Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Sailor Moon: Mirai Densetsu

II - Surviving the Game - 4: Sailor V: Śpiew ciszy

Autor:Kyo
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Cyberpunk, Dramat
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2009-04-21 23:53:50
Aktualizowany:2009-04-28 23:55:50


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Las... drzewa milczały, zasłuchane w pustkę nocy. Wydawały się piąć w górę, aby swoimi koronami przebić rozgwieżdżone niebo... cisza. Śpiewała w jej uszach, miękkim, łagodnym płaszczem otulała rozbiegane myśli... ale jeszcze nie czas na odpoczynek. Bitwa dopiero miała się rozpocząć... ostatnie minuty, sekundy. Ból i strach chwycił ją za gardło... krzyknęła, padając na kolana i chowając twarz w dłoniach.

Dlaczego ja? Dlaczego ja...?

Poderwała się, przestraszona i spocona... drżącą dłonią odrzuciła wpadające do oczu włosy... i nagle skuliła się i objęła kolana ramionami. Światła pełznącego powoli ulicą krążownika przesunęły się po niedokładnie zasuniętych żaluzjach, rzuciły na ścianę pasiaste cienie.

Rei przygryzła wargę, poczuła łzy ściekające po policzkach. Zza ściany dobiegało pochrapywanie pijanego Kyo, który wrócił koło wpół do dwunastej... teraz mogła być druga... może trzecia.

Zadrżała. Jakaś igła wbijała się coraz głębiej w jej serce, a ona wiła się i jęczała z bólu...

Wreszcie nie wytrzymała, wstała, i na bosaka, opierając się o ścianę wyszła z pokoju. W całym domu unosił się kwaśny zapach przetrawionego alkoholu, Kyo spał w ubraniu rozwalony na syntexowej kanapie. Łkając, podeszła do niego i upadła na kolana, opierając głowę o jego ramię. Mruknął coś i przekręcił się na bok.

- Kyo, miałeś rację. - szepnęła drżącym głosem. - Miałeś rację... ale co ja mam teraz zrobić? Nie zostało mi nic, absolutnie nic, o co warto walczyć... Nie mogę się poddać... nie mogę się zabić, ale równocześnie nie potrafię żyć w ten sposób...

- Mhhhmmm... - mruknął Kyo i machnął ręką.

- Zostałam sama z pustką w środku... zgubiłam się we własnym wnętrzu, i nie potrafię odnaleźć drogi. Dlaczego tak wiele spraw ode mnie zależy? Dlaczego?

Pociągnęła nosem i otarła łzy grzbietem dłoni.

- Boję się sama siebie, Kyo... wtedy, kiedy zobaczyliśmy Sailor V na ulicy... patrzyłam w jej oczy, i bałam się, że jestem taka sama jak ona. Taka sama! Pamiętasz, opowiadałam ci o Arai... to nie było zupełnie tak. Zdobyłam wtedy to przyłożenie... ale... ale...

Przerwała i przygryzła wargę, żeby powstrzymać drżenie głosu.

- Zaraz po meczu zwymiotowałam. Wymiotowałam później jeszcze przez dwa dni. Nie spałam całymi nocami, bo kiedy tylko zamykałam oczy widziałam padające ciało Arai. I to ja trzymałam tego storma, Kyo! Ja! Czułam się tak, jakbym to ja go zabiła!

Umilkła i wtuliła twarz w jego rękę.

- Ryczałam jak trzymiesięczny niemowlak, chociaż nie powinnam. Bałam się, że jestem za słaba, że nie dam rady... więc nauczyłam się z tym żyć. Tak mi się wydawało... patrzyłam, jak Ikegami przebija na wylot któregoś Kojota... i chociaż wszystko wyło we mnie z obrzydzenia, mówiłam sobie: „OK, następny knockout - mamy dziesięć punktów”, i grałam dalej. Grałam dalej, jak gdyby nigdy nic! Widziałam, jak Katsuki rozwala Smokowi łeb stormem - następne dziesięć punktów, myślałam, łapałam piłkę i biegłam na dwudziesty metr. A w nocy wszystko do mnie wracało - wszystko, Kyo... każdy szczegół, każda kropla krwi. I to ja byłam winna. Nikt inny, tylko ja.

Urwała i pociągnęła nosem.

- Właśnie dlatego sama robiłam sobie korytarz przez obronę. Właśnie dlatego wychodziłam w nocy do Gammy. Nie zrozumiesz tego, ale ja w dalszym ciągu jestem im wszystkim coś winna. I jest tylko jeden sposób zapłaty, Kyo. Jeden jedyny.

Po raz ostatni otarła łzy, przytuliła się do jego ramienia, i skulona w pół na podłodze zasnęła, nawet o tym nie wiedząc.

Westchnęła, kiedy świt brutalnie wdarł się pod jej powieki. Powoli otworzyła oczy i uniosła głowę - leżała na syntexowej kanapie w mieszkaniu Kyo, przykryta kocem. Pośrodku pokoju stała matowa czasza newscastera, poranne światło oblepiało jej szczyt słabym, szarym nalotem.

Cisza, i to uczucie pustki... w domu nie było nikogo oprócz niej.

Odrzuciła koc i podniosła się, na podłodze pod jej stopami leżała jakaś kartka, zapisana pospiesznymi, niedbałymi znakami. Rei podniosła ją i zmrużyła oczy. Czytanie nigdy nie wychodziło jej najlepiej, i jakoś nigdy nie odczuła, że życie bez tej umiejętności jest wyjątkowo utrudnione.

- Rei - przeczytała głośno, rozpoznając swoje imię. - Rei, jestem u... eee... u O... yamy? Jestem u Oyamy... bę-dę... po... pół... popołu... dniu.

Pociągnęła nosem i przyjrzała się kartce jeszcze raz.

- Rei, jestem u Oyamy. Będę po południu... śnia-da-nie... śniadanie mam... masz w... w... cholera! - syknęła wściekle, zmięła kartkę i cisnęła nią w newscastera. Syntexowa kulka odbiła się od czarnej kopuły i potoczyła po podłodze.

Ziewając, poszła do łazienki i wzięła prysznic. Była w połowie wycierania włosów, kiedy Strażnik przy drzwiach odezwał się przenikliwym piskiem. Rei podskoczyła. Rzuciła mokry ręcznik na podłogę, pospiesznie naciągnęła spodnie i koszulę. Wychyliła się z łazienki i zerknęła na wyświetlacz.

ID C/412Guild224, Caraan Yke. Człowiek z Gildii!

Zaskoczona, zwolniła zasuwy i drzwi otworzyły się z cichym szmerem. Gildianin wszedł do środka i zatrzymał się zaraz za progiem. Był wysoki, tak bardzo wysoki, że musiał schylić głowę, żeby zmieścić się w przejściu, szary, długi do kostek płaszcz wisiał na nim jak na szkielecie. W oczodołach pociągłej, gładkiej twarzy płonęły dwie wściekle pomarańczowe kule, na jego czole widniało słońce Gildii, na skroni dojrzała okrągły otwór gniazda sieciowego.

- Nie przeszkadzam? - odezwał się Caraan. Jego głos był cichy i szeleszczący, brzmiał jak głos człowieka nie przykładającego wagi do wypowiadanych słów.

Rei milczała, z głową wychyloną zza drzwi łazienki.

- Nie przeszkadzam? - dokładnie tak samo powtórzył Caraan i rozejrzał się po mieszkaniu.

- Nie... - szepnęła Rei - To znaczy... chwileczkę.

Cofnęła się do łazienki i oparła plecami o drzwi.

Gildianin! Czego mógł chcieć od niej Gildianin?

Podobno twój selfdef nawalił i samoczynnie połączył się z którymś ze starych, wojskowych węzłów sterujących obroną satelitarną jeszcze sprzed Apokalipsy.

Spojrzała do lustra i zmrużyła oczy. Uciekać. Załatwić drania i uciekać.

Gildianie zabrali twoje logi, chcą spróbować dostać się jeszcze raz do tego węzła.

- Węzeł... - szepnęła - Dostać się do węzła...

Nagle potrząsnęła głową i uśmiechnęła się krzywo. Oni nic nie znaleźli. Nie mogli nic znaleźć, bo logi zostały wykasowane! To ona zniszczyła ten krążownik, ona i nikt inny. Była Sailor Senshi... ciążące na niej przekleństwo dawało jej większą moc niż wszystkie wojskowe węzły obrony satelitarnej razem wzięte.

Spokojnie. Nic się nie dzieje.

Odetchnęła, zerknęła jeszcze raz do lustra i pewnym krokiem wyszła z łazienki. Caraan siedział na kanapie, nadal w płaszczu, z ramionami splecionymi na piersi. Pomarańczowe oczy zwróciły się w jej stronę i zmierzyły ją taksującym spojrzeniem.

- Kurayamino Rei, prawda. - sucho stwierdził fakt.

Skinęła sztywno głową nie spuszczając z niego wzroku.

Caraan uśmiechnął się krzywo.

Zapadła cisza... głucha, absolutna cisza zakłócana tylko prawie niedosłyszalnym szmerem urządzeń filtrujących. Rei patrzyła na Gildianina, przez głowę przebiegały jej setki myśli... setki. Co jedna, to bardziej szalona. Przełknęła głośno ślinę.

- Zdaje się miałaś wczoraj średnio przyjemne spotkanie, zgadza się? - zapytał swobodnie Caraan bawiąc się czarną, matową kulką.

Wykrywacz kłamstw.

- Z kim? - wyszeptała Rei.

- Sailor V.

- Ona... ona chciała mnie zabić. - powiedziała szybko, nerwowo zaciskając i rozluźniając pięści. Jej dłonie były mokre od potu.

Skinął głową, niedbały uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Przejrzeliśmy twoje logi, Kurayamino Rei...

Rei milczała.

- Rin, pyou, tou... - wymruczał łagodnie Caraan - Mówi ci to coś?

Załatw go! Załatw go i uciekaj! Za miasto, do lasu!

- Nie. - szepnęła.

- Nie... - powtórzył Caraan i podrzucił kulkę do góry chwytając ją dwoma palcami. - Nic ci nie mówi... logi twierdzą co innego.

Zapewne miał wszczepiony dopalacz. Ciekawe, czy zdążyłaby dopaść go zanim on...

- Sailor Mars...

- Nie! - krzyknęła rozpaczliwie Rei. - Przecież ona prawie mnie zabiła!

- Owszem... - uśmiechnął się Caraan - Bardzo sprytne posunięcie z jej strony.

Pobladła, cofnęła się o krok zaciskając dłoń na zimnej futrynie drzwi.

Uciekaj! Uciekaj!

- Tak, Sailor Mars... czy to takie zaskakujące? Niby dlaczego Sailor V miałaby atakować swoją sojuszniczkę?

- Nie jestem... Sailor Mars...

- Oczywiście - powiedział spokojnie, mrużąc oczy.

Skoczyła na niego w tym samym momencie, czarne włosy zawirowały w powietrzu. Wyprowadziła potężne kopnięcie z półobrotu mierząc w jego głowę, ale Caraan był już gdzie indziej. Dowiedziała się o tym w chwili, w której poczuła stalowy chwyt blokujący jej kostkę. Zaraz potem silny cios podciął jej drugą nogę, Rei krzyknęła i upadła na podłogę. Obróciła się na plecy, próbując odepchnąć od siebie przeciwnika, ale kolano Gildianina trafiło ją w brzuch, przed twarzą zatańczyło długie, płaskie ostrze. Pomarańczowe oczy nachyliły się nad nią, dłoń w rękawicy zacisnęła się na jej szyi.

