Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Oblężenie

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2012-07-06 23:46:50
Aktualizowany:2014-06-26 18:49:50


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Gdy tylko Lucjan wszedł do swego zamku od razu wyczuł, że coś jest nie w porządku. Nie musiało minąć wiele czasu, by spotkał śpieszącego gdzieś i zestresowanego Rafaela.

- Książę? - Zdziwił się chłopiec. - Co Ci się stało? - Tutaj jego zdziwienie zyskało na sile, gdy ujrzał całego brudnego i podrapanego Lucjana, który w tej chwili nie wyglądał jak książę, lecz bardziej jak rolnik. - Gdzie jest Naru?

- To trochę skomplikowana sprawa. Lepiej opowiem o tym jak pojawi się Kristina i Zen. Sądzę, że oboje powinniście o tym usłyszeć. - odpowiedział nieco zakłopotany przyglądając się niemalże zdyszanemu chłopcu. - Co się tutaj właściwie dzieje? - zapytał równie zszokowany co sam Rafael.

- To także skomplikowana sprawa. Kristina przepadła a Zen jest na froncie. Naru mnie zabije. - Mówiąc to zadrżał.

- Czułem, że coś wisi w powietrzu. - Denerwował się coraz bardziej Lucjan, próbując jednocześnie poukładać myśli. - Jak to Kristina przepadła, co się z nią stało?

- Najprawdopodobniej została porwana w zamku.. Po jej zniknięciu, można było wyczuć magię. Rozpoczęła się wojna. Kristina znikła i Naru... - przerwał na moment. - Gdzie on do cholery jest!?

- Naru został po "tamtej" stronie i myślę, że nie planuje nic dobrego, ale uspokój się. Już wróciłem więc jakoś nad tym wszystkim zapanujemy. - Wziął kilka wdechów. - Opowiedz mi ile czasu minęło odkąd Kristina została porwana?

- Odkąd wróciłeś to już trzy dni. Gdy Kristina wróciła do swej komnaty, usłyszałem krzyk, lecz gdy tam przybiegłem nikogo nie było. Zen od razu wyczuł magię. Powiedział, że podobną wyczuł na nas po egzekucji Naru, sęk w tym, że z tamtego czasu nie pamiętamy nic. Teraz Twoja kolej.

- Naru pozostał, w równoległym świecie. Sadzę, że na jego wybór wpłynęła informacja, że to co mu zrobiono, zapoczątkowali tamtejsi ludzie i jestem prawie pewien, że teraz będzie się krwawo mścił. Nie jest dobrze, widziałem jego złowrogie spojrzenie, pełne nienawiści. Wyglądało to jak gdyby sam Samael się w nim wtedy przebudził. Z kolei ja wydostałem się przez jakieś dziwne magiczne przejście, potem musiałem tylko udowodnić elfom, że nie jestem wrogiem i oto jestem.

- Same problemy, musimy coś zrobić bo inaczej przegramy tę bitwę. Zabytkowy zamek został przejęty. Nasze wojska, próbują go odzyskać, ale z marnym skutkiem. Zostaliśmy zaskoczeni, nasz posłaniec został zabity, przez co bez problemu byli w stanie przejąć to co nie należy do nich.

- Zatem śpieszę do swej komnaty i do sali strategów. Gdy tylko wszystko przygotuję, wyruszę na front. Dobrze się spisałeś wraz z Kristiną, podczas mej nieobecności. Resztę zostaw mnie. - W takim razie Ty pozostań w zamku a ja dołączę do Zena.

Całe to zamieszanie w królestwie powodowało u Lucjana mieszane uczucia. Nie było go zaledwie trzy dni a czuł się, jak gdyby był nieobecny przez co najmniej kilka tygodni. Z jednej strony się cieszył, że wrócił do domu, lecz z drugiej był zdenerwowany całą zaistniałą sytuacją. Jego królestwo zostało zaatakowane przez sąsiednie, zaprzyjaźnione państwo z nieznanych mu powodów, przyjaciółka została porwana a myśl o tym, co może teraz robić jego brat doprowadzała go do szaleństwa. Zmęczony tym wszystkim usiadł na schodach by poukładać myśli i zebrać siły do działania.


