Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

All you need is love

Rozdział III Gdzież Twe maniery?

Autor:Mocha Butterfly
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Komedia, Kryminał, Mistyka, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Dodany:2010-03-26 08:00:08
Aktualizowany:2010-03-21 18:12:08


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zgoda autorki oryginału: uzyskana.

Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/417885/1


Ginny, dzięki Bogu, nie miała większych problemów ze znalezieniem pralni. Drzwi były nieznacznie uchylone, a z wewnątrz docierała do niej wesoła paplanina i śmiechy. Dziewczyna ostrożnie pchnęła wejście i postawiła w środku stopę. Spodziewała się, że ludzie wewnątrz zatrzymają swą pracę i będą się na nią gapili, jak to miało miejsce w kuchni. Ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Odetchnęła z ulgą.

Podeszła do przodu, stojąc przed drzwiami. Przygryzła wargę i rozejrzała się w poszukiwaniu znajomej czupryny Harry’ego.

Większość kobiet prała ubrania, stojąc wokół dużych, drewnianych balii. Nad nimi unosiły się ciężkie opary wody i mydlin. Było bardzo gorąco, prawie tak gorąco jak w kuchni. Ginny zakonotowała sobie w pamięci, aby powiedzieć Marii, żeby nie kładła na nią więcej takiej tony ciuchów.

W końcu zauważyła Harry’ego, który niósł w stronę jednej z bali dużo płócienny worek. Nie dostrzegł jej. Uśmiechnął się do kobiety, która prała ubrania i obrócił, aby pójść po następny wór, który stał przy pobliskiej ścianie.

Ginny uniosła do góry swoją strasznie długą i ciężką spódnicę, aby jej nie zamoczyć w potokach wody przepływających przez komnatę i zaczęła iść w jego stronę. Zobaczył ją dopiero, gdy wrzucił następny worek do wanny. Zauważyła, że jego źrenice się rozszerzyły, ale nic nie powiedział. Znowu się odwrócił, żeby pójść po następne ciuchy.

Jedna ze starszych kobiet, które dotychczas gawędziły między sobą, spojrzała na dziewczynę.

- Chciałyście czegoś, Wasza Wysokość?

Ginny nie odnotowała w jej głosie tyle wrogości, ile było w głosie kucharki, ale może ta tylko dobrze to ukrywała.

- Chciałabym chwilę porozmawiać z Harrym, jeśli mogę go pożyczyć.

Chłopak wrzucił ostatni worek i, nawet na nią nie patrząc, odpowiedział:

- Zajętym, Wasza Wysokość - rzekł spokojnym, monotonnym tonem. - Możliwe, że później.

Szczęka Ginny opadła w dół, ale dziewczyna szybko się powstrzymała przed okazywaniem dalszego zdziwienia. Cała nadzieja, że Harry może ją rozpoznać, że będzie z jej czasów, wyfrunęła przez okno i zapowiadało się, że nie wróci. Ale nadal musiała z nim pomówić, poznać przyczynę, dla której był dla niej taki chłodny.

Cóż, była królewną, nieprawdaż? Mogła im rozkazywać, owszem, ale służący jeszcze bardziej by jej nie lubili. Ale przecież, z drugiej strony, za to im właśnie płacono!

- Proszę natychmiast - powiedziała tak grzecznie, jak tylko umiała.

Spojrzał na nią i ujrzała w jego zielonych oczach zniecierpliwienie. Jednak kiwnął głową, wzdychając lekko.

Ginny uśmiechnęła się w stronę kobiet.

- Za chwilę powróci - obiecała i obróciła się, idąc w stronę wyjścia. Harry poszedł za nią.

Gdy byli już na zewnątrz, zamknęła drzwi do pralni. Odwróciła się w stronę chłopaka. Nie bardzo wiedziała, co oznaczał wyraz jego oczu, ale chyba był to gniew. I wstręt.

Jeszcze nigdy nie wiedziała go takiego. Sposób w jaki na nią patrzył, sprawiał, że robiło jej się gorzej na duszy. O Boże, co ona mu zamierzała powiedzieć? Mowa, którą sobie przygotowywała, prysła jak bańka mydlana. Czuła się jak ostania idiotka, stojąc tak przed nim i nic nie mówiąc.

Harry czekał na jej słowa przez ponad minutę. W końcu się odezwał.

- Jeśli to niej jest tak ważne, może będziecie mogła przyjść, gdym będę mniej zajęty?

Odwrócił się, aby wejść do komnaty.

- Nie! - krzyknęła, chwytając go za rękę. - Nie idź jeszcze...

Chłopak gwałtownie się od niej odwrócił, uskakując prawie trzy stopy do tyłu. Westchnęła, a ich oczy spotkały się ponownie. Jego źrenice zwęził się jeszcze mocniej, ale nienawiść rozmieszała się ze wstydem.

- Przepraszam - szepnęła, dotykając szmaragdowego naszyjnika na szyi. - Nie chciałam...

- Wybaczcie, Wasza Królewska Mość - powiedział cicho, utkwiwszy wzrok w podłodze. - Ale muszę skończyć pracę, zanim przybędą Malfoyowie. Bardzo byłbym rad, gdybym mógł skończyć na czas.

- Nie dziwi cię, skąd znam twoje imię? - zapytała, mając wielka nadzieję, że chociaż tym będzie zainteresowany. Nie mógł sobie pójść - musiała go spytać o tak wiele! Nawet jeśli nie był tym samym Harrym, którego znała, to przecież miał znajomą twarz, a to znaczyło bardzo dużo.

Przez chwilę stał cicho.

- Nie - odezwał się w końcu.- Wydaje mi się, że wiem, skąd znacie me imię.

Spojrzała na niego zdziwiona.

- Ale... jak? - ledwo wyszeptała.

I wtedy ponownie na nią spojrzał, a jego oczy zapłonęły szmaragdowym ogniem.

- Wrócę do pracy - powiedział zimno.- Wybaczcie, Wasza Wysokość.

Kiwnął głową w jej stronę i wyminął ją, ale i tak nic nie chciała powiedzieć.

Ścisnęło ją coś w gardle. Poczuła, że zaczyna się tego wszystkiego obawiać.

Co się stało z Harrym? Nie miał blizny na czole, jego ojciec żył (a z tego, co dotychczas wiedziała, jego matka także) - więc czemu ciskał takie spojrzenia, jakby napotkał po raz kolejny Voldemorta?

Nagle coś zrozumiała. Był bardzo miły dla kobiet w pralni. To ona go wkurzała. To ona zrobiła coś, przez co tak okrutnie ją znienawidził.

Jednak nie miała pojęcia, za co. Chyba nie tylko dlatego, że była księżniczką, a on musiał poświęcać swoje życie na usługi jej i jej rodziny. To musiało być coś innego, poważniejszego - widziała w jego oczach smutek.

- Wasza Wysokość?

Wzdrygnęła się, gdy poczuła czyjąś rękę na swym ramieniu. Obróciła się i stanęła twarzą w twarz z Marią, stojącą krok od niej.

- Wasze rękawiczki, panienko - powiedziała kobieta, wręczając jej długie białe rękawiczki. - Zostawiłyście je na stole.

- Dziękuję - szepnęła, biorąc je.

- Czy coś się stało? - zapytała służąca, widząc jej strapioną minę.

- Mario, czy Lily Potter żyje?

Maria zamrugała oczami, widocznie nie spodziewając się takiego pytania.

- Kwiatuszku - powiedziała cicho. - Znacie odpowiedź.

- Powiedz - odrzekła Ginny. - Chcę to jeszcze raz usłyszeć.

Służąca westchnęła głośno.

- Nie - powiedziała ostrym tonem. - Nie. Lily Potter nie żyje już od roku i wiecie, czemuż.

To wszystko tłumaczy. Dziewczyna nagle coś zrozumiała. Eee... Nie, wcale nie! Tylko dlatego, że jego mama nie żyje, to chyba nie powinien... Chyba że...

Ginny spróbowała przełknąć bryłkę lodu, jaka utkwiła w jej gardle.

- Mario - wychrypiała, chwytając kobietę mocno za rękę. - Mario, ja... Powiedz, że ja jej nie zabiłam.

Oczy służącej rozwarły się szeroko. Wyprostowała się gwałtownie.

