Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Legend of Galactic Senshi

Rozdział 5

Autor:Grisznak
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Przemoc, Erotyka
Dodany:2009-10-26 20:10:05
Aktualizowany:2009-10-26 20:10:05


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- I tak się zaczęło… Po tej bitwie powierzono mi naczelne dowództwo nad wszystkimi siłami naszej armii. Okrzyknięto mnie geniuszem, mimo że w rzeczywistości miałam po prostu szczęście. Ale w takich chwilach potrzeba symbolu, kogoś, kto będzie świecił przykładem, kto powie: "Zwycięstwo nigdy nie jest ostateczne. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga", tak jak wtedy, kiedy dekorowano mnie medalem za zwycięstwo pod Celes. Wiesz sama, sukces polega na tym, by iść od porażki do porażki, nie tracąc przy tym entuzjazmu. To właśnie robiłam. Spokój znajdowałam tylko w towarzystwie księżniczki. Spotykałyśmy się teraz często, bo jako głównodowodząca, bywałam często w pałacu królewskim, a niemal zawsze przybywałam tam z pola bitwy. Potrzebowałam spokoju, odpoczynku, odrobiny zwykłego, ludzkiego ciepła, a wszyscy, dziennikarze, dowódcy, królowa, nawet ty, chcieli rozmawiać ze mną tylko o wojnie. A ja miałam jej dosyć. Księżniczkę natomiast nie obchodziło to, co tam się działo. Nie interesowała się tym, ilu ludzi uśmiercono na mój rozkaz. To nas zbliżało… właściwie, to nawet nie wiem, kiedy przekroczyłyśmy granicę, między tym, co jest zwykłą przyjaźnią a czymś więcej. Poza tym, czy w tym, że dwoje ludzi daje sobie radość, jest coś złego?

- Zapomniałaś o legendzie opisującej losy Neptuna i Urana? - spytała Jowisz. To była jedna z tych opowieści, które często opowiadano na dworach. Podobno tysiące lat temu, za niemoralny związek łączący władczynie tych dwóch planet, zostały one przez bogów całkowicie zniszczone i zamienione w olbrzymie chmury gazów.

- Wiesz, ja nie wierzę w legendy. A wtedy nie miałam na to czasu.

***


- Wasza książęca mość, słowo dla prasy! - dziennikarze biegli za nią od chwili, gdy jej prom wylądował na księżycowym kosmodromie, na szczęście towarzyszący księżniczce żołnierze trzymali ich na dystans. Kiedyś nie miała problemów, aby rozmawiać z pismakami, chętnie udzielała wywiadów, a jej twarz błyszczała na okładkach czasopism. "Piękna i niebezpieczna", "W jej rękach nasze życie" - takie tytuły towarzyszyły najczęściej tekstom na jej temat. Od pewnego czasu znienawidziła media. Wszystko za sprawą jednego wydarzenia. Podczas ataku na konwój wroga w rejonie planetoidy Vesta ostrzelano i zniszczono transportowce przewożące jeńców. Zginęło tysiąc pięciuset ludzi. Media obwiniały ją, jako tą, która wydała rozkaz ataku. Niektóre z gazet nazywały ją wręcz morderczynią, która nie dba o ludzkie życie. Sztucznie zawyżano liczbę ofiar, przypominano śmierć jej rodziców i sugerowano, że kierując się rządzą zemsty nie dba o nic innego, a niektóre media sugerowały nawet wytoczenie jej procesu. Pisano, że jej postawa uniemożliwia nawet rozpoczęcie rokowań pokojowych z Metalią. Pacyfiści organizowali manifestacje, domagając się jej dymisji, a artyści nagrywali piosenki, w których dawali wyraz swojej niechęci do niej. Bolało ją to, ale nie dawała tego po sobie poznać. To nie był czas, kiedy mogła sobie pozwolić na chwile słabości. Zbyt wiele od niej zależało. Ci biedni głupcy, którzy teraz ją opluwali, zapewne pierwsi uklękli by przed Metalią. Gardziła nimi, ale wiedziała, że nic im nie może zrobić. Pamiętała słowa swojej matki, która kiedyś powiedziała "Niewdzięczność wobec swoich wielkich ludzi jest cechą silnych narodów". Jedynym co zatem zostało, to wiernie wypełnić swoje obowiązki.

- Witam, panowie - powiedziała, wchodząc do sali obrad sztabu generalnego. Stojący wzdłuż okrągłego stołu, na którym wyświetlały się trójwymiarowe mapy galaktyki, generałowie i admirałowie zwrócili się ku niej. Wiedziała, że nie wszyscy tu obecni ją lubili, a byli i tacy, którzy przebierali po cichu nogami, aby zająć jej miejsce. Nie przejmując się tym, zajęła swoje miejsce, czekając kilka sekund, aż ucichną rozmowy. Miała nadzieję, na szybkie załatwienie tego, po co tu przyszła. Niestety, rzeczywistość jak zwykle miała odmienne plany.

