Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Last Wish

Ucieczka i Bohater

Autor:Reundem
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2010-04-17 22:35:15
Aktualizowany:2010-04-17 22:41:15



A róbcie sobie co chcecie


Przez ciszę nocy spowijającej Fris co chwilę przebijały się odgłosy straży na okalających miasto murach. Rytmiczne postukiwanie okutych stalą butów niosło się szerokim echem ponad dachami zabudowań. Co jakiś czas dało się też usłyszeć niepokojące odgłosy wydawane przez dzikie bestie które, od czasu Zarazy, coraz śmielej podchodził pod umocnienia.

Jednak tej nocy nic nie zapowiadało tego, co się miało wkrótce wydarzyć. Opancerzony strażnik właśnie minął kolejną pochodnię która swym migotliwym, targanym wiatrem płomieniem oznaczała punkt kontrolny. Rozejrzał się jeszcze wokoło wciągając orzeźwiające powietrze, gdy spostrzegł że ciemność w pobliskiej uliczce wyraźnie zgęstniała. Zdziwiło go to gdyż mieszkańcy nie mieli odwagi by opuszczać domy po zmroku. Zaraza przywleczona przez kupców właśnie wtedy zbierała największe żniwa. Ale to było kilkadziesiąt lat temu. Mimo to książę wprowadził zakaz poruszania się nocą, by ocalić te kilka tysięcy mieszczan którzy nie uciekli na północ. Myśląc o tym strażnik skierował się w stronę tajemniczej ciemności z wyrazem co najmniej obrzydzenia na twarzy. Bo uciekinierów spotykał los gorszy od śmierci. Poprawił chwyt na swej dębowej włóczni zakończonej dwunastocalowym ostrzem. Nie miał zamiaru jej używać, ale zawsze podnosiła go na duchu. Ostrożnie stawiając kroki coraz bardziej zbliżał się w stronę ciemnego zaułka. Teraz jego przyzwyczajone do ciemności oczy wychwyciły ledwo dostrzegalny ruch. Chwilę potem usłyszał charakterystyczny zgrzyt miecza wysuwanego z pochwy. Pewnym, wytrenowanym przez lata w Akademii Cesarskiej, ruchem wyrzucił włócznię w mrok. Tu nie było litości. Kto dobywał broni przeciw Strażnikom natychmiast był karany. Śmiertelnie skutecznie……

Shou w porę zdołał dopaść do ściany, chwilę potem włócznia ze złowrogim świstem przeleciała zaledwie kilka centymetrów od jego głowy. Straż w Fris, stolicy Imperium, stanowiła elitę Cesarskiej Akademii. Jednak w jego oczach nie widać było lęku, ale zimną nienawiść. Widząc że strażnik wyrwał już swój miecz postanowił zrezygnować z nieskutecznej już osłony nocy. Jednym skokiem znalazł się naprzeciw wroga i wyprowadził błyskawiczne cięcie w tors. Strażnik jednak nie dał się zaskoczyć i lekkim ruchem sparował atak. Spojrzenia obu mężczyzn spotkały się na chwilę. Niebieskie oczy Shou pełne były chłodnej nienawiści, wypracowanej przez lata niewoli. Brązowe oczy strażnika przepełniało bezgraniczne zdumienie, wywołane widokiem twarzy przeciwnika. Przez jego głowę przelatywały wspomnienia. Już w akademii uczono ich że spotkanie przedstawiciela zapomnianych Wschodnich Klanów, zwłaszcza sam na sam, było równoznaczne ze śmiercią. Ale przecież oni wymarli! Źródło ich mocy, czerwony księżyc, zostało zniszczone! Teraz na nocnym niebie połyskiwał tylko błękitny księżyc, symbol Imperium. Jego rozmyślania Shou przerwał morderczym pchnięciem w szyję. Strażnik ledwo uniknął zagrożenia, a już musiał odpierać nawałnicę ciosów. Jeden za drugim, ze śmiertelną precyzją zmuszały go by cofał się w stronę murów. Zimny pot oblał czoło strażnika. Przeczuwał że tej nocy zakończy swój żywot. Na szczęście nie miał rodziny, która by go opłakiwała. Nadgarstek zdrętwiał mu od uderzeń miecza Shou, przecież przewyższał zwykłego człowieka siłą dwukrotnie. Kolejny mocarny cios wytrącił mu oręż z dłoni. Strażnik upadł na kolana ciężko dysząc. Wyciągnął przed siebie ręce w błagalnym geście. Ostrze Shou rozwiało jego nadzieję. Przecięta tętnica sprawiła że wokół bezwładnie leżącego na ziemi ciała wykwitła ciemnoczerwona kałuża. Shou skrzywił się na ten widok z niesmakiem. Odciągnął jednak ciało w głąb uliczki. Chwilę później nie zatrzymywany przez nikogo dotarł w pobliże bramy miejskiej. Przekradł się jeszcze parę metrów wzdłuż muru, bu uniknąć schwytania. Następnie wykorzystując siłę swych ramion wspiął się po chropowatej powierzchni kamieni tworzących sześciometrową przeszkodę. Zeskoczył lekko na trawę po drugiej stronie i sprintem przebiegł niewielką odległość jaka dzieliła go od pierwszych drzew Puszczy. Wiedział że straż go tu nie będzie ścigać przed świtem, a właśnie w tym momencie rozległy się chaotyczne pokrzykiwania żołnierzy. Zapewne odkryli ciało. Shou ostatni raz spojrzał w stronę miasta, po czym zagłębił się w gęstwinę.

Podróż trwała dwa dni. Pieszo przedzierał się przez zarośla. Kolczaste krzaki podarły jego szatę, raniąc go dotkliwie. Zadrapania nie były duże, ale większość roślin była trująca i to spowodowało gorączkę i osłabienie. Kilka razy przeprawiał się przez leniwie płynące w leśnym cieniu potoki, musiał też przejść przez mokradła. Pod koniec drugiego dnia wyczerpany chłopak padł na stertę naniesionych prędzej liści by odpocząć. Nie miał siły by rozpalić ogień, poza tym stracił krzesiwo już podczas pierwszej przeprawy przez strumienie. Nazwa ta była myląca, gdyż woda faktycznie płynęła powoli ale miały one szerokość 30 metrów, a głębokie były na 5. Poza tym w czasie płynięcia musiał się odganiać od mięsożernych ryb które tylko czekały aż będzie zbyt słaby i zagłębi się w ciemnych odmętach. Każdy oddech sprawiał mu ból. To z kolei było wynikiem dwugodzinnego biegu, gdy ścigał go rozjuszony wilk. Ten jeden był wyjątkowo uparty, i zgubienie go było niezwykle trudne. Sen przyszedł niezauważalnie. Gdy się zbudził była już noc. Czuł się o wiele lepiej co zawdzięczał nie tyle snowi, co wrodzonej umiejętności szybkiej regeneracji. Ssanie w żołądku przypomniało mu że dwa dni nic nie jadł.

Jedno spojrzenie na rozgwieżdżone niebo wystarczyło by ustalił swoje położenie. Wstał i ruszył pewnym krokiem przed siebie. Po chwili wyszedł z lasu a przed nim ciągnęła się ubita wiejska droga. Teraz nie musiał już obawiać się pościgu. Droga przez las była ciężka, ale podróż traktem zajęła by mu tydzień. Poprawiwszy sobie tą myślą nastrój ruszył w kierunku widocznych w oddali zabudowań.

-Pomocy! Pomo…- krzyk dochodzący zza zasłony drzew urwał się jak ucięty nożem. W Shou obudził się instynkt łowcy. Kobiecy krzyk który usłyszał był pełen przerażenia.