- Dobra walka. - wyszeptał z krzywym uśmiechem Caraan - Gdyby nie dopalacz, mogłoby być naprawdę interesująco.

Czubek sztyletu ukłuł ją w policzek, Rei syknęła z bólu i odwróciła głowę.

- Zgnijesz na Księżycu, Sailor Mars. Taki głupi dzieciak jak ty nie przetrzyma tam dwóch tygodni, idę o zakład.

Rei jęknęła, szarpnęła się próbując zaczerpnąć powietrza.

- Chyba, że zaprowadzisz nas do Sailor V. Masz wybór - albo współpracujesz z nami, albo lądujesz w następnej fregacie.

Zaczęła się dusić, desperacko zwinęła się próbując zrzucić z siebie Gildianina... na próżno.

- Możesz wybierać tylko raz, Sailor Mars. Zastanów się dobrze.

Przed oczami zaczęły latać jej czerwone cienie, chwyciła nadgarstek Caraana i zacisnęła na nim dłonie próbując oderwać jego rękę od swojej szyi.

- A więc? Jesteś z nami?

Uchwyt zelżał.

- T... tak... - wyszeptała Rei.

Cofnął powoli rękę, pozwalając jej zaczerpnąć oddechu. Zakrztusiła się, w oczach stanęły jej łzy.

Caraan rozdarł rękaw jej koszuli i wyciągnął jakiś mały, pękaty kształt. Rei poczuła ukłucie w przedramię i syknęła z bólu... przyjemne, obezwładniające ciepło rozpełzło się po jej ciele.

- Świetnie. - powiedział spokojnie - Po prostu znajdź ją, my zrobimy resztę. Rozumiesz?

Milczała, oddychając ciężko... kontury pokoju migotały i rozmazywały się przed oczami. Koniec sztyletu dotknął jej policzka.

- Tak... - odezwała się nieprzytomnie.

- Masz trzy dni, Sailor Mars. Trzy dni.

Ucisk zelżał... a może tak jej się tylko wydawało? Nie czuła już nic, ale wciąż widziała wpatrzone w siebie niesamowite, pomarańczowe oczy, przepalające ciało na wylot, wlewające się do umysłu i chwytające myśli w lodowate, stalowe szpony... może. Nie była do końca pewna.

- Rei?

Coś zimnego i twardego popełzło po jej ramieniu.

- Rei, do cholery... co z tobą, maleńka?

Otworzyła oczy tylko po to, żeby zatonąć w głębokiej, nieskończonej szarości syntexowej podłogi.

- O kur...

Znowu była zupełnie sama... sama... wisząc w czarno-czerwonym niebycie... ogień pulsujący w żyłach... miękka, lepka ciemność trzymająca nieprzytomny umysł w miłosnym uścisku... sen. Oooo tak, to sen. Wszystko to sen. Sen i nic więcej. Nazywam się Rei Hino, mam czternaście lat. Zaraz obudzi mnie idący na trening Yuuichirou. Zasnęłam przy ogniu... przy ogniu... ogień! Duch... ognisty duch. A drzewa szumią... szumią, śpiewają swoją cichą pieśń... ja... ja jestem... tam... chyba. Chyba czekam...

Sen.

Bum... bum... bum... we wnętrzu jej czaszki coś wyło i huczało... miała wrażenie, jakby za chwilę jej głowa miała zostać rozerwana na kawałki. Jęknęła i otworzyła oczy. Szarość... wielka, głęboka szarość chwyciła ją i zaczęła wciągać w głąb siebie. Rei zacisnęła pięści i potrząsnęła głową.

Klęczała na drżących, szeroko rozstawionych nogach... na podłogę, jedna za drugą, skapywały kropelki śliny wymykające się z jej rozchylonych ust.

Ktoś na nią patrzył. Odwróciła się, długie, czarne włosy zatoczyły krąg w powietrzu... Kyo. To był Kyo, siedział w niedbałej pozie na kanapie, stukając o jej oparcie pustą, szaroniebieską fiolką. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu, pusta, wykuta w kamieniu maska.