***

Minęło kilka dni. Rafael dotarłszy na miejsce bitwy niemalże natychmiast się wzdrygnął. Wszędzie było pełno krwi a jedynym miejscem odpoczynku było obozowisko jakiś kilometr od zabytkowego zamku. Co jakiś czas można było usłyszeć jakiś krzyk, jęk lub nawet szlochanie. Był już wieczór, chłopiec od razu ruszył do siedziby Zentharisa, który w tym momencie czyścił swój miecz z krwi.

- Jak sytuacja? - Zaczął w momencie gdy tylko wszedł do środka.

- Jest źle, Varbowie zbliżają się coraz bardziej z dnia na dzień, jeszcze dzisiaj walczyliśmy niemalże pod samym obozem, udało nam się odeprzeć atak, lecz wciąż tracimy ludzi, boję się, że będziemy musieli się wycofać. Potrzeba nam cudu. - Tutaj zamilkł na chwilę wyciągając z pod sterty śmieci, na czymś co przypominało segment mały notatnik. - Rozumiem, że Naru z księciem wrócili bezpiecznie, skoro tutaj jesteś? - zapytał po przeglądnięciu.

- W pewnym sensie. - odpowiedział niechętnie Rafael.

- Jak to? - Zadziwił się elf.

- Książę wrócił bezpieczny i już pracuje nad tym jak nas wspomóc, lecz Naru pozostał w tamtym świecie. Nie wiadomo co planuje, lecz znając jego na pewno coś czego powinniśmy się obawiać.

- Mam nadzieję, że książę coś wymyśli. Zbyt długo siedzimy w defensywie. - zamyślił się młody paladyn. W tym momencie do namiotu, który stanowił ich siedzibę przybiegł posłaniec.

- Przybyłem zdać raport, myślę, że was to zainteresuje. - Zaczął bez witania się.

- O co chodzi? - zapytał Zentharis.

- Nasz zwiadowca zdołał zbliżyć się niezauważony do zamku. Twierdzi, że w górnej jego części, tuż pod stopami łuczników znajduje się komnata, w której zza krat zauważył dziewczynę.

- Jak ona wyglądała? - wyrwał się Rafael, Zen upuścił notatnik, który trzymał w dłoni.

- Wiemy tylko tyle, że ma długie srebrne włosy. - odpowiedział.

- Szybko wyślij wieść do księcia. Musimy obmyślić jakiś plan odbicia jej. To na pewno Kristina! - krzyknął niemalże uradowany elf. Posłaniec wyszedł.

- Zen, co to za notatnik? - Zainteresował się nożownik.

- Codziennie opisuję w nim każdy dzień. Inaczej bym zwariował. - odrzekł.

- Teraz pozostaje sprawa Naru, czemu tam został?

- Książę mówi, że dowiedzieli się, że to co zrobiono naszemu kompanowi zostało zapoczątkowane właśnie tam. Obawiam się, że on chce tych wszystkich ludzi po prostu wyrżnąć w pień.

- I słusznie się obawiasz, bo to tylko pogorszy jego sytuację. - stwierdził Zen.

- Co masz na myśli? - wzdrygnął się Rafael.

- Z tego co mi wiadomo, Samael wewnątrz jego ciała był w stanie uśpienia, lecz sęk w tym, że jest to bestia, która najbardziej ze wszystkich łaknie krwi. Nawet jeśli śpi a Naru będzie się mścił. Odór krwi, może rozbudzić demona w nim. Widziałem co się działo z Naru w ostatnich dniach. Boję się, że jeśli Samael się zbudzi on nie będzie w stanie nad nim zapanować i będę musiał interweniować.

- Co wtedy? - zapytał niepewnie chłopiec, lecz Zen milczał.

- Musimy być cierpliwi - rzekł po chwili do Rafaela, który zaraz po tym wyszedł.

***

Minęło już siedem dni. Książę Lucjan zdołał wysłać posiłki po czym osobiście przyjechał na miejsce bitwy. Tym razem po jego stronie widniała dość pokaźna armia. To miał być ostateczny dzień. Albo odbiją zamek, albo go porzucają, lecz jedno było pewne. Musieli uratować Kristinę. Wciąż jednak niewiadoma była sytuacja z Naru. Wszyscy byli coraz bardziej zmartwieni, lecz Zen zdawał się przejmować najbardziej. Wciąż siedział i studiował jakieś elfie zwoje i przygotowywał się jak by do walki z demonem. Jego towarzysze wiedzieli, że coś jest nie tak.

- Słuchajcie nie mamy wiele możliwości więc plan jest następujący. - Przerwał ciszę Zen. - Na początku wyślemy ciężkozbrojnych, żeby utorowali nam drogę i chronili jadących zaraz za nimi żołnierzy lekko opancerzonych. W tym momencie wkracza Rafael, jako najbardziej kompetentny do tego zadania. - ciągnął dalej zwracając się bezpośrednio do chłopca. - Musisz wykorzystując cały ten bitewny bajzel wkraść się do zamku i odbić Kristinę. Ja sam osobiście dam Ci znak kiedy zaczynasz. Łucznicy oczywiście na tyłach atakujący z ukrycia. - wyjaśnił po czym pokazał plan, według którego cała akcja miała się toczyć. - Czy wszystko zrozumiałe? - zapytał.

- Tak! - odparł Rafael wraz z innymi oficerami. W tym momencie Zen wyciągnął swój miecz, zdawał się być przez chwilę bardzo czujny, lecz za chwilę schował go z powrotem do pochwy.

- Coś się stało? - Zaniepokoił się Rafael.

- Przed chwilą wyczułem bardzo złą aurę, ale zaraz po tym znikła. Mam tylko nadzieję, że w tym kulminacyjnym momencie nie stanie się coś niespodziewanego. - westchnął elf. - Macie czas do jutra, więc lepiej się przygotujcie. To tyle. - zakończył. Chwilę potem w pomieszczeniu pozostali już tylko Zen, Rafael i Lucjan.

- Czy myślisz, że to mógł być mój brat? - zapytał książę.

- Nie mam pojęcia, ale miejmy nadzieję, że u niego wszystko w porządku. - powiedział Zen. Kolejny dzień minął dosyć spokojnie, widać, że obie ze stron szykowały się do ostatecznego ataku, teraz wszystko zależało od tego, kto ma lepszy plan. Na następny dzień w południe wszyscy już stali gotowi do ataku jakieś trzysta metrów od zamku. Tym razem Varbowie byli w defensywie co było niepokojące dla Lucjana i reszty. Zen stał na drzewie z naciągniętą cięciwą swego łuku. Wszyscy tylko czekali na znak od niego by rozpocząć atak. Armia z którą mieli się zmierzyć już również była gotowa. Świst. Wystrzelona strzała raniła przeciwnika w głowę. Wszyscy ruszyli do boju. Ciszę ogarniającą pole bitwy jeszcze przed momentem zastąpił ogromny hałas, krzyki i dźwięk ostrzy. Wszystko szło zgodnie z planem, lecz nie na długo. Mimo iż Varbowie byli w mniejszości okazali się bardzo silni. Armia Lucjana zaczynała wracać do defensywy. Zentharis domyślił się, że przeciwnicy mogą znajdować się pod wpływem jakiegoś uroku, gdyż mimo swych ran wstawali i walczyli dalej. Powoli zaczynali przypominać armię zombie. Elf już miał dawać znak do odwrotu widząc jak jego podkomendni padają na ziemię bezbronni gdy nagle wyczuł ponownie aurę, która niepokoiła go jeszcze dzień wcześniej. Chwilę potem coś świsnęło obok niego. Elf czuł wyraźny odór krwi. Nim zdążył się obejrzeć jego uszy zdołały usłyszeć przeraźliwe krzyki. Po polu bitwy zaczęły "latać" poodcinane kończyny, lecz najczęściej głowy i ręce. Nikt nie był w stanie powiedzieć co się dzieje. Ktoś z nieludzką szybkością rozczłonkowywał Varbów zmierzając powoli w stronę zamku. Już chwilę potem był na murach. Zentharisowi długo nie zajęło rozpoznanie sylwetki swego kompana. Był to Naru, który zachowywał się według niego nieco dziwnie.

Chłopiec zaraz po dostaniu się na mury, szybko pięścią rozbił kawałek podłoża nad celą, w której znajdowała się Kristina. Dziewczyna zaskoczona widokiem przyjaciela z trudem powstrzymywała łzy.

- Tak bardzo się bałam. - Zaczęła.

- Nie martw się, zaraz będziesz bezpieczna. - powiedział nieco blady chłopiec, po czym podał jej dłoń i wyciągnął na górę. Jego maska była już prawie w połowie skruszona.

- Naru nie wyglądasz dobrze. Co się dzieje? - zapytała, lecz ten wyglądał jak gdyby toczył walkę sam ze sobą.

- Teraz moja kolej! - Usłyszał głos w swojej głowie, po czym poczuł strzałę, przeszywającą jego ramię. Chwilę potem zrobił unik i ciął mieczem atakującego go żołnierza, lecz znowu nie wiadomo skąd, została wystrzelona kolejna strzała, której chłopiec z dziwnych przyczyn nie zdołał uniknąć. Tym razem dostał w brzuch. Czuł, że powoli tracił siły i wciąż słyszał głos w swojej głowie, lecz nadal walczył i zabijał kolejnych przeciwników na murach. Zen zaczął się rozglądać po polu bitwy. Świst, kolejna strzała wystrzelona w stronę chłopca raniła go tuż obok klatki piersiowej. Ktoś wiedział gdzie celować. Ten znowu cofnięty siłą strzału zbliżył się do krawędzi muru. Chwilę potem obok Kristiny pojawił się niezauważony przez nikogo Rafael, który wspomagał w walce ledwo trzymającego się na nogach Naru. Kolejna strzała została wystrzelona. Zen również wykrył pozycję wroga po czym posłał tam swoją strzałę, lecz było za późno. Naru został ponownie trafiony, tym razem w drugie ramie. Jego maska była już prawie całkowicie zniszczona. Chłopiec zrobił krok do tyłu po czym spadł z muru. Za chwilę jego ciało znikło gdzieś między trupami innych żołnierzy. Kristina zalała się łzami, Rafael zachowując resztki zimnej krwi zabrał dziewczynę z miejsca bitwy w asyście strzał elfa. Bitwa trwała jeszcze kilka godzin, lecz niedługo potem została wygrana a zamek odbity. Varbowie przestali być kontrolowani, dzięki czemu nie byli w stanie już dalej walczyć.


***


Minęło kilka dni. Pole bitwy zostało przeszukane kilkakrotnie z rozkazu Lucjana, lecz nie znaleziono ciała Naru. Wszyscy bardzo się martwili, lecz nie pozostało im nic innego jak tylko czekać na wieści.

- Jak to go nie znaleźliście?! - W zamku słychać było krzyk wściekłego Lucjana.

- Panie, przeszukiwaliśmy ten teren pięć razy i nie znaleźliśmy nic. - Jeden z poddanych tłumaczył się zdając raport.

- To przeszukajcie szósty, siódmy a jeśli będzie trzeba to nawet i jedenasty raz! - krzyknął ponownie.

- Tak jest. - rzekł poddany po czym grzecznie się wycofał. Lucjan był cały w nerwach.

- Spokojnie, książę. - Uspokajała go Kristina. - Nie tylko Ty się martwisz a nerwami nic nie zdziałasz. - pouczyła go.

- Przepraszam Cię, wiem, że i wy się bardzo martwicie. - Zafrasowany władca wstał z tronu i już miał wyjść z sali, gdy niespodziewanie pojawił się jeden ze strategów przynosząc nowinę.

- Jeden z naszych żołnierzy usłyszał od mieszkańców o potworze, który zabija ludzi w wiosce niedaleko ruin zamku. Po głębszym śledztwie nasi podwładni doszli do wniosku, że ów potwór zabija tylko tych, którzy w jakiś sposób działają na niekorzyść królestwa. Kradną lub oszukują na przykład. Świadkowie twierdzą, że pojawia się nocami. Jest blady, ma ogromne kły, szpony i ogon zakończony ostrzem.

- To Naru! - przerwała Kristina. - Musimy szybko tam jechać.

- Musimy obmyślić plan zlikwidowania go. - Dodał po chwili jegomość.

- Jak to zlikwidować? - zapytał zszokowany Rafael kierując dłonie ku swym ostrzom.

- Uspokój się! - zganił go Zentharis. - W tym momencie mówimy o Samaelu, który przejął kontrolę nad ciałem Naru i musimy coś zrobić. Dziwne, że nie zajęły się nim jeszcze inne elfy, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Zakładam, że czekają aż ja wykonam ruch. - stwierdził.

- Więc co proponujesz? - zapytał Lucjan.

- Fakt, iż atakuje tylko w nocy może oznaczać, że o tej porze czuje się najpewniej. Powinniśmy go zlokalizować i uderzyć z rana a najlepiej w samo południe. Wtedy powinien być słabszy.

- Zen oszalałeś!? - Wściekły Rafael wyjął swe ostrza i skierował w jego stronę.

- Teraz to już nie jest Naru, tylko Samael. On nie mógłby znieść tego, że coś kontroluje jego ciało. Wolałby umrzeć niż pozwolić na coś takiego. - tłumaczył się elf próbując utrzymać dystans między nożownikiem.

- On już raz uratował mi życie, więc jestem mu to winien. Niech tylko Twoja strzała, lub miecz chociaż go zadrapią to dokończymy to co zaczęliśmy wtedy w tamtym lesie. W dniu naszego pierwszego spotkania. - zagroził nożownik.

- Uspokójcie się i pozwólcie mnie się tym zająć! - krzyknęła Kristina. Wszyscy byli zszokowani.

- Co sugerujesz? - zapytał książę.

- Spróbujmy się z nim skontaktować w nocy. - zaproponowała.

- Oszalałaś? W nocy przecież jest w szczytowej formie i co masz na myśli mówiąc "skontaktować"? - zdziwił się strateg, który jeszcze chwile temu tylko przysłuchiwał się wszystkiemu.

- Mimo wszystko tam gdzieś w środku jest nasz Naru a w nocy także on jest w szczytowej formie. Pójdę do niego i wywołam go. - W jej oczach można było ujrzeć stanowczość.

- Chcesz umrzeć? Przecież to potwór. On Cię zabije. - rzekł jegomość.

- Nigdy więcej tak o nim nie mów! - warknęła na niego a tym razem w jej oczach widniało coś co budziło respekt. - Nie zabije mnie. Jestem pewna, że nie spadnie mi nawet włos z głowy bo tam wewnątrz wciąż jest Naru, który jest w stanie przezwyciężyć każdego demona. - zakończyła. Wszyscy chwilę stali i zastanawiali się.

- Jestem w stanie zaryzykować plan Kristiny. - przerwał ciszę Rafael.

- Więc będę was ubezpieczał. - rzekł na pozór niechętnie Zen, lecz można było wyczuć, że odczuł ulgę.

- W takim razie postanowione. - zatwierdził Lucjan. Strateg tylko ukłonił się i wyszedł.


***


- Co to za zwoje? - zapytała Kristina siedzącego w kącie Zentharisa, który wciąż coś studiował.

- Dzisiaj w nocy musimy zbliżyć się do Naru tak blisko jak tylko jest to możliwe. - oznajmił wskazując palcem na dziewczynę. - To Twoje zadanie, lecz mimo wszystko ktoś musi Cię osłaniać a to już moja robota.

- A co ze mną w takim razie? - wyrwał się Rafael.

- Ty będziesz pomagać mnie, lecz lepiej jeśli trzymałbyś się z tyłu. Jestem elfem, paladynem - dodał po chwili zastanowienia, przekładając nogę na nogę. - Naturalnym wrogiem wszelkich mieszkańców piekieł. Jeśli mam nie zrobić mu krzywdy, muszę go chociaż unieruchomić. Co może być ciężkie, gdyż jak wiemy mieszka w nim nie byle co. - Tutaj zakończył rozmowę i wrócił do czytania. Wszyscy się z nim zgodzili i nie pytali o więcej. Wiedzieli, że Zen musi wykonać najcięższą i najbardziej odpowiedzialną pracę i mimo wszystko martwił się z nich najbardziej. Kristina jednak wyglądała bardzo pewnie, tak jak by nie mogła doczekać się chwili, kiedy będzie mogła odzyskać swego przyjaciela, lecz było w niej coś więcej, coś co ją napędzało. Rafael spojrzał na nią tylko na chwilkę po czym się uśmiechnął i wyszedł. Za oknem chatki, w której się znajdowali świeciło słońce. Dzień był ciepły a chłodny wietrzyk sprawiał przyjemne uczucia. Wioska, w której się znaleźli tętniła życiem mimo, iż na niektórych budynkach zostały ślady pozostawione przez Naru w trakcie polowania. Ludzie zdawali się nie myśleć o tym i ciężko pracować a sama wieść o przybyciu grupki przyjaciół z rozkazu księcia nastawiała ich pozytywnie do pracy. Było południe Rafael wraz z Kristiną do samego wieczora chodzili po mieście i próbowali zebrać jak najwięcej informacji dotyczących ich przyjaciela. Elf natomiast siedział w chatce, którą to tymczasowo otrzymali od Lucjana, by móc się przygotować do walki i studiował prastare elfie zwoje. Wszyscy ciężko pracowali, czas płynął im więc bardzo szybko. Wreszcie nastała noc. Po zebraniu wielu informacji i ostrzeżeniu mieszkańców by nie wychodzili ze swych domów, grupka młodych przyjaciół wyruszyła do miejsca, z którego wedle wieśniaków wyłania się demon. Miejsce to okazało się niewielką polaną, znajdującą się pod samym lasem, który zdawał się być naprawdę mroczny, zaś na samym środku owej polany znajdował się wielki głaz.

- Czuję jego aurę. - rzekł cicho Zen. - uważajcie na siebie, zaraz nadejdzie. - ostrzegł wszystkich po czym wyciągnął swój miecz. Rafael poczynił to samo. Wszyscy byli w stanie gotowości. W oddali całemu wydarzeniu ktoś jednak się przyglądał. Tajemnicza postać zdawała się bardzo zaniepokojona siedząc w swym powozie. Chłopcy wyszli na przód stając jakieś dwieście metrów od skały i lasu. Kristina była wciąż za nimi. Szum wiatru uspokajał nieco młodzieńców, którzy zaraz mieli stanąć do walki z demonem. Trzask! Rozległ się dźwięk uderzenia o stal. Zentharis zdążył sparować swym mieczem cios wymierzony w niego szponem. Stojąc na ugiętych nogach, trzymając miecz w ukosie wyglądał jak by siłował się ze swym przeciwnikiem. Czując na twarzy oddech bestii, której kły widział tuż przed sobą, a jego czarne niczym najgłębsze otchłanie piekieł oczy jak by wołały o pomoc. Za chwilę jednak poczuł ulgę. Naru zniknął, Zen zdawał się spokojny jak by wszystko przewidział, wyszeptał coś po czym machnąwszy mieczem wskazał jego ostrzem miejsce, które znajdowało się tylko kawałek od Rafaela stojącego już w pozycji defensywnej. W miejscu, w którym wskazał zaczęło rosnąć drzewo, które już po sekundzie osiągnęło ogromne rozmiary a swymi korzeniami zaczęło oplatać bestię mającą już zaatakować nożownika. Do drzewa, od którego biło święte światło elfów, został przywiązany za pomocą korzeni ich przeciwnik, którego ryk usłyszeć można było w samej stolicy.

- Kristina, teraz Twoja kolej. - Elf, dał dziewczynie znak.

- Liczymy na Ciebie. - dodał Rafael. Dziewczyna szła pewnie w stronę chłopca, lecz zrobiła zaledwie kilka kroków po czym demon znowu ryknął. Tym razem z jego ciała zaczął wydobywać się gęsty czarny dym, który sprawił, że drzewo do którego był przywiązany obumarło, wraz z korzeniami. Nim Zentharis zdał sobie z tego sprawę było już za późno. Naru wyrwał się z więzów, które go trzymały i w ułamku sekundy ruszył w stronę dziewczyny. Nic już nie można było zrobić. Wszyscy byli zszokowani. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw, lecz Kristina nawet się nie wzdrygnęła. Po chwili już pojawił się przed nią Naru. Jego oczy wpatrywały się w nią, zębiska wyszczerzone a jego szpony były tuż obok jej głowy, lecz mimo to wyglądał jak sparaliżowany. Jego łapy trzęsły się a jego oczy były wpatrzone w jej oczy. Zen wraz z Rafaelem już do niej biegli.

- Wróć do nas, wiem, że tam jesteś i że nie zrobisz mi krzywdy. - rzekła cicho po czym położyła swą dłoń na jego pysku. W jego oczach, widać było walkę. - Przecież miałeś mnie chronić. - dodała. Naru znowu ryknął a szponami padając na kolana złapał się za łeb, który powoli zaczął przybierać ludzkie kształty. Bezustannie przeraźliwie ryczał i trząsł się. Najwidoczniej walka chłopca była dla niego nieprawdopodobnie trudna i bolesna. Trzymając się za głowę wbijał w nią swe szpony a wkrótce już paznokcie tak mocno, że w tych miejscach pojawiła się krew. Czerń wypełniająca jego oczy zaczęła powoli ustępować matowemu szkarłatu, który jednak z czasem zyskiwał swój blask. Po chwili walki z samym sobą jego ciało przybrało już ludzki wygląd a na jego twarzy widniała maska. W tym momencie Zen wraz z Rafaelem pojawili się obok.

- Naru wszystko dobrze? - zapytali klęczącego chłopca, lecz ten niespodziewanie wyrwał się z bezruchu, złapał ich za szyję i ruszył w stronę głazu uderzając nimi.

- Naru, co Ty wyprawiasz?! - krzyknęła z daleka Kristina.

- Wy, nieudolna banda kretynów coście sobie myśleli?! - krzyknął nagle wciąż ściskając ich i przyciskając do skały.

- Uspokój się. - wykrztusił Zen.

- A gdybym jej coś zrobił? Wtedy nigdy.. Nigdy... - Nie dokończył i puścił swych towarzyszy.

- Ale nic mi nie zrobiłeś i nie zrobiłbyś. Nie ma takiej możliwości. - uspokajała chłopca i rzuciła mu się na szyję. - Witaj z powrotem. - szepnęła.

- Ktoś tutaj zmierza. - rzekł Naru, po czym puścił dziewczynę i złapał za swe miecze, kierując je w stronę powozu, który chwilę potem zatrzymał się obok nich.

- uspokój się. - rzekła łagodnie osoba, wysiadająca. Wszyscy rozpoznali po głosie, że był to Lucjan.

- Co Ty tu robisz? - zdziwili się.

- Niepokoiłem się więc wolałem przyjechać i poobserwować jak sobie radzicie.

- To Ty ich tutaj wysłałeś? - warknął na swego brata ściskając swe miecze.

- Tak się o nich martwisz? Jeszcze chwilę temu, chciałeś ich pozabijać. - zadrwił książę.

- Więc uważaj, żebym nie zabił Ciebie. - rzucił wciąż zdenerwowany chłopiec.

- No dawaj, spróbuj. - prowokował. W tym momencie z powozu wyszło jeszcze kilku strażników księcia, mierząc w Naru.

- Jeśli księciu spadnie chociaż włos z głowy -

- To co? Chodź! Jesteś pierwszym w kolejce. - zagroził Naru.

- Czy wy nie potraficie porozmawiać bez sporów? - zirytowała się Kristina.

- Myślę, że wystarczająco już narozrabiałeś. - rzekł spokojnie Lucjan.

- Naru, czemu nie wróciłeś razem z księciem? - zapytał Zen.

- Musiałem dopilnować, że już nigdy więcej nie będą maczali palców w czymś od czego powinni się trzymać z daleka. - warknął.

- Niemożliwe, coś Ty zrobił? - zapytał tym razem Rafael.

- Dokładnie to, o czy myślicie. - rzucił.

- Co się stało to się nie odstanie. Cieszę się, że wróciłeś bracie a teraz wracajmy do domu. - zaproponował. Nikt nie miał nic przeciwko, nawet zdenerwowany Naru powoli się uspokajał i wszyscy byli zadowoleni, że wszystko dobrze się skończyło.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.