Szybko zszedł z traktu i przykucnął za pniem masywnego drzewa. W porę, bo z kierunku z którego doszedł krzyk wychylił się mężczyzna. Długa, czarna broda i postrzępione ubranie niepierwszej świeżości wymownie mówiły jakim zawodem się parał. Nieznajomy bandyta rozejrzał się po drodze po czym wyraźnie spokojniejszy oddalił się z powrotem. Bandyci byli plagą w tych okolicach. Jakby mało było nocnych niebezpieczeństw. Teraz zza drzew doszły śmiechy i odgłosy szarpaniny. Shou postanowił sprawdzić co się tam dzieje, więc skradając się bezszelestnie dotarł do krzewów okalających niewielką polanę. Po drodze mijał połamane mniejsze drzewka i rośliny. Teraz gdy ostrożnie wyjrzał dostrzegł tego przyczynę. Spory wóz kupiecki leżał przewrócony z potrzaskanymi kołami, wokoło walały się ciała i pakunki. W samym centrum polany stało trzech rosłych bandziorów. Przed nimi leżała skrępowana dziewczyna. Miała kasztanowe włosy i z daleka widać było że jej odzienie jest w kiepskim stanie. Kilka pasów materiału, ot co zostało z pięknej niegdyś sukni. Żabi rechot herszta wtórował łzom niewiasty. Ich zamiary były aż nadto widoczne. Teraz Shou stanął przed dylematem. Mógł pomóc dziewczynie, ale nie był jeszcze w pełni sił. Ale jeśli by ją zostawił…..Niewiele myśląc wypadł wprost na nich. Zaskoczenie bandytów było tak duże, że udało mu się jednego z nich powalić mocnym ciosem w brzuch. Mieczem sparował niepewny cios drugiego po czym wyprowadził kontrę znacząc krwawą ścieżkę na piersi przeciwnika. Bandyci odskoczyli, tylko trzeci leżał na ziemi pojękując. Zaczęli krążyć wokół wroga wyczekując dogodnej okazji do zemsty za towarzysza.

-Hej….może się jakoś dogadamy?- odezwał się nagle herszt.

-My weźmiemy kobietę, a ty odejdziesz żywy i z pełną sakwą. Co ty na to Panie Bohaterze?- wysunął propozycję szyderczym tonem.

Liczył pewnie że trafił na innego bandytę, który połasi się na migające spod płacht klejnoty. Może i Shou by zgodził się na tą intratną propozycję, lecz chwilowo nie myślał racjonalnie. Ból który palił jego mięśnie stłumił w nim zdrowy rozsądek. Z ledwością trzymał miecz. Milczenie bandyci uznali za odmowę, a widząc że ręka mu drży śmielej się zbliżyli, pewni już wygranej. Ten błąd kosztował herszta utratę dłoni w której trzymał zakrzywione ostrze. Drugi zdołał uniknąć wymierzonego w serce sztychu. Pomimo osłabienia Shou wciąż był ostatnim przedstawicielem Wschodnich Klanów, a przekazywana z pokolenia na pokolenie technika walki mieczem Tenryuu płynęła w jego żyłach. Pomimo że od zwykłych ludzi różniły ich możliwości fizyczne i dłuższe życie, zostali bezwzględnie wytępieni gdy posądzono ich o wywołanie Zarazy. Wielkie Królestwo upadło, a świat ogarnął chaos i bezprawie. Jedno było pewne, ci dwaj już nigdy go nie zlekceważą. Z mrożącym krew w żyłach krzykiem rzucił się w stronę bandziorów. Przerażeni opuścili gardę i zapłacili za to stosowną cenę. Kilka minut później dwie głowy poturlały się po szmaragdowej trawie znacząc ja rubinowymi plamami. Ciężko dysząc Shou wbił miecz w ziemię i oparł się na nim. Strużki potu spływały mu po czole, a nogi trzęsły nie pozwalając mu prosto stać. Był wykończony. Dopiero gdy mógł ustać o własnych siłach zwrócił się w stronę dziewczyny. Ta leżała bezwładnie na ziemi.

-Na Ashurę, powinienem był się nie mieszać- wymamrotał pod nosem jednak przez jego usta przemknął nikły uśmiech. Nie był może samurajem walczącym by -czyścić świat ze Zła™- ale nie był też pozbawionym uczuć potworem. Chociaż lata odosobnienia przybliżyły go to tego bardziej niż się spodziewał. Pochylił się ostrożnie nad nią sprawdzając puls. Choć był słaby, jednak bił regularnie.

-Powinna szybko dojść do siebie- pomyślał sprawdzając czy nie ma głębszych ran. Na szczęście skończyło się na kilku siniakach i zadrapaniach. Wyjął sztylet by przeciąć krępujące ją więzy. Nagłe uderzenie w tył głowy sprawiło że świat przed jego oczami zafalował i stał się niewyraźny. Upadł w bok, lecz resztą sił zdołał przewrócić się na plecy. Gasnącym wzrokiem ujrzał zbliżającą się kobietę w zielonych szatach z wycelowanym w niego łukiem. Jej twarz nie wyglądała przyjaźnie, wyrażała wręcz furię. -A mogłem wybrać klejnoty…- wyszeptał do siebie po czym zapadł się w nicość.

Shou czuł jakby jego ciało nie istniało. Unosił się bezwładnie pośród bezgranicznej pustki.

-Czy ja umarłem?- tylko ta jedna myśl kołatała się w jego głowie. Nagła fala potwornego bólu udzieliła mu odpowiedzi. -Arghhh…- jęknął nagle odzyskując czucie w całym ciele. Nie było to przyjemne. Głowa pulsowała mu jakby miała za chwilę eksplodować, zdrętwiałe kończyny przepełnił teraz ogień rozprzestrzeniający się wraz z napływającą krwią. Jego oddech był płytki i nierównomierny. Każde poruszenie choćby o milimetr poturbowanego ciała było niczym okrutna tortura. Leżał chwilę próbując odetchnąć głębiej, gdy usłyszał odgłos otwieranych drzwi. Zamarł w bezruchu. Kroki skierowały się w jego kierunku i zatrzymały tuż przy nim. Zbierając wszystkie siły Shou napiął mięśnie i z truem poderwał się z łóżka na którym leżał. Nagły rozbłysk piorunującego bólu powalił go sportem na posłanie. Wstrząs był na tyle silny że jeszcze trochę a stracił by przytomność.

-Boże, leż spokojnie bo sama cię wykończę!- poirytowany kobiecy głos odezwał się nad nim. Chłodny dotyk dłoni na jego czole jakimś cudem spowodował że ból począł słabnąć. Nasilające się mrowienie w całym ciele wywoływało uczucie przyjemnego odprężenia.

-Odpocznij teraz, później możesz uciekać- tym razem w jej głosie dało się wyłapać nutkę rozbawienia uporem ledwo żywego chłopaka. -Doprawdy, czy wszyscy faceci są tacy….- w tej chwili Shou zapadł w sen tracąc resztę wypowiedzi.

Gdy się przebudził, pierwszą rzeczą którą poczuł, a raczej której nie czuł, był ból. Jego ciało choć nadal lekko odrętwiałe nie przejawiało już żadnych widocznych śladów obrażeń. Ostrożnie otworzył oczy. Światło dnia oślepiło go chwilowo więc zamrugał energicznie. Teraz rozejrzał się wokoło. Leżał na sporym, jednoosobowym łóżku wykonanym z ciemnego drzewa. Pościel była śnieżnobiała, wykonana z jakiegoś nieznanego mu materiału. Znajdował się w obszernym pokoju z oknem wychodzącym na ogród, w oddali było widać las. O dziwo nie był skrępowany.

-Jak ja się tu znalazłem?- powiedział sam do siebie.

Ku jego zaskoczeniu zza łóżka odezwał się ten sam głos który usłyszał już wcześniej.

-Ja cię tu przywlokłam. Wiesz, trochę ciężki jesteś- odezwała się dziewczyna wychodząc zza wezgłowia. Jej ognistoczerwone włosy kontrastowały z zielenią jej stroju. Brązowe oczy zmierzyły go niezdecydowanym spojrzeniem. Shou rozpoznał w niej kobietę która postrzeliła go z łuku. Próbował się zerwać do walki ale powstrzymała go jedną ręką.

-Spokojnie! Nie jesteś jeszcze zdrowy!- powiedziała z troską w głosie.

-Heh, kto by pomyślał że będzie cię to obchodzić…- powiedział z gniewem.

Wyraźnie ją to speszyło bo aż się zarumieniła.

