Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Wizard

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2012-09-24 08:00:14
Aktualizowany:2014-06-21 21:28:14


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Było ciemno, wokół można było usłyszeć tylko krople wody, rozbijające się o skały, wycie wiatru wślizgującego się między szczelinami w ścianach groty i kroki.

Wśród ciemności rozległo się echo kroków, szybkich kroków. Dwie osoby: łowca i ofiara. Nagle rozległ się dźwięk zderzenia stali. Rozpoczęła się walka, nierówny bój w mroku, gdzie można było liczyć tylko na swoje umiejętności, na zmysł słuchu, ponieważ wzrok był ograniczony... Chociaż było ciemno, Naru wcale się nie martwił, bowiem w ciemności czuł się o wiele swobodniej niż w ciągu dnia, nie widział kto go atakuje, ani też broni przeciwnika, lecz przeczuwał gdzie padnie cios. W mroku widać było tylko blask stali, uderzającej o siebie z wielką siłą. Niczym iskra, która szybko się pojawia i natychmiast znika. Lecz nigdy nic nie jest takie proste jak się wydaje. Gdy już zablokował jeden z kilku wymierzonych w niego ciosów, prawie natychmiast poczuł, jak coś tnie jego skórę na wskroś od klatki piersiowej aż do pasa. Jęknął cicho, po czym szybko zaatakował, okazało się jednak, że w miejscu gdzie celował nikogo nie było, ale za chwilę poczuł ponownie cięcie, lecz tym razem na plecach. Osunął się na kolana pod wpływem bólu.

- Wracasz ze mną. - Rozległ się zimny głos napastnika.

- Nie.. - wyjęczał ranny chłopiec ze strachem w głosie. Rozległ się dźwięk pęknięcia, a następnie jakby coś sypało się na ziemię. W jednej chwili rozbłysło światło..

***

- Naru!? - Kristinę zaskoczył widok swego towarzysza podczas przechadzki po miejskim targu, albo przynajmniej kogoś bardzo podobnego. Mimo iż postać chłopca ze szkarłatnymi włosami była odwrócona tyłem i znajdowała się daleko przed nią to jej sylwetka jednak była tą, którą dziewczyna dokładnie znała. Mimo wszystko chłopiec nic nie odpowiedział. Nawet się nie odwrócił.

- Czyżby mi się wydawało? - Zaczęła zastanawiać się przyśpieszając kroku by dogonić postać, która znikała już za rogiem. Gdy tylko dobiegła na miejsce, nie ujrzała nic poza pustą, ciemną uliczką. Chociaż czuła, że nie jest to bezpieczne miejsce, znajomy widok nie dawał jej spokoju, musiała upewnić się, że to na pewno nie był on. Ruszyła więc z nadzieją, że wkrótce znajdzie swego przyjaciela, lecz nie minęło wiele czasu gdy tylko oddaliła się wystarczająco od targowiska, skręcając w coraz to różniejsze uliczki znikąd pojawiło się czterech tęgich mężczyzn, którzy nie wyglądali przyjaźnie. Ponadto czuć od nich było odór alkoholu, jak i w oczy rzucały się ich problemy z utrzymaniem higieny osobistej. Idealnie pasowali do tego ciemnego, śmierdzącego zgnilizną i brudnego miejsca.

- Hej, maleństwo, zgubiłaś się? - odezwał się pierwszy z nich robiąc krok do przodu, próbując się szeroko uśmiechnąć, obnażając swoje uzębienie, w którym widniały wyraźne braki i niemalże czarne zniszczone pozostałości. Kristina chciała zrobić krok w tył, lecz była otoczona. Ścisnęła tylko mocniej swą torbę, w której trzymała zakupy i przerażona zaczęła zastanawiać się jak wybrnąć z tej sytuacji.

- Może szuka kogo? Może mnie? - wtrącił się kolejny z nich z wystającym spod zniszczonej podkoszulki sadłem. Po jego zarośniętej twarzy widać było niecne zamiary.

- Coś ty kurwa! - Nagłe czknięcie przerwało na moment jego wypowiedź. - Z taką parszywą gębą Twoja własna matka wolała by o Tobie zapomnieć, zapewne cieszy się, że Cię nie widzi. - Stwierdził mierząc dziewczynę wzrokiem jednocześnie idąc w jej stronę i ostentacyjnie drapiąc się w krocze. Zachowywał się jak lider tej grupy. Mężczyzna był z nich wszystkich najbardziej wulgarny, obleśny i chamski. - Ona jest moja! Jak skończę pozwolę wam się nią zająć. - Gdy tylko skończył mówić do swych kumpli rzekł do przerażonej Kristiny, która upuściła swoje zakupy. - Choć tu do mnie mała suczko, zaopiekuję się Tobą należycie. - Po czym ponownie czknął. Nagle rozległ się krzyk, mężczyzna który zaczepił ją jako pierwszy miotał się cały zalany krwią. Jego ręka leżała odcięta tuż obok niego. Wyraźnie można było usłyszeć dźwięk wydobywanego i przecinającego wszystko na swej drodze miecza. Nie minęła dłuższa chwila reszta mężczyzn zostawała brutalnie pozbawiana swych kończyn a następnie w końcu żyć. Dziewczyna zdążyła zauważyć poruszające się z ogromną szybkością zarysy znanej sylwetki, lecz po chwili znowu jedyne co mogła zobaczyć to znikające za rogiem u wyjścia z uliczki, którego z przerażenia nie zauważyła szkarłatne włosy. Dziewczyna zebrała się w sobie nie chcąc dłużej pozostawiać w tym pełnym krwi miejscu, szybko stamtąd wybiegła. Nie widziała już nigdzie chłopca, lecz przynajmniej znajdowała się w bezpiecznym miejscu. Z powrotem na targu, z którego niezwłocznie ruszyła do domu.


***

Gdy tylko weszła zauważyła schodzącego po schodach na dół Naru.

- Naru! - zawołała go.

- Coś się stało? - zapytał podchodząc do niej. Wyglądał na zaspanego.

- Dziwne. - Pomyślała - Nic, dopiero wstałeś? - zapytała, chociaż jego oczy były zakryte czuła jak by wpatrywał się głęboko w jej oczy, jak gdyby wiedział, że kłamała.

- Tak, nie wszyscy latają po mieście z samego rana. - rzekł ziewając przy tym. - Na pewno nic się nie stało? Nie brzmisz najlepiej.

- Na pewno, jestem trochę zmęczona. - Nie chcąc przyprawiać go o zmartwienia skłamała ponownie, znów czując jego podejrzliwe spojrzenie szybko udała się do swego pokoju aby odpocząć.

- Dziwne - pomyślała tylko, próbując przeanalizować minione wydarzenia. Nie zdążyła dojść do miejsca spoczynku, gdyż po drodze spotkała śpieszącego Zentharisa.

- Książę zlecił nam sprawdzenie czegoś w wiosce nieopodal. Widziałaś Naru?

- Zdaje mi się, że zmierzał w kierunku jadalni. - odpowiedziała. - A co z Rafaelem? - dodała po chwili.

- On już wie. Ruszajmy po Naru, szkoda czasu. - rzekł po czym zeszli po swego towarzysza. Nim doszli do jadalni usłyszeli dźwięk rozbijającego się szkła. Co zmusiło ich do pobiegnięcia tam, gdy tylko dotarli na miejsce ujrzeli przygarbionego Naru, trzymającego się jedną ręką za twarz a drugą podpierającego się o segment.

- Nie zbliżać się! - krzyknął już blady, nim zdążyli zrobić jakikolwiek krok w jego stronę. Na podłodze widoczne były rozsypane fragmenty maski a w jego dłoniach niewielkie szpony. - Zen, masz przy sobie zapewne chociaż jakiś elfi sztylet. Rzuć mi go! - krzyknął ponownie.

- Naru, ale -

- Rzuć go! - przerwał mu tym razem już mniej ludzkim głosem. Zen spełnił prośbę. Wyjął z pochwy schowanej pod nogawką święty sztylet, po czym rzucił przyjacielowi. Naru złapał broń, po czym okropnie nią parzony wbił ją sobie w nogę, dzięki czemu po chwili zaczął przybierać na powrót ludzkie kształty.

- Naru czyś ty zgłupiał!? - Zdenerwowała się dziewczyna.

- Nie, to było logiczne. Naturalnym wrogiem demona drzemiącego w nim jest elf. Tylko moja broń była w stanie powstrzymać go przed przejęciem kontroli. - wyjaśnił.

- Nie, ja mówię o tym. - Wskazała na sztylet, wyciągnięty z nogi przez Naru po czym podbiegła by niezwłocznie wziąć się za leczenie ran przyjaciela.

- Żarty się skończyły. - zaczął słabym głosem pokaleczony chłopiec. - Zen, jeśli kiedykolwiek zdarzy się, że stracę nad sobą kontrolę, tak jak zdarzyło się to ostatnim razem masz mnie zabić.

- Wiem, co mam robić. Jestem paladynem. Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić. - odpowiedział doskonale wiedząc co tak naprawdę go martwi, jednocześnie pomagając mu usiąść na krześle, aby Kristina mogła zająć się jego ranami.

- Naru, to zaczyna powoli wymykać się spod kontroli. - zaniepokoiła się dziewczyna.

- Gdy tylko nadarzy się sposobność będę mógł nad tym zapanować. - odrzekł wymachując właśnie wyleczoną nogą.

- Co masz na myśli? - zapytali jednocześnie z Zenem.

- Misja- odpowiedział, po chwili milczenia. - Słyszałem jak Lucjan rozmawiał z Rafaelem, mamy godzinę na przygotowanie się, więc muszę wracać do siebie. - zmienił temat po czym wstał i ruszył powolnym rokiem w stronę wyjścia.

- Teraz zamierzasz nas zbyć? - zapytała Kristina podbiegając do niego. - Czemu tyle przed nami ukrywasz?

- Nie myśl o tym, jeszcze ktoś musi zginąć nim ja pozwolę sobie na spoczynek. - odpowiedział po czym wyszedł.

***

- Wedle raportu, musimy po prostu dowiedzieć się kim są ludzie, którzy próbują wymusić pieniądze za ochronę na będącej pod pieczą królestwa wiosce. - rzekł Rafael po przeczytaniu. - Jest tu też dopisek. Zdaje mi się, że skierowany głównie do Naru. „Jeśli nie będzie takiej potrzeby, nikogo nie zabijać.” - zadrwił.

- Da się to pominąć. - odrzekł chłodno. - Zapewne uważają się za cwańszych niż są, wtedy będą próbowali mnie zaatakować. Przy takim obrocie spraw nie jestem w stanie zagwarantować im bezpieczeństwa. - dodał.

- Pamiętaj, że to rozkazy od samego księcia. - upomniał go Zen.

- A ja nie słucham się niczyich rozkazów, a zwłaszcza tych wydanych przez młodsze rodzeństwo. - rzucił po czym ruszył w kierunku wioski leżącej już kilka kroków przed nimi.

- To bardziej przypomina fortecę, niż wioskę. - spostrzegła Kristina przyglądając się wysokiej palisadzie.

- Jeszcze tylko fosy i mostu zwodzonego brakuje i sam książę mógłby tutaj rezydować. - rzekł Zen przyglądając się uważnie.

- Niegdyś podczas ataków na stolicę przenoszono tutaj ludzi, aby mogli się schronić. - wyjaśnił zamaskowany chłopak. - Chociaż wewnątrz nie różni się niczym od zwyczajnej wioski. - dodał. Gdy tylko weszli do środka zostali otoczeni przez ludzi wyglądających na bandytów.

- Hej, gdzie wam tak śpieszno? Bez uiszczenia opłaty? - zaczął jeden z nich. - Chronimy tą wioskę i pobieramy każdorazowo opłaty za wejście i opuszczenie jej. Więc wyskakiwać z pieniędzy.

- Nie mam zamiaru. - odburknął Naru, trzymając Kristinę blisko siebie i powoli sięgając po broń.

- Więc możesz zaraz stracić coś o wiele cenniejszego. Ta dziewka może za to odpłacić się w inny sposób. - zagroził i skierował swe spojrzenie na przestraszoną dziewczynę,

- Jeśli nie utrzymasz języka za zębami też możesz go zaraz stracić. - Chłopiec nie pozostał dłużny.

- Jesteś widać bardzo pewny siebie jak na kogoś kto jest ślepy jak kret, ale nie martw się. Nauczę Cię pokory. - zaśmiał się i w tym samym momencie poczuł jak coś ściska jego gardło. Gdy tylko spojrzał nieco niżej spostrzegł, że jego nogi nie przylegają już do podłoża a to co go ściska to dłoń chłopca, któremu jeszcze chwilę temu groził. Powoli tracąc świadomość z powodu braku powietrza widział już tylko jak jego towarzysze są pokonywani w walce przez przyjaciół chłopca.

- Nie ważne ilu was jest i jak silni jesteście, wyrżnę w pień każdego. A teraz leć do swego szefa i przekaż mu, żeby nie zbliżał się do wioski. - Naru zagroził przeciwnikowi po czym cisnął nim o ziemię. - Zapamiętaj sobie, to Vanderberg trzyma pieczę nad tym miejscem. Nie wy. - dodał po czym pozwolił uciec kulejącemu już bandycie.

- Widzisz? Jednak dało się bez zabijania. - zadrwił ponownie Rafael, lecz ten wyglądał jak by był czymś zaniepokojony.

- Też to poczułeś? - zapytał tym razem Zen.

- Cóż, on po prostu nie miał prawa tego przeżyć a jednak wstał i pobiegł. - odpowiedział Naru.

- Czyli to jednak znowu nie tak jak myślę. - zawiódł się nożownik. - Ale jak to możliwe?

- Po prostu nie byli do końca żywi. Mamy tutaj do czynienia z magiem a konkretniej z nekromantą i do tego potężnym. Mało kto potrafi przywołać do życia człowieka nie odbierając mu przy tym resztek rozumu. - wyjaśnił zamaskowany chłopak.

-Brr - wzdrygnął się Rafael. - Powinniśmy zapytać kogoś zorientowanego co się tutaj dzieje. Powinniśmy odwiedzić jakiegoś sołtysa. - Rzekł po czym gdy nikt nie wyraził sprzeciwu wszyscy ruszyli do wyróżniającego się dużego budynku w centrum.

- Wy pewnie jesteście tymi wysłannikami ze stolicy. - Przywitał ich ukłonem starszy jegomość. - Zapewne wiecie wszystko co trzeba, lecz jeśli macie jakieś pytania postaram się wam odpowiedzieć. Poznaliście już tych samozwańczych poborców myta, co rzekomo chronią wioski? - zapytał.

- Tak, co o nich wiesz? - zapytał krótko Naru.

- Tylko tyle, że jakieś parę dni temu przybyli tutaj ze swym szefem, który nie przedstawił się, lecz zapewniał, że ma na swe wezwanie całą armię, która zmiecie naszą wioskę z powierzchni ziemi, jeśli nie będziemy im płacić. Ciężko w coś takiego uwierzyć, ale facet był dziwny, tak samo jak Ci jego ludzie. Był wysoki nosił miecz przy pasie, długie czarne włosy i oczy. Gdy płacimy jego ludzie kierują się w stronę pobliskiego cmentarza. Tyle wiem. - odpowiedział.

- Tyle nam starczy, wiem gdzie się kierować. - Chłopiec pożegnał się po czym wszyscy wyszli.

- Nie dość, że będziemy walczyć z nekromantą i jego nieumarłymi to jeszcze na cmentarzu, po prostu świetnie. - Marudził Rafael gdy byli już niedaleko swego celu.

- Tak naprawdę to nie jest cmentarz. Bardziej pobojowisko, kiedyś na tamtym terenie stoczono wielką bitwę, nie ma tam grobów, lecz tłumaczy to jego słowa o armii. Do tego z opisu mogę wywnioskować, że mamy do czynienia z wizardem. - westchnął. - obym się mylił.

- Niestety się nie mylisz. - Zaskoczył ich chłodny głos. Niedaleko nich stała mała chatka a przed jej drzwiami człowiek pasujący opisowi sołtysa. - Niestety nie walczę z byle kim, wami zajmą się moi ludzie. - Nim zdążyli się obejrzeć byli już otoczeni przez swoich przeciwników, lecz taka ilość nie stanowiła problemu dla Naru, który z łatwością rozczłonkował tych przed sobą jak i dla jego towarzyszy, którzy poszli jego śladem.

- Widzę, że jednak coś potraficie, więc co powiecie na to? - Mężczyzna począł wymachiwać rękoma i wypowiadać jakieś niezrozumiałe słowa, wokół grupki z ziemi wygrzebała się ogromna ilość żołnierzy.

- Jak on może przywołać tylu naraz? Rozumiem, że jest silnym magiem, lecz taka ilość to przesada! - krzyknął Rafael.

- Cholera! Jesteśmy w potrzasku tu nie chodzi o niego a o jego źródło!- stwierdził Naru.

- Widzę, że jesteś bystry, lecz teraz jest już nieco za późno. - pochwalił go mężczyzna.

- O jakim źródle mówisz? - zapytała przerażona Kristina. Niebo pociemniało a powietrze wokół zrobiło się ciężkie, niebo zakryły chmury a znikąd zaczęła pojawiać się mgła, która zaczęła się powoli zagęszczać.

- Każdy mag musi mieć źródło, z którego czerpie swoją moc, by móc rzucać zaklęcia, źródeł jest tysiące, lecz problemem jest to, z którego on korzysta. Jego źródłem jest sama śmierć a biorąc pod uwagę historię miejsca, w którym się znajdujemy, mamy przechlapane. - wyjaśnił chłopak.

- Masz rację, jesteś naprawdę bystry, aż szkoda mi Cię zabijać. To miejsce jest przesiąknięte śmiercią co czyni mnie niepokonanym. Myślałem, że sołtys Ci powiedział, że mam do dyspozycji całą armię. - szczycił się nekromanta.

- Mam pomysł! - krzyknął Naru. - Pilnujcie Kristiny. - nakazał po czym ruszył w kierunku maga z obnażonymi ostrzami siekając na kawałki wszystko co stanęło mu na drodze. Nie minęła chwila aż jego kolejny atak został wymierzony bezpośrednio w jego główny cel, który bez problemu zablokował pierwszy wymierzony w jego głowę cios swym mieczem a atak drugim ostrzem w okolice żeber uniknął odskakując w tył.

- Naprawdę mnie nie pamiętasz? Vergill? - Zapytał nagle mężczyzna. Gdy tylko chłopak chciał pobiec w jego stronę poczuł jak dziesiątki rąk chwytają go. Tajemniczy jegomość podszedł spokojnie do unieruchomionego przeciwnika.

- Przypomnij sobie tamtą obietnicę! Co Ty robiłeś przez te wszystkie lata?! Ile warte jest Twoje słowo?! Vergil! - Krzyknął wściekły a jego wolną otwartą dłoń zaczęła otaczać ciemno-fioletowa poświata. Chłopiec trzymany wciąż nie mógł się ruszyć. Czekając powoli analizował w swej głowie wydarzenia sprzed lat, aż w końcu poczuł na brzuchu uderzenie otwartą dłonią, którego siła rzuciła nim prostu na grupkę walczących towarzyszy i rozeszła się po całym ciele.

- Naru o czym on mówi? Nic Ci nie jest? - zapytała Kristina podbiegając do niego. Ten jednak nie odpowiedział. Wstał tylko powoli chowając swe miecze do pochwy a robiąc to wyglądał naprawdę poważnie.

- Pamiętam. - rzekł - Lecz sęk w tym, że Ty nie możesz być prawdziwy. Ty już nie żyjesz powstałeś ze zmarłych a miałeś przecież czekać aż doprowadzę to do końca! - ryknął Naru.

- Nie! Już zbyt długo czekałem obserwując Cię, to już zbyt długo trwa. Nie mogę dłużej czekać. Obiecałeś, a teraz pokaż mi ile warte były te wszystkie lata! Pokażmy Twoim towarzyszą prawdziwą zabójczą potęgę magii! - krzyknął po czym wzniósł swe ręce ku niebu. Jego dłonie ponownie zaczęła spowijać znana już ciemno-fioletowa poświata a z ciemnych chmur, które jak dotąd je zasłaniały zaczęły wystrzeliwać błyskawice rażąc każdego kto stał im na drodze uderzając w losowe miejsca na polu bitwy.

- Szybko, Zen, Rafael, Kristina zbliżcie się! - krzyknął chłopiec do swych towarzyszy. Gdy tylko Ci zrobili jak kazał ten gwałtownie rozłożył ramiona a chwilę potem od miejsca, w którym stali jakaś tajemnicza energia odepchnęła wszystkich przeciwników wokół nich. Błyskawic z każda sekunda było coraz więcej i uderzały częściej na coraz to większym obszarze. Dłonie Naru były zaciśnięte w pięść. Uniesione były tylko palec wskazujący wraz z środkowym a spowijała je czarna poświata. Tym razem zrobił dłońmi kulisty gest jak by rysował okrąg w powietrzu łącząc swoje dłonie przed twarzą a wokół nich pojawiła się blado-czarna bariera dzięki, której przeciwnicy, którzy się podnieśli nie mogli się przedrzeć.

- Padnijcie! - rozkazał.

- Jak to? - zdziwił się Rafael, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że są chronieni barierą stworzoną przez Naru.

- Zamknij się i padnij! - warknął śmiertelnie poważnie. Wszyscy zrobili jak nakazał. Ten tym razem jedną dłoń sprzed twarzy skierował w ich stronę nie przerywając jednocześnie gestu tworząc kolejną barierę, która chroniła już tylko jego towarzyszy. Nie ruszając przy tym drugiej dłoni.

- Więc od początku miałem rację. Ty naprawdę jesteś wizardem na dodatek również bardzo potężnym. Czemu więc ukrywałeś to przed wszystkimi. - zapytał Zen.

- Mylisz się. - odpowiedział spokojnie chłopiec przyglądając się uważnie burzy, która zmierzała w ich stronę paląc na popiół wszystko na co natrafiła. Czekając aż w końcu do nich dotrze.

- Jak to? Czemu dotąd nie używałeś tej mocy? I po co aż dwie bariery. - Elf nie ustępował.

- Wkrótce się przekonasz. Tu nie chodzi o was. - odpowiedział spokojnie po czym uderzyła ich pierwsza z błyskawic. To był znak, że burza już do nich dotarła. Gdy tylko pierwszy kurz opadł. Kristina ujrzała jak z nosa Naru spływa krew.

- Naru, czemu krwawisz? - Zaniepokoiła się dziewczyna. Zen w tym czasie powiązał w swej głowie wszystkie fakty.

- Idioto! - ryknął - Nie możesz tak ryzykować!

- Zen co się dzieje? - zapytała znowu, lecz tym razem w jej głosie wyczuć można było drgania. Mimo iż nie do końca rozumiała sytuacje, w której byli to przeczuwała, że dzieje się coś złego.

- On już raz użył swej magii. Wtedy w lesie podczas walki z jednym z moich braci, gdy przybyliście po mnie. Ta siła, która nie pozwoliła Ci się do niego zbliżyć, te rany, które otwierały się na jego ciele. To jest jego źródło!- wywnioskował elf - Naru wybrał najgorsze z możliwych źródeł w jego przypadku. Z każdą chwilą gdy używa magii, jego ciało słabnie. Jego magia jest potężna, lecz kosztuje go ona własną energię życiową a dokładniej to prawie jak by jego ciało cofało się w czasie otwierając każdą możliwą ranę, jaką otrzymał w przeszłości. Jeśli ta burza wkrótce nie minie on umrze. Ta bariera wokół nas powstała tylko i wyłącznie po to, żebyśmy mu nie przeszkadzali. Na dodatek pod żadnym pozorem nie wolno nam jej naruszyć.

- Naru, przestań. - krzyknęła tym razem Kristina. Wtem uderzyła w nich kolejna błyskawica a zaraz po tym kolejne dwie. Chłopiec wydał z siebie cichy jęk a z jego dłoni spływała krew. Błyskawice uderzały coraz częściej a jego ciało coraz bardziej słabło. Z każdą chwilą toczył coraz więcej krwi. Jego towarzysze również nie znajdowali się w dobrej sytuacji. Musieli patrzeć na katorgę przyjaciela nie mogąc zrobić nic by tylko nie pogorszyć sytuacji. Mogąc tylko się przyglądać czuli się bezsilni i bezużyteczni. Minęła już chwila a pod stopami Naru tworzyła się już kałuża jego własnej krwi. Burza powoli zbliżała się ku końcowi gdy ten już zaczynał chwiać się na nogach. Bariera powoli zaczęła słabnąć wraz z ciałem chłopca, który czuł jak życie z niego uchodzi. Gdy tylko burza się skończyła blady jak zwłoki usunął jedną z barier, która chroniła ich wszystkich wciąż jednak utrzymując jedną na swych przyjaciołach robiąc chwiejny krok do przodu wykonał wolną dłonią kolejny gest dławiąc się i walcząc z samym sobą by nie stracić koncentracji sprawił, że ziemia wokół nich zaczęła się trząść a przed nimi zaczęły wystrzeliwać gejzery magmy, z której powoli zaczął formować falę i posłał ją w stronę wrogów paląc ich. Magma niedługo po tym wyschła tworząc przy tym na ziemi warstwę, przez którą trupy chcące wyjść na powierzchnię nie mogły się przebić.

- Choćbym miał wstać z grobu dotrzymam słowa. - rzekł cicho po czym runął na ziemię. Bariera znikła a chłopiec leżał już w wielkiej kałuży krwi. Kristina próbowała go uleczyć, lecz było już za późno. Zalana łzami ostatni raz przytuliła zmarłego już towarzysza. Mag tylko spojrzał na nich z oddali po czym zniknął.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.