- Midnite - odezwał się matowym, bezbarwnym głosem. - Świetny wybór.

Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła... nie była w stanie. Po prostu patrzyła na niego nic nie rozumiejąc.

- Chyba trochę przesadziłaś z działką, co? - zapytał beznamiętnie - Jakoś dziwnie wyglądasz.

Odetchnął i wytarł nos grzbietem drżącej dłoni.

- Ty cholerna idiotko! - ryknął nagle. Fiolka trzasnęła, między palcami spłynęła strużka krwi - Ty popieprzony, niedorozwinięty szczeniaku! Odwaliło ci do reszty? Chciałaś spróbować jak to jest, co? Popatrz na siebie, Rei!

Zobacz, jak ty wyglądasz! Masz dopiero szesnaście lat! Szesnaście, do ciężkiej cholery!

Nagle zrozumiała. Słowa przedarły się przez gęstą mgłę otępienia i przebiły na wylot jej świadomość. Poczuła się nagle jak małe, bardzo chore dziecko... i ręce ugięły się pod nią. Upadła na twarz, poczuła łzy gromadzące się w oczach... i nie znalazła wystarczająco dużo siły, aby je powstrzymać.

- Dlaczego po prostu...

Kyo nagle umilkł. Usłyszała jego szybkie kroki, poczuła miękkie, ciepłe dotknięcie na policzku.

- Rei, co to jest?

- Kyo...

Chwyciła jego rękę i ścisnęła.

- Kyo, nie odchodź...

Zawahał się.

- Proszę...

Pociągnął nosem, nagle podniósł ją delikatnie i przytulił, gładząc jej włosy.

- Dlaczego to zrobiłaś, maleńka?

Oplotła ramionami jego szyję i wtuliła twarz w chłodną, śliską kurtkę.

- Kyo... las...

- Co? - mruknął zaskoczony.

- Las... za miastem jest las. Muszę...

Odczekał chwilę, ale Rei milczała.

- Za miastem jest tylko Strefa. Nie ma nic więcej, Rei... może dalej, tam, gdzie kończy się Strefa...

- Nie - szepnęła Rei - Za miastem. W nocy ze wzgórza widać światła New Tokyo. Muszę znaleźć to miejsce...

- Znajdziesz - mruknął Kyo i wstał biorąc Rei na ręce. - A teraz śpij, dobrze? Spróbuj się przespać...

Ale ona już spała, wtulona w niego. A ciemny, skąpany światłem księżyca las śpiewał, cichym, monotonnym szumem wlewając się do jej snów.

- Trzydzieści osiem.

Okno szepnęło i natychmiast pokazało nocną panoramę miasta widzianą może z dziewięćdziesiątego piętra wieżowca. Szczyty czterech smukłych, należących do Gildii wież znikały w ciemnych, kłębiastych chmurach.

- Uszkodzenie selfdefa. Awaryjne połączenie z wojskowym węzłem. Cholera, w coś ty się wpakowała, Rei?

Oyama zatrzymał się i usiadł na brzegu biurka, strącając na podłogę gruby plik spiętych razem syntexowych kart.

Rei wzruszyła ramionami.

- Dwadzieścia minut po raporcie Usudy ze szpitala wpadli tu Gildianie i zażądali dostępu do twoich akt. Wszystkich. - Oyama nachylił się nad nią, wziął jej podbródek w dwa palce i zajrzał w jej oczy. - Powiedzieli, że wpakowałaś się w niezłe gówno. Że możesz za to wylądować na Księżycu. Rei... słyszysz mnie?

- Tak. - szepnęła.

Oyama westchnął, biurko zatrzeszczało, kiedy wstawał. Podszedł do okna i odwrócił się do niego, opierając dłonie o ścianę.

- Rei, zrób to, co ci każą. Proszę cię, zrób to. Chodzi mi o twoje własne dobro, nic innego.

Uśmiechnęła się krzywo i zacisnęła palce na oparciach krzesła. Ona doskonale wiedziała, o co chodziło naprawdę.

[Unknown: Jestem tutaj... jestem tutaj. Czekam na ciebie...]

Połączenie. Rei drgnęła, chłodny, beznamiętny głos rozlał się w jej wnętrzu. Zbladła, kiedy zrozumiała, do kogo należy ten głos.

[red: Tracing enabled]

- To palant. - warknął Kyo - Cholerny, pieprzony idiota. Szkoda, że nie powiedział wprost: Rei, idź do Gildian i niech zrobią ci pranie mózgu. Bo widzisz, nie stać mnie na nowego rozgrywającego, więc jesteś niezbędna.

Tracing..? Ale... ale przecież nie posiadała żadnego wszczepu!

[Unknown: Chodź... czekam.]

[red: Tracing...]

Lęk napłynął gwałtowną, lodowatą falą.

Krew.

Ten narkotyk, który wstrzyknął jej Marisse... w nim był tracer ustawiony na konkretne połączenie!

Nie!, wrzasnęła bezgłośnie, nie odzywaj się! Wytropią cię!

[Unknown: Dlaczego tak zależy ci na moim bezpieczeństwie?]

[red: Tracing...]

Potrząsnęła głową, żeby odpędzić ten dziwny, szepczący we wnętrzu czaszki głos. Ale na próżno... im bardziej starała się go pozbyć, tym silniej rozbrzmiewał w jej podświadomości.

Nie!, powtórzyła rozpaczliwie, ściskając dłońmi skronie. Nie mam protecta, nie mogę ryzykować wchodzenia do sieci!

[Unknown: To twój wybór... tylko twój i niczyj inny.]

[red: Tracing...]

Poczekaj na mnie...

[Unknown: Chodź... chodź, dowiesz się.]

[red: Tracing...]

Wstała nagle i sięgnęła po kurtkę.

- Rei? - Kyo popatrzył na nią zaskoczony.

- Muszę... iść - powiedziała niewyraźnie - Muszę ją... znaleźć...

Podniósł się i położył dłoń na jej ramieniu.

- Nie. - odezwał się chłodnym, spokojnym głosem. - Jest za późno... Rei!

Wyrwała mu się i cofnęła, kładąc rękę na Strażniku przy drzwiach.

- Muszę...

- Rei, nie wolno ci! Jutro...

[Unknown: Pospiesz się. Zostało niewiele czasu...]

[red: Tracing...]

Uniosła dłoń i otarła pot z czoła, zachwiała się i oparła o ścianę.

- Jestem Sailor Senshi... - powiedziała słabo - Są rzeczy, o które muszę walczyć...

Kyo zamilkł, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami.

- Ona jest w... niebezpieczeństwie. Muszę ją... uprzedzić.

- Nic nie wiesz... ty nic nie wiesz... - szepnęła i wybiegła, uciekając przed jego słowami, przed jego spojrzeniem...

- Rei!

[Unknown: Chodź...]

[red: Trace completed]

Ogień.

Płomienie wyły i syczały, kiedy przedzierała się przez zatłoczoną ulicę. Ludzie... dziesiątki, setki ludzi w maskach na twarzach, tłusty, gęsty dym odbierający oddech i zmuszający do kaszlu... przewrócone, płonące imperialne krążowniki. Tłum krzyczał, skandował jakieś niezrozumiałe wyrazy... Rei potknęła się i odruchowo chwyciła czyjś rękaw, aby zachować równowagę. Owinięta szmatami twarz odwróciła się w jej stronę, płomienie zatańczyły refleksami na czarnych szkłach przesłaniających oczy.

- Przepuśćcie mnie - szepnęła, ale jej głos utonął w chaosie.

Pobiegła dalej, wykończona, słaniająca się na nogach... ulica i tłum zlały się w jednolitą, czarną, gęstą mgłę blokującą jej ruchy. Przebijała się przez nią, jej ręce cięły twardą, zaciskającą się wokół niej zasłonę.

- Przepuśćcie mnie! - krzyknęła ostatkiem sił.

- Rei!

Obejrzała się instynktownie, ale cuchnąca ściana ludzkich ciał zasłaniała cały świat.

I nagle... nagle była sama. Odetchnęła głęboko i ścisnęła dłońmi głowę, próbując odpędzić dziwne uczucie... sen. To sen, tylko sen. Nic więcej.

- Forteca! - wrzasnął ktoś daleko za jej plecami - Na fortecę!

- Na fortecę! - podchwyciły dziesiątki rozgorączkowanych głosów.

Odwróciła głowę - tłum przesuwał się główną ulicą, omijając mroczny zaułek, w którym stała.

[Unknown: Jesteś...]

[red: Intercepted]

Drobna, jasnowłosa sylwetka stała w cieniu po drugiej stronie ulicy. Niebieskie, zimne jak lód oczy patrzyły wpatrywały się w Rei, z magnetyczną siłą chwytając jej wzrok i nie pozwalając się od siebie oderwać.

- Uciekaj! - krzyknęła Rei - Uciekaj, odnaleźli cię!

[Unknown: Nieważne.]

[red: Intercepted]

Rei ruszyła w jej stronę, z wysiłkiem łapiąc oddech.

[Unknown: Stój.]

[red: Intercepted]

Wyczerpana, upadła na kolana. Podniosła głowę i odgarnęła włosy z oczu.

[Unknown: Już czas. Musisz dokonać wyboru...]

[red: Locked on target]

- Ale...

[Unknown: Nie... wysłuchaj mnie. Jesteś spadkobierczynią Sailor Mars, jednej z wojowniczek Silver Millenium. Wiem, te słowa nic dla ciebie nie znaczą, ale postaraj się mnie zrozumieć. Możesz przyjąć to dziedzictwo... szczęście, przekleństwo - nazywaj to jak chcesz... lub je odrzucić i zapomnieć o wszystkim.]

[red: Intercepted]

- Na fortecę! Na fortecę!

- Ale... dlaczego właśnie ja?

[Unknown: Bo zło wróciło. Ci, którzy zabili moją...]

[red: Intercepted]

Snop czerwonego światła omiótł pogrążony w mroku zaułek i zatrzymało się na Sailor V.

[Unknown: Już są.]

Rei odwróciła się. Wysoka postać w tańczącym na wietrze, długim płaszczu wypadła zza rogu, jaskrawo pomarańczowe oczy zalśniły w świetle czerwonego reflektora.

Sailor V nie poruszyła się, patrząc na nią spokojnymi, zimnymi oczami.

[Unknown: Wybieraj.]

Wiszący nad ich głowami mały, zdalnie sterowany szpieg zasyczał silnikami, obrócił się dookoła własnej osi i błysnął czerwienią prosto w jej oczy.

Pogódź się z tym... nie pozostało ci nic innego.

- Nie chcę! - krzyknęła rozpaczliwie, ale wiedziała, że tak naprawdę nie ma żadnego wyboru.

Szczęk unoszonego do strzału miotacza.

[Unknown: Wybieraj.]

Spojrzała w oczy Sailor V, zupełnie jakby chciała przebić tę lodowatą, błękitną kurtynę, zajrzeć w jej wnętrze...

- Nie mogę inaczej... - szepnęła.

- Mars Crystal Power...

Poczuła łaskotanie między łopatkami, zupełnie jakby na jej plecach usiadł jakiś owad... ale to nie był owad. Obejrzała się, i zobaczyła wycelowaną w siebie lufę miotacza. Nagle zachciało jej się śmiać... przypomniała sobie ten dzień, kiedy zapłakana, w podartej koszuli zamknęła drzwi do łazienki i usiadła na podłodze z nożem w dłoni, w rozpaczliwym zamiarze wstrząśnięcia całym światem... jakże była głupia!

Widziała palec cal po calu zaciskający się na spuście... i uświadomiła sobie, że od początku chodziło właśnie o nią. Nie o Sailor V, tylko o nią. Ze swoimi umiejętnościami byłaby o wiele groźniejsza od Sailor V... ale Gildia musiała mieć pewność, zwłaszcza, że pieniądze Oyamy powędrowały do właściwej kieszeni.

Chodzi mi o twoje własne dobro, nic innego.

Jak to mawia Kyo, gówno prawda.

- ...Make Up! - krzyknęła, krztusząc się ze śmiechu.

Jaskrawa, ognista kula eksplodowała przed jej oczami. Poczuła ciepło wypełniające wnętrze i uśmiechnęła się do siebie. To ciepło... po raz pierwszy w życiu czuła się szczęśliwa. I zapewne ostatni, pomyślała natychmiast, co wydało się jej niezmiernie śmieszne.

Zwaliła się ciężko na szary bruk, świetlista fala powoli odpłynęła sprzed oczu... Rei jęknęła i uśmiechnęła się. Wiedziała, że ta wilgoć, którą czuje przez ubranie to jej własna krew... ale to jakoś wcale nie było przerażające.

- Crescent Beam!

Uśmiechając się, patrzyła jak Sailor V rozrywa na strzępy zabójcę Gildii. Patrzyła, jak podchodzi i klęka przy niej, jak czerwonymi od krwi dłońmi dotyka jej policzka.

- Wybacz mi... - szepnęła. Jej głos drżał, ale oczy... oczy były równie zimne i beznamiętne jak zawsze.

Rei roześmiałaby się, gdyby tylko była w stanie nabrać wystarczającą ilość powietrza.

- Chcę... spać... - powiedziała z wysiłkiem i zamknęła oczy.

Las.

Już wiedziała, gdzie jest. Wieżowce rosły wokół niej niczym drzewa, światła w ich oknach migotały jak gwiazdy... las. Była w lesie. Podmuch wiatru pochwycił jej włosy, szarpnął fioletową kokardą na piersiach... już czas.

Wynurzyli się z ciemności za jej plecami, punktowiec zapłonął z tyłu z cichym zgrzytem malując na betonowej trawie wydłużone cienie nadchodzących Wojowników.

[Hunter.44211: Próba łączności. Potwierdzić.]

[Hunter.61324: Potwierdzam.]

[Hunter.32324: Potwierdzam.]

Patrzyła przed siebie, próbując przebić wzrokiem gęsty, otaczający ją mrok.

[Hunter.06211: Potwierdzam.]

[Hunter.21504: Potwierdzam.]

[Hunter.75111: Potwierdzam.]

Odwróciła się w ich stronę, Yuri uniosła dłoń i pokazała jej wyprostowany palec wskazujący i środkowy, zaraz potem zacisnęła ją w pięść: idź na dwa-zero i czekaj na piłkę.

Skinęła głową.

[Hunter.63604: Potwierdzam.]

Wysoko, na szczycie jednego z wieżowców coś błysnęło... drobna, zamaskowana postać w stroju Sailor Senshi. Wiatr bawił się jej długimi, jasnymi włosami, zimne, niebieskie oczy patrzyły na nią beznamiętnie.

[Hunter.61324: W porządku, wychodzimy na pozycje. Skopmy im dupę.]

[Unknown: Powodzenia, Sailor Mars...]

Rin. Pyou. Tou. Sha. Kai. Jin. Retsu. Sai. Zen.

Akuryou taisan!

I don\\\'t want to believe that I was born to fight

Though it would be so easy to say that it\\\'s too late

Don\\\'t hide your eyes from the bitter reality growing before you

Turn them into courage. Blow up! Blow up!

(MINMES: Music.Soundtracks.BubbleGumCrisis.Lyrics: Victory.f)

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.