Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Klucz niebieski

6. Strach, strach, strach… Rany boskie!

Autor:Socki
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2011-01-12 00:37:15
Aktualizowany:2017-08-28 20:33:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Autorka lubi swoje prawa autorskie ale nie wie, czy prawa autorskie lubią ją.


Ten nędzarz, ten niewolnik, człowiek, który jest niczym,

Widzicie go? Jest panem duszy drugiego człowieka.

Bianor.

Antologia Palatyńska.

Powietrze Laurasi wciąż jeszcze pachniało błotami jesieni, kiedy grupie wędrowców udało opuścić się mroki potężnej puszczy. Na drzewach dogasały ostatnie czerwienie samotnych liści, a tam, gdzie ziemi nie pokrywało opadłe listowie, zbrązowiałą drań pokrywały nieliczne grzyby. Słońca, tradycyjnie, nie było i jedynym źródłem światła była laska Xellosa, który krocząc na przedzie, prowadził całą wycieczkę. Byli już prawie na miejscu. Prawie.

Po wielu godzinach nieustannego potykania się na nierównościach, kamieniach i o korzenie wreszcie wyszli na szlak. Stopy setek wędrowców, kopyta ich wierzchowców i koła wozów tak ubiły ziemię, że jego nawierzchnia stała się tak twarda jak kamienie oddzielające szeroki trakt od pól- od tego moment droga była łatwa i przyjemna. Poza nimi na drodze nie było żywego ducha, nawet sowy czy lisa, który przemknąłby w plamie księżycowego światła… po namyśle, księżycowego światła też nie było. Całe niebo przysłoniły się ciężkie ołowiane chmury, których nawet porywisty, arktyczny wiatr, smagający nieszczęsnych podróżnych, nie mógł przegonić.

- Xellos?- zaczepiła kapłana Amelia

- Hmm…- mruknął demon, dając tym samym do zrozumienia, że jej słucha a przynajmniej odbiera komunikaty, lecz nie jest to dla niego szczególnie przyjemne.

- Długo będziemy tak jeszcze szli?- zapytała podbiegając co parę metrów i próbując dotrzymać kapłanowi kroku.

- Mhm…- potwierdził

- Aaa… daleko jeszcze?- Amelia zaryzykowała kolejne pytanie.

- Mhm…

- To.- Zawahała się przez chwilę. - To, może byśmy zrobili postój?- Zaproponowała niepewnie dziewczyna jakby obawiała się, że jej propozycja zostanie odrzucona. I słusznie. Xellos nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, odparł:

- Nie.

- Nie?- Powtórzyła bezradnie Amelia.- Ale dlaczego nie?

- Bo nie.- Brzmiała odpowiedź Xellosa.

Demon jeszcze bardziej przyśpieszył kroku i w ten sposób skończyła się ich dyskusja. Po dwóch godzinach Lina także próbowała namówić go na postój, ale Xellos zignorował ją tak samo jak Amelię i poprowadził ich dalej na północ w głąb nocy. Gdy minęło kolejnych parę długich i męczących godzin nieustającego marszu, podróżni zaczęli dostrzegać mury Tutomnerti w każdym większym wzgórzu, a każda kępka większych drzew, przypominała gospodę.

Xellos, chociaż widział zmęczenie przyjaciół nawet nie zwolnił tempa marszu. Czuł coś. Jakiś przenikający odór rozkładu, który podążał za ich grupą. Może to były tylko igraszki wyobraźni, tak na pewno powiedziałaby Shinigami i Filia też, ale nawet, jeżeli była to tylko złuda, to niewiele odbiegająca od rzeczywistości. Śmierć i cień, gnijący odór mięsa, moc, która może zabić dosłownie wszystko… wiedział, że jest niedaleko. Jakaś część jego samego, nieważne jakby chciał temu zaprzeczyć i jak bardzo chciałby to zagłuszyć, potrzebowała tego. Chaos i zniszczenie go przyciągało, jego ciało chwilami niemalże namawiało go, płakało by coś zniszczył, zabił, chociaż małego zająca, który spłoszony ich krokami czmychał w suche trawy. Dlatego wiedział, że coś… złego… podąża za nimi. Coś co zrodziła czarna magia i otchłanie planu astralnego. Ta aura promieniowała na wiele mil, przyzywała go, sprawiała, że chciał ją odnaleźć, chociaż nie wiedział co było jej źródłem. I to właśnie najbardziej niepokoiło Xellosa - myśl, że w ich pobliżu czai się coś na tyle przesyconego złem, by ponownie rozniecić w nim tę cząstkę demonicznej natury, którą zawsze chciał mieć pod kontrolą - szaloną i bezgranicznie złą. Xellos potrząsnął głową i w milczeniu przyśpieszył kroku udając, że nie widzi zaciekawionych spojrzeń przyjaciół. Nie chciał im o tym mówić. Nie zrozumieliby tego. Zresztą, dlaczego mieliby rozumieć? Zapamiętali go takim, jakim był niecałe 10 lat temu, podczas ostatniej wyprawy i pewnie dlatego się nie bali. Zapomnieli jednak, nawet Filia zapomniała (a przecież ona była szczególnie ostrożna), że wtedy był z nią połączony, Carpere Tractum. Jej smocza natura była na tyle silna, że pozwalała mu bez trudu zapanować nad chaosem kłębiącym się gdzieś głęboko w jego wnętrzu. Ale przez te wszystkie lata połączenie osłabło i nie zostało nic co mogłoby je powstrzymywać.

Rozmyślania Xellosa przerwał okrzyk ulgi, jaki wydał się z gardeł przyjaciół, którzy ujrzeli Tutomnerti. Faktycznie, w odległości paru kilometrów majaczył kształt miasta. Ujrzeli je bardzo późno, ponieważ wokół nieprzerwanie panował mrok. W czasie gdy zbliżali się do Tutomnerti dostrzegali kolejne szczegóły. Najpierw to były światła, następnie mury… a gdy już byli pod samymi bramami dojrzeli też suchą fosę o szerokości piętnastu kroków i głębokości dziesięciu ludzi. Przerzucono przez nią dwa kamienne mosty, z wieżami na obu końcach, równie wysokimi jak te, które zdobiły mur. Nad każdą z wież powiewał sztandar z niebieskim orłem otoczonym przez dwie białe gwiazdy. Strażnicy ubrani w grube kożuchu patrolowali mur i co jakiś czasu rozświetlali okolicę zaklęciami świetlnymi.

- Lina powinna wiedzieć skąd te dwie gwiazdy na sztandarze. - Xellos odezwał się po raz pierwszy od paru godzin.

- Słucham?- ocknęła się wiedźma. - Ah, chodzi o to, że to miasto magii? Znaczy się, ogólnie na północy jest najwięcej czarodziejów, magicznych rzemieślników, alchemików i takich tam. Zdaje się mają tutaj nawet Uniwersytet, na którym wykładają magię i…

- … mają tu jakieś mapy?- przerwał jej sucho Zelgadis.- Przypominam, że szukamy tego wulkanu.

- Przecież po to tu przyszliśmy- Powiedział spokojnie, Xellos.- To ostatnia stolica na północy, dalej są już tylko martwe ugory, które zimą zamieniają się w lodowe pustynie. - Demon zamyślił się na chwilę.- Teraz, kiedy o tym mówię, warto by było zdążyć przed zimą, bo potem już na pewno nie przejdziemy dalej.

- Xellos - do rozmowy przyłączyła się Filia.- Nie odpowiedziałeś na pytanie Zelgadisa. Jesteś pewien, że tu będą te mapy?

- Nie ma rzeczy pewnych, droga Filio - odpowiedział ze stoickim spokojem. - Niemniej jednak uważam, że powinniśmy chociaż sprawdzić… - kontynuował. Nie chciał dodawać, że w razie jakiejś wielkiej draki sam by znalazł ten wulkan a tak naprawdę chodzi mu o utopienie ich zapachu wśród zgrai innych ludzi.

- Dobra, a jak wejdziemy?- zapytała smoczyca, ale nie otrzymała odpowiedzi, ponieważ w ich stronę zmierzało pięciu strażników ubranych w skórzane płacze i z wielkimi mieczami przypasanymi do bioder.

- Coście za jedni i czego szukacie w Tutomnerti!?- krzyknął z oddali nadchodzący żołdak.

- Jesteśmy podróżnymi i szukamy schronienia i strawy! - odkrzyknął Zelgadis, upewniając się jednocześnie, że jego królewski herb jest schowany pod koszulą i okrywającym go podróżnym płaszczem.

- Podróżni?- powtórzył niskim głosem mężczyzna. Nie krył zdumienia. On i jego towarzysze byli już na tyle blisko by przyjaciele mogli zauważyć, że są wyżsi od przeciętnych ludzi, co najmniej o głowę. Wszyscy( z wyjątkiem Gourego oczywiście) zorientowali się, że władają oni magią.

- Nie mieliśmy tu podróżnych odkąd zgasło słońce, gadajcie, czego chcecie.

- Schronienia - powtórzyła Amelia, robiąc błagalną minę.- Od tygodnia podróżujemy przez pustkowia, nie odpoczywaliśmy od paru dni, jesteśmy głodni i zmęczeni. - Mężczyzna zawahał się, ale chyba nie miał ochoty wpuszczać wędrowców do miasta, ponieważ wciąż milczał. Był wyraźnie zaniepokojony.

W tym czasie z kamiennego budynku straży w obrębie wieży bramnej wyłonił się jakiś oficer. Pod pachą trzymał hełm z gwiazdą wykutą na przedzie, a drugą dłoń wspierał na głowicy potężnego miecza. Miał smagłą twarz poprzecinaną białymi bliznami a jego czarne długie włosy znaczyły pasma siwizny.

- Yarrik, co się dzieje?- zapytał podchodząc do nich. Wyglądał na równie zaskoczonego przybyciem podróżnych jak jego podwładni - Kim są ci ludzie?- zapytał. Młody mężczyzna stanął na baczność i nerwowym głosem odpowiedział.

- No nie wiem panie oficerze. Mówią, że szukają schronienia i są zwykłymi podróżnymi.

- Jasne. Ile raz mam ci mówić, że najpierw pyta się o imiona i pochodzenie, potem o zamiary. Nużże gadajcie! Kim jesteście?- Zwrócił się do nich z okrzykiem. Xellos powiódł wzrokiem po twarzach przyjaciół a potem westchnął. Prawdopodobieństwo, że któreś z nich jest znane w tych stronach było niemalże zerowe, więc postanowił (tak dla odmiany) powiedzieć prawdę. Poza tym on też już miał ogromną ochotę odpocząć.

- Nazywam się Xellos - przedstawił się, jako pierwszy. - Jestem kapłanem. A to są moi towarzysze: Lina, Amelia, Zelgadis, Filia, Shinigami. Wszyscy paramy się magią i chcielibyśmy, oprócz odpoczynku, odwiedzić wasz Uniwersytet. To jest cel naszej podróży. Ostatni z nas to Goury, jest szermierzem.- Oficer przeniósł swoje wilcze oczy na mężczyznę i nagle zamarł.

- Goury, Goury Gabriev?- powtórzył z niedowierzaniem. Wszystkie oczy skierowały się na szermierza, który stał oniemiały i mrugał nerwowo.

- Eee no tak- wydukał w końcu. - Znamy się?- Zapytał ostrożnie.

- Jesteś synem Galfryda Gabieva, tak?- Zapytał oficer a jego oczy pojaśniały z radości.

- No jestem.

- Na bogów! Nazywam się Bjarne Bornhold, znałem twojego ojca!

- N naprawdę ?- Wyjąkał Goury robiąc zdziwioną minę, tak jakby fakt, że ktoś znał jego ojca był dla niego rzeczą nie do pojęcia.

- Walczyliśmy razem w bitwie o Ortonę! - potwierdził uradowany oficer po ojcowsku chwytając szermierza za ramiona. - Drogi chłopcze, jaki ten świat mały. Chodźcie, chodźcie… zapraszam was do siebie. Musicie być przemarznięci i zmęczeni. - Powiedział prowadząc ich w stronę małych drzwiczek prowadzących do budynku straży.

Oniemiali tą nagłą zmianą nastawienia weszli do małego biura z jednym drewnianym stołem i małym kominkiem. Tam Bjarne zostawił hełm i zamienił ciężki kożuch na lżejszy płaszcz, poinformował jakiegoś chłopaka, że dziś wcześniej schodzi z warty, po czym poprowadził ich w stronę miasta.

- Goury chłopcze mów, co w waszych stronach. Co u ojca?- Zapytał prowadząc ich kamiennymi, szarymi ulicami Tutomnerti.

