Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Wammy's House

"Naucz mnie być mamą"

Autor:Yumi Mizuno
Korekta:Dida
Serie:Death Note
Gatunki:Akcja, Dramat, Kryminał, Mroczne, Obyczajowy
Uwagi:Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2010-06-20 08:00:06
Aktualizowany:2010-12-24 22:33:06


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

„Co to? Coś razi moje oczy, ach no tak pewnie świt, kolejny dzień w się zaczął. No nic Amy, pora wstać”, pomyślałam zaraz po przebudzeniu. Opuszkami palców przetarłam oczy i ziewnęłam. Poranne czynności wyglądają zawsze tak samo. Po umyciu twarzy o wschodzie słońca, wyszorowaniu zębów i zmaganiach z ubraniem, wychodzę z pokoju, zamykając go za złoty klucz, który wieszam sobie na szyi. Nie raz bowiem już tak miałam, że gdy go do kieszeni chowałam, wieczorem znajdowałam w moim łóżku kilkoro z mieszkańców sierocińca. Nie żebym ich nie lubiła, ale jakoś po pracy nie mam ochoty zajmować się jeszcze nimi, tylko położyć się i usnąć.

O godzinie 6:45 zawsze jestem już w kuchni. O 6:50 przybywa dostawa prowiantu, co ma starczyć nam na tydzień. Czekałam więc na ich przybycie.

Nagle kątem oka dostrzegłam zarys jakiejś małej osóbki, chowającej się gdzieś z tyłu. Lecz, gdy odwróciłam się, nikogo nie było.

- Majaki - powiedziałam do siebie i wzruszyłam ramionami. Spóźniali się, była 6:52,a ich jeszcze nie było. Miałam tylko osiem minut do przygotowania wszystkiego na przybycie dzieciaków. Najczęściej sami sobie robili kanapki, wystarczyło dać im plastikowy nóż. Dlatego zbytnio z posiłkami się nie przemęczałam.

6:55, wreszcie raczyli się pojawić!

- Co tak długo? - zapytałam jak zawsze uprzejmym tonem dostawcy, mężczyzna uniósł czapkę tak, co by spojrzeć na moją twarz, w zębach gryzł coś w rodzaju wykałaczki, a figlarny uśmiech Casanovy nie schodził mu z twarzy. Mimo wszystko nie odpowiedział. Naburmuszona patrzyłam na dwóch jego pomocników wnoszących skrzynki pełne chleba, zupy w proszku, warzyw, mięsa i innych rzeczy - do lodówki.

8:05, wszyscy pod asekuracją Watariego, zaspani, w piżamach, poczęli zbierać się w jadalni połączonej z kuchnią. Przedziałem była pół ściana, a z tyłu, za mną, wielkie metalowe drzwi do chłodziarki.

- Dzień dobry - powiedzieli mi wszyscy na raz, jak gdyby chór. Zaraz potem zaczęli marudzić, a to, że spać któreś nie mogło, a to że inne miało koszmary albo zagadnienie jakieś zabierało im tyle czasu, że oka nie zmrużyli. Westchnęłam i uśmiechnęłam się lekko patrząc na dzieci. Teraz wyglądali niczym aniołki, kiedy tak brali po kilka kromek chleba, rozmawiali, albo usypiali nad stołami. Nie ma mowy o spóźnieniach, o nieobecnościach, o złym zachowaniu. Fabryka małych ideałów. Dreszcz przeszył moje ciało.

Nagle zobaczyłam jak Watari podchodzi do mnie nieco zmieszany. Chrząknął raz, potem drugi, aż w końcu stanął obok mnie. Dłonie trzymał za sobą, twarz jego pełna była zmarszczek i bruzd. Oczy pół otwarte przyglądały się gromadzie sierot zza cienkich okularów.

- Widziałaś Purpurową? -zapytał mnie w końcu.

- Fiołka? Nie... - Uniosłam brwi w zdziwieniu po czym szybko je zmarszczyłam. - Coś się stało?

- Rano, gdy się obudziłem nie było jej w pokoju - wyjaśnił mi spokojnie, dziwnym był dla mnie fakt, iż mówił ciszej niż zwykle, może nie chciał by inne dzieci go usłyszały? W końcu od jej urodzin minął tydzień, a wspomnienia z tego dnia ciągle krążyły po świetlicy. Zamrugałam kilka razy i lekko zdziwione spojrzenie posłałam staruszkowi.

- Jak mam rozumieć? - zaczęłam powoli. - Podczas sprzątania mam ją znaleźć albo dać ci jakiś znak, że poszlakę znalazłam. Co?

- Tak. - Czyli się nie myliłam. Watari czasem był nadopiekuńczy jak chodzi o małą Kiki. Dziwnie mi ulżyło. Zatem miałam teraz robić nie tylko za pokojówkę, sprzątaczkę, niańkę, ale i za detektywa. Śmiać mi się chciało, co by to było gdyby Amy zabrakło? Mimo wszystko przytaknęłam. Nie będzie mi to sprawiało trudności w harmonogramie tego dnia.

Zostawiłam Watariego więc samego, tak jak zawsze, i po ukłonieniu się wyszłam z jadalni. Wszyscy jak jeden mąż zauważyli, iż opuściłam salę i się zaczęło. Krzyki słychać było aż na drugim piętrze podczas gdy jadalnia znajdowała się na parterze.

10:28, właśnie odkurzałam pokój pana dyrektora, kiedy znowu miałam to dziwne uczucie, iż ktoś mnie obserwuje. Wyłączyłam więc odkurzacz i zaczęłam się rozglądać.

- Jest tu kto? - Nikt mi nie odpowiedział, ponownie wzruszyłam ramionami. - Przyda mi się urlop - zachichotałam do siebie i wróciłam do sprzątania.

12:54, teraz była pora na mycie pryszniców po porannej higienie przynajmniej kilkunastu z mieszkańców sierocińca. Fakt, nie wszyscy bowiem tutaj utrzymywali porządek. Ot takie zboczenie dziwnych geniuszy.

- Amy? - Usłyszałam za sobą cichy, dziewczęcy głosik. Od razu go poznałam, to była Kiki. Klęczała właśnie w takiej samej pozycji jak ja, kawałkiem swojej purpurowej bluzeczki szorowała błękitne płytki, dokładnie tak samo jak robiłam to ja. - Dostanę to pachnące? Po tym podłoga błyszczy i pachnie - powiedziała jak gdyby nigdy nic, nawet na mnie nie patrząc.

Wyprostowałam się i popatrzyłam na małą, ta zrobiła to samo.

- Fiołek? - Uniosłam brwi. starając się brzmieć na choćby odrobinę poważną czy zezłoszczoną. - Gdzieś ty dziecko się podziewała. Wiesz jak dziadek się o ciebie martwił?

- Byłam cały czas tutaj, za tobą, patrzyłabyś czasem za siebie - odgryzła mi się, choć słowa te w jej ustach brzmiały co najmniej śmiesznie. Zazwyczaj nic nie mówiła i poruszała się cicho, nie dziwota, że jej nie zauważyłam. Westchnęłam i z kieszeni wyciągnęłam małą komórkę. Wyszukałam na liście Watariego i zadzwoniłam do niego

- Halo? - odezwał się starzec w słuchawce.

- Mam zgubę - powiedziałam z dumą i zadowoleniem w głosie. - Nie martw się, jest ze mną w łazience. Zaraz ją do ciebie przyprowadzę - zaproponowałam, wtedy to mała mocno złapała mnie za rękaw, w oczach jej malowały się łzy, a usteczka drobne w niezadowoleniu się wykrzywiły. - Chwileczkę. - Zmarszczyłam brwi i posłałam jej pytające spojrzenie. Ona tylko pokręciła przecząco głową i małe piąstki mocniej zacisnęły się na mojej sukience. - Watari, będziesz zły jak mała zostanie ze mną jeszcze kilka chwil? - zapytałam, nie wiem co mnie wzięło. Jej oczom po prostu nie można było się oprzeć. Była tak słaba, że aż chwytało to za serce.

- Coś się stało? - Widać było, iż Watari jest skłonny zgodzić się, ale żąda wyjaśnień. Tak, ten typ zawsze lubił stać na stabilnym gruncie.

- Nic, ale myślę, że ona chce ze mną zostać - powiedziałam mu prawdę.

Staruszek przytaknął i zażądał mieć ją z powrotem na 18:30. Popatrzyłam na zegarek, była 13:11.

- Umowa stoi - odparłam spokojnie i rozłączyłam się. Dziewczynka podniosła głowę i patrzyła się na mnie wyczekująco.

- Mała, zostajesz, do wieczorynki, ale. - Wzniosłam palec. - Masz się mnie słuchać, nie uciekać i powiedzieć, po co odstawiasz te całą szopkę,

- Nie rozumiem - wyszeptała i puściła mnie, po czym wstała i poprawiła za dużą bluzkę, jak i nieco za szeroką spódniczkę, sięgającą do połowy łydek, w kolorze bieli.

- Dlaczego nie jest tak jak wczoraj? - Uniosłam brwi, zazwyczaj na filozofię udawało mi się ich nabrać i chociaż odnieść wrażenie, że mogę być nieco mądrzejsza od nich.

- Bo wczoraj nie jest dzisiaj. Nadal nie rozumiem. - Podeszła teraz do czerwonego kubła z wodą, którą myłam podłogę. Drobne dłonie dotknęły brudnej już szmatki.

- No to, dlaczego jesteś tutaj, a nie z nimi? - mówiąc to pokazałam na dół, co miało znaczyć: „Dlaczego nie z rodzeństwem?”. To zrozumiała. Popatrzyła na mnie raz jeszcze, po czym oczy swoje purpurowe na podłogę przeniosła.

- Tam nie ma mamy. Nie ma mamy, mamy. Ja będę mamą, ty umiesz być mamą. Naucz mnie być mamą - W oczach jej widać było powagę i tę dziecięcą pewność. Chwyciło mnie to za serce.

Trzy lata wcześniej. kiedy chciałam mieć dziecko, lekarz powiedział. że to niemożliwe, że nie mogę, bo mam coś z jajnikami. Mąż mnie rzucił, a ja zostałam sama. Dlaczego więc ta mała uważała, iż umiem być matką jak matką nigdy nie byłam? Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się jej. Kiedy uniosłam lewą brew, ona też uniosła. Kiedy wstałam i otrzepałam suknię ona zrobiła podobnie. Nie dałam jej odpowiedzi i z wiaderkiem ruszyłam przez korytarz. Mała nie pozostawała dłużna, wzięła szmatę brudną, o której to zapomniałam i maszerowała za mną. W pierwszej chwili było to normalne. Nie poruszała się szybko to też z każdym krokiem miałam nad nią przewagę. Lecz co chwile biegła i doganiała mnie.

14:59, zmywałam naczynia po obiedzie, ona robiła podobnie tylko, że z mniejszymi rzeczami, albo wycierała umyte już przeze mnie rzeczy. Nie odzywałyśmy się, a ona wdzięcznie naśladowała każdy mój ruch. W końcu o 16:00 nie wytrzymałam. Właśnie szłam do prywatnych pokoi, co by prowizorycznie w nich uprzątnąć, ona szła za mną. Umorusana, ubrudzona ale zadowolona.

- Chcesz być mamą? - Zatrzymałam się i nie odwracając się do niej twarzą, czekałam na odpowiedź. - Chcesz potrafić się opiekować innymi? Dlaczego akurat mamą? Może lepiej pielęgniarką albo kimś tam?

- Nie. Bo pielęgniarka zaklei ranę, ale nie pocieszy - powiedziała szybko, zaparcie, zawzięcie. - Moja mama zawsze pocieszała! Mama umie zająć się! Mama... - Nie wiedziała chyba co dalej powiedzieć.

- Rola matki jest taka, co by dziecko dzieckiem było do uzyskania pełnoletniości. Potem matka jest niepotrzebna. Pierze, gotuje, sprząta. Uważasz mnie za matkę? - Nagle mnie olśniło.

- Tak - powiedziała dziewczynka, wtedy to odwróciłam się do niej twarzą. W oczkach jej znowu połyskiwały łzy - Mama to nie tylko gotowanie, to nie tylko czyszczenie i witanie. Taka osoba jest tylko sprzątaczką w domu. - Miałam skrytą nadzieję, że mnie zrozumie i nie będzie zadawała dalszych pytań. - Mama zyskuje szacunek u dzieci. Chroni je nie tylko przed skaleczeniem, ale i przed smutkiem. Nie pogłębia rozpaczy tylko ją leczy. To jest matka. - Uśmiechnęłam się delikatnie i kucnęłam. Dłoń położyłam na jej ramieniu. Wsłuchiwała się we mnie, podobało mi się to więc nie przestawałam: - Moja mama uczyła mnie jak mam się zachowywać, komu ufać, a komu nie. Mało mówiła, więcej robiła. To jest mama. Chcesz być mamą? Nie musisz dobrze gotować, nie musisz być demonem czystości, bo wtedy będziesz tylko i wyłącznie sprzątaczką we własnym domu. Stań się aniołem, co to przytuli, pocieszy, doradzi, podpowie. To jest matka. - Kiedy skończyłam, zapadła cisza. Trwałyśmy tak kilka chwil, po czym bez słowa obie ruszyłyśmy razem sprzątać pokoje jej rodzeństwa.

Z łatwością i zapasem czasu zdążyłyśmy akurat na wieczorynkę. Tak jak obiecałam. Oddałam ją pod opiekę Watariego, trochę był zdziwiony, że jego wnuczka jest cała brudna i poczochrana, ale zadowolona. Wyjaśniłam mu szybko, o co chodziło i sama poszłam do swojego pokoju. Przed wyjściem jednak ze świetlicy usłyszałam słowa małej Kiki zadowolonej:

- Od dzisiaj to ja będę waszą mamą! Umiem już być mamą! - Rozśmieszyły mnie te słowa.

Jakie było moje zdziwienie i zaskoczenie, kiedy następnego dnia wszystko zaczęło się tak samo, ale z jednym wyjątkiem. W momencie, gdy wszystkie dzieci zajęły swoje miejsca, Kiki wstała. Klasnęła kilka razy i sieroty jak jeden mąż poczęły modlić się przed spożyciem posiłku. W przeciągu jednej nocy zyskała sobie posłuch i szacunek wśród rodzeństwa. A może zawsze je miała? Tego nie wiem. Tak czy inaczej, teraz Wammy's House ma mamę.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.