Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Wammy's House

Rozłąka jest naszym losem, a spotkanie naszą nadzieją

Autor:Yumi Mizuno
Serie:Death Note
Gatunki:Akcja, Dramat, Kryminał, Mroczne, Obyczajowy
Uwagi:Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2014-07-04 23:34:20
Aktualizowany:2014-07-04 23:34:20


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Coś przedzierało się przez moje powieki, coś jasnego i ciepłego. Delikatnie otworzyłam oczy by zobaczyć czym jest to coś. Gdzieś w mojej głowie kołatało mi się jedno słowo, z nadzieją powtarzane, tak jak gdybym nie mogła uwierzyć, że akurat o nim pomyślałam „Bóg”. Im głośniejsze było to słowo tym bardziej chciałam otworzyć zaspane powieki. W końcu kiedy to zrobiłam, otoczyła mnie światłość, a dreszcze zaczęły falami przeszywać moje ciało. Jednak stan ten szybko minął, bo moje oczy zaczęły przyzwyczajać się do świata. Owa jasność która mnie otoczyła to było zwyczajne słońce.

Dzień zapowiadał się słonecznie, niebo prawie bez chmur, a przy zielonych jeszcze drzewach ptaki poćwierkiwały. Była sobota, więc nie musiałam iść do szkoły. Dopiero po chwili zorientowałam się ze nie jestem u siebie w pokoju, że coś mi nie wygodnie, i kark boli. Uniosłam się lekko patrząc na to, co robiło za moje krzesełko. Dziadek.

Dłonie jego opadały bezwładnie a my oboje przykryci byliśmy jego kocykiem.

Musiał usnąć razem ze mną, wtedy kiedy wziął mnie do siebie. Wzięłam głęboki oddech i ostrożnie zeszłam z jego kolan. Niestety za moim śladem poszedł też kratkowany kocyk, a dziadek chrapnął mrucząc coś pod nosem i odganiając niewidzialnego komara, ręką.

Chwalić, nie obudził się. Odkładając kocyk jak najdokładniej na jego kolana poprawiłam czarną sukienkę i popatrzyłam na swoje małe dłonie. Zachciało mi się płakać, więc szybko je zacisnęłam i pociągnęłam nosem. Nie, nie wolno mi ryczeć! Nie teraz. Jednak im bardziej wmawiałam w siebie, to, że jestem silna, że jestem, że była, że muszę być. Tym bardziej chciało mi się płakać.

Nie mogłam jednak tak stać.. Z lecącymi po policzkach łzami zaczęłam iść w kierunku drewnianych drzwi.

-Nie mogę już - Krzyknęła kobieta przeciągając się. Lato zbliżało się już ku końcowi a ona, sama siedziała na ławce gdzieś w parku. Liście na drzewach już zaczynały żółknięć, a nawet spadać. Jarzębiny były koloru ognia, a po alejkach parku w Winchester przechadzały się pary. Kobieta pomimo japońskich rysów twarzy, miała naturalne blond włosy. Dość niespotykane jak na przedstawicielkę jej kraju. Ścięte nie równo na pazia z grzywką lekką opadającą na piwne oczy. Na głowie miała słomiany kapelusz z błękitną wstążką. Dłonią drobną i alabastrową zdjęła z nosa cieniutkie okulary i składając je położyła na kolanach. Ubrana była dość ciepło. Sukienka w kolorze malin z lekkim kołnierzykiem w bordowe grochy i skórzane buty po łydki na obcasach

Widać z daleka że studentka z wymiany uczniów. - To jest za trudne dla mnie - Westchnęła patrząc zrezygnowana na gruby tom podręcznika do medycyny. Zgorzkniała mina jednak szybko minęła, bowiem z dna torby wyciągnęła cienki szkicownik z ołówkiem. Podniosła głowę i zaczęła mrużyć oczy co też może zacząć malować.

Szłam korytarzem który prowadził mnie do pokoju B. Powoli i ostrożnie robiłam następne kroki piąstkę ściskając pod piersią. Czułam jak serce bije mi mocno w piersi. Bałam się, ale o siebie czy o niego? Nie wiem. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to to, że wszyscy jeszcze spali. Musiało być strasznie wcześnie. Ale ja, ja nie mogłam, nie chciałam. Mimo to jednak dzień dawał mi nadzieję, nadzieję że to się więcej nie powtórzy. Przygryzłam dolną wargę patrząc po literach widniejących na drzwiach mijanych pokoi. Szłam od końca więc nie było mocy, bym nie minęła pokoju V.

Mimowolnie jakoś przyspieszyłam, a nim się zorientowałam biegłam już przed siebie. Zamknęłam oczy, nie mogę płakać, nie mogę. Nagle, uderzyłam w coś, odpiłam się i upadłam na ziemię. Masując głowę podniosłam oczy. To był A. Stał naprzeciw mnie przyglądając mi się lekko zdziwiony. Wyciągnął dłoń by pomóc mi wstać...

-Nic Ci nie jest? - Zapytał się młody chłopak. Czarne włosy miał spięte w drobny kucyk, a niebieskie oczy patrzyły na leżącą kobietę. - Dlaczego uciekałaś? - Dodał prawie się śmiejąc i wyciągając dłoń z kieszeni by pomóc blondynce wstać.

-N..Nic - Odparła zakłopotana japonka łapiąc się za dłoń i podnosząc z ziemi. -Bardzo dziękuję za pomoc - Dodała kłaniając się.

-To dobrze. Jestem Vladimir - Powiedział pokazując na siebie kciukiem, jednocześnie prezentując swoje białe zęby. Brązowy płaszcz rozpięty był, a pod spodem miał kraciasty biały sweter. Czarne spodnie od garnitury i czarne skórzane buty, dobrze wypolerowane. Jednak na mankiecie miał sprzączkę uczelni, tej samej, do której chodziła blondynka. Mimo wszystko widać było z daleka, ze jest co najmniej o dwa lata od niej starszy, a przede wszystkim wyższy - Vladimir Wammy - Dodał kłaniając się - A ty? -

-Ja? - Dziewczyna zaczęła błądzić wzrokiem po ziemi, i widząc że cały zeszyt pełen notatek i obrazków powoli jest rozwiewany przez wiatr, zapomniała o imieniu i zaczęła łapać kartki. Vladimir śmiejąc się pod nosem ruszył by jej pomóc.

Po tym jak A pomógł mi się podnieść, razem ruszyliśmy przed siebie, tym razem szłam spokojniej. On był przy mnie.. Ale… Ale co… Jak i jego Ranarag też zechce zjeść? Otworzyłam w przerażeniu oczy i popatrzyłam na niego - A… - zaczęłam powoli

-Tak? - Wsadził dłonie w kieszenie od spodenek nie zatrzymując się jednak szedł dalej przed siebie.

-Boisz się czasem czegoś? - Stanęłam podnosząc wzrok na blondyna. Uśmiechnął się tylko do mnie łobuzersko

-Że ten świat przestanie wiedzieć, co to jest twój uśmiech, Fiołek. Przestań brać wszystko do serca bo ci umysł zabierze - Mówił kpiąco odwracając się w moją stronę

-Zabierze… umysł? - Nie zrozumiałam dokładnie co miał na myśli ale mimo wszystko spróbowałam się uśmiechnąć. Nie wychodziło mi to za bardzo, i po głośniejszym przywołaniu przez niego zaczęłam dalej iść. Doprowadził mnie pod drzwi B.

-Jak gdybyś czegoś potrzebowała, będę za ścianą- Powiedział i ruszył dalej przed siebie.

Przytaknęłam mu głową i przeniosłam wzrok na drzwi z wielką literą B.

W kawiarence, gdzieś przy rynku, siedziała nasza para śmiejąc się. Okrągły stolik mieszczący się na tarasie pod czerwonymi parasolami cały był w szkicach, notatkach, książkach, a również filiżankach kawy. Od spotkania pary minął rok, równy rok. Przez ten czas zżyli się bardzo ze sobą.

-Okami - Zaczął chłopak na wpół drżącym głosem

-Proszę? - Kobieta popatrzyła na niego zza okularów odwracając wzrok od właśnie czytanej książki

-Wiem.. że nasze rodziny mają … Nie patrzą dobrze na…. na… na ciebie i mnie - Co chwile przerywał. Kobieta zmarszczyła brwi. Obawiała się, ze mężczyzna jej marzeń zechce z nią zerwać, a gdy ten skinął po kelnerze by przyniósł mu kieliszek wódki, była niemal pewna że szykuje się coś złego.

