Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Klucz niebieski

5. Jesteś moim będziesz

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2010-09-28 21:35:07
Aktualizowany:2016-08-27 12:24:07


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autorka lubi swoje prawa autorskie ale nie wie, czy prawa autorskie lubią ją.


Zanim zaczniecie czytać:

Muszę Was ostrzec, że w tym tekście znajdują się całkiem duże fragmenty napisane w języku smoków. Oczywiście zmieściłam w tym rozdziale bardzo czytelne reguły czytania tego języka ale jeżeli komuś nie będzie się chciało ich stosować, lub zwyczajnie nie będzie miał czasu, polecam program Google Tłumacz . Wystarczy tam włączyć język fiński, wklejać po max dwie linijki tekstu(j. smoków) i odsłuchać. Nie brzmi identycznie ale jest bardzo podobne brzmieniowo do tego co wymyśliłam. Myślę, że to ułatwi sprawę i umili czytanie tych łamańców. Smacznego !



Diabeł i inne złe duchy zostały przez Boga stworzone, jako dobre z natury, ale same siebie zrobiły złymi.

Z tekstów IV Soboru Laterańskiego


Promienie słoneczne przebijające przez soczyste liście, kołysane wiatrem, padły na sylwetkę pogrążonego we śnie kapłana. Leżał wśród wysokiej kwitnącej trawy, tak mocno uśpiony kołysanką lasu, że nie obudził się nawet wtedy, gdy wiatr przegnał wszystkie chmury i słońce zaczęło oświetlać jego twarz. Przewrócił się jedynie na bok a w jego ciemnych w włosach zatańczyły fioletowe refleksy1 . Nie byłoby w tym zjawisku zapewne nic dziwnego, wszakże każdy może zapaść w głęboki sen po długiej i męczącej podróży, gdyby nie fakt, że Xellos w głęboki sen na ogół nie zapadał. Właściwie to nie sypiał, i chociaż udało mu się w pewien sposób nauczyć tej umiejętności lub naśladować ten stan przy pomocy magii, sam dar naturalnego snu był mu dany w bardzo niewielkim stopniu a i to jedynie dzięki pewnemu astralnemu połączeniu. Dlatego to, że spał tak zwyczajnie, na zwyczajnej trawie, pod zwyczajnym drzewem należałoby uznać za coś nadzwyczajnego.

- Xellos, Xellos obudźże się wreszcie!- Powiedziała głośno Lina, mocno szarpiąc śpiącego demona i zupełnie nie zwracając uwagi na to, że to mógł być jego pierwszy prawdziwy sen. No, ale cóż, Lina Inverse raczej nie należała do osób z silnie rozwiniętą refleksyjnością…tak właściwie to było zupełnie odwrotnie i chyba właśnie ten fakt uprawniał ją do bezkarnego budzenia śpiących, niekontrolowanych wybuchów złości czy nawet nieokrzesanego zachowania przy stole. Demon coś mruknął i przewrócił się na drugi bok.

- WSTAWAJ!- Ryknęła wiedźma i zamachnąwszy się pierwej solidnie, potraktowała żebra demona mocnym kopnięciem. Kopnięciem na tyle solidnym, że mężczyzna poderwał się z okrzykiem i jednocześnie próbując rozeznać się w sytuacji oraz rozetrzeć bolące żebra, rzucał niewybredne epitety pod adresem czarownicy.

- …nieokrzesana wariatka.- Zakończył swój monolog i zaspanym wzrokiem powiódł po

Okolicy, oraz twarzach zebranych wokół niego przyjaciół. Demona w pierwszej chwili uderzyła intensywność kolorów, a dopiero po chwili zrozumiał, że działo się tak za sprawą słońca, które wydobywało naturalne kolory krajobrazu.

Byli na skraju lasu, na łagodnym stoku, opadającym w dół do zielonej doliny, przeciętej srebrną wstążką krętej rzeki, upstrzonej z rzadka rosnącymi drzewami i wygrzanej ciepłymi promieniami letniego słońca.

Xellos nie zapytał gdzie byli, no, bo, po co, przecież widział. Skraj lasu, to znaczy, że z lasu wyszli, o wiele bardziej interesowało go słońce.

- Świeci odkąd się obudziliśmy.- Wyjaśniła Shinigami wtykając mu do ręki bukłak z wodą i jakieś jabłko.

- Wiesz, co to może oznaczać?- Zapytał przyjmując od kobiety prowiant. Bogini w odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Klucz nie dał się złamać, Zehir wyzdrowiał, Mastem odpuścił…- Zaczęła wyliczać możliwości, które przyszły jej do głowy.- Nie Mastem to mało prawdopodobne, bo wtedy mogłabym wrócić do siebie. Wydaje mi się, że wyszliśmy po prostu poza jego strefę wpływów, widać nie jest taki potężny, na jakiego wyglądał. - Powiedziała i

Nagle jej uwagę przykuła dolina znajdująca się w dole, odeszła, więc w stronę Zelgadisa a Xellos odprowadził ją wzrokiem. Słyszał jak ustalali, że zejdą na dół i tam rozbiją obóz by przez parę dni zbierać siły. Westchnął i oparł się o drzewo, niby w tej chwili powinien ich ponaglić i kazać ruszać w drogę, ale ten pomysł z odpoczynkiem nie był taki zły. Wciąż ten pośpiech, pośpiech i pośpiech, każdy musi kiedyś odpocząć.

- Długo spałeś.- Z zamyślenia wyrwał go łagodny głos Filii.

- Hm?- Mruknął tępo i zwrócił spojrzenie na dziewczynę, która w blasku dnia wydała mu się o wiele ładniejsza niż zazwyczaj, a to dziwne, bo zazwyczaj wcale nie wydawała mu się ładna. A teraz? Teraz zastanawiał się jak mógł nie zauważyć tych wszystkich wspaniałych szczegółów, począwszy od jasnych kosmyków niesfornie opadających na twarz a skończywszy na…

- AH!- Syknął i gwałtownie pokręcił głową.- Obudź się! - Nakazał sobie i walnął się otwartą dłonią w czoło.

- Eee Xellos, co jest?- Zapytała go lekko zbita z tropu smoczyca. Ponownie spojrzał na nią i zdobył się na uśmiech, lecz niestety wyszedł mu grymas jakby rozbolał go brzuch.

- Rany, rany…- Zachichotał.- Chyba już wiem, dlaczego my demony nie sypiamy. To uszkadza naszą psychikę.- Wyjaśnił.

- A aha. Jasne.- Powiedziała trochę zakłopotana jego zachowaniem Filia.- Normalnie bym powiedziała, że wasza psychika z natury rzeczy jest uszkodzona, ale też czuję się lekko nie przytomna.

- I ja!- Zawtórowała jej Amelia, która wyrosła jak spod ziemi. - I sądząc po minie Gourego on też jest otumaniony.

- To na pewno efekt długiego przebywania pod wpływem ciemnych mocy.- Oświadczył Zel podchodząc do nich.- Myślę, że kąpiel szybko przywróci nas do życia.- Dodał i wskazał palcem na płynący w dole strumyk.


Gdy dotarli na miejsce strumyk okazał się być rzeką i to taką całkiem sporą. Pomimo rozmiaru ruczaju, woda w nim płynęła powoli i łagodnie, więc nie było nawet najmniejszego zagrożenia bycia porwanym przez prąd. Przyjaciele znaleźli małe zakole rzeki, gdzie dolina wdzierała się swoją zielenią w łagodny nurt tworząc maleńki półwysep. Trzeba przyznać, że krajobraz był piękny a tym cudowniejszy wydał się całej siódemce, gdy dostrzegli brzozowy zagajnik po drugiej stronie rzeki. Niewiele czekając wskoczyli do rzeki pozwalając by chłodna woda zmyła z nich zmęczenie i smutek.

To było bardzo dziwne uczucie. Nagle wszystko stało się takie nieważne. Liczyło się tylko tu i teraz. A tu i teraz było tak sielskie i cudowne, że gdy wyszli z wody, przemoczeni do suchej nitki i położyli się na trawie pozwalając by słońce wysuszyło na nich ubrania, ledwo pamiętali jak się tu znaleźli. Leżeli wsłuchani w cichą melodię rzeki, rozkoszując się swobodą i spokojem, gdy nagle Xellos stwierdził, że popsuje im nastrój. Uniósł się na łokciach i mierząc przyjaciół uważnym spojrzeniem, powiedział:

- Fajnie tu, ale myślę, że powinniśmy się zbierać.

- Dokąd?- Zapytała sennym głosem Lina.

- Przed siebie…aż trafimy na jakąś drogę.- Odpowiedział, ale chwilę mu zajęło zanim przypomniał sobie gdzie tak naprawdę zmierzali - Musimy dojść, do Tutomnerti.

- Gdzie?- Mruknął Zelgadis jakby po raz pierwszy w życiu słyszał tę nazwę.

- Do Tutomnerti.- Powtórzyła Shinigami, która chyba po raz pierwszy w swoim istnieniu(no, bo przecież nie życiu) leżała tak beztrosko wyluzowana. - Ale Xellos, wyluzuj trochę przecież mamy czasu a czasu.

- No nie wiem.- Odparł demon i usiadł na trawie. - Myślę, że i tak zabawiliśmy tutaj zbyt długo.

- Co to?- Nagle przerwał mu głos Filii, która palcem wskazywała przeciwległy brzeg.

Kapłan uniósł głowę i rzeczywiście dostrzegł we wskazanym miejscu jakiś ruch, tak jakby ktoś skradał się do nich przez brzozowy gaj. Jednak gość, lub goście, nie zakradali się zbyt dokładnie, tak jakby wcale im nie zależało na byciu niezauważonym, przeciwnie, co chwilę zza drzew wyglądała jakaś głowa i rozlegały się chichoty. Xellos westchnął ciężko i pomacał dłonią wokół siebie, w poszukiwaniu swojej lagi. Gdy ją w końcu uchwycił w dłoń, podniósł się i podszedł do brzegu rzeki.

- Przychodzimy w pokoju.- Krzyknął do istot.- Nie zakłócimy waszego spokoju i szybko opuścimy waszą ziemię, możecie odejść.

W odpowiedzi zza drzew napłynęły ich perliste chichoty. Nawet Zelgadis, Lina, Goury i Amelia, którzy do tego momentu nawet się nie poruszyli, posiadali na trawie i z zaciekawieniem obserwowali całe zajście. I nagle, po paru minutach nieustających chichotów, z drzew padły melodyjne, pięknie brzmiące słowa, wypowiedziane w obcym pradawnym języku:

- Bal'a dash, malanore.2 - przypis - Grupa zamarła widząc jak na brzegu pojawia się garstka, wysokich stworzeń o sylwetkach ludzi, lecz o wiele wyższych, smuklejszych i piękniejszych. Włosy w kolorze pszenicy, zarówno kobiety jak i mężczyźni nosili długie, plecione w warkocze. Oczy mieli duże, zielone w podobnym kolorze jak ich zielone szaty, twarze pociągłe a skórę jasną. Długie uszy, mogłyby wskazywać na pokrewieństwo z rasą smoków, ale na uszach wszelkie podobieństwa się kończyły, dlatego Xellos nie potrafił przypasować przybyszy do odpowiedniego gatunku a tym bardziej domyślić się, jakim językiem mówią.

- Bal'a dash, malanore.- Powtórzył najwyższy mężczyzna o ciemniejszych niż pozostali włosach, i stanął na brzegu. - Sinu a'manore emare when?

- Eee tak, sorry, że pływaliśmy w waszej rzece nie wiedzieliśmy, że jest święta.- Spróbował Xellos, lecz w tym momencie za plecami usłyszał szept Filii.

- To język starożytnych.

- Co?

- Język starożytnych…przesuń się.- Syknęła i stanęła tuż obok niego. Chwilę nad czymś głęboko myślała a potem z trudem wydukała słowa w tym właśnie języku. Nie brzmiały tak pięknie i śpiewnie jak zapewne powinny, ale…lepszy rydz niż nic.

- Bal'a dash Taure’hir.

Mężczyzna uśmiechnął się i znowu zaczął coś mówić:

- Varjud su’teel vaid mulle jäid? - Tylko, że w jego wydaniu to brzmiało niezwykle płynie i pięknie.

- Mina laure loog jäid, he punaisessa kukassa jed. - Odpowiedziała Filia bardzo powoli, wskazując dłonią na siebie a potem na przyjaciół.- Varjud mulle jäid?

- Me Taurë loog jäid .- Odpowiedział mężczyzna. Filię zatkało, w pełnym znaczeniu tego słowa, otworzyła i parę razy próbowała coś powiedzieć ale jej nie wyszło.

- Co jest? Co powiedział?- Dopytywał się Xellos. - Chodzi o rzekę?

- Mówi, że…- Zaczęła dziewczyna

- Że…

- Że nas wita, i twierdzi, że są…

- Że są, kim?! Filia wyduś to z siebie.

- Leszy.- Wypaliła dziewczyna. Długo trwało nim Xellos zrozumiał, o co jej chodzi i dopiero po jakimś czasie z odległych zakamarków pamięci zaczęły do niego dopływać zagubione przed wiekami informacje o Leszy, leśnych smokach.

- Ale one nie żyją od tysięcy lat.-


Słońce schowało się za chmurami i teraz dwie grupy stojące po obu stronach rzeki mogły się lepiej sobie przyjrzeć. Leszy, nie wyglądali na wrogo nastawionych, wręcz przeciwnie, stali na drugim brzegu i uśmiechali się łagodnie. Za to przybysze, a w szczególności Lina i Shinigami, za wszelką cenę chcieli dowiedzieć się, kim są ci drudzy, a właściwie, czym były Leśne smoki i dlaczego gatunek, który wyginął przed Kouma-sensou siedzi sobie w brzozowym zagajniku i rozmawia z Filią.

- A skąd mogę wiedzieć?- Oburzyła się smoczyca, gdy w końcu Lina zadała jej wszystkie niewygodne pytania.- Też mnie to dziwi.

- To ich zapytaj.- Poleciła Lina i wyjrzała zza ramienia Filii.- Gapią się na nas.

- Oczywiście, że się gapią. Zachowujecie się jak wariaci. I nie zapytam ich, nie wiem jak.

- Przed chwilą z nimi rozmawiałaś.- Zauważyła Shinigami.

- Tak! Ale nie znam na tyle starożytnego, żeby się z nimi swobodnie porozumieć.

- Lau, hir-nin, udollen irwin. Anariah nuinlu, gwannad uin gwaith jed? - Przerwał im smok i wykonał dłonią gest jakby przywoływał ich do siebie.

- Co jest?- Burknęła Lina podejrzliwie obserwując mężczyznę z nad ramienia Filii.

- On chce…- Zaczęła smoczyca.

- Żebyśmy przeszli na drugi brzeg.- Przerwał jej Xellos i wyszczerzył się do przyjaciół.- Powiedział to we współczesnym języku smoków.- Dodał szybko widząc ich niedowierzające miny.- Nie bardzo go znam, bo smoki nie chciały jakoś używać przy mnie swojego świętego języka, ale jak widać nie ma rzeczy nie możliwych i nawet demon zna trochę smoczy.

- Tyuru, Xellos nasz język to Tyuru…smocza to może być wiewiórka.- Ofuknęła go Filia, poczym dodała - I byłabym wdzięczna gdybyś nie przechwalał się na prawo i lewo, że znasz naszą mowę.

- A, no, bo to taki zaszczyt.- Zakpił, ale urwał widząc karcące spojrzenie Shinigami.

- Chcą żebyśmy przyszli, bo?- Bogini zwróciła się do smoczycy.

- Chcą się przywitać. - Odpowiedziała szybko Filia.- Jak łatwo zauważyć, nie mają złych zamiarów

- Tak, jedynie maczugi pod spódnicami.- Burknął Xellos przechodząc, obok ale kapłanka i bogini zupełnie zignorowały jego kąśliwą uwagę i powstrzymały się od komentarzy. Zamiast tego Shinigami poprosiła Filię by odpowiedziała smokom, że przyjdą jak tylko będą wiedzieli jak. Miała dobre przeczucia, co do tych istot, były niesamowicie wyciszone i pogodzone ze światem, nie wyczuwała w nich najmniejszej złości, czy niezgody a trzeba pamiętać, że w sprawach wyczuwania ludzi(i innych istot) Shinigami była naprawdę specjalistką…bycie specjalistką było częścią jej pracy.

- Felo'melorne broniatha, ad ae kaikki ihmiset athar ihmethid en-amar hen. - Powiedziała Filia, o wiele szybciej i płynnej niż poprzednio. Kiedy mówiła, reszcie jej głos wydał się o wiele bardziej melodyjny niż zazwyczaj, wymawiane wyrazy były śpiewne i rozmowa smoków przypominała raczej rytmiczny wierszyk, lub wyliczankę niźli zwyczajny język. Nawet Xellos musiał przyznać, że Tyuru, czyli współczesny język smoków, miał w sobie ulotne piękno, którego nie sposób było opisać.

- Q’Yantah jed. - Odpowiedział Leszy i płynnym ruchem, dosyć powolnym, wskazał na znajdujący się niedaleko most łączący dwa brzegi rzeki.

- Oh…- Zawstydziła się Filia.- Byłam pewna, że wcześniej go tu nie było.

- Na dobrą sprawę tę rzekę dałoby się przepłynąć.- Zauważył Zelgadis, ale smoczyca gwałtownie pokręciła głową. - No jak to by wyglądało?! Co by o nas pomyśleli? - Zapytała z oburzeniem graniczącym ze strachem.

- Że nie mogliśmy znaleźć innego przejścia?- Podsunął Goury.- No, ale w tej chwili to nie ma najmniejszego znaczenia, chodźmy…pewnie mają coś do jedzenia.


Niestety Leszy nie mieli nic do jedzenia. Ogólnie Gouremu wydali się dosyć dziwni,

Bardzo niezdefiniowani. I nie tylko on odniósł takie wrażenie. Najlepiej charakter Leszy opisała Amelia, która po latach wspominając to niezwykłe spotkanie opisywała je zawsze w ten sam sposób: „Leszy byli ponad naszym codziennym światem. Nie sądzę by ich obchodziło, co o nich myśleliśmy, stali za wysoko, nasze lubienie czy nie lubienie nie miało nic do rzeczy. Przy nich, wszystko traciło na swej wartości, byli za mądrzy, za staży. Właśnie, starzy i jednocześnie młodzi, bardzo weseli a zarazem bardzo smutni. Odlegli…”.

Gdy przyjaciele stanęli na drugim brzegu, smoki nawet nie drgnęły, nie mówiąc tu o jakiś szalonych ekscesach takich jak przedstawienie się czy uścisk dłoni. Stali tylko, uśmiechając się i chociaż ich uśmiechy były szczere, wywoływały w przyjaciołach równie szczery(jak one) niepokój. W końcu paru Leszy ustawiło się wokół grupy i na znak mężczyzny, tego samego, który wcześniej z nimi rozmawiał, ruszyli do przodu.

Shinigami czuła jak cała reszta wlepia w nią pytające spojrzenia. Czekali na jakąś reakcję czy może nawet komendę, chyba nie oczekiwali, że zostaną tak bez słowa poprowadzeni w głąb lasu. Shinigami też tego się nie spodziewała, ale serce jej podpowiadało, że w tym miejscu nie czeka ją nic złego. Nie znaczyło to oczywiście, że była spokojna. O nie! Czuła się bezpiecznie, to prawda, ale mimo to wciąż prześladowało ją okropne wrażenie, że o czymś zapomniała…zapomina. Że umknęło bądź też umyka jej coś niesłychanie ważnego.

Rozterki bogini słabły w miarę jak zagłębiali się w las. Teraz, brzozowy zagajnik zamienił się w gaj, podobny jak ten, do którego uciekli, więc zapewne nie pokonali zbyt długiej trasy. Jednak w przeciwieństwie do puszczy, w której się wcześniej znajdowali ten las był przyjazny wędrowcom, jeżeli można to tak nazwać, był przejrzysty i rześki. Mrok już dawno zapadł a wędrowcy wciąż doskonale odnajdowali drogę oświetloną światłem księżyca, które przebijało długimi srebrnymi snopami przez rozłożyste konary drzew. Nocny las zaczynał budzić się do życia. Dookoła rośliny rozkwitały pysznymi pióropuszami kwiatów w kolorze ultramaryny, lub fioletu a co drugi świecił mdłym blaskiem. Pokrzykiwania nocnych ptaków, motyle o wielkości talerza i świetlistych skrzydłach oraz dziwne łaciate grzyby, to wszystko sprawiało, że las i podróż przez niego były jak ze snu.

Lina i Goury szli w rozdziawionymi buziami, zastygłymi w wyrazie niemego zachwytu, za nimi kroczył Zelgadis, który raz po raz przecierał oczy nie dając wiary temu, co widzi. Kolejny szedł Xellos, który pomimo zachwycających widoków i tak nie mógł otrząsnąć się z szoku, jaki wywarło na nim spotkanie Leszy i ich zachowanie. Nie przeklinali go, nie zaatakowali, nawet nie wytknęli bycia potworem a co więcej wszystko wskazywało na to, że prowadzą go do swojej siedziby a to była naprawdę rzecz bardziej niesłychana, niż wszystko, co się dotąd wydarzyło.

Filia i Amelia szły przedostatnie. Pierwsza zachowywała względny spokój, pomimo tego, że była głównym obiektem zainteresowań swoich pobratymców. Grzecznie odpowiadała na nieliczne pytania, lecz sama nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Amelia milczała, zbyt przejęta i przestraszona tym, co się działo, poza tym nie znała języka, w którym rozmawiała Filia, więc i tak nie była w stanie nic powiedzieć.

Shinigami szła ostatnia, starając się poukładać sobie w głowie wszystkie wydarzenia. Nie lubiła, kiedy coś działo się tak szybko jak teraz i było tak samo nierzeczywiste. W głowie roiło jej się od pytań a najbardziej zastanawiało ją, kiedy ruszą w dalszą podróż, lecz gdy tylko zaczęła obmyślać plan wymarszu zmęczenie dało się jej we znaki i potknęła się parę razy o jakiś wystający korzeń. Całe szczęście u jej boku szedł jakiś wysmukły Leszy, który zawsze w ostatniej chwili zdążył otoczyć ją ramieniem i ocalić przed upadkiem. Kiedy potknęła się po raz czwarty poczuła, że chwyta ją ktoś o wiele silniejszy, ale także mniej delikatny.

- Xellos?- Powiedziała ze zdziwieniem patrząc na demona, który przytrzymywał ją za ramię. Kapłan nic nie powiedział, ale zamiast tego wskazał głową w kierunku lasu. Shinigami spojrzała we wskazane miejsce i ku własnemu zdziwieniu ujrzała Pćmy. Krążyły między drzewami, o rzut kamienia od wędrowców, nie zbliżały się, ale też nie oddalały.

- Dlaczego nie podlatują?- Zapytał demon wciąż skupiając wzrok na małych, świetlistych istotach.

- Nie wiem.- Pokręciła głową i przetarła dłonią twarz jakby to miało pomóc jej w skupieniu myśli.

- Jesteś zmęczona?- W głosie demona dało się wyczuć szczere zdumienie. Bogini uśmiechnęła się przepraszająco i już miała zaprzeczyć, gdy nagle za plecami usłyszeli głos tego samego Leszy, który wcześniej szedł tuż przy niej.

- Zaraz będziemy w naszym domu.- Powiedział we wspólnej mowie. Bogini i kapłan a nawet Filia i Amelia, które szły tuż obok wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.

- To ty znasz wspólną mowę?- Wypalił zaskoczony Xellos, ale smok odpowiedział mu jedynie uśmiechem.

- Trafiła kosa na kamień.- Skomentowała to Filia i odwróciwszy się zamarła w niemym zachwycie.

Oto przed nimi ukazał się widok nie dość, że nie rzeczywisty to piękny i przerażający zarazem. W samym środku brzozowego lasu, jawiło im się ogromne jezioro o wodzie ciemniejszej niż nocne niebo, tak czarnej, że nie odbijała nawet światła gwiazd i księżyca. Na środku jeziora była wyspa, na wyspie zaś stał dąb o srebrnych liściach i grubych rozłożystych konarach, wielkością przewyższający nie jeden pałac. Jego korzenie były tak ogromne, że oplatały wyspę niczym potężne węże i ginęły w ciemniejszej od nocy toni wody. Na tej właśnie wyspie, u korzeni i w konarach potężnego srebrnego dębu Leszy urządziły sobie swój dom. Łatwo było rozpoznać gdzie są umieszczone drewniane tarasy i mosty, ponieważ oświetlały je małe ogniska, które rozświetlały od środka olbrzymią koronę drzewa. Wyglądało to tak, jakby ktoś umyślnie nałożył pięć obręczy światła, na srebrne liście.

- Oto ojczyzna leśnych smoków.- Powiedział Leszy, który ich prowadził.- Karel’la.

- Na bogów…- Wyszeptała Filia, której z zachwytu nie przyszło do głowy nic innego.

- …moich i twoich.- Uzupełnił jej wypowiedź Xellos.

Zostali sprowadzeni w stronę jeziora, a następnie poprowadzeni chybkim mostem

Rozwieszonym między wyspą a brzegiem. Nim dotarli do Karel’li ich nerwy były porządnie nadwerężone( wpadnięcie do wody, co ze względu na most nie było aż takie trudne, groziło śmiercią) a ciała wykończone podróżą.

- Bash'a no falor, talah sinu samme pean ootama tuulisel teel. - Leszy przywódca zwrócił się do wędrowców we współczesnej mowie smoków. Filia przyłożyła rękę do serca, schylając przy tym nieznacznie głowę i podziękowała.

- Kiitos…- A po chwili namysłu dodała - Varjud hir soojust?

Smok roześmiał się donośnie a po chwili czule przyjrzał się smoczycy.

- Jesteśmy wygnańcami, więc nie mamy króla. Jeżeli chodzi ci o kogoś, kto sprawuje faktyczną władzę, tą osobą jestem ja. - Powiedział to tak by wszyscy go zrozumieli.- Nazywam się Sylvan Shar’ador.

- Al diel belor- Powiedziała Filia zdobywając się na użycie starożytnego języka. Słysząc to Sylvan roześmiał się ponownie.

- A oto klejnot wśród smoków. - Powiedział. - Cudownie jest słyszeć ponownie własną mowę w ustach wędrowca. Al diel belor Filia loog. - Odpowiedział poczym skinął na paru Leszy, który po chwili pojawili się z koszami chleba, owoców i dzbanami pełnymi srebrnej wody.

- Nie pijcie wody z jeziora, jest zimna jak sama śmierć. - Oświadczył a odchodząc dodał:

- Śpijcie spokojnie i nie dopuszczajcie lęku do swoich serc. Progi Karel’li są dobrze strzeżone i żadne zło ich nie przekroczy.

Leszy zniknęli szybko w mroku pozostawiając podróżnych na małej polance wyznaczanej przez dwa opasłe korzenie drzewa. Zapadło głuche milczenie przerywane tylko delikatnym szumem wody liżącej żwirowy brzeg i odgłosem spadających na ziemię białych żołędzi. Polanę oświetlało srebrne światło latarni kołyszących się na wietrze a drzewo lśniło w świetle księżyca, o korze gładkiej i napiętej jak ludzka skóra. Mimo to podróżni wciąż mieli wrażenie, że otacza ich ciemność. Z tą różnicą, że ta ciemność była aksamitna i dobra. W milczeniu zaczęli rozkładać obóz i pośpiesznie zjedli posiłek, a tuż przed snem zauważyli jeszcze małą grupkę Leszy spacerującą po brzegu, wyglądali jak cali zrobieni ze srebra i światła księżyca, lecz nie zainteresowali się przybyszami i poszli dalej. Cała siódemka zasnęła szybko i z przyjemnością, zwłaszcza, że po raz pierwszy od wielu dni mogli spać spokojnie, bez ciężkich myśli i strapień.

Następnego ranka Xellosa obudził przytłumiony, lecz wciąż wyraźny i piękny śpiew. Słowa wymieszane z melodią powoli wyciągnęły go ze snu i przyprowadziły do rzeczywistości, która wcale nie zwaliła mu się na łeb, nie dobiła, nie sprawiła, że miał się ochotę rozpłakać i zasnąć…już na zawsze. Między bogami a prawdą, rzeczywistość, w której się obudził wcale nie przeszkadzała Xellosowi, a co więcej wydawała mu się całkiem miła. Może było to po części zasługą piosenki wyśpiewywanej, jak podejrzewał Xellos, zapewne przez jakąś młodą kobietę. Uniósł się na łokciach i wsłuchany w dźwięk melodii przyjrzał się towarzyszom. Wszyscy głęboko spali, więc musiał odgonić nagłą potrzebę obudzenia Filii i poproszenia jej o przetłumaczenie tekstu. Zależało mu na tym, ponieważ pieśń była piękna a jego znajomość języka pozwalała mu tylko powiedzieć, że śpiewana była w tej bardziej współczesnej mowie, przerywana jedynie od czasu do czasu pochodzącymi ze starożytnego języka słowami: Chwała, chwała.

Po cichu wstał i podążył w kierunku, z którego napływał śpiew a im bliżej był kamiennych omszałych schodów, tym wyraźniej słyszał te słowa:

Kunia ensi’mainen kuka

Kuka kunia kaltevuus?

Kunia ensi’mainen lay

Eswe suosiae kol

Maa lemata-lta Vorii

Kuniia! Kuniia!

Kunia ensi’mainen suraya

Par’ain tejlle najvottavastti

Ma kiliaunesta liejlu-ta lajla

Ora tel’vouri, tel’taivaayu kisi halkio

Ora tunti kala lawen ajja’magama syoksya

Ora se sabi verisparia - hejdad, hejdad

Ora se sabi kultainen ora ei kukan nahim vaiva

Kunia! Kunia labri’ut belore!

Im suraya takunia, abi kireahitta haalia

Han-lla, tejlle-lla lauka laila


Kunia ensi’mainen keria

Ciris te cai’ir

Orpo-lta oullam, pria-te osa

Burai-ta paelastu nin ora sevali-ssa villathauri

Silthawa heliahta nuo jo jedi meri-ssa

Kunia! Kunia labri’ut tuu’oli!

Im turugh takunia, abi kireahitta haalia

Han-lla, tejlle-lla lauka elinquenio

Kunia aten tuuilin laulaa

Kunia aten mina quithima

Kunia aten jeanis nitty-lta

Kunia aten: talvi, quarani, jousi ora sthavi

Kunia tama-lta lelo kiuquu urukoidavi

Hai’ailejel lumi, bocari, lalli ora queli

Orenay-lta alla hultha undolen-nsa varalli

Kunia! Kunia!

3


Dźwięk poprowadził Xellosa po schodach, a potem za wielki głaz opleciony koronką cienkich korzonków i skierował na wschód od drzewa matki. W ten sposób demon dotarł do małego źródełka tryskającego spod oplatających wyspę korzeni i zamieniającego się w cichy, szemrzący strumyczek u brzegu, którego siedziała młoda dziewczyna nucąca ową piosenkę. W pierwszej chwili kapłana uderzył dziecięcy beztroski wyraz twarzy dziewczyny, bardzo ufny? Była na swój sposób piękna, o dużych sarnich oczach i pełnych, mocno wykrojonych ustach…bardzo blada. Widząc zbliżającego się mężczyznę przerwała śpiew i wlepiła w niego spojrzenie dużych, migdałowych oczu a Xellosowi z jakiegoś powodu na myśl przyszedł zdumiony szczeniak. Zrobił jeszcze parę kroków i odchrząknął.

- Pięknie śpiewasz.- Powiedział powoli i cicho, obawiając się, że na pierwsze jego słowa dziewczyna poderwie się i ucieknie z wrzaskiem. Właściwie to spodziewał się takiej reakcji, więc kiedy dziewczyna lekko skinęła głową i ponownie wlepiła w niego zdumione spojrzenie, nie wiedział, co zrobić. Była jakaś dziwna, i bardzo ładna.

- Emm zastanawiałem się…przyszedłem tu, bo zastanawiałem się, o czym jest ta piosenka.- Ku własnemu zdziwieniu powiedział prawdę…poważnie jedynym strapieniem, jakie w tej chwili miał, była ta piosenka.

- Nazywam się Aiwaska.- Odpowiedziała nagle we wspólnej mowie, melodyjnie przeciągając końcówki wyrazów.

- Cóż…miło mi. - Skinął głową i uśmiechnął się nieznacznie.- A więc, mogłabyś mi powiedzieć, o czym śpiewałaś?

- To tylko piosenka.- Padła odpowiedź i Xellos doszedł do wniosku, że miało to znaczyć „o niczym konkretnym” albo „wypchaj się baranie i tak ci nie powiem” albo jedno i drugie, więc bąknął zwykłe „aha dzięki” i obrócił się na pięcie z zamiarem powrotu. Nie uszedł jednak dziesięciu kroków, gdy za plecami ponownie usłyszał, łagodny, przypominający plusk wody głos dziewczyny.

- Mówią, że Idrihim zawsze ściąga burzę. - Powiedziała. Xellos zatrzymał się na dźwięk tych słów. Idrihim, nikt tak go nie nazwał od…od wieków Dosłownie od wieków. A konkretnie od wojny demonów i smoków. Mianem Idrihima obdarowały Xellosa same smoki, co w ich języków znaczyło czarny kruk, lub zły omen. Wtedy często słyszał to określenie. Jednak po wojnie smoki, zdaje się, doszły do wniosku, że Xellos nie zasługuje na imię lub po prostu lepiej go nie nazywać(to może się odczepi) i nawet od Filii nigdy nie usłyszał tego słowa. Inna sprawa, że Filia była bardzo młoda, on bardzo stary a Idrihim nie było zbyt negatywnym określeniem…ot, po prostu nazwa. W każdym razie w obecnych czasach bardziej politycznie poprawne byłoby Namagomi niż jakiś tam zły omen, dlatego odwrócił się i odpowiedział.

- Tak mówią.

- A jaka jest prawda?- Zapytała, Aiwaska wlepiając w niego spojrzenie swoich niesamowitych oczu. W odpowiedzi Xellos wzruszył ramionami.

- Prawda, to tajemnica. - Odparł a po chwili zapytał - Skąd znasz imię Idrihim?

Tym razem to dziewczyna wzruszyła ramionami.

- Wszyscy je znają.

- Doprawdy?- Zdziwił się.- Myślałem, że od czasu wojny zapomniano o nim

- Jakiej wojny?- Zapytała zaskoczona dziewczyna a na jej twarzy odmalował się niepokój. Ten niepokój jak cała reszta Aiwaski także był uroczy…i co w tym momencie Xellos miał zrobić? Powiedzieć „tej wojny, co ją wywołaliśmy, i na której wybiłem ci krewnych?” Dlatego zgrabnie wybrnął z sytuacji odpowiadając:

- To tajemnica.

Dziewczyna zmarszczyła brwi i odwróciła głowę w stronę strumyka, kompletnie nie zwracając uwagi na obecność Xellosa. Dopiero po chwili demon usłyszał jak mruczy coś pod nosem na temat demonów…jednak i tym razem nie wspomniała nic o wojnie, a przecież każdy głupi wie, że smoki mogłyby o tym nawijać w kółko. Po krótkiej walce ze sobą Xellos doszedł do wniosku, że jednak mógłby jakoś delikatnie podpytać Aiwaskę o tą wojnę, lecz w momencie, gdy się na to zdecydował, po drugiej stronie strumyka mignęło srebrne, wężowate ciało Pćmy. Nareszcie.

Bez słowa pobiegł za smugą światła, którą zostawiło po sobie stworzenie, lecz Pćma zdawała się przed nim uciekać. W ten sposób udało mu się dobiec aż na pagórek, znajdujący się po zupełnie przeciwnej stronie wyspy i stamtąd zobaczył cały rój Pćiem kłębiący się w lesie leżącym po drugiej stronie jeziora.

- Co jest?- Zapytał sam siebie. Z tego, co mówiła Shinigami, Pćmy to zbitki energii przyciągane przez gwałtowną śmierć lub zniszczenie, były dla ziemi i ludzi, jako ta żywica, która pojawia się wokół zranionego siekierą pnia. Tylko, że tak na oko Xellosa, tu nie było ani jednej rzeczy draśniętej chociażby Fireballem… nie mówiąc o czymś silniejszym. Postanowił zbadać tą sprawę, lecz nagle za plecami usłyszał zirytowany krzyk Filli.

- Xellos!

- O bogowie.- Jęknął.

- Możesz mi wytłumaczyć, co to za wymykanie się, co? - Ofuknęła go, podchodząc bliżej i stając na palcach, żeby móc prowadzić rozmowę na poziomie.

- Co? Jakie wymykanie?- Prychnął oburzony.

- Wyszedłeś z obozu, kiedy wszyscy spali…takie wymykanie.

- Jakie obozowisko, rany, rany Filia. Przecież ta wyspa to jedno miasto. - Odpowiedział powstrzymując się od śmiechu. Doprawdy Filia była naprawdę zabawna, kiedy chciała wyglądać groźnie.

- To po co łazisz po tym „mieście” ? Mów i nie łżyj, chociaż przez pierwszych parę zdań…- Dziewczyna nie dawała za wygraną.

- Rany, rany usłyszałem śpiew.- Odpowiedział zgodnie z prawdą.

- Czyj?

- Jakiejś dziewczyny, i chciałem zapytać, o czym jest piosenka, którą śpiewała.

- I…

- No i nie powiedziała mi, o czym jest. Powiedziała za to, że nazywa się, Aiwaska.

- Ahaaa…i nagle zupełnie przestało ci zależeć na piosence?- Prychnęła oburzona smoczyca. Xellos zamrugał nerwowo a potem odrobinkę pochylił się do przodu, tak by Filia nie mogła uciec wzrokiem przed jego spojrzeniem.

- Filia…- Zaczął poważnie.- Czy ty się o mnie martwiłaś?- Zapytał. Oczy dziewczyny zwęziły się z gniewu.

- Chciałbyś!- Odwarknęła.

- Owszem.- Przytaknął ze stoickim spokojem.

- To przyjmij do wiadomości, że nie obchodzi mnie gdzie i z kim się włóczysz.

- Rany, rany…-Zaśmiał się.- W takim razie jesteś o mnie zazdrosna!- Oświadczył z zadowoleniem i ku jego zdumieniu ta insynuacja wywarła na Filii znacznie mocniejsze wrażenie, niż się spodziewał. Przez chwilę panowała zupełna cisza aż nagle smoczyca odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną.

- O jeszcze, czego!- Krzyknęła w złości wymachując rękami.- Co jeszcze sobie wymyśli PAN Xellos. JA! Zazdrosna! Że niby o ciebie!? Niedoczekanie twoje, demonie!

Nawet, kiedy sylwetka dziewczyny zniknęła za zakrętem, jeszcze słychać było jej gniewne okrzyki. Kapłan zaśmiał się i odwrócił wzrok by dalej przyglądać się Pćmom, ale już ich nie było. Westchnął ciężko i z postanowieniem przeprowadzenia poważnej rozmowy z Shinigami, ruszył w drogę powrotną.

Kiedy Xellos wrócił do przyjaciół, okazało się, że Sylvan i reszta Leszy zaprosili ich na posiłek i nikt, nawet Lina i Shinigami nie chciały słyszeć o poszukiwaniu Pciem. Podświadomie demon wzdrygał się przed pozostaniem w Karel’li jeszcze jeden dzień… coś mu mówiło, że powinni ruszać w drogę natychmiast, lecz nie wiedział, co to było. Nie wiedział też, dlaczego mieli by stąd się ruszać, przecież to miejsce było jak ze snu. Dosłownie i w przenośni, bo Xellos często odnosił wrażenie, że ta kraina jest ciągle pogrążona we śnie. Może działo się tak, dlatego, że słońce nie mogło się przebić przez korony drzew i wciąż panował półmrok, czy sami Leszy byli tego przyczyną, zbyt nierealni i odlegli.

W każdym razie nie przychodził mu do głowy żaden sensowny powód, dla którego mieliby stąd iść, chociaż musiał przyznać, że gdyby nie intrygowały go te Pćmy, sami Leszy to od biedy mógłby tu zostać. Tylko ten Klucz niebieski…

- Przecież musimy kiedyś stąd odejść.- Powiedział do własnych stóp.

- Xellos, co ty bredzisz?- Z zadumy wyrwał go głos Liny. Poderwał głowę i ze zdumieniem stwierdził, że jest w samym środku sporej, biesiady, uczty? Nie miał zielonego pojęcia jak takie imprezy nazywają się u smoków, ale na pewno było to coś godnego uwagi. Byli, jak wywnioskował po krótkich i ukradkowych oględzinach, na jednym z większych i wyżej położonych, drewnianych tarasów. Wszyscy siedzieli na deskach, przed nimi były rozłożone delikatne tkaniny a na nich leżały naprawdę duże ilości jedzenia. Dookoła płonęły srebrne światła, rozkołysane wiatrem a Xellos ponownie odniósł wrażenie, że otaczający go Leszy są ze światła księżyca. Lina i Goury pochłaniali ogromne ilości jedzenia, Amelia i Zelgadis niepewnie nawiązywali jakieś zaczątki NORMALNEJ rozmowy, Filia rozmawiała z paroma Leszy a on sam nie wiedział, co się dzieje. Była jeszcze Shinigami, która w skupieniu skubała jakiś placek, lecz uchwyciwszy jego spojrzenie wskazała głową na przeciwległą stronę tarasu.

- Ta dziewczyna gapi się na ciebie od dziesięciu minut. - Powiedziała. Xellos szybko uniósł głowę i napotkał spojrzenie ogromnych, zdumionych oczu Aiwaski. Uśmiechnęła się ukazując rząd równiutkich, białych drobnych zębów a on, nie bardzo wiedząc, co robi podniósł się i podszedł do niej.

- Uśmiechasz się do demona?- Zapytał. Dziewczyna wzruszyła ramionami i poprawiła zieloną tunikę, zsuwającą jej się z ramienia. Zapadło milczenie.

- Przyjdziecie jutro?- Zapytała nagle. Xellos zawahał się.

- Cóż, nie sądzę. - Odpowiedział

- Dlaczego?

- Bo…- Nie mógł znaleźć odpowiedzi. Kompletnie zapomniał, dlaczego mieli wyruszać w drogę i dopiero po chwili przeciągania „o” coś zaświtało mu w głowie.- Bo mamy bardzo ważną rzecz do zrobienia. Nie możemy tu zastać.

- Twoi przyjaciele twierdzą inaczej.- Powiedziała Aiwaska sięgając po srebrny dzban wypełniony zimną wodą.

- Może zapomnieli, że musimy iść, ale przypomnę im, dzisiaj.- Odparł, dziewczyna zrobiła urażoną minę i odwróciła głowę tak gwałtownie, że Xellos musiał uchylić się przed jej grubym warkoczem.

- Poza tym.- Dodał czując się w obowiązku trochę ocieplić atmosferę.- Nie możemy nadużywać waszej gościnności…w dodatku ja jestem demonem.

- Leszy są szczęśliwi, kiedy ich goście się radują.- Oświadczyła Aiwaska z wyrazem dziecięcej buty na twarzy. Xellosowi jakoś trudno było uwierzyć w szczerość jej słów i dlatego w milczeniu pokręcił głową. Dziewczyna wyglądała na oburzoną tą odmową.

- Jeżeli przyjdziesz jutro, to zaśpiewam.- Sięgnęła po ostateczną broń. Przez jakąś chwilę mierzyli się spojrzeniami, aż w końcu Xellos westchnął ciężko.

- No dobra, tylko jutro.- Skapitulował.

Okazało się, że co wieczór Leszy gościli całą siódemkę wędrowców na najwyższym tarasie a potem dawali im pełną swobodę. Jednak posiłek po krótkim czasie okazał się obowiązkiem i nie skończyło się na jednym dniu zwłoki. Zawsze wypadało coś ważnego, najpierw Aiwaska chciała zaśpiewać, potem Sylvan opowiadał stare legendy, kiedy indziej Leszy recytowali stare wiersze a innym razem ustalono, że będą podziwiali nocne niebo.

Dużo czasu minęło zanim Xellos zrozumiał, że coś jest nie tak z Karel’lą jej mieszkańcami oraz jego przyjaciółmi, ale nie miał jeszcze dosyć dowodów, by móc zacząć działać Musiał mieć coś co przekona jego współtowarzyszy, którzy w jego skromnej opinii potracili głowy. A wszystko zaczęło się, od pewnego wieczoru, gdy dla zabawy zaczął przekomarzać się z Filią.

- Z całym szacunkiem Filia, ale twoja głowa posłużyła ci chyba wyłącznie do tego, by na nią upaść i nigdy więcej ci się nie przyda…- Oświadczył wywołując tym samym u publiki cichy chichot.

- Kretyn!- Wypaliła Filia, gdy po głębszym zastanowieniu nie znalazła żadnej gorszącej uwagi.

- Przepraszam za ich zachowanie.- Mruknęła, Shinigami, która siedziała na uboczu, ale Sylvan zacmokał i zaśmiał się serdecznie.

- Kocha się, kto kłóci, dawne to przysłowie.- Oświadczył z miną znawcy. Za jego plecami rozległo się prychnięcie.

- Jeszcze, czego! - Oburzyła się Filia- To by było dopiero nieszczęście, żeby nagle zakochać się w kimś, kogo przyrzekało się nienawidzić.

- Przyrzekałaś go nienawidzić? Dlaczego?- Zadziwił się Sylvan a i reszta utkwiła zaciekawione spojrzenia w dziewczynie.

- N nie wiem.- Wyjąkała po chwili namysłu. - Po prostu… ja przepraszam.- Zacięła się i nerwowo potarła skronie, po czym posłała Xellosowi pytające spojrzenie. Jej oczy pytały „dlaczego ja cię nienawidzę?”. Najciekawsze, że Xellos chciał jej odpowiedzieć, myślał, że to wiedział, ale nie…Był przekonany, zdawało mu się,że kiedyś…kiedyś Filia go nienawidziła. Ale tak naprawdę nie miała, za co! Przecież wojny nie było, oni nie mieli jakiegoś wspólnego kiedyś. Potrząsnął głową.

- Nie, to było inaczej.- Powiedział i nagle zdał sobie sprawę z tego, że stoi na jednym z mniejszych, odleglejszych tarasów, zawieszonym wysoko w koronie drzewa. Stał przewieszony przez balustradę i oddychał ciężko. Jakby przebył wyjątkowo ciężką bitwę.

- Xellos.- Za plecami usłyszał aksamitny głos Aiwaski i poczuł jej drobną dłoń na własnym ramieniu.

- Co jest?- Zapytała. Nie odpowiedział od razu tylko wlepił w dziewczynę spojrzenie. Wyglądała na zmartwioną, może trochę nieobecną. W jej zazwyczaj żywych, ślicznych oczach malowała się niesamowita pustka, toteż zamiast odpowiedzieć, zapytał:

- Wszystko w porządku?- W odpowiedzi dziewczyna pokręciła głową.

- A co się stało?- Odruchowo zapytał, ale Aiwaska odwróciła głowę i milczała.

- Aiwaska.- Powiedział pochylając się tak by widzieć jej twarz.- Co jest?

- Nic.- Westchnęła, ale w końcu spojrzała na niego.- Lubię cię…- Zaczęła nagle. -

Jesteś demonem, ale to nie ma nic do rzeczy. Tylko, że czasy są coraz gorsze, wszędzie czai się jakieś niebezpieczeństwo i…i…To niesamowite. Zawsze myślałam, że jesteście straszni, źli a teraz okazuje się, że ty jesteś inny i…błagam powiedz, że nie odejdziesz.- Poprosiła nagle wlepiając w niego swoje ogromne oczy. Xellosa zatkało, głownie z powodu wyznania dziewczyny(on, jako dobry, łagodny i miły? FE!) A poza tym z powodu nieoczekiwanej prośby. Nie potrafił powiedzieć, że kogoś lubi, to nie leżało w jego naturze, więc odmówienie Aiwasce nie powinno być takie ciężkie, ale okazało się, że mogą być problemy.

Nie chciał tego zrobić, a konkretnie jakaś jego część nie chciała. Jakiś inny on, mieszkający w nim, ale obcy, nakazywał mu zachowywać się inaczej. Ba! On przejmował nad nim kontrolę, bo Xellos chciał odmówić, ale nie mógł.

I nagle w jednej chwili, walcząc ze sobą, zrozumiał, że przecież on taki nie jest. Nie ważne jak bardzo by chciał być inny, dobry, spokojny czy empatyczny nie mógł taki być. Nie mógł być dobry z tego samego powodu, dla którego krowa nie lata…anatomia jej na to nie pozwala(a poza tym to absurd). Ale z jakiegoś powodu, z jakiegoś absurdalnego powodu Xellos od, właśnie, od kiedy? Od jakiegoś czasu przeczył sam sobie w każdej dziedzinie życia…a fakt istnienia Liny i reszty odszedł gdzieś na drugi plan. Nawet nie był pewien czy oni istnieją, nie był pewien czy cokolwiek istnieje a do tego nie był pewien czy zwariował.

Ale jedno wiedział.

Musiał coś z tym zrobić i nawet, jeżeli tak naprawdę w tej chwili siedzi owinięty białym kaftanem, w pokoju wyłożonym poduszkami i śliniący się jak niemowlak…chciałby mieś tego świadomość.

- Wybacz Aiwaska. Wracam…y. - Poprawił się i ruszył w stronę niższych tarasów, lecz gdy tylko minął dziewczynę ta chwyciła go za rękę.

- Dlaczego?

- Dlaczego pytasz?- Powtórzył.- To oczywiste. Bo tak chcę. - Odparł i ruszył przed siebie, ale dziewczyna zabiegła mu drogę i stanęła z rozpostartymi ramionami, zagradzając mu drogę. Z jakiegoś powodu Xellosowi wydała się mniej piękna niż zazwyczaj.

- Nie puszczę cię! - Oświadczyła. - Nie możesz iść. Ty nic nie rozumiesz!

- Poprawka…to ty nic nie rozumiesz. - Powiedział. Aiwaska już otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale on kontynuował.- Po pierwsze, nie wiem czy wiesz, ale smok nie może lubić demona. Tak już działa ten świat. To po pierwsze. Po drugie, skoro tak lubisz demony to powinnaś wiedzieć, że jesteśmy jak koty…jedną nogą zawsze w świecie umarłych, chyba, dlatego instynktownie się nas boicie…za kotami też nie przepadacie, co? A skoro już mowa o kotach, to tak samo jak koty chodzimy swoimi drogami, to było po trzecie i teraz mnie przepuścisz.

- Nie.- Padła odpowiedź.

- Podaj mi, chociaż jeden racjonalny powód. - Poprosił nabzdyczoną dziewczynę. Nie chciał jej zrobić krzywdy, może i był demonem, ale za to bardzo poprawnym politycznie.

- Bo wybuchła wojna!- Krzyknęła tak, że aż podskoczył.

- Jaka wojna?!- Wypalił przerażony, ale nie musiał pytać. Kto miał odnaleźć Klucz? No i kto nawalił…już znał te odpowiedzi.

- Wasza ze złotymi smokami albo może też złotych smoków z wami. Jak chcesz to idź, daj się zabić, ale ta dziewczyna, Filia, zostanie tu. - Oświadczyła Aiwaska, ale Xellos już jej nie słuchał. W jego głowie doszło do wybuchu na miarę eksplozji bomby atomowej. Ostatnia wojna, kiedy walczyli ze złotymi smokami, była prawie dwa tysiące lat temu a kolejna nie mogła wybuchnąć, z przyczyny bardzo prostej. Filia była ostatnia i była tu. Wniosek był bardzo prosty…byli dwa tysiące lat temu a jako, że podróże w czasie są niemożliwe Xellos już wiedział, w co się wpakowali. Wyminął Aiwaskę bez słowa wyjaśnienia i puścił się pędem w stronę głównego tarasu.

- Co ty wyprawiasz!? Ściągniesz na wszystkich nieszczęście!- Krzyknęła za nim dziewczyna.

- No właśnie tego staram się uniknąć.- Rzucił i przyśpieszył bieg. Gdy dotarł na główny taras ziajał jak zmęczony pies a to też potwierdzało jego teorię. Powiódł wzrokiem po zebranych, ale nie mógł odnaleźć wyniosłej postaci Shinigami, Liny, Gourego i Amelii też nie było. Zelgadisa uchwycił kątem oka, jak schodził na inny taras, więc pozostała mu tylko Filia, która tradycyjnie zajmowała miejsce tuż obok Sylvana. Zaczął się przepychać w ich stronę i gdy w końcu do nich dotarł Filia wyglądała na szczerze zaskoczoną jego widokiem.

- Musimy pogadać.- Oświadczył. Dziewczyna uśmiechnęła się spokojnie.

- Za chwilkę, dobra?- Odpowiedziała i już chciała wrócić do rozmowy z, Sylvanem kiedy Xellos szarpnął ją za rękę i podciągnął do góry.

- Nie. Teraz.- Powiedział z naciskiem. Filia posłała przepraszające spojrzenie dotychczasowemu rozmówcy i grzecznie podążyła za Xellosem.

Zaprowadził ja aż na najdalszy taras, umieszczony na gałęzi wysuniętej tak daleko, że wisiała nad czarną wodą jeziora. Xellos chwilę kręcił się nerwowo po tarasie aż w końcu podszedł blisko do Filii.

- Znasz mnie prawda?- Zapytał. Dziewczyna wybałuszyła oczy ze zdziwienia.

- No oczywiście, że cię znam!- Odparła. - Nie zadawaj głupich pytań.

- Lubimy się?

- Nie…Tak- Powiedziała i zamyśliła się nagle.- Czekaj zaraz…nie wiem.

- Jak się poznaliśmy?- Zadał kolejne pytanie.

- Od dawna o tobie wiedziałam.

- Nie. Jak się poznaliśmy? Osobiście. - Uściślił Xellos czując narastający w nim niepokój, ale też podniecenie.

- No, pojawiłeś się tak jak zwykle…

- Nie prawda. - Przerwał jej. - Pokonałaś mnie kiedyś?

- Oczywiście, że nie.

- Nie prawda.- Znowu uciął.

- Xellos, o co ci chodzi?- Prychnęła Filia i wyglądała już na dosyć solidnie zdenerwowaną jego zachowaniem.

- Twój mózg, wybiera najbardziej prawdopodobne odpowiedzi. - Powiedział, bardziej do siebie niż do Filii.- Założę się, że reszty działają tak samo. Wybiera najbardziej logiczne odpowiedzi i przez to tworzy absurdy. - Był podenerwowany, kiedy to mówił. Możliwe, że teraz byli w naprawdę w dużych tarapatach, przez ich własną nieuwagę. A najgorsze było to, że tym razem nie był pewny czy będzie potrafił ich z tych tarapatów wyciągnąć.

- Sam jesteś absurd! Co ty w ogóle opowiadasz?- Przerwała mu Filia i wykonała taki gest jakby chciała już wracać.

- Nie wierzysz mi?- Powiedział do barierki, o którą się oparł.- A co się stanie, kiedy niepowstrzymana siła spotka obiekt, którego nie można poruszyć?

- Ser.- Odpowiedziała szybko Filia i od razu zakryła usta dłonią.

- Widzisz.- Powiedział z przebiegłym uśmiechem błąkającym się na ustach.

- Żartowałam sobie…- Oświadczyła z upartą miną smoczyca. Xellos zachichotał.

- O patrz. Kolejny absurd. Filia, ty nie żartujesz, no a przynajmniej nie w taki sposób.- Żachnął się.

- Co chcesz przez to powiedzieć?- Zapytała go, ale nie odeszła. Zamiast tego także oparła się o barierkę i zmierzyła kapłana surowym spojrzeniem. Xellos uśmiechnął się i odrzuciwszy głowę do tyłu, przez chwilę patrzył w rozgwieżdżone niebo.

- Tej gwiazdy, najprawdopodobniej nigdy w życiu nie widziałaś na oczy.- Oświadczył celując w niebo palcem.- Znikła z map nieba wiele wieków przed twoimi narodzinami. A o tamtej, pewnie nawet nie słyszałaś…bo ja ją ledwo pamiętam.

- Chcesz mi przez to powiedzieć, że cofnęliśmy się w czasie?- Zapytała Filia z przerażeniem, ale demon tylko pokręcił głową.

- Nie, to nie możliwe. Ale chcę ci powiedzieć, że śpimy.

- Że co?

- Śpimy, teraz w tej chwili. Śpimy i śni nam się, że jesteśmy tu.

- Xellos wybacz, ale większej bzdury to ja w życiu nie słyszałam.- Prychnęła Filia. - Siedem osób nie może mieć wspólnego snu. Wracam.- Dodała i ruszyła w stronę biesiadnych dźwięków, ale Xellos zdążył ją chwycić za rękę.

- Jak się tutaj znalazłaś?- Zapytał.

- Normalnie. Przyciągnąłeś mnie tu spryciarzu. - Odburknęła. Wyraźnie było widać, że straciła jakąkolwiek chęć do rozmowy i jest mało prawdopodobnym by teraz uwierzyła w cokolwiek, co powie Xellos.

- Nie o to pytam. - Zniecierpliwił się demon.- Jak się znaleźliśmy tu. W tej części lasu, jak to się stało. Pamiętasz to?

- Tak.- Oświadczyła i przywołała w pamięci wspomnienie jak się obudzili nad rzeką. Cofnęła się w myślach o krok do tyłu i…pusto.

- Nie.- Powiedziała ze zdumieniem. - Byliśmy w lesie, była noc i…

- I nagle budzimy się tu!- Dokończył za nią.- Filia, Karel’la to dobry sen. Taki, w którym zapominasz, po co przyszłaś, taki, który leczy twoje najgorsze wspomnienia. Dlatego ty i reszta zapominacie szybciej niż ja.

- Niczego nie zapomniałam!- Ofuknęła go oburzona.

- Taaak to, kim jest Zehir?

- Kto?- Zdziwiła się.

- Twój przyszły mąż. I przypomnę ci to, że o nim zapomniałaś, kiedy tylko się obudzimy.

- Xellos…zwariowałeś. Przez chwilę myślałam, że wiesz, co mówisz, ale wybacz…- Filia pokręciła głową z niedowierzaniem i ponownie chciała odejść, ale Xellos jej nie puścił.

- Filia…to jest sen! To jest sen z przeszłości, nie wiem jak to się dzieje, nie potrafię tego wytłumaczyć, ale…

- Oczywiście, że nie umiesz tego wytłumaczyć!- Przerwała mu kapłanka.- Bzdury nie da się wytłumaczyć. To obłęd!

- Nie! Nie rozumiesz, to my jesteśmy w obłędzie…ta kraina to obłęd!- Powiedział wciąż nie puszczając Filii, która po jego ostatnim zdaniu zaczęła wykazywać jeszcze większą chęć ucieczki.

- Skąd mnie znasz…co o mnie wiesz?- Zapytał. Dziewczyna obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, ale odpowiedziała.

- Uczyli mnie o tobie.

- Czego? Co mówili?

- Że zaraz po lordach jesteś najsilniejszym demonem na świecie.- Odpowiedziała beznamiętnym tonem, zupełnie jak na lekcji.

- Coś jeszcze. Co zrobiłem?! Musisz to wiedzieć!

- Nie wiem, kurcze, Xellos daj mi spokój. To, że zwariowałeś nie znaczy, że ja mam na to ochotę. - Ofuknęła go i spróbowała wyrwać ramię z jego uścisku.

- A Kouma-sensou? - Zapytał. - Tego ci nie mówili?

- Jaka Kouma-sensou, o czym ty do mnie rozmawiasz?

- Filia…nie wiem jak to się dzieje, ale mówię prawdę. - Powiedział na tyle opanowanym głosem na ile było go stać. - Śnimy sen o świecie sprzed przeszło dwóch tysięcy lat! To, dlatego ty i cała reszta zapominacie i się mu poddajecie. Nie było was wtedy na świecie! Nie pamiętacie rzeczy sprzed swoich narodzin, dlatego ten sen jest tak intensywny.

- Xellos to NIE JEST SEN!- Przerwała mu wściekła Filia, ale jej nie słuchał.

- Ty mnie jeszcze nie znasz. Ty jeszcze się nie urodziłaś…dopiero za dwa tysiące lat spotkamy się na pustyni i…

- Xellos skończ! Skoro jeszcze mnie nie ma na świecie to, dlaczego teraz cię znam, co?!- Zapytała go do reszty wkurzona Filia. Wkurzona lub ewentualnie zmartwiona.

- Bo…- Zawahał się.- Bo znamy się w przyszłości. Filia, jesteś moim będziesz.

- Koniec.- Oświadczyła nagle. - Wracam a ty zrób porządek ze sobą! - I znowu chciała odejść, ale Xellos przyciągnął ją jednym ruchem powrotem na miejsce.

- Dobra, możemy się przekonać, chcesz? - Powiedział z pełną powagą. Filia przez chwile mierzyła go podejrzliwym spojrzeniem, ale w końcu skinęła głową na znak zgody. Chyba stwierdziła, że to jedyny sposób by się od niego uwolnić.

- Co mam zrobić?- Zapytała powoli.

- Pocałuj mnie.- Rzucił od niechcenia przy okazji zsuwając dłoń w okolice nadgarstka dziewczyny. - Jak mnie pocałujesz i nic się nie stanie to cię puszczę i przyznam, że nie miałem racji.- Dodał spokojnie i uśmiechnął się zawadiacko. Filia wyglądała jakby nad czymś się głęboko zamyśliła, ale w końcu wzruszyła ramionami i powiedziała:

- No dobra. W końcu to tylko pocałunek.- I bez najmniejszych narzekań, jęków, wyrywania się czy innych objawów wzmożonej niechęci, stanęła na palcach i przysunęła się do Xellosa, przymykając powoli oczy.

- Ahhh i kolejny absurd.- Westchnął ciężko Xellos odsuwając ją od siebie i pokręcił głową udając, że bardzo się zawiódł. - No nic Filia…jak się obudzisz, to pamiętaj, że woda to najlepszy sposób. - Powiedział i chwycił dziewczynę z całej siły za ramiona.

- Hej! Hola Xellos, co ty wyprawiasz?!- Krzyknęła przerażona, smoczyca.

- Hmm wyrzucam cię przez barierkę, a o co?- Odparł zgodnie z prawdą i uniósł Filię tak by łatwo było mu ją wyrzucić.

- Czyś ty zwariował!? Ja tam się utopię!- Wrzasnęła wściekła.

- No i właśnie o to chodzi.- Oświadczył i zamachnął się.

Wyrzucenie Filii okazało się dosyć trudne, ponieważ zaczęła się po nim wspinać(używając przy tym paznokci), zupełnie jak kot starający uniknąć się kąpieli.

- Mówiłeś, że mam cię tylko pocałować. Przecież się zgodziłam!- Krzyknęła w ostatnim akcie desperacji.

- I to właśnie był ten absurd snu. Niby logiczne, ale nie prawda. - Zachichotał złośliwie i wrzucił Filię do jeziora. Z dołu dało się słyszeć donośne „NAMAAAAGOO” które przerwał cichy plusk.


- NAMAGOMI!- Wrzasnęła Filia i usiadła na suchej jak snop cierniowy trawie. Brązowej i lekko śmierdzącej. Przyłożyła rękę do piersi i wzięła parę głębokich oddechów, poczym rozejrzała się dookoła. Panowała noc, a ona i jej przyjaciele byli na środku zachwaszczonej i wyglądającej na wymarłą polany. Wszyscy z wyjątkiem jej samej spali jak zabici, tak, że ledwo można było dostrzec, iż oddychają. I wtedy Filia o wszystkim sobie przypomniała. Xellos miał rację.

- Woda, woda, woda.- Zaczęła powtarzać gorączkowo poszukując manierki. W końcu ją znalazła w bezładnie porzuconych pakunkach i drżącymi rękami odkręciła, wylewając sobie odrobinę wody na ręce. Spryskała nią twarz Xellosa, ale nie zareagował.

- Budź się kretynie!- Warknęła i wylała mu mniej więcej kubek wody na twarz. Xellos podskoczył jak oparzony kaszląc i krztusząc, jednak, kiedy zrozumiał, co się stało, uśmiechnął się do Filii.

- Czyli miałem rację?- Zapytał.

- Wrzuciłeś mnie do wody!- Krzyknęła wściekła celując palcem w jego pierś. - Jak mogłeś!?

- Tylko tak mogłem cię obudzić.- Oświadczył ze stoickim spokojem.

- Sam mogłeś skoczyć.

- Nie, nie przestraszyłbym się i może trudniej byłoby mi się, wybudzić…za to tobie, wyszło to świetnie.-

- Namagomi.- Burknęła urażona dziewczyna.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to słyszę.- Rzucił niedbale i ponownie zachichotał.

- I czego rżysz!?- Prychnęła.- Budź resztę i spadamy a nie siedzisz szczęśliwy jak banan.

- Rany, rany Filia. Ucałowałbym cię, gdybym się nie bał, że mnie trzaśniesz!

- I słusznie!

- Eh, a wiesz, że…- Zaczął podnosząc się z miejsca.

- Pamiętam.- Przerwała mu Filia.- I lepiej mi tego nie przypominaj. A przynajmniej nie teraz. Co to było, gdzie my jesteśmy?

- Poczekajmy z wyjaśnieniami na resztę, dobrze?- Zaproponował Xellos i tym samym sposobem, którego użyła Filia, wybudził resztę drużyny. Wszyscy kasłali, krztusili się i rozglądali nieprzytomnie dookoła.

- G gdzie my jesteśmy? - Wyjąkała Amelia - Gdzie są Leszy? Co się stało?

- Śniliście.- Powiedział Xellos podając rękę Linie i stawiając ją na równe nogi.- Musieliśmy trafić na jakieś uroczysko, sam nie mam zielonego pojęcia, co to mogło być, ale śniliśmy sen sprzed dwóch tysięcy lat. A przynajmniej tak mi się wydaje.

- Zaraz, zaraz.- Przerwała mu Lina.- Nie mogliśmy śnić wspólnego snu.

- Nie był wspólny… albo może i był, ale tylko w małej części. Na tyle wspólny, że mogliśmy się spotykać, rozmawiać i śnić w przekonaniu, że to rzeczywistość. - Wyjaśnił. Miny całej reszty były takie jak się Xellos spodziewał. Niedowierzające. A jednak, stali tu, w środku zimnego, ciemnego lasu a nie na uczcie u Sylvana. Znowu nie mieli wyjścia i musieli go słuchać.

- Nie zauważyliście braku ciągłości wydarzeń?- Zapytał po chwili milczenia. Reszta pokręciła przecząco głowami i tylko Shinigami coś tam mruknęła pod nosem, o tym, że nie pamiętała jak się tam znaleźli.

- Otóż to.- Ucieszył się demon.- Sny, że tak powiem, zawsze zaczynają się od środka. Wy śnicie codziennie, więc nie zwróciliście na to uwagi, ja ze snem za wiele nie miałem do czynienia i dlatego też od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Brak logicznej całości, zachowanie Leszy no i inne niebo zwróciły moją uwagę.

- Ale, jak to się stało, że ja tego nie zauważyłam?- Zapytała, niemalże błagalnym głosem Lina. Xellos zachichotał.

- Podejrzewam, że to, to coś, co nas w tym śnie trzymało, chciało to zrobić przy pomocy spełniania marzeń. Rozumiecie, tworzyło dla każdego jego własną utopię… i pewnie, dlatego ja byłem na to bardziej odporny. Jestem demonem, a co za tym idzie jestem o wiele bardziej odporny na własne, cóż, nie wiem jak to nazwać… marzenia, potrzeby. W każdym razie nie stanowią one u mnie tak silnego bodźca jak u was, sąd też moja odporność… tak myślę.

- No dobra, ale jak ci się udało nas stamtąd wyciągnąć?- przerwał mu Zelgadis i zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.

- Ochlapałem was wodą.

- A ty, jak się obudziłeś?

- Filia mnie obudziła.

- A jak ona się obudziła?

- A tego to ci drogi Żelgadisie nie mogę powiedzieć, bo będzie na mnie zła. Prawda Filia?- Zapytał Xellos zwracając się w stronę smoczych, która tylko parsknęła pogardliwie.

- Nie wyobrażajcie sobie bogowie wiedzą, czego.- Mruknęła machając ręką od niechcenia.

- Dobra, grunt, że się obudziliśmy.- Oświadczyła Amelia.- Ale teraz musimy ruszać w drogę, nie wiemy jak długo tu zabawiliśmy, nie wiemy czy ruszył za nami pościg.

- I czuję, że jestem w domu.- Mruknął zjadliwie, Zelgadis.- Znowu nic nie wiadomo.

- Amelia ma rację, musimy się pakować i ruszać w drogę. - Powiedział szybko Goury widząc, że para królewska zaczyna przejawiać chęć do kłótni. Reszta mu szybko przytaknęła i ruszyli w dalszą drogę.

Nie wiedzieli ile maszerowali. Czas zatonął gdzieś w mrokach zimnego i wilgotnego

boru. Pomimo długie snu byli bardzo zmęczeni i przygnębieni. Każdy krok wydawał się ciężki, nie ważne gdzie stawiali stopy zawsze trafiali na twardy kamień lub omszały korzeń, zupełnie jakby las bronił im dostępy w głąb siebie. Każdy szum i każde skrzypnięcie, wydawało im się krokami i oddechem prześladujących ich wrogów.

Szli w milczeniu, wszyscy pogrążeni we własnych myślach. A myśleli o tym, co wydarzyło się w krainie Leszy, o tym, czego się o sobie dowiedzieli. Może i sama kraina była ułudą, ale trzeba pamiętać, że każde z nich usłyszało od Leszy słowa, które na długo zapisały się w ich pamięci i kierowały ich wieloma wyborami. Jednak były to słowa przeznaczone tylko i wyłącznie dla nich, nikogo więcej… i tylko oni mogli je zrozumieć.

Lina była gotowa przysiąc, że szli przynajmniej dziesięć godzin, bez chwili postoju, tak bardzo chcieli nadrobić stracony czas. Pomimo niewygód udało im się przejść spory kawał drogi, ponieważ w pewnym momencie las zaczął się zmieniać, rzednąć, aż w końcu wypuścił ich na szarą polanę, przeciętą wyschniętym korytem rzeki. Przeszli przez koryto, a gdy je pokonywali Gouremy przez chwilę wydawało się, że widział resztki starego mostu. W końcu weszli do bardzo, bardzo starego brzozowego lasu. Stamtąd, tak jak planowali, udali się na północ, pokonując rzadszy, ale wciąż nieprzystępny las aż po paru godzinach marszu, wydarzyło się coś, czego żadne z nich nie mogło przewidzieć.

- Zaczekajcie.- Powiedział nagle Xellos i cały pochód się zatrzymał.

-, Co jest?- Zapytała Lina, ale demon nie odpowiedział. Zamiast tego odwrócił się i zaczął przedzierać się przez krzaki.

- Xellos!- Krzyknęła za nim wiedźma.- Xellos mieliśmy iść na północ nie na wschód, gdzie ty leziesz?!