-Wiesz ... tego…Nie wiedziałam że to ty ją uratowałeś- powiedziała ze skruchą. -Z daleka wyglądało jakbyś chciał ją…no sam wiesz- przy tym zarumieniła się jeszcze bardziej.

-Więc, gdzie ja jestem?- spytał Shou pojednawczym tonem. Sam by zareagował tak na jej miejscu, z tą różnicą, że zabił by wroga.

-No więc jak cię postrzeliłam to myślałam że nie żyjesz, ale okazało się że masz twardą głowę. I przywlokłam was dwoje na plecach aż do wioski Hino. Tak swoją drogą siostra chciała ci podziękować, ale wszyscy mieszkańcy oprócz walczących opuścili wioskę.- powiedziała wyraźnie smutniejąc. Shou słyszał że Imperium pragnie zdobyć te ziemie, ale to było za szybko! Jeśli to prawda to…

-Jakie macie siły?- rzucił ostrym tonem. Zdziwiona dziewczyna udzieliła mu odpowiedzi. Mieli tylko 200 mężczyzn , i to bez porządnego wyposażenia. Przeciw tysięcznej armii Imperatora było to nic więcej jak pył, który obute w hartowaną stal z Nanto buty imperialnych żołnierzy zmiotą w kilka chwil. Stanowiło to pewien problem, ponieważ tym czego tak pragnęło Imperium były groby Wschodnich Klanów, i ukryte w nich tajniki ich mocy. Jeśli by je zdobyli…

-Ile czasu spałem?- spytał z niepokojem

.-Tydzień, dziś jest wtorek- odparła.

Spał cały tydzień? A więc jeśli wojska wyruszyły za nim, powinny tu być za około dwa dni!

-Co robić? Co powinienem zrobić?- myślał intensywnie szukając wyjścia z sytuacji.

-Jeśli dobrze się czujesz powinieneś odejść stąd jak najprędzej. Ja i pozostali mieszkańcy będziemy powstrzymywać wojska żeby reszta mogła uciec. Jeszcze zdążysz dogonić karawanę.- powiedziała powoli ruszając w stronę drzwi.

Shou złapał ją za rękę i pociągnął w tył. Zaskoczona dziewczyna usiadła na krawędzi łóżka.

-Co ty? To nie czas na…- przerwał jej gestem, zmarszczone czoło świadczyło o tym że intensywnie coś rozważa. Wreszcie spojrzał na nią z determinacją.

-Nie mogę pozwolić żeby posiedli nasze tajemnice- próbował przekonać sam siebie do szalonego planu który zrodził się w jego głowie. Czy lata samotnego życia i ciągłej walki pozbawiły go instynktu samozachowawczego? Rozmawiał z dziewczyną ponad godzinę, przedstawiając jej wszystkie szczegóły planu. Przez cały czas w jej spojrzeniu malował się strach. Zaiste, tylko wariat odważył by się ryzykować wszystko w imię kilku starych kości. Nie mógł jej przecież powiedzieć co kryją wiekowe kurhany. Gdy dziewczyna wyszła Shou jeszcze raz przeanalizował cały plan. Jeśli chciał powstrzymać wojska Imperium, nie mógł zostawić tego na barkach wieśniaków, nieważne jak wojowniczy by nie byli. Postanowił więc że wesprze ich w starciu, i użyje wszelkich dostępnych sposobów by zwyciężyć. Nawet jeśli będzie musiał ponownie użyć TEGO. Jego ręka bezwiednie spoczęła na piersi w miejscu gdzie bije serce. Znajdował się tam tatuaż o okrągłym kształcie, otoczony starożytnym pismem. Czarna Pieczęć, posiadali ją tylko prawowici spadkobiercy Gwiazdy Wschodu, a służyła zapieczętowaniu ich mocy by w szale nie zrównali jakiegoś miasta z ziemią. Pozwalała utrzymać ich mordercze instynkty na wodzy, jednocześnie nie pozwalając na wykrycie ich mocy. Tylko dzięki niej przetrwał ostatnie 100 lat ukrywania się przed prześladowcami. Jego rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi.

-Zrobiłam jak kazałeś- odezwała się wchodząc do pokoju. Miała teraz na sobie lekką zbroję ze skóry, wzmacnianą stalowymi obręczami. Na plecach przewieszony był kołczan strzał i długi łuk.

