Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Trucizna

Rozdział 9

Autor:carmilla
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy
Dodany:2009-12-14 21:34:26
Aktualizowany:2009-12-15 01:19:26


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Wtorek. Godzina 12:05. Lekcja z pierwszorocznymi Ślizgonami. Snape ze smutkiem zauważył, że z każdym następnym rokiem jego podopieczni byli coraz gorsi. I to nie pod tym dobrym, ślizgońskim względem, ale byli po prostu tępi. Nie było w nich ani krzty przebiegłości i chytrości. Czasami udało mu się wyłowić jedną perełkę pośród morza przeciętności. Niestety wbrew oczekiwaniom, tym razem nie był to Draco Malfoy. Młody Ślizgon był doskonale wychowany w starym czarodziejskim stylu. Wiedział, co znaczy czysta krew i więzi rodzinne. W końcu jego ojcem był jeden z najokrutniejszych Śmierciożerców, jakich Snape poznał na służbie u Czarnego Pana. Lucjusz Malfoy torturował, zabijał bez mrugnięcia okiem, zawsze uśmiechnięty z nieskazitelnymi manierami. Jednym słowem świetny czarodziej i doskonały zabójca. Znając niezwykłe umiejętności ojca, Sev spodziewał się, że Draco okaże się zdolnym, żądnym wiedzy uczniem. Niestety, jak na razie wykazał się całkowitą ignorancją wobec nauki, ja jedyne co wychodziło mu naprawdę dobrze, to okazywanie całkowitego braku szacunku nie tylko innym uczniom, ale również nauczycielom. Oczywiście wyłączając Severusa.

Snape bacznie natomiast przyglądał się umiejętnościom Sary Avalon. Ta dziewczyna przypominała mu jego samego. Podobnie jak on pochodziła z mieszanej rodziny, była zamknięta w sobie i lubiła eliksiry. Snape'owi zdawało się, że ona je rozumie. Jej mikstury tworzone były z pasją. Nie tak jak wyuczone na pamięć przepisy i czynności - dodaj, zamieszaj i podgrzej - jak prezentowała to Granger. Miło było patrzeć na pracującą Sarę.

Jedak nie wszyscy radzili sobie tak znakomicie jak ona. Jeden z goryli Malfoya, Crabb, wrzucił niewłaściwy składnik i doprowadził do małej eksplozji. I tak bezpieczny eliksir uspokajający, zamienił w wywar, który poparzył mu całą twarz. Poszkodowani zostali jeszcze uczniowie siedzący w promilu dwóch ławek od miejsca, gdzie pracował Crabb.

- Kto jest ranny niech natychmiast podejdzie do mojego biurka po antidotum a potem uda się na kontrolę do skrzydła szpitalnego.

Zaraz przed Snape'em ustawił się wianuszek uczniów wyjących z bólu. Pierwszy w kolejce był oczywiście bohaterski Draco. Młody Ślizgon łapczywie wypił podane przez nauczyciela lekarstwo. Rana jednak zamiast zniknąć powiększyła się i zaczęła sączyć się z niej zielona ropa. Malfoy widząc okropną ciecz na swoich rękach prawie zemdlał ze strachu wyjąc się ile sił w płucach. Zdezorientowany Sev nie wiedział co jest przyczyną pogorszenia stanu ucznia.

- Co za świństwo mi podałeś, idioto? - między okrzykami bólu rozpuszczony Malfoy zdołał zbesztać Snape'a.

Słysząc oskarżenie Ślizgona, Sev natychmiast rzucił się by sprawdzić zawartość buteleczki, która powinna zawierać eliksir leczniczy. Jak się spodziewał zamiast lekarstwa w środku została resztka mikstury powodującej ostre pieczenie, która w połączeniu z nieudanym eliksirem Crabba potrafiła przepalić skórę. Malfoy miał szczęście, że nie wypił całej zawartości, gdyż Snape nie był pewny czy udałoby się naprawić szkody.

Sev musiał działać szybko. Nie mógł już dłużej polegać na zawartości podawanych przez siebie antidotów. Wiedział tylko, że ktoś znowu zabawiał się w jego gabinecie podmieniając etykietki butelek. Miał nawet pewne podejrzenia kim mógł być ten intruz. Jedak w tej chwili musiał zająć się zwijającym się z bólu Ślizgonem. Podniósł różdżkę i mruknął.

- Medico.

Draco poczuł ulgę płynącą przez całe ciało. Pieczenie ustało, ale skóra wciąż nie wyglądała najlepiej. Kiedy wstał z podłogi i wytrzepał zabrudzoną szatę spojrzał wściekły na Snape'a.

- Niech tylko mój ojciec się dowie, co się wyprawia w tej szkole!

- Twój ojciec powie ci, że wypadki się zdarzają. A teraz idź do skrzydła szpitalnego. Najlepszym lekarstwem na działanie eliksiru jest inny eliksir. Pani Pomfrey na pewno coś wymyśli. Reszta poparzonych uczniów niech też uda się do szkolnej pielęgniarki. - gdy skończył opadł wyczerpany na krzesło. Poszkodowani Ślizgoni szybko pozbierali swoje rzeczy i opuścili klasę. Ci, którzy zostali kończyli przyrządzanie swoich mikstur.

Ostatnie minuty zajęć upłynęły w całkowitej ciszy. Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek uczniowie zostawili Snape'a samego w pustej klasie.

„Mistrz Eliksirów”. Sev lubił tak o sobie myśleć. Jednak czy może wciąż tak siebie nazywać? Nigdy nie zdarzyło mu się pomylić antidotum z eliksirem, który mógł tylko zaszkodzić. Ale z drugiej strony to nie była całkowicie jego wina. Ktoś wszystko pomieszał.

Z trudem wstał z krzesła i podszedł do gabloty ze składnikami. Był pewien, że ktoś tu grzebał i pomieszał poukładane wcześniej eliksiry. Zadał sobie nawet trud by pozmieniać naklejone na buteleczki etykiety z opisaną zawartością. Złość powoli wzbierała w Snape'ie. Nie dość, że prawie na trwałe uszkodził swojego ucznia to jeszcze ten bałagan! Kilka dni zajmie mu uporządkowanie i sprawdzenie wszystkich mikstur i składników. Sombra jest pewnie w niebo wzięty. Bo któż inny odważyłyby się to zrobić? Sever nie wiedział tylko jaki cel chce przez to osiągnąć ten przeklęty laluś.

Chociaż była już pora obiadowa Sev w ogóle nie czuł głodu. Właściwie przez ostatnich kilka dni prawie nic nie jadł. Nawet ograniczył picie Ognistej, ponieważ chciał być przygotowany. Wiedział, że w szkole dzieje się coś niedobrego, czego dowodem może być wypadek sprzed kilkunastu minut. Żeby rozwiązać tę zagadkę nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek otępienie przez alkohol. Prawdopodobnie jego brak był powodem niekontrolowanych wybuchów złości, które nękały ostatnio Snape'a.

Zamyślony nie zauważył nawet kiedy do klasy weszli trzecioroczni Gryfoni. Ich obecność uświadomił sobie dopiero, gdy usłyszał śmiech jednej z uczennic - Angeliny Jonson. Chichotała z kawału, który właśnie opowiadali jej bliźniacy Weasley'owie. Dźwięk ten wydał się Snape'owi nie na miejscu. Od kiedy to uczniowie przychodzą na jego lekcje rozluźnieni, wręcz rozbawieni? Hmm, czyżby wypadł z wprawy? Czyżby nie był już największym postrachem szkoły? A przecież powinien po ostatnim incydencie z trucizną. Nawet Ślizgoni nie czuli się już tak bezpiecznie i odnosili się do swojego opiekuna nieufnie. A tu proszę - grupka Gryfonów wpada na jego lekcję ze śmiechem. Już on im da powód do radości.

