Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Days of Destroyer

XXXI. Po opanowaniu obszaru nie zapomnij powiadomić o tym przeciwnika.

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Fusion
Dodany:2010-04-22 08:15:15
Aktualizowany:2010-05-08 09:26:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autor ogólnie nie ma nic przeciwko kopiowaniu czegokolwiek z tego fica przez osoby trzecie... Jeżeli takowa się w ogóle znajdzie, to niech osoba trzecia sobie kopiuje co chce i niech się nie krępuje.


Nam pozostaje tylko imię,

Cudowny dźwięk na długie czasy.

(O. Mandelsztam. Nie wierzę w cuda...)


CHLUST!!!

- NIE…NAZYWAJ…MNIE…BLONDYNĄ!!! - wycedziła przez zaciśnięte zęby Filia wylewając na głowę Xellosa cały kubek soku.

- TY jesteś blondyną!- warknął kapłan podnosząc się od stołu. Minę miał...nazwijmy to „nieprzyjemną” -A w dodatku głupią!!! Jak to blondynki!!!

- Jestem ciemną blondynką, ty swołoczy diabelska!

- Świetnie, nie dość, że ciemna to do tego blondynka!

- Nie znasz się na kolorach, masz upośledzone oczy…- Zapeszyła się smoczyca- Tak w ogóle jak się przyjrzeć to one są jasno brązowe.

- Sztuczna inteligencja?- Spróbował demon.

- Jak śmiesz ty Namagomi!!! Kolor włosów nie decyduje o blondyniźmie!!!

- Jaszczura!!!!

- Śmieć!!!

- Gad!!!

Filia z braku innej broni przyłożyła Xellosowi koszykiem z chlebem. Amelia i Zelgadis popatrzyli na siebie i zabrali się za posiłek.

- Musieli, bardzo, bardzo cierpieć kiedy byli w Zamku.- powiedział Zelgadis obserwujący walczącą dwójkę z wyrazem błogiego zadowolenia na twarzy.

- Istotnie, etykieta musi krępować ich wewnętrzne ja- Dodała Amelia uchylając się przed dużym kawałkiem sera lecącym w jej stronę.

- Zastanawia mnie tylko, skąd oni biorą te wyzwiska?- rzucił Zel starając się spamiętać, wielorakość i barwność obelg którymi posługiwali się Filia i Xellos.

- Nienawidzę Cię Namagomi!!!- Wrzasnęła w końcu smoczyca.

- NAWZAJEM!!!- Odkrzyknął demon i nim się obejrzał Filia obróciła się na pięcie i wyszła z jadalni zostawiając pozostałą trójkę wśród pobojowiska które powstało podczas walki.

- Głupia krowa.- warknął Xellos podnosząc leżące krzesło i dosiadając się do Amelii i Zela.

- Zdaje się, że tym razem to ty zacząłeś kłótnię.- mruknął Zel wskazując na niego kromką chleba.

- To nie zmienia faktu, że jest głupia...-odburknął kapłan.

- I, że sobie poszła.- wtrąciła Amelia.

- Wróci.- mruknął Xellos i zajął się nerwowym mieszaniem herbaty.- Wróci jak tylko do głowy przyjdzie jej cięta riposta.

W tym momencie do sali weszła wściekła Filia i także usiadła przy stole. Sięgnęła po herbatę mierząc przy tym Xellosa nienawistnym spojrzeniem.

- Przez chwilę miałem wrażenie, że się dogadujecie…no miałem taką nadzieję…marzyłem o tym. - Powiedział Zelgadis spoglądając na naburmuszoną blondynkę.

- Skąd taki poroniony pomysł?!- Zapytała go oburzona Filia.

- No, w Akkarze już go nie atakowałaś.

- Miałam gorączkę, nie miałam siły…

- A właśnie, jak samopoczucie…bierzesz te leki od znachorów.- Wtrąciła Amelia.- Wciąż jesteś trochę blada.

- To ze złości.- Odparła Filia zezując na Xellosa.- A leki dalej biorę bo wciąż mi zimno…Bogowie nigdy więcej nie chcę umierać. - Westchnęła wznosząc oczy ku sufitowi.

- Żałosna śmierć gorsza niż żałosne życie.- Mruknął kapłan ale w taki sposób, że tylko Zelgadis go usłyszał.

- Należy się sześć sztuk złota.- Powiedziała kelnerka, która zaczęła sprzątać z ich stolika. Wszyscy podnieśli się z miejsc i zaczęli zbierać swoje rzeczy.

- Dopiszcie do rachunku Zelgadisa Greywordsa.- Mruknął od niechcenia demon.

- Nie prowadzimy rachunków.- Odpowiedziała nadąsana dziewucha.

- Wiesz kim jestem?- Zapytał ją Xellos.

- Nie.

- To dobrze.- Rzucił i odszedł kierując się w stronę wyjścia. Zelgadis i Amelia pobiegli za ni, Filia westchnęła tylko ciężko, wygrzebała z sakwy parę sztuk złota i rzuciwszy kelnerce popędziła za resztą.

Byli w drodze już od dwóch dni. Zeszłego dnia opuścili granice Elebrethu i teraz zmierzali w stronę Kapone, ostatniego przystanku przed Sailune. Było ciepłe lato, chodź czasem padało, dużo wina się piło i mało się spało, niestety działo się tak jedynie w wypadku studentów, których niewielką grupę minęli wychodząc z tawerny. Oni niestety, musieli cały czas się śpieszyć, i chociaż robili wszystko co mogli, wciąż mieli ogromne zaległości w ratowaniu tego świata. Przypuszczali, że Lina i Goury już dawno doszli do Sailune i chyba jedynie to podnosiło ich na duchu. Dobrze, że się rozdzielili, inaczej wszystkich od stolicy białej magii dzieliłyby jeszcze steki mil a tak to przynajmniej czarownica z szermierzem robili wszystko na czas. No ale nie mogli zostawić ich samych, przecież zbliżała się największa wojna tych czasów. I właśnie z tego powodu całe dnie, zamiast na planach, kłótniach, ćwiczeniach czy odpoczynku spędzali na uciążliwych, długich lotach. Uciążliwych bo Filia cały czas się wściekała i jęczała, z powodu carpere tractum, Xellos też nie był w najlepszym humorze więc wyżywał się na Filii co sprawiało, że ona była w jeszcze gorszym humorze i tak w kółko. Co gorsza nawet Amelia i Zelgadis zaczynali się kłócić.

Kolejny dzień zaczął się tak samo jak wczorajszy i przedwczorajszy i przed, przed wczorajszy. Tylko tym razem było gorąco, można by nawet powiedzieć upalnie! W każdym razie było na tyle ciepło, że Zelgadis i Amelia którzy siedzieli na grzbiecie Filii mieli wrażenie, że zaraz się usmażą, słońce odbijało się od złotych łusek dziewczyny i jeszcze potęgowało efekt latającego piekarnika. Z tego też powodu Amelii udało się uprosić Xellosa, żeby mogła teleportować się z nim i Undis.

Zelgadis siedział naburmuszony na grzbiecie smoka udając, że wszystko jest „tak jak zawsze”... nie było. W chwili obecnej przyglądał się w zadumie tafli wody w której odbicie Filii wyglądało jak złota błyskawica.

- Z jaką prędkością lata złoty smok?- zapytał starając się przerwać głupie milczenie. Filia obejrzała się na niego zaskoczona.

- Teraz lecimy 90 km na godzinę!!! Ale normalnie, pikując potrafię rozwinąć prędkość do 300, tylko, że wtedy nie utrzymałbyś się na grzbiecie i wyrwałbyś mi wszystkie włosy.

- 300?!- krzyknął zaskoczony.

- A do ilu mogłabyś teraz przyspieszyć?- zapytał. W chwili gdy zadał to pytanie zaczął tego żałować. Filia zaczęła gwałtownie wznosić się i opadać a wiatr gwizdał niebezpiecznie między złotymi lotkami. Nagle, kiedy już byli bardzo wysoko ponad chmurami, smoczyca złożyła skrzydła i z oszałamiającą prędkością runęła w dół. Zelgadis słyszał jedynie okropny świat w uszach i czuł lodowaty wiatr na twarzy., lecieli zbyt szybko by mógł cokolwiek zobaczyć. Ostatnie co dokładnie pamiętał to to, że próbował się modlić...


Amelia i Xellos wylądowali na małej polance niedaleko Kapone, miasteczko przemytników było zaledwie parę mil na północ. Wyglądało jak kolorowa kupa śmieci którą ktoś mozolnie ubijał i próbował wydobyć z niej jakiś kształt. W efekcie tego, uzyskał coś wyjątkowo śmiesznego, barwnego i groteskowego. Xellos z zadowoleniem wyłożył się na trawie...

- Filia jest wolna, będą dopiero za parę godzin, radzę korzystać z pogody Amelio.- mruknął przeciągając się w słońcu.

- Smoki, są takie, takie wooo.....RANY!!!- Wrzasnął i podskoczył gdy złota strzała utkwiła w ziemi tuż przed jego nosem.

- Słyszałam Namagomi!!! Już ja ci pokażę wolną!!!- Krzyknęła smoczyca i śmignęła tuż nad samą ziemią z taką prędkością, że duże drzewo stojące nieopodal zatrzeszczało niebezpiecznie. Możliwe, że rozwinęła wcześniej wspomnianą prędkość trzystu kilometrów bo gdy znajdowała się dosyć blisko ziemi Zel runął na dół jak worek kartofli.

- Bogowieeee.- zajęczał wtulając się w trawę.

- Filia daj spokój! I tak nie masz szans.- zaśmiał się kapłan podlatując do smoka.

- Uświęcenie! - krzyknęła dziewczyna.

- Nie no bez takich!!!- odkrzyknął Xellos unikając zaklęcia.

- Zasada numer jeden Namagomi! Ja ustalam zasady! Dzień bogów!- Xellos umknął przed kolejnym błogosławieństwem, które jak zauważyła Filia były świetną bronią przeciw demonowi.

- Zasada numer dwa przepraszasz mnie, a ja przestaję!!! Imię boga!!!- tym razem zaklęcie trafiło kapłana. Efekt był natychmiastowy, Xellos wyglądał jakby z sekundy na sekundę zapadł na bardzo silne zatrucie pokarmowe.

- Dobra! Dobra przepraszam!!! Już skończyłem! Poddaję się!- krzyknął demon lądując na ziemi

- Tylko zdejmij to cholerne zaklęcie.- zajęczał. Błogosławieństwa były dla Xellosa tym czym dla Filii byłaby kąpiel w chaosie, czymś irytującym, pulsującym tępym bólem i mającym coś wspólnego z sytuacjami gdy jest się w naprawdę skrępowanym.

- Zasada numer trzy, zmieniam zasady kiedy zechcę.- Powiedziała Filia stając przed kapłanem w ciele kobiety i uśmiechając się szyderczo.

- Zasada numer cztery.- powiedział Xellos prostując się-Patrzysz pod nogi.- Walną laską w ziemię i w tym miejscu ziemia zniknęła, a powstała w wyniku tego zniknięcia dziura wciągnęła Filię do środka. Gdy po paru sekundach dziewczyna odnalazła drogę powrotną z podwymiaru wyglądała jakby na prawdę chciała zabić kapłana.

- Namagomi!!!- krzyknęli razem. Kapłan wyszczerzył się do wściekłej dziewczyny.- zachichotał- Tak, tak wiem, jestem okropny.- Filia nie wytrzymała...Kiedy na nic zdawały się zaklęcia najlepsze były rękoczyny. Rzuciła się na demona i spróbowała zacisnąć ręce na jego szyi jednak ten w mgnieniu oka znalazł się za nią i wykręcając jej łokieć, trzymał przyciśniętą do siebie.

- Nigdy nie pamiętam tego waszego przysłowia o mieczu…- powiedział spokojnie. Filia spróbowała się uwolnić ale na nic się to nie zdało.

- Kto mieczem wojuje od miecza ginie?- Zaproponowała.

- Dokładnie! Wiedziałem, że coś z mieczami!- Ucieszył się demon wciąż wykręcając jej rękę.

- Cieszę się, że mogłam pomóc…ale mam dla ciebie cos lepszego. Kto pod kim dołki kopie…- Zaczęła Filia.

- Ten zarabia na ropie.- Przerwał jej Zelgadis.- Xellos puść ją, nie mamy czasu na te twoje durne zabawy. Jesteśmy już prawie na miejscu.


W tym samym świecie, w tym samym czasie i w trochę innym miejscu znajdowali się Lina z Gourym…

- No Goury! To jesteśmy!!!- krzyknęła szczęśliwa Lina.

- Ale gdzie?-

- A gdzie moglibyśmy być ćwoku? Jasne, że w Kapone.

- Ale Kapone jest tam.- powiedział powoli Goury wskazując palcem na małe kolorowe miasteczko, lezące nieopodal.

- Użyłam tego stwierdzenia, aby podkreślić to jak blisko jesteśmy naszego celu.- syknęła czarownica.

- Linaaa....-jękną szermierz.

- Co?- Zapytała zirytowana wiedźma.

- Robisz to specjalnie.

- Ta Goury, wszyscy specjalnie robią wszystko żebyś wyszedł na głupka.

- Tak właśnie myślałem.- ucieszył się szermierz.

- O bogowie.- westchnęła czarownica.- Idziemy!- Rozkazała i pociągnęła najemnika za rękaw.

Ruszyli więc żwirową ścieżką w stronę wioski. Było wyjątkowo ciepło…No dobra! Żar lał się z nieba zamieniając ziemię i żwir w swoiste piekło(pokutę za te wszystkie Fireballe) a więc podróż, nawet tak krótka, była istną gehenną. Na domiar złego Lina i Goury byli naprawdę głodni i naprawdę spragnienie. A jakby tego było za mało to droga do miasta, chodź pozornie krótka jak na złość dłużyła się niemiłosiernie…bo przecież musiała się wić jak jakiś cholerny ślimak, nie mogła biec prosto!

Każdy kolejny metr, każdy krok był powolną agonią.

W końcu posuwając się powoli, noga za nogą przyjaciele doszli do bram miasteczka.

Lina ciężko opadła na drzwi i zapukała. Żadnej odpowiedzi. Znowu zapukała. Znowu nie było odpowiedzi, za to słońce zaczęło grzać jeszcze mocniej.

- Fireball!!!!!- Wrzasnęła Lina i tym sposobem otworzyła drzwi na swój własny, lepszy sposób.

Wkroczyła do miasta i zupełnie nie zwracając uwagi na jego niecodzienny wygląd wyspy piratów skrzyżowanej z domem radości zaczęli rozglądać się za knajpą. Goście otwierający bramy Firaballami chyba nie byli tu rzadkością bo nikt jakoś szczególnie nie zwrócił uwagi na smętne szczątki odrzwi..

- Jest tak jak myślałam!- zachwyciła się wiedźma patrząc z uwielbieniem na gościa który został

wyproszony przez okno. Gdzieś w kącie rzezimieszki porównywali rozmiary swych maczug a zaraz obok ktoś zachwalał nowy zestaw wytrychów za połowę ceny. W jednym ze sklepów sprzedawano lipne artefakty w drugim magiczne karaluchy, amulety, ingrediencje do eliksirów i napojów, w kolejnych mieściły się puby, biblioteki, piekarnie, gildie, cechy, kuźnie- a wszystko to zatopione we wspaniałym nieładzie i rozgardiaszu.

- Jak w domu.- westchnęła Lina ocierając łzę. Po pokonaniu jeszcze paru ulic doszli wreszcie do

knajpy która wyglądała na interesującą. Miała kształty przeczące wszelkim zasadom fizyki i kolory kłócące się z wszelkim poczuciem gustu. Coś na podobieństwo słonia tańczącego kankana na deskach opery narodowej.

- Święta krowa.- przeczytała wiedźma i wraz z Gourym wkroczyli do środka.


- Atmosfera świetna, nie ma co.- pomyślała Amelia zerkając z niezadowoleniem na niebo. Słońce paliło od rana i wiał gorący wiatr. Filia i Xellos ubzdurali sobie, że w tej chwili potrzebują herbaty, Zelgadis się wcale nie odzywał a Undis odmawiała posłuszeństwa.

- Żeby jak najszybciej dojść do jakiejś knajpy...- westchnęła księżniczka wlokąc nogę za nogą.

Szli krętą żwirową ścieżką a byli już tak zmęczeni, że nawet falujące powietrze i skwar lejący się z nieba nie przykuwały ich uwagi w żaden sposób.

Nagle cała czwórka stanęła u wrót Kapone z zaskoczeniem stwierdzając, że wcześniej tego miasta tu nie było. Należy dodać, że były to rozwalone wrota. Swoje gapiostwo zrzucili na barki przegrzania głów i skupili się na zdezelowanej bramie. Ktoś najprawdopodobniej potraktował ją porządnym Fireballem. Weszli powoli do miasta.

To miejsce z pewnością potrzebowało „ręki sprawiedliwości”. Pełno nielegalnych sklepów, złodziei, oprychów, i innych dziwnych typów spod czarnej gwiazdy. W niemalże wszystkich zajazdach słychać było śpiewy i krzyki powszechnie uchodzące za niecenzuralne. Amelia wzdrygnęła się na myśl ile pracy zajęło by jej nawracanie tych zbłąkanych duszy. Mijali teraz kolejne uliczki w poszukiwaniu odpowiedniej tawerny starając się ignorować bezprawie i zepsucie szerzące się na ulicach Kapone. W końcu trafili do całkiem przyjemnie wyglądającej, niewielkiej drewnianej chaty na uboczu. Owszem była trochę krzywa i pomalowana tym co zostało sąsiadom z malowania ich domów ale za to miała stajnię i najprawdopodobniej wolne pokoje. „Święta krowa” głosił złoty napis na szyldzie.

Wszyscy wkroczyli do środka a Zel poszedł załatwiać pokoje. Po chwili wrócił zadowolony.