- Ojciec nie żyje - odpowiedział krótko szermierz i widząc zaskoczoną twarz oficera, szybko dodał.- Zginął wracając z wojny. Zasadzka trolli.

- Oh… - Bjarne spochmurniał - Ale taki jest ten zawód, dlatego kiedy poznałem Elinor i założyłem rodzinę, postanowiłem pracować w straży. Poszedłeś w ślady ojca?- zapytał szybko. Goury wzruszył ramionami.

- Można tak powiedzieć. Chociaż… tak. W pewien sposób można mnie nazwać żołnierzem - powiedział i przeniósł wzrok na szare budynki. Lina przyglądała się szermierzowi zastanawiając się nad tym, co przed chwilą powiedział. Oboje nigdy nie wspominali o swoich krewnych. Jednak, kiedy o tym pomyślała uświadomiła sobie zaraz, że chociaż by opowiedziała mu cokolwiek o swojej rodzinie, to czak czy siak, nieszczęśnik wszystko zapomni zanim ta skończy mówić. W końcu ziewnęła przeciągle a wraz z nią ziewnęła i Amelia, która uczepiła się ramienia smoczych. Bjarne to zauważył i szybko zaprosił towarzyszy do swojego domu. Nie siląc się na grzeczności przyjęli zaproszenie i w ślad za oficerem opuścili małą stróżówkę i wyszli na ulice miasta.

Tutomnerti było miastem zbudowanym z szarego, grubo ciosanego kamienia, ściśniętym, wąskim i jakby wtulonym w siebie, wiecznie osłaniającym się przed lodowatymi północnymi wiatrami. O dziwo, a może właśnie z tego powodu, miasto miało najlepszych krawców na świecie. Wszędzie dało zauważyć się stragany, sklepy i kupców zachwalających kolorowe płaszcze, buty i suknie. Mieszkańcy mieli ogromny wybór doskonałej odzieży i ochoczo z tego korzystali. Wszyscy ubrani byli w pięknie haftowane płaszcze, ciepłe, lecz naprawdę misternie wykonane buty i zabawne kapelusze o fikuśnie wygiętych rondach. Zaskakiwały osłaniające twarze kobiet woalki z pięknych, kolorowych materiałów, przejrzyste na tyle, żeby było jedynie widać kontury twarzy.

Zmierzali jednostajnie ku centrum miasta, wspinając się raz po raz po jakiś kamiennych schodkach. Miasto można by zapewne nazwać brzydkim, gdyby nie setki latarni ulicznych, które rozświetlały ulice tak bardzo, że ledwo można było zauważyć, iż panuje noc. Wyszli na kwadratowy plac, na którym roiło się od ludzi. Na jego końcu widniały bramy Uniwersytety, oni jednak skierowali się w prawo, weszli w jakąś mniejszą uliczkę i stanęli u progu niewielkiego domu z kamienia o drewnianych drzwiach i okiennicach, wciśniętego między dwa duże sklepy.

Bjarne zapukał do drzwi, które otworzyła im drobniutka osóbka z twarzą zasłoniętą jasną woalką.

- Cześć tato - przywitała ich wesołym głosem.

- Witaj kochanie…- powiedział Bjarne kładąc dziewczynce rękę na głowie. Zawiesił głos. Widać było, że nie za bardzo wie jak wytłumaczyć rodzinie obecność sześciu dziwnych podróżnych.

- Jest mama?- zapytał w końcu. Mała skinęła głową i wskazała na jakieś drzwi.

- Poczekajcie tu, muszę to jej jakoś wyjaśnić - zwrócił się do towarzyszy i pozostawił ich w towarzystwie małej dziewczynki.

- Nazywam się Alise.- Przedstawiła się uprzejmie po czym nagle wyciągnęła dłoń i wskazującym palcem pokazała na Xellosa.

- Jest pan niewidomy?- zapytała zaciekawiona. Zaskoczony demon pokręcił głową.

- Nie, tylko nie lubię otwierać oczu - odpowiedział uprzejmie.

- Dlaczego?

- No - zawiesił głos. Widać było, że był zaskoczony wścibskim pytaniem- no bo razi mnie światło.

- Przecież jest noc - oświadczyła dziewczynka i oparła ręce na biodrach. - Jest pan niewidomy i wstydzi się pan przyznać.

- Nie, nie jestem - zaprzeczył Xellos, ale nagle przerwała mu Filia.

- Sprytna z ciebie dziewczynka. On rzeczywiście nie widzi, ale nie przypominajmy mu o tym - zwróciła się do Alisy. - Bardzo tego nie lubi - dodała teatralnym szeptem. Gdy usatysfakcjonowany dzieciak zajął się męczeniem Liny, Filia szepnęła Xellosowi na ucho.

- Lepiej, żeby nie wiedzieli, że mają w domu demona, nie uważasz?

Xellos skinął w milczeniu głową i nagle drgnął. Z podwórza dobiegł ich odgłos czyichś kroków i nagle zza ich pleców wyłonił się młody mężczyzna. Był uderzająco podobny do Bjarne, więc towarzysze z góry założyli, że musiał to być jego syn.

- Ansgar!- krzyknęła uradowana Alise i z piskiem rzuciła się w jego stronę. Chłopak chwycił ją na ręce i powiódł groźnym wzrokiem po przybyszach, którzy stali u progu jego domu. Był bardzo wysoki, może nawet wyższy od Gourego, sylwetkę miał szczupłą, dumną i wyprostowaną. Mimo groźnego wyglądu łatwo było zauważyć, że chłopak jest młody, miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat, twarz miał wciąż łagodną, nienaznaczoną wiekiem.

- Alise, kim są ci państwo?- zapytał ignorując towarzyszy. Mała wzruszyła ramionami

- Przyszli z papą - wyjaśniła i zaczęła bawić się kołnierzem jego płaszcza. Chłopak zmarszczył brwi i już chciał coś powiedzieć, gdy z sąsiedniego pokoju wyszedł Bjarne w towarzystwie swojej żony. Uśmiechnęła się na widok gości i skinęła głową. Bjarne wyszedł do przodu.

- Widzę, że już poznaliście mojego syna, Ansgara. Ansgarze to są Goury, Xellos, Amelia, Zelgadis, Filia, Shinigami i Lina - przedstawił gości wskazując ich po kolei ręką. Młody gniewny skinął nieznacznie głową i powiedział:

- Niech bogowie pobłogosławią godzinę naszego spotkania - rzucił chłopak dość obojętnym tonem. Trudno było nie zauważyć, że chłopak manifestuje swoje niezadowolenie z ich wizyty, ale respekt do ojcowskich decyzji zabrania mu o tym mówić.

Żona Bjarne, Elinor przyjęła gości cieplej niż jej najstarsze dziecko. Przygotowała im wspólny pokój na poddaszu, gdzie trzymali słomę, drewno na opał i zapasy.

- Niestety nie mamy nic lepszego - powiedziała wskazując na górę słomy, która miała posłużyć przyjaciołom za łóżka. Nie narzekali, bo po tak męczącej podróży cztery ściany i coś miękkiego na podłodze wydawało im się luksusem godnym królów. Po tym jak cała grupka rozgościła się na strychu Bjarne zaprosił ich na kolację. To było naprawdę cudowne doświadczenie, być tak ciepło przyjętym przez absolutnie obcych ludzi. Rodzina Bjarne okazała się naprawdę wspaniała, tym gorzej czuli się nasi bohaterowie, którzy nie mogli odpowiadać na pytania gospodarzy zgodnie z prawdą. Tłumaczyli sobie, że robią to dla ich bezpieczeństwa, jednak prawda była taka, że gdyby naprawdę chcieli ich ochronić, nie przyjęliby tej gościny. Prawdziwym problemem okazał się być Ansgar, który zadawał bardzo mądre i celne pytania. W końcu tylko Lina i Xellos byli zdolni prowadzić z nim rozmowę, nie dawszy się wyprowadzić w pole, a że po jakimś czasie demon uznał, że ma dosyć pogaduszek, na polu walki pozostała jedynie wiedźma. Lina musiała przyznać, że rozmowa z tak oczytanym i jednocześnie na swój sposób uroczym chłopakiem bardzo ją wciągnęła. W dodatku fakt, że Ansgar ignorował wszystkich poza nią, dodatkowo łechtał jej próżność.

Pomimo szczerych chęci przyjaciele nie byli wstanie zbyt długo odpowiadać na pytania rodziny Bjarne. Byli tak zmęczeni, że raz po raz ziewali. Elinor szybko zauważyła ich zmęczenie i odprawiła swoich gości na strych. Tam wszyscy w pośpiechu wyciągnęli koce i padli w ciepłą, pachnącą słomę jak zabici. Jedynie Xellos i Shinigami przycupnęli w kąciku i dłuży czas wpatrywali się w siebie, wsłuchani w miarowe oddechy śpiących przyjaciół.

- Jakiś plan? - zapytał w końcu Xellos. Shinigami drgnęła i skierowała na niego spojrzenie swoich niesamowitych oczu.

- Ile mamy czasu?- zapytała

- Cóż, dzień, może dwa. To coś…tropi któreś z nas…

- Na pewno nie mnie - powiedziała bogini. Xellos posłał jej pytające spojrzenie.

- Gdybym to była ja przyszedł by do nas jak po sznurku. -

- A więc?

- Lina albo Filia. Tak myślę - powiedziała bogini. - Obie maja dosyć dużo mocy i obie łatwo wyczuć.

- Myślę, że chodzi o nią - szepnął demon wskazując podbródkiem na śpiącą Filię - jest w tę całą sytuację bardziej wplątana niż którekolwiek z nas. I myślę, że Mastemowi zależy przede wszystkim na złamaniu Zehira, którego najsłabszym punktem jest Filia.

- Cóż - żachnęła się Shinigami - najsłabszym i najmocniejszym. Ale masz rację, w tej chwili najważniejsi są Filia i Zehir… razem - oświadczyła bogini. Xellos nie odpowiedział i długo milczał, więc Shinigami postanowiła przejść do ważniejszej części rozmowy.

- Zatem pytałeś mnie o mój plan… - zaczęła.

- Myślisz, że ona go naprawdę kocha? -wypalił nagle kapłan, zwracając się w stronę bogini. Shinigami zrobiła zdumioną minę.

- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedziała szczerze - skąd to pytanie?

- Po prostu, byłem ciekaw - rzucił.

- No dobra, plan. Plan, tego nam bardzo potrzeba - powiedział kapłan i spojrzał wyczekująco na boginię.

- Cóż - westchnęła - nie wiem czy możemy zrobić coś ponad prymitywne przeszukanie miasta. Może znajdziemy jakieś mapy, wskazówki… cokolwiek - oświadczyła z lekka zrezygnowanym tonem.

- No dobra - mruknął Xellos podnosząc się z ziemi i otrzepując spodnie - To jak? Ty bierzesz wschodnią część miasta, tam gdzieś jest świątynia, może pomoże ci w kontakcie z górą. Ja zajmę się zachodnią, poszukam map a nad ranem wezmę ze sobą Linę na Uniwersytet. Nie znam się na magii ludzi, ale może ona coś znajdzie - zaproponował. Shinigami skinęła głową na znak zgody.

- Mamy jakieś dziesięć godzin… niewiele - powiedziała podchodząc do okna i nagle przeistoczyła się w białą sowę.

- Shinigami - szepnął za nią Xellos, gdy już miała odlecieć. - Uważaj na siebie. Są na tym świecie rzeczy znacznie gorsze ode mnie - powiedział. Sowa zahukała jakby na znak, że rozumie i rozpłynęła się w mdłej poświacie lamp.


Linę obudziło dziwne przeczucie, że jest obserwowana. Usiadła na sienniku i nagle, gdzieś w kącie, dostrzegła błysk fioletowych tęczówek.

- Xellos, wyłaź - syknęła a demon posłusznie opuścił swoją kryjówkę - O co ci chodzi, co ?- Zapytała na tle cicho by nie obudzić Amelii i Filii.

- Wstawaj, czas do szkoły- zachichotał demon i podał jej, jej ubranie.

- Że co?- parsknęła wiedźma przyjmując z rąk demona tobołek.

- Idziemy na Uniwersytet, musisz mi trochę pomóc. Poszperamy w zaklęciach… mapach - na dźwięk tych słów Lina ożywiła się i zaczęła naciągać spodnie.

- Odwróć się - poleciła, gdy chciała nałożyć koszulkę.

- Po co?- szczerze zdziwił się Xellos.

- Chcę się ubrać.

- Oh, a jasne! Spokojnie Lina, nawet gdybym chciał, nic tam nie zobaczę - oświadczył, ale posłusznie się odwrócił. O dziwo czarownica zignorowała wredny komentarz i nie potraktowała go Fireballem. Widocznie za bardzo chciała odwiedzić Uniwersytet. Pośpiesznie się ubrała i zadowolona oświadczyła:

- No! Idziemy -

- Już, już- mruknął Xellos, lecz zamiast do niej podejść zdjął swoją pelerynę i przykrył nią Filię. Lina widząc to zamrugała nerwowo.

- Przecież tu jest ciepło, nie zmarznie - wydukała trochę zszokowana.

- Nie o to chodzi- zniecierpliwił się demon.

- A o…

- To tajemnica - odparł demon podchodząc do wiedźmy i biorąc ją za rękę.

- Nawet nie wiesz jak bardzo nienawidzę tego powiedzenia - te słowa Lina wypowiedziała stojąc na dziedzińcu Uniwersytetu. Nad wielkimi drewnianymi drzwiami widniał napis: „Światło jest lewą ręką ciemności”.

- Rany, wciąż mam problemy z celnością - mruknął demon do siebie i ponownie ich przeniósł, tym razem do wielkiego, sklepionego kopułą gmachu. Uniósł swój kij i delikatnie rozświetlił pomieszczenie. Z ust Liny wyrwało się westchnienie zachwytu.

- Dobra, teraz gdzie jest biblioteka?- zapytał Xellos rozglądając się za jakimś planem budynku.

- Xellos, a skoro mowa o twojej celności. Możesz powiedzieć co się w ogóle stało? - zapytała Lina krążąc po holu i chłonąc niesamowitą atmosferę budynku.

- Nie rozumiem twojego pytania - odparł szczerze Xellos. - Pytasz co się stało z moją celnością, czy o co ?

- Tak w ogóle - żachnęła się wiedźma. - No wiesz co się w ogóle wtedy wydarzyło. Te dziesięć lat temu, pod domem Filii?

Xellos nic nie odpowiedział tylko westchnął ciężko i poczochrał grzywkę.

- Tak, tak wiem! To też jest tajemnica - na widok reakcji demona, zniecierpliwiła się wiedźma.

- Nie to nie tak - wszedł jej w słowo. -Nie o to chodzi, że nie chce ci powiedzieć. Nie wiem czy zrozumiesz.

- Postaram się - powiedziała Lina wzruszając ramionami. Xellos ponownie westchnął, ale zaczął mówić.

- Wiesz ile mam lat ? - zapytał. Wiedźma wzruszyła ramionami.

- Dużo ? - rzuciła niedbale

- Bardzo dużo - powiedział. - Jakieś parę godzin mniej niż ten świat - dodał bardziej do siebie niż do niej. Mimo to Lina usłyszała co mówił.

- No i co to ma wspólnego z tą sytuacją?

- Chciałbym umrzeć - wypalił nagle demon. Linę zatkało na dźwięk tych słów, więc wykrztusiła tylko krótkie

- Co?

- Źle się wyraziłem - poprawił się kapłan. - Chciałbym móc umrzeć. -

Lina dalej milczała wlepiając w niego swoje zdziwione spojrzenie.

- No mówiłem, że nie zrozumiesz - żachnął się Xellos.

- Ciężko zrozumieć coś takiego! - odparła wiedźma opierając ręce na biodrach. - Kompletnie ci odbiło czy jak?

- Wiesz, jak na tak inteligentną osobę masz bardzo ograniczone pojmowanie tej sytuacji - oświadczył Xellos masując skronie. - Wyobraź sobie, że trwasz w tym samym stanie od paru tysięcy lat. W końcu wszystko zaczyna wyglądać tak samo. Wszystko się powtarza: wojny, sojusze, jedne miasta obracają się w ruinę a na ich miejscu powstają kolejne. Świat się starzeje w twoich oczach a ty trwasz jakby wyjęta spod jego zasad, i w końcu zaczynasz odmierzać czas życiami istot, które poznałaś…

- No dzięki… - wpadła mu w słowo Lina.

- To komplement. Jak już umrzesz będę ten okres pamiętał jako czas, w którym żyła Lina Inverse.

- No dobra, kontynuuj.

- Rzecz w tym, że zaczynasz się nudzić Lino. A potem jest jeszcze gorzej…

- To znaczy jak?

- … nic cię nie obchodzi. Absolutnie nic - odparł Xellos wzruszając ramionami. - I w końcu jesteś tak znudzona, że chcesz umrzeć. Wy ludzie tego nie zrozumiecie. Trzymacie się życia, bo dano wam mało czasu. Takie istoty jak ja, cóż… wiem, że zabrzmi to głupio, ale chciałbym być wreszcie zwolniony z tego obowiązku jakim jest egzystencja.

- Miałeś rację - powiedziała po chwili milczenia Lina. - Ciężko mi to zrozumieć. Ale ok, nie mam setek lat jak ty, więc zgaduję, że nigdy nie doświadczę tych uczuć. - Powiedziawszy to wzruszyła ramionami i rozejrzała się po okolicy.

- To jak? - zapytała. ¬- Działamy? -

Xellos skinął głową i wskazał kierunek, w którym mieli iść. Po krótkim marszu stanęli w przestronnym holu, na którego końcu znajdowały się kręte schody. U ich szczytu widniały niskie, drewniane drzwi.

- Idę o zakład, że tam są jakieś książki - powiedziała Lina opierając ręce na biodrach. Xellos przytakująco skinął głową. Też tak uważał. Biblioteki mają w sobie coś takiego, że zawsze są w wieży, trzeba się do nich wspinać krętymi schodami i są zamknięte za starymi drewnianymi drzwiami.

Kapłan szturchnął lekko nadymająca się wiedźmę, gdy ją mijał i oświetlił liczne regały sięgające sufitu. Wszystkie wyłożone były księgami i zwojami. Linie zaświeciły się oczy na ten widok.

- Tego zbioru nie powstydziłoby się samo Sailune, tyle tu tego.

- Trzeba przeszukać, może znajdziemy coś przydatnego.

Oboje zaczęli przetrząsać regały. Sprawę ułatwiały im przypisy, które odkrywały tematykę grup ksiąg, jednak i tak mieli przed sobą całą noc pracy. Xellos chcąc zajrzeć trochę dalej, zostawił Linę przy dziale z magią ognia, która uparła się, że być może znajdzie tutaj coś ciekawszego niż to, co już potrafi. On sam zajął się szukaniem informacji na temat bogów i ich mocy. Miał nadzieję, że może dzięki temu wymyśli jakiś sposób na pokonanie Mastema, chociaż była to raczej nadzieja wątpliwa… a właściwe to wymówka by nie musieć ślęczeć wraz z Liną nad jej durnymi zaklęciami. I tak zaczęły się wykopaliska…

Po kilku godzinach poszukiwań skończyły się działy dotyczące interesujących ich tematów, pozostawiając dwójkę poszukiwaczy z niczym. Lina zatrzasnęła ostatnią księgę i westchnęła ciężko.

- Xellos… Xellos, no gdzież on się podział- powiedziała na głos do siebie. Podniosła się z podłogi i ruszyła wzdłuż wysokich regałów. Przemierzając kolejne alejki dotykała dłonią grzbietów starych książek. Uwielbiała to uczucie. Uwielbiała świadomość, że w jednym miejscu można zgromadzić aż tyle wiedzy i tajemnic. Nagle za swoimi plecami usłyszała ciche syknięcie i poczuła woń siarki. Wiedziała czego się spodziewać, ale mimo to drgnęła nerwowo i odwróciła się gwałtownie. Za jej plecami stał uśmiechnięty Xellos.

- Prosiłam cię żebyś tak nie robił - syknęła

- Serio ? - zapytał szczerze zdumiony demon. Lina na wpół żartobliwie, a na w pół z prawdziwą irytacją trąciła kapłana łokciem. Gdy to robiła dostrzegła, że pod pachą trzyma dosyć opasły tom.

- Co to? - zapytała momentalnie. Na twarzy Xellosa pojawił się uśmiech zadowolenia.

- To jest, droga Lino… - zaczął ale zamiast skończył chwycił ją za kołnierz i pociągnął z powrotem ją między półki. Już chciała coś krzyknąć, ale Xellos przezornie zasłonił jej usta dłonią.

- Cii… coś słyszałem - syknął.

- Straże? - zapytała na tyle wyraźnie, na ile pozwalały jej zatkane usta.

- Wątpię

Przycupnęli cicho wsłuchani w odgłos kroków. Ktoś maszerował szybkim, równym krokiem przez korytarz i sądząc po odgłosie był coraz bliżej, lecz oni wciąż nic nie widzieli. W którymś momencie odgłos kroków stał się bardzo wyraźny i nagle ucichł.

- Co jest ?- szepnęła Lina. Nagle za ich plecami rozległ się znajomy głos

- Wiecie, że doskonale was widać ? - zapytał Zelgadis. Xellos i Lina odwrócili głowy. Faktycznie, dla osoby idącej drugą alejką, ich plecy były doskonale widoczne.

- Myśleliśmy, że idziesz z drugiej strony - naburmuszyła się czarownica. Zelgadis wzruszył ramionami i uśmiechnął się delikatnie.

- Co tutaj robicie ? - zapytał.

- Zapewne to samo co ty - odparł Xellos podnosząc się z ziemi i otrzepując tom, który wcześniej trzymał pod pachą.

- Zapewne nie - mruknął Zelgadis - chyba, że szukaliście rozwiązania na moją… przypadłość.

Lina i Xellos wymienili się spojrzeniami na dźwięk tych słów. To… to już można było nazwać manią. Lina po wielokroć się zastanawiała czy Zelgadis nie szuka lekarstwa na swoja chorobę, już tak z przyzwyczajenia. Sądząc po minie kapłana pomyślał dokładnie to samo. Westchnął i podniósł księgę.

- No to niestety musimy cię rozczarować - powiedział Xellos. - Wciąż - powiedział podkreślając to słowo - nie znaleźliśmy dla ciebie lekarstwa, jeno księgę z mapami.

- Marne pocieszenie - burknęła chimera.

- Nie przesadzasz trochę ? - ofuknęła go wiedźma i zwróciła się do kapłana

- Dobra, pokazuj te mapy. Wybieramy najlepszą i spadamy stąd - oświadczyła. - Wiem, że dziwnie to brzmi w moich ustach, ale mam nadzieję, że ta przygoda skończy się jak najszybciej.

- Zgoda, ale jest jeden problem - powiedział demon.

- Co? Jaki znowu problem? - fuknęła wiedźma.

- Pewnie znowu coś kombinujesz… - wtrącił Zelgadis. Xellos zrobił urażoną minę.

- Czy ja kiedykolwiek was oszukałem ? - zapytał. Lina i Zelgadis zgodnie przytaknęli.

- Ty nas ciągle okłamujesz - dodał Zel widząc oburzoną minę Xellosa.

- Ja? - obruszył się kapłan - skąd… Ja nie kłamię, ja zarządzam… a to jest spora różnica.

- Tak? Niby jaka - zapytała chimera.

- Eee, no wiesz. Pewne rzeczy mówisz, pewne pozostawisz sobie. No różne takie…

- Kręcisz… - wtrącił Zel.

- A… czyli teraz właśnie nami zarządzasz, taki ? - zapytała Lina nie kryjąc irytacji.

- O! Widzisz Zelgadisie! Lina rozumie o co chodzi - rozradowany kapłan klasnął w dłonie.

- Dobra, do sedna - przerwał Zelgadis - Jaki jest problem z tą mapą? Nie ma rysunków?

- Cóż - westchnął Xellos - jest zaklęciem. - Lina i Zelgadis wytrzeszczyli oczy. Zgoda, mapa w formie zaklęcia to dziwny pomysł, ale bez przesady…

- Xellos w grupie mamy pięć osób parających się magią, w tym ciebie. Nie wiem co na to Zel, ale ja uważam, że szukasz dziury w całym - oświadczyła Lina. Chimera z uznaniem pokiwała głową.

- Dobra, jest to magia święta …

- Wciąż nie rozumiem, przecież mamy Filię - żachnęła się Lina.

- No a poza tym… - wtrącił Zelgadis - dzięki temu nie musimy szukać wulkanu! Zaklęcie nas samo zaprowadzi!

- Eee nie… i nie… - Oświadczył demon.

- Co nie ? - zapytała pozostała dwójka.

- Jest zasadnicza różnica między tym zaklęciem, a mapami Deformantów - wyjaśnił kapłan - A mianowicie: to zaklęcie tylko nas kieruje do celu a Deformanci są w stanie nas tam przenieść. Jednym słowem, wyjątkowość map Deformantów polega na tym, że można po nich podróżować, dosłownie - wyjaśnił.

- A drugie „nie” ? - Zapytała Lina

Xellos zrobił kwaśną minę i złapał się w charakterystycznym geście za tył głowy.

- No i właśnie … - zaczął - pamiętacie jak wam mówiłem, że wami zarządzam.

- Że nas okłamujesz, tak pamiętamy - oświadczyła Lina. - Czego tym razem nam nie powiedziałeś.

- No cóż… to coś co nas ściga, tropi Filię - wypalił kapłan. Lina i Zelgadis milczeli. Najpierw musieli przetrawić informację, że coś ich ściga, a potem, że tropi Filię.

- Coś nas ściga - powtórzyła Lina

- I tropi Filię - uzupełnił Xellos - zgadza się.

- I naprawdę uznałeś, że nie trzeba nam o tym mówić? - zapytał Zelgadis masując skronie.

- Dobra, nieważne. Powiedz po prostu co to i jak mamy to zabić - powiedział. Kapłan wzruszył ramionami.

- Nie jestem pewien co to, ale jeżeli stworzył to Mastem, to powinniśmy przed tym wiać i raczej nie szukać konfrontacji - odparł.

- Ok, a dlaczego tropi Filie? - zapytała Lina.

- Na to powinnaś wpaść sama droga Lino…

- Zehir jest filarem - powiedział Zelgadis. - Jeżeli Mastem dorwie Filie to łatwiej będzie mu złamać Zehira a tym samym przełamać zabezpieczenia Klucza Niebieskiego.

- Brawo! Piątka! - wykrzyknął Xellos, lecz nagle spoważniał.

- Mamy więc do wyboru, poproszenie Filii o pomoc i tym samym narażenie jej na niebezpieczeństwo…

- Albo… - wcięła mu się w słowo Lina.

- Albo w zasadzie nic - przyznał kapłan.

- Jednym słowem nie mamy wyboru - zmarkotniał Zelgadis. - Musimy pogadać z Filią.

- Nie możemy tego zrobić - zaprotestował Xellos. Pozostała dwójka zwróciła na niego zdumione spojrzenia.

- Dlaczego ? - zapytała zdumiona Lina. Xellos nie odpowiedział, zamiast tego zaczął bardzo się interesować swoją peleryną.

- Lina zadała ci pytanie - mruknął Zelgadis. Demon uśmiechnął się, uniósł palec do góry i …

- Przykro mi to tajemni… - chciał odpowiedzieć lecz Lina chwyciła z całej siły za szyję i wcisnęła pięść w czubek głowy.

- Gadaj ty swołoczy diabelska, albo ja sama powiem to Filii! - zagroziła. Xellos wywrócił oczami. Oczywiście, mógł się teleportować, ale to za wiele by nie zmieniło. Lina faktycznie pierwsze co by zrobiła, to poleciała do Filii. Więc mógł ją albo zabić, albo powiedzieć jej co chciała wiedzieć.

- Więc… - zachęcił go Zelgadis.

- Odpowiedź jest prostsza niż się wam wydaje - powiedział kapłan. - Obawiam się, że Filia może narazić się przez to na niebezpieczeństwo.

Lina wydała z siebie zniecierpliwione westchnienie i wywróciła oczami.

- Przecież wiemy, że do tego nie dopuścisz… zawsze tak było - powiedziała krzyżując ręce na piersi.

- Owszem, ale zawsze miałem też moc Zellas… teraz jedyne czego mogę używać to mocy pciem i zasad magii z początku świata…

- Czyli? - dopytał się Zelgadis

- Czyli korzysta z zasad magii, które towarzyszyły tworzeniu tego świata - wtrąciła Lina zanim Xellos zdążył cokolwiek powiedzieć. - No wiesz, to są bardzo dziwne zasady, coś w stylu „tylko ten, kto sam zginął może zadawać śmierć” albo „na samym początku powstają najpotężniejsze istoty” lub znane i lubiane „dusza jest nieśmiertelna” . W związku z tym Xellos może używać pierwotnej magii na swoje potrzeby i zaatakować smoka- przerwała widząc minę demona. - Wybacz - rzuciła i kontynuowała dalej - ale nigdy nie wiadomo jak to się wydarzy i jakie będą konsekwencje. Może zamienić go w pluszowego królicza, ale może też roznieść pół planety.

- Czyta definicja chaosu, co? - mruknął Zelgadis. - Na kogo to mogło trafić, jak nie na niego.

- Jest jeszcze jedna rzecz - rzucił Xellos. - Owszem dusza jest nieśmiertelna i dzięki temu czasami można wskrzeszać umarłych. Czasami… czyli wtedy gdy ciało jest mało uszkodzone i gdy od śmierci minęło niewiele czasu. Jednak osoba, która była już raz w zaświatach ponownie zginie…cóż, wtedy łańcuch między duszą a ciałem pęka bezpowrotnie.

- Co ? - zdziwiła się Lina

- No… po prostu nikt nigdy nie zmartwychwstał dwa razy. Takie prawo - powiedział Xellos wzruszając ramionami.

- Cóż, trzeba przyznać, że jednorazowe zmartwychwstanie to już nie lada wyczyn - oświadczył Zelgadis głaszcząc się po podbródku.

- Więc po prostu boisz się o nią - dodał. Xellos chwilę milczał mierząc chimerę nienawistnym spojrzeniem a potem powiedział:

- Można tak to nazwać.

- Dobra pomyślę jak to załatwić, tak żeby Filii się nic nie stało - powiedziała Lina rozkładając ręce. - Chodźmy, zaraz będzie świtać.

- Ok, nie ma sprawy - powiedziała Filia wciskając do buzi pszenną bułkę i zapijając ją mlekiem.

Siedzieli przy stole. Wszyscy. Amelia, Goury i Shinigami wyglądali na zaszokowanych, ponieważ Lina właśnie wypaliła, że znaleźli zaklęcie, które jest mapą, które może rzucić tylko Filia, które może sprawić, że zacznie ścigać ją jakiś potwór… i czy się zgadza. Zelgadis też wyglądał na zaszokowanego, lecz w przeciwieństwie do innych, jego raczej wprawiło w osłupienie to jak bardzo Lina olała prośbę Xellosa. Xellos siedział wściekły i milczał. Gospodarze nie bardzo rozumieli co się dzieje, więc udawali, że są zajęci dalszym szykowaniem posiłku. Tylko Filia wydawał się zrelaksowana.

- Serio, nie ma sprawy - dodała wzruszając ramionami.

- Nie zrobisz tego - wysyczał Xellos przez zaciśnięte zęby.

- Dlaczego nie ? A mamy jakieś wyjście? - zapytała unosząc brwi. Lina klasnęła w dłonie.

- To samo mówiłam! - ale umilkła widząc minę Xellosa.

- Czy do ciebie nie dociera… ty głupia dziewucho… co się może stać? - zapytał.

- Oj Xellos - żachnęła się Filia. - Masz obsesyjną potrzebę kontrolowania mnie…

- Bo… możesz… zginać - warknął. - Ile razy mam ci to tłumaczyć?

- Damy radę… - Filia poklepała go po ramieniu. - No, dajcie mi to zaklęcie. Potrzebuję trochę czasu na naukę. -

Xellos wręczył smoczycy zwój, po czym wstał i opuścił kuchnię. Niewiele myśląc ruszył przed siebie i nim się zorientował jego nogi zaniosły go nad brzeg rzeki przepływającej przez miasto. Rozsiadł się na zwiędniętej trawie i popatrzył w czarne niebo. Niekończąca się noc sprawiła, że większość roślin zmarniała i oklapła, więc miał wrażenie, że siedzi na jakimś mchu. Westchnął. Głupi, głupi smoczy dzieciak. Myśli, że jest jakąś bohaterką, że może wszystko… a tak naprawdę nic nie rozumie. W zasadzie nigdy nie potrafiła zrozumieć, że są istoty i rzeczy tak potężne, że nie jest w stanie ich objąć swoim smoczym móżdżkiem. Jakby wszystko można było załatwić grożąc innym maczugą.

- To nie tak - powiedziała biała mysz, która usiadła u jego boku.

- Hę ? - mruknął tępo i spojrzał na białego gryzonia.

- To nie tak, że ona chce być bohaterką - powtórzyła Shinigami. - Czy, że nie rozumie ryzyka. Ona wie co jej grozi, ale chce ratować Zehira.

- Bo ? - zapytał.

- Bo go kocha - odparła mysz rozkładając łapki.

- Dlaczego ? - wrzecie zadał to pytanie, które kołatało mu się po głowie od ponad miesiąca.

- Nie wiem. Nie znam się na tym. To tak działa Xellos. Kochasz kogoś i tyle, nie ma w tym uzasadnień i powodów. Coś sprawia, że tak jest, i tyle - odparła.

- Ta - mruknął i położył się na plecach. - I tyle …

Nie wiedział dużo o miłości. Ale wydawało mu się, że w jakiś sposób potrafi zrozumieć Filię. On sam, chociaż ciężko było mu się do tego przed sobą przyznać, w niektórych przypadkach bywał równie nieracjonalny co ona. Na przykład, jeżeli miałby wybrać któreś z ich dwójki, kogo ma spotkać jakieś nieszczęście… wybrał by siebie. I nie wiedział dlaczego tak było, ale to było oczywiste. Albo… wiedział, że jeżeli ma coś się stać Filii, to będzie jej bronił dopóki nie zginie. Wiedział też… że ostatnia rzecz jaką by chciał zobaczyć, to jej śmierć. Nie uważał żeby to była miłość czy coś, ale to… to po prostu tak było. To myśl przypomniała mu, że już od dawna planował porozmawiać z Shinigami o pewnej sprawie.

- Będę miał do ciebie pewną prośbę, Shinigami - powiedział, przewracając się na bok i wznosząc na jednym ramieniu.

- No dawaj - mruknęła bogini wywracając oczkami, na tyle na ile mogła to zrobić, będąc pod postacią myszy.

- Otóż, po tym wszystkim, jak dotrzemy już do Mastema… chciałbym, żebyś mnie zabiła - wypalił. Bogini musiała być w szoku, bo uniosła uszka i nastroszyła wąsiki.

- Co ? - zapytała zdumiona.

- Jestem stary… - powiedział bardziej do siebie niż do niej - o wiele starszy niż powinien ktokolwiek być. Jestem jakąś dziwną pozostałością po czasach gdy bogowie i demony wciąż coś jeszcze znaczyli… i jestem zmęczony. Chcę odpocząć-

- No dobra… wiem, że się na mnie wkurzysz za to pytanie, ale co z Filią? - zapytała Shinigami. Xellos wzruszył ramionami.

- Co z Filią… - powtórzył zgryźliwie - uratujemy jej księcia z bajki i będzie żyła długo i szczęśliwie.

- I nie masz zamiaru jej w tym przeszkodzić? - zdziwiła się bogini.

- Nie, jeżeli ona sama tego nie będzie chciała - odparł i nagle zdał sobie sprawę z tego, że mówi prawdę. Że chętnie by odciągnął Filię od Zehira, ale nie zrobi tego wbrew jej woli.

- Poza tym… to nie tak, że fakt, iż ona jest smokiem a ja demonem jest bez znaczenia. Nauczyliśmy się to ignorować i tak, byliśmy połączeni Carpere Tractum, ale musisz pamiętać, że Filia cudem uniknęła ekskomuniki i publicznego linczu z tego powodu. Myślę, że gdybym wtedy, tych dziesięć lat temu, nie zniknął, mogłoby się to dla niej skończyć bardzo źle.

- Serio? - wypaliła zaskoczona Shinigami.

- Co serio? -

- TO był powód? - zapytała. - Mówiłeś, że chcesz zobaczyć inne światy.

- Kłamałem… - wzruszył ramionami.

- Dobra… odeszliśmy od tematu. Więc chcesz żebym cię zabiła, bo jesteś zmęczony i jesteś pewien, że nikomu to nie będzie przeszkadzało ? - podsumowała boginka.

- Wiesz, koniec końców jestem demonem. Nie obchodzi mnie zdanie innych.

- Cóż, skoro tak stawiasz sprawę - westchnęła. - Nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić.

- Jest jeszcze jedna rzecz - powiedział Xellos. - Chcę, żeby to się odbyło podczas walki z Mastemem, w momencie gdy ci dam znać.

- Ok… a mogę wiedzieć dlaczego ? -

- Przykro mi, to tajemnica. -

Filia nauczyła się zaklęcia w ciągu dwóch dni. Nie było tak spektakularne jak się spodziewali, bo wyglądało po prostu jak świetlisty kompas, który unosił się nad dłonią czarującego… niemniej jednak było, bardzo przydatne - wystarczyło wskazać miejsce, do którego chciało się trafić i igła zaczynała wirować, by w końcu zatrzymać się i wskazać odpowiedni kierunek. Przetestowali to na paru miejscach w mieście i teraz mogli ruszać w drogę. Byli dobrze wyposażeni w prowiant i nowe ciepłe ubrania, które Filia i Amelia zakupiły na targu w Tutomnerti. Trzeciej nocy od ich przybycia do miasta przygotowali się do drogi, podziękowali gospodarzom i ruszyli w kierunku północnej bramy. Była mała i ciemna… strzegło jej tylko dwóch ludzi, którzy nie zwrócili na grupę najmniejszej uwagi. Cała siódemka opuściła bezpieczne, grube mury miasta i stanęła na lodowatym pustkowiu, pokrytym wyschniętą trawą. Przed nimi rozciągał się szeroki dziedziniec a dalej na horyzoncie majaczył czarny las. Wędrowcy zadrżeli, kiedy lodowaty, północy wiatr porwał ich płaszcze.

- No… i co teraz?- zapytała Amelia szczękając zębami. Filia uniosła dłoń nad którą unosiła się świecąca igiełka.

- Wygląda na to, że przed siebie - szepnęła.

Dotarcie do lasu zajęło im nie całe sześć godzin i chociaż to miejsce wydawało się być wyjątkowo nieprzyjazne, z ulgą powitali jego widok. Drzewa, nie ważne jak ponure i brzydkie, zawsze dawały ochronę przed lodowatym wiatrem i skrywały wędrowców przed ciekawskim spojrzeniami. Szli korowodem wąską i krętą ścieżką wijącą się pomiędzy grubymi pniami drzew. Kora ich była twarda a bruzdy, jakie powstały pod wpływem czasu wyglądały niczym zmarszczki na zniszczonej, pergaminowej skórze starego człowieka. Szczerze mówiąc, wiele z drzew sprawiało wrażenie obdarzonych twarzami. Starymi, ludzkimi, brzydkimi twarzami. A ciche zgrzytanie gałęzi i jęczenie pni niekiedy przypominało skargi i narzekania… chociaż, może to po prostu zmęczenie mamiło zmysły wędrowców. Amelia idąca miedzy Filią a Zelgadisem oświetlała sobie drogę niewielkim zaklęciem świetlnym, uważając by nie potknąć się o któryś z wystających korzeni. Co chwilę unosiła dłoń wyżej by przyjrzeć się wykrzywionym, dziwnie ludzkim sękom drzew. Właśnie otwierała usta by poinformować o tym towarzyszy, gdy poczuła jakieś szarpnięcie, które sprawiło, że jej stopa ześlizgnęła się po omszałym kamieniu. Kostka w bolesny sposób wyginęła się i ustąpiła pod ciężarem ciała. Amelia runęła jak długa na ziemię.

- Co się stało ? - zapytała Lina, która wraz z Filią szła na przedzie. Wszyscy przystanęli i podeszli do Amelii.

- Poślizgnęłam się - jęknęła czując tępy ból pulsujący w jej kostce. - Zupełnie nie wiem jak to się stało.

- Może drzewa… wiedzą coś na ten temat - mruknął Zelgadis klękając przy żonie.

- Też na to zwróciliście uwagę ? - zapytała Amelia, posyłając mu zaskoczone spojrzenie.

- Tak - odparł zamiast niego Xellos, podchodząc do dziewczyny szybkim krokiem i klękając obok niej.

- Możesz iść? - zapytał.

- Nie wiem… - odparła Amelia wciąż czując w nodze tępy, pulsujący ból. Xellos sięgnął w stronę jej nogi i odsznurował trzewik dziewczyny. Oczom zebranych okazał się niepokojący widok, w miejscu gdzie noga powinna się zwężać ku kostce, pojawiła się gigantyczna opuchlizna.

- Lekarzem nie jestem - powiedział kapłan. - Ale moim zdaniem jest przynajmniej zwichnięta. Możemy to jakoś wyleczyć ? - zapytał kierując spojrzenie na Filię i Zelgadisa.

- Możemy… - powiedziała chimera - ale to potrwa.

- Ile ? -

- Dwanaście godzin? Może trochę krócej…

- Nie możemy tyle czekać -

- Nie mamy innego wyjścia - szepnęła Filia. - Amelia nie da rady iść ze skręconą kostką.

- Możemy zatrzymać się na pięć godzin - oświadczył sucho kapłan - najlepiej na tamtej polanie - dodał wskazując na małą polankę, prześwitującą przez drzewa.

- Chyba teraz kpisz… - syknęła Chimera podnosząc się z ziemi i stając przed kapłanem. Trudno mu było ukryć wzburzenie. Xellos, jak zwykle gdy Zelgadis mu groził, zignorował go i uśmiechnął się beztrosko.

- Nie… nie kpię. Jeżeli tu zostaniemy, może zdarzyć się coś znacznie gorszego - odparł spokojnie Xellos.

- Nie możemy jej zmuszać żeby szła w takim stanie… - warknął Zelgadis.

- Rany, rany… - westchnął rozbawiony demon - mało jesteś pomysłowy jak na stratega, za którego chcesz uchodzić. - Powiedziawszy te słowa, dźwignął Amelię z ziemi i ruszył w kierunku wskazanej wcześniej polany, pozostawiając za sobą rozjuszonego Zelgadisa.

- Od pięciu lat nie widziałam go tak wzburzonego - powiedziała Amelia, że tylko Xellos mógł ją usłyszeć. Wydawała się być na pół rozbawiona a na pół zdziwiona zachowaniem męża.

- Wiesz… - odparł kapłan - biorąc pod uwagę fakt, że tylko ja mogę cię ponieść przez całą drogę bez zmiany tempa marszu, to myślę, iż zaobserwujesz u niego cały wachlarz emocji.

- Jeżeli tak będzie, to będę sobie skręcała nogę co tydzień - oświadczyła dziewczyna i zamilkła. Xellos nie dał tego po sobie poznać, ale z lekka go to zaskoczyło. Nie za bardzo go obchodzili Amelia i Zelgadis, ale czasami lubił obserwować zachodzące między nimi reakcje. W odpowiedzi na pytające spojrzenie królowej wzruszył ramionami i położył ją na stercie suchych liści. Członkowie grupy zajęli się rozbijaniem prowizorycznego obozu i opatrywaniem rannej. Shinigami jako jedyna nie krzątała się po obozowisku, tylko klęknęła na uboczu i zamknąwszy oczy, pogrążyła się w myślach. Xellos także chciał uniknąć czynności związanych z szykowaniem posiłku czy rozpalaniem ognia, wiec oparł się o stojące w pobliżu drzewo i westchnął. Wiedział nad czym medytuje bogini… też czuł zbliżające się zagrożenie. W tej chwili był już prawie pewien, że niezależnie od tego czy Amelia skręciłaby kostkę, czy nie, to to coś i tak by ich dogoniło. Przeniósł spojrzenie na Filię pochyloną nad skręconą nogą przyjaciółki. Jej jasne włosy opadały w nieładzie na jej twarz, bladą i zmęczoną, ale na swój sposób fascynującą. Uśmiechną się do siebie z politowaniem - jeszcze kiedyś na takie uczucia reagował złością, bywało nawet, że i pogardą dla samego siebie. A teraz? Teraz nawet lubił poobserwować Filię i pozwalał sobie na takie dziwactwo. Jedni lubią oglądać szlachetne kamienie, inni książki, jeszcze inni ptaki a on lubił Filię… cóż, trudno się mówi.

Xellosa z zadumy wyrwał zapach gotującej się kaszy. Zmarszczył nos widząc, jak grupa nakłada do misek szarą papkę.

- Ja podziękuję - mruknęła Shinigami na widok rozgotowanej papki, którą Goury podsuną jej pod nos.

- Nie będziesz głodna?- zdziwił się szermierz

- Nie muszę jeść. Oczywiście lubię wasze ludzkie jedzenie, ale nie jest mi do niczego potrzebne - odpowiedziała uprzejmie - poza tym, nie będę was objadać.

- A ty? Xellos?- zapytała Filia zadzierając głowę do góry. Kapłan otrząsnął się i popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem.

- Co ja?- Zapytał głupio.

- Nie jesteś…

- …głodny? - dokończył za nią - Na litość bogów, Filio. Ile lat się znamy, że mnie pytasz o takie rzeczy? - mruknął spoglądając na nią z góry.

- Spoko… wystarczyło powiedzieć, że nie chcesz - obruszyła się dziewczyna.

- Błagam nie kłócicie się - jęknęła Amelia i opadła na pakunki i ich podróżne tobołki, które ułożono za jej plecami.

- Lepiej wytłumaczcie nam jak wygląda sprawa z naszymi poszukiwaniami - powiedziała Filia. Weszło jej w zwyczaj regularne dopytywanie jak szybko coś mogą zrobić, lub na jakim etapie poszukiwań są, co zresztą bardzo drażniło Xellosa.

- Już raz mówiłem - odparł kapłan - przedzieramy się do Abapra- Abero a stamtąd próbujemy namierzyć Mastema.

- Mamy jakieś szanse, że będą wiedzieli jak się dostać za horyzont? - zapytała Lina.

- Cóż… - westchnął Zelgadis - biorąc pod uwagę fakt, że za horyzont nie da się dojść, bo nasza planeta jest okrągła, to te szanse są niewielkie. Chyba, że ty coś wiesz? - zapytał kierując spojrzenie na Shinigami. Bogini wzruszyła ramionami.

- Jeżeli pytasz czy udało mi się nawiązać jakiś kontakt z górą, to moja odpowiedź brzmi: nie. Mastem kompletnie nas odciął - oświadczyła. - Ale są też plusy tej sytuacji, skoro odciął nas od reszty świata, to znaczy, że odciął też siebie od nas.

- To tłumaczy dlaczego nie ściga nas osobiście - westchnął Zelgadis i ciaśniej owinął się płaszczem. Filia ziewnęła przeciągle i przysunęła się w stronę obozowiska. Zrobiło jej się miło i ciepło, i nawet świadomość prześladującego ich niebezpieczeństwa nie mogła pokonać nadciągającego zmęczenia.

- Prześpijmy się trochę - powiedziała błagalnym tonem i popatrzyła w stronę Xellosa. Doskonale wiedziała, że mieli odpocząć tylko pięć godzin, ale była tak strasznie zmęczona. Wszyscy byli.

- Dobra, ja wezmę wartę.- Westchnął Xellos widząc, że i tak nie poderwie grupy do marszu i musi dać im odpocząć. Owinął się swoim płaszczem i przycupnął przy ogniu. Pozostali poukładali się wokół ognia, zawinięci we własne peleryny, z torbami podróżnymi wciśniętymi pod głowę. Xellos nawet nie zauważył, kiedy upłynęła połowa czasu przeznaczonego na odpoczynek, nie budził jednak innych na zmianę warty, ponieważ nie czuł zmęczenia a w ciszy łatwiej mu było poukładać myśli. Po jakimś czasie zauważył, że ognisko dogasa, więc wybrał się na krótki spacer w poszukiwaniu drewna. Oczywiście nie oddalał się zbytnio, był na tyle blisko by słyszeć oddechy śpiących, dlatego bardzo się zdziwił, gdy wróciwszy ujrzał siedzącą przy ogniu Filię.

- Nie mogłam spać - powiedziała na jego widok. Wzruszył ramionami przysiadł obok smoczycy.

- Zły sen?- zapytał, powoli dorzucając drwa do ognia. Dziewczyna kiwnęła głową i podciągnęła kolana pod brodę.

- Śnił mi się Zehir - zaczęła - prosił mnie o pomoc, ale ja nie mogłam mu jej udzielić.

- To tylko sen - odparł obojętnym tonem.

- Ja… - Filia ciągnęła nie zważając na jego słowa - ja nie chciałam mu jej udzielić. Odwróciłam się i odeszłam w ciemność. - Wypowiedziała to na tylko przejętym tonem, że Xellos wiedział już, iż będzie musiał jej w jakiś sposób odpowiedzieć.

- Noc wypacza obrazy i oszukuje zmysły - odparł, trochę na odczepnego i trochę dlatego, że nie wiedział co innego mógł jej powiedzieć.

- Myślisz, że dlatego Mastem zesłał ciemności?- Filia nie dawała za wygraną.

- Cóż, ciemności spowodowane są brakiem filara, ale tak, na pewno są Mastemowi na rękę - wytłumaczył i uśmiechnął się do dziewczyny. Filia odwzajemniła uśmiech, ale był to uśmiech wymuszony. Gdy tylko myślała, że jej się nie przygląda spochmurniała i wbiła wzrok w płomienie.

- Ten sen aż tak cię zmartwił?- bardziej stwierdził niż zapytał. Dziewczyna uniosła oczy i wlepiła w niego zdumiony wzrok, tak jakby pytała skąd on to wiedział.

- Tak… nie - wypaliła -Chodzi o to, że… że czasami, nie myśl o mnie źle, ale czasami sobie myślę czy to, co robimy ma sens.- Oświadczyła i szybko odwróciła wzrok jakby się bała, że Xellos ją zgani za to, co powiedziała. Wbrew jej oczekiwaniom demon nie zezłościł się a zdziwił.

- Doprawdy? Zwątpienie jest dosyć nietypową przypadłością, jeżeli chodzi o smoki … co się stało?

- Nic, ja po prostu - zamyśliła się. - Ja zwyczajnie nie rozumiem, dlaczego ciężar istnienia świata ma spoczywać na zaledwie paru osobach. Ten cały filar, to wszystko jest bez sensu. To przez to Zehir jest teraz chory, to przez to musimy walczyć. Stary porządek był lepszy.

- Zawsze trzeba walczyć, Filia. Już zapomniałaś, ale dawniej też były wojny. Nie ważne czy to nowy początek, czy stary, zawsze znajdzie się ktoś lub coś z czym będziesz walczyć - odpowiedział i wrzucił kolejny kawałek drewna do ognia.

- A jeżeli ja nie chcę walczyć?- zapytała dziewczyna. Demon zamyślił się na chwilę i posłał jej zmęczone spojrzenie.

- Myślę, że wtedy po prostu zginiesz.

- Gdybyśmy nie stawiali oporu naszym wrogom, z pewnością nie byłoby wojny - zaooponowała i także zaczęła bezmyślnie wrzucać do ognia wszystko, co miała pod ręką.

- Wtedy będzie jedynie bezmyślna rzeź - odparł spokojnie.

- Naprawdę? A więc są tylko dwa wyjścia: toczyć walkę, albo pozwolić się zgnieść?

- Na to wygląda - wzruszył ramionami. Filia zadrżała i ciaśniej opatuliła się płaszczem. Lodowaty wiatr naprawdę dawał się jej we znaki. Demon przez chwilę przyglądał się dygocącej dziewczynie i nagle przyszła mu do głowy szalona myśl… w końcu i tak niedługo wybiera się na tamten świat, więc mógł zrobić co chciał.

- Chodź tutaj - oświadczył wskazując miejsce u swojego boku.

- Słucham?- zapytała zdumiona.

- Poprosiłem, żebyś tutaj podeszła - powtórzył uprzejmie. Filia, chociaż zaskoczona, wykonała jego polecenie. Kiedy przysiadła, zgodnie z prośbą Xellosa, obok niego, kapłan bez słowa zarzucił na nią swój płaszcz tak, że teraz okrywał ich oboje i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna zamarła z zaskoczenia pomieszanego ze wstydem. Czuł, że każdy mięsień jej ciała był spięty.

- Xellos, jesteś stuknięty - wydukała w końcu, dziękując bogom za to, że jest noc, i że Xellos nie widzi jej rumieńca.

- A ty to uwielbiasz… - odparł uśmiechając się lekko. Wbrew wszystkiemu co nakazywała mu natura, ta sytuacja była dla niego przyjemna. Tak po prostu, jak szklanka wody wypita w upalny i suchy dzień.

- No, ale… - dla Filii zaakceptowanie takiego stanu rzeczy było znacznie trudniejsze.

- Trzęsiesz się z zimna i zadajesz mi pytanie, dlaczego chcę cię ogrzać?- przerwał jej przebiegle.

- No, ale to…

- Oh daj spokój Filia. Sama zawsze powtarzasz żeby nie dorabiać zwariowanych teorii do niepotrzebnych rzeczy, po prostu nie chciałem żebyś marzła, to wszystko - oświadczył to tak pewnym siebie tonem, że nawet on sam uwierzył w to co powiedział. Filia powoli oswajała się z bliskością jego ciała, najpierw przesunęła się trochę bliżej kapłana a potem zrelaksowała się i oparła o jego ramię. Powoli uniósł rękę i objął nią szczupłe ramiona dziewczyny. Filia westchnęła i przymknęła oczy.

- Jak zwykle wszystko jest nie tak jak trzeba - wymamrotała i pociągnęła nosem.

- To znaczy?- zapytał zaskoczony i spojrzał w dół. Filia półleżała z zamkniętymi oczami i głową opartą o jego klatkę piersiową.

- Odkąd odszedłeś wszystko się tak strasznie pozmieniało - powiedziała sennym tonem.- Nikt nie wiedział, co począć ze swoimi wspomnieniami, wolnym czasem, bezpieczeństwem. Wiesz Xellos, tych ostatnich dziesięć lat było strasznie dziwne, strasznie nieprawdziwe. Jak ze snu…

- Zatem przepraszam… - mruknął wpatrując się przed siebie.

- Dlaczego? - teraz Filia poruszyła się gwałtownie i spojrzała na niego zdumionym wzrokiem - Nie miałam na myśli nic złego… dlaczego przepraszasz?

- Twój świat byłby łatwiejszy, gdybym nie wrócił...- odparł beznamiętnym tonem. Filia patrzyła na niego poważnym spojrzeniem.

- To prawda - przytaknęła, tak jak się spodziewał.

- Ale bez ciebie to nie byłby mój świat - dodała i ponownie się na nim ułożyła.

Nie odpowiedział. Zaczął się bezmyślnie bawić włosami Filii próbując ogarnąć cały ten absurd. Im dłużej myślał o całej tej sytuacji, o tej skazanej na niepowodzenie podróży, o swojej zazdrości o Filię, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że decyzja, którą podjął była słuszna. Przez wiele lat próbował zrozumieć co łączyło jego i Filię i nigdy tego nie pojął. Wiedział tylko, że z jakiegoś nieznanego ani jemu, ani jej, powodu coś ich do siebie przyciągało. To był fakt, wszyscy to wiedzieli. Nie tylko on i Filia, ale i Lina, Goury, Zelgadis, Amelia, Zellas… i pewnie wszystkie smoki też. Nikt nie poruszał tego tematu, ponieważ wszyscy zachowywali się jakby on i Filia dopuścili się czegoś bardzo nietaktownego. Czegoś o czym wręcz nie wypadało mówić. I o czym tu dyskutować… zapewne ich zachowanie było faktycznie nienormalne. Podejrzewał, że Filia już dawno zdała z tego sprawę, stąd tak agresywnie broniła Zehira… ale to były tylko jego domysły. Zanim się obejrzał jego myśli znów podążyły w stronę Zehira i Fili, i znów poczuł jakieś nie do końca zrozumiałe dla niego poczucie niepokoju i złości. Potrząsną głową by odgonić się od tych myśli, stwierdzając po raz kolejny, że podjął bardzo dobrą decyzję o opuszczeniu tego świata. Spojrzał, na przytuloną do niego dziewczynę.

- Chyba już ci ciepło, nie? Chcesz się położyć?- zwrócił się do niej, ale dziewczyna nawet nie zareagowała.

- Filia?- zapytał i ostrożnie odgarnął grzywkę opadającą jej na twarz. Spała. Twarz miała spokojną a drobne ramiona powoli unosiły się i opadały w rytm wolnego oddechu. Uśmiechnął się mimowolnie, przyglądając się śpiącej dziewczynie. Miała ładną, delikatną urodę. Komuś mogłaby wydać się pospolita, ale gdyby przyjrzeć się jej dokładniej, można było dostrzec intrygujące szczegóły. Złote piegi, pokrywające trochę za długi, ale wciąż kształtny i ładny, nos oraz delikatny rumieniec, który zawsze widniał na okrągłych policzkach. Uszy też miała ciekawe, długie i szpiczaste - ze wszystkich antropomorficznych istot, tylko smoki miały takie uszy. No i usta, drobne, ale pełne. Nagle na fali przemyśleń dotyczących jego „wyprowadzki” z tego świata i postanowień, że będzie robił to co chce, postanowił ją pocałować. Bo tak. Bo miał na to ochotę. Niewiele myśląc pochylił się lekko do przodu z zamiarem pocałowania dziewczyny, lecz nagle zamarł w bezruchu. Czegoś tu brakowało, a właściwie kogoś - Shinigami. Wyprostował się i po chwili namysłu wziął Filię na ręce. Nawet nie drgnęła, gdy ją podniósł i ostrożnie ułożył na jej posłaniu.

- No to nie było zbyt mądre - usłyszał za plecami głos bogini.

- No nie! Teraz to przegięłaś, co to za podglądanie?! - oświadczył odwracając się i stając twarzą w twarz z Shinigami.

- Doskonale wiesz, że to nie było zbyt mądre!- powtórzyła opierając ręce na biodrach. Xellos pomyślał, że tak się musi czuć dziecko strofowane przez matkę. Tyle, że on nie był dzieckiem, a już tym bardziej Shi nie była jego matką, więc nie miała prawa do takich osobistych wycieczek…

- Słuchaj ty, wredna, wścibska…- zaczął celując palcem boginię, ale ona nie przejęła się tym w najmniejszym stopniu.

- I co masz zamiar teraz zrobić?- ofuknęła go marszcząc swoje cienkie, czarne brwi.

- Nic - burknął obrażony.

- To nie było nic - oświadczyła wskazując ręką na śpiącą Filię.

- Przecież nic nie zrobiłem!- syknął wściekły Xellos. Co, jak co ale ta rozmowa była naprawdę upokarzająca.

- Ja nie mówię o pocałunku. Prawie pocałunku - poprawiła się Shinigami i podeszła bliżej.- Tylko o to, do czego to może doprowadzić. Nadążasz ?

- Nie.

- Jak to szło? „Światło jest lewą ręką ciemności...”. Światło i ciemność. Strach i odwaga. Zimno i ciepło. Żeńskie i męskie. To jesteś ty i Filia. Oba w jednym. Cień na śniegu.

- No tak jesteśmy przeciwieństwami, nie pierwsza na to wpadłaś. Ale jaki to ma związek z naszą misją ? - mruknął posyłając bogini lekceważące spojrzenie.

- Duży. Teraz ci się wydaje, że to tylko zabawa, że ty tylko sprawdzasz, co może się wydarzyć. Nie boisz się pomyłki lub pułapki, jesteś w końcu demonem, takie rzeczy ciebie nie dotyczą…

- Bo nie dotyczą - wpadł jej w słowo, ale Shinigami uciszyła go gestem.

- … ale bardzo się mylisz. Uczucia dotyczą wszystkich, nie ważne czy demona czy myszy, uczucia to sposób, w jaki odbieramy otaczający nas świat, nie można nie mieć uczuć i doskonale wiesz, jaką głupotą jest wmawianie sobie czegoś takiego. Masz uczucia, chociaż w trochę nienormalny sposób… to, co czujesz pozwala ci na przykład cieszyć się zniszczeniem. Ale wiesz też, co to znaczy przyjemność, szukasz tego jak każda istota we wszechświecie. Tak się składa, że twoją słabością jest ona - tu wskazała głową na śpiącą Filię - i chociaż wydaje ci się, że to tylko zabawa, to gwarantuję ci, Xellos, nie będziesz mógł decydować o tym, co się z tobą stanie, kiedy pozwolisz, by to… to wszystko… przejęło nad tobą kontrolę - zakończyła swoją tyradę.

- Czyyy ty mnie właśnie ostrzegłaś przed zakochaniem się w Filii - zapytał nie szczędząc kpiny w głosie.

- Myślę, że już na to za późno - burknęła Shinigami.

- Ach, czyli po prostu wyżywasz się na mnie za coś, na co nie mam wpływu, tak ? - zapytał.

- Nie… mówię raczej, żebyś uważał - odpowiedziała - jeżeli chcesz by wszystko toczyło się tak jak zaplanowałeś.

- Nie martw się o to, wszystko będzie tak jak chcę… - zaczął gdy nagle coś trzasnęło w głębi lasu.

- Słyszałaś to?- Zapytał Shinigami, ale nie musiał czekać na odpowiedź. Kobieta zbystrzała i zaczęła się rozglądać.

- Budź ich!- rozkazał Xellos mocniej ściskając lagę w dłoni i wychodząc na przód. Nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że wytropiono ich tak szybko. I jak to możliwe, że tego nie poczuł.

Za jego plecami rozległy się narzekania obudzonych przyjaciół.

- Zamknijcie się! - syknął, ale na uciszanie i tak już było za późno. Z oddali wiatr przyniósł zawodzący krzyk i niepokój. Wszyscy struchleli z przerażenia.

- Xellos?- wydukała Lina, ale nie zdążyła nic więcej powiedzieć.

- Do lasu!- warknął demon.- Wiejcie!

Towarzysze w pośpiechu zaczęli pakować obozowisko a w tym czasie Xellos stał spokojny wpatrzony w kierunek, z którego nadchodził odgłos łamanych drzew. W miarę mijającego czasu pomiędzy kolejnymi trzaskami dało usłyszeć się słowa.

Kijami… Trzask! …Połamać! …Trzask! …Kości! …Trzask. Trzask łamanych drzew i znowu kijami, kości łamać, powtarzane tępo, bez akcentu… plugawie. Leśne powietrze przepełniło się odorem gnijącego mięsa.

- Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić - napłynęło z głębi ciemności, jakby z czterech stron. Ciemność wciskała się im pod powieki, smród w nozdrza a strach w serca. Otoczyła ich nienawistna woń.

- Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić - przy akompaniamencie łamanych drzew zawył martwy głos. Xellos wymacał w ciemności drżącą rękę Filii i pociągną ją za siebie.

- Stój tak żeby być zawsze za moimi plecami. Nie walcz z nim - powiedział cicho a jego słowa utonęły w wyciu, właściwie to przeraźliwym wrzasku zarzynanego, przerażonego zwierzęcia, na wpół wymieszanym ze słowami. Bestia zwęszyła ich trop… do walki pozostały minuty.

- Co to jest? - szepnęła Filia

- Tupilaq - odparł - ożywiona kukła zbudowana ze zwłok.

- Lina, Zel, Goury…- mruknął demon - nie atakujcie go razem. Pamiętajcie te lalki z wieży? Tupilaq też jest taką kukłą, nic mu nie zrobimy, walczymy tylko o czas. Oszczędzajcie siły. - Poinstruował przyjaciół i na wpół wyczuł, na wpół zobaczył jak szykują się do walki.

- Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić- głos i smród były niemalże namacalne. I nagle wszystko umilkło.

- Jest- szepnął w ciemności Xellos i jednym zdecydowanym ruchem szarpnął lagę do góry oświetlając lodowatym światłem całą okolicę. Obraz, który ukazał się przyjaciołom odebrałby serce najodważniejszemu.

Stali na nagiej polanie otoczonej powykrzywianymi, suchymi ni to drzewami, ni to cierniami a nad nimi górowała obrzydliwa postać Tupilaqa. Miał przynajmniej dwa metry, chudy, powykrzywiany przypominał karykaturalną kukłę z jakiegoś makabrycznego przedstawienia. Suchy nagi kościec obciągała, niczym stary wór wypełniony nieczystościami, pergaminowa skóra. W beczkowatym brzuchu potwora przewracały się gałgany, zwłoki i niedawne ofiary… ludzie i zwierzęta zastygli w niemym przerażeniu. Głowa, naga czaszka o drewnianych oczach, obróciła się parę razy wokół własnej osi i nagle się zatrzymała. Stwór zwrócił uwagę na siedem postaci, do których tak długo wiódł jego niezawodny instynkt i wydał z siebie ten sam przeraźliwy wrzask, który słyszeli wcześniej.

- Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić - wybełkotał i w bardzo ptasi sposób pokręcił głową.

Lina czuła jak kolana i ręce drżą jej ze strachu, jej jednej z potężniejszych czarownic na tym świecie. Otrząsnęła się i skupiła na tym, co miała zrobić- wygrać… wygrać przynajmniej godzinę czasu. Skupiła się i aktywowała swoje talizmany.

-Czterej królowie, którzy władają mrokiem czterech wszechświatów; Kłaniam się waszym fragmentom, które posiadam; I proszę, byście całą Swą mocą; Wspomogli mnie i przekazali energię magiczną! - na początku szeptała, lecz wraz z recytacją zaklęcia rosła jej pewność siebie. Bestia zawyła i ruszyła w jej stronę, lecz zatrzymała się rąbnięta zaklęciem Zelgadisa. Trupi, bezrozumny głuch zawahał się i ruszył w stronę chimery. To dało Linie czas na rzucenie zaklęcia Kła Cienia. Niestety, chociaż zaklęcie było potężne, na niewiele się zdało. Bestia tylko zachwiała się i kaczkowatym krokiem ruszyła w jej stronę. W tym momencie do akcji wkroczyli Zelgadis z Xellosem atakując potwora z dwóch stron, lecz ani miecz chimery ani magia demona nie zadziałały na bestię.

- Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić - zaskrzypiał Tupilaq i z niebywałą szybkością rzucił się na Gourego. W ostatniej chwili Zelgadis uratował przyjaciela, atakując przeciwnika potężnym łańcuchem piorunów. Rozległ się krzyk i trzask łamanych gałęzi, gdy ogłuszona bestia zatoczyła się na pobliskie drzewa. Minęła sekunda i potwór sprężył się jak wściekły kot, znów gotowy do ataku.

- Nie jest dobrze - syknęła Lina ocierając stróżkę krwi płynącą z kącika jej ust. Nieopodal leżeli Zelgadis i Goury, którymi zajmowała się Amelia. Dzięki bogom Tupilaq był na tyle głupi, że nie skojarzył, iż najlepiej byłoby pozbyć się dwóch dziewczyn, leczących pozostałych członków grupy.

- Jak się czujesz?- zapytała Filia podbiegając do Liny i przy pomocy magii przywróciła jej siły.

- Mam tego dosyć - syknęła wiedźma i wyciągnęła z kieszeni karteczkę z zaklęciem.

- Co to jest ? - zapytała zaskoczona smoczyca widząc pomiętą kartkę

- Zaklęcie… takie na wszelki wypadek -

- Uważaj, nie wiesz jak to działa - ostrzegła ją kapłanka.

- Zaryzykuję.

W tym czasie Xellos próbował odciągnąć Tupilaqa od poszkodowanych, trzasnął go tak, że pozbawił bestię jednego drewnianego oka. To już było coś. Nagle, kątem oka dostrzegł jak dookoła pola bitwy znowu zaczynają krążyć Pćmy. Zbliżyły się tak, blisko, że przypływ mocy był tak gwałtowny, iż na chwilę odebrał mu oddech. Głupie kłębki mocy znowu próbowały leczyć nieprawidłowość, jaką był on sam, nieświadomie dodając mu siły… ale musiał uważać, jeden nierozważny ruch i nadmiar energii w jego ciele obróci się przeciw niemu samemu.

Pestka…

Uśmiechnął się mściwie i przy pomocy kolejnego potężnego zaklęcia wgniótł potwora w ziemię. Rozległ się skowyt i przez chwilę wszystko ustało. Przez jedną sekundę wszyscy myśleli, że Xellos pokonał Tupilaqa a potem bestia dźwignęła się z ziemi i ze zdwojoną furią wybełkotała:

-Kijami w złości można połamać mi kości... Lecz niczym nie można mnie zabić

- Coś w tym jest - mruknął demon.

Tupilaq zamachnął się i zaatakował Xellosa, który w panice rzucił się w bok, na oślep. Przeciwnik zaklekotał ruszając w stronę kapłana lecz nagle zamarł, zza jego pleców napłynął głos Liny:

- Ktośkolwiek jest - za Tobą w te kręgi piekielne

- Idę żądny otchłani - z wieczną klęską zbratan -

- W Noc, w Rozpacz - w samo jądro Chaosu śmiertelne -

- Ktośkolwiek jest, przede mną - odsłoń twarz....

- Tyś ciemny jest wśród wichrów płomień boży,

- lecący z jękiem w dal - jak głuchy dzwon północy -

- tyś w mrokach gór.

- Zapalam czerwień zorzy

- Iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.

- Spraw komet królu - niech duch się we mnie wichrzy

- Jak pył pustyni w zwiewną piramidę -

- Ja piorun burz - a od grobowca cichszy

- Mogił swych kryję trupiość i ohydę.

- Ja - otchłań tęcz - płakać chcę nad tobą

- Jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach -

- Jam blask wulkanów - a w błotnych nizinach

- Idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.

- Moc swoją mi daj - kłębi się raj w pożogach -

- i słońce - mój wróg słońce!

- Wzejdzie w mej dłoni, by zgładzić boga .

- IMPLOZJA!- Krzyk czarownicy rozniósł się echem po lesie i w jednej chwili wydarzyło się parę rzeczy na raz. Otóż, Tupilaq zainteresowany krzykiem zostawił Xellosa w spokoju i odwrócił się w stronę Liny. Czarownica zaś stała chwilę zdezorientowana a potem, bardzo powoli w jej rękach zaczęła gromadzić się kula ognia i cienia, która rosła przybierająca kształt słupa, fali, miecza, ściany… Kłębiła się i huczała aż nagle sykiem przelała się na upiora zamykając go w słupie tańczącego ognia. Lina zamarła w niemym zdumieniu a czar, niczym żywa istota o własnej woli wciąż trawił Tupilaqa. Lecz na tym się nie skończyło. Z rąk czarownicy wciąż bezustannie lał się żar i zalewał kolejne części wysuszonej drani, by w końcu przeskoczyć na powykręcane drzewa. Wybuchł pożar. Nie, to nie był pożar, to było piekło. Drzewa zajęły się ogniem, czerwone płomienie lizały paralitycznie powyginane gałęzie. Grunt pod ich stopami zamienił się w dywan z czerwonego żaru, wydzielający kłęby ostrego dymu zabierającego oddech i wyciskającego łzy z oczu. W ciągu sekundy płomienie i dym odcięły im drogi ucieczki, a przynajmniej bardzo utrudniły odwrót, ALE Tupilaq wił się, kręcił i zawodził próbując wydostać się z ognistej pułapki. Zaklęcie zadziałało.

- Lina!- wrzasnął Zelgadis rzucając się w jej stronę.

- Nie podchodź!- krzyknęła.- Panuję nad tym, zaklęcie wciąż trwa, uciekajcie!

- Nie ma szans!- zawołał Goury ruszając w jej stronę.

- Goury idioto! To nasza szansa, uciekajcie! Nic mi nie jest!- krzyknęła czarownica próbując przekrzyczeć trzask płomieni.

- Wytrzymaj, wytrzymaj, wytrzymaj - błagała własne dłonie, z których wciąż lał się żar.

Xellos podniósł się z ziemi i zobaczył jak Pćmy odprawiają szalony taniec wokół pola bitwy. Lina Inverse jak zwykle przechodziła samą siebie.

- Zwiewajcie!- Xellos mógł ją tylko słyszeć, ponieważ dym uniemożliwiał zobaczenie czegokolwiek.

- Shinigami! Wyprowadź wszystkich!- krzyknął w stronę płomieni. Mieli mało czasu, musieli uciekać inaczej podzielą los upiora. Kapłan teleportował się u boku Liny.

- Koniec psot Lino - powiedział i położył swoją dłoń na dłoniach czarownicy, tłumiąc tym samym zaklęcie.

- Co to było?- wydyszała czarownica dmuchając na poparzone ręce, lecz zaraz zakrztusiła się gęstym dymem.

- Niesprawdzone zaklęcie Lino - odpowiedział - A teraz, jeżeli pozwolisz, rzucimy jakieś porządne zaklęcie- i na skinienie głowy wiedźmy rzucili zaklęcie rozkazu w stronę Tupilaqa. Ponownie usłyszeli wrzask i nagle stała się rzecz, której nie przewidziało żadne z nich. To był ułamek sekundy.

- Uważaj!- wrzasnął Xellos i popchnął wiedźmę. W tym samym momencie z dymu wyłoniła się z prędkością światła, długa zakończona w pazury jak sztylety łapa i rozszarpała mu prawe ramię. Nawet on poczuł ten cios a gdyby na jego miejscu był człowiek, zginałby. Siła uderzenia posłała go z impetem na drzewo i rzuciła o ziemię. Zaklął pod nosem i spróbował się podnieść, gdy nagle stało się coś bardzo nielogicznego… nie mógł tego przewidzieć.

Cały las stał w ogniu. Dym unoszący się ze spalonej drani, kręcił gęste sznury. Panowała czarna, naprawdę głęboka noc, którą olbrzymi pożar był w stanie zabarwić jedynie na czerwono. Filia czuła się jak w upiornym śnie. Kluczyli prowadzeni przez Shinigami w labiryncie płonących drzew i krzaków a dym stawał się coraz gęstszy. Nagle z oddali dobiegł ich uszu krzyk Xellosa „uważaj!” po którym nastąpiło głuche łupnięcie.

- Xellos - dosłownie wykaszlała Shinigami przystając i patrząc w gęste kłęby czarnego dymu.

- Da sobie radę!- krzyknął Zelgadis i osłonił siebie i wspartą o jego ramię Amelię, płaszczem przed żarem sypiącym się z nieba.

- A Lina?!- zapytał Goury, który nagle zaczął przejawiać chęć powrotu na miejsce walki.

- Ja pójdę!- oświadczyła nagle Filia próbując przekrzyczeć trzask palących się gałęzi. Wszystkie spojrzenia zostały utkwione w niej.

- Ja pójdę! Jestem smokiem, ogień mnie nie poparzy- przynajmniej nie tak jak was!

- Ale Filia!?- zaczęła Shinigami dusząc się od dymu.

- Nic mi nie będzie! Jesteśmy stworzeniami ognia i powietrza. A jeżeli stanie się coś Linie, nie wybaczę tego sobie. Jeżeli Xellosowi, nie poradzimy sobie. Ty nie możesz iść, Tupilaq przy tobie rośnie w siłę a ja dam radę! Jestem silniejsza od was, nic się nie stanie!

- Ale jesteś słabsza od Tupilaqa!- zaprotestował Zelgadis.

- Dam radę! Musicie mi zaufać!- krzyknęła i nie czekając na zgodę reszty zawróciła powrotem do piekła.

Im bardziej posuwała się w głąb tym bardziej brakowało jej tchu, lecz wciąż wiedziała gdzie jest i co robi. To nie prawda, że zależało jej tylko na Linie. Jeżeli- wiedziała, że to mało prawdopodobne- ale jeżeli Xellos zginie nie będzie dalej… Nie będzie dalej niczego. Wszystko się posypie, wiedziała to. Czuła każdą komórką swojego ciała. Zaczerpnęła ogromny haust powietrza, robiąc wyłom w unoszącym się w powietrzu żarze. Gorący pył wlał się w jej płuca, ale to nic, szła dalej, była już blisko. To, co robiła było chore, nawet bogowie nie mogli przewidzieć takiego absurdu. Smok, ratujący demona w sercu samego piekła. Zaśmiałaby się, ale powietrze było zbyt gorące a grunt palił się pod jej stopami. Tuż po prawej płonący konar złamał się i spadł na spopieloną ziemię. Filia zakaszlała i ruszyła przed siebie, nagle wydawało jej się, że coś zobaczyła. Zrobiła jeszcze parę kroków i jej oczom ukazało się pole walki.


Z dymów wyłoniła się postać Filii, dziewczyna pomimo zakazów, słysząc ich krzyki, przybiegła a do niego i z przerażeniem wymalowanym na bladej twarzy zapytała:

- Nic ci nie jest?

Xellos nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

- Uciekaj głupia!- warknął na nią, próbując ją odepchnąć od siebie, ale Filia, jak to Filia, była uparta.

- Nie ma mowy! Uciekamy wszyscy! Razem! Shinigami znalazła drogę.

- Nic nam po drodze, jeśli go nie dobiję! Mówiłem żebyście nie przychodzili! Dam radę!- wykrzyknął. Wiedział, że da radę o ile Filia ucieknie. Ale ona… co ona właściwie próbowała zrobić?

- Czyś ty zwariowała! Nie masz mnie uzdrawiać, masz uciekać!- wysyczał wściekły i chwyciwszy Filię za ramię odciągnął ją od siebie i potrząsnął z całej siły.

- Słyszysz, co do ciebie mówię?!

- Nie bez ciebie durny Namagomi! Już raz przeżyłam twoją śmierć! - odkrzyknęła. Zza dymu dobiegł ich skowyt Tupilaqa.

- Cholera - zaklął i schował Filię za plecami. - Nie wychylaj się, słyszysz.

Skoncentrował się. Zaatakował. Trafił. Drugi raz. Trafił. Ale Tupilaq wiedział gdzie są i właśnie odnalazł to na co polował, Filię . Znowu strzelił i znowu skowyt.

- Filia - powiedział najgroźniejszym tonem, na jaki było go stać - SPADAJ !

- Nie!

- To idź znajdź Linę i ją stąd zabierz! Ja dam radę, przecież widzisz!!!- rozkazał. Był już tak wściekł, że miał ochotę ją zwyczajnie uderzyć. Dziewczyna zawahała się, ale w końcu posłuchała. Odczekał aż sylwetka Filii rozpłynęła się w dymie i przystąpił do ataku. Prawdziwego. Zaatakował z taką mocą, że nawet Tupilaq nie miał z nim szans. Aż sam nie mógł uwierzyć, że odzyskał aż tak ogromną część mocy… a czuł, że może więcej. Skupił się i ponownie zaatakował. Rozległ się trzask i huk cielska zwalającego się na ziemię a wieniec iskier wzbił się w powietrze i otoczył demona. To było to. Chaos zaszumiał mu w uszach, jego prawdziwa natura zaczynała śpiewać, wypalać wszystko i pozostawiając tylko nagą prymitywną chęć zniszczenia- znowu zaatakował. I znowu. Ogarnęła go dzika euforia na wpół wymieszana z niekontrolowaną potrzebą niszczenia. Wyśmienite uczucie. Słyszał każdy pękający konar, widział każde zwierzę w panice chroniące się w swojej dziupli, niewiedzące, że jego dom stanie się zaraz jego grobem, czuł agonię całego lasu. I nagle, wszystko umilkło.

- To tyle?- pomyślał zdziwiony. Z niedowierzaniem uświadomił sobie, że chyba właśnie pokonał Tupilaqa. Stanął na ziemi i dopiero teraz zaczęło do niego dochodzić jak bardzo był zmęczony. Wokół były tylko iskry, dym i cisza. Głucha cisza. Reszta musiała być daleko- dobrze - zdąży się uspokoić. Odetchnął ciężko wciągając w płuca rozżarzone śmierdzące powietrze i dym. Mimo wszystko… skończył to.

Spróbował się uspokoić, zapanować nad sobą.

Wdech.

I nagle usłyszał trzask a potem dźwięk, który sprawił, że wszystko w nim zamarło. Wysoki, pełen bólu krzyk, który nagle się urwał. Rzucił się na oślep w kłęby dymu szukając źródła dźwięku. W pewnej chwili wpadł na coś, kogoś a tym kimś okazała się być Lina.

- Gdzie jest Filia?- zapytał momentalnie.

-Też to słyszałeś?- odpowiedziała czarownica pytaniem na pytanie. Tyle mu wystarczyło. Wtem parę metrów przed nimi rozbłysło białe światło. Ruszyli przedzierając się przez dym, który wypełniał oczy łzami, jak w chorym śnie wariata, jak w piekle, gdzie nawet najpotężniejszych zawodzi ich siła. Gdy wypadli na otwartą przestrzeń ich oczom ukazała się następująca scena: Truchło Tupilaqa, resztką sił próbowała dorwać Filię, leżącą na wciąż tlącej się trawie w dziwnej pozie. Lina bez słowa rzuciła się w stronę dziewczyny za to Xellosowi przed oczami pojawiły się czarne plamki. Nagle przestało go obchodzić ile mocy przepłynie przez jego ciało, czy je rozerwie, czy nie, czy straci nad sobą kontrolę… szczerze miał to gdzieś. Pćmy zaczęły się wić i jak rój srebrnych, głodnych ptaków ruszyły w jego stronę oddając swoją energię- wszystko odbyło się tak płynnie i naturalnie, w absolutnej ciszy, jak we śnie-wzniósł się na parę metrów i zaatakował wroga. Nie wiedział jak to zrobił, tkwiła w tym jakaś brutalna prostota niszczenia. Żeby nie było nic… bez żadnej filozofii, skupienia, misternych zabiegów wykończył Tupilaqa.

Szum ucichł i Xellos dopiero zorientował, co się dzieje. Pożoga, dym a w dole rozerwany szkielet bestii- nawet, jeżeli go nie zabił, trochę czasu minie nim ich wróg poskłada się po tym ataku. Nagle dotarło do niego co było przyczyną tej furii. Odwrócił się i spostrzegł Filię oraz klęczącą nad nią Linę. W czterech długich krokach przemierzył polanę i był już przy smoczycy. Z ulgą stwierdził, że Filia ma się całkiem dobrze, co najwyżej najadła się strachu.

- Coś ci zrobił? - zapytał otępiałą Filię.

- Chyba nie - wydukała - podarłam tylko ubrania - dodała ze smutkiem i wskazała na brudną i zniszczoną spódnicę.

- Poradzimy sobie z tym jakoś - odparł nawet nie próbując ukryć ulgi, która poczuł.

- Możesz wstać ? - zapytał. Filia w milczeniu dała do zrozumienia, że wolała by się wesprzeć na jego ramieniu. Pozwolił jej objąć swoją szyję i dźwignął kapłankę ku górze. Miała całe podrapane nogi i ręce a ubrania wyglądały jak łachmany, ale… była cała. Poczuł ogromną potrzebę, żeby ją mocniej objąć - uspokoić siebie samego, że jest tutaj cała i zdrowa i odpędzić od siebie ten dziwny, nieokiełznany strach, który przed chwilą przejął nad nim kontrolę. Myśl, że mógł ją stracić cały czas odbijała się tępym bólem w jego czaszce. Potrząsną głową i objął Filię w pasie, trochę mocniej niż to było potrzebne.

- Jesteś najgłupszym, najbardziej nieodpowiedzialnym smokiem, jakiego znam - zganił dziewczynę. Filia uśmiechnęła się w przepraszającym uśmiechu.

- Chciałam …

- pomóc - dokończył za nią. - Tak, wiem, ty zawsze chcesz pomóc.

Wraz z Liną pomaszerowali przez dogorywający las, na którego skraju znaleźli resztę grupy. Postanowili zatrzymać się jeszcze na chwilę by doprowadzić się do porządku (szczególnie Amelię i Filię) i ruszyli w dalszą drogę.

Xellos maszerował na początku grupy, pogrążony w kompletnym milczeniu i dziękował opatrzności, że Shinigami nie była obecna podczas jego ostatecznej potyczki z Tupilaqiem. Wydarzyło się dokładnie to, przed czym go przestrzegała. Filia pojawiła się na polu walki a on kompletnie się posypał i stracił panowanie nad sobą. Poza tym było coś jeszcze, coś w co po prostu nie mógł uwierzyć. W tamtym momencie, gdy zobaczył Filię leżącą na ziemi, poczuł tak niewyobrażalny strach, że nie wiedział co zrobić. Okropne, dławiące i paraliżujące uczucie, które na parę chwil przejęło nad nim całkowitą kontrolę. Próbował opędzić się od tego wspomnienia, ale co chwilę nawiedzała go ta sama myśl, która przemknęła przez jego głowę gdy usłyszał krzyk Filii: Co się stanie jeżeli ona umrze? W kółko nawiedzała go wizja dziewczyny dogorywającej na jego rękach i nie umiał sobie z tym poradzić.

- Cholera… - zaklął pod nosem, ciaśniej otulił się płaszczem i poprowadził grupę w ciemności.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Yuuki994 : 2016-09-18 17:51:39
    :)

    Czekałam tyle lat więc mogę czekać jeszcze parę. Będę sprawdzała obiecuje!! :) Teraz mogę ci życzyć mniej pracy, a więcej odpoczynku!! Pamiętaj, nie zmuszaj się do niczego!! Powodzenia :P

  • Socki : 2016-09-15 11:55:58
    :)

    Droga Yuuki994,

    pracuję dosyć dużo i mogę pisać tylko wieczorami w domu i w weekendy. To nie to co kiedyś, że siadałam i pisałam 5 godzin. Myślę, że możesz spokojnie sprawdzać raz na dwa tygodnie...wiem, że to sporo, ale mniej więcej w takim tempie nanoszę poprawki... z pisaniem... cóż... powiem tak. Mam pół kolejnego rozdziału. Muszę dopisać kolejne pół i poprawić a potem jeszcze poczekać aż tanuki go opublikuje. Obiecuję, że to skończę... ale może to potrwać

  • Yuuki994 : 2016-09-13 16:51:53
    Ejj

    Ile będziemy czekać na kolejny wpis?? Byś mi powiedziała bo zaglądam codziennie XDDD Tak bardzo nie mogę się doczekać zakończenia ^^

  • Socki : 2016-08-22 14:28:53
    Byłam na urlopie

    Byłam na urlopie i nie wzięłam kompa. Ale powolutku po malutku będę szlifować :)

  • Yuuki994 : 2016-08-10 23:00:07
    Czekam

    Boziu laska czekam na kolejne, doczekać się nie mogę, to jest takie świetne!!!! Tak się cieszę że wróciłaś!!! :)

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu