Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Lets change the rules of our relationship

Część III

Autor:Fimi
Korekta:Dida
Serie:Naruto
Gatunki:Dramat, Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai
Dodany:2010-07-07 08:25:45
Aktualizowany:2011-03-03 22:45:45


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Pain...

- Deidara? - odezwał się do telefonu, słysząc jego głos.

Odpowiedziała mu cisza. Wpatrywał się w swój pusty talerz, na którym znajdowały się tylko okruszki po zjedzonym posiłku, czekając na jakikolwiek odzew rozmówcy po drugiej stronie. Po chwili zdał sobie sprawę, że blondyn wydaje ciche jęki rozpaczy, niepokojąc tym go.

- Ty płaczesz? - odezwał się po chwili, licząc tym razem na odpowiedź.

Słyszał, jak długowłosy próbuje nabrać porządnie powietrza i wypowiedzieć jakieś zrozumiałe słowo.

- Dei...- rzekł cicho. - Co się stało?

- Chodź... - wybełkotał niezbyt zrozumiale, choć jednak dało się domyślić.

- „Chodź”, ale gdzie? - zapytał.

- Jak to, nie wiesz? - Usłyszał pytanie po chwili.

Przez chwilę nie miał zielonego pojęcia, o jakie miejsce chodzi blondynowi, dopóki nie przypomniał sobie podobnej sytuacji sprzed kilku miesięcy.

- Przyjdę jak najszybciej się da - powiedział, rozłączając się.

Spojrzał poważnie na Sasoriego i Itachiego. Po ich minach można było wywnioskować, że także rozumieją całą sytuację.

- Prosi żebym przyszedł do niego

- Pójdę z tobą - rzekł Sasori, podnosząc się z krzesła w tym samym momencie co rudowłosy.

Bez protestu wyszli szybko razem ze stołówki, ubierając w między czasie na siebie wierzchnie ubrania.

Naruto z tostem posmarowanym masłem w buzi przyglądał się jak Pain wychodzi z stołówki, widocznie się gdzieś śpiesząc. Spojrzał na miejsce, w którym siedział i ze zdziwieniem stwierdził, że bracia Uchiha wciąż tam siedzieli. Najpopularniejszy chłopak mimo wszystko zawsze chodził gdzieś z kujonem numer jeden, aniżeli z najbogatszym. Zastanawiał się, czy to mogło mieć jakiś związek z ostatnimi wydarzeniami, które na pewno do błahych spraw nie należały. Nie miał pojęcia, co zaszło między członkami Akatsuki, gdy odkrył trochę przeraźliwej prawdy o jednym z nich. Co się wydarzyło potem miedzy Madarą a Deidarą? Czy pośpiech Paina mógł być z ich powodu? Zawsze mógł mieć przecież jakąś sprawę związaną z osobistym życiem, aczkolwiek miał przeczucie, że to co innego.

- Co cię tak nagle wzięło na obserwacje tej bandy? - spytał z zaciekawieniem Choji.

Zdziwił się szczerze tak otwartym pytaniem ze strony kolegi. Nie bardzo wiedział, jak odpowiedzieć, by prawda nie wyszła na jaw, a nawet gdyby nie wyszła teraz, to żeby nie zaczęli nabierać niepotrzebnych podejrzeń. Długie milczenie mogło by właśnie takie przeczucie wywołać, więc zamiast myśleć nad wymówką, myślał czym odwrócić uwagę przyjaciela. Nie było to łatwe, ponieważ długowłosy jasny brunet należał do ludzi wyjątkowo ciekawskich.

- Jakikolwiek by to był powód, na pewno wyjaśnianie jest cholernie upierdliwe.

Dziękował bogom za szybką reakcję Shikamaru, który w przeciwieństwie do najlepszego przyjaciela, nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać tego, tym bardziej mając głęboko w poważaniu, na kogo blondyn się patrzy. W dodatku siedział lekko zgarbiony, ze spuszczoną głową i charakterystycznie złożonymi dla niego rękami w pozie, która świadczyła o tym, że brunet myśli nad czymś intensywnie. O czym myślał, Naruto nie miał pojęcia. W tej chwili był mu wdzięczny za dany czas na wymyślenie porządnej wymówki, gdyż spodziewał się, że Choji na pewno nie odpuści sobie tego pytania przy następnym razie.

- Cześć młotku. - Usłyszał głos, który doprowadzał go do złości.

- Czegoś chcesz, Sasusiu? - zapytał z ironią.

- Pheh - prychnął czarnowłosy, lecz po chwili na jego twarzy znów pojawił się uśmiech pełen pyszności. - Wiesz, tak się zastanawiałem, czy pamiętasz o tym.

- O czym? - Blondyn zmrużył brwi, zastanawiając się o co Sasuke może chodzić.

- Heh, tak jak myślałem. - Widać było, że był zadowolony z jego reakcji.

- Kurde! Łaskawie byś może powiedział o co ci chodzi?! - powiedział ostro rozdrażniony.

- Może nie? - Uwielbiał, kiedy jego rówieśnik z klasy obdarowywał go wściekłym wzrokiem.

Sam nie wiedział, czemu przynosi mu to tyle satysfakcji. Właściwie nie miał powodu, ani konkretnie nic do jego osoby, ale mimo wszystko miał w sobie to coś. Nie rozumiał czasem siebie samego, dlaczego go zaczepia, dlaczego reakcja chłopaka o błękitnych oczach przysparza mu tyle radości? Doszukiwanie się wyjaśnienia jednak uznawał za bezcelowe, dlatego też postanawiał zawsze nie przejmować się tym i po prostu się z nim drażnić.

- Dobrze, powiem ci... - powiedział po chwili ciszy w momencie, kiedy Naruto otwierał usta by coś odpowiedzieć. - Byłem ciekawy, czy będziesz pamiętał o teście z matematyki, japońskiego, angielskiego, zadaniu z biologii i wypracowaniu z historii o charakterystyce okresu kofun. To wszystko na poniedziałek... - Przerwał na moment. - Myślisz, że zdążysz się z tym wszystkim wyrobić?

- Niech cię Sasuke! Pamiętam o wszystkim! - rzekł zły.

- Doprawdy...? - Posłał mu ostatni uśmieszek oddalając się.

- Tak naprawdę to nie pamiętasz... - rzekł Shikamaru, patrząc obojętnym wzrokiem na niego.

Naruto prychnął, opierając się jednym łokciem o stół i trzymając za głowię.

- A ty nad czym główkowałeś Shikamaru? - zapytał po raz kolejny z zaciekawieniem Choji.

- Myślałem jak napisać to wypracowanie by dostać przeciętną ocenę. Teraz musze tylko przelać to na papier - powiedział, krzyżując ręce za głową i ziewając.

- W niecałe pięć minut wymyśliłeś całe wypracowanie?! - Złość blondyna szybko odeszła zastępując podziw. - Błagam cię, napisz za mnie to wypracowanie!

- Chyba sobie żartujesz, wystarczająco dużo będę musiał pomachać długopisem...

- To ja mogę pisać, a ty będziesz dyktował, proszę cię Shikamaru...

- Rany, ale ty jesteś upierdliwy, niech ci będzie...

- Dzięki! - Uśmiechnął się szeroko, ponieważ jedno miał już prawie z głowy.

Zadanie postanowił odpisać, gorzej było tylko z nauką na testy.

Pogoda na zewnątrz była okropna. W nocy napadało dużo śniegu, a w dzień od rana padał deszcz. Przy drogach i na chodnikach śnieg był brudny, gdzieniegdzie gdzie go nie było, znajdowały się kałuże. Mało osób poruszało się pieszo w tak szary i ponury dzień.

Dwóch młodych mężczyzn szło w kierunku jednego z pomniejszych parków miejskich, gdzie znajdowało się wiele drzew sakury, które niedługo miały zakwitnąć. Nie mówili do siebie nic. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było spadanie miliona kropel deszczu, lekki wiatr i odgłos butów, które od czasu do czasu wchodziły w pomniejsze kałuże.

Chłopak o rudych włosach szedł przyśpieszonym i niespokojnym krokiem wraz z towarzyszem, by jak najszybciej odnaleźć cel i powód, dla którego wyszedł na zewnątrz w tak chłodny dzień.

- Tam jest. - Usłyszał spokojny głos Akasuny.

- Deidara! - krzyknął Pain, gdy tylko zobaczył postać skuloną na ławce.

Podbiegł do niego, kładąc mu rękę na ramieniu, pełen niepokoju.

- Czy... Czyś ty zwariował?!

Był w szoku, gdy dotarło do niego, jak wygląda. Blondyn siedział na mokrej ławce, bez kurtki, czapki, a nawet szalika. Przesiąknięte zimnym deszczem kosmyki włosów poprzylepiały się do jego chłodnych i zaczerwienionych policzków.

- Dei... Spójrz na mnie...

Zaczerwienione i napuchnięte od płaczu oczy wpatrywały się w pustą przestrzeń za rudowłosym. Po workach pod oczami od razu było widać, że nie spał także całą noc.

- Dei... - Chwycił go mocno za ramiona.

- Może chodźmy w jakieś ciepłe i suche miejsce - rzekł Sasori, nakładając swoją czapkę na mokrą głowę zmarzniętego chłopaka.

- Nie... Tu jest dobrze... - wymamrotał blondyn, wciąż patrząc się na Paina kucającego przed nim.

- Chyba sobie żartujesz - wycedził najstarszy z nich. - Przeziębisz się, o ile już się nie przeziębiłeś

- Cieszę się, że jesteś. - Usta długowłosego rozszerzyły się w drobnym uśmiechu.

- Tak, jestem - potwierdził z troską w głosie. - Ale nie ma mowy, byśmy tu tak marzli, nie? - zwrócił się do kolegi stojącego obok.

- Tak, nie mam zamiaru tu stać. Chodźmy do kawiarni. - Po czym zaczął ich prowadzić.

Pain ściągnął i ubrał go w swoją kurtkę, po czym objął mocno ramieniem, ruszając za Sasorim.

Pierwszoklasista o krótkich blond włosach siedział w swoim pokoju, próbując się uczyć na poniedziałkowe testy, co niestety kończyło się tylko na próbach.

- Nie mogę, no... - Westchnął z żalem, rzucając podręcznik z zadaniami matematycznymi z powrotem na biurko.

Nauka nigdy nie szła mu dobrze, nie można było jej uznać za jego mocną stronę, a już zwłaszcza w weekend, kiedy to jego wewnętrzna natura nakazywała mu odpoczywać od szkoły i korzystać z czasu wolnego na rozrywki - zwłaszcza w szkole, która była dla niego izolatką. Świadomość także mu podpowiadała, że nawet przy najszczerszych chęciach, nie zdoła się nauczyć tego wszystkiego kilka godzin przed. Gdyby nie Sasuke, nie pamiętałby o tym, nie przejmował się tym, będąc wolnym od stresu, grając w różne gry online na laptopie, słuchając swojej ulubionej muzyki. Miał także w planach kilka mang do przeczytania. Największą jednak ochotę miał na wyjście poza teren szkoły.

- Niech to szlag przeklętego Uchihę! - Przeklął pod nosem. - Uważałem na lekcjach, a i tak nic nie czaję!

Nieważne, jaka na zewnątrz była ulewa, w przeciwieństwie do Shikamaru i Chojiego zła pogoda nigdy go nie zrażała. Tak bardzo chciał wyjść, a jednak sam nie miał odwagi po ostatniej wpadce.

Rezygnując z nauki, odsunął się od biurka, położył na łóżku i puścił muzykę, która słuchał niegłośno z radia.

Dzień był wyjątkowo pochmurny i deszczowy. Większość dzieci w tak okropną pogodę nawet nie myślała o zabawie na zewnątrz. On jednak zaliczał się do mniejszości. Młody, drobnej budowy chłopak o rozczochranych złotych blond włosach i dużych błękitnych oczach, który nie przywiązywał uwagi do tak błahych spraw jak pogoda. Słonce, chmury, upał, mróz, śnieg czy deszcz... Nie miały dla niego żadnego znaczenia, a tym bardziej nie stawiały przeszkody by bawić się na dworze.

Tak było i tego dnia. Niby niczym szczególnym się nie wyróżniał, a jednak był dniem dla niego wyjątkowym.

- Hej Kiba! Co tak długo?! Czekam tu i czekam! - krzyknął do biegnącego w jego stronę przyjaciela.

Inzuka Kiba był jego najlepszym przyjacielem od czasów kiedy poznali się w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Mieli bardzo podobne charaktery. Oboje lubili mieć rację, wywyższać się, bawić na dworze i byli tak samo głośni i rozgadani. Często się o coś sprzeczali, ale nigdy nie było to nic poważnego.

- Sorki, sorki... - powiedział, gdy dobiegł - mama miała znowu jakieś „ale”.

- Moi już chyba przywykli, że wychodzę kiedy chcę. To co? Czas się zabawić w parku!

Razem postanowili spędzić ostatnie dni lipca razem.

Nie przejmując się mokrą powierzchnią drzewa, wspinali się na coraz to wyższe.

- Za niedługo idziemy do nowej szkoły. Cieszę się, że nawet w gimnazjum będziemy w tej samej klasie - rzekł brunet.

- Ja też! - Uśmiechnął się blondyn z bojową miną. - Jednak nadal wspinam się wyżej niż ty! - powiedział, pokazując język.

- Pheh! Zaraz ci udowodnię, że jestem lepszy! - Kiba uśmiechnął się sam do siebie, łapiąc pewnie gałęzie.

Oboje starali się wspiąć jak najwyżej i jak najszybciej, od czasu do czasu spoglądając na siebie.

- Kiba, uważaj!

To była tylko chwila.

Teraz siedział sam moknąc w deszczu, który nie przestawał padać. Obwiniał się za to, co się stało. Martwił się o Kibę jak o własnego brata. Jak mógł być tak głupi i zapatrzony w siebie? A dalsza zabawa bez niego nie była tym samym. Nawet nie mógł myśleć teraz o zabawie, ale nie potrafił wrócić do domu. Nie chciał opowiadać rodzicom, jak to przez jego głupotę jego najlepszy przyjaciel leży potłuczony w szpitalu, bo spadł z wysokiego drzewa. Sumienie zżerało go od środka. Przecież wiedział, że był słaby we wspinaczce, a mimo to bez wahania zaproponował wspinaczkowy wyścig. Łzy same wciskały się do oczu.

Nagle poczuł brak kropel deszczu spadających na jego głowę i kark. Podniósł twarz by móc spojrzeć co się dzieje. Przed sobą zobaczył śliczną dziewczynę, która trzymała parasol nad nim, przyglądając mu się uważnie.

- Czemu tu siedzisz w taka pogodę? Dlaczego płaczesz? - spytała.

- Pheh! Co cię to?! Ja wcale nie płacze, po prostu...

- Coś ci wpadło do oka? - Uśmiechnęła się delikatnie. -Każdy chłopak mi tak mówi.

Naruto milczał przez chwilę, przyglądając się jej.

- A ty co robisz w takim razie w taką pogodę? - zapytał, ocierając łzy.

- Wracam z cmentarza. Byłam nad grobem mojej mamy pomodlić się - powiedziała smutnym głosem, aczkolwiek lekki uśmiech wciąż tkwił na jej twarzy.

Nie wiedział czemu, ale w jej głosie było coś, co wzbudziło jego zaufanie. Taki łagodny, dziewczęcy i troskliwy.

- Mój przyjaciel leży przeze mnie w szpitalu - powiedział, odwracając głowę na bok.

- To coś poważnego?

- Może... Nie wiem...

- Czemu więc tu siedzisz?! - zapytała ostro.

- Hę? - Zdziwił się.

- Skoro jest twoim najlepszym przyjacielem, to powinieneś być przy nim! - powiedziała stanowczym tonem. - Mnie nie było przy mamie wtedy...

Był jak w transie. Zapatrzony w jej oczy nie wiedział co odpowiedzieć. Rzeczywiście miała rację. Powinien być przy Kibie, a nie użalać się nad sobą bezsensownie, kiedy on może go potrzebować!

- Nie siedź tutaj! - odezwała się ponownie. chwytając go za rękę.

- Ja... Nazywam się Naruto, a ty?

- Na imię mi...

Deszcz ustał, pozwalając przebić się pierwszym promieniom słońca przez czarne chmury, by oświetlić całą przestrzeń. Wtedy pierwszy raz się zakochał. W szczerej, uśmiechniętej twarzy rozświetlonej ciepłymi promykami.

Gdy się obudził, deszcz przestał padać, a zamiast tego ujrzał pierwsze promienie słońca, wpadające do jego pokoju przez okno, oślepiając jeszcze senne oczy blondyna. Zmrużył oczy. Przypominając sobie tamten dzień, w którym ujrzał jej piękną twarz. Dzień, którego nigdy nie zapomni.

- Tak bardzo chciałbym cię zobaczyć...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.