrze, chciałam cię przeprosić. - Powiedziała szybko.

- Nie musisz. Zresztą pewnie robisz to by mieć czyste sumienie, samo zabicie mnie byłoby ci na rękę.- Powiedział demon wciąż pozostając w cieniu.

- Zdziwiłbyś się. Myślałam, że zginę z tobą. - Szepnęła. Xellos westchnął.

- Przyjmijmy wersję, że miałaś do tego prawo…- Powiedział.- Że akurat tobie wolno było to zrobić.

- Mówisz, że miałam prawo skazać cię na śmierć? W ten sposób wyrównujesz ze mną rachunki za przelaną krew moich braci, dobrze myślę? Myślisz, że o to mi chodziło? Że chciałam zabić tego, który zabił moją rasę?

- Myślę, że tak. - Powiedział.

- I znowu się mylisz.

- To może mi powiesz, o co chodziło?- Zapytał Xellos. Filia milczała, dopiero po chwili powiedziała.

- Chciałam zostać.

- Nie, nie chciałaś. Stałem tam otoczony, ja najpotężniejszy demon, kaleki i bezbronny. Nie chciałem już uciekać i nie mogłem, więc stałem twarzą w twarz z własną śmiercią…zaglądałem jej w oczy. I pomyśleć, że kiedyś takie byty traktowałem jak własną ofiarę, nie godną mojej osoby. Wierz mi, nie chciałaś tam zostać. - Powiedział powoli. Filia milczała wciąż stojąc w tym samym miejscu, dopiero po pewnym czasie Xellos wyszedł z cienia i podszedł tak blisko niej, że musiała zadzierać głowę by widzieć jego twarz.

- Powiedz…podobało ci się.- Szepnął robiąc krok do przodu i tym samym zmuszając Filię do przytulenia się plecami do zimnego muru.

- Co?- Zapytała niepewnie.

- To uczucie. Powiedz, że mną gardzisz. Że jestem uosobieniem zła. Że jestem odpowiedzialny za upadek całych ras, może i cywilizacji. Ludobójstwo, morderstwa to moja zasługa. Powiedz teraz, co masz na myśli.

- X Xellos, nabijasz się ze mnie, czy masz zwidy. Nie mogło mi się podobać to, że skazałam cię na śmierć!- Wydukała starając się skoncentrować na rozmowie, a nie chłodzie bijącym od muru.

- Wiem, co mówię. Znam to uczucie, ten niesamowity dreszcz, kiedy ty jesteś panem życia i śmierci, kiedy ty decydujesz o cudzym życiu. Podobało ci się Filia, powiedz to. - Powiedział ledwo dosłyszalnym głosem.

- Nie.- Oświadczyła i chciała odejść jednak drogę zagrodziła jej ręka Xellosa, którą oparł się o mur zamykając ją w pułapce między sobą a ścianą.

- Jeszcze nie skończyliśmy.- Mruknął. Filia poczuła lekki dreszcz strachu widząc lekko uchylone oczy, i leniwe spojrzenie tych nieludzkich oczu utkwionych w jakimś miejscu na jej twarzy.

- Lubię cię, Filia. Może nawet rozumiem? Dlatego powiem ci, co się stanie. Będziesz się mogła na wszystko przygotować. Między nami od…- zawahał się- …w sumie od zawsze, trwa wojna. Wojna ojców, polegająca na dotkliwszym zranieniu przeciwnika. Byle, jak, aby bolało. Pewnie zastanawiałaś się, co to nam daje? Też się nad tym zastanawiałem. Odpowiedź jest aż zbyt prosta, chodzi o tą walkę. O nic więcej. Nie ma dobra ani zła. Wszystko sprowadza się do decyzji, które podejmujemy. A my przestaliśmy walczyć. To była nasza decyzja są, więc też i jej konsekwencje. Jakaś część mnie wciąż w tobie żyje, dlatego tak naprawdę przeżyłem, dlatego nie domagam się przeprosin. Nawet gdybym odszedł, ta część by została. Tkwię w tobie. Jestem twoim odbiciem, ty jesteś moim, żadne z nas nie może już istnieć oddzielnie. Rozumiesz? Mogę być tak samo dobry jak ty zła. Więc... Nazywasz mnie złem... Ale niestety dla ciebie... Jestem złem koniecznym.

- Powiedziałabym ci, żebyś szedł do piekła. Ale ty już dawno tam jesteś! - Syknęła i znowu spróbowała odejść, ale Xellos złapał ją za ramię i przycisną do muru.

- Chciałaś mnie zabić…z zemsty. Ukarać mnie za to, kim jestem. Przecież nienawidzisz mnie, podłego demona.- Powiedział pochylając się nad nią, tak, że prawie stykali się czubkami nosa.

- Ty arogancki idioto! Bałam się! O Linę i resztę. O siebie też…bałam się! Gdybym chciała cię zabić, czy mścić się powiedziałabym ci to prosto w twarz! Nie wiesz, co wtedy czułam! Więc nie gadaj bzdur! Bo ponownie sobie uświadomiłam, że jesteś ostatnią osobą, z która chciałabym mieć coś wspólnego! Chciałam cię przeprosić, głupi, Namagomi. Chciałam, żebyś wiedział, że nie była to dla mnie zabawa czy prosta decyzja…to było poświęcenie, rozumiesz w ogóle sens tego słowa?!- Wysyczała przez zaciśnięte zęby, już bez cienia strachu patrząc prosto w pionowe źrenice potwora.

- A myślisz, co ja wtedy zrobiłem? Wtedy…gdy kazałem ci uciekać. To nie było… łatwe.- Powiedział, jeszcze bardziej się nad nią pochylając.- Więc może zdarza się, że na jedną chwilę, bóg i potwór, chcą tego samego?- Zapytał. Filia nie była do końca pewna tego, co się działo. Czuła oddech Xellosa na własnym policzku, co oznaczało, że był blisko, stanowczo za blisko. Wiedziała też, że powinna coś zrobić a mimo to stała jak sparaliżowana, zupełnie nie kontrolując sytuacji ani siebie. Ta bliskość była na swój sposób…Nagle poczuła, że coś spadło jej na policzek. Kropla, jedna, druga, potem kolejne. A potem luną rzęsisty lodowaty deszcz. Xellos odchylił się i spojrzał w niebo.

- Rany, rany!- Zaśmiał się.- To chyba znaczy, że powinniśmy ruszać w drogę, nie?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Qbuś : 2010-03-15 12:11:02
    <3

    A mi podobał się wątek z Władcą Pierścieni...podoba mi się, że co jakiś w świecie Destroyera pojawia się coś kompletnie od czapy. W dodatku jak weźmie się pod uwagę rok powstania(2004 o ile się nie mylę) to autorka musiała być jeszcze dzieckiem kiedy to pisała. Tak jak napisała Socki, owszem można by to wywalić, ale czy wtedy to byłby Destroyer. Lubię humor w tym opowiadaniu, szczególnie gagi...ale muszę przyznać, że ten fragment w niewyjaśniony sposób mnie rozbawił. Pewnie w ten sposób dyskredytuję swoją znajomość dobrego poczucia humoru...no ale cóż. Moim zdaniem dobrze, że zostawiłaś ten fragment- takie ogniwo łączące nowego Destroyera ze starym.


    Pozdrawiam.

  • Kamenka : 2010-03-14 23:26:15
    Nienawidze deszczowej pogody!

    Ri-chan i Guennh skomentowały tak tą część ,że ja juz lepiej tego nie zrobie,końcówka taka,że no klekajcie narody pod wpływem Twojego talentu, tylko po cholere ten deszcz zaczynał padać ??!! ;))

    Heh pierwszy raz czytając wątek Władcy pierścieni to jesce nawet bawił,ale już za drugim tylko żenował..W sumie też już inne podejście do tego tematu z racji wieku,ale w wypadku innych wątków komediowych które powstały pod Twoim piórem (na Twojej klawiaturze xDD) to śmieszą nadal, są ponadczasowe :))

  • Guennh : 2010-03-13 12:13:34
    :D

    No tak, wtedy przecież lotr osiągał apogeum sławy :)

    jakbyś szybciej śmignęła te rozdziały to proszę, wyślij mi je na maila ymm@vp.pl bom nienażarta :)

  • Socki : 2010-03-12 22:05:00
    :)

    Boże kochany jak dobrze, że Wam się ten początek nie podoba...wreszcie wiem, że ktoś to czyta.

    Na prawdę głupio mi było tego nie poprawić ale gdybym tak wszystko poprawiała to całego Destroyera bym zmieniła...W każdym razie jak miałam 14 lat wizja lotra wydała mi się niestety kusząca XD

  • Guennh : 2010-03-12 20:50:58
    hmm

    Mi też średnio leżał początek rozdziału, w sekundę padł cały dramatyzm trzech poprzednich, a ów zwrot o 180 stopni został jeszcze wzmocniony nawiązaniem do LoTR. Końcowy dialog między Xellosem i Filią dał jednak możliwość powrotu myślami do tego, co miało miejsce w podziemiachniepamiętamnazwy. Przeczytałam końcowy fragment kilka razy - w istocie jest on mistrzostwem. Mimo, że wspomniałaś, iż nie do końca pasuje Ci pisanie wątków romansowych to w przypadku końcowej sceny poradziłaś sobie bardziej, niż znakomicie. Oprócz doskonałego przedstawienia demonicznego charakteru Xellosa, rozmowa jego i Filii była niezwykle zmysłowa. Jako fanka tego pairingu cieszę się z takiego obrotu spraw, a jako przeciętna czytelniczka nie mogę nadziwić się Twojemu talentowi. Gratuluję.

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu