Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Wielkie Łowy

Dzień trzeci

Autor:Shelim
Gatunki:Fantasy, Fikcja, Kryminał, Mroczne
Uwagi:Przemoc
Dodany:2010-03-25 08:00:46
Aktualizowany:2010-03-21 18:35:46


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Copyrights (c) by Piotr Kosek (www.piotr-kosek.com) All rights reserved! Zabrania się kopiować całości lub części fragmentów tego tekstu, oraz publikować bez zgody autora.


Skrzypnięcie okna. Nie powinno rozbrzmieć, na pewno je zamykałam. Ciemno, jeszcze słońce nie wstało. Ciche uderzenie miękkiego buta o drewnianą posadzkę. Pewnie sądzi, że śpię. Fakt, człowieka nie obudziłyby tak nieznaczące dźwięki. Ale wampiry nie sypiają, odpływają tylko świadomością zachowując przytomność. Znaczy napastnik nie wie jeszcze, że jestem wampirem. Znakomicie.

Nóż uderzył, rozorał pościel i przebił materac. Asasyn spojrzał zaskoczony w miejsce trafienia. Jeszcze przed chwilą leżała na nim jego ofiara, nieświadoma, pogrążona w błogiej nieświadomości snu. Auć! Odwrócił się gwałtownie czując ukłucie w okolicach karku. Nietoperz sfrunął z jego pleców i momentalnie przybrał postać jego ofiary, lekko oszołomionej, ale stojącej stanowczo za blisko miecza.

- Cholerny wampir - warknął asasyn.

- I wzajemnie - burknęła. Potrząsnęła głową chcąc pozbyć się niesmaku z ust. - Drgnij, a wypruję z ciebie flaki.

- Nie masz broni. Ten miecz leży dość daleko - zmrużył oczy.

- A twój tkwi w pochwie. A tamten nóż siedzi dość głęboko. Jak na razie remis.

Burknął coś w odpowiedzi.

- Chcesz założyć się kto z nas będzie szybszy? - kontynuowała. - Dam ci szansę. Gadaj, kto cię nasłał.

- Pieprz się!

- Wiesz co? - skrzywiła się w uśmiechu. - Tak się składa…

Nagle poderwała miecz ze stołu i rzuciła się na przeciwnika. Zadecydowały ułamki sekund. Zaskoczony asasyn zdążył tylko wyjąć miecz, gdy dostał pod żebro. Krzyknął z bólu, odruchowo wypuszczając broń.

- … że akurat sama byłam ciekawa, kto będzie szybszy - dokończyła złośliwie. - Powtórzę pytanie.

- De Vall - warknął, trzymając się za ranę.

- Kłamiesz. Trudno, nie chcesz powiedzieć, wypruję tą informację z twojego mózgu. Broń się. Uwielbiam jak się zwijacie z bólu w tak beznadziejnej walce.

Mężczyzna w jej rękach zamienił się w nietoperza, rozpruwając sobie kawał ciała. Wampirka zareagowała szybko, ale tamten, wiedząc że nie ucieknie, podłożył się pod ostrze. Jego łepek spadł obok reszty ciała.

Szlag. Dobrze chociaż, że nie muszę trupa sprzątać.

Pukanie.

- Czy coś się stało? - odezwały się głos zza drzwi. - Słyszałem jakieś krzyki.

- Potknęłam się idąc po coś do picia - odparła. - Wszystko w porządku.

Starła krew z miecza i usiadła na łóżku. Odetchnęła głęboko. Nic tak skutecznie nie przywraca świadomości jak mały pojedynek o życie z samego ranka. Teraz na spokojnie przeanalizujmy fakty. Napastnik nie zrozumiał jej sugestii z „zakładem”. To by raczej wykluczało osobę, z ktorą rozmawiała wczoraj. Wampiry zazwyczaj służą nekromancie który je stworzył, inaczej rzadko istnieje powód by je kreować. Czyli w aferę jest zamieszany czarny mag, możliwe nawet że to ten drugi typek który był w tawernie na trakcie. Kto wiedział, że się tu zatrzymałam? De Vall, to na pewno. Oprócz niego? Valin, sam jej o tej karczmie powiedział. Jeszcze ten opryszek, którego troszkę zbyt szybko chciała wykorzystać do próby kontaktu z Szakalem. Ale z tej trójki tylko jedna osoba znała numer pokoju…

- … dlatego, rozumiesz, będę bardzo wdzięczna jeżeli powiesz mi, komu o tym powiedziałeś.

De Vall nie spuścił z niej spojrzenia swoich przenikliwych oczu.

- Sądzisz że to ja? Po tym, jak sam dałem ci pozwolenie na tak dobrą broń?

- Nie - skrzywiła się. - Sądzę, że powiedziałeś o tym komuś, kto ciebie nie lubi. Komu?

- Nie wystawiłbym cię - powiedział spokojnie. - Z nikim nie rozmawiałem na twój temat. Chciałem, żebyś miała czyste pole do działania.

- Czy ktoś mógł podsłuchać rozmowę? - splotła palce.

- Gdybyś krzyczała to tak. Ale te ściany dość dobrze wytłumiają dźwięki.

- Czy wczoraj, po moim wyjściu, spotykałeś się z kimś? Kimkolwiek?

Machnął ręką zniecierpliwiony.

- Z setką osób. Jacyś popaprańcy napadają na wioski, a wszyscy dziwią się dlaczego nie wyprowadzam wojsk dla zabezpieczenia terenu. Ormar nawet pytał, czy przypadkiem ktoś nie rzucił na mnie klątwy obłędu. Chciał mnie zbadać, ale go wyśmiałem.

- Kto?

- Nasz lokalny Solamanta. Ale nie sądzę, byś go polubiła, gbur straszny. Co do twojego… - przerwał. - O co chodzi?

- Gdzie on teraz jest? Ormar?

- W swoim gabinecie. Sądzisz, że ma coś z tym wspólnego? Mógłby mnie zabić już tysiąc razy. Pracował już dla moich poprzedników.

- Może… może nie. - Wstała. - Gdzie jest jego gabinet?

- W połowie korytarza po lewej. Mam wezwać straż?

- Nie, zaczekaj tutaj. - Wyszła szybkim krokiem. Spojrzał za nią ze zdziwieniem w oczach.

Nie upłynęła nawet minuta, gdy była z powrotem. I to bardzo zła.

- Uciekł. Nie ma go - syknęła, wchodząc do pokoju.

- Hmm? Nie mógł po prostu wyjść?

- Nie. Kazał strażnikowi powiedzieć mu kiedy przyjdę. Opuścił ratusz zaraz po tym, jak weszłam do tego pokoju.

- Ale dlaczego..? Co się dzieje?

- Jak tylko się pojawi, aresztuj go - powiedziała zdecydowanie. - Muszę sprawdzić jeszcze jedną rzecz.

- Słuchaj! - Warknął. - Nie możesz mi rozkazywać. Tak się składa, że ja tu jestem burmistrzem. Byłem dla ciebie miły, dałem ci to czego potrzebowałaś. Ale chcę, żebyś mi w zamian powiedziała to, co wiesz na temat tej sprawy. Zrozumiałaś?

Usiadła. W jej oczach płonął ogień.

- Co chcesz wiedzieć? - spytała przesłodzonym głosem.

- Dlaczego niby Ormar miałby coś nagle mieszać jeżeli nigdy, przez wiele lat, nie przejawiał zapędów do posiadania władzy?

- Gdybyś mi pozwolił teraz wyjść - odpowiedziała zimnie spokojnym głosem pod którym czaił się wściekły ogień. - To za godzinę dałabym ci odpowiedź - zamknęła oczy, uspokajając się. Teraz dopiero zauważyła poważną lukę w swojej teorii. Asasyn, który odwiedził ją rano nie wiedział, że była wampirem.

- Więc? Powiedz mi teraz, bez dowodów.

Cóż za głupie uczucie, jeszcze przed chwilą być czegoś pewnym, a teraz musieć relacjonować to rozmówcy jako potencjalną teorię, nawet pomimo świadomości, że jest w niej tak poważna dziura.

- Powiem ci jak się potwierdzą - była już całkowicie spokojna. - Daj mi zapolować, a nim zajdzie słońce dostaniesz swoją Bestię.

Westchnął i kiwnął głową, widząc że jest bez szans.


Znowu jej przeciwnik był o krok przed nią. W „Pod Białym Krukiem” nie zastała nikogo wyróżniającego się z tłumu, nawet pomimo iż drobiazgowo odtworzyła swój kamuflaż sprzed dwóch dni. Albo opryszek zignorował jej „prośbę”, albo nekromanta był tak sprytny, albo faktycznie nie był zupełnie powiązany ze Sforą. Najważniejsze teraz to odszukać Ormara, bo ten zaprowadzi ją wprost do Bestii. Bruxa westchnęła, kończąc piwo i zbierając się do wyjścia, kiedy dostrzegła…

Mężczyzna którego „poznała” dwa dni temu wyglądał jakby przeżył bardzo trudne godziny. Był pobity i to na tyle wprawnie, że gdyby nie kulał to prawie nie dałoby się tego poznać. Gdy spojrzał na Bruxę skulił się nieco, ale utrzymał wyprostowaną postawę. Wskazał na ulicę. Wyszli razem.

- P-p-pan Sz-szakal przesyła poz-z-zdrowienia i p-p-prosił, żeby p-p-panią d-do n-n-niego z-z-zaprowadzić - wyjąkał, drżąc straszliwie i starając się patrzeć wszędzie tylko nie na jej twarz.

- Stój. - przerwała mu oschle. - Skręćmy tutaj - Wskazała na ciemny zaułek.

- D-d-dlaczego?

- Rób co ci mówię, chyba że chcesz stracić oko. Ruszaj się.

Przechodnie odsunęli się od pary. Takie groźby na ulicy zdarzały się dość często i nie wróżyły nic dobrego. Opryszek też wyczuł powagę sytuacji i podreptał potulnie w zaułek.

- Spójrz mi w oczy - warknęła, gdy znaleźli się sami.

Zaniemówił. Cały czas patrzył w swoje buty.

- Powiedziałam: spójrz mi w oczy - powtórzyła.

Drżał, drżał straszliwie.

Trzasnęła go w policzek, aż poniosło się echo.

- Kto ci powiedział, że masz mi nie patrzeć w oczy? - spytała przesłodzonym głosem.

Poruszył bezgłośnie ustami w stronę swoich butów.

- To co ci zrobili będzie relaksem w porównaniu do tego co cię czeka przez najbliższe pięć minut, jeżeli zaraz nie zaczniesz mówić.

- O..o…o… - przełknął ślinę. - o….n… m..n..n…i…e… z-z-z-zabije…

- Tak się składa, że ja zabiję go najpierw. Ułatwię ci: osoba o której mówisz ma czterdziestkę, resztki włosów i jest dość wysoka.

Zaniemówił.

- Potwierdź lub zaprzecz.

Ledwo dostrzegalnie kiwnął głową.

- Świetnie. - Uśmiechnęła się krzywo. - Gdzie czekają twoi koledzy? - powiedziała pewnym tonem głosu, pomimo iż tylko zgadywała - Ci co mieli mnie załatwić na jego polecenie?

Wyartykułował coś niezrozumiale.

- Dobra, może inaczej. Szkoda dnia, a ty musisz się gdzieś schować zanim zacznie się rzeź. Gdzie znajdę twojego szefa?

- T-to z-z-znaczy ż-że p-p-puści m-m-mnie p-p-pani?

- Tak, tak. Mówiłam już, że nie ma potrzeby cię zabijać. Powiedz, gdzie go znaleźć. - spuściła trochę z tonu. - Po tym co mu zrobię nawet piekło będzie wydawało mu się przyjemne.

Odetchnął głębiej i odważył się spojrzeć jej w oczy.

- Opuszczone m-magazyny przy p-północnej b-bramie… T-tam jest o-on i ta jego d-dziwka.

Parsknęła.

- Tak odważnie mówisz o byłej szefowej?

- O..ona n-nie jest ż-żadnym szefem… p-pracuje w „Dziki Zwierzu”… j-jest n-naprawdę… - zaniemówił na chwilę. - T..tego, d-dzika.

Drgnęła.

- Dzięki - uśmiechnęła się wcale mile. Chłystek dał jej bezcenną informację. - Idź tam, gdzie jest dużo ludzi. I przygotuj się, że mogą być fajerwerki.

- J.jak to?

Ale kobieta już zniknęła.


Sytuacja była już dla niej całkowicie jasna. Wiedziała z kim się będzie mierzyć i wiedziała, że Bestia istnieje naprawdę. I w swojej „bestiowej” postaci będzie w stanie skutecznie walczyć, pomimo iż jej wygląd jest tylko iluzją. Wiedziała też, jak nekromanta „przekonał” ją, żeby dla niego pracowała. Znała jego motywy. Wiedziała, że lubił mieszać tropy ścigającym ją ludziom, że wydawało mu się iż ma takie środki że drobne straty były warte zabawy. Bo, faktycznie kochał ryzyko i hazard. Asasyn któremu nie powiedział o tym, że jego domniemana ofiara jest wampirem. Był ciekaw, czy jego twór sobie z nią poradzi. Wymiana listów na trakcie, zasłona dymna od metody jaką się komunikowali. Bardzo starali się nie patrzeć nikomu innemu w oczy, ale sobie nawzajem spojrzeli. Nie robili tego w mieście, żeby połączyć jedno z drugim, podsycić paranoję. W końcu wszyscy bandyci trzymają się z dala szlaków z powodu Bestii, a tu nagle pojawiała się para która bywała w tawernie regularnie i najwyraźniej nic sobie nie robiła z zagrożenia. Wiedziała co się dzieje z ofiarami. Nekromanta tworzył z nich prywatną gwardię nieumarłych sług całkowicie podległych jego woli. Mając tak silny oddział mógł zabezpieczyć szlaki na całą wieczność swojego żywota. Nie byłby już tylko przywódcą Sfory, ale najbardziej wpływową osobą we wszystkich zachodnich prowincjach. A co do De Valla, to Bestia miała faktycznie zaatakować ratusz, a teraz - w magazynach - przygotowywała się do walki.

To się dobrze składało, bo kobieta miała zamiar ją uprzedzić.

Przebranie się w strój asasynki i wyposażeniu w uzbrojenie zabrało dosłownie kilka chwil. Miecz, którego ostrze zanurzyła w roztworze soli i pozwoliła mu wyschnąć, tworząc warstewkę minerału. Niewielka kusza i kilkanaście bełtów. Połowa, pozbawiona lotek miała groty posmarowane wyciągiem z Seth, silnego środka usypiającego. Reszta pokryta była silną toksyną. Dzięki tej sztuczce z brakiem lotek, mogła rozróżnić oba typy bełtów na dotyk, nie patrząc do kołczanu. No i miała pewność, że te ważniejsze, te z toksyną będą miały większą celność.

Stanęła przed lustrem i popatrzyła na siebie krytycznie. W końcu miała dzisiaj zginąć, według słów samej Bestii. Nie powinna iść nieprzygotowana, prawda? Poprawiła sobie makijaż. Tak lepiej.

Trasę do magazynów pokonała najkrótszą możliwą drogą. Powietrznie. Zmaterializowała się na dachu naprzeciw tylnego wejścia. Dwóch oprychów o twarzach bezmózgich goryli. Wyjęła usypiający pocisk i załadowała. Odwróć się…

Mężczyzna nagle osunął się na ziemię. Jego towarzysz gwałtownie odwrócił się w jego stronę. Bełt! Rzucił się w stronę, auć!, stroooouaaaa….

Kobieta, znów jako nietoperz, podleciała do drzwi. Spojrzała na jednego z oprychów z wysokości lotu. Może strzemiennego?

Bandyta nie drgnął nawet gdy nietoperz przyssał się do jego karku, wstrzyknął znieczulający jad i zaczął spijać jego krew. Po chwili kobieta zmaterializowała się na ulicy. Otarła wargi wierzchem dłoni. Nie był smaczny, ale nic lepszego by się teraz nie znalazło. Wyjęła niewielki wytrych z kieszeni i pogrzebała przy zamku. Ustąpił zadziwiająco łatwo. Wyjęła z pochwy miecz i otworzyła cicho drzwi. Skrzypnęły, niedobrze. Wkroczyła w całkowitą ciemność.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.