Nie odzywała się jednak nawet na chwile, nie chciała mu przerywać. Kiedy czarnowłosy mężczyzna wypił kieliszek bez popitki i stuknął głośno denkiem o blat stołu,kawa w filiżankach zadrżała. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę, a on, mówił dalej.

-Mam jednak głęboko w poważaniu słowa mojego ojca, i twojego! - Prawie krzyknął.

-Vladimir… Uspokój się… Ludzie patrzą - Szepnęła przez zaciśnięte zęby.

Nic jednak nie odwiodło chłopaka od zamiaru swojego. Sięgnął do kieszeni po małe pudełeczko i wstał z krzesełka.

Podszedł do niej i uklęknął przed Okami i otworzył wieczko. W środku widniał złoty pierścionek z trzema małymi diamencikami.

-Chcę spędzić z tobą resztę mojego życia, Okami! Kocham cię! Proszę, zostań moją żoną - Ostatnie zdanie niemal wyszeptał.. Choć mówił przez strach i zahartowanie japonka zrozumiała wszystko. Było to tak, jak gdyby mówił z mikrofonem, a głośniki były ustawione tuż naprzeciw jej oczu.

Kelnerzy się zatrzymali, barman co zza lady miał widok na taras nie spuszczał wzroku z młodej pary. Wszyscy bywalcy wzrok swój przenieśli na kobietę, wyczekująco. Ona jednak zdawała sobie nie zdawać sprawy z tego co się stało, z tysiąca spojrzeń na sobie. Teraz była z nim tylko ona, oni sami. Poczuła jak Vladimir lekko drży a pierścionek z pudełeczkiem zaczyna się lekko kołysać.

-Zostanę - Szepnęła.

Uradowany chłopak podniósł głowę, wtedy to dopiero zorientowali się, że byli w centrum zainteresowania. W jednym momencie, wszyscy zebrani, a nawet przechodnie co usłyszeli te rozmowę, klaskami narzeczonym i gwizdali, a co do nich samych. Z zakłopotaniem, rumieńcami na policzkach, patrzyli po obcych twarzach.

Pociągnęłam za klamkę i popchnęłam drzwi. Były otwarte. W ciemnym pokoju, na materacu obok okna, leżał skulony chłopak. Nie zareagował nawet na moje słowa, nie podniósł głowy gdy specjalnie głośniej zamknęłam drzwi.

Dopiero kiedy do niego podeszłam, raczył lekko unieść głowę. Widziałam tyle, co jego czarne oczy i czarne, poczochrane słowy. Przyłożyłam dłoń do jego czoła. Miał temperaturę. Usta wykrzywiłam w niesmaku i usiadłam obok niego. Nie wiedziałam co mówić, ale z tego co mówił dziadek, czasem wystarczyło to że ktoś był. Tak więc teraz chciałam pokazać B, ze jestem.

Ślub ich odbył się tak szybko jak to było możliwe. W ukryciu przez rodzinami Vladimir i Okami przeżywali najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Związek skonsumowali w szopie gdzieś na przedmieściach Londynu.

Lecz nadszedł czas kiedy to już nie mogli się ukrywać. Okami zaszła w ciążę. Nie było w tym nic strasznego, oboje chcieli tego dziecka. Bali się jednak tego, co powiedzą rodzice. Byli w końcu młodzi, On - ledwo co skończył studia. Ona miała jeszcze kilka dobrych lat przed sobą. Ale przecież, mogli już o sobie decydować, i robić to co chcieli.

-A więc jednak - Powiedział mężczyzna o blond włosach i wąsem. Niebieskie oczy wpatrywał w witraże które miał w oknach. Patrzył na pusty plac - Jednak wziąłeś z nią ślub -

-Tak, ojcze - Powiedział Vladimir stojąc, niemal na baczność i wpatrując się w sylwetkę ojca milczał.

-A teraz ona jest jeszcze przy nadziei- To było za dużo jak na tęgą głowę pana Wammy. Odwrócił się twarzą do swojego syna i westchnął głęboko. Przeciągle. - Gdyby tylko twoja matka żyła …-

-Poparłaby mnie! - Krzyknął młodzieniec niszcząc swoją pozycję. - Ja kocham Okami! -

-Ale przecież miałeś wyjść za dziedziczkę rezydencji Strunmoth - Zdzielił go spojrzeniem.

-Miałem… Ale nie wyjdę…. To ty chciałeś bym za nią wyszedł

-Abyś miał ułożone życie…

-Ale to moje życie!

-Dobrze więc… - Staruszek przetarł oczy - Nie pomogę ci w ogóle. Ponadto sam musisz iść do nich i wyjaśnić całą sprawę. Nie chcę za głupotę syna świecić przed nimi oczami.

-To się nazywa miłość!

-Powiedziałem, nie chcę przez głupotę syna… - Nie dokończył. Vladimir wyszedł z pokoju. Jego ojciec już wiedział. Kiedy wychodził z dużej rezydencji dookoła której chodzili robotnicy dostosowując ją do potrzeb sierocińca, który właśnie otwierał jego ojciec, chwycił za komórkę by przedzwonić do Okami.

Zasnęłam… Zasnęła… Nie śniłam, ale gdy się obudziłam, poza głodem ciała czułam jeszcze strach.. Popatrzyłam za okno, było już ciemno. Słońce właśnie skończyło zachodzić a B stał przy oknie patrząc na białą poświatę księżyca

-R… - Szeptał w kółko tą samą literę. Zaniepokojona podeszłam do parapetu i popatrzyłam na księżyc. A to co zobaczyłam przeraziło mnie tak, że zaczęłam piszczeć… To był Ranarag…. Unosił się w powietrzu z wielką kosą trzymając w dłoniach R… Nie… Człowieka… Przeźroczystego który rozniósł się w powietrzu. Zastygłam w bezruchu cały czas siedząc i piszcząc. Czułam na policzkach ciepłe łzy. Potem była już ciemność. Znowu, znowu zemdlałam.

-Kochanie! - Krzyknęła Okami do Vladimira - Zobacz czy Kiki śpi! -

Od tamtego dnia minęły trzy lata. Para mieszkała w kawalerce, on pracował jako dziennikarz, ona jako pomoc domowa. Dawali sobie radę choć nie przelewało się u nich. Jej rodzina odcięła się od nich, a rodzina młodego Wammy czyli jego ojciec. Coraz częściej odwiedzali ich w domu. Raz, że teraz nie miał gdzie mieszkać, bowiem trzeba było coś poprawić przed otworzeniem sierocińca, a dwa, że naprawdę pokochał małą różową dziewczynkę w kolebce. Dla zdziwienia Watariego. Dziewczynka dostała nazwisko po matce. Yatenshi. Nie bulwersował się jednak nikt. Blondynka mówiła ze to kiedyś ocali jej życie.

Dnia 7 marca 1984 roku za namową Okami mała Kiki została pod opieką dziadka. Kobieta przeczuwała coś, a może wiedziała. Bowiem tydzień wcześniej zachowywała się inaczej. Smutniej, a dziecko tuliła do piersi mocniej niż wcześniej.

Nie myliła się. W drodze powrotnej na trasie z Londynu, ciężarówka jadąca z naprzeciwka złapała gumę. Ani Vladimir, ani Okami, nie przeżyli tego wypadku osieracając prawie dwu letnią dziewczynkę.

Na jej szczęście jednak Watari zdecydował się zaopiekować swoją wnuczką..

Trzy dni po tym, miał miejsce kolejny pogrzeb. R dostał ataku serca podczas oglądania ukradkiem w salonie jakiegoś taniego horroru. Ale ja, ja jednak nie stałam przy jego trumnie. Nie stałam. Nie chciałam. Położyłam się za to na innym grobie. Dopiero krzyk dziadka przywrócił mnie rzeczywistości

-Kto tu leży? - Zapytałam podnosząc głowę z marmuru

-Twoi rodzice… - Powiedział staruszek

-Rodzi…ce? - Powtórzyłam przenosząc głowę w stronę grobu i podniosłam się przerażona. Nie wiedziałam, czy moje myśli błądzą dookoła tego, że to moi rodzice, czy dookoła tego, że R nie mógł tak po prostu umrzeć. Czy to była kolejna sprawa shinigami?

Dnia 13 sierpnia 1988 roku został pochowany R.

Jutro znowu też ktoś umrze. Wiem to… To będzie najgorszy rok w moim życiu…

Na marmurowym nagrobku Watari kazał wyryć takie słowa:

„Ledwo rozkwitłem, już mnie zerwano. Bóg tak rozkazał, Boga słuchano.”

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.