- Zajmijmy się planami naszej ofensywy w regionie Neptuna - zaczęła, wyjmując z teczki przenośny komputer i podłączając go do sieci dowodzenia, przenosząc na wiszący nad stołem, trójwymiarowy ekran, mapy z zaznaczonymi punktami - Chciałabym, abyśmy ustalili…

- Wasza książęca mość wybaczy - przerwał jej jeden z generałów, dość niskiego zresztą sortu - ale należą nam się chyba jakieś wyjaśnienia w związku z masakrą koło Vesty.

Spojrzała na niego. Młody, ambitny, pewnie obiecano mu protekcję i awans, jeśli zacznie dyskusję. Teraz, gdy szala zwycięstwa przechyliła się już znacząco na korzyść Księżycowego Królestwa, znacznie więcej było takich, którzy mile widzieliby jej dymisję. Sama była zmęczona i z chęcią by odeszła, nie zależało jej na odznaczeniach czy pochwałach. Złożyła jednak przysięgę i zamierzała jej dotrzymać. Poza tym, krytykować może każdy głupiec. I wielu z nich głównie tym się zajmuje.

- Dobrze, rozumiem - sięgnęła do teczki i wyjęła z niej dwa dokumenty - Jeśli każdy z panów złoży podpis pod tym rozkazem, ja podpiszę moją dymisję.

- Cóż to za rozkaz, wasza książęca mość? - spytał admirał, dowodzący flotą obronną księżyca. Wyczuwała w jego głosie zaskoczenie, ale i nutę satysfakcji.

- W jego myśl każdy dowódca naszej floty, zanim wyda rozkaz otwarcia ognia do wrogich jednostek, będzie musiał najpierw zapytać się kapitana statków nieprzyjacielskich, czy na ich pokładach nie ma naszych jeńców.

- To… niedorzeczne!

- Jeśli panowie nie są zdecydowani na podpisanie tego rozkazu, uważam sprawę za zamkniętą. Przejdźmy do tego, o czym zaczęłam mówić na początku…

***

Okrzyki radości wypełniały mostek kapitański księżycowego pancernika. Na ekranach widać było olbrzymich rozmiarów kulę ognia, w której zginęły resztki nieprzyjaciół. Walczyli do końca, nie poddali się, mimo wielokrotnych prób nawiązania z nimi kontaktu i skłonienia do kapitulacji. Woleli popełnić samobójstwo niż iść do niewoli. Księżniczka nie była zadowolona. Wokół niej dorośli mężczyźni w mundurach różnych planet należących do Królestwa wznosili okrzyki na jej część, niektórzy nie wstydzili się płakać. Co chwila ktoś podchodził i dziękował, nazywając ją wybawicielką i triumfatorką. Niektórzy klękali przed nią, jakby była jakimś żywym bóstwem. Ona jednak udawała tylko, że podziela ich radość. W rzeczywistości była zła. Gdzieś tam, w tych płomieniach zginęła Metalia. A przysięgała przecież, że ciśnie jej głowę pod nogi królowej. Zeszła ze swojego stanowiska. Była zmęczona, ostatnie kilka lat odcisnęło na niej piętno. Gdy dotarła do swojej kabiny, zamknęła za sobą drzwi na zamek i nie zdejmując nawet błękitnego munduru, rzuciła się na łóżko. Teraz mogła spać.


***


Zielonooka władczyni Jowisza odeszła od drzwi i nalała sobie oraz przyjaciółce po jeszcze jednym kieliszku wina. Rozumiała teraz już wszystko, czuła się zresztą wszystkiemu winna. Miała się za najbliższą towarzyszkę Merkurego, ale gdy była najbardziej potrzebna, zawiodła. Fakt, bo wydarzeniach na pokładzie „Shinakas” bała się jej trochę. Widziała, jak z zimną krwią zabija i to zaszokowało ją. W życiu nie pozbawiła życia nikogo. Oczywiście, prowadzone przez podległe jej służby działania nie raz wymagały zabijania, wydawała stosowne rozkazy, ale kończyło się to na papierze. Zresztą, nawet tu nie zdarzało się to zbyt często. Raz po wydaniu takiego rozkazu cierpiała kilka dni na depresję. A Merkury? W bitwach, którymi dowodziła, ginęły setki albo i tysiące ludzi, po obu stronach. Cały ten ciężar spadał na młodą księżniczkę, która musiała nieść go samotnie na swoich barkach. Czy można było ją winić za to, że rozpaczliwie szukała pomocy? Poczuła, że źle zrobiła, stawiając sprawy tak ostro. Z drugiej strony, wymagała tego racja stanu. Zresztą, Merkury zapewne także zdawała sobie z tego sprawę. Pogrążona w takich myślach podała jej wykonany z kryształu kieliszek, wypełniony szkarłatnym płynem.

- Tak, rozumiem cię - powiedziała - Dlatego nie nakazuję ci niczego. Zapomnij o moich słowach. Nie mam prawa ci rozkazywać ani grozić. Po prostu pomyśl o wszystkim.

- Obiecuję - Merkury odwróciła się. Kieliszki delikatnie stuknęły o siebie brzegami.


***


W nieco lepszym nastroju wsiadała na pokład statku. Silniki huknęły i potężna masa stali wzbiła się w przestworza, stopniowo wznosząc się coraz wyżej i wyżej. Stojąc przy iluminatorze, księżniczka Merkurego patrzyła na coraz bardziej oddalający się srebrny glob. Przypomniała sobie jeszcze, że gdy szła już na statek, widziała Wenus, obejmującą się czule z ziemskim arystokratą o imieniu Kunzite. Swego czasu cała śmietanka towarzyska królestwa huczała od plotek na temat relacji łączących tych dwoje, a oni sami kokietowali media, nie mówiąc publicznie nic na ten temat, tylko puszczając jakieś dwuznacznie brzmiące sugestie. O tej sprawie mówiła wcześniej królowa, dając wyraz swojej dezaprobaty. Teraz jednak, kiedy Wenus powiadomiła królową o planowanym ślubie, sprawy wyglądały inaczej. Widać uznali, że teraz nie muszą już niczego ukrywać. Zazdrościła im.

- Pani, bezpośredni przekaz z księżyca na linii prywatnej - do osobistej kajuty księżniczki wszedł oficer łączności. Jego suwerenka siedziała na fotelu, wpatrzona w gwiazdy przewijające się za bulajem. Cały czas dręczyło ją, czemu księżniczka Serenity nie powiedziała jej o zaręczynach, przecież wiedziała o nich, królowa sama to przyznała. Chciała wierzyć, że królowa nakazała córce nie mówić o tym nikomu, ale przecież następczyni tronu dzieliła się z nią nie raz po stokroć bardziej tajnymi informacjami.

- Łączyć - odpowiedziała i spojrzała na umieszczony na biurku wyświetlacz holograficzny. Drzwi za oficerem zamknęły się, a kilka sekund później na blacie biurka pojawił się przezroczysty, nieco rozmazujący się pod wpływem zakłóceń, wizerunek księżniczki. Merkury otworzyła szeroko usta, po części z zaskoczenia, po części z ciekawości.

- Kochana - usłyszała znajomy głos - zapewne moja mama poinformowała cię już o planach dotyczących małżeństwa. Podejrzewam, iż masz do mnie pretensje, że nie powiedziałam ci o tym sama. Tak, nie zrobiłam tego, nie chciałam psuć tych kilku godzin, jakie miałyśmy dla siebie. Gdy wyszłaś, długo płakałam, ale wiem, kim jestem i co powinnam robić. Pamiętasz, sama mówiłaś mi o obowiązkach. Dlatego, kiedy spotkamy się następnym razem, ja będę następczynią tronu, a ty wasalką moją i mojej mamy. Tak będzie najlepiej.

Merkury zacisnęła bezsilnie pięści. Ta mała płakliwa dziewczyna wykazała się mocniejszym charakterem niż ona sama, która potrafiła pokonać Metalię a nie potrafiła wygrać z własnymi uczuciami. Choć wiele razy powtarzała, że powinny były zakończyć ten nienormalny związek, nigdy nie znalazła w sobie dość siły, żeby to zrobić. A Serenity potrafiła właściwie poukładać priorytety i wybrać to, co właściwie. Tak, zdecydowanie naddawała się na królową. Będzie silną i mądrą osobą, ona… jej wierną sługą i doradczynią w każdej sprawie. Tylko tyle i aż tyle. Siadła do komputera i postanowiła zająć się pracą, kiedy poczuła, że po policzku spływa jej pojedyncza łza. Nie cierpiała siebie za własną słabość i bezsilność. Otarła łzę, ale zaraz później poczuła kolejną. Czując, że z sobą nie wygra, opadła na łóżko i wtuliwszy twarz w miękką pościel pozwoliła łzom płynąć. Nie pozwalała im wszak na to zbyt często.

Ciąg dalszy nastąpi...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.