Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Ratuj swoje miasto - recenzja

Autor:Grisznak
Korekta:IKa
Kategorie:Recenzja, Gry (Planszowe)
Dodany:2010-04-01 08:00:20
Aktualizowany:2013-06-22 14:45:20

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu

Tytuł: Ratuj swoje miasto

Wydawca: Simulations Publications inc.

Rok wydania: 1979

Autor: Greg Costikyan

Wydanie polskie: Encore

Liczba graczy: 2

Gatunek: planszowa, strategiczna

Rozszerzenia: brak


Dla fanów mangi i anime opowieści o wielkich potworach, niszczących w pojedynkę całe miasta, nie są niczym nowym, a Godzilla pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli japońskiej popkultury. Jeśli ktoś chciałby wcielić się w takiego potwora i przekonać się, ile frajdy przynosi rozwalanie wieżowców, deptanie ludzi kłębiących się pod nogami, strącanie latających wokół śmigłowców i walka z wojskiem, może sięgnąć (o ile będzie w stanie znaleźć) po grę planszową pod tytułem Ratuj swoje miasto1. Była to jedna z bardziej udanych gier wydanych przez wydawnictwo Encore.

Okładka, przedstawiająca cokolwiek demoniczną postać (dałbym głowę, że widziałem tego potwora w którymś z książkowych Conanów) kroczącą wśród budynków współczesnego miasta, wygląda raczej śmiesznie niż stylowo, jeśli mam być szczery. Po drugiej stronie znajduje się za to nader klimatyczny, fabularny wstęp. Zestaw zawierał dość schematyczną planszę, przedstawiającą typową metropolię, gdzie dwoma kolorami oznaczono wysokość budynków, ulice, zarośla i wodę. Ciekawostką jest fakt, że w odróżnieniu od innych gier strategicznych, tu plansza pokryta była nie heksami, ale prostokątami. Miało to jednak sens, biorąc pod uwagę szczególny typ mapy, gdzie większość jednostek mogła poruszać się po ulicach, klucząc między budynkami. Graficznie plansza nie prezentowała się szczególnie, powiedziałbym, że była bardzo uproszczona. Do tego dochodziły kartonowe żetony (zwracała uwagę zbyt mała ilość żetonów pomocniczych - niemal zawsze podczas gry okazywało się, że jakichś brakuje) oraz instrukcja. Całość sprzedawana była w foliówkach, aczkolwiek nie wykluczam, że doczekała się także wydania pudełkowanego (choć takiego nigdy nie widziałem).

Ratuj swoje miasto była grą przeznaczoną dla dwóch graczy. Pierwszy z nich sterował potworem. W miarę jak zdobywał on punkty za zniszczenia i ofiary, można było dokupywać mu nowe zdolności, pozwalające np. latać (dzięki czemu przeszkody terenowe przestawały być takim problemem), rozpinać blokujące drogi pajęczyny albo zionąć ogniem, co z kolei pozwalało wywoływać pożary). Potwór był jednak jeden. Drugi gracz kierował obroną miasta. Do dyspozycji miał cywilów (których trzeba było ratować), oraz jednostki obrony cywilnej (straż pożarna, śmigłowce, policja, statek pożarniczy) i wojskowe (piechota, artyleria, czołgi). Jego zadanie było bardziej skomplikowane. Musiał uniemożliwić potworowi dokonania zniszczeń, ocalić jak największą ilość mieszkańców i wreszcie pokonać bestię. Pojedynczo żadna z jednostek ludzkich nie ma najmniejszych szans w walce z potworem, sztuka polega więc na umiejętnym wykorzystaniu wszystkich posiadanych sił. Jednostki wchodzą jednak stopniowo, wraz ze zdobywaniem kolejnych punktów i niemal zawsze jest ich za mało.

Zasady są względnie proste, a sama rozgrywka - raczej dynamiczna. Nie mamy tu na żetonach masy oznaczeń i cyferek, a wszystkie testy przeprowadza się szybko. Gra daje spore pole do popisu, a dzięki różnym możliwościom rozwoju sytuacji, zwłaszcza zaś umiejętnościom potwora, poszczególne rozgrywki charakteryzuje niski stopień powtarzalności. Moim zdaniem jednak gracz kierującymi ludźmi jest w lepszej sytuacji - wprowadzenie bowiem czołgów i artylerii drastycznie zmienia grę. Wcześniej to monstrum ugania się za ludźmi, a po wejściu na planszę kilku ciężkich jednostek wojskowych zaczyna się polowanie na potwora. Jeśli ten nie nauczył się latać - może być naprawdę ciężko. Niestety, graficznie gra, nawet jak na swoje lata, niespecjalnie zachwyca. Żetony są schematyczne i niezbyt udane, a plansza - mogłaby wyglądać lepiej. Faktem jest, że grach tego typu mechanika była ważniejsza od walorów wizualnych. Zaś jak wspomniałem wyżej, na mechanikę trudno w sumie specjalnie narzekać.

Mimo wszystko grze Ratuj swoje miasto brakowało tego czegoś, co sprawiłoby, że pozostałaby w pamięci dłużej i zostawiała tam jednoznacznie miłe wspomnienia. Gdy wyciągnąłem ją z szafki, aby przypomnieć sobie co nieco, spostrzegłem ze zdumieniem, w jak dobrym jest stanie. Nie, nie jest rezultat jakiejś wyjątkowo wysokiej jakości - po prostu w Ratuj swoje miasto nie grywałem aż tak często jak w inne gry. A dopiero po latach dowiedziałem się, że była to jedynie „polska wersja” gry The Creature That Ate Sheboygan wydanej w 1979 przez firmę Simulations Productions inc (nota bene, gry, która w 1979 zdobyła w USA nagrodę dla najlepszego tytułu z gatunku fantasy i science fiction). W tamtych czasach jednak wszyscy byliśmy przekonani, że mamy do czynienia z czysto polskim produktem. Taki już był urok tych dziwnych i niezbyt fajnych czasów, jakimi były lata osiemdziesiąte.

____________________
1 Okładka pochodzi z BoardGameGeek.com.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.