- Co was tak bawi? - zapytał uczniów, którym uśmiechy zamarły na ustach. Reakcja uczniów była natychmiastowa. Wszyscy spoważnieli i spuścili głowy. W klasie na powrót zapanowała martwa cisza, przerywana jedynie rytmicznym bębnieniem palców Mistrza Eliksirów o blat biurka.

- No? Czekam. - syknął groźnie Snape.

- E, bo Fred i George opowiadali mi właśnie bardzo zabawną historyjkę i...

- O czym jeśli można wiedzieć? Wszyscy chętnie się pośmiejemy. - zachęcał Snape z uśmiechem, który przeraziłby najokropniejszą bestię.

Słysząc to Angelina nabrała koloru wiśni a stojący obok niej bliźniacy starali się zniknąć z pola widzenia nauczyciela.

- Pan Weasley się gdzieś wybiera? To może ty odpowiesz na moje pytanie?

- E, tak. Właśnie opowiadaliśmy Angelinie jak to kiedyś lataliśmy na miotłach i... e...

- Wpadliśmy na drzewo i połamaliśmy sobie wszystkie kości. - wszedł mu w słowo brat.

Sev przyglądał im się uważnie. Sądząc po minie dziewczyny nie była to dokładnie ta opowieść, którą usłyszała kilka minut temu. Skoro tak...

- Wiem, że kłamiecie a to pogarsza tylko waszą i tak już niewesołą sytuację. Cała trójka dostaje dwudniowy szlaban. Pan Flich ma zamiar wyczyścić srebra w Izbie Pamięci, więc przydadzą mu się dodatkowe pary rąk do pomocy. A za bezczelne kłamstwa wasz Dom traci dwadzieścia punktów.

Nachmurzeni bliźniacy podeszli do ławki z hukiem rzucając na nią swoje torby. Snape obserwował malującą się na ich twarzach złość i niemoc. Zastanawiał się, kiedy wreszcie się nauczą, że z kim jak z kim, ale z Sevem się nie zadziera?

Lekcja mijała w całkowitej ciszy, której nikt nie ośmielił się przerwać. Dziesięć minut przed końcem zajęć rozległo się delikatne pukanie do drzwi.

- Proszę. - warknął Snape za biurka.

Kiedy drzwi się otworzyły ukazał się Santiago Sombra. Dziś ubrany w szatę w kolorze brudnej zieleni. Kiedy przechodził między ławkami, Snape słyszał ciche westchnienia dziewcząt, wodzących za nim rozmarzonym wzrokiem. Tysiące myśli kotłowało się w głowie Seva. Najsilniejsza podpowiadała mu żeby chwycił różdżkę i wetknąć ją między oczy wroga. Inna, słabsza mówiła żeby zachował spokój i był cierpliwy. Zrobi mu krzywdę później, nie w obecności tylu świadków.

- Witaj Severusie. Powiedziano mi, że prowadzisz teraz lekcję. Nie chciałem ci przeszkadzać, ale zaniepokoiła mnie twoja nieobecność podczas obiadu. Czy wszystko w porządku? - pytał aksamitnym głosem Diego.

- W jak najlepszym. - dla kontrastu chłodno odparł Snape zaciskając pięści. Irytowała go bardzo opiekuńczość, jaką ostatnio wykazywał w stosunku do niego Sombra.

- Och to wspaniale ponieważ dziś jak wiesz organizuję małe przyjęcie. Nie dałeś mi jednak jeszcze odpowiedzi. Zapytałbym cię o to przy obiedzie, kiedy reszta zaproszonych gości potwierdzała swoją obecność, ale sam widzisz, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.

Snape'a zatkało. Całkowicie zapomniał o zaproszeniu. Ale on i małe spotkanie grona nauczycielskiego? Nonsens. Już miał odmówić, kiedy cichy głosik przypomniał mu, że musi obserwować Sombrę, a to była wspaniała okazja ku temu.

