Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Sailor Moon: Mirai Densetsu

II - Surviving the Game - 3: Rei II: Krąg ognia

Autor:Kyo
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Cyberpunk, Dramat
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2009-04-14 12:22:33
Aktualizowany:2009-04-14 12:22:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nadchodzili. Coraz bliżej, coraz szybciej... jak głodne, bezmyślne zwierzęta, które zwęszyły krew... ale dopóki płonął ognisty pierścień wokół niej, dopóki płomienie śpiewały swoją pieśń na dnie jej serca, była niepokonana... i wiedziała o tym doskonale. Nikt nie mógł stawić jej czoła, nikt! Wizg podwzrokowych celowników niewidzialnych myśliwców, szept przeładowywanych miotaczy... zabawki, to wszystko tylko zabawki. Prawdziwa moc tkwiła głęboko w niej, i chociaż jeszcze nie potrafiła w pełni jej wykorzystać, chociaż nawet jej nie rozumiała... chociaż przerażała ją i napełniała lękiem...

Była gotowa.

- Czterdzieści sześć! - wrzasnął na całe gardło McDonnell, stojąc na stole na szeroko rozstawionych nogach i wymachując butelką najtańszego sikacza. - Czterdzieści sześć pieprzonych punktów!

- Wooo! Wooo! Wooo! - zaryczał Ikegami potrząsając energicznie głową, próbując tym nieskomplikowanym gestem doprowadzić się do trzeźwości.

- A ostatnie dziesięć zdobyłem osobiście! - zabełkotał chełpliwie McDonnell. - Rozkwasiłem brudny pysk Hayashiego o płytę jego własnego stadionu!

- Złaź i zamknij się, głąbie. - mruknął Katsuki ciągnąc go za nogawkę spodni.

- Dwa knockouty w ciągu jednej tercji! Oto Riadh Alveen McDonnell, napastnik roku! Hej, odwal się, Katsuki, co?

- Przestań się puszyć... - powiedziała spokojnie Yuri - Gdyby Kusonoki nie ściął ich wsparcia wtedy na dwunastym metrze, dzieciaki miałyby nową układankę z twojego durnego łba.

- Kusonoki i Kusonoki! - wrzasnął McDonnell mrużąc oko i celując w nią szyjką butelki - Kiedy ktoś zacznie dyskusję o pogodzie, Yuri mówi o Kusonoki. O pieniądzach - Yuri mówi o Kusonoki. O... eeee... czymkolwiek, Yuri mówi o Kusonoki.

Pociągnął solidny łyk i skrzywił się.

- Wniosek? Yuri leeeeeciiiii na Kusonoki! Jajajajajajaj!

Yuri poczerwieniała i nerwowo zacisnęła dłonie na stole.

- Gadasz bzdury! - syknęła wściekle.

- A właśnie... gdzie to twoje szczęście się podziewa, ach? Ciekawe, czy kiedy ktoś dyskutuje o pogodzie Kusonoki mówi o Yuri...? Aaaa, nie mówi! W ogóle nic nie mówi! Jasna cholera, ale się...

- McDonnell... - mruknął Kyo chwytając go za kurtkę i zrzucając na podłogę. - Daruj sobie, OK? Już się pośmialiśmy, teraz byśmy dla odmiany popłakali ze wzruszenia. A twoje pieprzenie jakoś dziwnie nie pasuje do nastroju, rozumiesz, co mam na myśli?

- Nikt mnie nie kocha. - poskarżył się płaczliwym głosem McDonnell i machnął butelką.

- ...bo nie zapomnę, powiem ci, żeś w gównooooo wpaaaaadł! - zaśpiewał nagle fałszywie Ikegami kołysząc się do rytmu.

- ...świaaaaaaaat! Zasrany świaaaaaaaaat! - zawyli w zgodnym chórku z McDonnellem.

- Nie miej mu tego za złe... - powiedział Kyo nachylając się do Yuri. - Jest pijany, nie wie co robi.

Yuri uśmiechnęła się krzywo i wzruszyła ramionami.

- Wiem. Nie gniewam się... po prostu czuję się jakoś dziwnie po tym meczu...

- Grałaś w przerabianym pancerzu. - Kyo puścił do niej oko.

Roześmiała się wystawiając czubek języka.

- Nie o to chodzi...

- Wiem, że nie o to.

Rei nagle wstała i założyła kurtkę.

- Gdzie idziesz? - zapytał w miarę przytomnie Katsuki.

- Przewietrzyć się. - szepnęła i nie oglądając się ruszyła w górę po schodach. Pięć par oczu śledziło ją, kiedy wychodziła i starannie zamykała za sobą drzwi.

- Kurayamino Rei jest zaaaaazdroooosnaaaa... - zamruczał spod stołu McDonnell - A ja nawet wiem o kogo.

- Łełe - skomentował Ikegami.

Kyo poczerwieniał, ale nie odezwał się.

McDonnell nagle poderwał się i popatrzył na nich przez denko butelki jak przez lunetę.

- Nie sądzicie, że Rei pasowałaby do Kusonoki? Bez trudu znaleźliby wspólny język. A raczej brak języka. Albo coś w tym rodzaju.

- McDonnell - zawarczał Kyo - Czy ty masz jakieś kompleksy?

- Ja?

Starannie odstawił butelkę i położył się z powrotem, zakładając ręce za głowę.

- Mówiłem, że nikt mnie nie kocha. A poza tym, pieprzę takiego terapeutę.

[log224.38 rec 62|488:Unknown: {undecipherable}]

Jęknęła, zatoczyła się i oparła plecami o chłodną, gładką ścianę. Jej serce waliło jak oszalałe, w głowie huczało... domy, latarnie, ulica... wszystko kręciło się wokół niej, zupełnie jakby stała w centrum potężnego wiru ogarniającego cały wszechświat z nią jako centrum...

[log224.38 rec 79|488:Hunter.44211: Rei! Uciekaj, uciekaj!]

[log224.38 rec 80|488:Unknown: {undecipherable}]

Potrząsnęła głową i zamknęła oczy, próbując uspokoić chaos we wnętrzu własnego umysłu. Odetchnęła głęboko, zaczęła po kolei wypędzać zbędne, niepotrzebne myśli.

[Tracing disabled]

Cisza... ciemna, pusta cisza... otworzyła oczy i powoli uniosła pulsującą bólem głowę.

Samotna, wysoka postać otulona długim, czarnym, szarpanym przez śmierdzący wiatr płaszczem stała na skraju cienia nie rozświetlanego blaskiem latarni.

[ID Request sent]

Tylko te oczy... niesamowite, błyszczące w ciemności... oczy.

[ID Reply:D/446Ka211, Kusonoki Ichiro]

Odwróciła się w jego stronę i wyprostowała, powoli chowając dłonie do kieszeni kurtki.

- Odprowadzę cię do domu. - spokojnym, niskim głosem odezwał się Kusonoki nie odrywając od niej spojrzenia wściekle srebrnych oczu.

- Nie musisz. - szepnęła Rei i skuliła się, kiedy w jej głowie od nowa zadudnił dźwięk bębnów.

Kusonoki patrzył... po prostu patrzył, a ona miała wrażenie, że jego wzrok przepala na wylot jej ciało i zagląda głęboko w umysł.

- Uszkodzony moduł wspomagania reakcji.

[Connecting to 2466.7290.0125]

[send: Host out of reach]

[0125: Access Violation! Stay where you are!]

- Moduł wspomagania reakcji.

Moduł wspo

Rei zachwiała się i zaczerpnęła oddechu. Miasto trzęsło się i waliło w gruzy przed jej oczami... dwa srebrne ognie trzymały jej umysł w lodowato zimnych szponach.

- Co... co się ze mną dzieje?

[Connecting to 0215.2646.0297]

[send: Host out of reach]

[0297: Access Violation! Stay where you are!]

- Nie jesteś w stanie rozróżnić snu od rzeczywistości, Rei.