- Wasza Wysokość, skąd wam w głowie takie rzeczy...? Wiecie, że Lily Potter nie żyje i powinnyście wiedzieć, że to nie wy ją zabiłyście! Koniec dysputy - książę Draco i jego rodzina przybędą lada chwila. Chodźcie, panienko, jesteście śmiertelnie blada. Trzeba dodać trochę pomady na polika.

Ginny skurczyła się w sobie.

Jeżeli nie zabiła Lily, to w taki razie czemu Harry tak bardzo jej nienawidzi? Nic tu nie pasowało.

Jeśli pobędę tu trochę dłużej, niż przypuszczam, pomyślała, idąc za Marią będę musiała znaleźć odpowiedź. Muszę, MUSZĘ się dowiedzieć, dlaczego Harry tak bardzo mnie nie lubi...

~~~~

Było mu zimno i był rozdrażniony.

Powóz którym jechali był drewniany i było w nim niewiele cieplej, niż na dworze. Podskakiwali na każdym wyboju, a raz koła utkwiły w śniegu tak głęboko, że musieli zatrzymać się na godzinę, aby je odkopać.

Draco przestał czuć nos, ręce i nogi. Usta Elle, która siedziała obok niego, stały się dziwnie niebieskie. Chłopak spojrzał na nią i zwrócił wzrok na ojca, siedzącego przed nimi.

- Nie mogłoby tu być grzejnika? - jęknął, otulając się płaszczem jeszcze ciaśniej.

- Grzejnika? - powtórzył król.

Jego „syn” uśmiechnął się podstępnie i wyjrzał przez okno.

- A jest jakiś sposób, aby tu w środku było... Hmm... Mniej lodowato?

- Draco... - szepnęła ostrzegawczo Elle.

Jego uśmieszek pogłębił się. Spojrzał na „ojca”. Ten patrzył na niego karcąco i jeśli spojrzenia mogłyby zabijać, Draco leżałby martwy...

Co by w tej chwili nie było takie złe...

Draco jeszcze raz wyjrzał przez okno.

Nareszcie konie się zatrzymały. Draco wydostał się z powozu. Tak jak przypuszczał, na zewnątrz było niewiele zimniej niż w środku. Spojrzał na zamek, w którym przypuszczalnie żyła Ginny Weasley.

Wyglądał jak na pocztówce - szary, kamienny zamek z mnóstwem wież i mnóstwem śniegu na dachach, blankach i Merlin wie gdzie jeszcze. Coś mu podpowiadało, że w środku jest pewnie ciepło i przytulnie. Nad wrotami wisiała wielgachna girlanda.

Elle wskoczyła w śnieg, który sięgał jej na połowy łydki, a Draco zauważył, że zaczęła się gapić na zamek swoimi niebieskimi oczkami z niemym podziwem, który przekształcił się w uśmiech. Pobiegła do przodu.

- Isabello! - zawołał ojciec. - Wróć no tu i pójdź wraz z nami.

Zignorowała go i zapukała pięścią w drzwi. Uśmiech Dracona znikł z twarzy, gdy poszedł za nią schodami, gdzie stał prawie tuzin rycerzy. Nagle wyobraził sobie, jakby to było, gdyby ich zbroje zamarzły i zawiał wiatr.. Przez głupie wyobrażenie trudniej mu było zachować powagę.

Następne drzwi, tym razem mniejsze, otworzył ktoś, kto przypominał mu lokaja w jego „domu”. Był to wysoki, chudy człowiek, ubrany na czarno, zapraszający ich środka ruchem dłoni.

Pełen wdzięczności Draco wszedł do ciepłego, ogromnego, wspaniałego foyer. Dekoracje nigdy jednak go zbytnio nie ciekawiły.

Od razu zaczął się rozglądać - musiał znaleźć tę Ginny. Prawdę rzekłszy, nie wiedział jej od kilku miesięcy, odkąd skończył szkołę. Nie chodziło o to, że koniecznie chciał się z nią zobaczyć, raczej chciał ujrzeć swą przyszłą małżonkę.

Oczywiście wracam do domu, zanim się pobierzemy, bez jaj...

- Rodzina królewska oczekuje - powiedział lokaj, podkreślając słowa gestem zaliczanym do tzw. „teatralnych”. - Proszę podążać za mną.

Szli za nim kilka minut korytarz za korytarzem.

Czy ta „królewska rodzina” nie mogła „oczekiwać” jakoś bliżej drzwi?

Rozejrzał się, próbując zapamiętać kierunek, skąd przyszli.

W końcu zatrzymali się przed dużymi drzwiami. Lokaj pchnął jedno skrzydło, a otworzyły się obydwa.

Serce Dracona biło niemiłosiernie szybko ze zdenerwowania. Był pewien, że specjalnie chcą, aby nie widział się z Ginny - ale przecież pierwsza wchodzi zawsze głowa rodziny. Za nim weszło kilku rycerzy. Później do środka podążyła Elle z eskortą. Nareszcie był ruch Dracona.

Rozejrzał się. Komnata królewska w rzeczywistości była wielkim pokojem, w którym po bokach stały dwie burgundowoczerwone sofy, a naprzeciw nich fotele, ustawione na grubym i pewnie kosztownym dywaniku. Ściany zostały pomalowany na złoto, z sufity zwisał mały żyrandol, który, nie licząc kominka, służył za oświetlenie w całym pomieszczeniu.

Draco zaledwie spojrzał na ludzi, którzy przypuszczalnie byli królem i królową Anglii, jego wzrok natychmiast powędrował w stronę Ginny. Siedziała prawie na krańcu sofy, a za sobą miała bardzo dużo miejsca. Ubrana była w zieloną sukienkę z wielka spódnicą i cienkim gorsetem.

Wydawało mu się, że ma większe piersi, niż pamiętał i jest nieco szczuplejsza, jednak to wszystko mogło być po prostu efektem ubioru tej bombiastej sukni.

Wyglądało na to, że jest jeszcze bardziej zdenerwowana od niego. Jej duże, ciemnobrązowe oczy obiegły jego sylwetkę od dołu, powoli przesuwając się w stronę twarzy. Była bledsza niż zwykle, ale jej skóra była tak gładka, jak ją widział po raz ostatni. Jej ogniste, weasleyowskie włosy upięto w kok, a kilka kosmyków zwisało wzdłuż jej twarzy. Zauważył, że w przeciwieństwie do jej braci, jej włosy się falują.

Gdy Draco i Ginny przypatrywali się sobie po raz pierwszy, ich rodziny witały się. Jednak teraz każda para oczu w komnacie była zwrócona w ich kierunku, jak gdyby czekając, że coś powiedzą.

Chłopak uśmiechnął się przebiegle, częstując Ginny błyskiem w swoim oku.

Nadal nie był pewien, czy to jest ta Weasley, którą znał...

Elle powiedziała, że gardzą sobą nawzajem. To mogło oznaczać, że Weasley mogła się obawiać spotkania z nim.

Siostra trąciła go łokciem.

- Rzeknij „Dobry wieczór” - syknęła kątem ust.

- Dobry wieczór - powtórzył posłusznie, podchodząc do kanapy, na której siedzieli król i królowa.

Kobieta uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i wyciągnęła rękę. Wziął ją w swoją dłoń i cmoknął szybko, po czym uścisnął rękę mężczyzny.

Z niechęcią odwrócił się w stronę Ginny, siedzącej nadal na sofie. Wyglądała na zaniepokojoną.

- Daj swą dłoń Draconowi, Ginny - warknęła królowa.- Czy zawsze mam ci przypominać o twoich manierach?

Dziewczyna przełknęła ślinę i podała chłopakowi dłoń owiniętą w rękawiczkę. Draco uklęknął na kolano, śmiejąc się w duchu i próbując zobaczyć jej reakcję. Pocałował ją, nadal złośliwie patrząc jej w oczy. Przełknęła ponownie i wyszarpnęła mu rękę, zanim zdążył ją wypuścić.

- Draconie, zabierz Ginny i Isabelle na spacer - rozkazał jego ojciec tonem, który nie lubi sprzeciwu. - Jestem pewien, że macie sobie wiele do powiedzenia, tak wiele się zdarzyło przez dwa miesiące.

Blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy wstał i podsunął Ginny swoje ramię. Spojrzała na niego, jakby był wężem, po czym wstała i chwyciła się go lekko.

Gdy wyszli z komnaty, po prostu go puściła. Nic nie powiedziała, tylko wpatrzyła się w posadzkę.

Elle szła tyłem, tak że mogła widzieć ich twarze.

- Czy dobrze spędziłaś ostatnie miesiące? - zapytała uprzejmie, a jej głos zabrzmiał o wiele doroślej niż u siedmioletniego dziecka.

Ginny spojrzała na nią w taki sposób, jakby widziała ją po raz pierwszy. Po chwili spojrzała na Dracona, jakby chcąc ich porównać.

- Ach... Ona jest siostrą...

I w tym momencie Draco już wiedział. Ona była z jego czasów. Nie była królewną - nie, dostała się tu prawdopodobnie tak samo, jak on. Ulżyło mu trochę, gdy uświadomił sobie, że ktoś jeszcze jest w tej sytuacji co on.

Ale może jeszcze ktoś... Ktoś oprócz Ginny Weasley? Prawdę mówiąc nawet Harry Potter byłby lepszy, bo z nim nie musiałby się żenić.

- Elle - poinformował ją, uśmiechając się szyderczo. - Zwie się Elle.

- Wiem to - warknęła. - Widziałam ją ostatnimi miesięcy - to ostatnie zdanie zabrzmiało, jakby nie była go pewna.

Draco spojrzał na siostrę, która dziwnie na nich patrzyła.

- Elle... Czy byłabyś tak miła i ostawiła nas samych?

Dziewczynka uśmiechnęła się przebiegle.

- Tak, Draconie - odrzekła i pobiegła sprintem przez korytarz. Obydwoje patrzyli na nią, dopóki nie zniknęła za rogiem.

Spojrzał na Ginny, która wyglądała na jeszcze bardziej zdenerwowaną. Nadal nie był pewna, czy ją rozpoznaje.

Świetnie, coś chyba powinienem powiedzieć... Zmarszczył brwi.

Dziewczyna odchrząknęła cicho i zaczęła skubać paznokcie. Jej zdenerwowanie było prawie śmieszne.

- Eee... - odezwała się w końcu. - Czy będziemy tutaj stali cały dzień?

Draco poczuł, że koniecznie powinien powiedzieć cos błyskotliwego, ale nic takiego mu nie przychodziło do głowy.

- Jeżeli tyko zechcesz... Myślę, że nigdy w swoim życiu nie widziałaś tak wielkiego splendoru, co, Weasley?

Spojrzała na niego ogłuszona. Nagle zmarszczyła brwi i założyła rękę na rękę.

- Świetnie - odpowiedziała nie ukrywając sarkazmu. - Ze wszystkich ludzi na świecie to musiałeś być akurat ty.

Następna cisza, w ciągu której patrzyli na siebie.

- Wyglądasz... nieźle... - powiedziała, krzywiąc się, jakby prawienie mu komplementów było grzechem wołającym o pomstę do nieba.

- A ty nie - skłamał, wzruszając ramionami. - To co robimy?

Westchnęła i dotknęła ręką czoła.

- Powinniśmy wymyślić coś, jakiś plan może, żeby wrócić z powrotem do domu. W ciągu następnych dwudziestu dni.

Uśmiechnął się.

- Weasley, czyżbyś nie chciała za mnie wyjść?

Spojrzała na niego przerażona i opuściła ręce.

- A ty chcesz się ze mną żenić? - pisnęła.

- No dobra, masz rację. A więc jak chcesz się stąd wydostać?

- Skąd mam wiedzieć? - powiedziała, ale nagle jej twarz pojaśniała. - Masz różdżkę?

Parsknął.

- Gdybym miał, to czy byś mnie tu widziała?

Spochmurniała.

- Świetnie - warknęła. - Nie dość, że jesteśmy uziemieni, to jeszcze jako mugole.

- No coś ty, przecież tu jest dla ciebie lepiej - odrzekł spokojnie. - Chyba zemdlałaś, jak się tu obudziłaś, co? Myślę, nie, jestem pewien, że ta zasłona - podszedł do okna i położył rękę na bordowej kotarze - byłaby dla twojej rodziny źródłem utrzymania przez rok, nie?

Spojrzała na niego, rozgniewana.

- Dla ciebie też musiała być to niezła zmiana - wysyczała. - Ktoś cię lubi? Szkoda, że twoja siostrzyczka nie zna cię tak dobrze jak ja.

- Ty w ogóle mnie nie znasz - warknął, zabierając rękę z zasłony. - A tak w ogóle, to czy nie miałem okazji zobaczyć twoich braci, czy też ich tu nie ma?

- A co to ma do rzeczy?

- Jesteś wkurzona, bo ja mam siostrę, a ty nie masz nikogo - wyjaśnił rzeczowo.

Znowu założyła ręce na piersi, przewracając oczami.

- Uał, czytasz ze mnie jak z książki, Malfoy - powiedziała. - Mam być zazdrosna, bo takie przemądrzałe ścierwo jak ty...

- Nie powiedziałem, że jesteś zazdrosna - przerwał chłodno. - A teraz, jeśli możemy przestać się kłócić jak dzieci i iść naprzód...

- A od kiedy ty się martwisz tym, że jesteś infantylny? - zapytała, widocznie jeszcze nie chcąc przestać się kłócić. - Już zgubiłam rachubę, ile razy ty i mój brat żeście się bili w Hogwarcie...

Przerwała ponownie, ale to dlatego, że osoba trzecia odchrząknęła. Ginny odwróciła się. Na końcu korytarza stał Harry, trzymający ręce za plecami.

- Potter! - wykrzyknął Draco z niewiarą. - Potter tutaj? - Spojrzał na Ginny, a ona w jego szarych oczach dostrzegła rozbawienie.

- Wasza Królewska Mość - odezwał się brunet, patrząc na punkt za ich głowami. - Wybaczcie mi, że przerywam, lecz wasi rodzice zażądali, abyście zaraz podążyli do sali obiadowej.

Draco przeniósł wzrok z Harry’ego na Ginny.

- On jest służącym? - szepnął.

Dziewczyna bezradnie pokiwała głową i chwyciła go za rękę, zaczynając iść za drugim chłopakiem. Ale zdołała tylko uchwycić kawałek jego peleryny, która zsunęła jej się z dłoni.

Blondyn podszedł do Harry’ego, który na niego nie patrzył. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony, gdy spojrzał na jego czoło.

- Co ty, Potter, gdzie blizna? - zadrwił Draco. - Tutaj chyba nie jesteś potężnym i wielkim wszechzbawicielem, nieprawdaż?

- Malfoy, przestań - rozkazała Ginny. - On nie ma pojęcia, o czym mówisz.

Chłopak obrócił się, stając z nią twarzą w twarz.

- Czyli tylko my wiemy, że nie powinno nas tutaj być?

- Cicho! - krzyknęła. - Nie mów o tym!

Draco ponownie zwrócił uwagę na Harry’ego, a jego szyderczy uśmieszek ponownie zaigrał mu na ustach.

- On nikomu nie powie - odrzekł pewien siebie. - Jest tylko służącym.

Harry zacisnął usta, ale reszta wyrazu jego twarzy nie zmieniła się.

- Skończ to - odrzekał Ginny, stając w obronie chłopaka.

- Nie ma blizny. - Draco zamyślił się. - Tak się zastanawiam... Ej, twoi rodzice żyją?

Stało się w mgnieniu oka. Ginny krzyknęła w tej samej chwil, gdy Harry przycisnął Dracona do ściany i spojrzał na niego dziesięć razy bardziej nienawistnie niż zwykle patrzył na nią. Blondyn wyglądał na nieco zaskoczonego, ale nic więcej. Nadal spoglądał drwiąco na Harry’ego.

Ginny podbiegła do nich. Zawahała się, czy odciągnąć Harry’ego od Dracona, bo jednak Malfoy też był dla niej wcześniej niemiły. Toteż zasłużył sobie na stan, w jakim obecnie się znajdował.

- Harry... Puść go... - powiedziała cicho. - Proszę...

Jego rozgniewana twarz rozluźniła się nieco, ale oczy nadal płonęły żywym ogniem. Powoli puścił Dracona i cofnął się krok do tyłu. Odwrócił wzrok od spojrzenia blondyna i dużymi krokami poszedł przed siebie.

- Król na pewno się dowie! - krzyknął za nim Draco. Harry nie dał jakiegokolwiek znaku, że usłyszał - po prostu zniknął za rogiem.

Ginny spojrzała na Dracona, kładąc ręce na biodrach. Nie była zadowolona.

- Malfoy, to był straszne. Jak mogłeś...?

Zachichotał.

- To tylko chłop, Weasley... Ach, chcesz, żebym puścił mu to płazem?

- Ach, no tak, zapomniałam - powiedziała z sarkazmem. - Jedyną twoją pasją w życiu było czepianie się Harry’ego Pottera, prawda?

- I twojej rodziny - dodał.

Aż ją świerzbiło, żeby mu chlasnąć z liścia, ale zwinęła tylko ręce w pięści. Skręciła korytarzem tak szybko, że uniosła się za nią spódnica.

- Wierzę, że wiesz, gdzie jest jadalnia - spytał Draco, podążając za nią.

- Tak, ale teraz tam nie idziemy.

- No to dokąd...?

- Do lochów.

Draconowi zajęło całe dziesięć sekund pojecie tego, że żartowała. Spojrzała na niego przez ramię, miał tak niewyraźną minę, że aż chciała się zaśmiać. Zmarszczył brwi, czując się jak idiota.

- Bóg wie, ze zasługujesz na pakę - powiedziała. - Po tym, co zrobiłeś Harry’emu...

- Tutaj jego rodzice też nie żyją? - wtrącił Draco. - Jak umarli, jeśli Ciemny Pan nie żyje?

Zamilkła na moment.

- Nie mamy pojęcia, czy tutaj jest Ciemny Pan, czy go też nie ma - odrzekła w końcu. - Ale możliwe, że nadal ma władzę.

Kiedy Harry był w ostatniej klasie, udało mu się zgładzić Voldemorta - definitywnie i raz na zawsze. Świat czarodziejów wracał do normy.

- Ale jak umarli jego rodzice? - Draco się zirytował.

- Ojciec żyje - odpowiedziała Ginny. - Matka mu zeszła.

- Och, jejku, biedny Potter - skomentował.

Dziewczyna zacisnęła usta, ale nic nie powiedziała.

Skupiła się na tym, jak znaleźć drogę do jadalni. Tak naprawdę to nie była w stu procentach pewna, gdzie to jest. Gdy już miała wrażenie, że się zgubili, doszli do znajomych jej drzwi.

Rodzice Ginny, ojciec Dracona i Elle siedzieli przy stole, czekając na nich. Spojrzeli na wchodzącą parę. Ginny nie bardzo wiedziała, gdzie ma usiąść, za to Draco pewnym krokiem podszedł do stołu i zajął miejsce obok swojej siostry.

Dziewczyna niepewnie podeszła do pustego miejsca pomiędzy Elle a swoja matką. Jej ojciec siedział na końcu niewiarygodnie długiego stołu, tak jak przy śniadaniu, a ojciec Dracona zajął miejsce po jego prawej stronie.

Nagle Ginny pojęła, że nie zna imion swoich rodziców, już nie mówiąc o teściu. Poprosiła los, aby nie musiała nazywać ich po imieniu i zasiadła do stołu.

Mężczyźni rozmawiali na temat ostatniego odkrycia lądu zwanego Ameryką, pozostali jedli w ciszy. Dziewczyna miała ochotę poprawić ich w kilku miejscach, jednak uciszyła się, gdy napotkała śmiertelny wzrok Dracona. Instynkt co prawda mówił jej, żeby go olać i powiedzieć swoje, lecz z drugiej strony przypomniała sobie, że w tych czasach kobieta nie powinna się odzywać nie pytana. Sfrustrowana wpakowała sobie do buzi następną porcję.

Rozmowa zeszła na temat Bożego Narodzenia i przyszłego ślubu. Ginny zmroziło. Miała dość tego i nie chciała nic słyszeć o tym swoim weselu... Ale, jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie będzie musiała brać w nim udziału. Tak naprawdę miała wciąż nadzieję, że następnego dnia obudzi się we własnym łóżku w Hogwarcie. Bez niej na pewno by oszalała i zaczęła panikować. Przecież... Przecież nie mogła pozwolić na to, by ona i Draco Malfoy...

Nie, to wszystko musiało być jakimś głupim snem!

Prawda?

- Myślałaś już o tym, prawda, Ginny?

Dziewczyna prawie udusiła się, próbując przełknąć kęs, który miała w ustach. Prawie, co oznaczało, że jednak musiała zwrócić to, co miała w buzi i zrobiła to, wypluwając wszystko na talerz. Gdy spojrzała w górę, wszyscy, WSZYSCY, nawet dziewczyna niosąca następne danie patrzyli na nią z obrzydzeniem.

- Gdzież twe maniery? - syknęła doń matka, słodziutko uśmiechając się do ojca Dracona. - Upraszam stokrotnie, lecz nasza córa ostatnimi dni zachowuje się cokolwiek niecodziennie.

Blondyn parsknął, ale tylko Ginny to zauważyła. Zastrzeliła go spojrzeniem i nałożyła sobie mięsa z tłuczonymi ziemniakami.

- Upraszam o wybaczenie - powiedziała cicho.

Książę Walii spojrzał na nią dziwnie.

- Wracawszy do ślubu... Mój Robercie, lada dzień zamek w Anglii będzie ukończony. Po co budować tu następny?

Dobra, tatusiek nazywa się Robert...

- Ginny zdradziła, że lepiej czuć się będzie tutaj, z rodzicem, w Anglii - przemówiła królowa. - Gdyby coś się wydarzyło... To właśnie chciałam rzec chwilę temu.

Ojciec Dracona spojrzał na Ginny.

- Naprawdę obchodzi cię, mościa panno, gdzie żyć będziesz? - zapytał szorstko. - Straciliśmy wiele pieniędzy, aby wybudować ten przeklęty zamek, z jakiej przyczyny więc teraz...

- Może zapytasz Dracona, Edwardzie? - zasugerował Robert.

- Co JA mam z tym wspólnego? - wycedził Draco.

- A tyleż - krzyknął jego ojciec z ledwością powstrzymując się od wybuchu - że ty także będziesz tam mieszkał, mój książę.

Teraz Ginny pojęła o czym rozmawiali - chodziło im o to, gdzie ona i blondyn będą mieszkali po ślubie. Wezbrała w niej niechęć na myśl o zamieszkaniu z Draconem. Zadrżała.

- Mnie nie obchodzi - odrzekł „książę” - gdzie mieszkać będę. Róbcie, jak uważacie, ojcze. - Nacisk na „ojcze” był subtelny, jednak Ginny go usłyszała. Gdy napotkała wzrok chłopaka, ujrzała w nim tylko rozbawienie.

- Nadal myślę, że najlepsze rozwiązanie to wybudować dwór tu-... - ponownie zaczął Robert.

Ginny poczuła, że coś zjadła, ponieważ jedzenie przeszło przez ściśnięty żołądek i z bólem powędrowało dalej. Odepchnęła od siebie talerz i spojrzała na Dracona.

- ... Jedno jest pewne, wnuki będą cudowne. Ginny i ja prowadziły żeśmy dyskurs, nieprawdaż? - zapytała jej matka.

Odżyła na dźwięk swojego imienia.

- S- Słucham? - wyjąkała. - Wnuki?

Królowa wygadała na rozdrażnioną tym pytaniem i próbowała wzrokiem przywołać ją do porządku.

- Oczywiście, przecież ja potrzebuję spadkobiercy - odrzekł Robert, śmiejąc się cicho. Dla niego było oczywiste. Mieć spadkobiercę. - No i chciałbym zobaczyć dziedzica, zanim zejdę z tego świata.

Ginny poczuła się tak chora o myśl o tym, że wydawało jej się, iż wszystko zwróci. Spojrzała na Dracona, który, zmarszczywszy brwi, wyglądał na nieznacznie zdenerwowanego.

- W odpowiednim czasie, rzecz oczywista - postanowił Edward. - Chciałbym jeszcze powiedzieć coś niecoś o tych barbarzyńcach szkockich...

Dziewczyna westchnęła, wdzięczna swemu przyszłemu teściowi za zmianę tego drażliwego tematu. Przymknęła oczy.

Błagam... Niech ja się jutro obudzę w szkole... Nie mogę wyjść za Malfoya... NIE MOGĘ mieć z nim dzieci... Mam tylko siedemnaście lat... Proszę, chcę wyjść za mąż z miłości...

Otworzyła oczy, a jej uwagę przykuła dziwna mina Dracona. Patrzył na nią. Nagle uśmiechnął się złośliwie, założył ręce na piersi i oparł się o krzesło.

I w życiu nie zakocham się w Malfoyu...!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.