- Xellos! Na bogów ja z nim nie wytrzymam!- Burcząc pod nosem jakieś obelgi, Lina dała znak reszcie by poszli za kapłanem. Nie uszli nawet stu metrów, gdy ich oczom ukazało się wielkie uschnięte drzewo, na środku jeziora czarnego jak noc.

- Karel’la.- Wyszeptała Filia ze smutkiem patrząc na czarne, nienaturalnie powyginane konary drzewa. - Czyli jednak przepadła?

- Mylisz się.- Usłyszała za plecami głos Shinigami i poczuła jak bogini kładzie rękę na jej ramieniu.

- Nie rozumiem. - Zdziwiła się Filia, ale bogini zamiast odpowiedzieć skinieniem głowy wskazała na coś małego, białego, co leżało w kępce trawy. Smoczyca niepewnie rozsunęła uschnięte rośliny i nie mogąc w to uwierzyć, delikatnie wyjęła spomiędzy nich biały żołądź.

- Ale Leszy nie wrócą.- Powiedziała patrząc na Shinigami z nadzieją, że zaprzeczy. Bogini pokręciła głową.

- Nie, Leszy już nigdy nie wrócą. Oni zostaną tu już na zawsze… ale myślę, że po powrocie powinnaś go zasadzić. W ten sposób im podziękujesz.

- Podziękuję? - Zdziwiła się Filia.- Za co?

- Za pomoc oczywiście.- Odparła bogini i odeszła w stronę przyjaciół.

- Odpocznijmy chwilę.- Zarządziła wskazując palcem na małą kotlinkę o dnie w kształcie misy, majaczącą na horyzoncie. Dojście do niej zajęłoby nie całe dwie godziny, więc wszyscy przystali na tą propozycję.

Ruszyli w pośpiechu, ponieważ nikt nie zamierzał zostać w tym miejscu tchnącym smutkiem i chłodem, jedynie Filia zamarudziła i stała na wzniesieniu wciąż wpatrując się w biały żołądź, który trzymała w ręce.

- Filia, nie zostawaj w tyle.- Powiedział Xellos stając u boku dziewczyny.

- Jeszcze tylko chwilę.- Poprosiła

- Chwilę… to znaczy?

- To znaczy chwilę.

- Wiem, co ci chodzi po głowie, Filia.- Ni z tego ni z owego zaczął demon. - Zastanawiasz się jak to się stało, że spotkaliśmy Leszy. Wiesz, że cofnięcie się w czasie jest niemożliwe, a mimo to byliśmy tam wszyscy. Wszyscy pamiętamy to samo, więc gdzieś w głębi serca wiesz, że to nie był sen. Nie wiesz, dlaczego, ale przeczuwasz, że to była prawda…, że to się wydarzyło.- Mówił to wsparty o laskę. Może właśnie przez to, wydał się Filii znacznie starszy niż zazwyczaj. W niczym nie przypominał tego rozbrykanego i beztroskiego demona, który był jak mały chłopiec wiecznie szukający pretekstu do zabawy. Był poważny i zmęczony.

- Jestem stary, Filia. O wiele starszy niż mogłabyś to pojąć. Pamiętam czasy, kiedy jeszcze bogowie przechadzali się po tych ziemiach, czasy, kiedy nawet nie miałem pojęcia, czym będę.

To, co nas spotkało, to nie był sen. Użyłem tego określenia, ponieważ był to stan podobny, lecz w rzeczywistości działa tu bardzo stara magia, zapomniana wiele wieków temu. Nie pytaj mnie, co to było.- Powiedział widząc, że Filia otwiera usta by zadać pytanie.- Nie udzieliłbym ci odpowiedzi nawet gdyby to było dla ciebie bezpieczne.

- Ale dlaczego?- Przerwała mu.

- Dlaczego?- Powtórzył, Xellos z lekkim rozbawieniem i zwrócił spojrzenie na dziewczynę.

- Jeżeli naprawdę nic nie możesz poradzić to, po co doprowadzać się do obłędu? Musisz mnie zrozumieć, dawno temu wydarzyły się tu złe rzeczy, o których niemalże zapomniałem. Nie mogę ci tego powiedzieć, z tego samego powodu, dla, którego ty wzdrygałabyś się przed tłumaczeniem dziecku relatywizmu moralnego, który pojmują tylko dorośli.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi…- Mruknęła Filia, robiąc przy tym niezadowoloną minę.

- A szkoda.- Zachichotał Xellos.

- Możliwe, że chciałeś mi dać do zrozumienia, że jestem dla ciebie dzieckiem.

- To też, ale nie bierz sobie tego zbytnio do serca, nie o to mi chodziło.

- To nie wiem.- Skapitulowała Filia.- Nie będę cię pytała, bo wiem, że nie otrzymam odpowiedzi. Nazwę to zdarzenie „Cieniem przeszłości” i wsadzę do worka z napisem „Nie chcę, ale wierzę”. Bo widzisz Xellos, ty jesteś fabryką absurdów, przynajmniej moich. Nie chcę, ale muszę ci wierzyć, boję się, ale ci ufam… Jesteś jedną z ważniejszych osób w moim życiu, a nic o tobie nie wiem. - Urwała, gdy dotarł do niej sens tego, co powiedziała.

- Nawet nie próbuj tego interpretować na swoją korzyść!- Zagroziła widząc, że Xellos uśmiecha się delikatnie.

- Nie śmiałbym, wasza wysokość.

- I dobrze! Bardzo dobrze!- Oświadczyła a jej głos stał się lekko piskliwy. - Nie zapominaj, jesteśmy wrogami.

- Chciałbym zapomnieć.- Odpowiedział ze stoickim spokojem demon i ruszył przed siebie. Filia podążyła za nim, ale szybko uświadomili sobie, że grupa wcale nie miała zamiaru na nich czekać i ostatni kawałek drogi muszą pokonać sami. Po pół godziny marszu w milczeniu opuścili las i zaczęli zbliżać się do kotlinki, na dnie, której widać już było jaśniejącą kropeczkę.

- Rozpalili ognisko, na samym środku. Już bardziej nieostrożnie nie mogli się zachować. - Fuknęła Filia przyśpieszając kroku.

- Spokojnie księżniczko. - Zaśmiał się demon.

- Nie nazywaj mnie tak!- Fuknęła smoczyca odwracając się gwałtownie.

- Bo?

- Bo mnie to wkurza!

- Że nazywam cię księżniczką? Przecież już niedługo zastaniesz królową. Na nich też się będziesz darła jak nie będą mówili do ciebie po imieniu. Wiesz to nie służy autorytetowi.

- Coś jeszcze wymyślę. - Burknęła Filia i ruszyła przed siebie, ale Xellos nie dał już jej spokoju.

- A może chodzi o to, że ty wcale nie zamierzasz być królową? Albo jeszcze gorzej, zamierzasz, ale nie chcesz. To by w sumie wiele wyjaśniało, dlaczego zapomniałaś o swoim pięknotku… eh, i to w tak krótkim czasie.- Westchnął ciężko i pokręcił głową.

- Radzę ci zamknij paszczę, bo ci ją okaleczę paskudny demonie!- Krzyknęła Filia przyskakując do Xellosa z wysuniętą pięścią, ale demon bynajmniej się nie przejął. Gorzej, uśmiechnął się i kontynuował swój monolog.

- Czyli dobrze myślałem. Tak bardzo upierałaś się przy swoim, że już mnie prawie przekonałaś… gotów byłem uwierzyć.- Mówiąc to zaszedł drogę smoczych i z niewinnym uśmiechem obserwował jak na jej twarz wstępują rumieńce zawstydzenia.

- To wszystko przez tą popapraną krainę! I zamknij dzioba Xellos, dobrze ci radzę!- Krzyknęła nienaturalnie wysokim głosem.

- Przez Karel’lę mówisz? A w jaki niby sposób miałaby to wywołać? Przecież pamiętałaś, kim ja jestem. - Zaczął a powoli pochylił się nad uchem smoczych i zniżył głos do niemalże szeptu.- A może, ale tylko może, chodzi o to, że nie do końca marzy ci się bycie królową? Może podróż z wrogiem wydaje ci się przyjemniejsza, niż przepych alabastrowych sal? A może to, co powinno być wspólnego między nami, to wcale nie wrogość, a sekret? Sekret, że mi się podobasz. Sekret, że ja ci się podobam. Sekret, że to nie mija. Dlatego tak się wkurzasz, kiedy mówię o twoim kochasiu. Bo czujesz, że w jakiś dziwny sposób mogę mieć rację. Złościsz się, bo wypowiadam na głos twoje lęki.

- Znowu dorabiasz jakieś zwariowane teorie do czegoś, czego nie ma. - Filia miała zamiar powiedzieć to ze złością i zdecydowaniem, dlatego zdziwiła się, gdy zamiast własnego głosu usłyszała słaby, niezdecydowany szept.

- Naprawdę? - Zapytał Xellos i przysunął twarz jeszcze bliżej szyi dziewczyny, tak, że teraz mogła poczuć na karku jego oddech. - Czyli to ja sobie wszystko wyobraziłem?

- To, co się wydarzyło, to była jednorazowa sprawa.- Odparła starając się zapanować nad drżeniem rąk i głosu.

- Dwurazowa…- Poprawił ją Xellos.- Zważywszy na to, że wczoraj w nocy chciałaś mnie pocałować bez najmniejszych oporów.

- Sam powiedziałeś, że to absurd…

- Kłamałem.- Przyznał bez cienia jakiegokolwiek zawstydzenia tym faktem.- Zrozumiałem, że śpimy tylko dzięki temu, iż twoje serce nie przyśpieszyło, gdy miałaś mnie pocałować. A teraz?- Powiedział i zsunął dłoń na nadgarstek dziewczyny, delikatnie przyciskając do niego palce. - Popatrz sama.- I ucałował płatek lekko szpiczastego ucha.

- Przestań.- Wydukała słabym głosem, wściekła na siebie, że tak reaguje na bliskość tego demona i jednocześnie onieśmielona tym, co się działo. Xellos zgodnie z jej rozkazem przestał. Odsunął się tak, że teraz dobrze mógł obserwować zaniepokojone i zawstydzone oblicze dziewczyny. Uśmiechnął się i leniwie przymknął oczy, widząc, że to, co mówił, chociaż w połowie zgadzało się z rzeczywistością. Filia była wściekła, ale nie potrafiła zaprzeczyć i kapłan ponownie to wykorzystał.

- Sęk w tym, że... Mamy się ku sobie... Ale to coś, co nas do siebie przyciąga, może nas złapać w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie... I jesteśmy martwi.

- I dlatego nawet gdyby to, co mówisz było prawdą, nie twierdzę, że jest, ale nawet gdyby… to powinniśmy trzymać się od siebie z daleka. Jesteśmy wrogami… powinniśmy nimi być. Taka jest prawda. - Oświadczyła stanowczym tonem Filia, która nagle otrząsnęła się z osłupienia i zmierzyła kapłana najbardziej surowym spojrzeniem, na jakie było ją stać. Nie bardzo jej to wyszło zważywszy na fakt, że Xellos nie przejął się ani jednym słowem, które powiedziała.

- Mów, co chcesz Filia, ale oboje wiemy, że nie ma czegoś takiego jak prawda. To tylko punkty widzenia. - Odpowiedział zupełnie ignorując fakt, że dziewczyna w tej chwili chciała znaleźć się jak najdalej od niego i tym bardziej zbliżył się do niej.

- Nie możesz tak mówić.- Powiedziała jąkając się przy tym niemiłosiernie. Jej stanowczość pryskała za każdym razem, gdy Xellos przekraczał magiczną barierę odległości dłoni. Mimo swego zdenerwowania Filia mówiła dalej. - Jak mówisz, że nie ma prawdy, to twierdzisz, że to prawda, że nie ma prawdy? To logiczna sprzeczność.

- Logiczną sprzecznością, to będzie twoje małżeństwo.- Odparł Xellos. Nie powiedział tego złośliwie, lecz samo stwierdzenie wystarczyłoby wyprowadzić smoczycę z równowagi. Ściągnęła usta tak, że zamieniły się w cienką linię a po chwili kipiącego wściekłością milczenia, wysyczała przez zaciśnięte zęby „Namagomi” i ruszyła w stronę migocącego blasku ogniska.

