Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Mój Pierwszy Gej

Część druga: Marcin’s Part 1. Ich pierwszy raz

Autor:Ariel-chan
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-06-21 08:00:12
Aktualizowany:2010-07-09 22:51:12


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Nie kopiować, nie rozpowszechniać bez wiedzy i zgody autorki ;3


Część druga: Marcin’s Part 1.

Ich pierwszy raz.

Zastałem Cię w domu. Nikogo więcej, zresztą.

Musiałem to zrobić szybko, zanim odwaga sztucznie wszczepiona mi przez Del roztopi się jak zeszłoroczny śnieg. Bałem się tej rozmowy, jakbym miał wejść do klatki z lwem, jenotem czy innym większym kociakiem. Właściwie to Ty masz kota (nie licząc już tego, że sam jesteś dla mnie niczym słodki kociak), którego wiem, że się bać nie muszę, ale jednak… Sytuacja była trochę bardziej skomplikowana niż to przedstawiłem Del. Serce miałem w gardle, nie wiedziałem jak zacząć, gdy stało się coś nieoczekiwanego: Ty zacząłeś.

- Marcin, musimy pogadać.

- Co?

Byliśmy w Twoim pokoju, komputer chodził, telewizor zgasiłeś, gdy wszedłem.

- Ostatnimi czasy dziwnie się zachowujesz. Wydaje mi się, że coś cię gnębi i nie umiesz mi o tym powiedzieć.

- Mnie gnębi? - nie wierzyłem własnym uszom; usiadłem sobie na krześle obrotowym, Ty zacząłeś grzebać w komputerze, nastawiając muzykę. - Właściwie to ja chciałem ciebie pytać o to samo… - cała przygotowana przemowa wyleciała mi momentalnie z głowy, dosłownie: przeminęła z wiatrem! - Posłuchasz mnie?

- Oczywiście. - zdziwiłeś się jeszcze bardziej niż ja przed chwilą.

- Zauważyłem, że ostatnio strasznie się przy mnie denerwujesz, chodzisz taki spłoszony, nie dajesz mi się zbliżyć... Odniosłem wrażenie… że masz wątpliwości.

- Wątpliwości?

- Co do nas.

Otworzyłeś usta ze zdziwienia i przycupnąłeś na swoim łóżku z odgłosem wyrażającym totalne oburzenie.

- Żartujesz sobie? - zapytałeś po paru chwilach, gdy minął Ci szok; zdenerwowałem Cię, naprawdę nie miałem zamiaru, a jednak! - Dlaczego miałbym mieć wątpliwości?

- Wiesz, biorąc pod uwagę naszą sytuację…

- Nie. - powiedziałeś wzburzony. - Nigdy nie miałem wątpliwości, nie mam ich i nie będę mieć! W ogóle skąd ci coś takiego przyszło do głowy?! Jesteś debil, wiesz?! Masz mózg wielkości pantofelka, a może taki jak meduza?! Chyba się obrażę! - zrobiłeś obrażoną minę, złą i w ogóle „jak srający kot na pustyni”, myślałem, że mnie zaraz wyprosisz. Nie wiedziałem, co zrobić, czy Cię przepraszać, czy… objąć i zapewnić, że to się nigdy nie powtórzy. Błagam, nie obrażaj się!

- Przepraszam. - zdecydowałem się na pierwszą opcję. - Naprawdę nie wiedziałem, co myśleć o twoim zachowaniu. Nie dałeś mi się dotknąć i w ogóle… Ja... Wybacz.

- I to cię tak gnębiło? Ach, kretynie, a nie pomyślałeś, że się wstydzę?!

- Czego?

Wstałeś i podszedłeś do mnie. Ja się nie ruszyłem, bo i tak jestem o parę centymetrów wyższy, a najwyraźniej chciałeś mi spojrzeć w oczy. Ukląkłeś przy mnie, złapałeś mnie za ręce i wyznałeś, czerwieniąc się przy okazji po same uszy:

- Ciebie. I… swoich myśli. Ostatnio coraz częściej… pewne rzeczy chodzą mi po głowie…

Del miała rację?

Uśmiechnąłem się wręcz bezczelnie.

- Co takiego… ci chodzi po głowie, chmm? No powiedz, kochany… co byś… chciał… robić? - wypowiedziałem powoli, specjalnie doprowadzając mojego chłopaka do jeszcze większego buraka.

- Ach, spadaj! - wkurzyłeś się, rzuciłeś moimi rękami. - Jak tak będziesz na mnie patrzył to… nic ci nie powiem! - znów udałeś obrażoną księżniczkę, założyłeś rękę na rękę.

- Nic nie musisz mówić, wiesz?

Twoje zarumienione policzki mówiły mi wszystko, co chciałem wiedzieć. Kochałem to Twoje zawstydzone spojrzenie. Jeszcze bardziej Cię w tej chwili zapragnąłem…

ŁUP! Drzwi otwarły się same, walnęły z impetem w ścianę, rozległo się obrażone miauczenie i w tym samym momencie na komodzie pojawiła się śnieżnobiała, długowłosa kotka o niebieskich oczach. Pomachała parę razy ogonem, wyrażając swoje niezadowolenie, po czym zeskoczyła i zaczęła się łasić do swojego pana.

- Co się stało, kiciulku? Co się stało mojej maleńkiej? - powiedziałeś tak słodko, że aż zapragnąłem być tym kotem, chociażby i na całe życie (albo jeden dzień); wstając z ziemi, wziąłeś ją na ręce, a ona mruczała i jednocześnie machała ogonem, jakby nie umiała się zdecydować, czy się cieszyć, czy się wkurzać. - Widzisz, kiciu. - przytuliłeś ją sobie do twarzy i spojrzałeś na mnie. - Twój tatuś mnie nie kocha. - wiesz, rozbroiłeś mnie tą minę i głosem pełnym udawanego żalu, ale…

Tatuś?! To było o mnie?!

- Ja ci dam… „tatuś nie kocha”! - roześmiałem się i rzuciłem się na Ciebie z łapami, kot wyrwał Ci się przerażony i spieprzył pod biurko, a Ty krzyknąłeś „Ja mam łaskotki!”, o czym doskonale wiedziałem. Miałem zamiar załaskotać Cię na śmierć. Śmiałeś się i broniłeś, ale przede mną, mój drogi, nie ma ucieczki! Obaj rechotaliśmy się jak wariaci i tak też musiał na nas patrzeć Twój kot, który, jak podejrzewałem, chciał po prostu żreć albo kuwetę miał pełną.

Cieszyłem się, że znów jesteś sobą i że wreszcie…

Wciąż Cię łaskocząc i śmiejąc się, osiągnąłem to, co od początku zamierzałem - położyłem cię na łóżku. Przestałem cię łaskotać, a ty patrzyłeś na mnie, hipnotyzując mnie swoimi zielonymi tęczówkami.

- No nareszcie. - powiedziałem.

- Co nareszcie?

- Nareszcie mogę cię dotknąć. - wyjaśniłem, doprowadzając Cię do jeszcze większych rumieńców. Kochałem tą Twoją nieśmiałość. Tą twoją niewinność, której… miałem zamiar Cię pozbawić, aż szkoda mi się jej zrobiło. Przeczesałem Ci palcami ciemne włosy, patrzyliśmy jeszcze na siebie parę sekund, gdy odezwałeś się niepewnie:

- A rodzice?

- Mówiłeś, że ich dzisiaj nie będzie.

- No tak…

- Więc nie masz żadnych wątpliwości?

- Nie, Marcin. Chcę ciebie, tylko ciebie…

- Teraz?

- Ach…

I znowu Cię zawstydziłem. Uciekłeś wzrokiem.

Wiedziałem, że tak naprawdę jesteś niegrzecznym chłopcem i właśnie tą niegrzeczność chciałem z Ciebie wyciągnąć, choćby na siłę… teraz, jak najszybciej. Coraz bardziej płonąłem. Z wielkiej radości, że rozwiałeś moje obawy. Z pożądania, które już dawno i we mnie sobie zamieszkało i nie chciało się wyprowadzić, nawet gdy straszyłem komornikiem. Del mi świadkiem (bo innego w końcu nie mam), jak bardzo nie chciałem Cię stracić. Jesteś przy mnie od dziesięciu lat. Wyobrażam sobie z Tobą kolejnych dziesięć, dwadzieścia. Może to naiwne, może już za chwilę, za rok, za dwa, wszystko się zmieni i rozstaniemy się w pokoju (moim, czy Twoim pokoju, o to jest pytanie?), ale na chwilę obecną, jedno wiem bez najmniejszej wątpliwości… Kocham Cię.

- To jak? Decydujesz się albo z ciebie schodzę. - zagroziłem mojemu kochanemu z jeszcze większym łobuzerskim uśmiechem.

- Przecież wiesz… że o niczym innym nie marzę. - szepnąłeś zdecydowanie, gryząc mnie delikatnie w ucho.

Przywarłem do Ciebie mocniej, widziałem, że mimo gorliwych zapewnień, nadal lekko się wahasz, ale to już nie miało znaczenia, nie teraz, kiedy obaj byliśmy siebie tak pewni jak to, że jutro wzejdzie słońce (oby wzeszło!). Całowałem Cię namiętnie, odpowiadałeś wpierw nieśmiało, potem coraz śmielej i śmielej, aż poczułem w ustach Twój język. I Ty poczułeś mój. Musieliśmy uważać, by się nawzajem nie pogryźć, bo jeszcze chichotałeś od czasu do czasu, czuły na wszelki dotyk moich rąk, które wędrowały sobie po Twoim ciele.

Podniosłem się, ściągnąłem z siebie górę i wyciągnąłem rękę w kierunku lampki.

- Co robisz?

- Gaszę światło, żebyś mi się aż tak nie wstydził.

- I tak będę… - przyznałeś, lustrując mnie wbrew swojej rzekomej nieśmiałości.

- Zaraz mnie zjesz wzrokiem, wiesz? - zaśmiałem się, bo faktycznie patrzyłeś we mnie jak w święty obrazek z Matką Boską z Kalkuty oczkami święcącymi z podekscytowania, co widziałem nawet w ciemnościach, zresztą światło latarni wpadało przez okno, więc wszystko było widać nawet aż za bardzo dobrze.

Pomogłem Ci się rozebrać. Jeszcze wstałem, by przymknąć drzwi, a potem to już tylko części naszej garderoby lądowały na podłodze, na krześle i kocie, który prychał w dalszym ciągu obrażony, że nikt nie zwraca na niego uwagi.


***


Oddychałeś spokojnie, leżąc tuż przy moim boku. Zmęczyłem Cię, ale i uszczęśliwiłem. Obaj byliśmy lekko zmęczeni i zarazem tak straszliwie szczęśliwi, tak bardzo spełnieni, miałem wrażenie jakbyśmy czekali na to od lat.

Patrzyłem na Twoją twarz (jeszcze nie spałeś), myśląc sobie, jak wielkie mam szczęście, że trafiłem akurat na Ciebie. Że odwzajemniasz to, co do Ciebie czuję. Bo przecież wcale nie musiałeś, prawda? Mogłeś być stuprocentowym hetero i wcale nie musiałeś mnie pokochać. Ja Ciebie też nie musiałem, wiesz? Więc wniosek z tego jest prosty, kochanie, obaj jesteśmy wielkimi, naprawdę wielkimi szczęściarzami.

Sięgnąłem po swój telefon, leżący na komodzie. Musiałem podzielić się z kimś swoją niezmierną radością. Wystukałem „Dziękuję *_*” i wysłałem do Del. Otworzyłeś oczy (zareagowałeś na światło komórki), zauważyłeś co robię, spytałeś o godzinę.

- Do kogo piszesz o tej porze? - zdziwiłeś się.

- Nie powiem. - postanowiłem się troszeczkę podroczyć.

- Ej, no powiedz!

- Nie.

Zaczęliśmy się szamotać o telefon. Wygrałeś tylko dlatego, że dałem ci wygrać. Zabrałeś mi komórkę, sprawdziłeś pocztę we „wysłanych” i zrobiłeś tak zbitą, żałosną minkę, że aż żal mi się Ciebie zrobiło (światło telefonu oświetlało Ci twarz, wiesz?). Mimo tego, postanowiłem jeszcze chwileczkę się z Tobą podroczyć.

- Kto to jest? Za co ty jakiejś dziewczynie piszesz „dziękuję”?

- A co? Moje kochanie jest zazdrosne, że piszę komuś „dziękuję”?

- Nie komuś, tylko dziewczynie! I TAK, jestem! Kto to jest Delianne i za co jej podziękowałeś?

Zaśmiałem się.

- Marcin, proszę, nie znęcaj się nade mną.

- Jej… Skoro tak ładnie prosisz… Pamiętasz tę małą blond wariatkę, która chodziła z nami do gimnazjum? Z jej klasą moja klasa jeździła na wycieczki, jest w moim wieku.

- Ach, tak, pamiętam. To co z nią?

- Wie o nas. To znaczy, nie powiedziałem jej, że to ty, tylko tyle, że mam chłopaka. Zmusiła mnie, praktycznie rzecz biorąc. Była tak nieustępliwa, że nie miałem wyjścia, a potem zareagowała z takim entuzjazmem, jakbym jej oświadczył, że chodzę z miliarderem, nie wiem właściwie, co to miało znaczyć. Obiecała, że dochowa tajemniczy, tylko no, musimy jej prędzej, czy później powiedzieć, że to ty, bo inaczej dziewczyna nie da mi spokoju. Mam nadzieję, że nie jesteś zły?

- Nie, jak to ona, to nie. Ona zawsze była zaborcza. - machnąłeś ręką.

- Co nie? A, i no właśnie dzisiaj… Byłem tak zagubiony, że wywołałem ją z domu i zwierzyłem się ze wszystkiego. Bez szczegółów, zapewniam! No i krótko mówiąc, dała mi kopa w tyłek, że mam iść i z tobą porozmawiać.

- Więc to tak? Kobieta ci mówi, co masz robić? A pomyślałby kto, że to ty jesteś w tym związku… mężczyzną.

- Ej! - obruszyłem się na moje kochanie. - Byłem serio przerażony! Bałem się, że cię stracę! I naprawdę jesteśmy jej coś winni, jakby nie ona, podejrzewam, że nie byłoby nas tu…. teraz. Nadal byśmy się z tym męczyli, obaj! Dlatego jej podziękowałem.

- Czego chce za pomoc i dochowanie tajemnicy, bo nie wierzę, że zrobiła to tak całkiem bezinteresownie.

- Pojęcia nie mam, ale… wydaje mi się, że wiem, co to za typ dziewczęcia. - zastanowiłem się przez chwilę. - Założę się, że sama nasza obecność będzie dla niej wystarczającym błogosławieństwem. A jak nie, zawsze można coś wykombinować.

- Tak myślisz? Co ona, jakaś fanka gejów?

- Bardzo możliwe. A teraz lepiej już śpijmy, bo rano nie wstaniemy.

- Ymmm… Padnięty jestem. - zamknąłeś oczy.

- Się postarałem, wiesz?

Parsknąłeś w odpowiedzi.

- Właśnie czuję, jak „się postarałeś”. Nie wiem, czy będę umiał zasnąć.

Teraz ja parsknąłem.

Objąłem Cię za szyję, pocałowałem w usta, przyciągnąłem bardziej do siebie, ponieważ chciałem czuć Cię przy sobie przez resztę nocy. Wtuliłeś się we mnie niczym spragniony miłości kociak, mruczący, gorący, przeszczęśliwy tak jak i ja byłem… a tu nagle, o wilku mowa, łubudu! z nieba spada nam na nogi jakaś bomba, trzy kilo z hakiem! Zerwaliśmy się, patrzymy zdziwieni, a to ta Twoja stuknięta kotka zeskoczyła z szafy prosto na nas i teraz właśnie idzie między nami po kołdrze, ugniatając ją łapami, mrużąc ślepia i mrucząc przy tym jak szalona. Kiedy do nas doszła, nosem i łapami zaczęła na chama wciskać się nam pod kołdrę, w końcu ją wpuściłeś i ułożyła się między nami (udając traktor), pół na Tobie, pół na mnie. Jęknąłem bezgłośnie z zawodem, a Ty tylko powiedziałeś:

- No co? Koniec czułości, dziecko nasze przyszło.

I nie mogłem się z Tobą nie zgodzić.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Ariel-chan : 2012-02-25 22:16:42
    ;3

    I znowuż, wybacz, nie chciałam, by ktokolwiek po MPG się udusił xD

  • Kiyomi : 2012-02-25 21:23:03

    Nie wiem, co napisać. Jestem urzeczona, czytałam z zapartym tchem. Gdybym się udusiła miałabyś mnie na sumieniu ;)

  • Intanise : 2011-08-06 14:57:06
    Aww xD

    "- Czego chce za pomoc i dochowanie tajemnicy, bo nie wierzę, że zrobiła to tak całkiem bezinteresownie.

    - Pojęcia nie mam, ale… wydaje mi się, że wiem, co to za typ dziewczęcia. - zastanowiłem się przez chwilę. - Założę się, że sama nasza obecność będzie dla niej wystarczającym błogosławieństwem. A jak nie, zawsze można coś wykombinować.

    - Tak myślisz? Co ona, jakaś fanka gejów?

    - Bardzo możliwe. A teraz lepiej już śpijmy, bo rano nie wstaniemy. "

    Ej! xDD

    Ja bym na ich miejscu wygoniła kota w pokoju, no bo jak to tak, przy kotku...?! xD Jak im nie wstyd? xD

  • Luna-chan : 2010-11-17 19:49:26
    *_*

    Maaatkoo, zakochałam się w Twojej twórczości. *,*

    *pada przed nią na kolana*

    jestem przemegawielce urzeczona tą historią ,XD

  • Hina : 2010-09-29 11:49:35
    Ach

    Nie no, absolutnie się zakochałam *rozmarzony wzrok*

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu