Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

All you need is love

Rozdział IV Nocna przekąska

Autor:Mocha Butterfly
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Komedia, Kryminał, Mistyka, Obyczajowy, Przygodowe, Romans
Dodany:2010-03-26 08:05:43
Aktualizowany:2010-03-21 18:12:43


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zgoda autorki oryginału: uzyskana.

Oryginał: http://www.fanfiction.net/s/417885/1


Draco i jego rodzina zatrzymali się w zamku rodziny Ginny na noc. Gdy zapytał Elle, jak długo jeszcze tu będą, ta, zmarszczywszy nos, odrzekła:

- Przynajmniej dwie niedziele. Ojciec i dom królewski Weasley muszą omówić szczegóły ślubu. Przecie to już za trzy tygodnie.

Niestety, już...

Po obiedzie Draco nie przyjął zaproszenia, aby porozmawiać ze starszymi, usprawiedliwił się i wyszedł.

Do pokoju zaprowadziła go służąca, młoda dziewczyna, która sięgała mu do ramion. Paplała nieprzerwanie, ale Draco jej nie słuchał, tylko próbował zapamiętać drogę, jak dostać się do jadalni. Nie usłyszał "Dobrej nocy", ponieważ trzasnął jej drzwiami tuż przed nosem. Cóż, ten typ tak ma. Bardzo dobrze wiedział, że jest niegrzeczny.

Jego pokój był mroczny i elegancki - w sam raz dla niego. Z okien zwisały ciężkie zasłony. Kapa na łóżku była granatowa, a dywan prawie czarny.

Z jednej strony jego łoża znajdował się kufer i gdy Draco przeszukiwał go, pomyślał, że ktoś musiał spakować mu ubrania na następny tydzień. Poprosił los, aby był tu ktoś, kto pomagałby mu się ubierać, bo sam na pewno by sobie nie poradził z tymi sprzączkami, kokardkami i innymi pierdołami, nie mówiąc o zakładaniu niektórych części garderoby.

Pokój oświetlało ciemne światło wydobywające się z kinkietów na ścianie.

Draco westchnął głośno i usiadł na łóżku. Pięć minut zajęło mu zdejmowanie butów - może nie tyle było trudno zrozumieć ich działanie, co odpiąć te przeklęte guziczki. Gdy wreszcie miał na nogach tylko śmieszne grube podkolanówki, zabrał się do zdejmowania dalszej części ubioru.

Peleryna była najłatwiejsza, podobna w budowie do szkolnej szaty, ale reszta to był dopiero koszmar. Pierwszą warstwę stanowił jakby sweter w czarne pasy, tak sztywny i szorstki, ze nie mógł mu przejść przez głowę. Przez kilka minut siłował się z nim, czując się jak kretyn. W końcu się poddał i przeklął głośno.

- Będzie się trzeba w tym przespać - wymamrotał. Gdy już chciał się położyć na plecach, drzwi komnaty otworzyły się.

Wszedł Harry.

Draco usiadł szybko, maskując zaskoczenie szyderstwem.

- Nie pukasz, Potter?

- Jestem tu, aby was przebrać w wasze nocne odzienie - powiedział bezuczuciowo.

Ulga Dracona, że ktoś mu pomoże pozbyć się tych cholernych ciuchów przerodziła się w przerażenie, że tym kimś będzie Harry.

- Nie - odrzekł. - Sam to zrobię.

- Inaczej myślę - odpowiedział Harry, spoglądając na niego swoimi zielonymi oczami. - Dorastaliście przyzwyczajeni do ubierania przez kogoś, teraz sobie nie poradzicie. Nie wiecie, jak to zrobić.

Blondyn wstał. Czuł się trochę idiotycznie, zważywszy, że peleryna już nie przykrywała jego ton podkoszulek, które sprawiały, że miał ramiona większe niż w rzeczywistości. Wyglądał okropnie nieproporcjonalnie i nawet na chwilę dopuścił siebie myśl, że Harry mógłby mu jednak pomóc. Ale ten pomysł szybko uleciał mu z głowy.

- To, że nie robiłem tego wcześniej, nie oznacza wcale, iż nie umiem - odparł zimno.

- Proszę bardzo - odpowiedział Harry i odwrócił się do wyjścia.

Draco spojrzał na niego i zanim mógł się powstrzymać, rzekł:

- Czekaj.

Brunet odwrócił się, marszcząc brwi i przesyłając mu mordercze spojrzenie.

- Zdejmiesz ze mnie tylko ten sweter, dobra? - mruknął Draco, ponownie czując się jak idiota.

To jest służący, powtórzył sobie w myślach. To nie jest Potter, którego znasz. On oczekuje od ciebie tego, że nie będziesz się umiał rozebrać.

Jednak w dalszym ciągu czuł się przeraźliwie głupio.

Harry obdarzył go uśmieszkiem mądrali i wszedł głębiej do komnaty. Chwycił dolny brzeg swetra i zaczął go ciągnąć w górę.

Zatrzymał się.

- Musicie unieść ramiona.

Draco cały czas był posłuszny, próbując powiedzieć coś inteligentnego.

- Zawsze rozbierasz? - zapytał w końcu.

Harry przeciągnął mu sweter przez głowę i upuścił go na podłogę. Nie uniósł wzroku.

- Prócz niewiast - odrzekł po momencie, w którym rozpracowywał białą, puszystą bluzę, jaką Draco miał pod swetrem.

- Oczywiste - powiedział Draco. - Potter Prawiczek.

Tym razem brunet spojrzał na niego i zamrugał oczami, zdumiony. Draco uśmiechnął się szyderczo.

- Czyżbyście wy nie byli?

- To moja sprawa - odparł Draco, pomimo tego, że on nadal też nie mógł się pochwalić podbojami na tym polu. Ale przecież takimi rzeczami nie pochwali się byle komu, a już na pewno Potterowi.

Harry zwrócił swoją uwagę na ubrania, ale Draco cofnął się.

- To wszystko - powiedział. - Nie potrzebuję twej pomocy. Możesz odejść.

Brunetowi nikt nie musiał nic powtarzać dwa razy. Jak tornado wyleciał z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Draco ściągnął z siebie resztę góry, zostając w samych spodniach. Postanowił, że nie będzie się zniżał do poziomu i spał w damskich koszulach nocnych - już wolał spać w slipkach.

Zrobił obchód po pokoju i zgasił wszystkie świece, marząc o tym, aby mieć różdżkę i to wszystko pogasić z łóżka. Życie bez niej nie miało być łatwiejsze i on dobrze o tym wiedział. Jak ci mugole żyją?

W końcu komnata pogrążyła się w kompletnej ciemności, a on doszedł do łóżka, aby się położyć. Po wyrżnięciu w goleń o jakiś ostry kant mebla i przeklęciu, dotarł wreszcie do łoża. Kilka sekund zajęło mu nakrywanie się tymi wszystkimi pierzynami. Zawinął się w nie jak naleśnik. Położył się na plecach, wpatrując w baldachim.

Nie był zmęczony. Nie miał pojęcia, która była godzina, ale prawdopodobnie wcześnie, coś koło ósmej.

Jego myśli wywędrowały do jego czasów, w przyszłość. Co się tam działo? Czy jego tam nie ma? Czy skrzaty obeszły cały dwór i stwierdziły, że zaginął? Czy jego matka się martwi?

Prawdopodobnie nie, pomyślał. Gówno ją to obchodzi.

No i jak dostać się z powrotem? Nie miał w ogóle pojęcia, jak znalazł się tutaj. Wszystko było bez sensu. Na przykład Zmieniacz Czasu, owszem, to nawet niezły pomysł, pod warunkiem, że to jego ojciec zrobiłby mu jednak głupi kawał. Co jednak nie mogło być prawdą, bo w takim razie nie skończyłby jako książę, którego wszyscy znają z imienia i wyglądu. To samo z Ginny - byli w podobnym miejscu tego równoległego świata. To nie miało sensu. Jak to się stało, że jest ich tylko dwoje, skoro Harry i Dumbledore też tu żyją? Kto mógłby wiedzieć, że oni znaleźli się nie tam, gdzie trzeba?

Co się stanie, jeśli nie wrócą? Musiałby się ożenić z Ginny i... Mieć z nią dzieci. Odpowiedź na to była oczywista - oprócz wyjątku, że być może przed Bożym Narodzeniem miałby szansę się obudzić we własnym domu, to tak, musiałby ją poślubić.

Małżeństwo. To było zawsze coś, czym nie zawracał sobie głowy. Jak na razie nie planował się żenić, i zakładać rodziny. Jego własna rodzinka była straszna, czemu miałby tworzyć podobną do tej? Nie widział się w roli troskliwego męża, a już na pewno nie w kochającego ojca. Zacznijmy jednak od tego, że nikt nie chciał się z nim swatać, jak dotychczas.

Ginny też nie, pomyślał, przewracając oczyma. Był na nią zły, patrząc na to wszystko w ten sposób. Jednak gdyby był nią, za nic by za siebie nie wyszedł.