Czarna sylwetka nie poruszyła się, ale dwa srebrne, płonące punkty zdawały się pędzić w jej stronę z zawrotną prędkością

Gorące, twarde dłonie przesunęły się po jej ciele i wplotły we włosy, odchylając jej głowę do tyłu. Rei krzyknęła... ale jednocześnie dreszcz przyjemności, niczym nagły, elektryczny impuls zadrżał głęboko w jej wnętrzu. Jaskrawe światło uderzyło ją w oczy, czarnowłosa dziewczyna w czerwonym stroju wyciągnęła do niej rękę. Diadem na jej czole migotał jasnym, wielokolorowym blaskiem niczym

Płaski, czarny krążownik pędził prosto na nią, zatapiając ją w powodzi białego, wściekłego

[Received Shutdown Request from {Unknown.166A215} -- Access Denied]

[Skipping EmergencyShutdown procedures]

[SelfDef connection to 0215.0972.6426]

Rin! Pyou! Tou! Sha! Kai! Jin! Retsu!

A ona po prostu stała... bez ruchu, spokojnie, jedynie mrużąc oczy przed jaskrawym blaskiem. Tysiące obrazów, tysiące głosów jednocześnie krzyczało w jej umyśle, ale już wiedziała, którego z nich słuchać... za którym iść.

Wiedziała.

[6426: Access granted. Welcome to Military Substation Ajax, {Unknown}]

[6426: Your prompt is Delta6 on Level 3]

[6426: Linking now, please wait]

Sai! Zen! Akuryou taisan!

[6426: Fatal error occured -- please disconnect now for your own safety!]

[send: Host out of reach]

[6426: !WARNING! Unauthorized target lock on {Unknown.166A215}! Enabling Emergency Shutdown Procedure]

[kill: No such module]

Wóz zapiszczał hamulcami, zakręcił się nagle dookoła własnej osi i z pełnym impetem rąbnął w mur domu. Rei jak przez mgłę usłyszała zgrzyt dartego metalu i krzyki... a zaraz po nich huk eksplozji. Najpierw płomienie liznęły czerwonym gorącem jej twarz, dopiero później ujrzała kulę ognia rozrywającą kabinę pojazdu... zupełnie jakby oczy nie nadążały za innymi zmysłami.

Dziewczyna w czerwonym stroju odwróciła się

[Disconnected from 0215.0972.6426 {Connection reset by peer}]

[send: No such connection {Unknown.166A215}]

[odwracam się]

Spojrzała na nią z ogniem tańczących w czarnych studniach jej źrenic i splotła ramiona na piersiach.

[Unknown: A więc wybrałaś...]

[ID Reply: a#21H±Mą¶5k13/µ]

[Mars]

[Ť‹‰h¬a: No such module]

[Crystal]

Rei krzyknęła z bólu i upadła na kolana, zatkała dłońmi uszy aby uciec przed setkami wrzeszczących do niej głosów. Na próżno... wszystko na próżno. Dopadły ją na nowo, upiornym echem zabrzmiały we wnętrzu jej czaszki... i oczy. Przenikliwe, srebrne oczy Kusonoki przebijające na wylot swoim magnetycznym spojrzeniem.

[Power]

[Unknown: Sailor Mars... Sailor Mars!]

[Make]

[log224.38 rec 80|488:Unknown: {undecipherable}]

[Up]

Wszechświat eksplodował przed jej oczami, gorący, śmierdzący wiatr chwycił jej włosy i szarpnął je do góry. Rei krzyknęła, zasłoniła twarz przedramieniem i przewróciła się.

- Nie chcę... nie chcę...!

Czarnowłosa dziewczyna pochyliła się nad nią i położyła dłoń na ramieniu.

[widzę samą siebie leżącą na zimnym, szarym chodniku. Popsuta latarnia zalewa mnie czerwoną poświatą, aby po chwili na nowo okryć ciemnością... krew. Na ulicy jest krew... moja? Wyciągam dłoń, dłoń w białej, długiej rękawicy i dotykam swojego ramienia]

[Unknown: Już za późno... już nie możesz się wycofać. Jesteś Sailor Senshi.]

- Nie! - krzyknęła Rei i uderzyła zaciśniętą pięścią o chodnik. - Nie chcę, słyszysz? Zostaw mnie w spokoju!

[&&~šťß: No such module]

[Unknown: Pogódź się z tym... nie pozostało ci nic innego.]

[Received Clear Request from {Unknown} -- Clearing]

- Nie! Nie! Nie!