- A z jakiej to okazji, jeśli wolno spytać? - wychylił się z ławki Fred Weasley.

- Miło, że cię to interesuje panie Weasley. Tak się składa, że obchodzę dziś urodziny, ale nie pytaj które! - zakończył wybuchając śmiechem. Klasa również się roześmiała zapominając na jakiej są lekcji. - Nie musisz martwić się prezentem. - tu zwrócił się do Snape'a - wystarczy, że przyniesiesz jakieś napoje. - tu mrugnął porozumiewawczo do Severusa i zaraz dodał - Kto jak kto, ale ty znasz się na wszystkich miksturach doskonale i masz całkiem spory zapas, nie mylę się prawda? - dokończył kładąc nacisk na słowa „wszystkich” i „zapas”.

Snape zmrużył czarne oczy. Po raz kolejny ta imitacja czarodzieja burzy jego nauczycielski autorytet. Wystarczyło rozejrzeć się po klasie, by to stwierdzić. Gryfoni starali się zachować powagę, ale nie najlepiej ich to wychodziło. Bliźniacy w ogóle nie dbali o pozory i zaśmiewali się leżąc na ławce.

- Skoro nalegasz postaram się być. - rzekł Snape prawienie nie poruszając wargami.

- Świetnie! Przyjęcie rozpoczyna się o ósmej wieczorem w największym lochu, jaki udało mi się znaleźć. Twoje klimaty jak mniemam, więc powinno ci się spodobać. Do zobaczenia.

Mówiąc to odwrócił się i wymaszerował z klasy, uśmiechając się po drodze do kilku dziewcząt, wywołując tym samym fale niekontrolowanych westchnień. Bojowo nastawiony do świata Snape gotów już był przydzielić kilka szlabanów i odjąć punkty, ale nim to zrobił zadzwonił dzwonek ratując niewinnych uczniów przed gniewem Mistrza Eliksirów.

Wieczorem Snape krzątał się po swoim gabinecie w poszukiwaniu najgorszego alkoholu jaki mu został. Skoro Sombra życzy sobie procentów na swoim małym przyjęciu, będzie je miał. Po przeszukaniu szafy, biurka znalazł w końcu za łóżkiem to, czego szukał. Najokropniejszy trunek jaki zdarzyło mu się pić w życiu - Ciernista Róża. Po wypiciu jednego kieliszka można dosłownie zionąć ogniem. Szczęśliwie złożyło się, że Sev miał ostatnie dwie butelki tego szlachetnego trunku. Resztę zużył przy eksperymentach nad Panią Norris. Kot ziejący ogniem, ciekawe zjawisko...

Coś jednak zaniepokoiło Snape'a. Spostrzegł, iż jedna z butelek była otwarta. Wydało mu się to dziwne, ponieważ już od kilku miesięcy ich nie dotykał. Czyżby w czasie któregoś pijackiego amoku popił Ciernistej i nawet o tym nie pamiętał? Po niej zawsze zostają ślady oparzeń, a Sev nie przypominał sobie, by ostatnio obudził się z poparzoną twarzą.

Z ponurych rozmyślań wytrącił go dźwięk starego zegara wiszącego na ścianie, oznajmiając mu, że właśnie minęła ósma. Snape spojrzał szybko w lustro i przeczesał długimi palcami swoje ciemne włosy. Poprawił szatę i opuścił gabinet dokładnie go zamykając.

***

Kiedy dotarł wreszcie do lochu, w którym odbywało się przyjęcie, jego nozdrza uderzył ostry zapach wymieszanych kobiecych i męskich perfum. Snape zmarszczył nos, przymrużył oczy i wszedł do środka. Wewnątrz zastał już wszystkich nauczycieli łącznie z dyrektorem. Wydawało mu się, że nikt nie zauważył jego przybycia i już miał się gdzieś ukryć w kącie, kiedy silne ramiona złapały go za ręce.

- Severusie, tak się cieszę, że przyszedłeś! Już myślałem, że zgubiłeś się gdzieś po drodze. - w swoje szpony złapał Snape'a jubilat i gospodarz przyjęcia.

- Jak mógłbym opuścić taką zabawę. Wszystkiego najlepszego. A tutaj masz to, o co prosiłeś. - Sev starał się, by jego głos brzmiał przyjaźnie, ale niezbyt mu to wychodziło.

- Jesteś niezastąpiony Severusie! Proszę poczęstuj się kawałkiem tortu. - zachęcał uśmiechnięty od ucha do ucha Santiago, po czym oddalił się w kierunku profesor Sprout.

Snape skierował się do stołu z przekąskami. Polecany tort wyglądał naprawdę kusząco - czekoladowy z porozrzucanymi gdzieniegdzie wisienkami. Jednak Mistrzowi Eliksirów nie dane było go skosztować. Monotonny dźwięk orkiestry przerwał nagle przejmujący krzyk. Snape odwrócił się w mgnieniu oka. Widok, którego był świadkiem ścisnął mu serce.

Na podłodze leżał zwinięty w kłębek Santiago. Cały dygocąc wydawał z siebie przerażające wrzaski. Obok niego Snape dostrzegł rozbity kieliszek oraz butelka Ciernistej.

Najszybciej jak mógł znalazł się przy Sombrze. Jego twarz przypominała czerwone wiśnie ozdabiające urodzinowy tort. Oczy wychodziły mu z orbit oraz miał wyraźne problemy z oddychaniem. Przy Mistrzu Eliksirów prawie natychmiast znalazł się Dumbledore. Nim Sev zdążył zareagować dyrektor podniósł butelkę, której zostało jeszcze sporo alkoholu i powąchał zawartość. Następnie podał ją Snape'owi, by ten zrobił to samo.

- Venenum toxicum. - wychrypiał Sev, któremu również zabrakło powietrza. Jeśli szybko czegoś nie zrobi ten laluś umrze. Już uniósł różdżkę, kiedy za rękę złapał go dyrektor.

- Dość już zrobiłeś Severusie. Lepiej będzie, jeśli natychmiast stąd wyjdziesz. - powiedział Dumbledore groźnie.

- Nie myślisz chyba Albusie, że to ja go otrułem.- Snape nie wierzył własnym uszom. Dlaczego dyrektor mu nie wierzy?

- W tej chwili nie ważne jest to co myślę. Wyjdź Severusie. - powtórzył dobitnie i zabrał się do ratowania nauczyciela obrony przez czarną magią.

Otępiały Sev niewiele myśląc opuścił pomieszczenie. Kiedy na korytarzu zapalał papierosa zauważył jak bardzo trzęsły mu się ręce. Dopiero po kilku minutach mógł pocieszyć się dymem przenikającym jego organizm. Stał tak próbując uspokoić oszalałe serce bijące mu w piersi. Nasłuchiwał odgłosów dobiegających z lochu, ale tam panowała niczym niezmącona cisza. Kusiło go żeby zajrzeć i zobaczyć jak razi sobie Albus, gdy nagle drzwi się otworzyły. Sev zobaczył Santiago podtrzymywanego przez Dumbledore'a i Hagrida. Snape zauważył, że Sombra ma otwarte oczy i ciężko oddycha. Czyli przeżył. To niesamowite, jakich cudów potrafił dokonać dyrektor Hogwartu.

- Hagridzie, zanieś proszę tego biedaka do skrzydła szpitalnego. Poppy zaraz tam będzie i zajmie się nim.

- Dobrze psze pana. - odpowiedział olbrzym zarzucając sobie Diego na ramię. Kiedy przechodził obok Snape'a szturchnął go mocno w bok.

- Severusie jestem w stanie zrozumieć twoją niechęć do Santiago, ale za to co dziś zrobiłeś mógłbym wysłać cię do Azkabanu. - dyrektor zwrócił się do Mistrza Eliksirów.