Przez kilka godziny Draco przewracał się z boku na bok i rozmyślał, rozważał w jaki sposób by się tu wymigać od ślubu. Ale nic mu nie przychodziło do głowy, oprócz migreny i uczucia głodu. Rozdrażniony, podniósł się, przygładził ręką włosy i rozejrzał.

Raczej nie zamierzał spać. Równie dobrze mógł zejść na dół do kuchni i coś przekąsić. Prawdopodobnie po raz pierwszy znalazły się sam w nieznanym sobie zamku. Zazwyczaj miał obok siebie jakiegoś służącego. Na szczęście teraz wszyscy już spali - był środek nocy.

Nie zakładając nic na wierzch, Draco wciągnął pelerynę i wyszedł z komnaty, modląc się w duchu, żeby nikogo nie spotkać w drodze do kuchni.

~~~~

Ginny też nie mogła spać. Za każdym razem, gdy zamknęła oczy, otwierały się, zbulwersowane perspektywą ślubu z Draconem. Miała tylko jedyną nadzieję - że następnego ranka obudzi się w Hogwarcie, jednak ta myśl nie sprawiała, że pragnęła zasnąć natychmiast.

Najbardziej zastanawiały ją wydarzenia zeszłego dnia. Co ona tu robiła? I dlaczego?

Nagle uderzyło ją coś starszego. A jeśli ten świat jest ten prawdziwy, a w tym, którym dotychczas żyła, działy się rzeczy nierealne? Co, jeśli miałaby poślubić Malfoya w świecie rzeczywistym, a przeżycia, które chowała w swojej pamięci, były fałszywe?

Niestety, jeśli nawet tak, to nic jej to nie objaśniało. Jeśli to była rzeczywistość, to czemu wierzyła, że jest jeszcze coś poza nią?

Potrząsnęła głową i usiadła. To wszystko robiło się zbyt skomplikowane, całe główkowanie, co jest prawdziwe, a co nie jest.

Może spacerek po zamku i nawdychanie się świeżego powietrza rozjaśni jej trochę w łepetynie?

Wychyliła nogi za łóżko i zaczęła szukać pantofli, które Maria zostawiła tam tego wieczoru. Gdy już je znalazła , podeszła do drzwi. Jej koszula nocna była długa, ciemna (krwistoczerwona) i gruba, więc miała nadzieję, że będzie jej w niej ciepło. Ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Rozejrzała się w górę i po korytarzu, jakby obawiając się, że ktoś nadejdzie. Nie miała pojęcia, gdzie jest następna sypialnia, ale nie chciała, by przyłapano ją na nocnym spacerze po zamku.

Przezorny zawsze ubezpieczony - mówił jej matka. Ginny uśmiechnęła się smutno. Co robiła teraz jej mama (Nawet jeśli był to świat nieprawdziwy, to Molly Weasley na zawsze pozostanie jej mamą)? Czy to możliwe, że ona będzie teraz żyła z ludźmi z przeszłości, a jej rodzina TAM egzystowała z jej repliką? I co się stanie z tamtą NIĄ?

Ginny, mijając znajome drzwi, uświadomiła sobie, że to są te do kuchni. Były tylko lekko uchylone, więc pchnęła je, weszła do środka i zamknęła za sobą.

A teraz co? - zastanowiła się. A teraz trzeba by znaleźć jakąś świecę...

Spróbowała sobie przypomnieć układ kuchni. Jeśli pójdzie prosto, wejdzie na stół, a na prawo ma starodawne piece. Na lewo będzie ława, gdzie służba jadła posiłki. Przy piecach były szafki - bardzo prawdopodobne, że świeczki i zapałki będą właśnie tam.

W kuchni było tylko jedno okienko, przez które wpadało bladawe światło księżyca. Wciąż jednak jej oczy nie przywykły do ciemności i nie umiała w dalszym ciągu rozróżnić nic prócz kształtu mebli. Obróciła się tyłem do światła i udała się w stronę kredensów. Niestety, nie zauważyła, że ktoś stoi jej na drodze, aż na tego kogoś nie wpadła.

~~~~

Oczy Dracona dostosowały się do sytuacji, jednak był tak pochłonięty obieraniem jabłka (nienawidził jeść jabłek ze skórką - denerwowało go to z niewiadomych przyczyn), że nie usłyszał jej kroków. I kiedy na niego wpadła, nóż wypadł mu z rąk z irytującym stuknięciem. Ginny krzyknęła, dość długo i donośnie.

Rozdrażniony Draco zamknął jej usta ręką, próbując ją uciszyć. Wiedział, że to ona, Ginny - ognista czupryna mówiła sama za siebie - ale ona nie wiedziała, że to on. Chwycił ją za ramię i rękę, ale się wyszarpnęła.

- Ćśś... - syknął. - To tylko...

Wyszarpnęła się do tyłu z zadziwiającą siłą. Jednak Draco trzymał ją za rękę tak mocno, że pociągnęła go, w związku z czym potknął się o jej koszulę nocną i upadli. Lądował pół na niej, pół na podłodze i czuł jej oddech na swojej twarzy.

Kilka sekund zajęło im zreasumowanie sytuacji, a gdy już zrozumieli, Draco i tak się nie poruszył.

- ... ja - dokończył, uśmiechając się leniwie.

Serce Ginny zaczęło bić szybciej, gdy uświadomiła sobie, że on nie ma na sobie prawie nic od pasa w górę - prócz peleryny, zamocowanej pod szyją. Jego głowa była tak blisko jej, że czuła na policzku jego srebrne włosy, a jego oczy zdawały się lśnić w księżycowej poświacie.

- Spadaj, Malfoy - zmusiła się, aby przemówić.

Posłuchał się jej (zaskakujące) i wstał w trymiga. Podniosła się i zaczekała, aż poda jej rękę w ramach pomocy, ale Draco się tylko obrócił i, znalazłszy nóż, skończył obierać jabłko. Wyzwała go cicho i wstała. Serce biło w niej jak szalone, co spowodowała panika i bliskość jego ciała.

- Co ty tu robisz?

- A na co to wygląda? - odpyskował. - Byłem głodny i przyszedłem się posili-... tfu, zjeść coś.

- O trzeciej nad ranem?

Obrócił się do niej, odpychając nóż na stoliczek i jedząc jabłko tuż przed jej nosem.

- No cóż, ja mam przynajmniej alibi, a ty? - odrzekł z pełną buzią.

- To mój zamek - wyjaśniła. Obserwując go, jak je, zaczynała się czuć głodna. - Skąd je masz?

- Ostatnie - odrzekł ogólnikowo i powrócił do tematu. - Ten zamek jest tak samo twój, jak i mój. Widzisz, gdy za mnie wyjdziesz, będę miał więcej rzeczy od ciebie. Zazwyczaj wszystko przypada królowi, nie królowej.

Spojrzała na niego urażona.

- Mam nadzieję, że mnie wtedy już tu nie będzie - odpowiedziała.

- A gdzie pójdziesz? Może zwiejesz? - Nawet w tych egipskich ciemnościach mogła dostrzec jego uśmieszek.

- Wiesz gdzie. W przyszłość.

- Umiesz się tam dostać?

- Nie - przyznała.- Ale się dowiem, jak to zrobić.

Następny dźwięk to było ugryzienie jabłka. Nastała martwa cisza.

- Zostawisz mnie tutaj, tak? - zapytał w końcu chłopak.

Była tak przejęta tym, że jej zaburczało w brzuchu, że nie zwróciła na niego uwagi.

- Jak?

- Powiedziałaś, że spodziewasz się wrócić przed ślubem - przypomniał jej, tym razem bez uśmiechu. Jego mina była nieodgadniona. - Czy to by oznaczało, że odejdziesz sama i mnie tu zostawisz?

- No... - przeciągnęła. - Nie wiem.

- Cudownie - odrzekł i podszedł do drzwi. Ginny wiedziała, że chce pójść i była trochę wkurzona na niego o to, że ani jej nie przeprosił, gdy na nią wpadł, ani że nie powiedział teraz dobranoc.

- Malfoy! - zawołała.

Nie odwrócił się, ale zatrzymał w połowie drogi do drzwi.

- Jeśli znajdę drogę powrotną, to możesz być pewien, że wrócisz ze mną - powiedziała i zarumieniła się okropnie. Pobłogosławiła panującą ciemność.

Nagle coś do niej doleciało i uderzyłoby w mostek, gdyby się nie cofnęła i nie złapała tego w dwie ręce. To coś było wilgotne i trochę kuliste...

- Masz resztę - powiedział, sprawiając, że na niego spojrzała. Otworzył drzwi, obejrzał się przez ramię, uśmiechając do niej.

Spojrzała na przedmiot, który trzymała w dłoniach i zszokowana uniosła głowę, ale jego już nie było.

W rękach trzymała ponad połowę obranego jabłka.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.