[Shutdown Completed]

- Powoli... ostrożnie. Nie otwieraj jeszcze oczu... cholera, moment.

Wisiała w chłodnym, opływającym ją prądzie powietrza. Ciemność wokół niej pulsowała, niczym gigantyczne, bijące w próżni serce.

- W porządku, daj na cztery zero. Rei, słyszysz mnie? Jeśli tak, zaciśnij prawą pięść. Nie otwieraj oczu i nie próbuj się odezwać, po prostu zaciśnij pięść.

Fragment materii, który mógł być jej dłonią zwinął się w twardy, kulisty kształt. Poczuła ukłucie... gdzieś głęboko... nie potrafiła zidentyfikować tego miejsca.

- Jest kontakt! Masz ją?

- Mam.

- Dobra. Dwa jedenaście, i idź za sygnałem. Rei, spróbuj powiedzieć a.

Jej wnętrze drżało... cichy świst wyrywał się z jej płuc przy każdym wydechu. Ciało... to ciało... obce, nieznajome...

- A - szepnęła z wysiłkiem.

- Dwa osiemnaście.

- Nie wypuszczaj jej. Rei, potrafisz sobie przypomnieć, jak się nazywasz?

Czegoś brakowało... coś było nie na miejscu.

- Rei. Rei Hino.

- Co powiedziała?

- Rei. Dobra, teraz powoli... ile tam masz?

- Dwa dziewiętnaście.

- Daj na dwa dwadzieścia, i powoli wypuszczaj.

- Jest dwa dwadzieścia.

- Rei, spróbuj otworzyć oczy.

Wściekły, jaskrawy blask przedarł się przez powieki, wdarł się głęboko w głąb czaszki... umysł Rei skulił się z bólu.

- Nie tak szybko... powoli. Ile?

- Dwa dwadzieścia trzy i rośnie.

Okruchy dnia rozbłysły w mroku niczym surowe, nieoszlifowane klejnoty. Rosły, z każdą chwilą stawały się coraz większe i jaśniejsze... oblewały ją miękkim, delikatnym ciepłem, łagodziły ból i uspokajały.

Składający się z niewyraźnych, rozmytych plam świat zamigotał przed jej oczami. Rei zacisnęła powieki i otworzyła je na nowo... ale nic się nie zmieniło. Senny, plastyczny świat czterolatka.

- Dwa dwadzieścia siedem i rośnie.

- Ile widzisz palców, Rei?

Ciemny, niewyraźny kształt pojawił się przed jej oczami.

- Nie wiem... - szepnęła.

Cień cofnął się.

- Twoje oczy muszą przyzwyczaić się do pracy bez wspomagania. Przez pewien czas nie będziesz widziała, ale to minie. Ile?

- Dwa trzydzieści.

- Puść ją.

Powietrze przestało ją opływać. Poczuła twardy, ciepły metal pod plecami i końcówki przewodów przymocowanych do jej ciała. Czegoś brakowało... czuła się dziwnie pusta i bezradna.

- Na początku możesz mieć także problemy z chodzeniem i kojarzeniem faktów, ale to wszystko przejdzie. Musisz być cierpliwa, Rei.

- Jest rozłączona.

- Dobra. A teraz leż i postaraj się gwałtownie nie ruszać, OK? Musisz odpocząć. Gdybyś czegoś potrzebowała, pod twoją prawą dłonią jest przycisk. Aha, zapewne później przyjdzie po ciebie Kyo.

- Kyo... Sakazaki? - szepnęła, odtwarzając w myślach wysoką, barczystą sylwetkę.

- Brawo. No, bądź grzeczną dziewczynką i wypoczywaj, dobrze?

Szelest kroków, szmer odłączanej aparatury i zamglone ciebie tańczące przed oczami...

I cisza. Miękka, wszechogarniająca... cisza.

- Jak się czujesz? - zapytał Kyo, pocierając w zakłopotaniu policzek, podczas kiedy ona z niezdarnością małego dziecka zakładała kurtkę.

Otworzył przed nią drzwi i puścił ją przodem.

- Załóż maskę. - mruknął.

- Nie lubię.

- Załóż. Przed chwilą wyszłaś ze szpitala.

Westchnęła zrezygnowana i naciągnęła maskę, czując w ustach cierpki smak filtra.

Zamrugała, próbując doprowadzić obraz przed oczami do względnej ostrości. Ulica, mimo wczesnej pory, była absolutnie pusta. Parę metrów od niej płonął stos niemożliwych już do zidentyfikowania przedmiotów, plując iskrami i ziejąc w stronę szarego nieba tłustym dymem.

- Co się dzieje? - zapytała głosem stłumionym przez maskę.

- Zamieszki. - odparł po chwili milczenia Kyo - Sailor V wróciła... - zmierzył Rei uważnym spojrzeniem - Fregata Gildii mająca przewieźć na Księżyc następną partię przesiedleńców wybuchła na lądowisku Fortecy na parę godzin przed załadunkiem. Parę Stalkerów pocałowało się z ziemią. Spłonęło kilka imperialnych krążowników.

Rei milczała, starając się dopasować fakty do swoich wspomnień.

- Przecież Sailor V nie żyje... - powiedziała w końcu - Zabili ją półtora roku temu, z resztą pokazywali ciało.

- Widocznie nie do końca. - burknął Kyo - W każdym bądź razie ludzie znowu wyszli na ulice. Gamma i Eta są odcięte, jest zakaz ruchu po ulicach bez przepustek. Podobno imperator rozkazał strzelać do buntowników...

- Kyo... - szepnęła Rei zatrzymując się i ocierając pot z czoła - Odpocznijmy chwilę...

- Już? - zapytał zaskoczony Kyo oglądając się za siebie. Przeszli może dwieście - dwieście pięćdziesiąt metrów.

- Aha, w porządku... - mruknął zakłopotany i wsunął ręce do kieszeni.

Gdzieś daleko zawył sygnał imperialnego krążownika... zaraz po nim rozległ się suchy szczęk miotaczy.

- Już. - szepnęła Rei i ruszyła powoli przed siebie.

Kyo dogonił ją bez żadnego wysiłku.

- Co oni ze mną zrobili? - zapytała cicho Rei nie patrząc na niego.

- Rozmawiałeś z Usudą, prawda?

- Uhmm... - burknął niewyraźnie Kyo.

Milczał, idąc obok Rei z rękami w kieszeniach i spuszczoną głową. Wiatr bawił się jego niebieskimi włosami.

- No?

Kyo westchnął.

- Wyjęli ci wszczepy. Podobno twój selfdef nawalił i samoczynnie połączył się z którymś z wojskowych węzłów sterujących obroną satelitarną. Podobno - zaakcentował to słowo - Podobno rozwaliłaś imperialny krążownik.

Rei zatrzymała się. Milczała, ciężko dysząc i wpatrując się niewidzącymi oczami przed siebie.

Rin! Pyou! Tou!

- To niemożliwe... - szepnęła.

- Kusonoki to potwierdził... - mruknął Kyo - Był wtedy razem z tobą.

Sha! Kai! Jin!

- To nie był satelita. - powiedziała stanowczo.

- To b y ł satelita.

Retsu! Sai! Zen!

- W każdym bądź razie Gildianie zabrali twoje logi, chcą spróbować dostać się jeszcze raz do tego węzła.

Akuryou taisan!

- Logi? Zabrali logi?

Powoli odwróciła głowę i spojrzała w oczy Kyo.

- Nic w nich nie znajdą, Kyo. - powiedziała spokojnie - Bo ten krążownik nie został zniszczony przez obronę satelitarną.

Umilkła, nie spuszczając wzroku z jego źrenic. Gwałtowny podmuch wiatru chwycił jej włosy i cisnął Kyo w twarz.

- To ja. Ja go rozwaliłam.

Chwycił ją za ramiona i potrząsnął niczym szmacianą lalką.

- Co ty pieprzysz, Rei? - wrzasnął - Nawet byś się do niego nie zbliżyła, rozumiesz? Ten zasrany komputer uratował ci życie, bo dwie sekundy później Gildianie mieli by twój mózg w słoiku! Jesteś tylko sobą, głupią, małą smarkulą a nie jakąś cholerną czarodziejką! Oprzytomnij wreszcie, Rei! Rozejrzyj się, zobacz w jakim świecie żyjesz!

Nagle jego oczy rozszerzyły się, puścił ją i cofnął się o krok.

- Przepraszam... - burknął - Poniosło mnie.

Uśmiechnęła się słabo.

- Nic nie wiesz, Kyo.

- I chyba będzie lepiej, jeśli tak zostanie. - uciął wściekle - Idziemy?

- Uhm.

Ruszyli przed siebie, powoli, w milczeniu. Kopnięta przez Kyo puszka odbiła się od ściany i zatrzymała po przeciwnej stronie ulicy.

Zwinna, drobna sylwetka bezszelestnie ześliznęła się po betonowym murze i wylądowała miękko na ugiętych nogach. Długie, jasne włosy zafalowały...

- Kur... - jęknął Kyo i zatoczył się do tyłu.

Dziewczyna uniosła głowę i przyjrzała się im, pod zasłaniającą twarz maską błyszczały błękitne, zmrużone oczy... spojrzenie dzikiego kota tropiącego swoją ofiarę.

Wysoko nad ich głowami rozległ się głuchy pomruk eksplozji, budynek zadrżał obsypując ich deszczem szklanych odłamków. Coś zafurkotało w powietrzu, zwęglone, powykręcane ciało z głuchym trzaskiem upadło na ulicę. Ledwie rozpoznawalne resztki ubrania dymiły, wypełniając powietrze słodkawym, obrzydliwym odorem...

Kyo zakręcił się w miejscu, upadł na kolana i zwymiotował. Rei zamarła na ugiętych nogach, oczy dziewczyny przyciągały jej wzrok niczym dwa potężne magnesy... niewinny, a jednocześnie bezlitosny i okrutny błękit pochłaniał ją, wdzierał się głęboko do jej umysłu... Chodź, szeptały te oczy, Chodź bliżej, jeszcze bliżej... chcesz usłyszeć prawdę? Chodź...

A ona nie miała dość siły ani odwagi, aby uciec przed tym spojrzeniem. Więc poddawała się... coraz dalej, coraz szybciej...

Jej strój!

Taki sam, jak... jak...

Przenikliwe wycie krążownika wyrwało ją z odrętwienia. Odwróciła się instynktownie - czarny, obły kształt piszcząc oponami wynurzył się zza rogu i ruszył w ich stronę.

Dziewczyna drgnęła. Skoczyła do przodu, mignięcie błękitnych, zimnych jak lód oczu... Rei upadła, przetoczyła się po chodniku. W ostatniej chwili - coś zgrzytnęło o ścianę w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem znajdowała się jej głowa.

Zatrzeszczał zamontowany w krążowniku turbolaser, wybijając potężne dziury w betonie. Ale dziewczyny już nie było... znikła, rozpłynęła się w powietrzu.

Rei uniosła głowę i ujrzała wycelowaną w siebie lufę miotacza.

- Nie ruszaj się. - odezwał się zakuty w czarny pancerz żołnierz - Twoja przepustka?

- Spokojnie... - powiedział słabo Kyo - Ja mam obydwie.

Usłyszała szmer urządzenia identyfikującego i dwa pojedyńcze piski potwierdzające wiarygodność danych.

Stojący przed nią żołnierz skinął głową i schował miotacz.

- Wstań. - mruknął wyciągając do niej rękę.

Oparła się na jego ramieniu i podniosła , chociaż czuła, że za chwilę upadnie.

- Dlaczego Sailor V chciała cię zabić? - zapytał drugi z gwardzistów, przesuwając dłonią wzdłuż wąskiej i głębokiej rysy w murze.

- Nie wiem... - szepnęła Rei i zachwiała się.

Kyo objął ją i przytrzymał, wtuliła się w niego i zamknęła oczy.

- Identyfikacja zwłok: Akiko Katou, lat 21... córka Lorda Katou?

- Zabierajcie się stąd. - powiedział żołnierz oddając Kyo przepustki. - Wracajcie do domu.

Raz, dwa, trzy. Krok do przodu. Wyprostowana ręka na wysokości oczu, cały umysł skupiony na czubkach palców. Jeszcze jeden krok, powolny obrót na ugiętych nogach.

Już za późno... już nie możesz się wycofać. Jesteś Sailor Senshi...

Nieprawda. Mogę wycofać się w każdej chwili. Nie mam już selfdefa, który mógłby mnie obronić przed samą sobą. Wolność... oto wolność, móc decydować o własnym życiu i śmierci.

Cztery, pięć, sześć. Dłoń wędruje w dół, zatrzymuje się przy mostku. Stopy przesuwają się miękko w powolnym, starannym piruecie. Moja pięść... moja pięść jest moimi oczami.

Jesteś Sailor Senshi...

Siedem.

Potrafisz sobie przypomnieć, jak się nazywasz?

Rei. Rei Hino.

Nie chcę walczyć. Nie chcę! Nie zależy mi na tym świecie.

Osiem. Noga w górze, stopa czubkami palców dotykająca kolana.

Sailor Senshi...

Co mam zrobić? Dopóki selfdef trzymał mnie przy życiu, wiedziałam, jak mam żyć... Zabić się. Zostawić to bagno za sobą... gdyby to było takie proste! Nie mogę, po prostu nie mogę zrobić tego tak samo jak kiedyś! Nie mogę, nie mogę! Chociaż chciałabym... tak bardzo bym chciała. Co mnie tu trzyma?

- Zmieniłaś się, Kurayamino Rei.

Rei zastygła w bezruchu. Otworzyła oczy, Kyo stał oparty niedbale o futrynę drzwi, przyglądając się jej zmrużonymi oczami.

- Mówiłaś na głos. - powiedział spokojnie.

Rozluźniła mięśnie, ruchem głowy odrzuciła włosy z oczu i usiadła na łóżku, podkulając nogi.

- Chcesz? Powiem ci, co cię tu trzyma.

- Nie chcę. - szepnęła.

- I tak ci powiem. Chociaż ty doskonale o tym wiesz.

Milczała, wpatrując się w niego i nerwowo poruszając stopami.

- Bo kochasz ten świat, Rei. O tak, Kurayamino Rei, mająca wszystko i wszystkich gdzieś jednak posiada jakąś słabość. Wiesz, że nienawiść staje się w końcu obsesją? A wiesz, że równie szybko obsesja...

- To bzdury, Kyo. - warknęła Rei.

- ...przechodzi w miłość? Oczywiście, że wiesz! W chorą, zwyrodniałą miłość, ale zawsze. Nie potrafisz odejść ot tak, po prostu. Machnąć ręką i zostawić wszystko za sobą, jak to sobie wyobrażasz. Powiem ci, kim jesteś, Rei.

- Przestań.

- Skorupą. Zimną, zamkniętą skorupą, dyszącą nienawiścią do samej siebie. Nienawidzisz się, prawda? Nienawidzisz całego świata, ale najbardziej siebie. Dlatego nie możesz po prostu odejść. Dlatego musisz jeszcze nakopać dupy nam wszystkim, żebyśmy wyli jak stado kretynów nad twoim grobem.

- Przestań, Kyo...

- O tak, taka właśnie jesteś. Kurayamino Rei, przedzierająca się bez wsparcia przez obronę przeciwnika. Kurayamino Rei włócząca się o jedenastej w nocy po sektorze Gamma i prowokująca zboczeńców. Co ty chcesz udowodnić, Rei? Że jesteś ofiarą? Że świat się na ciebie uwziął? A może to po prostu skrzywienie psychiczne, co? Dławisz się własną...

- Przestań! - krzyknęła Rei i ukryła twarz w dłoniach - Przestań, nie chcę tego słuchać!

Jej ciałem wstrząsnął szloch. Kyo chrząknął i nerwowo potarł policzek. Patrzył na nią, drżącą i skuloną na łóżku i czuł się jak ostatni idiota. Wreszcie podszedł, nachylił się i wyciągnął dłoń... zatrzymał ją kilka cali od ramienia Rei i zagryzł wargę. Słowa, dziesiątki słów cisnęły mu się na usta... ale nie powiedział nic. Po prostu odwrócił się na pięcie i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.