- Albusie, przecież mnie znasz. Mimo całej nienawiści, jaką żywię do Sombry, nie otrułbym go. - tłumaczył Snape masując ramię, w które uderzył go „przypadkowo” Hagrid. Wiedział jednak, że Dumbledore'a mu nie wierzy. - Dobrze! Najchętniej bym go zabił, ponieważ świat bez niego byłby o wiele lepszy. Tylko nie byłbym takim głupkiem, by robić to na jego przyjęciu urodzinowym przy całym gronie pedagogicznym. Cholera! - krzyczał Snape a żyły na jego skroni drżały niebezpieczne.

- To według ciebie, kto mógł to zrobić? Jak na razie wszystkie dowody wskazują na ciebie i nie ma innych podejrzanych. Twoja powszechnie znana niechęć do Santiago daje nam motyw. Ponadto tylko ty w tym zamku znasz się na czarnomagicznych miksturach...

- Mógłbyś się sporo dowiedzieć od Sombry na temat czarnej magii. On jest zły...

- Severusie a ty znowu swoje... - westchnął Albus. Widać było, iż jest już bardzo zmęczony biegiem wydarzeń. - Gdybyś zechciał spojrzeć na to z innej strony. Santiago stara się załagodzić napięcie między wami. Zaprosił cię na swoje przyjęcie, choć wcale nie musiał tego robić...

- Tak i prosi mnie żebym przyniósł ze sobą alkohol, naśmiewając się przy tym ze mnie znowu podczas mojej lekcji oraz znowu w obecności uczniów!

- Który ty ochoczo przynosisz, dodając jednak coś od siebie. - Dumbledore patrzył groźnie na Snape'a.

- To nie mogło być to. Ta butelka była otwarta, kiedy ją tu przyniosłem... - Snape przerwał w pół zdania porażony szalonym pomysłem, który właśnie ułożył mu się w głowie. Przecież zastanawiał się przed wyjściem, dlaczego butelka była otwarta... A co jeśli... Sombra na pewno spodziewał się, że przyniosę mu najgorszy towar, jaki mam. Jeśli raz włamał się do niego, żeby ukraść truciznę to mógł to zrobić po raz drugi. Ale to jest szalone... Sam się otruł nie mając pewności, że go uratują. To prawda Albusowi się udało, ale przecież zawsze mogło pójść coś nie tak. To wydaje się niedorzeczne, ale nie niemożliwe.

- Sam się otruł. - powiedział już na głos.

- Co tym razem Severusie? Widzę, że twój sposób życia odbija się na zdrowiu. Przecież to co mówisz jest pozbawione sensu. Mam rozumieć, że według ciebie Santiago sam wlał sobie do butelki truciznę a potem z premedytacją ją wypił? - Dumbledore patrzył dziwnym wzrokiem na Snape'a. Sev dostrzegł, iż cała złość wyparowała z dyrektora, a jej miejsce zajęła litość...

- Albusie nie jestem wariatem, za jakiego mnie teraz uważasz. Pozwól mi zostać tutaj jeszcze kilka dni a zobaczysz, że mam rację. - błagał Snape. Tak błagał. Zdarzyło mu się to dopiero drugi raz w życiu. Zabawne, ale w obu przypadkach uczestniczył Dumbledore.

- Seversie nie mogę pozwolić byś stanowił zagrożenie dla nauczycieli a tym bardziej dla uczniów. Ale... - widząc przepełniony bólem wzrok Severusa ustąpił - biorąc pod uwagę naszą wieloletnią przyjaźń i twoje oddanie pozwolę ci zostać jeszcze tydzień. Po upływie tego czasu będę zmuszony oddać cię w ręce Ministwrstwa.

- Dziękuję Albusie. Nie będziesz tego żałował. - powiedział Snape i szybko się oddalił.

- Wiem Severusie. Działaj szybko. - mruknął pod nosem z nikłym uśmiechem.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.