- Mieliśmy szczęści, zostały dwa pokoje a gospodarz policzy nam taniej z powodu obecności jakiejś czarownicy.- poinformował resztę. Filia zerknęła na księżniczkę.

- Śpię z Amelią!- krzyknęła.

- Nie śpisz...- mruknął Zel.

- A to dlaczego?- postawiła się księżniczka

- Bo wtedy ja musiałbym spać z Xellosem.

- To śpij.- odparła Filia.

- Wypchaj się.- syknął demon. Filia przy pomocy środkowego pokazała Xellosowi co myśli o

jego osobie i ruszyła na górę z zamiarem zabarykadowania się w pokoju.

Schody, jak to bywa w tawernach, były wąskie i kręte, nietrudno było na kogoś wpaść, a to znaczy, że Filia na pewno na kogoś wpadła.

- Do jasnej cholery! Patrz jak łazisz!!!- warknęła ruda, chuda, nastolatka.

- Filia, co ty tam...- zaczął Xellos i urwał w połowie zdania.

- Rany, rany Lina! Dawno żeśmy się nie widzieli.- Zaśmiał się i wyszczerzył się do rudej wiedźmy. Ku zdumieniu wszystkich Lina nie wrzasnęła, nie rozzłościła się, nie zrobiła nic. Stała jak sparaliżowana zamykając i otwierając buzię.

- Lina?- Zapytała niepewnie Filia, jednak wiedźma nic jej nie odpowiedziała i dalej wskazując palcem na Xellosa, bełkotała pod nosem.

- Lina co się dzie…- Ze schodów dobiegł głos Gourego. Po chwili pojawiła się głowa szermierza i jego cała reszta, on też zamarł na widok Xellosa.

- D d d d d d…- Bełkotała Lina celując wciąż w kapłana.

- Du du du - Uzupełnił jej wypowiedź szermierz. Filia posłała zaskoczone spojrzenie Xellosowi, jednak on wyglądał na równie zdziwionego co ona.

- No wyduś to z siebie!- Warknął na Linę.

- Przecież ty nie żyjesz!!!!- Ryknęła na cały regulator wiedźma. - Most się zawalił, zginąłeś, zabił cię twój Cień! Xellos przecież ty nie żyjesz! No przecież umarłeś!

- Jakoś nie przeszkadza mu to żyć.- Mruknęła pod nosem Filia.

- A ale jak to możliwe?!- Wyjąkał Goury.

- To długa historia.- Odparł kapłan, który nie kwapił się to tłumaczenia tego, że to właśnie połączenie z Filią go uratowało. Zaraz by zaczęli pytać jak to możliwe, że cząstka jego duszy jest w niej i na odwrót, później okazałoby się, że Goury nie rozumie, Lina by się zdenerwowała…nie, to nie miało sensu.

- O Bogowie! Mało co zawału przez ciebie nie dostałam! Myślałam, że jesteś duchem! Powinieneś pomyśleć, zanim pokażesz się ludziom, którzy uważają cię za zmarłego!- Ofuknęła go czarownica, która pomimo złości nie potrafiła ukryć też radości.

- Spokojnie. Już oficjalnie zmartwychwstałem.- Mruknął demon i wyszczerzył się do przyjaciół.- A w ogóle to miło was wiedzieć.

- Panienko Filio co się tam dzieje?- Zawołała Amelia podchodząc do nich. Podobnie jak Linę, najpierw ją zatkało, jednak jako że Lina nie była powszechnie uważana za martwą Amelia rozpromieniła się i rzuciła się wiedźmie na szyję.

- Lina! Goury!- krzyknęła.- Co za spotkanie!!! Co wy tutaj robicie?

- Nocujemy.- odpowiedział Goury.- Na bogów, fajnie znowu widzieć wasze gęby zakazane!

- Pan Goury! Nie wierzę! Panienka Lina!- Krzyknęła dziewczyna i rzuciła się na nich.

- Zelgadis!- Krzyknęła Amelia w stronę karczmy.- Zelgadis no choć że tu!!!

Po chwili pojawiła się postać naburmuszonej chimery ale szermierz szybko się rozpromienił na widok przyjaciół.

- Zel! Cześć stary! - Linę klepnęła chimerę na powitanie i zaczęła się śmiać.

- Wiecie co, to chyba jakieś fatum, zawsze się spotkamy.- dodała po chwili czarownica i pociągnęła wszystkich do swojego pokoju.

Pierwsze dwie godziny spędzili na wymienianiu informacji i na opowiadaniu. Kolejne dziesięć minut Xellos objeżdżał Linę i Gourego, za to że się obijali.

- Rozstawaliście się po to, żeby być w Sailune wcześniej! Ale jak widzę nie miało to najmniejszego sensu.- warknął kapłan.

- Daj spokój Xellos, mówiłam, wpadliśmy do kałuży!- zaprotestowała czarownica.

- Przyznaj się co braliście?- zapytał Zel.

- Serio! Goury pokaż im!- rozkazała Lina. Szermierz posłusznie wyciągnął stosik ksiąg i wyłożył je na stół. Reszta spojrzała na nie z nieukrywaną niechęcią.

- Ha! Patrzcie!- krzyknęła Lina i tryumfalnym gestem wskazała na kolorowe egzemplarze.

- No i?- zapytał Zel.

- Chyba nie myślisz, że uwierzymy wam, że to książki „o nas” z jakiejś magicznej biblioteki?- zapytała Filia.- Nie możemy w to uwierzyć.

- Bo?

- Bo takie rzeczy nie istnieją. Tak samo jak wampiry, wilkołaki czy Eskimosi.- Wyjaśniła smoczyca.

- Zanim uznacie, że powariowaliśmy, sami sprawdźcie.- Powiedziała zadowolona z siebie

czarownica i rozdała każdemu po jednej książce. Wszyscy grzecznie je przyjęli i zagłębili się w lekturze, bardziej dla świętego spokoju, no bo przecież nikt nie wierzył, że gdzieś po drugiej stronie kałuży jest biblioteka z książkami o nich.

Po jakiś dwudziestu minutach ciszy na twarzach czwórki przyjaciół tj. Amelii, Zela, Xellosa i Filii pojawiły się nieznaczne rumieńce. Lina uśmiechnęła się przebiegle; przez cały dzień planowała jakie da im książki gdy spotkają się po raz kolejny.

- No iii....- zagadnęła uśmiechając się do reszty.

- Bzdura.- powiedzieli jednocześnie Xellos i Filia zamykając swoje książki z hukiem i odrzucając je na bok. Para kapłanów odwróciła się do siebie plecami za wszelką cenę próbując uniknąć swoich spojrzeń.

- Co to w ogóle jest?- Zapytał Zelgadis oglądając dokładnie swój egzemplarz.

- Opowiadania, niektóre całkiem zgodne z prawdą.- wytłumaczyła czarownica.- Ale nie mam zielonego pojęcia kto je napisał i po co. Może przepowiednie?- Zgadywała.

- Jeżeli tak to bardzo kiepskie. - Oświadczył lodowatym tonem Xellos.

- Dlaczego kiepskie, idealnie znają szczegóły z naszego życia.- Broniła się Lina.

- Akurat…chyba z twojego.

- A kulki ze Świątyni boga małżeństwa?- zapytała i uśmiechnęła się tryumfalnie widząc miny reszty.

- Ja swoją rozbiłam na Gourym.- powiedziała spokojnie Filia.

- Ja swoją wyrzuciłem.- dodał Xellos.

- A zamiłowanie do herbaty?- zapytała Lina wciąż nie dając za wygraną.

- No wiesz Lino, ty i Xellos używacie czarnej magii rozumując w ten sposób równie dobrze wy moglibyście by być parą, a Zelowi przypadłby Goury.- wytłumaczyła Filia rozkładając bezradnie ręce.

- No dobra ale nie zaprzeczycie, że ze sobą współpracujecie.- Upierała się wiedźma.

- Bo musimy! Jeszcze pół roku temu obiecywałem sobie, że po wszystkim ją zabiję!- jęknął Xellos wskazując na Filię.

- Ale coś się stało?- zapytała podchwytliwie Lina licząc na jakieś wyznanie miłości.

- Taa Carpere tractum okazało się zbyt silne..- mruknął kapłan.

- Ok. ale nie zaprzeczysz, że ratowałeś skórę Filii.- powiedziała czarownica wskazując oskarżycielsko palcem na Xellosa.

- Bo było to równoznaczne z ratowaniem samego siebie.- wytłumaczyła Filia.- Musiał, inaczej samby zginął, to nie było z powody jakiegokolwiek uczucia!

- Nawet gdy nie byliście połączeni?- zapytała czarownica.

- Xellos jest demonem!- powiedział ostro smoczyca.

- Filia smokiem!- dodał Xellos.

- Ja jestem wcieleniem bogów a on potworem.-

- Nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek uczucie miedzy nami- powiedział kapłan a Filia gorliwie pokiwała głową.

- Rzadko to się zdarza ale Xellos ma 100% rację. Cokolwiek sobie myślicie, między nami nic nie ma.

- Al.…

- Koniec, kropka!

- Ale przecież na balu u Amelii…- Zaczęła Lina ale Filii nie dane było dowiedzieć się co takiego stało się na balu u Amelii ponieważ, Xellos podskoczył jak oparzony i chwycił ją za ramię.

- Rany, rany! Zobaczcie jak późno się zrobiło!- Wypalił demon i nim ktokolwiek zdążył zareagować zniknął zapierając ze sobą Filię i pozostawiając ogłupiałych Linę, Gourego, Zelgadisa i Amelię.

- Czyli jednak miałam rację!- Ucieszyła się księżniczka i z tej radości zaklaskała w ręce.- Są w sobie zakochani.

- Cóż.- Westchnął Zelgadis- Mi to raczej wyglądało na strach.

- Strach?- Zdziwiła się Lina.

- Tego pamiętnego wieczora Filia i Xellos nie skąpili sobie drinków.- Wytłumaczył.- Demona nie upijesz to jasne. Mam wrażenie, że wtedy Xellos pocałował Filię bo był ciekawy co się stanie, a potem zdał sobie sprawę z konsekwencji jakie to może za sobą nieść…skorzystał więc pewnie z tego, że Filia była lekko podpita i jakimś cudem pozbawił ją tego wspomnienia.-

- A teraz nie chce, żeby Filia się dowiedziała bo nie da mu żyć.- Dokończyła Lina. - Rany jakie to oczywiste.- Westchnęła i nagle zwróciła spojrzenie swoich bystrych oczu na Zelgadisa i Amelię. Oboje cofnęli się o krok z przerażonymi minami.

- Za to jeżeli chodzi o was…-Zaczęła wiedźma.

- Mógłbyś już tego nie robić.- powiedziała naburmuszona Filia wyrywając rękę z uścisku Xellosa.

- Czego?- Zapytał zdumiony.

- Nie jestem twoją własnością Xellos, nie możesz mnie tak zabierać w środku rozmowy.- Prychnęła i zaczęła ścielić sobie ścielić kanapę. Demon oczywiście zajął łóżko jak na gentlemana przystało.

- Lina nie miała już nic do powiedzenia.- Odparł.

- Owszem miała.

- Nie zauważyłem.

- Specjalnie mnie zabrałeś!

- Opowiedzieć ci kawał o blondynce?- Zapytał demon z wrednym uśmiechem.

- Xellos…- Jęknęła.

- No co? Byłem zmęczony.

- Xellos nie kłam. Dlaczego mnie zabrałeś?- Zapytała Filia krzyżując ręce na piersi.

- Nie zmuszaj mnie żebym TO powiedział.- Zagroził jej.

- Xellos, chcę wiedzieć!

- Oj bo to powiem…

- Xellos!!!

- To tajemnica.- Odparł i rzucił się na łóżko. Filia chwilę stała otwierając i zamykając buzię a

potem też rzuciła się na łóżko. „To tajemnica” w języku Xellosa znaczyło to „koniec rozmowy, już nic więcej nie powiem”. Zaciął się. Śmieszne bo temat rozmowy był błahy i bardziej w jego stylu byłoby podtrzymywanie rozmowy, tak aby zasiać ziarno niepewności między ludźmi i zezłościć tym samym ją. A on? Zaciął się.

Filii pozostało jedynie zająć się własnymi sprawami i czekać aż demon się odblokuje. Owszem, mogła zejść na dół i poprosić Linę, żeby powiedziała to co chciała. Ale była pewna, że Xellos zdąży się zorientować i znowu ją zabierze…jeżeli on sobie coś ubzdurał, ciężko było wybić mu to z głowy. Położyła się więc na kanapie i poczuła nagle przemożną chęć walnięcia Xellosa czymś twardym. Ciężko jej było znaleźć słowo w języku ludzi, bogów czy smoków opisujące jak irytującym facetem był jej towarzysz niedoli. Bez cienia refleksji…samolubny…złośliwy.

W tym momencie Xellos zachichotał.

- Hej, o czym to?- zapytała widząc w jego dłoniach małą książeczkę.

- O parze kretynów którzy nazywają się Xellos i Filia.- odpowiedział i przewrócił kolejną stronę.

- Pokaż.- Poprosiła.

- Spadaj.

- Tylko zobaczę, o czym!- Powiedziała zakradając się w pobliże demona.

- To nie książką dla dzieci.- powiedział Xellos trzymając niebieską książeczkę z dala od wyciągniętych rak Filii.

- Nie jestem dzieckiem!- Ofuknęła go

- Owszem jesteś!- Mruknął Xellos wciąż czytając lekturę.

- Pokaż.- Rozkazała i wskoczyła na łóżko i spróbowała wyrwać leżącemu demonowi książkę. Dopiero teraz zwrócił na nią uwagę.

- No, no Filia, ty chyba naprawdę jesteś nierozważna.- powiedział rozbawiony trzymając książkę poza jej zasięgiem. Znieruchomiała.

- O co ci chodzi?- zapytała.

- Cóż, jesteśmy sami w pokoju, siedzisz na moim łóżku, i próbujesz mi wyrwać książkę....- Oświadczył i ostrożnie położywszy dłoń na jej plecach, popchnął ją jeszcze parę centymetrów w swoją stronę.- I robisz to w bardzo dwuznaczny sposób.- Powiedział poczym przez jego twarz przemknął uśmiech. Smoczycę zatkało.

- Bu!-

- AAAAA!!!- Filia z wrzaskiem zleciała z łóżka i z hukiem wylądowała na podłodze. Nad nią pojawiła się głowa rozbawionego Xellosa.

- A miałem taką nadzieję.- zaśmiał się.

- Przestań się wydurniać.- Syknęła wściekła, podnosząc się z ziemi. Dopiero teraz do niej doszło, że zrobił to specjalnie. Zawsze kiedy chciał się jej pozbyć robił się miły lub udawał, że ją podrywa. A ona, głupia, za każdym razem się nabierała i uciekała. Usiadła wściekła na kanapie i chwyciła pierwszą lepszą książkę.

- Tak w ogóle o czym to jest?- ponowiła pytanie i zamaszystym ruchem otworzyła dzieło…oczywiście o nich.

- Już ci mówiłem.

- A po za tym?

- Rany, rany Filia, nie chcesz wiedzieć.

- A skąd wiesz?- Zapytała butnie.

- Dobra. Jak będziesz w stanie znieść moją obecność przez dziesięć minut bez przyśpieszonego tętna i ogólnej paniki czającej się gdzieś w twoim gadzim umyśle, to ci dam tą książkę. - Powiedział Xellos.- Po tym jak ją przeczytam.

- Znoszę twoją obecność.

- Ty chyba nie wiesz o jakiej ja obecności mówię.

- No nie?

- Jak chcesz tą książkę to wracaj na łóżko.- Powiedział demon. Filia zamrugała nerwowo.

- W sensie, że do ciebie?

- A widzisz tu jakieś inne?

- Ty mnie szantażujesz!

- Nieee…Tylko w ten sposób będę wiedział, że nie dostaniesz zawału kiedy będziesz to czytała.- Wytłumaczył. Filia odpuściła. Jeżeli Xellos uważa, że ona dostanie zawału czytając tą książkę

to może i lepiej zostawić ją w spokoju.

W każdym razie nie mogła zrozumieć dlaczego akurat Xellos? Dlaczego akurat jego jakoby miała kochać? Przecież to było…

- To takie absurdalne.- Xellos wypowiedział na głos jej myśli, odkładając przy tym książkę na bok.

- Też tak myślisz?- Zapytała go.

- Myślę, że…- Zawahał się.- Może weźmiesz mnie za wariata, ale myślę, że to na swój sposób ciekawe.

- Zwariowałeś!?- Wypaliła przerażona Filia.

- Nie twierdzę, że możliwe. Uważam tylko, że samo założenie jest interesujące.- Mruknął Xellos i przyjrzał się kupce jeszcze nie przeczytanych książek.

- Xellos…uczucia to nie eksperyment. Opanuj się i nawet nie próbuj się w to pakować!- Ostrzegła go.

- No przecież nie planuję.- Powiedział.- Zresztą bóg i demon nie idą w parze. Nie możemy nawet ze sobą zatańczyć, bo każde chciałoby prowadzić. Współistniejemy ze sobą…owszem. W myśl zasady, że jedno zawsze zależy od drugiego. Ale w istocie gardzimy sobą nawzajem, tak jak noc gardzi dniem i na odwrót. Gdybyśmy mogli, zabilibyśmy siebie. Każe promieniuje w specyficzny sposób. Wszystko, co pochodzi od bogów jest jasne, zmienne i ciepłe. Nasza jest ciemność, zimno i stałość.

- Aha jasne.- Mruknęła Filia układając się na swoim posłaniu.

- No co „jasne”. Nie zgadzasz się ze mną?- Zdziwił się Xellos.

- Filozofujesz. Nawet za bardzo. Gdyby było tak jak mówisz, dawno byśmy byli martwi. Moim zdaniem nie ma żadnego konkretnego celu w naszym istnieniu czy istnieniu czegokolwiek innego. Jesteśmy po prostu po dwóch biegunach ale to do niczego nas nie predestynuje. Nie ma siły naszej natury która nami kontroluje…są tylko rzeczy. Dzieją się, tak po prostu. - Powiedziała wlepiając spojrzenie w sufit.

- Czyli uważasz, że wszystko jest możliwe?- Zapytał ją kapłan.

- Tak. A ty nie?

- No nie bardzo. - Mruknął Xellos i też się położył.

- Cały ty.- Westchnęła.

- Słucham?

- Tak, tak. Wolisz historie, które można kontrolować: nie możesz ścierpieć swobody. - Powiedziała Filia uśmiechając się do siebie, po chwili wyczarowała też niewielką kulkę światła, którą zaczęła przerzucać z ręki do ręki.

- Swobody?

- Tego, że sprawy wymykają ci się z rąk. Że sytuacje cię przerastają. Że uczucia są dla ciebie zbyt silne. Jeśli chce się być pewnym wszystkiego, trzeba się zadowolić krótkimi historiami. Zdarzeniami, w których wszystko jest dokładnie wytyczone, które są jasne, przejrzyste, mają początek, środek i koniec, których przebieg znaczą konkretne etapy. Jak te twoje misje. Potem wszystko od nowa. Tak samo, tyle że gdzie indziej i z kimś innym. Nazywa się to życiem pełnym przygód, a jest życiem bez przygód, życiem w odcinkach.

- Nie rozumiem cię Filio.

- Możliwe…chodzi o to, że nie wystarczy powiedzieć „jestem”. Trzeba jeszcze mieć odwagę by być. Ale to trudne…ja nie mam takiej odwagi.- Dodała po chwili.

- Co chcesz przez to powiedzieć?- Zapytał ją.

- Że…- Zawahała się.- Że nie chcę się w tobie zakochać.- powiedziała szybko.- Jeżeli istnieje taka możliwość, to…nie chcę jej.

- Mi też się to nie uśmiecha...- odpowiedział i przewrócił się na drugi bok.

- Zgaś to światło.- Polecił. Filia posłusznie zgasiła zaklęcie.

- I… zaśpiewaj pieśń wilków.

- Ehh… Nie pytaj próżno, bo nikt się nie dowie.

Jaki nam koniec gotują bogowie,

I alwaryjskich nie pytaj wróżbiarzy.

Lepiej tak przyjąć wszystko, jak się zdarzy.

A czy rozkazem bogów nadchodząca zima,

Co teraz wichrem wełny morskie wzdyma,

Będzie ostatnia, czy też nam przysporzy

Lat jeszcze kilka, i ból wędrowca umorzy,

Nie troszcz się o to i ... bądź ufny, lecz ostrożny, Zdławić cię może węzeł, który

Zacisnąć umiesz tylko ty.

Dwa się w nim szorstkie łączą sznury:

Zew tajemnicy i zew krwi.

Oba bez reszty cię owiną,

Ale żadnego nie rwij z nich.

Na jednym możesz tylko zginąć,

Z dwoma - wśród dróg wybierać złych.

Mknie rok za rokiem, jak jedna godzina.

Wiec łap dzień każdy, a nie wierz ni trochę

W złudnej przyszłości obietnice płoche.

- Nie dokończysz?- Zapytał Xellos mając nadzieję, że może tym razem usłyszy zakończenie.

- Nie…-Padła ostra odpowiedź.


Była 8 rano. Pora śniadaniowa więc, jak łatwo się domyślić jedli śniadanie. Siedzieli przy stole w „Świętej krowie”. Każdy myślał o czymś innym, co wprowadzało dosyć niecodzienną atmosferę.

Lina chodź zajęta rytualną walką z Gourym, myślała o tym co ich czeka. Od Sailune dzieliły ich tylko dwa dni drogi, dolecą tam, a co potem? Ma wejść do kryształu? W końcu to jej powinność, ma obowiązek, ma moc by go spełnić...i ma gwarantowaną rozróbę w największym mieście Federacji. Nie bała się o siebie, raczej o przyjaciół, bo co cię stanie gdy ona nawiali? I czemu zawsze wszystkie obowiązki są na jej głowie?

Goury, nie myślał za wiele. Jego mózg wysyłał proste sygnały „zjeść jak najwięcej i nie oberwać od Liny” czynność wystarczająco skomplikowana. Tyle jeżeli chodzi o Gourego.

Zelgadis miał poważny problem, siorbał herbatę i co chwila zerkał na Amelię. Zastanawiało go, jak będzie wyglądała obrona Sailune, kolejna parada równości? Przecież ona i jej ojciec, nie ubliżając im, to sieroty. Nie wiedzą co to znaczy szyk bojowy a co dopiero prowadzenie obrony miasta.

Amelia nie tknęła niczego. Siedziała ze zwieszoną głową i gapiła się w książeczkę od Liny, przeczytała ją już dwa razy. Wiedziała, że w chwili obecnej powinna martwić się wojskami, który szły na jej królestwo…ale ta książka!

Filia siorbała spokojnie herbatę ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Patrzyła za okno i próbowała sobie przypomnieć. Co było przed świątynią? To chyba niemożliwe, że zapomniała co działo się 250 lat temu? To było tak niedawno, a z drugiej strony nie mogła sobie jakoś wyobrazić życia zanim poznała Linę i resztę. Co by powiedzieli jej starsi gdyby zobaczyli co się teraz dzieje? Dobrze, że nie żyli.

Xellos także popijał herbatę i zastanawiał się czy pocałowanie Filii(takie prawdziwe bez żadnych półśrodków jak na balu) może być aż tak przyjemne jak napisali? On jako wzorcowy hedonista, w wiecznej pogoni za ciastkiem, herbatą i przyjemnością, powinien i tego spróbować...jednak nie mógł sobie tego wyobrazić. Może brzmi to absurdalnie ale dla niego całowanie Filii było równie bezsensowne co ganienie własnego ogona(jeżeli jest się psem). Naprawdę nie odczuwał takiej potrzeby...Jedyny problem stanowiło to, że nie mógł sobie tego wyobrazić a to budziło w nim ducha wynalazcy czy też odkrywcy. Nie wróżyło to nic dobrego, więcej! To było jak stanie na cienkim lodzie. Potrząsnął głową i opędził się od tych myśli. Teraz miał na głowie o wiele ważniejsze sprawy. Na przykład czy ten świat przetrwa do kolejnego poniedziałku? A jeżeli nie…to co się stanie z ciastkami?

Łatwo było wyczuć nerwową atmosferę i napięcie. Lina przyglądała się wesołym ludziom przechadzającym się po ulicy lub wszczynającym burdy w knajpie. Głupi! Nie wiedzą, co się dzieje, nie mają pojęcia, że to być może ich ostatnie dni.

Westchnęła. Ciekawe jak wygląda świat bez wojen, bez wiecznych kłótni, pretensji, podarków, walk? Chyba jest nudny, ale w tych książkach...W tych książkach, żyli całkiem spokojnie, mieli domy, rodziny, czy to było aż takie złe? Czy to przewrotni bogowie znowu coś wymyślają. Mogła zadawać wiele pytań ale one nie miały sensu. Marnowały tylko jej czas…nawet teraz. Była tak zamyślona, że nie zauważyła kiedy wraz z przyjaciółmi znalazła się na podwórzu.

- Zła pogoda na walkę.- stwierdził Xellos patrząc na niebo. Słońce pomimo wczesnej pory dnia grzało niemiłosiernie.

- Skąd wiesz, że do niej dojdzie?- zapytała go Filia. Kapłan popatrzył na nią jak na niespełna zdrową umysłowo ale nic nie odpowiedział, po prostu wyparował.

- I dlatego ja się w nim nie zakocham.- westchnęła Filia i wyszczerzyła się do Liny.

- Zobaczymy....- szepnęła Amelia tak, że tylko Lina mogła ją usłyszeć.

Wszyscy( z wyjątkiem Xellosa i Undis) wpakowali się na grzbiet Filii. Amelia uśmiechnęła się smutno. Możliwe, że to był ich ostatni lot.

Filia uderzyła ogromnymi skrzydłami o ziemię wzniecając do góry ogromne tumany pomarańczowego piasku, gdy nagle księżniczka dostrzegła coś złotego, migającego w powietrzu. Chwyciła zręcznie, coś co kazało się być piórkiem! To było ogromne, ostre jak brzytwa pióro...tyle, że ciało Filii było pokryte drobnymi, miękkimi jak brzuch węża łuskami. Więc skąd pióro?

- Panienko Filio, gubi pani pióra?- zapytała z niedowierzaniem, oglądając znalezisko.

- A co?- odkrzyknęła dziewczyna.

- No, znalazłam jedno.

- Duże?

- Bardzo, jak dwie ręce!

- Masz szczęście!- Zaśmiała się Filia.

- Co?- Zapytała zaskoczona.- Jakie znowu szczęście!?

- Nikt ci o tym nie mówił?

- Nie- odkrzyknęła Amelia

- Ale, co co?- do rozmowy włączyła się Lina.

- Znalazłam pióro panienki Filii.- odpowiedziała księżniczka.

- Co?! Daj mi to Amelio!!!- krzyknęła wiedźma rzucając się na Amelię

- Ej nie wiercić się, i tak mam poobcierane boki!- syknęła Filia skręcając ostro by uspokoić dziewczyny.

- Amelio, masz szczęście, bo smoki bardzo rzadko gubią pióra! Mamy je tylko na końcach skrzydeł nazywają się remiges czyli lotki, i na końcu ogona, sterówki!!! - wytłumaczyła Filia

- Podobno przynosi szczęście. - dodała Lina.

- Tego nie wiem.- rzuciła smoczyca- Ale jest droższe od złota, i musisz uważać bo...- urwała, bo przerwał jej krzyk Amelii.

- No właśnie, jest bardzo ostre.- dokończyła smoczyca.

Lecieli wiele godzin w końcu zapadła noc a oni dalej byli w powietrzu. Wszyscy spali w najlepsze, dlatego tylko Filia dostrzegła jasną łunę na horyzoncie. Zbliżali się do Sailune.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Kamenka : 2010-05-04 10:58:31
    Ta upierdliwa ;P

    Plsss o przyśpieszenie kolejnego rozdziału jeśli jest taka możliwość. Codziennie wracam z pracy późno, zmęczona ale mimo to zaglądam tu z ogromną nadzieją,że lektura już gotowa a tu zonk. Zlitujta się i dajcie mi mój narkotyk hehe ;P

  • Meitsa : 2010-04-23 10:26:57
    Brak mi słów, ale coś jednak powiem

    Jestem pod wielkim wrażeniem. Po tak długim czasie człowiek właściwie nie wie czy relacje między Xellosem a Filią można nazwać romansem. Wg czytelnika ich "związek" ewoluuje i czeka na kolejny etap, a tymczasem sami zainteresowani oświadczają, że coś takiego nigdy nie miało i nie będzie mieć miejsca. Mam wrażenie, że to jest najlepsze i najbliższe oryginałowi przestawienie ich charakterów bez zbytniej ingerencji.

    Innym wartym uwagi pomysłem było zostawienie sobie otwartej furtki w postaci ciekawości Xellosa. Idąc tym tropem mamy niewyczerpalną kopalnię pomysłów! Nie od dziś wiadomo, że ludzi (tutaj Demony) ciągnie do rzeczy, których nigdy nie próbowali. I niech przykładem będzie palenie, picie, nowy gatunek herbaty czy w końcu ów całowanie ze Złotym Smokiem. Żeby było ciekawiej na ciekawości co do całowania wcale nie musi się skończyć... ;)

    Wiem, jak sobie wyobrażasz Filię, ale czytając twoje opowiadanie zawsze mam przed oczami bajecznie kolorowe i pełne emocji ilustracje Ly-Xu, o której kiedyś Ci wspominałam. Już widzę oczami wyobraźni jak pięknie by zilustrowała całego Destroyera ^^

    A co to zamieszczenia tytułów fików i ich autorów to moim zdaniem był ukłon w ich stronę, że ktoś jeszcze o nich pamięta i są osoby, które wracają do ich twórczości. Może dzięki temu ktoś poszuka ich opowiadać i na dłużej zainteresuje się Slayersami?

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu