Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Zamaskowany

Poświęcenie

Autor:kimoki
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Mistyka, Mroczne, Przygodowe, Romans
Uwagi:Self Insertion, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2014-08-20 08:00:13
Aktualizowany:2014-08-15 14:54:13


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Noc była długa i wyczerpująca do tego stopnia, że nawet Kristina, która była rannym ptaszkiem obudziła się dopiero w południe. Po otwarciu oczu leżała jeszcze chwilę w bezruchu napawając się aksamitem pościeli, którą była nakryta i wypełniając swe myśli wspomnieniami z minionego wieczoru. „Ciekawe jaki to prezent chce mi podarować.” - Co jakiś czas odbijało się echem w jej głowie kiedy tylko wracała myślami do tańca ze swym księciem. Minął jeszcze jakiś czas kiedy w końcu podniosła się, leniwie przeciągła i wstała z łóżka. Kiedy już ubrana kończyła doprowadzać swoje rozczochrane trudami nocy włosy do porządku jej uszu dobiegło pukanie do drzwi.

- Proszę wejść! - zawołała a u progu jej pokoju stał już szkarłatnowłosy młody mężczyzna, którego obecność wprawiła dziewczynę w miłe zaskoczenie.

- Gotowa? - zaczął łagodnym chociaż nieco zaspanym głosem Naru powoli zmierzając w jej kierunku.

- Na co? - Tego dnia jej oczy błyszczały zieloną barwą jeszcze bardziej wyraziście niż zazwyczaj. Jej długie srebrzyste włosy również wydawały się o wiele piękniejsze. A może to tylko jemu tak się wydawało. Odkąd opanował elfią magię i zrozumiał swoje uczucia wzrosła jego wrażliwość. Nie wiedział jednak do końca, która z tych rzeczy tak znacząco wpłynęła na jego sposób poznawania świata.

- Obejrzeć swój urodzinowy prezent. - Gdy podał dłoń dziewczynie poczuł jak delikatną istotą jest Krsitina. Jak miękka i delikatna jest skóra na jej dłoniach, twarzy i całej reszcie drobnego ciała. Jak pachnące i miękkie są jej włosy falujące na wietrze. Jak urokliwy był rumieniec, który w tym momencie oblał jej twarz. „Czy tak wygląda świat poznawany przez elfy? Czy też to całkiem ludzkie w tych okolicznościach?” - pomyślał, powoli prowadząc ją na zewnątrz zamku. Szli powoli, Naru prowadził wciąż trzymając jej dłoń. W chwili gdy weszli do stajni i otworzył znajdujący się wewnątrz box dziewczyna aż podskoczyła z zachwytu. Prezentem, który otrzymała okazała się być roczna klacz z włosiem srebrzystym jak jej włosy. Konik wpatrywał się w nią swymi ciekawymi czarnymi ślepkami zamiatając przy tym puchatym ogonem, co jakiś czas wtórując sobie radosnym rżeniem.

- Dziękuję! - Od razu rzuciła mu się na szyję.

- Możesz nadać jej imię. - rzekł chłopiec wpatrując się w jej rozradowaną twarz. Kristina popatrzyła chwilę na niego.

- Niech nazywa się Iskra. Bo każde spojrzenie na nią rozpala płomyk nadziei. - rzekła w końcu.

- Kristina.. - zaczął po chwili trzymając dłonie na jej talii. - Kiedy to wszystko się skończy Zen zasiądzie na elfim tronie, Rafael na stałe wróci do swojego klanu oraz Morgan. Lucjan będzie się żenić aby utrwalić przymierze między naszym państwem i którymś z ościennych. Poszerzając przy tym nasze granice. Tego dnia, czy nie chciałabyś uciec od tego głośnego miasta i zacząć żyć na nowo w jakiejś wsi jak niegdyś w Moren?

- Owszem, byłoby wspaniale. Myślałeś już jak by to wyglądało?

- Lucjan dałby nam ziemie, na których zbudowałbym dom. Pasłbym owce, hodował świnie, krowy i konie. Zarabiałbym w ten sposób na nasze wiejskie życie. Ty mogłabyś hodować kwiaty i robić co tylko zapragniesz.

- To przepiękna wizja. Chciałabym aby się spełniła. - odpowiedziała rozmarzona.

- W takim razie uroczyście przysięgam Ci, że stanie się ona prawdziwa. - rzekł stanowczo patrząc jej w oczy.

- Książę wzywa was do swego gabinetu w ważnej sprawie. - przerwał im młody strażnik, który nagle pojawił się w stajni po czym ukłoniwszy się przekazał co mu kazano. Gdy tylko dotarli na miejsce zauważyli, że w gabinecie Lucjana zebrali się wszyscy.

- Vergil, mam bardzo ważne wieści. - zaczął młody władca przyglądając się uważnie każdemu z zebranych. Twarze Rafaela i Zena wskazywały, jak gdyby przeczuwali co właśnie usłyszą. Tylko Naru od długiego czasu nie słyszał informacji ze świata zewnętrznego. - Jak doskonale wiesz wschodnią granicę między nami a Varbami wyznacza kanion znajdujący się w szczelinie na wschód od królestwa. Za tą szczeliną nasi sąsiedzi zbierają wojska wyposażone w potężne balisty. Nasz goniec twierdzi, iż szykują się do dystansowego ataku na nas. Lada moment, muszę zebrać wojsko i ruszać tam na pertraktacje pokojowe. Podobno widziano tam Ciebie zabijającego doradce królewskiego, wiesz co to oznacza?

- Że osoba, którą ścigam próbuje wszcząć wojnę między naszymi państwami. Ale po co? - odpowiedział zdumiony.

- Nie wiem, ale mam całkowitą pewność, że Twój sobowtór zabił tego człowieka. Kolejną istotną sprawą jest atak na klan Rafaela, który nastąpił osiem miesięcy temu. Dowiedzieliśmy się co było tego powodem. Rafaelu.. - Lucjan wskazał dłonią na nożownika w geście wskazującym by ten wyjaśnił całą sprawę.

- Od niepamiętnych czasów głęboko pod Czarnym kanionem ukryty jest Kamień Dusz, który przez pokolenia był chroniony przez Klan Cienia. Wiesz co to jest? - Spojrzał pytająco na Naru, lecz ten nie odpowiedział. - Klejnot ten ma niezwykłe właściwości. Odpowiednio użyty potrafi wyssać z ciała duszę i przechować ją do czasu przeniesienia w inne ciało. Naru, ten przedmiot mógłby wyciągnąć z Ciebie Samaela, jednakże jest duże prawdopodobieństwo, że wasze dusze są po części scalone, mogłoby to skończyć się Twoją śmiercią. Klejnot ten został przez nich wykradziony. - wyjaśnił.

- Nie wiemy jak te sprawy są powiązane, ale..

- Pewnym jest, że moi przeciwnicy wykonali bardzo istotne ruchy. - przerwał Lucjanowi Naru.

- Rafaela i Zentharisa muszę zabrać ze sobą, zgodzili mi się towarzyszyć jako moja niezawodna ochrona. Kristina jako, że zna Cię najlepiej również ze mną pojedzie. Ma dar przekonywania a Varbowie mimo wszystko są z nami w przyjaźni. Sam mam żenić się z córką króla, jestem pewny, że pertraktacje dojdą do skutku. Dla Ciebie mam jednak inne zadanie. Niedaleko stolicy znajduje się las, gdzie mieści się pewna grota. Mieszkańcy pobliskiej wsi skarżą się na niepokojące głosy dochodzące stamtąd. Moi zwiadowcy badający sprawę ginęli bez śladu. Nie mogę wysłać wojsk, sam wiesz jaka jest sytuacja. Jednakże znam Twoje umiejętności i muszę Cię prosić abyś się tym zajął. Z pewnością to dobrze zorganizowana szajka bandytów, która mimo wszystko nie ma szans w walce z Tobą.

- Rozumiem, uwinę się z tym i ruszę do was. - Naru spojrzał jednak na Lucjana wzrokiem mówiącym aby strzegł Kristiny. Książę zrozumiał.

- Bracie, uważaj na siebie. - rzekł Lucjan chwilę przed tym jak ten wychodził, lecz Naru milczał. Chłopiec wziął swojego Zefira i i niezwłocznie ruszył do wskazanego mu na mapie miejsca. Chciał jak najszybciej załatwić tam swoje sprawy aby osobiście móc chronić Kristinę. Jednakże minęło kilka godzin nim dotarł na miejsce i znalazł grotę, w której to mieli znajdywać się bandyci. Zsiadł z konia i powoli ruszył w głąb oświetlonej gdzieniegdzie pochodniami jaskini. Gdy tylko przeszedł kilka sążni od razu spostrzegł trupy ludzi, którzy to po dokładniejszych oględzinach okazali się zwiadowcami księcia Lucjana.

- Witaj ponownie. - Usłyszał z oddali znajomy głos. Jednak nim dobrze poczuł nagłą obecność przeciwnika za sobą jego umysł pochłonął mrok.


***


Minęła chwila nim odzyskał wyraźny obraz po otwarciu oczu. Był przywiązany do stalowego słupa niezliczoną ilością łańcuchów. Przed nim natomiast w starannie nakreślonym jego własną krwią okręgu ozdobionym nieznanymi mu symbolami stała niewielka stalowa konstrukcja trzymająca duży klejnot.

- W końcu się obudziłeś. - Ponownie usłyszał głos, za chwilę jego oczom ukazała się znana mu już postać w fartuchu. - Nie uwolnisz się za pomocą magii, rzuciłem na ten obszar specjalną barierę niwelującą ją. - Naru jednak nie przestał się szarpać.

- Gdzie ten drugi? Po co go w ogóle stworzyłeś? - syknął chłopiec.

- Potrzebne były mi Twoje emocje, twój gniew, Twoja potęga, lecz nie chciałeś współpracować. Stworzyłem więc Twojego sobowtóra na zastępstwo, jednakże nie był zdolny do odczuwania emocji, więc kazałem mu odejść gdy tylko wykona dla mnie jeszcze jedno ostatnie zadanie.

- Po co to wszystko? - Chłopiec poczuł jak jego siły słabną a ciało powoli ogarniał ból jak gdyby wyszarpywano coś z jego wnętrza.

- Wiesz czym jest ten kamień? - zapytał, lecz nie zamierzał niczego wyjaśniać. - Nie chcesz współpracować, wielka szkoda, lecz Twoja dusza wciąż mi się przyda. Aż chciałoby się rzec dziękuję za współpracę, jednakże wciąż będę Tobą władać. - zachichotał.

- Co chcesz osiągnąć?! - wycedził ponownie Naru.

- Wybacz, ale nie mam czasu na pogaduszki. Wysysanie Twojej duszy trochę potrwa a ja mam pewną wojnę do wzniecenia. Już niedługo ten świat spowije mrok. - rzekł tajemniczo przyglądając się uważnie to chłopcu to jaśniejącemu coraz bardziej klejnotowi. - Nie martw się, gdy będzie po wszystkim wrócę po Ciebie. - dodał po czym wyszedł. Naru stał tak przywiązany do słupa przez dobre kilkadziesiąt minut próbując ze wszystkich sił zerwać więzy, jednakże nie był w stanie tego zrobić. Czuł jak jego siły słabną z każdą chwilą, obraz przed oczami coraz bardziej mętniał, już po chwili jedyne co trzymało go na nogach to mocne łańcuchy.

- Daj mi trochę więcej przestrzeni. - usłyszał ochrypły głos w swojej głowie. Wiedział do kogo należał. - Tylko ja mogę nas teraz wydostać - ból stawał się nie do zniesienia. - Głupcze, jeśli nie dasz mi więcej przestrzeni w swej jaźni oni wszyscy wymrą!

- Zamknij się i mów jaki masz plan! - wycedził.

- Daj mi tylko więcej miejsca. Twoja siła wzrośnie, zerwiesz więzy, zniszczysz kamień i pobiegniesz szybciej aniżeli najszybszy wierzchowiec. - zachęcał głos. Chłopiec nie miał czasu na zastanowienie, jego dusza była już nierozerwalnie powiązana z bestią wewnątrz niego. Z każdą minutą śmierć podchodziła coraz bliżej, jego życie jednakże nie miało tutaj żadnej wartości. Maska zaczęła kruszeć, ból zanikał a zastąpiła go wciąż zwiększająca się siła. Po kilku chwilach siłowania się z więzami w końcu je zerwał. Bezzwłocznie złapał leżące w koncie swoje ostrza i ciął klejnot, który rozpadł się na kawałki uwalniając to co dotychczas nagromadził. Naru wybiegł.


***


„Co to za miejsce? Czym jest ten dziwny kamień i gdzie ja biegnę?”

- Wszystko w porządku? - Dotarł jej uszu głos Lucjana, lecz nie usłyszała go. „Głupia! O czym ja w ogóle fantazjuję, w tak ważnej chwili?” - skarciła się w myślach.

- Kristina? - Tym razem usłyszała wyraźnie.

- W porządku, chyba odpłynęłam. To pewnie nerwy. - Przestała masować skroń palcami, wyprostowała się kierując wzrok przed siebie wprost na sporych rozmiarów namiot, w którym to miały odbywać się obrady.

- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. - uspokajał ją młody władca. Czuła na sobie również pocieszający wzrok Rafaela i Zentharisa, którzy jej towarzyszyli. Uśmiechnęła się na znak, że nic jej nie jest po czym weszli do wnętrza namiotu, w którym rezydowali już król Varbii Maxwell Varberg. Wysoki barczysty mężczyzna w średnim wieku. Średniej długości czarne włosy i krótka czarna broda wraz z widocznymi gdzieniegdzie zmarszczkami budziły respekt w rozmówcach. Zmarszczone czoło oraz wnikliwe spojrzenie dodawały mężczyźnie powagi oraz wyrazu człowieka inteligentnego i doświadczonego. Po jego prawicy siedziała jego córka Selena, będąca narzeczoną Lucjana. Dziewczę było niższe od chłopca o głowę. Jej gładka cera, przyjazne i serdeczne spojrzenie jej fiołkowych oczu onieśmielało Lucjana do tego stopnia, że z każdym jej spojrzeniem na niego ten oblewał się rumieńcem. Długie do łokci jej delikatnych rączek włosy i nie drobna oraz też nie tęga budowa ciała w połączeniu z postawą doskonale oddawały jej pozycje społeczną. Kiedy tylko towarzysze weszli do środka powitały ich gruby głos króla i cienki księżniczki. Lucjan kłaniając się uroczyście ucałował jej dłoń. Po czym usiadł na wprost swojego rozmówcy. Zen wraz z Rafaelem zajęli pozycję przy wejściu.. Rozpoczęły się obrady. Na zewnątrz wydawało się na pozór spokojnie, w oczy rzucał się niemalże cały skalisty krajobraz wielkiego na hektar pola bitwy. Zapełniony łucznikami, piechotą i potężnymi balistami. Atmosfera była jednak napięta, wystarczyłaby iskra aby wywołać pożar temperamentów żołnierzy, którzy chcieli tylko wrócić cało do swych rodzin. Sam środek pola bitewnego rozdzielała w pół szczelina w ziemi, która ciągła się daleko jak okiem sięgnąć a kilkadziesiąt sążni od środka znajdował się niewielki most łączący oba krańce czeluści. Negocjacje odbywały się w części gdzie stacjonowały wojska Vanderbergu. Miejsce to wyglądało teraz jak wielka szachownica znajdująca się dosyć blisko samej stolicy. Gdyby, któraś z bliższych pośród tych potężnych konstrukcji wystrzeliła swój ładunek ten mógłby trafić prosto w królewski zamek Vanderbergu tnąc wcześniej niebo ponad lasami, które znajdowały się pomiędzy nimi. Słońce świeciło wysoko na nieboskłonie, rozmowy zdawały się trwać w nieskończoność gdy nagle z zewnątrz dotarł ich potężny łomot, silne drgania ziemi i krzyk, za chwilę ponownie.

- Uciekajcie! - krzyknął niespodziewanie elf, który wyjrzał za zasłonę. Ledwie cała grupa wybiegła jak w namiot uderzyła wielka wystrzelona z przeciwnej strony skała zrównując go z ziemią. Król Maxwell był zszokowany, ktoś zaatakował bez jego wyraźnych rozkazów, jednakże chaos panował nie tylko u atakowanych, gdyż po stronie armii Varbów również widać była poruszenie. Żołnierze nie rozumieli czemu ich balisty wystrzeliwują. W oddali można było zauważyć szkarłatnowłosą marę przemieszczającą się z zawrotną prędkością pomiędzy oponentami. Nie umknęło to uwadze Kristiny, która mimo krzyków jej towarzyszy podbiegła dalej by dokładniej przyjrzeć się znajomej sylwetce. Dziewczyna znajdowała się już blisko szczeliny kiedy jej oczom ukazał się kolejny wielki głaz lecący w jej stronę. Zen, Rafael oraz Lucjan byli już blisko niej, lecz nie było możliwości aby uciec. Kiedy przyjaciele wpatrywali się w nadchodzącą nieuniknioną śmierć nagle coś przebiegło pomiędzy nimi wbiegając wprost pod już mającą uderzyć w ziemię kilka sążni przed nimi okrągłą skałę, łapiąc ją i powoli próbując zatrzymać przed staranowaniem ich. To był Naru, który resztkami sił próbował uratować swoich towarzyszy, czując jak jego kości powoli pękają pod ciężarem rozpędzonej bryły, po której zatrzymaniu nawet ktoś tak silny jak on nie wyszedłby bez szwanku. Mimo, iż mocno opierał się stopami na ziemi nie mógł zatrzymać przeszkody. Był spychany z ogromną prędkością w stronę ludzi, których chciał chronić. Nie minęła chwila, gdy padł na jedno kolano wciąż przesuwany przez głaz. Kości strzelały i łamały się, nogi obdzierała ziemia pod nim ich koniec zdawał się bliski. Wtedy ten zgiął jedną rękę w łokciu podtrzymując pocisk całym przedramieniem a drugą wolną dłoń zacisnąć w pięść i waląc nią jak oszalały po pewnej chwili rozłupał go na spore kawałki, które uderzając o ziemię jednak ominęły jego przyjaciół. Kristina nie miała tyle szczęścia. Dziewczyna uciekając znajdowała się zbyt blisko urwiska. Kiedy skała pękła na kawałki jeden z odłamów uderzył blisko niej, przez co ta zachwiała się i runęła w dół. Spostrzegłszy to Naru niezwłocznie skoczył za nią. Dziewczyna leciała widząc jak jej ukochany powoli zbliża się do niej z nerwowym wyrazem twarzy. Wyciągnęła rękę, którą ten złapał by za chwilę przyciągnąć i uścisnąć ją na sekundę.

- Naru, czemu aż tak ryzykujesz?! - zdążyła zapytać na moment przed tym jak ten niespodziewanie znowu oddalił się od niej na długość ręki i zaczął kręcić się jak oszalały trzymając wciąż jej dłoń.

- Bo chyba Cię.. - dotarło tylko do jej uszu gdyż ten nagle ją puścił wyrzucając w górę. Widziała tylko jego poruszające się oddalające usta. Wiedziała co mówił, lecz chwila dezorientacji sprawiła, że nie zauważyła jak znalazła się z powrotem na górze uderzając o ziemię prawie, że pod stopami Lucjana. Niezwłocznie zerwała się na skraj czeluści, lecz nie widziała już nic prócz nieprzeniknionego mroku.

- Naru! - krzyknęła, lecz odpowiedział jej tylko przeraźliwy demoniczny ryk dochodzący gdzieś z wnętrza. Ostrzał trwał już tylko kilka chwil. Za sprawą świadków widzących Naru, jednocześnie po obu stronach szczeliny oraz podejrzanego mężczyznę w fartuchu wojna nie doszła do skutku. Królestwa doszły do porozumienia, którego nikt nie zaburzał przez lata. Młody książę wraz z przyjaciółmi nigdy nie przestał szukać brata.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.