-Mów mi Shou. Jaka jest wasza odpowiedź?- spytał spoglądając uważnie w jej oczy.

-Rada Starszych naszej wioski na wieść że jesteś wojownikiem Gwiazdy Wschodu chciała natychmiast cię przepędzić. Nie braliśmy udziału w wojnie gdyż wielu z was nam pomagało dzieląc się swą wiedzą, ale Imperium prześladuje nas do dziś. Jednak gdy opowiedziałam im że uratowałeś moją siostrę, córkę wodza, od razu zmienili zdanie. Chętnie będą walczyć pod Twymi rozkazami- to mówiąc przyklękła na jedno kolano, co pośród zamieszkujących Puszczę jest wyrazem najwyższego szacunku. -Jestem Kurogane Mika, mistrzyni łuku i będę cię wspierać w walce- powiedziała spuszczając wzrok.

-Wstań, to nie czas na takie rzeczy- odparł przywdziewając pancerz który leżał obok. Był idealnie dopasowany, wykonany z czarnej stali. Ornamenty na naramiennikach i poszczególnych płytkach były misternie wyryte starym sposobem. Widać było że jakością nie ustępuje najlepszym zbroją Imperium. Gdy był gotowy chwycił swój miecz i udał się za Mik’ą przed dom. Zebrali się tam wszyscy pozostali obrońcy osady. Shou zlustrował ich chłodnym spojrzeniem oceniając ich przydatność w walce. Stał przed nim tłum pospiesznie uzbrojonych drwali, kowali i młodych mężczyzn po 15 wiośnie życia. W ich oczach dało się dostrzec strach i zwątpienie czy przeżyją tę noc. Kilka pozostałych w wiosce kobiet skupiło się pod ścianą najbliższego domu. W stronę Shou ruszył starszy, przygarbiony człowiek. Jego siwa broda sięgała kolan a brązowe szaty miały wyhaftowane sowy i liście dębu. Symbole Starszego Wioski.

-A więc to ty chcesz nami dowodzić. Dobrze wiec….Co każesz?- spytał drżącym głosem. Widać było że nie potrafi odnaleźć się w zaistniałej sytuacji.

-Czy macie szklarza?- rzucił pytanie w tłum. Z grupy wystąpił mężczyzna blisko 30. -Dobrze, ile butli o pojemności litra jesteś w stanie wykonać do wieczora?- pytanie to wyraźnie speszyło szklarza ale szybko udzielił odpowiedzi.

-Będzie jakieś 2 może 3 tuziny.- mówiąc to podrapał się po głowie.

-Dobrze! Zacznij natychmiast. Kobiety niech ruszą do lasu i zbiorą tyle smoły ile tylko zdołają. Pobliskie mokradła powinny być jej pełne. Wszyscy którzy nie mogą utrzymać broni niech zajmą się zbieraniem kamieni i składowaniem ich na dachach. Postawcie tam też snopki siana, i przygotujcie krzesiwo.- wraz z wydawanymi przez niego rozkazami coraz więcej osób rozbiegało się po mieście. -Macie warsztat kowalski?- zwrócił się teraz do Mik’i.

-Tak, w tamtej kamiennej chacie.- wskazała palcem pobliski dom.

-Hmm, niech kilku silniejszych wyniesie palne kamienie i kłody. Pozostali mają wykopać szeroki na dwa i głęboki na metr rów przed wioską. Resztę zostawiam tobie Mika-san, ja zajmę się zwiadem- nie czekając na odpowiedź ruszył biegiem w stronę lasu. Za sobą słyszał jeszcze pokrzykiwania dziewczyny komenderującej resztą ludzi. Zdziwią się imperialne psy jeśli myślą że wioskę zdobędą bez strat. Po godzinie biegu na przełaj przez las dotarł do jego granicy. Tu trakt wił się wężową wstęgą przez okoliczne pola. Wytężył wzrok, początkowo widząc tylko mgłę w oddali. -Na Ashurę!- wyszeptał gdy dotarło do jak duży garnizon wysłano za nim z Fris.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.