- Zapewne uważasz, że ci się nie należało?- Nad uchem demona rozległ się piskliwy głosik. Xellos obrócił się gwałtownie i ujrzał białą ćmę wiszącą na wysokości jego oczu.

- No to było podłe. Nawet ja nie podsłuchuję cudzych rozmów. Jedynie służbowo.- Oburzył się kapłan celując palcem w owada.

- Ależ ja to zrobiłam służbowo.- Odparła bogini i w jedną sekundę na powrót zamieniła się w kobietę.- Po pierwsze chciałam wiedzieć, co myślisz o Leszy, ale widzę, że w tej sprawie mamy podobne zdanie. A po drugie chciałam wiedzieć czy postradałeś zmysły?

- Słucham?

- Pytam czy ci odbiło!? Co to było?!- Syknęła bogini i wskazała ręką na oddalającą się postać Filii. - Co ty wyprawiasz, jakiś eksperyment przeprowadzasz, czy co?

- Może…- Padła lakoniczna odpowiedz a twarz, Xellosa przybrała najbardziej zagadkowy wyraz.

- Ty przewrotny demonie. Bawisz się nią, czy sobą? A może robisz to dla czystej radości siania chaosu?- Produkowała się Shinigami.- Eksperyment? Doświadczenie?!- Próbowała.

- Kto wie?- Odparł spokojnie.

- Świetnie, wspaniale!- Fuknęła bogini. Była naprawdę podirytowana a biorąc pod uwagę zachowanie Xellosa, stan Shinigami mógł się jeszcze pogorszyć.- Nie wiem czy ty pojmujesz, co może spowodować twoje szczeniackie zachowanie! - Zaczęła ponownie go objeżdżać- A tak w ogóle to pragnę przypomnieć, że obiecałeś…

- Wiem, co wam obiecałem.- Przerwał jej ostro Xellos. - I dotrzymam słowa.

- Jakoś tego nie widzę.- Zapeszyła się Shinigami, ale przestała krzyczeć.

- Nie obawiaj się, nie zrobię niczego głupiego.- Powiedział demon wbijając wzrok w pustkę.- Ale…

- Ale co?- Podchwyciła bogini.

- Ale nie licz na to, że to wszystko tak zostawię.- Powiedział bardziej do siebie, niż do niej.

- Przykro mi, ale właśnie na to liczę.- Oświadczyła Shinigami swoim najbardziej stanowczym tonem. Gdy Xellos milczał, spróbowała ponownie. - Nieprzyjaciel rośnie w siłę. Mastem wykorzysta Klucz by kompletnie zdominować ten świat. Głupi anioł, spuścił z łańcucha wściekłe psy, nie wiedząc, co czyni. Oczy Mastema zwrócą się niedługo ku pomniejszym bogom i lordom, wyczuwa jak Klucz poddaje się, a siły Zehira zaczynają słabnąć. W głębi serca, Filia przeczuwa, że oboje okupią tę wyprawę życiem. Ona i on. Przewidziałeś to, wszyscy podjęliśmy to ryzyko. Gęstniejący mrok umacnia wolę Mastema. Wystarczy, że pozbędzie się ostatnich dwóch istot mających w imię boga opiekować się tym światem a świat upadnie. Jest już bliski, tak bliski osiągnięcia celu. Mastem jest krok od przejęcia władzy nad wszystkimi istotami świata, aż po kres dziejów. Nasza moc, w tym świecie, przemija. Sami nie damy sobie rady, musimy mieć ciebie po swojej stronie. - Powiedziała niemalże błagalnym tonem. Xellos chwilę milczał aż w końcu westchnął i powiedział.

- Jestem po waszej stronie.

- Daj mi dowód.- Powiedziała bogini stanowczym tonem. Kapłan westchnął i przyjrzał się uważnie kobiecie.

- Dałem wam już dowody. Nawet więcej niż jeden i ty to wiesz. Wiesz, że tylko, dlatego, iż idę z wami ciągle żyjecie.- Powiedział. Shinigami milczała, więc kontynuował.- Pomogę wam, pod warunkiem, że zamiast doszukiwać się problemów w moim zachowaniu, skupisz się na naszym prawdziwym problemie. Czasie. Tak jak powiedziałaś, Mastem rośnie w siłę a my z każdym dniem mamy coraz mniejsze szanse na powstrzymanie tego szaleńca. Właściwie, to samobójstwo, ale nie możemy tu zostać, ani się wrócić.

- Co przez to rozumiesz?

- Coś podąża naszym śladem. Coś potężnego i nie jestem pewien czy chcemy stawić się czoła temu niebezpieczeństwu. Jest dzień drogi stąd, mam nadzieję, że zdążymy dotrzeć do miasta.- Powiedział Xellos odwracając twarz w stronę południa.

- Dzień drogi! Musimy ruszać!- Wykrzyknęła bogini, ale demon pokręcił głową.

- Podróżuję z nimi wiele lat, to ludzie.- Ostatnie słowo wypowiedział z nutką kpiny w głosie.- Muszą odpocząć, nie ma wyjścia.

- Ale, ale…

- Spokojnie.- Powiedział ściszonym głosem.- Idzie naszym tropem od czterech dni, nie przyśpiesza i nie zwalnia.

- Skąd ty to wiesz?- Zapytała szczerze zdumiona bogini i posłała Xellosowi pytające spojrzenie. W odpowiedzi demon uśmiechnął się delikatnie, ale nic nie odpowiedział.

- Dobrze. Zatrzymaj dla siebie swoje tajemnice. - Oświadczyła doskonale odczytując ten uśmiech.- A teraz chodź, wracamy do reszty.

- Idź sama.- Polecił kapłan, który wzrok wciąż miał utkwiony w południową ścianę lasu.

- Bo?

- Bo muszę jeszcze z kimś porozmawiać tej nocy.- Odpowiedział, ale Shinihgami tylko parsknęła.

- Xellos proszę, jeżeli liczysz na jakieś duchy Leszy, to odpuść sobie, nie pojawią się. Nie po tylu latach. Zaufaj mi, jestem profesjonalistką. - Oświadczyła. Demon posłał jej znudzone spojrzenie.

- Oh, no dobra masz mnie. Nie chcę się pokazywać Filii na oczy, wciąż jest na mnie wściekła.- Powiedział z nutą ironii w głosie, tak na odczepnego, ale mimo tego Shinigami uśmiechnęła się i pokręciła głową.

- Zrobiłeś to specjalnie?- Zapytała.

- To ta-je-mni-ca.





.
1 Drogi Czytelniku, pragnę przypomnieć, że prawidła dotyczące wyglądu postaci ustalone w DoD-zie są nadal aktualne w Kluczu, a co za tym idzie, postacie wyglądają trochę bardziej naturalnie, (jeżeli wiecie, co mam na myśli). Dzieje się tak, ponieważ fioletowe włosy Xellosa, czy czerwone oczy Liny uznałam za swego rodzaju metaforę i zamieniłam je na występujące(albo, chociaż trochę bardziej wiarygodne) w przyrodzie odpowiedniki. Stąd też, bardzo ciemne włosy demona, (co zresztą nie jest tak dalekie od prawdy, bo w opowiadaniu „Slayers” miał czarne) o fioletowych refleksach, czy jasne oczy Liny, które miały wyjątkowo intensywne, niemalże czerwono złote zabarwienie.
2 Wymowa Tyuru i Uttal:

Na początku muszę zaznaczyć, że oba języki nie mają absolutnie nic wspólnego ze Slayersami. Zostały wymyślone na potrzeby tego rozdziału. Tyuru, jak zdążyliście się doczytać, to współczesny język smoków, który jest w powszechnym użyciu. Uttal to język starożytnych smoków, martwy, z którego powstał Tyuru dlatego zasady czytania obu są bardzo podobne. Różni je tylko układ zdania i odmiana rzeczowników ale nie wpływa to za bardzo na brzmienie… no Tyuru powinien być trochę twardszy.

Dobra a teraz zasady czytania. Wierzcie mi, przydają się… ratują przed połamaniem języka.

Ważny jest akcent. W obu językach występuje akcent gratisowy, zwany podwójnym. W słowach mających ten akcent ton opada w zgłosce pierwszej a podnosi się na ostatniej. Przypomina on intonację w zdaniach pytających i występuje także m.in. w języku Norweskim.

Czytanie samogłosek:

e- Jest długie. Przypomina niemieckie e w See albo francuskie e w ete. Jest podobne do polskiego e występującego w wyrazie jej ale nieco dłuższe.

o- zbliżone brzmieniem do polskiego u, ale można czytać też o.

ya/yu/yo- czyta się ja, ju, ju

y- przypomina niemieckie u umlaut lub francuskie u.

w- miękkie. Przypominająca ł a czasami l

Th- coś pomiędzy t a d

h- głuche na początkach wyrazów, w reszcie czytane normalnie.

c- w położeniu przed e i y dodaje „s”

ch- połączenie literowe dające dźwięk zbliżony do polskiego „sz”

dj, hj, gj, lj - dają głoskę j

r- czytanie normalne. Nie słychać go w połączeniu z d,l,n,s,t

sj, skj, stj, - można czytać na dwa sposoby „sz” lub „ch”

tj- przypomina polskie ś

z- należy czytać jak s.

ck- czyta się jak k.

.
3 Chwała najsampierw komu

Komu gloria na wysokościach ?

Chwała najsampierw tobie

Trawo przychylna każdemu

Kraino na dół od Vorii

Gloria! Gloria!

Chwała tobie, słońce

Odyńcu ty samotny

Co wstajesz rano z trzęsawisk nocnych

I w góry bieżych, w niebo sam się wzbijasz

I chmury czarne białym kłem przebijasz

I to wszystko bezkrwawo - brawo, brawo

I to wszystko złociste i nikogo nie boli

Gloria! Gloria in excelsis soli!

Z słońcem pochwalonym teraz pędźmy razem

Na nim, na odyńcu, galopujmy dalej

Chwała tobie wietrze

Wieczny ty młodziku

Sieroto świata, ulubieńcze losu

Od złego ratuj i kąkoli w zbożu

Łagodnie kołysz tych co są na morzu

Gloria! Gloria in excelsis eoli!

Z wiatrem pochwalonym teraz pędźmy społem

Na nim, na koniku, galopujmy polem

Chwała wam ptaszki śpiewające

Chwała wam ryby pluskające

Chwała wam zające na łące

Zakochane w biedronce

Chwała wam: zimy, wiosny, lata i jesienie

Chwała temu co bez gniewu idzie

Poprzez śniegi, deszcze, blaski oraz cienie

W piersi pod koszulą - całe jego mienie

Gloria! Gloria!

.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Yuuki994 : 2016-06-09 14:13:56
    WIEM

    Wiem przeczytałam już wszystko też skończyłam studia na twoją powieść trafiłam w trakcie i już się martwiłam że porzuciłaś tą opowieść. Cieszę się że ułożyło ci się w życiu. Pozdrawiam :)

  • Socki : 2016-06-09 13:26:36
    Rozdziały

    Rozdziały od 1 do 5 już są w nowej odsłonie jakby co :)

  • Socki : 2016-06-09 11:58:18
    Skończyłam

    Yuuki994 - skończyłam studia, wyszłam za mąż, mam dom i cztery koty... teraz mogę spokojnie wrócić do pisania :)

    I tak, kończę Klucz... i razem z nim karierę ze Slayers:) Tak myślę

  • Yuuki994 : 2016-06-02 19:50:58
    Yeeeey!!! <3

    Boże nie wierze zaczęło się tu coś dziać czekam na to od 4 lat boziuuuu nie mogę się doczekać !!! :)

  • Socki : 2011-01-09 11:18:44
    Dziękuję

    Dziękuję. To nie tak, że mi się nie chce pisać tylko nie mam kiedy.

    ALE! ALE! Obiecany rozdział już w drodze, to znaczy, już na Tanuku, muszą go tylko opublikować. 24 strony - mam nadzieję, że Was zadowolą.

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu