Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Legend of Galactic Senshi

Rozdział 7

Autor:Grisznak
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Przemoc, Erotyka
Dodany:2009-11-09 17:20:24
Aktualizowany:2009-11-09 17:20:24


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Wasza królewska mość, proszę tam zostać - księżniczka z Wenus zamknęła drzwi do sali tronowej, mieszczącej się w centrum księżycowej cytadeli. Od chwili, w której rozpoczął się atak, towarzyszyła swojej królowej i jej córce, jako jedyna z władczyń planet obecnych na Księżycu. Przybyła tu zaledwie wczoraj w towarzystwie Kunzite. Chciała oficjalnie przedstawić go królowej, gdyż niebawem miały się odbyć ich oficjalne zaręczyny. I nagle wszystkie te plany szlag trafił. Atak był nagły i morderczo skuteczny. Na szczęście cytadela, chroniona polem energetycznym dopiero co sprowadzonym z Merkurego, była bezpieczna. Pytanie tylko, jak długo. Oparła się o ścianę, zastanawiając się, co dalej. Mogła mieć tylko nadzieję, że pozostałe planety przybędą z pomocą.

Usłyszała kroki. Korytarzem wiodącym do sali tronowej szedł Kunzite, w towarzystwie grupy swoich żołnierzy. Uśmiechnęła się. Przynajmniej na niego mogła liczyć. Był Ziemianinem, ale pozostał z nią. Jasnowłosy mężczyzna podszedł bliżej.

- Wenus - powiedział głosem, który lekko drżał - odsuń się. Proszę - dodał po chwili.

- Co takiego? - spytała, szczerze zaskoczona.

- Przepraszam - kontynuował - ale chyba sama widzisz, że sytuacja jest beznadziejna. Wiem, że mnie zrozumiesz. Dołącz do mnie. Pozbędziemy się królowej, a jestem pewien, że Beryl ci wybaczy. Razem będziemy władać galaktyką u jej boku - w miarę jak mówił, twarz księżniczki Wenus traciła barwy.

- Chcesz powiedzieć - odrzekła po chwili wahania - że ty... od początku...

- Kocham cię - powiedział - Zawsze cię kochałem. Dlatego nie chcę, aby stała ci się krzywda. Dołączysz do mnie? Jeśli nie... - dwójka żołnierzy podeszła bliżej, unosząc miotacze.

W dłoniach kobiety coś zalśniło. Czerwony od rozpalających go płomieni łańcuch pojawił się w jej dłoniach i ze świstem przeciął powietrze. Ostre niczym brzytwy ogniwa owinęły się wokół szyi żołnierzy. Szarpnęła, by ich głowy momentalnie spadły na podłogę, a z karków trysnęła krew. Bezgłowe ciała osunęły się na ziemię, a narzędzie śmierci powróciło na miejsce, otaczając swą właścicielkę zasłoną wirujących łańcuchów.

- Oto moja odpowiedź - odrzekła.

- Brać ją - rzucił Kunzite. Tylko stojący najbliżej słyszeli w jego głosie smutek.


***


- Pani - adiutant skłonił się przed zamyśloną księżniczką. Od chwili, kiedy wyruszyli, technicy próbowali nawiązać łączność z Księżycem, Jowiszem i pozostałymi planetami. Odpowiedzią były tylko szumy zakłóceń. Dopiero kilka minut temu poinformowano ją, że odebrano przekaz z Jowisza. Podekscytowana, poprosiła o natychmiastowe pokazanie jej wiadomości. Na wyświetlaczu, mocno zniekształcona przez liczne zakłócenia, pojawiała się postać władczyni planety burz.

- Merkury? Wenus? Wasza królewska mość? Nawet nie wiem, czy ktoś odbiera ten przekaz... Zostaliśmy zaatakowani... zdziesiątkowani... Z okien widzę, jak płonie stolica, moi poddani są paleni żywcem. Zażądano właśnie, abym poddała się i przeszła na stronę Ziemian. W zamian za to obiecali mi życie. Może, gdyby zaproponowali to przed atakiem, zgodziłabym się, aby ochronić moich ludzi. Teraz już za późno... Poprosiłam o chwilę czasu, akurat starczy, by wysłać tę wiadomość. Za chwilę wyruszam do ostatniego ataku. Nie mamy szans, zostały nam resztki floty, ale nie poddamy się bez walki. Kilkuset Ziemian nie dożyje końca tej wojny. Żegnajcie, najdroższe. Pamiętajcie, Merkury powiedziała kiedyś, że kapitulacja to próba ocalenia wszystkiego, oprócz honoru. Ja wybieram honor. Do zobaczenia...

- Cześć najdzielniejszej z dzielnych! - krzyknął ktoś na mostku i wszyscy wokół w milczeniu stanęli na baczność. Merkury podniosła głowę, mając nadzieję, że nikt nie dostrzeżenie na jej twarzy śladów łez. W takiej chwili nie powinna była okazywać śladów słabości. Nie wobec podwładnych, którzy w końcu na nią liczyli. Chwilę potem podszedł do niej kolejny oficer.

- Co się stało? - spytała.

- Weszliśmy w efektywny zasięg naszych radarów. Myślę, że powinnaś to zobaczyć, pani.

- Tak, rzeczywiście - wstała i prowadzona przez odzianego w granatowy mundur oficera podeszła do dużego ekranu, na którym wyświetlana była aktualna pozycja statku i wszystko, co wychwytywały jego radary. W centralnej części znajdował się „Caloris”, zaś w północnym rogu widać było symboliczny glob ziemskiego satelity. Wokół niego zaś migały liczne światełka. Władczyni Merkurego wystarczyło jedno spojrzenie, aby zrozumieć wszystko.

- Przebijamy się - powiedziała krótko, po czym zajęła miejsce w centralnej części mostka - Tarcze na 95% mocy, silniki - pełen ciąg. Artyleria - ogień ciągły, rozproszony. Cel - punkt 0.89 stopni nad księżycową cytadelą. Nie zatrzymywać się, póki nie będziemy na miejscu. Nawiązać łączność z obrońcami, o ile to możliwe - wypowiadane zimnym, niemal mechanicznym głosem rozkazy padały z jej ust jeden po drugim. Kolejno wydawane komendy rozbrzmiewały w głośnikach na pokładzie całego statku. Załoga wiedziała, że szykuje się coś szczególnego, ale tylko wpatrująca się swoimi szafirowymi oczami w ekran księżniczka i kilku oficerów dowodzenia wiedziało, jak szaleńcza będzie to operacja. Cóż, tego dnia szaleństwo było w cenie.

Smukłym kadłubem okrętu wstrząsnęły dreszcze, gdy uruchamiano dodatkowe jednostki napędu. Przezroczyste, ledwie migoczące w próżni bąble osłon zamknęły się wokół krążownika. Gwałtowne szarpnięcie było zapowiedzią przyspieszenia. Wszystkie silniki pracowały już pełną mocą, pchając przez przestrzeń kosmiczną długą, metalową konstrukcję, we wnętrzu której pięciuset ludzi wykonywało polecenia ich władczyni. Ona zaś sama, z obojętnością skrywająca burzę emocji kotłujących się w jej wnętrzu, spokojnie wydawała kolejne rozkazy.

- Przygotować jednostki pozoracyjne. Uruchomić procedurę ich użycia na pięć minut przed wejściem w zasięg radarów wroga. Po rozpoczęciu wymiany ognia meldować na bieżąco o uszkodzeniach.

Gdy merkuriański krążownik podszedł bliżej i na ekranie taktycznym widać było już wyraźnie poszczególnie jednostki nieprzyjacielskiej floty, dwa zasobniki znajdujące się po obok statku oderwały się od burt. Kilka minut oddalały się odeń dzięki pomocniczym jednostkom napędowym, by następnie otworzyć się. Z ich wnętrza wysypały się dziesiątki kul. Na ekranach radarowych nieprzyjaciela musiało to wyglądać, jakby zbliżała się ku niemu cała flota. Oczywiście, ten trik na dłuższą metę nie mógł zadziałać i prędzej czy później musiał być rozszyfrowany, ale wystarczył, aby „Caloris” oderwał się od grupy dryfujących w kierunku wroga kul i ruszył bocznym kursem. Kiedy pierwsze salwy dział dalekiego zasięgu trafiały w kule, samotny krążownik zmierzał ku celowi.

- Dwa nieprzyjacielskie niszczyciele na kolizyjnym! - rozległ się czyjś głos na mostku.

- Zlikwidować - nie zdradzającym śladu emocji głosem rozkazała księżniczka. Dziobowe działa krążownika bluznęły strumieniami energii, zmieniając pierwszy z niszczycieli w kupę pogiętego metalu, rozpadającą się na setki mniejszych kawałków. Drugi otworzył ogień, ustawiając się następnie na dogodnej pozycji do oddania burtowej salwy rakietowej. Pociski energetyczne dosięgły celu, rozpływając się w tarczach flagowej jednostki floty księstwa Merkurego.

- Rakiety!

- Unikać!

Nie zwalniając nawet o sekundę, krążownik zmienił kurs o kilka stopni, jednocześnie boczne wieże z działami bliskiego zasięgu zasypały zbliżające się ku „Caloris” rakiety balistyczne setkami tysięcy drobnych pocisków. Nie miały one potężnej mocy, ale nie to było ich atutem. Wystarczyło bowiem, że kilka pocisków trafiło rakietę, aby spowodować jej detonację. Kilkanaście wybuchów w odległości wielu kilometrów od krążownika było widocznym znakiem końca rakiet.

- Główne baterie, ognia - niebiesko włosa kobieta, która była sercem i mózgiem tego statku, sięgnęła po stojącą niedaleko butelkę z wodą i pociągnęła łyk, by zaraz potem obserwować zagładę drugiej z wrażych jednostek, które stanęły jej na drodze. Niszczyciel przełamał się na pół, podczas „Caloris” sunął dalej, niepowstrzymany. Kilka małych statków przezornie zeszło mu z drogi. Zanim ziemska flota zorientowała się w tym, co się dzieje, krążownik wszedł w atmosferę księżyca.

- Przygotować mój prom - powiedziała księżniczka, wstając z miejsca i ruszając ku wyjściu.

- Ależ, wasza książęca mość - kapitan statku zagrodził jej drogę. Był już starszym, doświadczonym człowiekiem, ale na jego twarzy malował się autentyczny lęk - Przecież tam…

- Zostawiam panu statek. Lecę tam i postaram się zabrać ze sobą członków rodziny królewskiej, po czym przywiozę ich na pokład. Gdyby jednak statkowi groziło niebezpieczeństwo zagłady, ma pan obowiązek się wycofać.

- Ale…

- Proszę mnie przepuścić. To rozkaz - dodała z naciskiem i nie czekając na jego ruch, skierowała się ku metalowym drzwiom, które rozsunęły się, kiedy do nich podeszła. Biegła przez korytarze statku, prosto do hangaru. Mijani marynarze zatrzymywali się i salutowali, ale ona śpieszyła się, nie miała nawet czasu, aby odpowiedzieć, tak jak to zwykle miała w zwyczaju. Gdy znalazła się w hangarze, nieduży prom transportowy już na nią czekał. Wbiegła po schodach do środka i zasiadła przy pulpicie sterowniczym, pośpiesznie naciskając przyciski.

- Zgłaszam gotowość do startu - powiedziała do mikrofonu.

Z szumem zamknęły się wewnętrzne drzwi hangaru, a chwilę potem uniosły zewnętrzne. Silniki promu poderwały go w powietrze. Nieduży, trójkątny kształt rozwinął dwa boczne skrzydła i górny statecznik w kolorze błękitnym, po czym pomknął ku powierzchni księżyca.

ciąg dalszy nastąpi...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.