Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Ogród początku i końca

Rozdział 1

Autor:M.Bizzare
Gatunki:Akcja, Obyczajowy, Science-Fiction
Dodany:2010-06-22 08:51:22
Aktualizowany:2010-06-12 11:40:22


Następny rozdział

Kopiowanie dozwolone, ale pod warunkiem, że zamieści się w takim przypadku nick i mail autora!


1.

Pędził akurat korytarzem, gdy wszystkie światła przygasły. Przystanął. Wiedział, co to znaczy. Krążownik hamował do prędkości, którą dozwalała konwencjonalna fizyka. Wychodzili z nadświetlnej. Światła zapaliły się ponownie, więc ruszył dalej. Miał wstręt do wszelkich zmian w pracy napędu FTL. Kiedyś, na szkoleniu, po skoku wyłączyła się sztuczna grawitacja. Walnął głową o sufit i spędził tydzień na obserwacji, zawalając przy okazji egzamin. Niefajna sprawa.

Dotarł wreszcie do drzwi właściwej windy. Dotknął panel i wklepał szybko kod hangaru. Nie chciał się spóźnić na finalne demo.

- Dotarliśmy do układu Ogród - z głośników dobiegł przyjemny, kobiecy głos. - Kod zachowania: standardowy, podwyższona gotowość, stopień dwa.

Winda ruszyła w dół, a jego żołądek w górę. W centrum szkoleniowym nie było tak szybkiego transportu. Wydawało się, że kabina po prostu spadała w dół szybu, na spotkanie z gruntem. Zwalczył mdłości.

Po chwili uczucie spadania ustało. Drzwi rozsunęły się.

Wybiegł niemal z kabiny, nie patrząc pod nogi. Przez co prawie zderzył się z grupką idącą w stronę windy. Stanął jak wryty, na baczność. Oni też się zatrzymali. Trzech mundurowych wysokiego stopnia i dwóch cywili. A jednym z wojskowych był kapitan. Niezły klops.

- Dokąd się tak spieszysz, żołnierzu? - kapitan Dean Farway spojrzał się na niego krytycznie. Reszta grupki przyglądała mu się obojętnie.

- Demo w hangarze, sir. Przepraszam, sir - odpowiedział perfekcyjną angielszczyzną.

- Spocznij - kapitan uśmiechnął się, na szczęście. - Przepraszam, panowie. To Łoldek Siłitalski, pilot prosto z akademii. Znacie młodych, tak się spieszy na pokaz zabawek, że prawie nas stratował. Możesz się oddalić, żołnierzu.

- Przepraszam jeszcze raz, sir - wydukał Waldek i natychmiast zwinnie wyminął grupkę. Obawiał się spotkań z kapitanem, bo ten podobno był szaleńcem, szczególnie zawziętym na nowych rekrutów. Widać trafił na jego lepszy dzień.

Mimowolnie rozglądał się idąc, choć raz już tu był. Hangar był jednak ogromny. Zajmował niemal całą tylną część krążownika, dzieląc ją tylko z reaktorami i silnikami. Właśnie mijał bombowce, stojące w rządku w pełnej gotowości do lotu. Srebrne, opływowe statki przypominały zwykłe ziemskie samoloty, ale wiedział, że każdy z nich posiada własny, krótkozasięgowy silnik FTL i może przenosić bomby każdego rodzaju, łącznie z jądrowymi. Miał też świetną manewrowość, zarówno w przestrzeni, jak w atmosferze. Ten typ bombowca żarł niezliczone litry paliwa, ale ogólnie były to cacuszka.

Mijał już rząd statków i widział sylwetki robotów przed sobą, ale nagle usłyszał czyjś głos zza pleców. Ktoś darł się po polsku:

- Hej, Waldek! Hej, Waldek!!!

Odwrócił się. Nie wierzył własnym uszom. Spod jednego z pojazdów wychylił się jego znajomy, z którym mieszkali ściana w ścianę od dziecka. Artur Czaja, we własnej osobie. Miał na sobie zielony kombinezon mechanika i wyglądał na strasznie rozradowanego.

- Arti, ciebie się tu nie spodziewałem - nie wiedział za bardzo co powiedzieć.

- Walduś, wreszcie wypuścili cię z akademii? Jak to możliwe?

- Prawie oblałem skanowanie wektorowe, ale jakoś się udało. A ty co robisz na „Rousseau”? - uśmiechnął się nieco wymuszenie.

- Jestem tu pilotem, od roku. Wyobrażasz sobie? Od miesiąca latam już na klasie Elite!

- Rzeczywiście niewąsko.

- A ciebie gdzie rzuciło? Co?

- Złożyłem do Husarzy, ale jeszcze nie podpisali ze mną umowy. Szereg próbnych misji. Niedługo pewnie wsadzą mnie do maszyny.

- Uuu, wielki świat. Walduś w Husarzach? Nigdy bym nie powiedział.

- Słuchaj, muszę lecieć. Demo.

- Pewnie. Do zobaczenia.

Zostawił kolegę za sobą. Nie zastanawiał się wiele nad pojawieniem się Artura, gdyż zobaczył, że parę metrów przed nim zbiera się już oddział. Cholera. Podbiegł, wymijając po drodze krzątających się mechaników i toporne roboty obsługi. Ustawił się na prawym końcu szeregu. Kilku zdziwionych pilotów spojrzało się na niego. Porucznik Olmos, wysoki Hiszpan o srogim spojrzeniu, nic sobie jednak nie zrobił z pojawienia się Waldka i dalej sprawdzał obecność na spotkaniu.

- Starszy szeregowy Sean Coulter!?

- Obecny, sir!

- Starszy szeregowy Yuksel Celik!?

- Obecny, sir!

- Starszy szeregowy Ferdynand Zefir!?

- Obecny, sir!

- A pan nie-pofatygowałem-się-na-czas? - spojrzał się groźnie.

- Szeregowy Waldemar Świtalski, sir! - zasalutował nerwowo.

- Kompania spocznij. Procedura klasyczna. Starsi biorą nowych ze swojej jednostki na demo, reszta może się zająć swoimi maszynami. Rozejść się!

Nagle zapanował niezwykły chaos. Wszyscy wyszli z szeregu i albo witali się, albo lecieli jak opętani w kierunku swoich robotów. Waldek nadal stał w miejscu, nie bardzo wiedząc, co powinien teraz zrobić. Nagle podszedł do niego niski blondyn, który stał obok niego. Miał ciemnoniebieskie oczy i zawadiacki uśmiech niemal zastygnięty na twarzy. Omotał go spojrzeniem od stóp do głów i od razu zaczął bardzo szybko mówić.

- Cześć, ty musisz być nowy do Husarzy, tak? Zefir jestem. Choć szybko młody, mamy dla ciebie demo maszyny. Jak się przedstawiłeś?

- Waldek.

- Choć Waldi, pokażę ci prawdziwe zabawki. Siedziałeś już w kokpicie? - mówiąc to, powoli ruszył dalej w głąb hangaru. Chcąc nie chcąc, Waldek podreptał za nim.

- Tylko na starych szkoleniówkach i w VR. Ale nieźle - odpowiedział nieśmiało.

- To spójrz na to - zatrzymali się u stóp stojącego na dość otwartej przestrzeni robota. - Masz przed sobą prawdziwego Husarza, maszyna bojowa model ME-52b, pełna kustomizacja w polskiej armii. Fajny, nie?

Waldek odsunął się na kilkanaście kroków, by mieć dobry widok na całokształt. A ten był niewątpliwie imponujący. Robot wyglądał jak człowiek w pełnej, lśniącej stalą zbroi. Większość zewnętrznych kabli i instalacji udało się upchnąć pod pancerzem. Miał co najmniej osiem metrów wzrostu. Kokpit rzeczywiście wystylizowano na hełm, który nosili historyczni imiennicy formacji. Wizjery były nawet przedzielone udawanym nosalem, o charakterystycznym szerokim i sercowatym kształcie. Robot miał chwytne ręce o trzech palcach i „kciuku”. Nogi były dość toporne, wielkie w porównaniu do korpusu, który przecież mieścił w sobie mini-reaktor.

Ogólnie jednak rzecz biorąc, był ziszczeniem marzeń.

- Ekstra - wyszeptał nabożnie Waldek.

- Poczekaj, młody - powiedział Zefir i nacisnął komunikator w swoim uchu. - Jędruś, mógłbyś poruszać trochę tą kupą złomu?

Usłyszeli świst powietrza i prawa ręka maszyny podniosła się. Pokazała „ok” swoim metalicznym kciukiem. Zaraz potem górna połowa robota obróciła się, najpierw w lewo, potem w prawo. Husarz wyciągnął przed siebie prawą rękę i zaraz z jej zewnętrznej strony wyrosła podwójna, krótka lufa.

- Podwójny karabinek przeciwpancerny. Powlekane pociski, wyrzut cholernie dużo na minutę. Taśma z amunicją schowana wewnątrz pancerza kończyny.

Robot wyciągnął do przodu drugą rękę. Natychmiast, z głośnym sykiem, z „nadgarstka” maszyny wyrosła mała nadbudówka, z której wystawała czerwona głowica.

- Rakietnica EZ-KB00, model standardowy. Dziesięć rakiet w pakiecie, przeciwlotnicza, przeciwpancerna, ogólnie przeciw wszystkiemu. Pokaż mu najlepsze, Jędruś.

Robot zgiął prawą rękę. Nagle z jego dłoni wystrzeliła wiązka oślepiająco białego światła, układająca się w kształt szpikulca. Niemal dotknęła wysoko położonego przecież sufitu.

- Lanca energetyczna.

- To widzę… - Waldek był zachwycony.

- W nogach robota masz dwa silniczki, do wysokiego skoku. Wzbijasz się w powietrze, po czym spadasz na przeciwnika z końcem promienia wycelowanym prosto w niego. Może nie jest to dokładnie husarska szarża, ale działa. Trzeba tylko uważać na eksplozje.

Ręce robota opuściły się, zawisły przy tułowiu.

- Aj, Jędruś, jeszcze najlepsze. Tak, pewnie, że masz miejsce.

Nagle usłyszeli dziwne trzaśnięcie, kilka dźwięków ruszającej się mechaniki i wreszcie głośny wizg. Z pleców robota wyrosły nagle skierowane ku górze, brązowe i dość grube pręty. Pióra, które wytrysnęły z masztów, były kawałkami białego, prostokątnego metalu. Skrzydła sięgały koło metra ponad kokpit maszyny. Husarz jak z obrazka.

- Voila, robot ze skrzydełkami. Oficjalnie dodatek aerodynamiczny do skoków, tak naprawdę ozdobnik patriotyczny. Kreatywne użytkowanie dotacji unijnych, nie?

Waldek nie odpowiedział. Zaniemówił.

- Dobra, młody. Chętnie bym ci pokazał jak chodzi, albo coś rozwalił. Niestety, nie mamy za bardzo miejsca. Widzisz ten wielki prom kosmiczny, na samym końcu hangaru? Ten, co ledwo się mieści? On nas zrzuca i podnosi po akcji. Coś jeszcze?

- Ma jakiś inny sposób poruszania się, oprócz chodzenia i skakania?

- Celne pytanie. Można złożyć dolną część nóg i wyrosną z niej podwójne gąsienice. Jazda na nich jest czasem wolniejsza niż chodzenie. Ale mogą się przydać. Wszystko?

- Tak, chyba tak.

- No to ogłaszam demo zakończonym. Można się rozejść i takie tam - Zefir odwrócił się od robota i ruszył z powrotem w kierunku wind. Waldek jednak nadal nie mógł oderwać oczu od Husarza. Nie dało się go porównać z robotami szkoleniowymi, które wyglądały jak jajko na dwóch nogach. Był też o wiele ładniejszy niż brytyjskie Royale czy chińskie, masowo produkowane „czerwoniaki”. I już niedługo sam wsiądzie do kokpitu tego cudeńka.

Warto było się przemęczyć przez akademię.

- Młody, idziesz? - usłyszał nagle okrzyk Zefira, gdzieś z boku. - Zaraz i tak cię stąd wygonią, bo teraz jest czas dla mechaników i takie tam.

- Idę! - krzyknął Waldek i podbiegł do czekającego nań starszego pilota.

- Dobra, robimy tak. Idź teraz do kabiny, odśwież się i takie tam. Spotykamy się w pokoju rekreacyjnym o osiemnastej uniwersalnego i wymyślimy coś ekstra. Tylko przyjdź!

- Okej - potwierdził nieśmiało.

Ruszyli spiesznie ku windzie, zostawiając za plecami nieruchome, lśniące kolosy.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.